Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
29
187

Post

Ostatnio dni Eddiego nie należały do najlepszych, ale dzień dzisiejszy to już była przesada. Było późno, niedziela, chłopak był po 24 godzinnym dyżurze, a jedyne co się działo w jego pracy to 3 wezwania lokalnych plotkar, którym kot czy papuga znowu uciekła na drzewo i jedno dotyczące zaklinowanego dzieciaka w szczeblach od schodów. I to nie tak, że życzył komuś pożarów czy innych tragedii, jednak jak wiadomo Hope Valley to było spokojne miasteczko, a monotonia potrafiła niesamowicie dobijać, w szczególności któryś tydzień z rzędu. Czasami po takich dniach był bardziej zmęczony niż po całonocnej walce z pożarem stodoły w wiosce obok, a dzisiaj jedynie o czym marzył to o zimnym piwku i jakimś meczu czy filmie. Wszedł do domku i od razu udał się pod prysznic, odkręcił wodę i nic. Poczekał chwilę i nadal nic. Nie była to oczywiście nowość w tym miejscu bo wiecznie z tymi starymi mieszkaniami był jakiś problem, ale teraz sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdyż jedyny hydraulik w mieście wyjechał na urlop, a z innego miasteczka chłop może przyjechać dopiero za 5 dni, bo rzekomo jest zawalony robotą. Wkurzył się i spakował swoje rzeczy na kilka dni i zabrał się do Candy, nawet jej nie uprzedzając, bo zostawił ładowarke do telefonu, który i tak był rozładowany w pracy - wiedział, że może na nią liczyć, nie pierwszy raz mu pomagała, on jej zresztą też. A poza tym stwierdził, że sam się zajmie tą sytuacją z wodą tylko musi trochę odpocząć. A gdzie jak nie u niej. Zawsze miała dobry obiadek, a wszystko było czyste, wręcz sterylne i pachniało bobaskiem. Mimo, że był facetem z krwi i kości uwielbiał to. Uwielbiał też ciepło, które od niej biło, zawsze potrafiła mu polepszyć dzień, Winnie też, bo uwielbiał bobaski.
Podjechał pod jej dom i zamrygał długimi światłami w samochodzie, to był pewnie ich znak, żeby nie budzić małej, a było wiadomo, że przyjechał. Wziął torbę z bagażnika i poszedł do drzwi, w które po chwili cichuteńko zapukał.
- Candy, to ja - uprzedził ją pół szeptem pół krzykiem i odsunął się od drzwi.

Candace Whitely
Obrazek
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! THE CHOSEN ONE BOGATE CV That's a start STARY KAWALER EMERGENCY SERVICES LEKKODUCH
mów mi/kontakt
mamchomika#2145
Candace Whitely
a

Post

Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Najwyraźniej kiepskie dni również. W przypadku Candace chodziło może konkretniej o kiepski wieczór niż cały dzień, nie mniej jednak od ponad godziny chodziła już po domu, próbując uśpić małą, której jedyną aspiracją na daną chwilę zdawało się być pobijanie rekordu głośności swojego własnego krzyku. Candace była prawie pewna, że ogłuchła już na jedno ucho, a sytuacja nie wydawała się być opanowana nawet w połowie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiła znaleźć źródła problemu. W końcu do tej pory Winnie nie sprawiała większych kłopotów, co niewątpliwie odpowiadało młodej, samotnej mamie. Dzisiaj był na dobrą sprawę pierwszy, trudniejszy dzień i boleśnie odczuła fakt, że była z tym sama.
Widząc kątem oka mignięcie na podjeździe przed domem, niemal krzyknęła z radości. Chyba jeszcze nigdy nie była taka szczęśliwa na widok Eddiego. Zerknęła jednak nieco zdziwiona na zegarek, ponieważ niezależnie od tego jak każdorazowo cieszyła się na jego widok, teraz była dość nietypowa pora na jego odwiedziny. W dalszym ciągu kołysząc niemowle na rękach, udała się jednak w stronę drzwi, otwierając je i spoglądając pytająco na przybyłego mężczyznę. Jej wzrok momentalnie zsunął się na torbę na jego ramieniu.
- Eddie? Coś się stało? Wejdź – odsunęła się nieznacznie na bok, umożliwiając mu tym samym wejście do holu. Zamknęła za nimi drzwi – Nie mogę jej uśpić, może tobie się uda… nie wiem jak to robisz, ale działasz na nią uspokajająco – wyjaśniła obecność kwilącej Winnie na swoich rękach. Było widać, że obie są zmęczone, jednak nie dawały za wygraną. No tak, ciekawe po kim mała miała w sobie tyle uporu, prawda? – Jesteś głodny? Zrobić ci coś do picia? – zapytała, ponieważ pomimo ogromnego zmęczenia, nie zatraciła w sobie dobrych manier, wpojonych przez matkę, kiedy jeszcze była w domu.

