ubranie
-Już jadę.
Były to jedyne słowa, które Aaron wypowiedział do telefonu dzwoniącego w środku nocy. Z tym wiązała się praca policjanta - człowiek nigdy nie mógł być pewien, kiedy przyjdzie mu zabrać się za kolejną sprawę. Przestępcy nie pracowali jedynie w porannych godzinach, a co za tym szło, kryminalni podobnie.
Wstał, wziął szybki prysznic, żeby się obudzić, zarzucił na siebie ubrania i wyszedł z domu. Kawę kupi gdzieś po drodze; teraz nie miał na nią czasu.
Wsiadł do samochodu, udając się na wskazane w wezwaniu miejsce. Po drodze zgarnął jeszcze swojego tymczasowego partnera, a którym przyszło mu pracować. Mike był całkiem w porządku, chociaż McKay czuł, że był w jego obecności trochę spięty. Czemu, nie wiedział. Sam przecież nie pracował w wydziale zabójstw nie wiadomo jak długo, czując się ty raczej jak jakiś stażysta. Być może potencjał miał, skoro dostał propozycję, ale nie mógł się póki co mierzyć z osobami znacznie bardziej doświadczonymi.
Uśmiechnął się szeroko, kiedy mężczyzna wręczył mu termos z kawą.
- Pomyślałem, że nie piłeś - lekko wzruszył ramionami, na co Aaron jedynie się uśmiechnął.
- Idealna dedukcja, panie policjancie. Nie piłem, faktycznie. Ale najpierw uporajmy się z tym, co tam mamy - rzucił. Nie miał jak się napić; prowadził. Wolałby nie spowodować wypadku, do którego do jego znajomi z pracy by przyjeżdżali.
Jakiś czas później ostatecznie dotarli na miejsce. Zaparkował i wyszedł z samochodu, lekko się przeciągając. Na miejscu był już inny radiowóz oraz technicy wezwani znacznie szybciej. Był pewien, że gdzieś kręcił się jeszcze lekarz.
-Co mamy? - spytał jednego z policjantów, którzy stali przed domem pilnując, by przypadkiem do środka nie wszedł nikt niepowołany. Godzina była późna, ale gapie zawsze zwęszyły sensację, więc McKay był pewien, że niedługo się pojawią.
- Podwójne morderstwo i potencjalne zaginięcie. Mało przyjemny widok. Kobietę zabito w kuchni, prawdopodobnie uciekała. A mężczyznę w salonie - odpowiedział mężczyzna.
-Jacyś świadkowie? - spytał, rozglądając się po okolicy. Nie liczył, że cudem zabójca będzie się tu kręcił, ale zawsze wolał się upewnić, że niczego nie pominie.
- Jeden póki co. Młody chłopak, Jasper, syn zamordowanych - usłyszał odpowiedź.
- Dobra, Mike. Ty idź do techników, a ja porozmawiam ze świadkiem. Albo podejrzanym, niczego nie można wykluczyć - rzucił, wchodząc do domu.
W jednaj z sypialni, do której zaprowadził go inny policjant, zastał młodego chłopaka skulonego na łóżku.
-Witaj, Jasper. Jestem detektyw Aaron McKay. Wiem, że to nieodpowiednia pora, ale muszę zadać ci kilka pytań. Jesteś w stanie odpowiadać? - podszedł do niego. Wyglądał koszmarnie, ale kto nie wyglądałby podobnie, gdyby zabito mu rodziców.
Jasper Moore
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
#2 + Outfit
Dzień zaczął się jak zwykle. Wstał rano, przygotował śniadanie i zjadł je razem z mamą, która miała dzisiaj wolne i nie musiała się nigdzie śpieszyć. Ojciec jedynie złapał po drodze kanapkę i kubek termiczny z kawą, którą również dla niego przygotował. Tak wyglądało sporo ich poranków, kiedy miał na późniejszą godzinę i miał czas zrobić coś od rana. Jego brat póki co jeszcze smacznie spał, jedynie przewracając się na drugi bok kiedy zapytał go czy zje z nim śniadanie. Kochał to i nigdy nie sądził, że kiedyś to się skończy. Nie będzie już śniadań z mamą i rozmów z ojcem przy kolacji. Brat nie obejrzy z nim wieczorem filmu i nie położy się więcej we własnym łóżku.
Nic nie zapowiadało tego co miało nadejść w nocy.
Pracował jak zwykle, rozmawiając czasem uprzejmie z klientami. Na przerwie wymienił trochę wiadomości z przyjacielem, który opowiadał mu o swoim nowym asystencie, który przypadkowo był ich znajomym ze szkoły średniej. Zabawne, że tak bardzo chciał uciekać od Felixa, a teraz sam się do niego przypałętał. Ale to oznaczało przynajmniej kilka tygodni rozrywki, zanim zrezygnuje bo jednak te pieniądze nie będą warte takiej pracy.
Wracał do domu dość późno, bo jakaś firma zarezerwowała restaurację na pracowniczą kolację i ktoś musiał ich obsłużyć, ale nie narzekał. Zawsze to parę dolarów więcej do pensji. Po drodze wstąpił do sklepu całodobowego, bo chciał zrobić małe zakupy do domu i ruszył autem w dalszą drogę do domu.
Zdziwił się, bo światła nadal paliły się w wielu pomieszczeniach, ale najwidoczniej ktoś nie mógł spać i kręcił się po domu. Może to jego brat? Z uśmiechem na ustach wszedł do środka i nie chcąc obudzić reszty domowników zdjął buty i skierował się do kuchni by rozpakować zakupy.
Widok który zastał zmroził mu krew w żyłach. Jego matka leżała na podłodze, a dookoła niej było mnóstwo krwi. Jej pusty wzrok go przeraził.
— Mamo! — krzyknął, wypuszczając z dłoni siatkę z zakupami i padł na kolana przy jej ciele, naiwnie wierząc, że kiedy ją dotknie ta cudem się obudzi i będzie żywa. Ale była martwa. Jej bezwładne ciało poruszało się pod wpływem jego usilnej próby obudzenia jej, ale nic się nie stało.
— Tata… Zayn… — wypowiedział do siebie, zanim wstał i pobiegł na poszukiwania reszty rodziny. Może gdzieś się ukrywali?
Ale bardzo się mylił, kiedy zobaczył ciało swojego ojca w salonie. Chyba nigdy nie poczuł takiego cierpienia jak w tej chwili.
Ale miał jeszcze nadzieję. Musiał odnaleźć brata. Chodził po domu wykrzykując jego imię, nie przejmując się tym, że morderca może ukrywać się w domu i na niego czekać. I tak został sam. Co mu więcej pozostało? Po co miał dalej żyć?
