Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Pilot myśliwca wojskowego, po stracie żony i dzieci w wypadku wrócił do Hope i założył w Miami szkołę latania na awionetkach. Jako tako układa sobie życie na nowo, problem w tym że po pijaku przespał się z najlepszym kumplem i nie wie co ma robić.
37
185

Post

Potrzebował właśnie w taki sposób spędzić resztkę tego wieczoru. Powietrze było rześkie, pozwalało mu wyrzucić z głowy niepochlebne myśli, skupić się na przyjacielu który idealnie wyczuwając jego nastroje zaproponował wspólne spędzanie czasu, za co Villeda był wdzięczny losowi. I dziękował Bogu że może się z nim przyjaźnić, bo po prawdzie nie wiadomo, co by zrobił, gdyby nie miał w swoim życiu chociażby jednej zaufanej osoby, a tak przynajmniej ma do kogo gębę otworzyć gdy mu źle i ponarzekać na to, jak los go skrzywdził. Na szczęście Octavian wytrzymywał jego zrzędzenie, więc Carlos bez najmniejszych oporów użalał się nad sobą przy nim. Nie to, że robił to często, każdy ma jakieś chwile słabości w życiu, prawda?
Nim dotarli do apartamentu młodszego mężczyzny zahaczyli o dom Carlosa, bo Villeda, analizując to co zakupili stwierdził że może być za mało, a przypomnijmy, że pędzi bimber w piwnicy i to całkiem niezły, zapewniając rodzinie najlepszy alkohol na wszystkich spotkaniach. Pokątnie nawet go sprzedaje, ale o tym niewiele trzeba. Wszystkie półki miał wypełnione słoikami, po krótkim wahaniu zgarnął dwa, uznając że ilość procentów jakie teraz mieli była wystarczająca na dzisiejszy wieczór. Miał ochotę się upić, by chociaż na chwilę przestać myśleć o tym wszystkim, co się dzieje w jego życiu, przestać wspominać przeszłość.
- Mówię ci, to zwali cię z nóg. Jak ostatnio dałem bratu to przez dwa dni nie było z nim kontaktu. Tak tylko uprzedzam. – powiedział, wchodząc za nim do mieszkania, w dłoniach dzielnie trzymając dosyć pokaźne słoiki które miały dzisiaj królować. Oczywiście, do niczego go zmuszać nie będzie, bimber nie jest dla każdego, aczkolwiek Carlos nie raz i nie dwa przekonał się że akurat ten typ alkoholu najbardziej pomaga się ludziom odprężyć, a przecież on dzisiaj tylko tego potrzebował. Czy to, że z taką chęcią sięga po alkohol to już nazywa się alkoholizmem?
- Ale tak jeszcze wracając do wcześniejszego tematu i tak chyba ruszę się na kilka dni do Miami. Mają przyjść nowe awionetki, a nie byłbym sobą, gdybym pierwszy ich nie przetestował, nim oddam je reszcie. – ciemne oczy Villedy zabłyszczały podekscytowaniem, jak zawsze gdy wspominał o swojej pasji. Do wojska na razie nie miał zamiaru wrócić, mimo że chyba jako jeden z nielicznych robił to, co kochał. Rekompensował sobie to założoną stosunkowo niedawno szkołą latania, która przynosiła mu nie tylko zyski, ale także pozwalała się odstresować i chociaż na chwilę zniknąć innym z oczu. Podreptał do kuchni wygrzebując z szafki dwie czyste szklanki. Nie przeszkadzałoby mu picie prosto z butelki, należy jednak udawać, że są w miarę cywilizowanymi ludźmi, mającymi jako takie pojęcie o kulturze picia.
- Kiedyś też cię namówię na lot, jeszcze zobaczysz. – podsumował, rozlewając bimber do szklanek, nie za dużo, by obydwoje nie zaliczyli od razu zgonu, bo to diabelstwo jest naprawdę mocne i potrafi zrobić z człowiekiem dosłownie wszystko, jeśli nie zachowa się chociażby odrobiny umiaru. Ale czy tego właśnie dzisiaj chcą?


