a
mów mi/kontakt
administrator
a
Dzień już od samego początku zapowiadał się mozolnie i w istocie taki też był. Praca, jak niemal zawsze pochłonęła od niego wiele czasu, a swoimi wymaganiami, wciągnęła także i jego cenną cierpliwość. Robota nie była jednak jedynym powodem do nielekkiego i męczącego dnia. Zaraz po skończonej zmianie załatwił parę spraw w urzędzie, poczcie oraz aptece i gdyby nie kolejki, które zastał w wymienionych placówkach, tudzież sklepach, dzień mógłby mieć o wiele lepszy wydźwięk. Przez chwilę nawet, stojąc w szeregu, czuł się jak członek kawalkady, tylko konia lub pojazdu mu i innym brakowało, bo cel w gruncie mieli wszyscy ten sam.
Wraz z pojawiającym się bólem nóg zaczął żałować, że akurat dzisiaj postanowił swe sprawy zrealizować. Fakt był młodą osobą, ale już go coś tam rwało w tych kolanach, a prócz tego zaczęło już go niekiedy łupać w krzyżu.
Po skończonym staniu i załatwianiu spraw, które trwały o wiele krócej, niż kolejki, w których chcąc nie chcąc, musiał się postawić, stwierdził, że zajmie miejsce w jeszcze jednej, aby kupić na wynos jakieś jedzenie do domu. Nie miał, ochoty siły, ani niewątpliwie talentu, żeby podjąć się gotowania. Jego ryby były zwykle tak niedogotowane, że chciały spełnić jego trzy życzenia, a Gordon Ramsay pewnie wysłałby go do piekarnika, aby znacząco ułatwić sobie życie, gdyby zobaczył, co w kuchni ta miernota wyprawia. Złożył, więc zamówienie, a po usłyszanym of kelnera czasie oczekiwanie postanowił wyjść na zewnątrz, aby poprzez zapalenie papierosa czas, choć pozornie szybciej mu minął.
Kończąc już swojego peta, uniósł wzrok przed siebie, a wtedy zobaczył mężczyznę, który wyglądał, jak jego dawny znajomy. Przez strach ponownego wciągnięcia się w narkotyki, postanowił nie witać się z mężczyzną, dlatego też powrócił do lokalu. Niestety nie przewidział, że Aaron także do niego wejdzie. Przewidział jednak już to, że facet po jego zobaczeniu postanowi zagadać. – Hej, kopę lat. – odpowiedział na przywitanie chłopaka, udając przy tym zdziwionego.
Aaron McKay
a
Każdy, kto znał Aarona lepiej lub gorzej wiedział, że był fanem kuchni azjatyckiej, w szczególności sushi i wszelkiego rodzaju makaronów. Biorąc pod uwagę, że na to drugie nie miał aż takiej ochoty, postanowił wybrać się do jednej z lepszych knajp w mieścinie, która mogła zaspokoić jego potrzeby żywieniowe, jak i dopieścić kubki smakowe, które aż domagały się większej uwagi, niż ta, którą dawały pączki w pracy. W ogóle czemu policjanci mieli taką obsesję na ich punkcie? Ile razy by się nie zastanawiał, tak zamiast odpowiedzi znajdował w robocie nowe pudełko, przyniesione przez kogoś z zespołu.
Niemniej, zostawiając to pytanie gdzieś z tyłu głowy, by przypadkiem nie tracić czasu na zastanawianie się, postanowił pójść do lokalu. Jeśli będzie się tak guzdrał, to mu go zamkną.
Kilkanaście minut, a może trochę dłużej, zważywszy na to, że postanowił zrezygnować z samochodu, ciesząc się spacerem, dotarł na miejsce. Jak dobrze, że nie było tłoczno. Chyba. Ważne, że nie musiał stać w kolejce, jak czasami się zdarzało.
Wchodząc do środka nie spodziewał się, że będzie miał aż tak bliskie spotkanie ze swoją przeszłością, z której nijak nie był dumny. Była jego zmorą, chociaż dzięki niej wiele się nauczył. Ale czy to musiało być dzisiaj? Czy to musiało być teraz, kiedy chciał spędził miło czas, delektując się dobrym jedzeniem?
Nie był na to gotowy, jednak w chwili, w której dostrzegł dawnego znajomego, postanowił go nie ignorować. Pytanie tylko, czy on będzie chciał z nim rozmawiać. Nie widzieli się długo, bardzo długo, bo skąd miał wiedzieć o tym, że Aaron trafił na odwyk?
-Bentley, cześć. Nie wiedziałem, że jesteś w mieście - powiedział, uśmiechając się lekko. Było dziwnie, na to nikt nie mógł ich przygotować. - Widzę, że też odkryłeś uroki najlepszego sushi w okolicy - rzucił, bo co miał powiedzieć? Jeszcze nie wiedział.
Bentley Macfarlane
Niemniej, zostawiając to pytanie gdzieś z tyłu głowy, by przypadkiem nie tracić czasu na zastanawianie się, postanowił pójść do lokalu. Jeśli będzie się tak guzdrał, to mu go zamkną.
Kilkanaście minut, a może trochę dłużej, zważywszy na to, że postanowił zrezygnować z samochodu, ciesząc się spacerem, dotarł na miejsce. Jak dobrze, że nie było tłoczno. Chyba. Ważne, że nie musiał stać w kolejce, jak czasami się zdarzało.
Wchodząc do środka nie spodziewał się, że będzie miał aż tak bliskie spotkanie ze swoją przeszłością, z której nijak nie był dumny. Była jego zmorą, chociaż dzięki niej wiele się nauczył. Ale czy to musiało być dzisiaj? Czy to musiało być teraz, kiedy chciał spędził miło czas, delektując się dobrym jedzeniem?