Nigdzie nie znalazł swojego brata. Czy to oznaczało, że żyje? Czy został porwany? A może leży gdzieś w okolicy martwy, bo uciekał ale sprawca go dopadł? Nie był w stanie nawet o tym myśleć, kiedy opadł na podłogę w korytarzu, a po jego policzkach spływały łzy. Dławił się szlochem przez dłuższą chwilę, by w końcu sięgnąć po telefon i zadzwonił na policję. Kobiecie po drugiej stronie słuchawki chwilę zajęło zrozumienie jego słów, kiedy tłumaczył jej, że znalazł swoich rodziców martwych. Ale w końcu zapewniła go, że policja już jedzie i ma czekać.
Nie ruszał się z miejsca, nawet kiedy usłyszał syreny policyjne. Nadal był w szoku i nie podniósł głowy by spojrzeć na funkcjonariuszy, którzy weszli do środka, pokazując im jedynie palcem gdzie powinni się udać. Nie odpowiadał na pytania, patrząc tępo w ścianę przed sobą.
W końcu zaprowadzili go do jego sypialni, gdzie skupił się na łóżku i dalej płakał. Co miał teraz zrobić? I czemu to właściwie przytrafiło się jego rodzinie? O czym nie wiedział? Czy może jego rodzina została wybrana przypadkowo?
Słysząc nowy głos, podniósł lekko głowę, by zobaczyć wysokiego detektywa, wchodzącego do jego sypialni. W innych okolicznościach pewnie pomyślałby, że jest przystojny i dłużej zawiesiłby na nim oko.
— Nic… nie wiem. Takich… ich… znalazłem… — szepnął, zanim ponownie zaniósł się spazmatycznym szlochem i ukrył twarz między kolanami. Co miał mu powiedzieć, skoro nie wiedział nic?
Jego rodzina najwidoczniej coś ukrywała.
Aaron McKay
Dzień zaczął się jak zwykle. Wstał rano, przygotował śniadanie i zjadł je razem z mamą, która miała dzisiaj wolne i nie musiała się nigdzie śpieszyć. Ojciec jedynie złapał po drodze kanapkę i kubek termiczny z kawą, którą również dla niego przygotował. Tak wyglądało sporo ich poranków, kiedy miał na późniejszą godzinę i miał czas zrobić coś od rana. Jego brat póki co jeszcze smacznie spał, jedynie przewracając się na drugi bok kiedy zapytał go czy zje z nim śniadanie. Kochał to i nigdy nie sądził, że kiedyś to się skończy. Nie będzie już śniadań z mamą i rozmów z ojcem przy kolacji. Brat nie obejrzy z nim wieczorem filmu i nie położy się więcej we własnym łóżku.
Nic nie zapowiadało tego co miało nadejść w nocy.
Pracował jak zwykle, rozmawiając czasem uprzejmie z klientami. Na przerwie wymienił trochę wiadomości z przyjacielem, który opowiadał mu o swoim nowym asystencie, który przypadkowo był ich znajomym ze szkoły średniej. Zabawne, że tak bardzo chciał uciekać od Felixa, a teraz sam się do niego przypałętał. Ale to oznaczało przynajmniej kilka tygodni rozrywki, zanim zrezygnuje bo jednak te pieniądze nie będą warte takiej pracy.
Wracał do domu dość późno, bo jakaś firma zarezerwowała restaurację na pracowniczą kolację i ktoś musiał ich obsłużyć, ale nie narzekał. Zawsze to parę dolarów więcej do pensji. Po drodze wstąpił do sklepu całodobowego, bo chciał zrobić małe zakupy do domu i ruszył autem w dalszą drogę do domu.
Zdziwił się, bo światła nadal paliły się w wielu pomieszczeniach, ale najwidoczniej ktoś nie mógł spać i kręcił się po domu. Może to jego brat? Z uśmiechem na ustach wszedł do środka i nie chcąc obudzić reszty domowników zdjął buty i skierował się do kuchni by rozpakować zakupy.
Widok który zastał zmroził mu krew w żyłach. Jego matka leżała na podłodze, a dookoła niej było mnóstwo krwi. Jej pusty wzrok go przeraził.
— Mamo! — krzyknął, wypuszczając z dłoni siatkę z zakupami i padł na kolana przy jej ciele, naiwnie wierząc, że kiedy ją dotknie ta cudem się obudzi i będzie żywa. Ale była martwa. Jej bezwładne ciało poruszało się pod wpływem jego usilnej próby obudzenia jej, ale nic się nie stało.
— Tata… Zayn… — wypowiedział do siebie, zanim wstał i pobiegł na poszukiwania reszty rodziny. Może gdzieś się ukrywali?
Ale bardzo się mylił, kiedy zobaczył ciało swojego ojca w salonie. Chyba nigdy nie poczuł takiego cierpienia jak w tej chwili.
Ale miał jeszcze nadzieję. Musiał odnaleźć brata. Chodził po domu wykrzykując jego imię, nie przejmując się tym, że morderca może ukrywać się w domu i na niego czekać. I tak został sam. Co mu więcej pozostało? Po co miał dalej żyć?
Nigdzie nie znalazł swojego brata. Czy to oznaczało, że żyje? Czy został porwany? A może leży gdzieś w okolicy martwy, bo uciekał ale sprawca go dopadł? Nie był w stanie nawet o tym myśleć, kiedy opadł na podłogę w korytarzu, a po jego policzkach spływały łzy. Dławił się szlochem przez dłuższą chwilę, by w końcu sięgnąć po telefon i zadzwonił na policję. Kobiecie po drugiej stronie słuchawki chwilę zajęło zrozumienie jego słów, kiedy tłumaczył jej, że znalazł swoich rodziców martwych. Ale w końcu zapewniła go, że policja już jedzie i ma czekać.
Nie ruszał się z miejsca, nawet kiedy usłyszał syreny policyjne. Nadal był w szoku i nie podniósł głowy by spojrzeć na funkcjonariuszy, którzy weszli do środka, pokazując im jedynie palcem gdzie powinni się udać. Nie odpowiadał na pytania, patrząc tępo w ścianę przed sobą.
W końcu zaprowadzili go do jego sypialni, gdzie skupił się na łóżku i dalej płakał. Co miał teraz zrobić? I czemu to właściwie przytrafiło się jego rodzinie? O czym nie wiedział? Czy może jego rodzina została wybrana przypadkowo?
Słysząc nowy głos, podniósł lekko głowę, by zobaczyć wysokiego detektywa, wchodzącego do jego sypialni. W innych okolicznościach pewnie pomyślałby, że jest przystojny i dłużej zawiesiłby na nim oko.