Octavian Carter
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Największa maruda 2020 Call my name BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! devine Sej łaaat? WDOWIEC/WDOWA WETERAN FAN FILMÓW WOJENNYCH Człowiek orkiestra boję się pająków Czuję motyle w brzuchu Like a virgin
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
Octavian Carter
a

Post

Jedno było pewne, alkoholu zdecydowanie im dzisiaj nie zabraknie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie są w stanie tego przepić, nawet mimo mocnej głowy Octaviana i jego wieloletniej, toksycznej relacji z wysokoprocentowymi napojami. Zapowiadał się ciekawy wieczór, i chociaż Carter przez cały czas gdzieś z tyłu głowy miał myśl, że to on będzie dzisiaj tym odpowiedzialnym, to i tak miał zamiar dotrzymywać przyjacielowi towarzystwa w piciu, bo jakby nie patrzeć, sam też trochę tego potrzebował - albo tylko wmawiał sobie że potrzebuje, ale w sumie na jedno wychodziło.
- Tak? To brzmi jak wyzwanie. - Dokładnie w momencie, w którym wypowiedział te słowa wiadomo już było, że nie będzie dzisiaj ani trochę trzeźwy. To pewnie nie świadczyło o nim najlepiej, ale przecież Carlos znał go na tyle dobrze, że doskonale wiedział jaki jest. Octavian wiedział, że przy nim może być sobą, nawet jeśli to oznaczało pokazywanie się momentami od tej najgorszej strony... po tylu latach chyba i tak nie był już w stanie niczym go zaskoczyć, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- No tak, oczywiście że musisz być pierwszy. Niczego innego się nie spodziewałem. Tylko wyślij później jakieś piękne selfie z samolotu. - Choć Octavian osobiście przejawiał wyraźną awersję do latanaia, cieszył się, że przyjaciel ma jakąś pasję, która jeszcze jako tako trzyma go przy normalności i pozwala choć na trochę oderwać się od zadręczających go na codzień problemów. Takie odskocznie były ważne, a jeśli przy okazji się z tego żyło to dodatkowy plus. - Będziesz musiał użyć naprawdę mocnych argumentów - zaśmiał się w odpowiedzi, no bo proszę, on i latanie? Nah, zdecydowanie bezpieczniej czuł się, czując grunt pod nogami a latanie wydawało mu się abstrakcją, w dodatku mało bezpieczną, bez względu na to, jak dobry był w tym Carlos. Nie to, że Octavian mu nie ufał... brakiem zaufania darzył jedynie wszelkie maszyny latające, i choć kilka razy zdarzyło mu się lecieć samolotem, raczej nie wspominał tego za dobrze. Za każdym jednym razem po prostu się upijał, żeby jakoś w miarę bezproblemowo przeżyć lot - ewentualnie śćpał się wcześniej lekami na spanie, ale umówmy się, alkohol był dużo lepszym rozwiązaniem.
O tak, zdecydowanie chodziło o to, żeby odlecieć w krainę zapomnienia i pozwolić, by alkohol choć na chwilę przejął nad nimi kontrolę. Wtedy wszystko wydawało się dużo łatwiejsze a rzeczywistość przestawała być aż tak bardzo chujowa, dlatego też Octavian ochoczo sięgnął po szklankę i niczym rasowy alkoholik, wyzerował ją za pierwszym podejściem. Prawdopodobnie nie powinien robić tego tak gwałtownie, ale czy on się tym przejmował? Nie, ani trochę.
- To co, jeszcze po jednym? - Oj tak, ewidentnie prosił się o szybki zgon, a przecież to on miał być tutaj tym odpowiedzialnym, który będzie ogarniał pijanego Carlosa, nie pozwalał mu zrobić niczego głupiego i zajmował się nim jeśli zajdzie taka potrzeba... tym czasem sam prawdopodobnie będzie potrzebował żeby ktoś go pilnował, jeśli tak dalej pójdzie. To chyba najlepiej obrazowało, jak wyglądała jego odpowiedzialność.

Carlos Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Pilot myśliwca wojskowego, po stracie żony i dzieci w wypadku wrócił do Hope i założył w Miami szkołę latania na awionetkach. Jako tako układa sobie życie na nowo, problem w tym że po pijaku przespał się z najlepszym kumplem i nie wie co ma robić.
37
185