Eddie Spence
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
29
187

Post

Od razu, gdy dziewczyna zaczęła zbliżać się do drzwi by je otworzyć usłyszał przeraźliwy krzyk dziecka. Sam się mocno zdziwił i spojrzał na zegarek z uniesionymi brwiami, bo jednak wiedział, że o tej godzinie mała już powinna spać. Po chwili przed jego oczami pojawił się widok umęczonej Candy, która prawdopodobnie była już bliska płaczu i Winnie, która wcale nie była w lepszym stanie, dzieci jak są zmęczone i zrozpaczone jednocześnie tak słodko owijają się swoim kocykiem, i ona pewnie łkając głośno właśnie tak robiła. Uśmiechnął się lekko i od razu wyciągnął ręce w stronę dziecka,które odebrał z rąk przyjaciółki.
- daj mi ją - powiedział zdecydowanie. O dziwo mimo, że nie za bardzo lubił dzieci to do tej małej miał wielkie pokłady cierpliwości i zawsze chętnie się nią zajmował, uwielbiał jej zapach i te małe stopki, i oczka, które były takie same jak jej mamy - takie małe bobasy powinny już spać, halo - wytłumaczył jej, mimo że nawet go nie rozumiała i przytulił ją do siebie lekko się kołysząc. Od razu odłożył torbę gdzieś pod drzwi i zdjął buty, a następnie wszedł na pewniaczka wgłąb domu - Kurcze Candy sory, ale znowu mam awarię u siebie w mieszkaniu, jeszcze ten hydraulik zjeba... - zaciął się tutaj na chwilę, bo przypomniał sobie, że małe dziecko (które i tak go nie rozumie, ale jakoś wolał jednak się nie przyzwyczajać do przeklinania przy bobasach) słucha i od razu się poprawił - ...głupi nie chciał przyjechać, bo cośtam... aaaa szkoda gadać, mogę się u ciebie na chwilę zatrzymać? Obiecuję, że na chwilę - wypiął tak słodko łypkę i spojrzał na nią oczami kota ze shreka, a mniej więcej w tym samym czasie Winnie przestała płakać. Zamiast tego zaczęła bawić się mega skupiona jego ściągaczem do kaptura w bluzie, a dokładnie metalową końcówką. Uśmiechnął się lekko z tryumfem, że tak szybko udało mu się ją uciszyć i spojrzał na zmęczoną dziewczynę - nieeee, dziękuje, jadłem w domu - skłamał, ale widząc w jakim jest stanie i że też miała ciężki dzień nie miał serca prosić ją o cokolwiek więcej, a już na pewno nie chciał żeby zmęczona stała po nocy przy garach - a ty coś jadłaś? I nie chodzi o przekąszone w biegu te śmieszne chrupki w kształcie rybek dla dzieci tylko czy jadłaś dziś coś normalnego - zapytał z troską. Zawsze gdy był przy niej jego osoba schodziła na drugi plan. Nie wiedział czy to dlatego, że obiecał zmarłemu już przyjacielowi, że będzie o nią dbał, czy po prostu była dla niego tak ważna, że było to dla niego zupełnie naturalne, że najważniejsze dla niego było dobro jej i Winnie.

Candace Whitely
Obrazek
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! THE CHOSEN ONE BOGATE CV That's a start STARY KAWALER EMERGENCY SERVICES LEKKODUCH
mów mi/kontakt
mamchomika#2145
Candace Whitely
a

Post

Tym razem nie mogła opanować wdzięcznego westchnienia, kiedy mężczyzna wyciągnął ręce i przejął od niej płaczące dziecko. Poczuła się tak, jakby ktoś zdjął z jej klatki piersiowej ogromny ciężar; dosłownie i w przenośni. Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, odruchowo poprawiając włosy, tak jakby to jak się w tej chwili prezentowała miało jakiekolwiek znaczenie. Wyglądała jak siedem nieszczęść i przeczesani ciemnych włosów palcami niestety nie było w stanie tego zmienić. Na szczęście Eddie nie przybył tu aby ją oceniać, a raczej żeby pomóc i… no właśnie. Tego drugiego musiała się dopiero dowiedzieć.
– Dziękuję.. sama nie wiem jak długo już z nią walczę. I nie powiem, aby była to równa walka – mruknęła i jakby na dowód swoich słów, ziewnęła w dłoń. Korzystając z tego, że miała wolne obie ręce, zaczęła pospiesznie ogarniać wnętrze w zasięgu jej chwytu. Nie było tu bałaganu, jedynie typowy dla posiadaczy małych dzieci artystyczny nieład. Przy okazji słuchała też tego, co mówił Eddie. Uśmiechnęła się rozbawiona, kiedy zaciął się na przekleństwie. Sama również się jeszcze na tym przyłapywała. Miała tylko nadzieję, że opanuje to do momentu, w którym Winnie zacznie mówić i chłonąć wszystkie słowa z otoczenia.
– Znowu? Eddie, mówiłam ci to już raz i powtórzę kolejny. To mieszkanie nie jest warte twoich nerwów i pieniędzy. Po prostu zostań u mnie, przynajmniej dopóki nie znajdziesz czegoś, co nie będzie testowało twojej cierpliwości średnio raz w tygodniu – wzruszyła ramionami. I tak spędzał tu dużo czasu, odciążając ją w matczynych obowiązkach, dlaczego więc miałaby mu nie pomóc? Szczególnie jeśli ostatnimi czasy jego obecność naprawdę przyjemnie na nią wpływała. Czuła się mniej samotna. I powoli zaczynała wierzyć w to, że może jednak istniało życie po Teddym. Takie, w którym nie czułaby się jak duch.
W tym samym momencie, w którym mała się uspokoiła, brwi Candace powędrowały w górę w jawnym zaszokowaniu. Pokręciła z niedowierzaniem głową i zaśmiała się krótko, na tyle cicho, aby nie rozbudzić niemowlęcia.
– No nie wierzę… ona to robi specjalnie, mówię ci – nie potrafiła tego inaczej wytłumaczyć – Albo powinnam podkorbić ci tę bluzę - dodała po chwili namysłu. Skinęła głową na to, że już jadł, przy okazji zastanawiając się nad tym, kiedy ona spożyła coś pełnowartościowego. Zaniepokoiło ją to, że niekoniecznie pamiętała – Właściwie to… – zrobiła głupią minę i rozłożyła ręce – Chyba wczoraj wieczorem. Może po prostu coś zamówmy – zadecydowała, przyglądając się jak dziecko powoli coraz głębiej usypia w ramionach mężczyzny. Lekko zaniepokoił ją fakt, że ten widok sprawił, że choć na moment poczuła się jak część prawdziwej rodziny. A nie połowicznej, jaką tworzyła na co dzień z Winnie.