— Nic… nie wiem. Takich… ich… znalazłem… — szepnął, zanim ponownie zaniósł się spazmatycznym szlochem i ukrył twarz między kolanami. Co miał mu powiedzieć, skoro nie wiedział nic?
Jego rodzina najwidoczniej coś ukrywała.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Aaron poniekąd potrafił powiedzieć z własnego doświadczenia, jakim ciosem dla reszty rodziny musiała być nagła śmierć kogoś bliskiego. Co prawda nie stracił w ostatnim czasie nikogo, z kim był spokrewniony, jednak zabójstwo byłej żony ciągnęło się za nim widmem, niekiedy spędzając sen z powiek. Tak bardzo chciał znaleźć sprawcę, że niekiedy zatracał się w tym pragnieniu, zapominając o otoczeniu. Był pewien, że gdyby nie została zabita, miałby zupełnie inne podejście. A tak, chciał chociaż znaleźć odpowiedzi kotłujące się w głowie, ponieważ jego zdaniem morderstwo było zupełnie inne, niż wypadek. Było znacznie bardziej bolesne, dodatkowo nasuwając na myśl tak wiele pytań, na które niekiedy człowiek nie potrafił znaleźć odpowiedzi. On nadal ich szukał wiedząc, że nie zazna spokoju, póki nie dowie się najważniejszego - dlaczego ona?
Był niemal pewien, że to samo działo się z chłopakiem siedzącym w sypialni. Jeśli tylko nie był sprawcą, a tego McKay nie wykluczał znając statystyki i wiedząc, że w większości takich przypadków sprawcą był ktoś bliski, musiał boleśnie odczuwać utratę rodziców i być może brata, którego póki co nie odnaleziono. Może sam miał z tym coś wspólnego?
Westchnął. Rozmowy nie były łatwe. Nie na miejscu zbrodni, nie kiedy trzeba było podejść do sprawy chłodno, notując wszystko w pamięci.
Mimo wszystko było mu go żal. Sam stracił tatę, chociaż nie pamiętał go na tyle, by odczuwać aż taką pustkę. Nadal gdzieś go to bolało, więc co musiało rozgrywać się w środku Jaspera?
-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale postaraj sobie coś przypomnieć. Kiedy przyszedłeś… zauważyłeś coś podejrzanego, co mogłoby nam pomóc? - spytał. Och, jak bardzo nie lubił zadawać takich pytań. Zawód wymagał od niego jednak pełnego profesjonalizmu i dziwnego chłodu, do którego jeszcze nie przywykł. Ostatecznie w wydziale narkotykowym wszystko działo się na innych zasadach. - Czy twoi rodzice mieli jakichś wrogów? Ktoś im w ostatnim czasie groził? Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale im szybciej znajdziemy sprawców, tym lepiej - rzucił, sięgając po notatnik. Nie chciał niczego przegapić, a wiadomo, że pamięć niekiedy mogła szwankować nawet w jego przypadku.
Jasper Moore
Był niemal pewien, że to samo działo się z chłopakiem siedzącym w sypialni. Jeśli tylko nie był sprawcą, a tego McKay nie wykluczał znając statystyki i wiedząc, że w większości takich przypadków sprawcą był ktoś bliski, musiał boleśnie odczuwać utratę rodziców i być może brata, którego póki co nie odnaleziono. Może sam miał z tym coś wspólnego?
Westchnął. Rozmowy nie były łatwe. Nie na miejscu zbrodni, nie kiedy trzeba było podejść do sprawy chłodno, notując wszystko w pamięci.
Mimo wszystko było mu go żal. Sam stracił tatę, chociaż nie pamiętał go na tyle, by odczuwać aż taką pustkę. Nadal gdzieś go to bolało, więc co musiało rozgrywać się w środku Jaspera?
-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale postaraj sobie coś przypomnieć. Kiedy przyszedłeś… zauważyłeś coś podejrzanego, co mogłoby nam pomóc? - spytał. Och, jak bardzo nie lubił zadawać takich pytań. Zawód wymagał od niego jednak pełnego profesjonalizmu i dziwnego chłodu, do którego jeszcze nie przywykł. Ostatecznie w wydziale narkotykowym wszystko działo się na innych zasadach. - Czy twoi rodzice mieli jakichś wrogów? Ktoś im w ostatnim czasie groził? Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale im szybciej znajdziemy sprawców, tym lepiej - rzucił, sięgając po notatnik. Nie chciał niczego przegapić, a wiadomo, że pamięć niekiedy mogła szwankować nawet w jego przypadku.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Nie poruszył się nawet o milimetr, próbując sobie przypomnieć cokolwiek. Przyjechał do domu, zobaczył zapalone światła w pokojach i tyle. Cisza, nikt się nie kręcił po domu, nie słyszał żadnych szelestów na zewnątrz. Nic kompletnie co mogłoby pomóc. Wszystko było tak jak zwykle. Z wyjątkiem tego, że domownicy byli już martwi.
— Nic… Przepraszam… — szepnął, kręcąc lekko głową. Czy będzie przez to podejrzany o zamordowanie rodziców? Tak to chyba wyglądało w filmach. Nie ma żadnych śladów ani świadków, więc osoba obecna na miejscu zbrodni zostaje podejrzanym, dopóki nie znajdą jakiejś poszlaki albo nie udowodnią jego alibi. Jego szef na pewno potwierdzi, że jeszcze niedawno był w pracy. Ale czy to wystarczy? Czy znajdą coś czym mogliby go obciążyć?
Zmęczony płaczem oddychał ciężko, próbując się uspokoić. Nie miał już siły. Czemu nie mógł zakopać się pod kocem i nie myśleć o tym co się dzieje dookoła? Czemu musiał tu być? W sumie i tak nie miał co ze sobą zrobić. To był jego dom w którym już nigdy nie poczuje się bezpiecznie. Nie będzie miał związanych z nim dobrych wspomnień. Teraz jak o nim pomyśli będzie widział przed oczami mnóstwo krwi i ciała swoich rodziców.
— Rodzice? Oni byli normalni. Szczęśliwi. Zakochani w sobie. Nic złego czy podejrzanego się nie działo. Nikt nas nie nachodził. Nie wydaje mi się, żeby mieli wrogów. Albo to ukrywali przed nami… — powiedział, unosząc lekko głowę, żeby spojrzeć na policjanta. Czy zobaczy w jego smutnych oczach mordercę?
— Mój… brat… Znaleźliście go? Został mi tylko on… — szepnął, a jego oczy ponownie napełniły się łzami. Nie podejrzewałby nawet brata o zamordowanie rodziców. Kochał ich. Byli kochającą się rodziną. Ale gdzie on był? Zdążył uciec? A może wciąż ucieka, ukrywając się przed mordercami? Bał się najgorszego, chociaż iskierka nadziei wciąż w nim była. Może też go nie było w domu i zaraz wróci? Miał numer do jego kolegi, ale czy to pomoże?