Nie był na to gotowy, jednak w chwili, w której dostrzegł dawnego znajomego, postanowił go nie ignorować. Pytanie tylko, czy on będzie chciał z nim rozmawiać. Nie widzieli się długo, bardzo długo, bo skąd miał wiedzieć o tym, że Aaron trafił na odwyk?
-Bentley, cześć. Nie wiedziałem, że jesteś w mieście - powiedział, uśmiechając się lekko. Było dziwnie, na to nikt nie mógł ich przygotować. - Widzę, że też odkryłeś uroki najlepszego sushi w okolicy - rzucił, bo co miał powiedzieć? Jeszcze nie wiedział.
Bentley Macfarlane
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Urodzona w Hope Valley i zaadoptowana przez Ridericków, którzy dali jej najlepszy możliwy dom. Studiowała w Nowym Jorku, gdzie wyszła za mąż i miała być szczęśliwa, ale zamarzył jej się powrót w rodzinne strony. Rozwód i dziecko trochę pokrzyżówały jej plany zawodowe. Zrobiła specjalizację z onkologii i dopiero od niedawna próbuje swoich sił w chirurgii. Boi się diagnozy, ale jest bardziej niż pewna, że ma guza mózgu. Szczęścia w miłości też nie.
32
170
Wolny wieczór. Nie miała ich w ostatnim czasie szczególnie dużo. Zdawała sobie sprawę z tego, że wzięła sobie na głowę za wiele. Dużo za dużo. Zmęczenie i stres dawały o sobie znać coraz bardziej dotkliwie, ale ona ciągle tkwiła w przekonaniu, że nieee… że wszystko jest w jak największym porządku. Kiedy jednak wreszcie udało jej się wygospodarować wolny wieczór chciała go spędzić jak należy. Znaczy jasne… mogła spotkać się z przyjaciółmi, iść na randkę albo cokolwiek w tym stylu. Ale nie! Wolała zjeść coś porządnego. Nie była perfekcyjną panią domu, nie potrafiła gotować, więc znała większość restauracji w mieście, a dzisiaj miała ochotę na sushi. No i do tego potrzebowała towarzystwa. Właśnie dlatego zadzwoniła do Roberta. W ogóle w ostatnim czasie doceniała obecność rodziny… jakby była świadoma tego, że to oni mogą najdotkliwiej odczuć jej brak, gdyby jednak to, co hodowała w swojej głowie wygrało. Okej – CHYBA hodowała, nie miała całkowitej pewności, bo nie miała odwagi zebrać się w sobie, żeby poddać się badaniom. Nie miała też odwagi komukolwiek o tym powiedzieć. Po pierwsze dlatego, że bała się współczucia, bała się tego, że wszyscy będą ją pchać ku dalszej diagnostyce i leczeniu, ale też miała dziwne wrażenie, że gdy powie o tym na głos, gdy powie prawdę… to nagle stanie się bardziej rzeczywiste. Teraz było tylko głupimi domysłami. I spokojnie mogła cieszyć się życiem.
Na miejscu pojawiła się na chwilę przed umówioną godziną. Kelner zaprowadził ją do zarezerwowanego wcześniej stolika, gdzie od razu zamówiła japońskie wino i podparła głowę na dłoni, czekając na brata. Gdy się pojawił – wyprostowała się, uśmiechnęła się do niego promiennie i przywitała, gdy tylko kelner przeprowadził go przez salę na miejsce – Cześć staruszku. – rzuciła, uśmiechając się do niego pogodnie – Nic nam jeszcze nie zamówiłam… oprócz wina, więc będziesz miał jakieś tam prawo głosu. Ale oprócz tego umieram z głodu, przyjechałam prosto ze szpitala i to był naprawdę długi dyżur. W moim organizmie jest tylko kawa. Zdecydowanie potrzebuje sushi i wina do kompletu. – trajkotała, chwytając za kartę i zaczynając się wpatrywać w menu, od czasu do czasu jednak zerkając w kierunku brata.
Robert McAllister
mów mi/kontakt
autor
a
#4
Mówi się, że nie daleko pada jabłko od jabłoni, chociaż w ich przypadku to raczej jabłka od jabłoni. Rodzeństwo jest do siebie bardzo podobne, jeżeli chodzi o to jaki mają stosunek do pracy, ponieważ sam Robert ma takie same podejście, nie oszczędza się jeżeli chodzi o pracę. Dla niego doba ma czasem za mało godzin, ale jedną z niewielu jego pasji jest gotowanie. Od czasu do czasu lubi przygotować coś dla siebie, bo ileż można jeść jedzenie z restauracji? Musiał mieć na to natchnienie i chęć, bo trochę jest zachodu w gotowaniu dla jednej osoby, jednak dla chcącego nic trudnego, prawda? Starał się dbać o siebie, miał siłownie w domu, więc regularnie ćwiczył, a jeżeli chodzi o dbanie o zbilansowaną dietę to już trochę gorzej. Jadał to co lubi, a nie koniecznie to zawsze jest zdrowe, bardzo często jest gościem McDonalda albo KFC. Wrapy i skrzydełka to jest to co ten człowiek może jeść w ogromnych ilościach, a potem trzeba dawać sobie ostry wycisk na siłce, albo podczas długiego, kilkukilometrowego odcinka biegając po miasteczku ze słuchawkami w uszach.