Post

Alkohol w dzisiejszych czasach ułatwia cholernie wiele, o czym nie raz i nie dwa się przekonali. Chyba ich pierwsze spotkania były podczas testowania niskoprocentowych trunków nim podrośli i sięgali po kolejne, mocniejsze napoje. W momencie gdy Carlos zajął się robieniem bimbru ich wątroby miały już wyrobioną odporność, chociaż nie raz i nie dwa zdarzało im się już zaliczyć zgon bo przecenili swoje siły na zamiary. Ale tego obaj potrzebowali, no może Villeda nieco bardziej. Doborowego towarzystwa, alkoholu i najzwyczajniejszego w świecie spokoju.
- Tylko nie mów, że nie ostrzegałem. – podsumował temat, a na jego wargach zagościł lekki uśmieszek. W kręgach rodziny to on był naczelnym bimbrownikiem, chociaż daleko mu do takiego alkoholizmu, jaki prezentował jego przyjaciel, ale każdy potrzebuje chociażby chwili oderwania się od rzeczywistości, a to jest lepsze niż użalanie się nad sobą i wmawianie, że wszystko złe, co cię spotkało, jest twoją winą, co Carlos ostatnio praktykował i za co powinien dostać w łeb w trybie natychmiastowym. Taki już po prostu jest.
- O nie kolego, jeśli będę musiał, sam cię wpakuję do środka. Potrafię być cholernie przekonujący w tym względzie, a poza tym, naprawdę ci przy mnie nic nie grozi. Połowę życia siedzę za sterami. – wywrócił oczami. Oczywiście wiedział jaki jest stosunek Octaviana do latania, ale nie będzie poprzestawał tylko na słowach, jeszcze przyjdzie taki dzień, kiedy podstępem zwabi go do Miami i posadzi obok siebie w awionetce. Latanie jest cholernie uzależniające i pozwala oczyścić umysł. Gdy patrzysz w dół możesz się od wszystkiego oderwać, widząc przed sobą tylko błękit nieba, słysząc pracę silnika i szum wiatru pod skrzydłami. Na chwilę przybrał marzycielski wyraz twarzy, potrząsnął jednak głową, wracając do rzeczywistości. Chyba będzie musiał znowu usiąść za sterami, bo dziwne rzeczy mu chodzą po głowie.
Nawet nie zdążył rzucić jakiegoś komentarza, gdy ten wypił wszystko duszkiem. Jego uśmiech się poszerzył, ale nie zwlekając, poszedł za jego przykładem, krzywiąc się lekko, czując palący alkohol w przełyku. Takie tempo z całą pewnością nie wróży nic dobrego, w tej chwili jednak miał to w głębokim poważaniu, uzupełniając ich szklanki tym razem do połowy objętości i z cichym westchnieniem opadając na kanapę.
- To nie zawody, zluzuj trochę. – mruknął, chcąc wykazać chociażby odrobinę odpowiedzialności w tej sytuacji jak na starszego przystało, ale błysk w jego oczach i ten uśmiech jasno pokazywał że są to tylko słowa. Także to, że wyzerował kolejną szklankę. Przez chwilę pociemniało mu przed oczami, robiąc jednak dobrą minę do złej gry, dolał sobie jeszcze więcej, zezując na towarzysza spod lekko zmrużonych oczu. – Podobno po bimbrze kac jest najgorszy. Jak by co, to ty robisz śniadanie. – tym samym Villeda oświadczył że ma zamiar kulturalnie zgonować u niego na kanapie, by nie narazić się na żaden wypadek wracając do domu. Co z tego, że ma nie daleko, lepiej go pijanego na ulicę nie wypuszczać.


Octavian Carter
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Największa maruda 2020 Call my name BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! devine Sej łaaat? WDOWIEC/WDOWA WETERAN FAN FILMÓW WOJENNYCH Człowiek orkiestra boję się pająków Czuję motyle w brzuchu Like a virgin
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
Octavian Carter
a