Aaron McKay
— Nic… Przepraszam… — szepnął, kręcąc lekko głową. Czy będzie przez to podejrzany o zamordowanie rodziców? Tak to chyba wyglądało w filmach. Nie ma żadnych śladów ani świadków, więc osoba obecna na miejscu zbrodni zostaje podejrzanym, dopóki nie znajdą jakiejś poszlaki albo nie udowodnią jego alibi. Jego szef na pewno potwierdzi, że jeszcze niedawno był w pracy. Ale czy to wystarczy? Czy znajdą coś czym mogliby go obciążyć?
Zmęczony płaczem oddychał ciężko, próbując się uspokoić. Nie miał już siły. Czemu nie mógł zakopać się pod kocem i nie myśleć o tym co się dzieje dookoła? Czemu musiał tu być? W sumie i tak nie miał co ze sobą zrobić. To był jego dom w którym już nigdy nie poczuje się bezpiecznie. Nie będzie miał związanych z nim dobrych wspomnień. Teraz jak o nim pomyśli będzie widział przed oczami mnóstwo krwi i ciała swoich rodziców.
— Rodzice? Oni byli normalni. Szczęśliwi. Zakochani w sobie. Nic złego czy podejrzanego się nie działo. Nikt nas nie nachodził. Nie wydaje mi się, żeby mieli wrogów. Albo to ukrywali przed nami… — powiedział, unosząc lekko głowę, żeby spojrzeć na policjanta. Czy zobaczy w jego smutnych oczach mordercę?
— Mój… brat… Znaleźliście go? Został mi tylko on… — szepnął, a jego oczy ponownie napełniły się łzami. Nie podejrzewałby nawet brata o zamordowanie rodziców. Kochał ich. Byli kochającą się rodziną. Ale gdzie on był? Zdążył uciec? A może wciąż ucieka, ukrywając się przed mordercami? Bał się najgorszego, chociaż iskierka nadziei wciąż w nim była. Może też go nie było w domu i zaraz wróci? Miał numer do jego kolegi, ale czy to pomoże?
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Widział po chłopaku, jak bardzo przeżywał śmierć rodziców. Jego reakcja, jak również postawa mogły świadczyć o tym, iż nie miał niczego wspólnego ze zbrodnią, której dopuszczono się w tym budynku. Istniało prawdopodobieństwo, że był dobrym aktorem, pokazując to, co detektywi chcieli zobaczyć, niemniej coś podpowiadało McKayowi, że był szczery w tym co robił i faktycznie nie posiadał żadnych informacji, jak również nie brał czynnego udziału w morderstwie. Być może Aaron nie miał jeszcze tak dużego doświadczenia w tego typu przestępstwach, a co za tym szło nie pracował z setkami osób, które powiązane były z miejscem zbrodni, ale nigdy nie narzekał na swoją intuicję, która zawodziła go sporadycznie.
-Nie musisz za nic przepraszać, Jasper - skomentował. Pomimo usilnych prób podejścia do całej sprawy chłodno, gdzieś tam czaiło się w nim człowieczeństwo, które kazało mu się chociaż trochę bardziej zainteresować sytuacją chłopaka, jak również okazać mu trochę ciepła. Wiedział, że nie może z tym przesadzać, niemniej był pewien, że odrobina podobnego podejścia w niczym nie zaszkodzi.
Obserwował przez chwilę chłopaka, ostatecznie utwierdzając się w przekonaniu, że niczego nie wiedział. Nie wiedział kto, nie wiedział dlaczego, a już z pewnością nie zaplanował tego sam. Może w takim razie idealnym tropem byłby jego brat, którego zniknięcie było podejrzane? Mógł zostać porwany, ale w takim razie czemu zginęli rodzice, a nie cała rodzina?
-Nic nigdy nie wzbudziło twojego podejrzenia? Nie zachowywali się ostatnio inaczej? Każdy najdrobniejszy szczegół może być dla nas przydatny. Postaraj się przypomnieć sobie cokolwiek - rzucił łagodnie, raz jeszcze rozglądając się po pokoju. Był normalny na pierwszy rzut oka. - Niestety póki co nie wiemy gdzie jest, ale dokładamy wszelkich starań, by go znaleźć. A on? Nie miał wrogów? Nie wpakował się ostatnio w kłopoty? - rzucił, starając się dostać jakiekolwiek informacje. Nawet te z pozoru mało istotne mogły sprawić, że cała sprawa stanie się nagle jasna, a każdy puzzel wskoczy na swoje miejsce.
Jasper Moore
-Nie musisz za nic przepraszać, Jasper - skomentował. Pomimo usilnych prób podejścia do całej sprawy chłodno, gdzieś tam czaiło się w nim człowieczeństwo, które kazało mu się chociaż trochę bardziej zainteresować sytuacją chłopaka, jak również okazać mu trochę ciepła. Wiedział, że nie może z tym przesadzać, niemniej był pewien, że odrobina podobnego podejścia w niczym nie zaszkodzi.
Obserwował przez chwilę chłopaka, ostatecznie utwierdzając się w przekonaniu, że niczego nie wiedział. Nie wiedział kto, nie wiedział dlaczego, a już z pewnością nie zaplanował tego sam. Może w takim razie idealnym tropem byłby jego brat, którego zniknięcie było podejrzane? Mógł zostać porwany, ale w takim razie czemu zginęli rodzice, a nie cała rodzina?
-Nic nigdy nie wzbudziło twojego podejrzenia? Nie zachowywali się ostatnio inaczej? Każdy najdrobniejszy szczegół może być dla nas przydatny. Postaraj się przypomnieć sobie cokolwiek - rzucił łagodnie, raz jeszcze rozglądając się po pokoju. Był normalny na pierwszy rzut oka. - Niestety póki co nie wiemy gdzie jest, ale dokładamy wszelkich starań, by go znaleźć. A on? Nie miał wrogów? Nie wpakował się ostatnio w kłopoty? - rzucił, starając się dostać jakiekolwiek informacje. Nawet te z pozoru mało istotne mogły sprawić, że cała sprawa stanie się nagle jasna, a każdy puzzel wskoczy na swoje miejsce.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Gdyby mógł pewnie zakopałby się teraz po kocem i zasnął na bardzo długo, żeby zapomnieć. Może wcale by się nie obudził? Może tak właśnie powinno być? Cała jego rodzina powinna zginąć i nikt by się tym nie przejął? Nie siedziałby tu teraz zapłakany, nie wiedząc co ma teraz ze sobą zrobić i szukając w pamięci czegoś podejrzanego. Miał kompletną pustkę w głowie. Zwłaszcza jeśli chodzi o ostatnie dni, nie pamiętał nic co mogłoby się przydać w tej sprawie.