W zasadzie dawno nie jadł sushi i z entuzjazmem przyjął zaproszenie siostry. Miał sobie nie robić żadnego wolnego wieczora, ale co mu tam! Musiał dbać o relacje z Silver po tym jak ją odnalazł. Na początku było dosyć sztywno, nie ma się co dziwić, oboje byli dla siebie totalnie obcymi osobami choć płynie w nich ta sama krew. Rodzice postąpili jak ostatnie szumowiny i nie potrafi im tego wybaczyć, nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
Na miejscu był chwile przed czasem, ale już tak na granicy. Wszedł do lokalu i od razu skierował się w stronę siostry.
- Cześć! - zawołał i przywitał się z kobietą. - W zasadzie to zamów na co masz ochotę, zjem wszystko, bo nie jadłem dzisiaj nic normalnego. Najważniejsze, żeby było dużo. - zaśmiał się po czym spojrzał na Silver. - Wyglądasz na zmęczoną. - zauważył z troską Rob. Przygadał kocioł garnkowi.
Silver Roderick
Mówi się, że nie daleko pada jabłko od jabłoni, chociaż w ich przypadku to raczej jabłka od jabłoni. Rodzeństwo jest do siebie bardzo podobne, jeżeli chodzi o to jaki mają stosunek do pracy, ponieważ sam Robert ma takie same podejście, nie oszczędza się jeżeli chodzi o pracę. Dla niego doba ma czasem za mało godzin, ale jedną z niewielu jego pasji jest gotowanie. Od czasu do czasu lubi przygotować coś dla siebie, bo ileż można jeść jedzenie z restauracji? Musiał mieć na to natchnienie i chęć, bo trochę jest zachodu w gotowaniu dla jednej osoby, jednak dla chcącego nic trudnego, prawda? Starał się dbać o siebie, miał siłownie w domu, więc regularnie ćwiczył, a jeżeli chodzi o dbanie o zbilansowaną dietę to już trochę gorzej. Jadał to co lubi, a nie koniecznie to zawsze jest zdrowe, bardzo często jest gościem McDonalda albo KFC. Wrapy i skrzydełka to jest to co ten człowiek może jeść w ogromnych ilościach, a potem trzeba dawać sobie ostry wycisk na siłce, albo podczas długiego, kilkukilometrowego odcinka biegając po miasteczku ze słuchawkami w uszach.
W zasadzie dawno nie jadł sushi i z entuzjazmem przyjął zaproszenie siostry. Miał sobie nie robić żadnego wolnego wieczora, ale co mu tam! Musiał dbać o relacje z Silver po tym jak ją odnalazł. Na początku było dosyć sztywno, nie ma się co dziwić, oboje byli dla siebie totalnie obcymi osobami choć płynie w nich ta sama krew. Rodzice postąpili jak ostatnie szumowiny i nie potrafi im tego wybaczyć, nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
Na miejscu był chwile przed czasem, ale już tak na granicy. Wszedł do lokalu i od razu skierował się w stronę siostry.
- Cześć! - zawołał i przywitał się z kobietą. - W zasadzie to zamów na co masz ochotę, zjem wszystko, bo nie jadłem dzisiaj nic normalnego. Najważniejsze, żeby było dużo. - zaśmiał się po czym spojrzał na Silver. - Wyglądasz na zmęczoną. - zauważył z troską Rob. Przygadał kocioł garnkowi.
Silver Roderick
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
Urodzona w Hope Valley i zaadoptowana przez Ridericków, którzy dali jej najlepszy możliwy dom. Studiowała w Nowym Jorku, gdzie wyszła za mąż i miała być szczęśliwa, ale zamarzył jej się powrót w rodzinne strony. Rozwód i dziecko trochę pokrzyżówały jej plany zawodowe. Zrobiła specjalizację z onkologii i dopiero od niedawna próbuje swoich sił w chirurgii. Boi się diagnozy, ale jest bardziej niż pewna, że ma guza mózgu. Szczęścia w miłości też nie.
32
170
Ile można jeść w restauracji? No właściwie to… większość swojego życia? Od czasu, gdy wyprowadziła się od swoich rodziców, gdy przeprowadziła się do Nowego Jorku – a każdy wie jakie są warunki mieszkaniowe w Nowym Jorku (ciasno!) – praktycznie zawsze stołowała się na mieście. Przyzwyczajenie. Wygoda. No i fakt, że naprawdę nie miała do tego talentu, ani samozaparcia żeby się uczyć. Zwyczajnie tego nie lubiła. Więc zostawały jej restauracje. Z tym, że zazwyczaj trzymała się z daleka od barów szybkiej obsługi – nie chciała zejść na zawał w wieku czterdziestu lat! Heh… o ile dożyje do czterdziestki. Ale to nie był temat, który chciała poruszać dzisiaj. Właściwie nie była pewna, czy chciała go kiedykolwiek, jakkolwiek i z kimkolwiek poruszać.
– Doskonale! Dobrze, że i w tym się zgadzamy. – stwierdziła pogodnie, zamykając więc kartę, bo ona doskonale wiedziała, co oferuje tutejsza kuchnia, które zestawy warto zamówić. Wystarczyło tylko poczekać na kelnera. Zanim ten jednak się pojawił – wbiła spojrzenie w brata i uśmiechnęła się pod nosem – Dużo pracy, przecież wiesz. – doskonale to rozumiał, bo miał dokładnie tak samo. Zdążyła się zorientować, że z bratem niewątpliwe łączy ich pracoholizm – Zresztą to samo mogłabym powiedzieć o tobie. – wytknęła, uśmiechając się pod nosem. Wtedy też do ich stolika podszedł kelner a Silver mogła zamówić dla nich jakiś przyzwoity zestaw rolek i wino, dużo wina. Odprowadziła kelnera wzrokiem i wróciła do Roberta – Co słychać? – zgarnęła kosmyk włosów za ucho i podparła głowę na dłoni, wpatrując się w mężczyznę. I naprawdę była ciekawa odpowiedzi. Wszystko, co dotyczyło innych, wydawało jej się być szalenie ciekawe. Na pewno ciekawsze od jej własnego życia.