Post

O tak, to były piękne czasy, które Octavian z całą pewnością wspominałby z łezką w oku, gdyby był bardziej sentymentalny. Szkoła średnia i studia - dopóki radośnie ich nie rzucił - zdecydowanie były jednym z lepszych okresów jego życia i czasem żałował, że nie może cofnąć się do tamtych lat sielanki i beztroski, kiedy wszystko było o wiele łatwiejsze.
- Biorę odpowiedzialność na siebie - oznajmił, z dobrze wszystkim znaną niezachwianą pewnością siebie, choć tak naprawdę wiedział, że mimo wszystko prawdopodobnie trochę przecenia siebie i swój wcale-nie-alkoholizm. No ale był we własnym domu, z osobą przy której ostro zmenelił się już nie raz i nie dwa, więc co mu właściwie szkodziło.
- Nie wątpię w twoją kompetencję, ale nie ma opcji że z własnej woli wsiądę do tych latających maszyn zagłady. Prędzej piekło zamarznie. - Ta, jego słowa miały zadziwiającą moc przekonania biorąc po uwagę, że Carter nigdy w żadne piekło nie wierzył, ale chyba każdy zrozumiał przekaz, nie? No właśnie. Może, ale tylko może, gdyby był mocno pijany, udałoby się go namówić, ale w takim wypadku Carlos musiałby liczyć się z tym, że może skończyć się na zarzyganiu siedzeń, kokpitu i w ogóle wszystkiego. Chyba, że stanie się jakiś cud i Octavian z niepojętych przyczyn jednak przekona się do latania, ale póki co głęboko w to wątpił.
A co ja jestem, twoja żona? Niemal wypowiedział te słowa na głos słysząc o śniadaniu, powstrzymał się w ostatniej chwili, uświadomiwszy sobie, jak bardzo nie na miejscu by to było, biorąc pod uwagę sytuację Villedy i nie tak dawną śmierć jego żony, po której wciąż się jeszcze nie pozbierał. Octavian czasem cholernie nienawidził się za to, że potrafił bezmyślnie gadać wszystko co przyszło mu do głowy, zwłaszcza kiedy wypił, jeśli więc dzisiejszy wieczór faktycznie ma im minąć miło to musi nieco bardziej uważać na to, co chce powiedzieć, żeby nie zrobić jakiegoś głupiego przypału i nie popsuć atmosfery. Nie dzisiaj.
- Naprawdę myślisz, że w takim stanie będę potrafił przygotować cokolwiek jadalnego? Dość odważna teza. - No, o ile w ogóle kuchnia by to przetrwała, bo to też wcale nie było takie znów oczywiste. Nie to, że Octavian jakoś źle gotował, nic z tych rzeczy, jednak na kacu bywał wybitnie rozkojarzony a to, w połączeniu z kuchnią raczej nie mogło skończyć się dobrze. - Czy ktoś tu przed chwilą przypadkiem nie mówił, że to nie zawody? - zapytał mrużąc oczy, na widok Carlosa, który poradził sobie z drugą kolejką równie szybko co z pierwszą. Zaraz jednak sam poszedł w jego ślady, bo przecież nie będzie gorszy w piciu, nie ma w ogóle takiej opcji! Skrzywił się lekko, ale niemal natychmiast podsunął szklankę, widząc że mężczyzna polewa dalej. Spokojnie i kulturalne picie? Nah, we don't do that here, ale skoro Carlos i tak zostawał na noc - bo to akurat było dla Octaviana oczywiste - to właściwie co im szkodziło. No bo przecież co niby mogło się stać...?

Carlos Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Pilot myśliwca wojskowego, po stracie żony i dzieci w wypadku wrócił do Hope i założył w Miami szkołę latania na awionetkach. Jako tako układa sobie życie na nowo, problem w tym że po pijaku przespał się z najlepszym kumplem i nie wie co ma robić.
37
185

Post

Może i Carlos jest stary, ale to nie oznacza, że nie pamięta tamtych czasów. Sam, jeszcze w liceum próbował zakazanego owocu, nawet będąc w wojsku, gdy jego oddział miał chwilę spokoju, raczyli się przemyconymi alkoholami. Teraz i tak można powiedzieć, że się ogarnął, skoro pędzony bimber pije sporadycznie.
Potrząsnął głową, jedynie w ten sposób przyjmując do wiadomości jego słowa. Ile to razy Villeda naoglądał się, jak jego towarzysze picia zostali pozamiatani przez to, co im zaserwował, sam nie wychodził bez ran wojennych, rano przeklinając brak powściągliwości i raz po raz obiecując sobie że już nigdy nie będzie pił, by po kolejnych kilku dniach historia się powtórzyła. W pewnym momencie przestał się okłamywać, bo to i tak czy siak nie miało sensu.
- Nigdy nie mów nigdy, jeszcze zobaczysz drogi przyjacielu, jak to jest się wzbić w przestworza i zapomnieć o bożym świecie. Ale, jak to mawiają, nic na siłę. – machnął łapą na razie odpuszczając temat, chociaż znając go będzie co i rusz go poruszał by przyjaciela przekonać. I może nawet go spije, by wsiadł do awionetki, chociaż wtedy to żadna przyjemność, jak będzie praktycznie trupem i po prawdzie nie doceni uroków latania. Niemniej, nie będzie go na siłę nigdzie ciągał, nauczył się przez lata znajomości, że to po prostu mija się z celem.
Cóż, pewnych tematów się nie porusza, pewnych słów nie wypowiada by nie zniszczyć nastroju, dobrze więc że się powstrzymał od tej uwagi, bo zapewne skończyłoby się tym, że Carlos z miejsca przestałby pić i pewnie czmychnął do domu, bo dopadną go wspomnienia z którymi mimo upływu lat sobie nie radzi, a po co niszczyć przyjemną atmosferę wspólnego alkoholizowania się? Dzisiaj chciał najzwyczajniej w świecie zapomnieć o wszystkim. Chociaż na chwilę.
- Odwaga to moje… czekaj… piąte imię. Poza tym właśnie do odważnych świat należy, kto nie ryzykuje ten ginie i tak dalej. – wzruszył ramionami. Carlos był całkiem niezłym kucharzem, patrząc jednak na tempo, w jakim bimber znikał, oboje do wieczora nie będą w stanie się zwlec z miejsc, gdzie padli, lepiej więc nie wybiegać w przód aż tak. Łypnął na niego. – Mówiąc kolokwialnie, pij nie pierdol amigo i nie ciągaj mnie za słówka. – burknął, moszcząc się wygodnie na kanapie która była jedynym świadkiem ich libacji i powierniczką najgorszych sekretów o których chcieli zapomnieć. Widząc podsuniętą szklankę mężczyzny ochoczo wlał do niej alkohol, drugą ręką łapiąc go za nadgarstek by posadził tyłek na kanapie, zanim alkohol całkowicie mu uderzy do głowy. Wiedział co robił, on sam czuł przyjemne ciepło procentów, a żaden z nich chyba nie chce wypadku, prawda? – Chociaż zawody to nie najgorszy pomysł. Tak więc… aż umrzemy Octavian! – drąc ryja wzniósł swoją szklankę i wlał w gardło trzecią kolejkę, zrobił to jednak tak szybko, że prawie się biedak zakrztusił i zaniósł kaszlem.