— Nic, kompletnie nic. Żyliśmy normalnie jak każda rodzina. Jedliśmy razem posiłki, chodziliśmy do pracy, a w weekendy graliśmy w planszówki albo jeździliśmy na wycieczki. Nic podejrzanego, więc jeśli coś się działo to w tajemnicy. Naprawdę chciałbym pomóc panie McKay… — powiedział, wzdychając smutno. Czy był aż taki ślepy? Powinny być jakieś sygnały. Jego rodzice mogli chodzić zdenerwowani. Albo dobrze to ukrywali, żeby ich nie martwić. Tylko dlaczego? Skoro i tak ich to nie uchroniło przed śmiercią.
— Brat też nie miał wrogów o których mi wiadomo. Pracował do późna i spał czasem bardzo długo, ale był moim najlepszym przyjacielem. Mówił mi wszystko i nic nie wzbudziło moich podejrzeń. — mruknął, spuszczając wzrok na swoje zakrwawione dłonie. Nie był w stanie się ruszyć, żeby się umyć, a chyba powinien. Ale nie chciał nawet na siebie patrzeć w lustrze.
— Czy jestem podejrzany? Albo zamkniecie mnie w areszcie na jakiś czas? — zapytał, ponownie zerkając na policjanta. Wolał to wiedzieć od razu. Może to byłoby nawet lepsze? Nie chciał zostać w tym domu, zastanawiając się co się stało w danym pomieszczeniu zanim jego rodzice zginęli. Chciał wyjść, ale dokąd? Nie miał gdzie się zatrzymać. Niby zawsze mógł pójść do Felixa, ale nie chciał go denerwować, kiedy powinien być skoncentrowany na pracy. Był jeszcze Creed, ale czy on znajdzie dla niego czas? Teraz cieszył się swoim szczęściem z ukochanym, więc jego smutek nie był im potrzebny. Ale póki nie wiedział co z nim będzie, nie będzie do niego dzwonił.
Aaron McKay
— Nic, kompletnie nic. Żyliśmy normalnie jak każda rodzina. Jedliśmy razem posiłki, chodziliśmy do pracy, a w weekendy graliśmy w planszówki albo jeździliśmy na wycieczki. Nic podejrzanego, więc jeśli coś się działo to w tajemnicy. Naprawdę chciałbym pomóc panie McKay… — powiedział, wzdychając smutno. Czy był aż taki ślepy? Powinny być jakieś sygnały. Jego rodzice mogli chodzić zdenerwowani. Albo dobrze to ukrywali, żeby ich nie martwić. Tylko dlaczego? Skoro i tak ich to nie uchroniło przed śmiercią.
— Brat też nie miał wrogów o których mi wiadomo. Pracował do późna i spał czasem bardzo długo, ale był moim najlepszym przyjacielem. Mówił mi wszystko i nic nie wzbudziło moich podejrzeń. — mruknął, spuszczając wzrok na swoje zakrwawione dłonie. Nie był w stanie się ruszyć, żeby się umyć, a chyba powinien. Ale nie chciał nawet na siebie patrzeć w lustrze.
— Czy jestem podejrzany? Albo zamkniecie mnie w areszcie na jakiś czas? — zapytał, ponownie zerkając na policjanta. Wolał to wiedzieć od razu. Może to byłoby nawet lepsze? Nie chciał zostać w tym domu, zastanawiając się co się stało w danym pomieszczeniu zanim jego rodzice zginęli. Chciał wyjść, ale dokąd? Nie miał gdzie się zatrzymać. Niby zawsze mógł pójść do Felixa, ale nie chciał go denerwować, kiedy powinien być skoncentrowany na pracy. Był jeszcze Creed, ale czy on znajdzie dla niego czas? Teraz cieszył się swoim szczęściem z ukochanym, więc jego smutek nie był im potrzebny. Ale póki nie wiedział co z nim będzie, nie będzie do niego dzwonił.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Słuchał uważnie wszystkich słów chłopaka. Normalna rodzina. Aaron doskonale wiedział, że niemal każda miała tajemnice, którymi nie chciała się dzielić z innymi. Nawet jego posiadała sekrety, o których nie wiedział każdy członek otoczenia. Kto chciałby się dzielić informacjami na temat uzależnienia, nawet jeśli byłego, jednego z synów? Były to rzeczy, o których nie rozmawiało się przy niedzielnym podwieczorku, woląc trzymać to dla siebie. Kto wie, czy państwo Moore nie zataili czegoś przed swoimi synami. Albo czy Jasper, póki co jako jedyny świadek, nie wiedział czegoś, czego nie chciał wyjawić. Widać było po nim, że jest załamany i chce, by policja zrobiła wszystko, aby dopaść tego, kto to zrobił, niemniej McKay nie miał stuprocentowej pewności, czy jest z nim szczery.
-Czym się zajmował? Miał w pracy jakieś problemy ostatnio? Może wpadł w złe towarzystwo? Nie kręcił się koło niego nikt, kto wzbudziłby twoje podejrzenia? - wyrzucił z siebie kolejną porcję pytań. Kto wie, może w którymś momencie jakaś informacja pojawi się w głowie Jaspera, dając tym samym Aaronowi punkt zaczepienia.
-A mam powód, by cię podejrzewać, a tym bardziej aresztować? - lekko zmarszczył brwi. Czy to pytanie mogło oznaczać, że ten jednak miał coś na sumieniu, a intuicja zawodzi McKaya, który w ostatnim czasie miał na głowie więcej, niż do tej pory, przez co niekiedy jego myśli odpływały daleko?
Już miał zadać kolejne pytanie, kiedy pojawił się jeden z policjantów. Podszedł do Aarona, szepcząc mu na ucho kilka słów.
-Przepraszam cię na chwilę. Zaraz wrócimy do rozmowy - powiedział do chłopaka, opuszczając jego sypialnię. Zamiast tego znalazł się w tej należącej do starszego z braci.
Krótka wymiana zdań, do tego worek z nowymi dowodami znalezionymi w pomieszczeniu, by znowu wrócić do Jaspera.
-Wiesz skąd twój brat mógł to mieć? - spytał, unosząc wyżej plastikowy worek, w którym znajdowało się dość sporo gotówki. Już sam fakt trzymania takiej sumy w domu był podejrzany, nie mówiąc o miejscu, w którym została ukryta.