Eddie Spence
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
29
187

Post

Na szczęście dla Eddiego dziewczyna zawsze była piękna. Nie ważne czy była umorusana w tych dziwnych papkach dla dzieci o bliżej nieokreślonym kolorze, miała na sobie dresy sprzed 3 poprzednich dni albo kurtkę, w której wyglądała jak mały bałwanek (ale przynajmniej ciepłą), zawsze według niego olśniewała naturalnością i świeżością. Powoli zaczynało go to mimo wszystko martwić. Odkąd wrócił do Hope Valley
i spędzał z Candy bardzo dużo czasu zaczynał dostrzegać w niej rzeczy, których wcześniej nie widział. Takie dobre rzeczy. Wiedział jednak, że nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek uczucia, gdyż miał świadomość, że jej serce mimo wszystko będzie zawsze należało do jej najlepszego przyjaciela, któremu obiecał, że będzie się nią opiekować. Tylko opiekować. Nie mniej jednak wykonywał ten obowiązek bardzo dobrze i z wielką przyjemnością, chociaż na pewno z bólem serca, przez jakieś ukryte uczucia. Nie tylko do niej, ale również do jej córki, którą traktował jak swoją, a nawet nie lubił dzieci i nigdy nie chciał mieć swoich. A te dwie małe babeczki odwróciły jego świat do góry nogami. Tłumaczył sobie jednak wszystko tym, że znali się od dzieciaka, łączyła ich dobra przyjaźń i tyle, niestety.
Gdy dziewczyna to mówiła uśmiechnął się do bobaska - nie wiem o czym mówisz, przecież to takie grzeczne dziecko - zaśmiał się cicho i puścił dziewczynie zawadiackie oczko - no na pewno masz rację, to ile kasy wpakowałem w to miejsce... masakra... - westchnął i gdyby mógł to pewnie złapałby się za głowe, ale miał dziecko na rękach - postaram się na razie ogarnąć tą sytuację w wolnym czasie i poszukam czegoś nowego. Nie chce ci za mocno siedzieć na głowie, więc postaram się uwinąć ze wszystkim jak najszybciej - postanowił i ponownie spojrzał na Winnie, któa powili usypiała ze sznureczkami od bluzy w dłoniach. Zaśmiał się cicho przy okazji starając sie nie wykonywać jakichś gwałtownych ruchów - Spoko, zostawię ci ją na wszelki wypadek - Ujrzał, że dziewczynka juz usnęła w jego ramionach, więc zaniósł ją do jej pokoju, włożył ją do kojca, owinął kocykiem i dał buziaka w czółko. Pewnie przez pół minuty przyglądał się jak ślicznie śpi. Wrócił do dziewczyny, która ogarniała przestrzeń dookoła siebie, wsadził ręce do tylnej kieszeni i uniósł ramiona właściwie nie wiedząc jaki ruch powinien wykonać. Postanowił więc jej pomóc i zaczął zbierać z podłogi jakieś zabawki, i wkładać je do pojemnika. Gdy skończył wstał i położył ręce na biodrach - Candy, ile razy ci powtarzałem, że to nie problem, żebym ci podrzucił jakiś obiad. Przecież wiesz, że my w straży mamy je za friko, 5 minut i wszystko co chcesz - prawdopodobnie straż miała współpracę z jakąś knajpą niedaleko, gdzie mogli sobie zjeść na spokojnie obiad - Możemy coś zamowić, na co masz ochote? Aha i usiądź, ja resztę ogarnę - wziął z jej rąk jakieś brudne ciuszki i zaprowadził ją za rękę na kanapę, przed telewizor. Taki z niego był słodki chłopak, że przy niej nie poznawał sam siebie. W swojej chacie ledwo co ogarniał, a dla niej by zrobił wszystko, byle się więcej nie przemęczała. Poszedł do kuchni i nastawił wodę na herbatę. Wrócił do pokoju i usiadł obok niej kładąc rękę na zagłówku za jej głową -To opowiadaj, co się zmieniło od wczoraj? - zaśmiał się, bo pewnie wczoraj też się widzieli.

Candace Whitely
Obrazek
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! THE CHOSEN ONE BOGATE CV That's a start STARY KAWALER EMERGENCY SERVICES LEKKODUCH
mów mi/kontakt
mamchomika#2145
Candace Whitely
a

Post

Tak naprawdę od momentu, kiedy półtora miesiąca temu na świat przyszła Winnie, Candace ani razu nie pomyślała o sobie jak o atrakcyjnej kobiecie. Patrzyła na siebie bardziej w kategoriach matki, w dodatku cholernie umęczonej. Jedyny pozytywny aspekt tego, że sama nie wiedziała w co najpierw włożyć ręce przy niemowlęciu był taki, że miała mniej czasu na to, aby rozmyślać o Theodorze. To nie było dla niej dobre, ani zdrowe. I tak zbyt wiele czasu poświęciła na rozpaczanie po straconej miłości w trakcie ciąży, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek pozytywne aspekty z niej płynące. Przeżyła ostatnie dziewięć miesięcy jak duch, połowa człowieka, tak jakby Westfield pociągnął za sobą do grobu jej większą część. I poniekąd tak właśnie było. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek odetchnie pełną piersią, przynajmniej do momentu, w którym w jej codzienności pojawił się Eddie. To dzięki niemu dni nabrały koloru, a sama Candy przestała zachowywać się jak zombie, co mogłoby odbić się na jej córce. Ich córce. Jej i Teddiego. Niejednokrotnie jej widok jednocześnie rozmiękczał i łamał serce kobiety, kiedy dostrzegała w dziewczynce elementy charakterystyczne dla tego, którego miała już nigdy nie zobaczyć. Nie pozostało jej jednak nic innego jak walczyć, tak jak on walczył, do samego końca.
– Jest grzeczna tylko po to, żeby się tobie przypobodbać – przewróciła oczami, jednak chwilę później już ponownie szeroko się uśmiechała – Nie mniej jednak cieszę się, że mamy takiego asa w rękawie – w przeciwnym razie oboje straciliby wszystkie siły witalne, usiłując uśpić noworodka – Daj spokój, twoja obecność tutaj jest naprawdę zbawienna… jak widać – wyszczerzyła się w odpowiedzi, ukazując tym samym, że bynajmniej nie rzucała swoich słów na wiatr, jedynie w geście kurtuazji. Naprawdę chciała mu pomóc. Tylko tak mogła się odwdzięczyć za to, że on niezmiennie trwał u jej boku. Wykonując robotę, której bynajmniej nie musiał. W końcu równie dobrze mógł być teraz w Mobile, poznając miłość swojego życia, zamiast bawić się w dom… z nią. Odprowadziła go jednak wdzięcznie wzrokiem, po chwili ponownie wracając do wstępnego ogarniania salonu, w którym się znajdowała. Przerwała dopiero, kiedy mężczyzna wrócił z dziecięcego pokoiku.
– Wiesz, że nie chcę ci zawracać głowy. Poza tym radzę sobie. Po prostu dzisiaj miałyśmy jakiś drobny kryzys. Sama nie wiem dlaczego – naprawdę nie potrafiła tego wyjaśnić. Tak jakby coś wisiało w powietrzu i mała dziewczynka wyczuła to wcześniej niż pozostali. Zastanowiła się na co mogłaby mieć ochotę, ale była zbyt zmęczona na wygórowane pomysły – Chyba na pizzę. Z pepperoni i dodatkowym sosem - dodała, chociaż prawdopodobnie Eddie znał jej zamówienie na pamięć. W końcu nigdy się nie różniło. Nigdy nie wspominała o tym na głos, ale było to ulubione zamówienie Teddiego. Szybko jednak odsunęła od siebie myśli o mężczyźnie.
Uśmiechnęła się, kiedy Eddie znalazł się obok i ściągnęła brwi w wyrazie zadumy.
– Uśmiechnęła się do mnie… myślałam, że to będzie naprawdę miły dzień, ale potem… sama nie wiem co poszło nie tak - westchnęła i oparła głowę na ramieniu mężczyzny. Sięgnęła po pilota, wręczając mu kontrolę nad tym co będą oglądać, ponieważ jej wybór zajmował zazwyczaj zbyt wiele czasu, a dzisiaj nie miała na to siły.