Octavian Carter
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Największa maruda 2020 Call my name BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! devine Sej łaaat? WDOWIEC/WDOWA WETERAN FAN FILMÓW WOJENNYCH Człowiek orkiestra boję się pająków Czuję motyle w brzuchu Like a virgin
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
Octavian Carter
a

Post

Carlos mógł myśleć sobie co chciał, ale na tą chwilę Octavian był bardziej niż pewien, że nie da się zaciągnąć do awionetki, choćby przyjaciel nie wiadomo jak bardzo starał się go do tego namówić. Jak będzie faktycznie, okaże się w swoim czasie, a póki co chyba faktycznie lepiej było zostawić ten temat. Wrócą do niego na trzeźwo, kiedy Octavian w razie czego będzie ogarniał na co się zgadza, bo decyzje podjęte pod wpływem alkoholu podobno były najgorsze... choć on nigdy nie słynął z podejmowania właściwych i mądrych decyzji, więc pijany czy nie, było mu właściwie wszystko jedno.
- A nie na odwrót? Kto ryzykuje ten ginie? - zapytał, przez chwilę naprawdę poważnie się nad tym zastanawiając, jakby to faktycznie był bardzo ważny problem, ale po chwili machnął na to ręką, uznając, zresztą całkiem słusznie, że to nie jest coś, czym chciałby teraz zawracać sobie głowę. Kiedy został złapany za rękę, opadł ciężko na kanapę tuż obok przyjaciela i coś chyba pod nim zatrzeszczało ale olał to całkowicie, bo w końcu to stara kanapa, więc poniekąd miała prawo być zmęczona życiem. Uważał przy tym, żeby przypadkiem nie wylać zawartości szklanki, bo bardzo by było szkoda, gdyby miało się zmarnować.
- Uważaj, właśnie rzuciłeś wyzwanie profesjonaliście - oznajmił, i choć pewnie nie zabrzmiał nawet w połowie tak poważnie jak chciał, postanowił udowodnić swoje słowa czynami. Wzniósł szklankę w gescie toastu i wypił ją równie szybko jak pierwszą i drugą, czego niemal natychmiast pożałował bo momentalnie zakręciło mu się w głowie. Dobrze że siedział, przynajmniej nie wyjebał się na środku pokoju, to by było przykre i żenujące jednocześnie. Villeda jednak najwyraźniej również nie zareagował najlepiej na trzecią kolejkę, w dodatku wypitą tak gwałtownie, a przez ten jego kaszel Carter w pierwszej chwili pomyślał, że zaczyna się dusić.
- Kurwa, Carlos, nie umieraj mi tu, błagam! - No autentycznie się przestraszył i doskoczył do niego w jednej chwili, mimo że i tak siedział już dość blisko. Niestey, na pierwszej pomocy to on się za bardzo nie znał, bo na codzień miał do czynienia głównie z trupami którym już w żaden sposób nie można było zaszkodzić, a należy wziąć pod uwagę, że w chwili obecnej był już porządnie podpity, co definitywnie spowalniało jego procesy myślowe. Zdecydowanie jednak nie chciał jeszcze kopać mu dołka na cmentarzu (po prawdzie to miał nadzieję, że nie dożyje dnia, w którym będzie musiał to robić) więc lepiej żeby mu przeszło, bo Octavian raczej nie był w stanie zrobić za wiele poza poklepywaniem go po plecach co w jego opinii miało pomoc mu odkaszlnąć i powtarzaniem przez cały czas kurwa nie umieraj mi tu.