Jasper Moore
-Czym się zajmował? Miał w pracy jakieś problemy ostatnio? Może wpadł w złe towarzystwo? Nie kręcił się koło niego nikt, kto wzbudziłby twoje podejrzenia? - wyrzucił z siebie kolejną porcję pytań. Kto wie, może w którymś momencie jakaś informacja pojawi się w głowie Jaspera, dając tym samym Aaronowi punkt zaczepienia.
-A mam powód, by cię podejrzewać, a tym bardziej aresztować? - lekko zmarszczył brwi. Czy to pytanie mogło oznaczać, że ten jednak miał coś na sumieniu, a intuicja zawodzi McKaya, który w ostatnim czasie miał na głowie więcej, niż do tej pory, przez co niekiedy jego myśli odpływały daleko?
Już miał zadać kolejne pytanie, kiedy pojawił się jeden z policjantów. Podszedł do Aarona, szepcząc mu na ucho kilka słów.
-Przepraszam cię na chwilę. Zaraz wrócimy do rozmowy - powiedział do chłopaka, opuszczając jego sypialnię. Zamiast tego znalazł się w tej należącej do starszego z braci.
Krótka wymiana zdań, do tego worek z nowymi dowodami znalezionymi w pomieszczeniu, by znowu wrócić do Jaspera.
-Wiesz skąd twój brat mógł to mieć? - spytał, unosząc wyżej plastikowy worek, w którym znajdowało się dość sporo gotówki. Już sam fakt trzymania takiej sumy w domu był podejrzany, nie mówiąc o miejscu, w którym została ukryta.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Pracował w księgarni. Nic z tych rzeczy. Naprawdę nie działo się nic podejrzanego. — powiedział, wzdychając. Marny z niego świadek skoro nie znał odpowiedzi na żadne pytanie. Ale naprawdę chciał pomóc, żeby znaleźli jego brata i mordercę rodziców, by zapłacił za to co zrobił. Nie mógł przecież zmyślać by dać im jakiś ślad. Mówił prawdę jaką znał, bo nikt mu nic nie mówił. Jeśli wiedzieli, że grozi im niebezpieczeństwo czemu nic nie powiedzieli? Czemu nie uciekali? Czemu go nie odesłali gdzieś daleko, żeby go nie narażać? Cokolwiek. A on nie miał nic. Jeśli tak dalej pójdzie nic nie znajdą i tak zostanie sam na świecie, nie wiedząc co się dzieje i czekając aż jego ktoś dopadnie. Nie zdziwiłby się gdyby ktoś spróbował dokończyć robotę.
— Nie, ale póki co macie tylko mnie. W filmach zwykle aresztują taką osobę. — rzucił, wzruszając ramionami. Było mu to już w sumie obojętne. — Ale byłem w pracy i możecie zapytać mojego szefa. To chyba wystarczające alibi? — zapytał. Czyli go nie aresztują. Ale w takim razie co ma ze sobą zrobić? Nie zamierzał tu zostać i żyć jak gdyby nigdy nic. Zawsze mógł pójść do hotelu, żeby nikomu nie zawracać sobą głowy. Nie chciał, żeby inni się smucili, zamiast cieszyć własnym życiem i szczęściem. To był jego ból i jego strata.
Skinął głową, kiedy ten musiał na chwilę wyjść. Znaleźli coś? Może znaleźli jego brata? Czy raczej jego ciało porzucone gdzieś niedaleko? Bał się wieści, które ten mu przyniesie jak wróci. Ale nie robił sobie nadziei. Coś mu mówiło, że został sam i nic dobrego go już nie czeka.
Ale nie spodziewał się tego co zobaczył. Uniósł brwi do góry na widok worka z pieniędzmi. Skąd brat miał tyle pieniędzy? I czemu to ukrywał przed nimi? Mógł zarobić, ale czemu mu o tym nie powiedział? I czemu nie trzymał tego na koncie tylko w domu?
— Nie mam pojęcia. Pierwszy raz widzę te pieniądze na oczy. Przykro mi. — odparł, posyłając mu przepraszające spojrzenie. Jego rodzina aż tyle przed nim urywała? Problemy i pieniądze? Czy rodzice też coś ukrywali w swojej sypialni albo innych częściach domu? — Czy mógł wpakować się przez to w kłopoty? — zapytał, zerkając na pieniądze.
Aaron McKay
— Nie, ale póki co macie tylko mnie. W filmach zwykle aresztują taką osobę. — rzucił, wzruszając ramionami. Było mu to już w sumie obojętne. — Ale byłem w pracy i możecie zapytać mojego szefa. To chyba wystarczające alibi? — zapytał. Czyli go nie aresztują. Ale w takim razie co ma ze sobą zrobić? Nie zamierzał tu zostać i żyć jak gdyby nigdy nic. Zawsze mógł pójść do hotelu, żeby nikomu nie zawracać sobą głowy. Nie chciał, żeby inni się smucili, zamiast cieszyć własnym życiem i szczęściem. To był jego ból i jego strata.
Skinął głową, kiedy ten musiał na chwilę wyjść. Znaleźli coś? Może znaleźli jego brata? Czy raczej jego ciało porzucone gdzieś niedaleko? Bał się wieści, które ten mu przyniesie jak wróci. Ale nie robił sobie nadziei. Coś mu mówiło, że został sam i nic dobrego go już nie czeka.
Ale nie spodziewał się tego co zobaczył. Uniósł brwi do góry na widok worka z pieniędzmi. Skąd brat miał tyle pieniędzy? I czemu to ukrywał przed nimi? Mógł zarobić, ale czemu mu o tym nie powiedział? I czemu nie trzymał tego na koncie tylko w domu?
— Nie mam pojęcia. Pierwszy raz widzę te pieniądze na oczy. Przykro mi. — odparł, posyłając mu przepraszające spojrzenie. Jego rodzina aż tyle przed nim urywała? Problemy i pieniądze? Czy rodzice też coś ukrywali w swojej sypialni albo innych częściach domu? — Czy mógł wpakować się przez to w kłopoty? — zapytał, zerkając na pieniądze.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-Zdarzało mu się już znikać? Może wyjechał i nikomu niczego nie powiedział? - spytał. Brali to pod uwagę, chociaż niektóre ślady wskazywały, że był w domu, kiedy to wszystko się wydarzyło. Technicy, którzy na miejscu pojawili się znacznie szybciej, niż Aaron, byli pewni, że jakąś osobę wyciągnięto z domu siłą. Jeden z kolegów miał popytać ludzi w okolicy, ale póki co nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Jakim cudem taka masakra nie obudziła połowy sąsiedztwa? Musiał przecież być ktoś, kto widział cokolwiek. Chociażby postać opuszczającą dom. Tym bardziej, jeśli towarzyszył jej zaginiony brat. Ciężko było niepostrzeżenie wymknąć się z domu, nawet w środku nocy.