Robert McAllister
– Doskonale! Dobrze, że i w tym się zgadzamy. – stwierdziła pogodnie, zamykając więc kartę, bo ona doskonale wiedziała, co oferuje tutejsza kuchnia, które zestawy warto zamówić. Wystarczyło tylko poczekać na kelnera. Zanim ten jednak się pojawił – wbiła spojrzenie w brata i uśmiechnęła się pod nosem – Dużo pracy, przecież wiesz. – doskonale to rozumiał, bo miał dokładnie tak samo. Zdążyła się zorientować, że z bratem niewątpliwe łączy ich pracoholizm – Zresztą to samo mogłabym powiedzieć o tobie. – wytknęła, uśmiechając się pod nosem. Wtedy też do ich stolika podszedł kelner a Silver mogła zamówić dla nich jakiś przyzwoity zestaw rolek i wino, dużo wina. Odprowadziła kelnera wzrokiem i wróciła do Roberta – Co słychać? – zgarnęła kosmyk włosów za ucho i podparła głowę na dłoni, wpatrując się w mężczyznę. I naprawdę była ciekawa odpowiedzi. Wszystko, co dotyczyło innych, wydawało jej się być szalenie ciekawe. Na pewno ciekawsze od jej własnego życia.
Robert McAllister
mów mi/kontakt
autor
a
Fakt, korzystanie z restauracji jego o wiele wygodniejsze. Może zaoszczędzić czas, który trzeba poświęcić do przygotowania jakiegokolwiek dania. Chyba, że ktoś ma małe aspiracje i wystarczy mu zalanie gorącą wodą zupki chińskiej czy innej rzeczy z opakowania takiej jak modne teraz kaszotta czy inne otta z mikrofalówki. Zastanawiał się na jakiej zasadzie to działa, pewnie jest tam napakowane tyle chemii i różnych dziwnych rzeczy,że po dłuższym człowiek się świeci jak te lampki do ogrodu na baterie słoneczne. Zawsze jest taka ewentualność, że Silver może się wprosić do Roberta na jakiś obiad czy kolacje, bo on z największą przyjemnością ugości siostrę w swoim domu i pokaże jakie ma zdolności kulinarne, a trzeba przyznać, że te są niezłe. Sam się zastanawiał po kim to ma, bo szanowni dawca spermy i rodząca go tego nie nauczyli, ponieważ sami tego nie praktykowali.
- Chociaż jakiś kompromis w naszej relacji. - zaśmiał się patrząc na siostrę z błyskiem w swoich zielonych oczach. Zdał się w całości na kobietę, bo lepiej wiedziała co jest dobrego w tej restauracji. Raz na jakiś czas można coś innego zjeść, prawda? - Winny! - powiedział podnosząc obie ręce na wysokość twarzy. - Tak to jest kiedy ma się swoją firmę i jest się swoim szefem. Można pracować non stop. - westchnął przeciągle, ale nie z żalu tylko tak z prawdy jeżeli można tak powiedzieć. - Zaadoptowałem dwa psy, owczarki niemieckie. - powiedział z ogromną dumą w swoim głosie. Naprawdę się cieszył z tego, że dał kochający dom dwóm potrzebującym psiakom, które nie zaznały dotychczas miłości. - Sporo przeszły i trochę czasu mi zajęło by je do siebie przekonać. - dodał. - A u ciebie co tam? Jak mała? -zapytał zainteresowany.
Silver Roderick
- Chociaż jakiś kompromis w naszej relacji. - zaśmiał się patrząc na siostrę z błyskiem w swoich zielonych oczach. Zdał się w całości na kobietę, bo lepiej wiedziała co jest dobrego w tej restauracji. Raz na jakiś czas można coś innego zjeść, prawda? - Winny! - powiedział podnosząc obie ręce na wysokość twarzy. - Tak to jest kiedy ma się swoją firmę i jest się swoim szefem. Można pracować non stop. - westchnął przeciągle, ale nie z żalu tylko tak z prawdy jeżeli można tak powiedzieć. - Zaadoptowałem dwa psy, owczarki niemieckie. - powiedział z ogromną dumą w swoim głosie. Naprawdę się cieszył z tego, że dał kochający dom dwóm potrzebującym psiakom, które nie zaznały dotychczas miłości. - Sporo przeszły i trochę czasu mi zajęło by je do siebie przekonać. - dodał. - A u ciebie co tam? Jak mała? -zapytał zainteresowany.
Silver Roderick
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
Młoda, utalentowana muzycznie kobieta – jedna z „tych” Villedów, która zamiast mikrofonu uparcie brnie w kierunku medycyny. Uwielbia dobrą zabawę, ciekawe książki i horrory, po których strach zejść nocą z łóżka. Ponad wszystko ceni wartości rodzinne i kocha bez wyjątku całe rodzeństwo chociaż różnie między nimi bywa. Ponadto jest uzależnioną instagramerką <3
26
168
#2
Tydzień na praktykach to dużo jeśli chodzi o przemyślenia. Gdzieś pomiędzy obserwacją pacjentów, jedzeniem w biegu i zasypianiem na zaledwie cztery, góra pięć godzin, Camila zastanawiała się co zrobiła źle albo jaki jest inny powód zmiennego zachowania kogoś z kim do tej pory dogadywała się świetnie. Początkowa znajomość z czasem przerodziła się w coś na wzór przyjaźni a na koniec oboje wylądowali przypadkiem w łóżku.