Eddie Spence
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
One love, two mouths
One love, one house
No shirt, no blouse
Just us, you find out
36
188

Post

{ 1 }


Through the hourglass I saw you, in time you slipped away
When the mirror crashed I called you and turned to hear you say

IF ONLY FOR TODAY I AM UNAFRAID



Eddie nie lubił dni, w których wszystko się powtarzało. Dni, kiedy piąty kot ściągany z drzewa mruczał w taki sam sposób, jak wcześniejsze cztery. Dni, w których pani Krysia spod szóstki mówiła mu "dzień dobry" godzina za godziną, bo powoli zapominała o wszystkim, co ją otaczało. Dni, kiedy w pracy mógł mocno przeciągnąć się i głośno ziewnąć, unikając komentarzy o swoim lenistwie.
Teddy za takie dni oddałby wszystko.
Ostatnie miesiące jego życia, a w zasadzie: ostatnie półtora roku, były jedną niewiadomą. Z dnia na dzień trafił do dziesiątego, własnego kręgu piekła, w którym jedynymi stałymi były metalowe kraty, twarde pręty uderzające o jego plecy i jeden posiłek dziennie, składający się najprawdopodobniej z wymiocin innych więźniów. W tamtych czasach, zamknięty w zimnej, cuchnącej celi, marzył o jakiejkolwiek stabilności.
I choć starał się wówczas zliczać każdy dzień, by nie stracić rachuby czasu, to prędzej czy później zwyczajnie się zgubił. Noc była dniem, dzień nocą, sen przychodził i odchodził w najmniej oczekiwanych momentach. I za każdym razem skrycie marzył o tej wspaniałej chwili, w której znowu będzie wolnym człowiekiem. Bo choć wisiała nad nim wizja dożywocia spędzonego w rosyjskim więzieniu, to optymizm, który pielęgnował w sobie jeszcze dziecięciem będąc, trzymał go przy zdrowych zmysłach.
Chciał spotkać się z przyjaciółmi. Wyjść na piwo. Planował ubrać się ciepło, schować zmęczone dłonie w kolorowych rękawiczkach i wybrać na lody: do małej budki stojącej przy wjeździe do Hope Valley — do miejsca, w które zabierał Candace po każdym zdanym egzaminie i kupował dla niej potrójną porcję najbardziej kolorowych smaków, lekką ręką wydając ostatnie oszczędności.
Jednak teraz, kiedy w końcu wrócił do rodzinnego miasteczka i miał szansę przeżyć życie tak, jak kiedyś planował — bez misji, bez wyjazdów, bez prowadzenia wiecznej wojny — nagle zabrakło mu odwagi. Wszystkie te plany, które snuł w głowie, wszystkie te powitania z niewidzianymi od dawna przyjaciółmi, uściśnięcie matki wydawały mu się bardziej odległe. Niemożliwe do spełnienia. Spędził więc ostatnie pięć dni w małym mieszkaniu, które podjęła mu miła staruszka. Potrzebowała akurat kogoś, kto z okazji nadchodzącej wiosny posadzi w ogrodzie kilka kwiatów, nakarmi kota i nie zapomni o podlaniu dwudziestu ośmiu kaktusów, które trzymała w salonie. Nie musiał zresztą długo jej namawiać: starsze pokolenie ma to do siebie, że czuje ogromny respekt względem bohaterów wojennych. Bo właśnie tym jest w oczach ludzi, prawda? Bohaterem.
Choć przez dłuższy czas zbierał się w sobie i składał do kupy wszystkie za i przeciw, w końcu zdecydował się dać temu miastu szansę. Dać szansę sobie, choć nigdy wcześniej nie stawiał czoła tak trudnemu zadaniu. Obudził się z chęcią zrobienia czegoś wielkiego, z myślą, że to jego dzień...
A potem skończył tutaj.
Stoi przed domem Candace.
W kieszeni trzyma nieotwartą jeszcze paczkę fajek, które na pewno wypali w ciągu jednego wieczora.
Po głowie łopoczą mu się setki myśli, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. I raz jeszcze przetwarza miliony scenariuszy, przeklinając w duchu swą naiwność.
Chce odejść, ale nie potrafi. Chce wejść do środka, ale za bardzo się boi. Obawia się widoku, który mógłby zastać. Minęło przecież tyle czasu. Tyle chwil w odosobnieniu. Candy dostała nawet list, w którym jasno napisano, że Teddy odszedł na zawsze i nie powinna już na niego czekać. Gdyby tylko wiedziała...
— Dasz radę — szepcze do siebie, trochę kiwając się z boku na bok. Trzymany z dala od alkoholu przez ostatnie półtora roku, teraz dość ciężko przyjął tych kilka piw. Zauważył jednak przynajmniej jeden pozytywny aspekt upojenia: noga, która dotychczas bolała przy każdym ruchu, teraz wydawała się najmniejszym problemem.
W nagłym przypływie odwagi Westfield podnosi rękę i... zamiast zapukać normalnie, tak jak zrobiłby to każdy przechodzień, on wystukuje jej imię. Alfabetem Morse'a, tak jak umówili się, będąc dziećmi.
— • — •• —— •— • •— • — —