-Jeśli nie masz niczego na sumieniu, nie musisz się obawiać aresztowania - uspokoił go. Zdecydowanie naoglądał się zbyt dużo seriali kryminalnych, którymi teraz naszpikowany był niemal każdy kanał w telewizji. - Z całą pewnością sprawdzimy. Nawet, jeśli mamy się tylko upewnić - skinął głową. Takie były procedury, których miał zamiar przestrzegać. Może sam nie patrzył na chłopaka jak na podejrzanego, niemniej były kroki, których nie mógł pominąć.
-Masz gdzie się zatrzymać? Jakaś inna rodzina, do której możesz pojechać? Tu nie możesz zostać ze względu na dowody. Zresztą podejrzewam, że nawet byś nie chciał - powiedział. Osobiście czułby się źle siedząc w miejscu, w którym swój ostatnie tchnienie wydali rodzice. Od dzisiaj ten budynek miał być naszpikowany widmem śmierci, którego ciężko będzie się pozbyć, pomimo starań.
Przyglądał się uważnie jego reakcji, kiedy pokazał mu pieniądze. Wydawał się szczerze zaskoczony, co mogło wskazywać, iż faktycznie nie wiedział, co robiły w pokoju jego brata.
-Jak na pracownika księgarni, spore oszczędności - powiedział w eter, chcąc tym samym udowodnić Jasperowi, że to zdecydowanie było podejrzane. W głowie McKaya zapaliła się czerwona lampka mówiąca, że wszystko kręciło się wokół starszego z chłopców.
-Niewykluczone - mruknął. Oczywiście, że mógł. Jaki pracownik księgarni miałby takie oszczędności. - Czy jakiś kolega twojego brata wydawał ci się podejrzany? Albo twój brat zaczął spotykać się z kimś nowym? Przyda się nawet najdrobniejszy szczegół, który pomoże w odnalezieniu go.
Jasper Moore
-Jeśli nie masz niczego na sumieniu, nie musisz się obawiać aresztowania - uspokoił go. Zdecydowanie naoglądał się zbyt dużo seriali kryminalnych, którymi teraz naszpikowany był niemal każdy kanał w telewizji. - Z całą pewnością sprawdzimy. Nawet, jeśli mamy się tylko upewnić - skinął głową. Takie były procedury, których miał zamiar przestrzegać. Może sam nie patrzył na chłopaka jak na podejrzanego, niemniej były kroki, których nie mógł pominąć.
-Masz gdzie się zatrzymać? Jakaś inna rodzina, do której możesz pojechać? Tu nie możesz zostać ze względu na dowody. Zresztą podejrzewam, że nawet byś nie chciał - powiedział. Osobiście czułby się źle siedząc w miejscu, w którym swój ostatnie tchnienie wydali rodzice. Od dzisiaj ten budynek miał być naszpikowany widmem śmierci, którego ciężko będzie się pozbyć, pomimo starań.
Przyglądał się uważnie jego reakcji, kiedy pokazał mu pieniądze. Wydawał się szczerze zaskoczony, co mogło wskazywać, iż faktycznie nie wiedział, co robiły w pokoju jego brata.
-Jak na pracownika księgarni, spore oszczędności - powiedział w eter, chcąc tym samym udowodnić Jasperowi, że to zdecydowanie było podejrzane. W głowie McKaya zapaliła się czerwona lampka mówiąca, że wszystko kręciło się wokół starszego z chłopców.
-Niewykluczone - mruknął. Oczywiście, że mógł. Jaki pracownik księgarni miałby takie oszczędności. - Czy jakiś kolega twojego brata wydawał ci się podejrzany? Albo twój brat zaczął spotykać się z kimś nowym? Przyda się nawet najdrobniejszy szczegół, który pomoże w odnalezieniu go.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Nie. W wakacje może częściej wyjeżdżał z kolegami, ale to chyba normalne w okresie urlopowym, że wolał wyjechać z kolegami niż z rodzicami i młodszym bratem. — stwierdzi. Do tej pory jego rodzina wydawała mu się jak najbardziej normalna. Nie widział nic podejrzanego, nie kręcił się nikt obcy, nikt o nich nie pytał. Tego dnia zmienił zdanie. Nie znał już ludzi z którymi żył pod jednym dachem. Mieli tajemnice, których nie chciał znać i wolał żyć w nieświadomości, mając wciąż całą rodzinę dla siebie.
— Dobrze. — skinął głową. O to akurat był spokojny, bo sam szef go prosił o zostanie dłużej. Ale i tak był niewinny, więc czego miałby się obawiać? Kochał swoją rodzinę i nie skrzywdziłby nikogo, zostając dobrowolnie sam na tym świecie.
— Ja… nie wiem… mam kuzyna w Hope Valley. Nazywa się Creed, ale z tego co wiem to mieszka teraz ze swoim chłopakiem i nie wiem czy będą mieli dla mnie miejsce. Ale nie chcę być sam. — szepnął, obejmując się ramionami. Czuł się strasznie źle. Świadomość, że już nikt nie będzie kręcił się po tym domu go przerażała. Co w ogóle miał z nim zrobić? Sprzedać? Nie utrzyma go za kelnerką pensję. Ale na razie pewnie nie mógł nic z nim zrobić, dopóki policja nie zbierze wszystkich dowodów w tej sprawie.
Brat musiał mieć jakąś tajemnicę skoro ukrywał przed nimi tyle pieniędzy. Zarabiał w jakiś nielegalny sposób? Ukradł je? Wygrał na loterii? Dostał od ojca? Nic mu nie przychodziło do głowy. Miał taki mętlik w głowie.
— Nie wiem… mówił że ma jakiegoś nowego kolegę w pracy, ale to tyle. Żadnego nowego znajomego. Znam wszystkich jego kolegów z którymi się zna od dziecka. Mogę podać do nich kontakty jeśli trzeba. Może oni będą bardziej pomocni? — zaproponował, bo sam nie był w stanie mu pomóc co już pewnie zauważył od samego początku. Nie wiedział kompletnie nic. I chciał, żeby ta noc się wreszcie skończyła. To było jak najgorszy koszmar z którego chciał się w końcu obudzić.
Aaron McKay
— Dobrze. — skinął głową. O to akurat był spokojny, bo sam szef go prosił o zostanie dłużej. Ale i tak był niewinny, więc czego miałby się obawiać? Kochał swoją rodzinę i nie skrzywdziłby nikogo, zostając dobrowolnie sam na tym świecie.