Ten przypadek miał miejsce trzy razy…
I nagle kontakt się urwał a Camie wypadł wyjazd więc siłą rzeczy musiała się wstrzymać z polowaniem na Taylora. Pisanie wiadomości sms i wydzwanianie nie było kompletnie w jej stylu. Nigdy nie uważała się za „kobietę bluszcz”, która owija faceta i odbiera mu tlen oraz dostęp do świata zewnętrznego. Jednak mimo swojego wyrobionego charakteru i stosunku do niektórych spraw, zawsze chciała wiedzieć o co chodzi. Była niezmiennie zwolenniczką otwartych rozmów i wyjaśniania sobie nieścisłości. Twierdziła, że dobra komunikacja to klucz do wszystkiego.
Można sobie więc wyobrazić jakie było jej zaskoczenie gdy przechodząc obok restauracji, zauważyła przez duże przeszklenie znajomy profil. Bez najmniejszego zastanowienia wtargnęła do środka korzystając, że ofiara siedziała samotnie tyłem do wejścia. Bezwstydnie więc musnęła wargami jego płatek ucha i nim ten zdążył zareagować, przysiadła się.
–Cześć Taylor – uśmiechnęła się delikatnie splatając razem palce na blacie stolika.
–Chyba musimy porozmawiać – zaczęła bardzo spokojnie przyglądając się twarzy mężczyzny jakby chciała wyczytać z niej wszystkie emocje, które teraz czuje rozmówca. Nie chcąc bombardować go tak szybko tysiącem pytań odczekała chwilę.
Zapadła cisza.
Taylor Willoughby
Tydzień na praktykach to dużo jeśli chodzi o przemyślenia. Gdzieś pomiędzy obserwacją pacjentów, jedzeniem w biegu i zasypianiem na zaledwie cztery, góra pięć godzin, Camila zastanawiała się co zrobiła źle albo jaki jest inny powód zmiennego zachowania kogoś z kim do tej pory dogadywała się świetnie. Początkowa znajomość z czasem przerodziła się w coś na wzór przyjaźni a na koniec oboje wylądowali przypadkiem w łóżku.
Ten przypadek miał miejsce trzy razy…
I nagle kontakt się urwał a Camie wypadł wyjazd więc siłą rzeczy musiała się wstrzymać z polowaniem na Taylora. Pisanie wiadomości sms i wydzwanianie nie było kompletnie w jej stylu. Nigdy nie uważała się za „kobietę bluszcz”, która owija faceta i odbiera mu tlen oraz dostęp do świata zewnętrznego. Jednak mimo swojego wyrobionego charakteru i stosunku do niektórych spraw, zawsze chciała wiedzieć o co chodzi. Była niezmiennie zwolenniczką otwartych rozmów i wyjaśniania sobie nieścisłości. Twierdziła, że dobra komunikacja to klucz do wszystkiego.
Można sobie więc wyobrazić jakie było jej zaskoczenie gdy przechodząc obok restauracji, zauważyła przez duże przeszklenie znajomy profil. Bez najmniejszego zastanowienia wtargnęła do środka korzystając, że ofiara siedziała samotnie tyłem do wejścia. Bezwstydnie więc musnęła wargami jego płatek ucha i nim ten zdążył zareagować, przysiadła się.
–Cześć Taylor – uśmiechnęła się delikatnie splatając razem palce na blacie stolika.
–Chyba musimy porozmawiać – zaczęła bardzo spokojnie przyglądając się twarzy mężczyzny jakby chciała wyczytać z niej wszystkie emocje, które teraz czuje rozmówca. Nie chcąc bombardować go tak szybko tysiącem pytań odczekała chwilę.
Zapadła cisza.
Taylor Willoughby
a
W ostatnim czasie Taylor nie narzeka na brak zleceń, to dobrze. Najgorszy stan w jego zawodzie to taki, w którym nikt nie chce się zatrudnić albo kupić twoich zdjęć. W takich momentach przychodzą myśli, że może lepiej byłoby znaleźć sobie pracę w jakimś barze albo w którejś z wodnych szkół nieopodal oceanu. To na pewno dałoby pewny zarobek, choć pewnie nie aż tyle satysfakcji, którą daje Tayowi jego obecna praca. Na szczęście Willoughby w ostatnim czasie nie miał tego typu zmartwień. Miał za to całe mnóstwo komplikacji związanych z życiem prywatnym. Jednym takim problemem były członkinie rodziny Villeda. Z jedną z nich przyjaźni się od piaskownicy, z inną połączyła go bliższa relacja, gdy ta pierwsza wyjechała do wielkiego świata. Teraz tutaj wróciła i chociażby ze względu na fakt, że nie tyka się rodzeństwa przyjaciół, powinien był przez cały czas trzymać ręce przy sobie. Do tego jednak doszły pewne osobiste zawiłości, które jeszcze bardziej utrudniały sprawę. Dlatego na rękę było mu, że Camile nie miała ostatnio dużo wolnego czasu, przynajmniej nie musiał jej szczególnie unikać, co nie było przyjemne. Dawało mu to też czas na przemyślenie, choć prawdę mówiąc dotąd nie znalazł dobrego rozwiązania.
Dziś miał rozmowę wprowadzającą do przyszłej współpracy, ta jednak szybko się skończyła, ale korzystając, że był w restauracji, to postanowił zamówić jakiś obiad, na który teraz czekał w samotności. Lubił jednak czasami pobyć sam i nie uważał samotnego jedzenia w restauracji za coś złego, zresztą są duże szanse, że i tak spotka go tutaj ktoś znajomy i już nie będzie sam. Spodziewałby się każdego ale nie Camile, dlatego gdy po tym przelotnym geście, zobaczył jej twarz naprzeciw siebie, to aż otworzył usta z zaskoczenia.