Candace Whitely
Eddie Spence
WŁADZA The Best Coder of 2020 BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Karmienie pieska 2020 - wzięłam udział w akcji OLX! Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym All I want for Christmas is you To the North Pole for Saint Nick Hope Valley ma głos! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best UNIVERSAL PERSON DUSZA TOWARZYSTWA Adam i Ewa Oh shit Sej łaaat? I killed Laura Palmer PRZYJEZDNY JESTEM NIEWIERZĄCY/A PIĘKNY UMYSŁ mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy Obroniłam/-em doktorat Pijam gorącą czekolade
mów mi/kontakt
rura na miasto#7921
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
29
187

Post

Eddie nieskromnie widział, że dzięki niemu dziewczyna się czuje lepiej i wręcz czuł się dumny, że potrafił sprawić, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Znał ją nie od dziś, wiedział, że jest bardzo wrażliwa, wiedział, że mimo iż nie mówi często o Teddym cały czas o nim myśli, a każda ta myśl kłuje jej dobre serduszko. Wiedział więc, że niesamowicie cierpi. Bardzo dobrze to ukrywała, zresztą to nie tak, że jego wcale nie zabolała strata przyjaciela, też bardzo długo to przeżywał, jednak nie potrafił sobie wręcz bólu po stracie ukochanej osoby. Sam stracił ojca, dziadków jednak był na to przygotowany, każde z nich długo chorowało, byli w starszym wieku, taka była kolej rzeczy, więc uczucie było na pewno bolesne, ale jednak inne. On natomiast miał świadomość, że dziewczyna nigdy nie zapomni o Teddym, nigdy nie zmieni się to, że był jej numerem jeden, ani że on nie może na nic liczyć, po prostu chciał być powodem dzięki któremu te myśli będą trochę mniej bolesne. I nie ważne czy miał się codziennie przed nią wydurniać czy przywozić codziennie obiadki, czy po prostu miał być przy niej i pomagać przy Winnie, zrobiłby wszystko aby była szczęśliwa.
- ha, wie u kogo by miała w przyszłości fory - zamachał brwiami. Pewnie w późniejszym czasie on by ją traktował jak księżniczke, córunie tatunia, a w rzeczywistości wiedział, że może liczyć tylko na bycie tym spoko wujkiem. I oczywiście, chłopak mógłby być w Mobile, mógłby być w Nowym Jorku, Chicago czy nawet w Los Angeles i tam poznawać swoją miłość życia w tym czasie, ale wolał być tutaj. Bywał w tych miastach, przez dłuższy lub krótszy czas, w żadnym w tych miejsc nie spotkało go nic dobrego. Żył rytmem wielkiego miasta, co na początku na pewno mu imponowało, z czasem zaczęło przeszkadzać, poznawał syte na kase baby, które żyły tylko instagramem, toksycznych ludzi, którzy tylko udawali przyjaciół, był, spróbował i stwierdził, że to nie jest jednak dla niego. Tutaj natomiast było inaczej. Było spokojniej, ludzie byli różni oczywiście, ale przynajmniej było ich o wieeeele mniej, miał stałą pracę i miał kogoś, dla kogo warto mu było tutaj zostać. O wiele bardziej wolał zabawę w dom z nią, niż maraton po wielkich miastach. Zamówił pizze i westchnął tylko głośno słysząc słowa dziewczyny - Candy, wiesz, że mi nie zawracasz głowy, zawsze do mnie możesz się zwrócić jak potrzebujesz pomocy. Nawet w głupim obiadem, albo jakbyś nie dała rady otworzyć słoika o 3ciej w nocy to też przyjadę - prawdopodobnie powtarzał jej to średnio raz na tydzień, ale dziewczyna zawsze wolała robić wszystko po swojemu, zawsze sama, ale mimo wszystko wolał jej przypominać regularnie, że jest i nigdy nie zniknie z jej życia. Wziął od niej pilot i zaczął klikać po kanałach w poszukiwaniu czegoś sensownego - miałaś gorszy dzień, każdemu się zdarza, a wyobraź sobie jaką klapą by był, gdyby się jednak nie uśmiechnęła - puścił do niej oczko, a po chwili usłyszał pukanie.
Było to dosyć dziwne, bo pizzę zamówił ledwo 5 minut temu, a jeszcze nigdy nie słyszał żeby ktoś tak szybko zrobił pizze i ją jeszcze przywiózł, pukanie jednak nie kończyło się i dopiero po chwili zorientował się co to znaczy. Może jak jeździli kiedyś na zieloną szkołę to to był ich wspólny sygnał, że to któreś z nich wchodzi do pokoju, a nie facetka pilnująca porządku , a później jakoś się przyjęło. Zamarł na chwilę z pilotem w powietrzu.
- to na pewno jakiś głupi żart - odparł drżącym głosem, chociaż właściwie nawet nie miał argumentu dlaczego ktoś mógłby sobie w taki sposób żartować.