Carlos Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Pilot myśliwca wojskowego, po stracie żony i dzieci w wypadku wrócił do Hope i założył w Miami szkołę latania na awionetkach. Jako tako układa sobie życie na nowo, problem w tym że po pijaku przespał się z najlepszym kumplem i nie wie co ma robić.
37
185

Post

Oczywiście, nie będzie jakoś przesadnie go do tego namawiał, ale ilekroć się spotkają, ten temat będzie poruszany, ale fakt, lepiej o tym pogadać na trzeźwo, bo decyzje podejmowane pod wpływem nigdy nie są dobre, przynajmniej Villeda się jeszcze z tym nie zetknął, by cokolwiek, co postanowił po pijaku było dla niego, bądź otoczenia dobre. Zwykle bywał rozważny w swoich poczynaniach, wykazując się opanowaniem i nie podejmowaniem decyzji pod wpływem impulsu, no ale wystarczy mocniejszy alkohol i to wszystko idzie się jebać.
- Nie łap mnie za słowa. – prychnął. Bez ryzyka nie ma zabawy. Oni ryzykują teraz pijąc bimber. Jeszcze oślepną i skończy się ich przyjemny żywot. Wyciągnął nogi przed siebie i skrzywił się lekko, gdy kanapa na chwilę opadła pod ciężarem przyjaciela, a nie rzucił żadnej kąśliwej uwagi, aczkolwiek spojrzał na niego wzrokiem z cyklu „najwyższa pora iść na jakąś dietę grubasie”. Ot, Carlos i jego wyrażanie przyjacielskiej sympatii.
- A co ja, amator jestem? Gdy ja piłem, ty chodziłeś jeszcze do podstawówki. – odciął się. Niby nie dzieliła ich jakaś znaczna różnica wieku, raptem sześć lat, ale wiadome jest że to Carlos pierwszy posmakował alkoholu, potem dopiero zaczął rozpijać przyjaciela podebranym ojcu z barku bimbrem bądź winem, albo czymkolwiek innym, co potem odchorowywali wmawiając rodzicom grypę żołądkową. W tej chwili czuł się ponownie, jednak z tą różnicą że po pierwsze, dwie pierwsze szklanki już uderzyły mu do głowy, a po drugie w tej chwili pociemniało mu przed oczami, prawie zobaczył światełko w tunelu. Kasłał jakby miał za chwilę wypluć płuca, nawet upuścił szklankę która cudem się nie zbiła. Klepnięcia w plecy sprawiły że prawie rzęził, cudem udało mu się złapać powietrze. Ale też sprawiły że niebezpiecznie się zachwiał, przez co wyciągnął rękę i złapał go za brzeg koszuli, by zapewnić sobie jako takie podparcie, aczkolwiek skończyło się to też tym, że palcami muskał odsłonięty fragment skóry. Zarejestrował to dopiero w momencie, gdy przestał wypluwać płuca, aczkolwiek, mimochodem, zacisnął dłoń nieco mocniej, niżby to wypadało w takich przypadkach.
- Santa Madre było blisko... – wystękał oddychając ciężko, wolną dłonią ocierając oczy bo aż mu łzy do nich podeszły. Umrzeć poprzez zadławienie bimbrem, to by chyba w gazetach musieli opisać. Albo przyznać mu nagrodę Darwina za idiotyczną śmierć. Potrząsnął głową, zerknął najpierw na leżącą na podłodze szklankę, potem na swoją dłoń nadal trzymającą ubranie Octaviana. - To co, kolejna runda? – uśmiechnął się głupkowato sięgając po szklankę, ale jakoś tak nie puszczając jego koszuli, przecie obawiać się mógł, że poleci jak długi, gdy tylko się nachyli, prawda? Tym bardziej że przy tym ruchu nieco mu się zakręciło w głowie.