- Przepraszam. - powiedział przywołując się do porządku. - Cześć Camile. - dodał z uśmiechem, może odrobinę nerwowym. Nie wymyślił przecież jeszcze rozwiązania, a teraz przyszło mu się z tym zmierzyć. To znaczy może udawać, że nic się nie dzieje i pewnie tak zrobi, ale na dłuższą metę to się nie sprawdzi. Tak, był pewien, że póki co musi zachowywać się, jakby nic się nie działo.
- Jasne, stało się coś? - zapytał zaskoczony, starając się przybrać najbardziej naturalną i swobodną postawę.
Camila Villeda
Dziś miał rozmowę wprowadzającą do przyszłej współpracy, ta jednak szybko się skończyła, ale korzystając, że był w restauracji, to postanowił zamówić jakiś obiad, na który teraz czekał w samotności. Lubił jednak czasami pobyć sam i nie uważał samotnego jedzenia w restauracji za coś złego, zresztą są duże szanse, że i tak spotka go tutaj ktoś znajomy i już nie będzie sam. Spodziewałby się każdego ale nie Camile, dlatego gdy po tym przelotnym geście, zobaczył jej twarz naprzeciw siebie, to aż otworzył usta z zaskoczenia.
- Przepraszam. - powiedział przywołując się do porządku. - Cześć Camile. - dodał z uśmiechem, może odrobinę nerwowym. Nie wymyślił przecież jeszcze rozwiązania, a teraz przyszło mu się z tym zmierzyć. To znaczy może udawać, że nic się nie dzieje i pewnie tak zrobi, ale na dłuższą metę to się nie sprawdzi. Tak, był pewien, że póki co musi zachowywać się, jakby nic się nie działo.
- Jasne, stało się coś? - zapytał zaskoczony, starając się przybrać najbardziej naturalną i swobodną postawę.
Camila Villeda
mów mi/kontakt
k.
a
Młoda, utalentowana muzycznie kobieta – jedna z „tych” Villedów, która zamiast mikrofonu uparcie brnie w kierunku medycyny. Uwielbia dobrą zabawę, ciekawe książki i horrory, po których strach zejść nocą z łóżka. Ponad wszystko ceni wartości rodzinne i kocha bez wyjątku całe rodzeństwo chociaż różnie między nimi bywa. Ponadto jest uzależnioną instagramerką <3
26
168
Camila w najmniejszym stopniu nie chciała być postrzegana jako intruz ale nawet przez głowę jej nie przeszło, że Tay mógłby ją tak odebrać. Nigdy za nikim nie chodziła, nie śledziła i nie prześladowała żadnej jednostki a to, że teraz zauważyła go przez wielką oszkloną ścianę było czystym przypadkiem. Widocznie ktoś lub coś (jeśli wierzymy w los) chciał żeby tak się stało. Powiedzmy, że była to nagroda, że ten cały czas kiedy zastanawiała się co się stało, że sytuacja między nimi uległa tak gwałtownej zmianie.
Wyraz twarzy mężczyzny nie należał do tych, które bez wątpienia są oznaką radością. Prędzej było to mocne zdziwienie, które mimo wszystko nie zniechęciło Camili do tego aby się przysiąść. To znaczy nie dała tego po sobie poznać bo faktycznie poczuła lekkie ukłucie w serduszku. To był i jest jej odwieczny problem, zbyt łatwo się zakochiwała i mimo tego, że zawsze sobie powtarzała, że czas to zmienić, nigdy nie potrafiła nad tym zapanować. Rozum i serce w tych kwestiach miało oddzielne zdania i jeszcze nigdy jedno nie dogadało się z drugim. Może względne opanowanie przyjdzie z wiekiem ale na tą chwilę się nie zapowiadało.
Trudno.
– Nie cieszysz się, że mnie widzisz – bardziej stwierdziła niż zapytała kwitując to lekkim uśmiechem mimo wszystko.
– Tak, to znaczy nie mam pewności ale sprawdzę to wieczorem - i w tym samym momencie do stolika podeszła kelnerka, która przyniosła zamówienie a od dziewczyny spisała, że chciałaby jedynie mrożoną herbatę, skromnie ale była po obiedzie.
Delikatnie pochylając się do przodu i patrząc prosto w oczy mężczyzny walnęła prosto z mostu
– Okres mi się spóźnia – czyste, naturalne i łatwe kłamstwo, które gładko przeszło przez jej lekko zaróżowione usta. Dlaczego tak brzydko oszukała Taya? Dni kiedy się do niej nie odzywał zmuszały ją do przemyśleń a jego mina gdy ją zobaczył sprawiła, że nabrała ochotę na malutką zemstę chociaż nie mogła powiedzieć, że przestała czuć zadurzenia, które mąciło jej w głowie. Wystarczyło tylko na nią spojrzeć żeby bez trudu odgadnąć, że typ po drugiej stronie stolika nie jest jej obojętny.
Cholera.
Taylor Willoughby
Wyraz twarzy mężczyzny nie należał do tych, które bez wątpienia są oznaką radością. Prędzej było to mocne zdziwienie, które mimo wszystko nie zniechęciło Camili do tego aby się przysiąść. To znaczy nie dała tego po sobie poznać bo faktycznie poczuła lekkie ukłucie w serduszku. To był i jest jej odwieczny problem, zbyt łatwo się zakochiwała i mimo tego, że zawsze sobie powtarzała, że czas to zmienić, nigdy nie potrafiła nad tym zapanować. Rozum i serce w tych kwestiach miało oddzielne zdania i jeszcze nigdy jedno nie dogadało się z drugim. Może względne opanowanie przyjdzie z wiekiem ale na tą chwilę się nie zapowiadało.