Candace Whitely
Teddy Westfield
Obrazek
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! THE CHOSEN ONE BOGATE CV That's a start STARY KAWALER EMERGENCY SERVICES LEKKODUCH
mów mi/kontakt
mamchomika#2145
Candace Whitely
a

Post

Wyobrażała to sobie codziennie przez ostatnie półtora roku. Nie było dnia, w którym nie położyłaby się do snu bez rozmyślania o tym, że Teddy do niej wrócił. Codziennie wyobraźnia podsuwała jej również inny scenariusz. Raz trafiali na siebie w jej ulubionej kawiarni, raz zaskakiwał ją bukietem kwiatów, skryty za nimi u progu jej domu, który miał być ich wspólną, rodzinną oazą. Wersji było naprawdę wiele, ale wszystkie miały wspólny mianownik - Teddy do niej wracał, żył i byli szczęśliwi. Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę, że sytuacja nie miała racji bytu oraz szans na to, aby wydostać się ze sfery marzeń sennych, jednak po pewnym czasie przestało jej to przeszkadzać. Musiała pogodzić się z tym, że była to jedyna forma, w której mogła teraz spotkać się z Teddym i trzymała się tego kurczowo, panicznie obawiając dnia, w którym zacznie zapominać o detalach jego twarzy. O drapiącym zaroście, o który zawsze się sprzeczali, kiedy ona marszczyła nos i odmawiała pocałunków, dopóki się nie ogoli, o jego chłodnych, niebieskich oczach, w których ona widziała jednak gorącą namiętność, o tym jak podczas uśmiechu, w kącikach jego oczu pojawiały się mimiczne zmarszczki, które mogłaby obdarowywać pocałunkami cały dzień… teraz widziała to wszystko wyraźnie, ale co będzie za rok, dwa, pięć? Każdorazowo, kiedy o tym pomyślała, odczuwała nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca. Musiała jednak stawiać czoła każdemu nadchodzącemu dniu, dla Winnie.
– No nie. I tak otwarcie o tym mówisz? – przewróciła oczami, udając poirytowanie tym faktem – Chyba musimy poważnie porozmawiać – dodała, oczywiście w ramach żartu, bowiem tak naprawdę była wdzięczna za to, że Winnie będzie miała kogoś takiego w swoim życiu. Dodatkowo kogoś, kto będzie mógł jej kiedyś opowiedzieć o jej tacie, w końcu znali się z Tedem jak łyse konie. Czasami zastanawiała się nad tym w jaki sposób ewentualnie powinna zwracać się do Eddiego mała. Zdawała sobie sprawę z tego, że przez jego regularną obecność, może skierować do niego słowa tato. Czy byłoby to takie złe? Uparcie jednak odsuwała od siebie tę myśl, do momentu, w którym stanie przed tak zwanym faktem dokonanym.
– Wiem, ale wiem również, że czułabym niechęć do siebie samej, gdybym nadużywała twojej pomocy – westchnęła zgodnie z prawdą. I bez tego widziała litość i współczucie w oczach miejscowej społeczności. W końcu była tą samotną matką, niedoszłą wdową przed trzydziestką. Z każdej strony napływała do niej chęć pomocy, ale ona raz po raz uprzejmie dziękowała. wiedziała, że musi poradzić sobie sama. I w końcu wypracować sposób na funkcjonowanie w nowej rzeczywistości.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć na ostatnie słowa Eddiego, kiedy i jej uwagę przykuło pukanie. Z początku również pomyślała o pizzy, ale to byłoby za szybko nawet na maleńkie Hope Valley. Poza tym, ten dźwięk… czy jej zmęczony umysł podsuwał jej już rzeczy, które nie działy się naprawdę? W końcu jak mogłoby to być możliwe? Poruszyła się na kanapie, prostując nagle, niczym zwierze gotowe do ataku. Pukanie powtórzyło się, w tym samym rytmie. C-A-N-D-A-C-E. Serce podskoczyło i opadło w piersi, powodując uczucie bliskie omdlenia, kiedy brunetka podniosła się z miejsca i zrobiła krok w stronę drzwi. Następnie obejrzała się na Eddiego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Kto byłby na tyle okrutny, żeby tak sobie żartować? – zapytała cicho i pospiesznie ruszyła do drzwi wejściowych, chcąc nakryć żartownisia na gorącym uczynku.
I wtedy stanęła twarzą w twarz z przeszłością.
Stał przed nią, taki sam jakim go zapamiętała, a jednak kompletnie inny. Czy brak snu w końcu dał się jej we znaki? Przyłapała się na tym, że stoi przed nim z lekko rozchylonymi ustami w wyrazie głębokiego szoku.
– Jak…? – wydukała tylko i chcąc wrócić na ziemię i pokazać samej sobie, że to tylko majaki, wyciągnęła dłonie, opierając je na torsie mężczyzny. Cofnęła je gwałtownie, kiedy okazało się, że nie był widmem. Zaczęła mrugać w panicznej próbie wyswobodzenia się z transu w jaki ewidentnie popadła, skoro jakaś kompletnie obca osoba jawiła jej się właśnie jako Teddy. Jej Teddy – Teddy? – szepnęła w końcu, cofając się o krok.
Szumiało jej w uszach, kiedy prześlizgiwała się wzrokiem po ciele mężczyzny.