Octavian Carter
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Największa maruda 2020 Call my name BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! devine Sej łaaat? WDOWIEC/WDOWA WETERAN FAN FILMÓW WOJENNYCH Człowiek orkiestra boję się pająków Czuję motyle w brzuchu Like a virgin
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
Octavian Carter
a

Post

Octavianowi zdecydowanie daleko było do rozważnego, pewnie właśnie dlatego jego życie wyglądało tak jak wyglądało, a on, zamiast poważnym, ustabilizowanym człowiekiem wciąż był mentalnym studentem a najcięższa rzeczą którą robił na codzień było kopanie grobów i chowanie zwłok. Ambitnie, czyż nie? Ale każdy robi w życiu to, co potrafi a za chlanie na umór przecież nikt mu nie będzie płacił... a szkoda.
- Szczegóły. - Nie zamierzał kłócić się o to, kto jest większym patusem i alkoholikiem, bo przecież wiadomo że on. Choć przez własną dumę i honor nigdy nie nazwał tego po imieniu, to pokazał już niejednokrotnie, jak niski poziom momentami sobą reprezentuje. Matka z pewnością nie byłaby dumna, gdyby widziała na co wyrósł, jednak na szczęście od czasu jej rozwodu z ojcem ich kontakty ograniczały się do sporadycznych spotkań od wielkiego święta.
W pierwszej chwili zupełnie nie zwrócił uwagi na dotyk, zbyt przerażony tym, że Carlos zaraz mu tu zejdzie, skupiał się więc całkowicie na tym, by mu pomóc - mniej lub bardziej skutecznie, ale liczyły się starania... oraz fakt, że przyjaciel finalnie przestał się dusić, co było naprawdę ogromną ulgą, bo czasem zaraz by tu trzeba było dzwonić pod 911 a to było ostatnie, czego potrzebowali. Nawet teraz jednak nie miał nic przeciwko temu, by Villeda się go trzymał. Przecież mnóstwo raz wracali pijani z barów, uczepieni jeden drugiego, by lepiej trzymać równowagę i żaden z nich nigdy nie widział w tym żadnych podtekstów.
- Omal mi tu nie zeszłeś, a już chcesz chlać dalej? - Z jednej strony się martwił, ale z drugiej, kim on był żeby oceniać, skoro sam pewnie zrobiłby dokładnie to samo. Wbrew zdrowemu rozsądkowi polał więc im obu kolejną kolejkę, choć sam czuł już, że bimber zaczął go sponiewierać. Wolał nie myśleć, w jakim stanie obudzi się rano, w ogóle wolał teraz za dużo nie myśleć, zamiast tego zabrał się za opróżnianie szklanki jakby to był soczek, co było tak oczywistą głupotą, że chyba nie trzeba tego nawet mówić. Teraz już naprawdę porządnie zaczęło szumieć mu w głowie, przez co w jakimś dziwnym odruchu przysunął się do Villedy i oparł głowę o jego ramię.
- Kurwa, ale mi się kręci w głowie - mruknął, przymykając oczy i uśmiechając się przy tym lekko, bo mimo wszystko to było przyjemne uczucie. Jeśli zaraz padnie propozycja następnej kolejki to oczywiście będzie pierwszy do picia, a jakże, ale aż strach się bać, jak to się dla niego skończy - tym bardziej, że jak zawsze, będzie próbował za wszelką cenę pokazać, jaki to jest zajebisty i jak bardzo ma mocną głowę. Well, faktycznie miał, ale w starciu z bimbrem zdecydowanie zaczynał przegrywać. Z tą jakże optymistyczną myślą rozsiadł się wygodniej na kanapie, oczywiście przez cały czas opierając się o przyjaciela, bo tak mu było wygodnie no a Carlos zdawał się nie mieć żadnych obiekcji.

Carlos Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Pilot myśliwca wojskowego, po stracie żony i dzieci w wypadku wrócił do Hope i założył w Miami szkołę latania na awionetkach. Jako tako układa sobie życie na nowo, problem w tym że po pijaku przespał się z najlepszym kumplem i nie wie co ma robić.
37
185