Trudno.
– Nie cieszysz się, że mnie widzisz – bardziej stwierdziła niż zapytała kwitując to lekkim uśmiechem mimo wszystko.
– Tak, to znaczy nie mam pewności ale sprawdzę to wieczorem - i w tym samym momencie do stolika podeszła kelnerka, która przyniosła zamówienie a od dziewczyny spisała, że chciałaby jedynie mrożoną herbatę, skromnie ale była po obiedzie.
Delikatnie pochylając się do przodu i patrząc prosto w oczy mężczyzny walnęła prosto z mostu
– Okres mi się spóźnia – czyste, naturalne i łatwe kłamstwo, które gładko przeszło przez jej lekko zaróżowione usta. Dlaczego tak brzydko oszukała Taya? Dni kiedy się do niej nie odzywał zmuszały ją do przemyśleń a jego mina gdy ją zobaczył sprawiła, że nabrała ochotę na malutką zemstę chociaż nie mogła powiedzieć, że przestała czuć zadurzenia, które mąciło jej w głowie. Wystarczyło tylko na nią spojrzeć żeby bez trudu odgadnąć, że typ po drugiej stronie stolika nie jest jej obojętny.
Cholera.
Taylor Willoughby
a
W takim razie z punktu widzenia Taylora to spotkanie było jakąś karą od losu. Za to, że chciał uniknąć konfrontacji, a raczej tego, że podczas niej powiedziałby albo zrobił coś, czego nie powinien. Nigdy nie można przecież bezkarnie zachowywać się nie w prządku w stosunku do innych osób, a już tym bardziej bliskich. Ze względu na dzieciństwo i okres dorastania, Tay jest bliżej z inną z sióstr Villeda, ale z Camilą zbliżyli się już w dorosłym życiu i też nie może powiedzieć, że jest mu obojętna. Przede wszystkim, że jej dobro nie jest mu obojętne. To skomplikowane, bo jednocześnie wiedział, że nie zachował się okej, względem przyjaciółki i złamał tej niepisany kodeks przyjaźni.
Ciężka sprawa, bo Taylor nawet nie przypuszczał, że Camilamogłaby się w nim zakochać. Ich relacja wydała mu się zupełnie innego rodzaju. Może gdyby znał kobietę dłużej, to wiedziałby, że szybko się zakochuje i wówczas pozostaliby tylko przy znajomości dążącej do przyjaźni, która przecież byłaby okej. Tym bardziej, że Willoughby wierzy w przyjaźń damską męską i byłby w stanie utrzymać to na platonicznym poziomie.
- Pewnie, że dobrze Cię widzieć. - odpowiedział zgodnie ze swoim postanowieniem, czyli na luzie. - Zaskoczyłaś mnie. - dodał dla własnego usprawiedliwienia, w którym to przecież było sporo prawdy.
Kiedy wypaliła mu z nie tak radosną miną, to całe to wyluzowanie gdzieś na moment wyparowało, ale po chwili odzyskał rezon i zaczął myśleć o tym, co brunetka powiedziała.
- Przecież widziałem, że bierzesz tabletki. - stwierdził ze spokojem. Choć wewnętrznie nie tyle był zdenerwowany, co wzbierało w nim wkurzenie, bo po dodaniu dwóch do dwóch, doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nie może być w ciąży, w każdym razie nie z nim, bo dopóki nie powiedziała, że bierze tabletki, to używali prezerwatyw.
Camila Villeda
Ciężka sprawa, bo Taylor nawet nie przypuszczał, że Camilamogłaby się w nim zakochać. Ich relacja wydała mu się zupełnie innego rodzaju. Może gdyby znał kobietę dłużej, to wiedziałby, że szybko się zakochuje i wówczas pozostaliby tylko przy znajomości dążącej do przyjaźni, która przecież byłaby okej. Tym bardziej, że Willoughby wierzy w przyjaźń damską męską i byłby w stanie utrzymać to na platonicznym poziomie.
- Pewnie, że dobrze Cię widzieć. - odpowiedział zgodnie ze swoim postanowieniem, czyli na luzie. - Zaskoczyłaś mnie. - dodał dla własnego usprawiedliwienia, w którym to przecież było sporo prawdy.
Kiedy wypaliła mu z nie tak radosną miną, to całe to wyluzowanie gdzieś na moment wyparowało, ale po chwili odzyskał rezon i zaczął myśleć o tym, co brunetka powiedziała.
- Przecież widziałem, że bierzesz tabletki. - stwierdził ze spokojem. Choć wewnętrznie nie tyle był zdenerwowany, co wzbierało w nim wkurzenie, bo po dodaniu dwóch do dwóch, doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nie może być w ciąży, w każdym razie nie z nim, bo dopóki nie powiedziała, że bierze tabletki, to używali prezerwatyw.
Camila Villeda
mów mi/kontakt
k.
a
Młoda, utalentowana muzycznie kobieta – jedna z „tych” Villedów, która zamiast mikrofonu uparcie brnie w kierunku medycyny. Uwielbia dobrą zabawę, ciekawe książki i horrory, po których strach zejść nocą z łóżka. Ponad wszystko ceni wartości rodzinne i kocha bez wyjątku całe rodzeństwo chociaż różnie między nimi bywa. Ponadto jest uzależnioną instagramerką <3
26
168
Camila pod względem sympatii do mężczyzn była, jakby to ująć, specyficzna. Nie działo się tak ciągle ale bywało jak w tym przypadku, że jeśli mężczyzna był w jej guście, dobrze się z nim dogadywała, lubiła spędzać czas a na dodatek gdzieś po drodze wplątał się w to wszystko seks, to z automatu za każdym razem czuła niepokojące motyle w brzuchu. W tym wypadku niepokojące dla Taylora bo nigdy szczególnie nie chwalił jej się przygodą z Vegas a co więcej, nigdy o niej nawet nie pisnął więc siłą rzeczy młodsza Villedówna patrzyła na niego prawie z serduszkami z oczach zamiast źrenic. Sytuacja prawie, że dramatyczna biorąc pod uwagę jego przyjaźń z jedną z sióstr. Teraz jak by ruch nie wykonał, i tak będzie on słaby dla którejś z nich.