Teddy Westfield
Eddie Spence
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
One love, two mouths
One love, one house
No shirt, no blouse
Just us, you find out
36
188

Post

Jest tutaj.
Stoi przed nim, cała i żywa. W jednym kawałku, trochę skołowana, ale czy można się jej dziwić? Wygląda perfekcyjnie. Idealnie w każdym calu. Zaczynając na podkrążonych fioletowymi kołami oczach, przez rozchylone w zdziwieniu usta, aż po policzki, które — prawdopodobnie z nerwów — nabierają koloru. Choć we własnym mniemaniu może wyglądać niewyjściowo, to Teddy nie chciałby patrzeć teraz na nikogo innego.
— Candy — szepcze drżącym głosem i wyciąga ręce w stronę kobiety. Muska palcami drobne dłonie, zamyka je w bezpiecznym uścisku i przyciąga pannę Whitely do siebie, otaczając ramieniem. Jak gdyby nie planował już nigdy jej puścić. Wszystkie słowa, które do tej pory zbierały się w jego głowie, teraz na dobre wyparowały. Mógł tylko bezwiednie powtarzać jej imię, raz za razem, jak robił to przez sen każdego dnia od czasu rozłąki.
Przesuwa dłonią po plecach ukochanej, muska palcami jej szyję i dotyka rozczochranych włosów — nieco dłuższych, niż zapamiętał, może nawet odrobinę ciemniejszych. Jest starsza, ale dla niego czas też nie stał w miejscu.
Dotąd lśniące włosy zaczęła przyprószać siwizna. Choć Teddy ma zaledwie trzydzieści lat, pierwszy kącik białych jak śnieg włosów figlarnie pląta się po jego grzywce. Czoło, niegdyś gładkie jak u rzeźbionego boga, teraz ściąga się w wyrazie ulgi i tęsknoty, ukazując wszystkie zmarszczki, wszystkie niedoskonałości, które przywiózł ze sobą. Jedyne, co się nie zmieniło, to policzki i broda, które wciąż pokrywa kilkudniowy, odrobinę niechlujny zarost. Kujący, trochę drapiący, ale Candy nigdy to nie przeszkadzało, prawda?
Wszystkie jego wątpliwości w jednej chwili zniknęły. Choć jeszcze kilka minut temu zmagał się z decyzją, czy zapukanie do drzwi jest w ogóle rozsądnym pomysłem, teraz jest wdzięczny własnej naiwności i kilku promilom alkoholu, że się na to zdecydował.
W tej chwili nie obchodzi go, czy w sypialni wewnątrz domu ktoś na nią czeka. Czy każdego ranka budzi się u boku innego mężczyzny, całuje go na do widzenia i wita, gdy ten wraca z pracy. Nie chce wiedzieć, czy zdążył już zniknąć z jej życia na dobre. Doskonale rozumie swoje położenie i nie miałby Candy za złe, gdyby zdążyła wejść w nowy związek. Szanuje jej decyzje i wie, że nie można przez milion lat opłakiwać zmarłych, ale — cholera — kiedy teraz trzyma ją w ramionach, taką prawdziwą i swoją, nie potrafi pogodzić się z myślą, że trzymałby ją ktoś inny.
— Candy — szepcze jeszcze raz, choć tym razem brzmi to trochę jak pytanie o zgodę. Przesuwa palcami po jej policzku, chwyta za brodę i składa na ustach delikatny pocałunek. Krótki i łagodny, bo ma wrażenie, że jeśli pochwyci kobietę choć trochę mocniej, oboje rozpadną się na drobne kawałki.

Eddie Spence
Candace Whitely
WŁADZA The Best Coder of 2020 BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Karmienie pieska 2020 - wzięłam udział w akcji OLX! Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym All I want for Christmas is you To the North Pole for Saint Nick Hope Valley ma głos! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best UNIVERSAL PERSON DUSZA TOWARZYSTWA Adam i Ewa Oh shit Sej łaaat? I killed Laura Palmer PRZYJEZDNY JESTEM NIEWIERZĄCY/A PIĘKNY UMYSŁ mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy Obroniłam/-em doktorat Pijam gorącą czekolade
mów mi/kontakt
rura na miasto#7921
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
29
187

Post

Próbował sobie przez jakiś czas wyjaśnić kto mógłby znać jeszcze ich szyfr. Inni koledzy ze starej szkoły? Może harcerki ze szkoły uczyły się Morse'a i w taki sposób komunikowały swoje przyjście, ale gdzież, za późno było na rozdawanie ciastek przez 8 letnie dziewczynki. Nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wyjścia z tej sytuacji, równie nielogiczne było dla niego to, że to może faktycznie był Teddy, bo przecież nie żył. Siedział tak przez chwilę w samotności bijąc się z myślami, sam się przy okazji przekonał, że takie najdrobniejsze wspomnienia o jego najlepszym przyjacielu sprawiają mu wciąż wiele bólu. Zmartwił się, gdy dziewczyna nie wracała już dosyć długo. Zaczął panikować, układać w głowie kolejne scenariusze, bo może ktoś specjalnie ją w taki sposób zwabił do drzwi, aby ją porwać. Od razu zerwał się z kanapy i poszedł zdecydowanym krokiem do drzwi, jednak to, a raczej kogo ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Zatrzymał się w połowie drogi w korytarzu i nie potrafił wykonać kroku dalej. W głowie miał milion myśli na raz. Stał tak i patrzył jak jakiś chłop obejmuje jej ukochaną. A nie chwaliła mu się, że kogoś poznała. Był na nią zły, że pozwoliła jakiemuś gościowi zaburzyć ich cudowny krąg rodzinny, jeszcze po tym jak opowiadała, że nadal kocha Teddiego i nigdy o nim nie zapomni, i jeszcze głupia opowiedziała mu o ich szyfrach z dzieciństwa, które były zarezerwowane tylko dla Świętej Trójcy CET (tak pewnie się nazywali jak byli mali). Nie mógł uwierzyć, że jakiś pajac nie wiadomo skąd wzięty miał u niej większe szanse niż on, człowiek, który od X czasu się nią zajmuje i poświęca cały wolny czas żeby być z nią, i ją wspierać. Podszedł bliżej i chrząknął cicho.
- Nie mówiłaś mi, że kogoś poznałaś - odpowiedział udając rozbawienie, jednocześnie jego wypowiedź aż kipiała ze złości. W tym samym momencie parka odkleiła się od siebie i jego oczom stanął ON, TEDDY. Rozdziawił szeroko usta i już dalej nie wiedział co ma zrobić. Chciał cofnąć te słowa, które przed chwilą wypowiedział - O kurwa... - to jedyne co mógł z siebie wydukać. Może nie było to najlepsze powitanie dawno zaginionego, rzekomo martwego przyjaciela, ale szok i niedowierzanie wzięły górę. Złapał się aż za głowę i z wytrzeszczonymi oczami wpatrywał się w chłopaka - Co ty tutaj robisz? - zapytał jąkając się przy tym niesamowicie. Chciał się zamknąć, chciał nic nie mówić, wiedział, że jego gadka nie jest tutaj potrzebna, ale całe życie taki był, że musiał powiedzieć o 3 słowa za dużo. Nawet w takim momencie. Podszedł trochę bliżej by się upewnić czy to na pewno on, czy aby na pewno to nie jest jakaś wkrętka czy zaginiony brat bliźniak. Mimo wszystko był niesamowicie szczęśliwy ale też niemiłosiernie zły. Miał wrażenie, że jego świat wywrócił się do góry nogami w tym właśnie momencie i znowu wszedł na zły tor, jakby nagle stracił cały sens swojego życia, bo w końcu po co miał tu być skoro Teddy już był. Był na niego zły, że zniszczył mu plan, zniszczył mu rodzinę, zniszczył mu wszystko... ale przecież nie mógł... probował odgonić od siebie te rozpaczliwie myśli i bez słowa już przyglądał się tej całej sytuacji.