— Ja… nie wiem… mam kuzyna w Hope Valley. Nazywa się Creed, ale z tego co wiem to mieszka teraz ze swoim chłopakiem i nie wiem czy będą mieli dla mnie miejsce. Ale nie chcę być sam. — szepnął, obejmując się ramionami. Czuł się strasznie źle. Świadomość, że już nikt nie będzie kręcił się po tym domu go przerażała. Co w ogóle miał z nim zrobić? Sprzedać? Nie utrzyma go za kelnerką pensję. Ale na razie pewnie nie mógł nic z nim zrobić, dopóki policja nie zbierze wszystkich dowodów w tej sprawie.
Brat musiał mieć jakąś tajemnicę skoro ukrywał przed nimi tyle pieniędzy. Zarabiał w jakiś nielegalny sposób? Ukradł je? Wygrał na loterii? Dostał od ojca? Nic mu nie przychodziło do głowy. Miał taki mętlik w głowie.
— Nie wiem… mówił że ma jakiegoś nowego kolegę w pracy, ale to tyle. Żadnego nowego znajomego. Znam wszystkich jego kolegów z którymi się zna od dziecka. Mogę podać do nich kontakty jeśli trzeba. Może oni będą bardziej pomocni? — zaproponował, bo sam nie był w stanie mu pomóc co już pewnie zauważył od samego początku. Nie wiedział kompletnie nic. I chciał, żeby ta noc się wreszcie skończyła. To było jak najgorszy koszmar z którego chciał się w końcu obudzić.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-A ci jego koledzy… jacy oni są? - spytał. W takich sprawach nawet najdrobniejszy szczegół mógł mieć znaczenie. Otoczenie miał wpływ na ludzi, znacznie większy, niż ci podejrzewali, więc kto wie, czy właśnie wśród kolegów nie było potencjalnego mordercy. Kto wie, czy któryś nie dowiedział się o jakichś oszczędnościach czy sprzęcie, który później można było sprzedać. Aaron w swojej krótkiej karierze detektywa z wydziału zabójstw miał do czynienia z przeróżnymi motywami, które popchnęły ludzi do zamordowania drugiej osoby. Wiele z nich była wyjątkowo błaha, przy czym w aden sposób nie dało się usprawiedliwić morderstwa, które nie było w samoobronie.
Spojrzał na wszystko to, co udało mu się zapisać. Krótkie notatki z rozmowy mogły być później przydatne, chociaż na chwilę obecną nie dawały policji nic. Ani podejrzanego, ani motywu. Żadnego śladu, za którym mogliby podążyć. Liczył, że zarówno sekcja zwłok, jak również ślady zebrane przez techników rzucą mu jakieś tropy. Potrzebował tego, zarówno dla siebie, jak i dla chłopaka, który zdawał się być wyjątkowo przytłoczony tym wszystkim. Tym bardziej McKay nie miał zamiaru dopatrywać się w nim na siłę sprawcy.
-Porozmawiaj z nim. Nie powinieneś siedzieć tutaj. Zresztą to miejsce przez kilka dni będzie dla ciebie niedostępne. Technicy muszą wszystko dokładnie sprawdzić, a jak rozumiem zależy ci, by znaleźć sprawców. I twojego brata - odpowiedział. Nie dał po sobie znać, że doskonale kojarzył imię Creed. Ilu ich mogło być w Hope Valley i jakie istniało prawdopodobieństwo, że chodzi o chłopaka jego brata? Zapisał to szybko na kartce; być może Whittemore, bo chyba tak miał na nazwisko, okaże się trochę bardziej pomocny, niż jego potencjalny kuzyn.
-Pamiętasz, jak nazywał się ten kolega? - rzucił.
Nie wiedział, ale Aaron nie winił go za to. Mimo wszystko teraz, kiedy nadal był w szoku, ciężko było mu myśli zebrać. A kto wie, czy kiedykolwiek drugi z braci zdradził imię nowej osoby.
- To może się przydać - skinął głową. Zawsze jakieś informacje.
Zanotował wszystkie kontakty, polecając przy okazji dwóm osobom z zespołu porozmawiać z paroma z nich. Kilka nazwisko zostawił dla siebie, by móc się czymś zająć, a nie siedzieć jedynie w biurze. Tego najbardziej nie lubił.
Kiedy upewnił się, że ma wszystko, co faktycznie mógł wycisnąć z chłopaka, zostawił mu swoją wizytówkę, wracając do techników, którzy znaleźli kilka śladów. Niestety, na wiele wyników trzeba było poczekać.
Pożegnał się z nimi, kierując pod adres pierwszej osoby ze swojej listy.
zt. x2
Jasper Moore
Spojrzał na wszystko to, co udało mu się zapisać. Krótkie notatki z rozmowy mogły być później przydatne, chociaż na chwilę obecną nie dawały policji nic. Ani podejrzanego, ani motywu. Żadnego śladu, za którym mogliby podążyć. Liczył, że zarówno sekcja zwłok, jak również ślady zebrane przez techników rzucą mu jakieś tropy. Potrzebował tego, zarówno dla siebie, jak i dla chłopaka, który zdawał się być wyjątkowo przytłoczony tym wszystkim. Tym bardziej McKay nie miał zamiaru dopatrywać się w nim na siłę sprawcy.
-Porozmawiaj z nim. Nie powinieneś siedzieć tutaj. Zresztą to miejsce przez kilka dni będzie dla ciebie niedostępne. Technicy muszą wszystko dokładnie sprawdzić, a jak rozumiem zależy ci, by znaleźć sprawców. I twojego brata - odpowiedział. Nie dał po sobie znać, że doskonale kojarzył imię Creed. Ilu ich mogło być w Hope Valley i jakie istniało prawdopodobieństwo, że chodzi o chłopaka jego brata? Zapisał to szybko na kartce; być może Whittemore, bo chyba tak miał na nazwisko, okaże się trochę bardziej pomocny, niż jego potencjalny kuzyn.
-Pamiętasz, jak nazywał się ten kolega? - rzucił.
Nie wiedział, ale Aaron nie winił go za to. Mimo wszystko teraz, kiedy nadal był w szoku, ciężko było mu myśli zebrać. A kto wie, czy kiedykolwiek drugi z braci zdradził imię nowej osoby.
- To może się przydać - skinął głową. Zawsze jakieś informacje.
Zanotował wszystkie kontakty, polecając przy okazji dwóm osobom z zespołu porozmawiać z paroma z nich. Kilka nazwisko zostawił dla siebie, by móc się czymś zająć, a nie siedzieć jedynie w biurze. Tego najbardziej nie lubił.
Kiedy upewnił się, że ma wszystko, co faktycznie mógł wycisnąć z chłopaka, zostawił mu swoją wizytówkę, wracając do techników, którzy znaleźli kilka śladów. Niestety, na wiele wyników trzeba było poczekać.
Pożegnał się z nimi, kierując pod adres pierwszej osoby ze swojej listy.
zt. x2
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085