– Byłam tydzień na praktykach, dlaczego się nie odzywałeś? Tyle pracy? – Czekoladowe tęczówki śledziły każdy ruch fotografa. Zawód jaki wykonywał był ciekawy, a Camila uwielbiała słuchać, gdy tylko miał czas, o tym co robił, z kim współpracował. Niewątpliwie miał wyczucie, talent i pasję a to połączenie wróży jedynie nieunikniony sukces. Sama kilka razy miała przyjemność współpracować z Tayem i bez wątpienia chciała to powtórzyć. Nikt tak dobrze nie uwieczniał chwili jak ten gość.
– Przechodziłam obok całkowicie przypadkiem – wyjaśniła nie chcąc aby mężczyzna pomyślał, że młodsza ma zadatki na wariatkę, która śledzi wybrane ofiary. Ten facet jej się podobał, nawet bardzo ale nigdy nie będzie typem laski, która się narzuca. Dla niej było to poniżej wszelkiej krytyki i przede wszystkim godności. Gdzieś trzeba zachować umiar i honor, nawet jeśli chodzisz do łóżka z gościem, który nie deklaruje czegoś konkretnego.
Pierwszy raz to nagły zryw pożądania, drugi to szczeniackie pragnienie powtórki bo przecież było świetnie, a trzeci? Trzeci władował ją w przekonanie, że to coś więcej i ma prawo robić sobie nadzieję. I zrobiła.
– Biorę je zawsze i od dawna – tu akurat wewnętrzna kłamczucha nie miała nic do gadania bo faktycznie Villeda miała nawet ustawiony alarm na godzinę 21 żeby łyknąć swoją dawkę chemii i prawie nigdy o tym nie zapominała.
– Sprawdzę wieczorem. Nie denerwuj się – założyła nogę na nogę czując, że maksymalnie odbiegła od sedna sprawy, którą chciała poruszyć. Gdy wchodziła do restauracji wiedziała o co ma zapytać i co powiedzieć ale wzrok Taylora zbił ją z tropu i zaczęła się gubić.
– Powiedz mi, tylko szczerze. Dlaczego się do mnie nie odzywasz. Zrobiłam coś nie tak? Myślałam, że jest Ci ze mną dobrze – od dawna była dobra w grę w otwarte karty i owijanie, schodzenie na boczne tory uważała za totalny bezsens. Rozmowa, szczególnie taka ważna musiała być konkretna. Bo Taylor wydawał się konkretnym gościem w wieku, który zobowiązuje do poważnych rozmów. Inaczej mogłaby rozmawiać z 18sto latkiem.
Taylor Willoughby
– Byłam tydzień na praktykach, dlaczego się nie odzywałeś? Tyle pracy? – Czekoladowe tęczówki śledziły każdy ruch fotografa. Zawód jaki wykonywał był ciekawy, a Camila uwielbiała słuchać, gdy tylko miał czas, o tym co robił, z kim współpracował. Niewątpliwie miał wyczucie, talent i pasję a to połączenie wróży jedynie nieunikniony sukces. Sama kilka razy miała przyjemność współpracować z Tayem i bez wątpienia chciała to powtórzyć. Nikt tak dobrze nie uwieczniał chwili jak ten gość.
– Przechodziłam obok całkowicie przypadkiem – wyjaśniła nie chcąc aby mężczyzna pomyślał, że młodsza ma zadatki na wariatkę, która śledzi wybrane ofiary. Ten facet jej się podobał, nawet bardzo ale nigdy nie będzie typem laski, która się narzuca. Dla niej było to poniżej wszelkiej krytyki i przede wszystkim godności. Gdzieś trzeba zachować umiar i honor, nawet jeśli chodzisz do łóżka z gościem, który nie deklaruje czegoś konkretnego.
Pierwszy raz to nagły zryw pożądania, drugi to szczeniackie pragnienie powtórki bo przecież było świetnie, a trzeci? Trzeci władował ją w przekonanie, że to coś więcej i ma prawo robić sobie nadzieję. I zrobiła.
– Biorę je zawsze i od dawna – tu akurat wewnętrzna kłamczucha nie miała nic do gadania bo faktycznie Villeda miała nawet ustawiony alarm na godzinę 21 żeby łyknąć swoją dawkę chemii i prawie nigdy o tym nie zapominała.
– Sprawdzę wieczorem. Nie denerwuj się – założyła nogę na nogę czując, że maksymalnie odbiegła od sedna sprawy, którą chciała poruszyć. Gdy wchodziła do restauracji wiedziała o co ma zapytać i co powiedzieć ale wzrok Taylora zbił ją z tropu i zaczęła się gubić.
– Powiedz mi, tylko szczerze. Dlaczego się do mnie nie odzywasz. Zrobiłam coś nie tak? Myślałam, że jest Ci ze mną dobrze – od dawna była dobra w grę w otwarte karty i owijanie, schodzenie na boczne tory uważała za totalny bezsens. Rozmowa, szczególnie taka ważna musiała być konkretna. Bo Taylor wydawał się konkretnym gościem w wieku, który zobowiązuje do poważnych rozmów. Inaczej mogłaby rozmawiać z 18sto latkiem.
Taylor Willoughby