Candace Whitely
Teddy Westfield
Obrazek
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! THE CHOSEN ONE BOGATE CV That's a start STARY KAWALER EMERGENCY SERVICES LEKKODUCH
mów mi/kontakt
mamchomika#2145
Candace Whitely
a

Post

Wciąż nie do końca do niej docierało to, co właśnie miało miejsce. W dalszym ciągu była przekonana o tym, że to majaki, że przecież niemożliwym było, aby Teddy faktycznie przed nią stał. Nie żył. Widziała jego grób; codziennie zanosiła tam świeże kwiaty. A mimo wszystko, znajdował się tuż przed nią jeszcze bardziej realny niż zwykł się prezentować w jej myślach. Bardziej namacalny. Czy było możliwym wyobrażenie sobie dotyku osoby, za którą tak bardzo się tęskniło? Nie była pewna.
Dopiero tak doskonale znany jej tembr głosu wyrwał brunetkę z pewnego otępienia. Cofnęła się gwałtownie, przestraszona. Zatrzymał ją jednak swoim dotykiem, kiedy ujął jej dłonie w swoje większe i tak doskonale jej znane. Ciepłe i odrobinę szorstkie. Westchnęła pod wpływem przyjemnego ciepła jakie od niego emanowało w tym samym momencie, w którym zamknął ją w swoich ramionach. Był tutaj naprawdę. Tego nie mogłaby sobie wyobrazić.
– Teddy – szepnęła, również otaczając go smukłymi ramionami, jakby w obawie przed tym, że w każdej chwili mógł zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu i ponownie zostawić ją samą. Zacisnęła palce na materiale jego kurtki, wdychając zapach mężczyzny, lekko przeplatający się z alkoholem. Teraz jednak ten drobny detal nie był najistotniejszy.
Zadrżała, czując jak jego dłonie błądzą po plecach, na których momentalnie pojawiała się gęsia skórka, jakby będąc odpowiedzią organizmu na jego długo wyczekiwany dotyk. Zadarła głowę, chcąc spojrzeć mu w twarz i po raz ostatni upewnić się, że to naprawdę on. Chociaż na tym etapie nie miała już żadnych wątpliwości.
Zmienił się. Zmężniał, spoważniał. Dostrzegała w jego spojrzeniu coś czego nie potrafiła określić. Jego rysy nabrały pewnego rodzaju surowości. Dłoń Candace bezwiednie powędrowała do białego jak śnieg pasma włosów na grzywce Teddiego, jakby gestem chciała go o to zapytać.
– Wiedziałam, że wrócisz – wyszeptała tuż przed tym, nim ich usta połączyły się w delikatnym pocałunku. Świat sprawiał wrażenie zamrożonego w czasie, w miejscu, teraz liczyła się tylko ona, on i chwila którą dzielili.
Wspięła się na palce i odwzajemniła pocałunek, nieco bardziej zachłannie, zarzucając Theodorowi ramiona na szyję i powodując tym samym, że byli jeszcze bliżej, ich ciała stykały się w akcie tęsknoty i pożądania. Sama nie wiedziała jak długo trwaliby w tym cudownym niebycie, gdyby nie głos Eddiego, który poniósł się dziwnym echem w jej głowie. Drgnęła i odsunęła się od Westfielda, oglądając przez ramię. Na jej policzkach mógł dostrzec wypieki, oczy lśniły jak u dziecka w dniu rozpakowywania prezentów spod choinki. Wyraz jej twarzy zmienił się nieznacznie dopiero, kiedy dotarł do niej sens słów Spence’a. Poznała kogoś innego? W jej spojrzeniu dało się dostrzec nieme pytanie. Nie był to jednak dobry moment, na dyskutowanie na temat tego, co dokładnie mężczyzna miał na myśli.
Teraz liczył się Teddy. I to jak wiele miała mu do powiedzenia. Tylko od czego zacząć?
– Nie stójmy w progu – mruknęła w końcu i delikatnie wciągnęła go do wnętrza domu, zamykając za nimi drzwi. Wciąż trzymała go za dłonie, bojąc się, że jeśli stracą kontakt fizyczny, on rozpłynie się w powietrzu niczym fatamorgana. A nie była pewna, czy zniosłaby jego kolejne zniknięcie.
Teraz pozostawało jakoś poinformować go o Winnie, która dzięki Bogu spała spokojnie w pokoju obok. Candace przygryzła wargę i poczuła dziwny stres, wypełniający całe jej ciało. Postanowiła jednak jeszcze odwlec nieuniknione i po prostu cieszyć się obecnością i bliskością Teddiego.

Teddy Westfield
Eddie Spence
mów mi/kontakt
Zablokowany