Post

W pewnym sensie nawet się dopełniali. Octavian nierozważny, Carlos twardo stąpający po ziemi, serio w niektórych momentach nawet rozsądny, aczkolwiek wystarczy spora ilość alkoholu i robi się pocieszny niczym miś przytulak. Poza tym, zbyt wiele razy razem zaliczali zgon, by teraz sobie zacząć wypominać, jacy to oni są pod wpływem. Nie raz się zdarzało, że Villeda automatycznie po pijaku przechodził na hiszpański, co przyjaciela wkurzało, bo za dużo nie rozumiał. Co ten alkohol robi z człowiekiem? Niemniej nie miał najmniejszego zamiaru poprzestać na zaledwie dwóch szklankach, nawet w momencie kiedy prawie otarł się o śmierć w wyniku zakrztuszenia. Smakowanie swoich własnych produktów dawało cholerną satysfakcję.
- Na coś trzeba umrzeć. I chcę się urżnąć, tobie nic do tego, más querido – i zaczyna się to, o czym była mowa, a i tak można mówić o szczęściu skoro skończyło się na użyciu hiszpańskiej wersji słowa najdroższy. Poza tym odezwał się w nim ten buntowniczy tryb, nawet sam nie wiedział za bardzo dlaczego to powiedział, zapewne coś sobie w myślach dopowiedział i uznał to za pouczanie go, a tego nienawidził. Niemniej, podstawił swoją szklankę, którą cudem podniósł z podłogi i poczekał aż przyjaciel ją napełni, idąc za nim przykładem wypił wszystko duszkiem, odchylając tak gwałtownie głowę że opadł na kanapę, a ręka, która do tej pory ściskała jego ubranie, wylądowała teraz na jego udzie.
- Tobie się kręci w głowie, ja widzę las estrellas na twoim suficie. – mruknął i oparł głowę o oparcie. Nie kłamał, naprawdę widział gwiazdy na jego suficie, to zapewne efekt uboczny tak szybkiego wlewania w siebie alkoholu. Jakby z automatu przycisnął policzek do czubka jego głowy, cicho czkając bo najwidoczniej za dużo powietrza dotarło do niego razem z alkoholem. Skrzywił się, bo to wywróciło jego trzewia do góry nogami. - Ej, jakoś tutaj gorąco Piekielnie dobry ten bimber. – powiedział po dłuższej chwili i bezceremonialnie pchnął go na bok kanapy, samemu bez jakiegokolwiek skrępowania począł rozpinać swoją koszulę. Bimber jest najlepszym środkiem rozgrzewającym, nie żadne maści czy gorące kąpiele, najzwyczajniejszy bimber prosto od Villedy, szybkie pozbywanie się ciuchów wliczone w cenę. Opornie mu szło rozpinanie tych guzików, mruczał coś niezrozumiałego pod nosem, nim dumny pozbył się ostatniego i odrzucił na bok niepotrzebny kawał materiału, czując na piersi zimniejsze powietrze zadrżał lekko i łypnął na przyjaciela, zapewne nadal rozciągniętego jak długi na kanapie.
- Skoro mi jest gorąco, to i tobie amigo. – stwierdził jedynie, nim złapał go za nadgarstek i posadził obok siebie. Gdy był pewny, że ten niczym wańka wstańka nie pochyli się do tyłu, dobrał się i do jego koszuli, w tej chwili wyznając zasadę, że skoro jemu jest gorąco, to i jego towarzysz na pewno odczuwa wyższą temperaturę, a Villeda tylko dba o jego dobre samopoczucie, przecież nie pozwoli się mu przegrzać. Chociaż te piekielne guziki chyba robiły mu na złość, bo nieco dłużej zajęło mu pozbawienie go koszuli, ale był z siebie cholernie dumny, gdy i Octavian został jej pozbawiony. - Teraz lepiej, co? – jakby ktoś inny zastąpił Villedę, przestał się zadręczać, a pozwalał alkoholowi działać. O to chodziło.

Octavian Carter
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Największa maruda 2020 Call my name BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! devine Sej łaaat? WDOWIEC/WDOWA WETERAN FAN FILMÓW WOJENNYCH Człowiek orkiestra boję się pająków Czuję motyle w brzuchu Like a virgin
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
Octavian Carter
a

Post

Hiszpanski, taaak. Octavian od dawna obiecywał sobie, że kiedyś się go nauczy, ale jak na razie skończyło się tylko na kilku podstawowych zwrotach, no i przeklenstwach oczywiście. Mógł szpanować że umie przeklinać po hiszpańsku, o! Na jakichś randomowych ludziach którzy hiszpańskiego nie znali i nie wiedzieli, co właściwie Carter do nich mówi z pewnością robiło to odpowiednie wrażenie i czyniło go osobą świetnie posługującą się obcym językiem. Szkoda tylko, że faktycznie naprawdę niewiele rozumiał i mógł jedynie domyślać się, co Carlos gada kiedy jest pijany.
- Nie? Toć wziąłem za ciebie odpowiedzialność w momencie, kiedy przekroczyłeś próg tego mieszkania. - Jego słowa, które z założenia miały być całkowicie na serio mocno traciły na powadze, gdy wypowiadał je tym swoim bełkoczącym pijackim tonem, którego na poważnie zdecydowanie nie dało się brać. No trudno. Chociaż poduszkę miał wygodną, a przynajmniej do czasu, kiedy Carlos z jakichś bliżej niepojętych przyczyn nie postanowił popchnąć go na drugi koniec kanapy. Wziął go z zaskoczenia, przez co Octavian przez dobre kilka sekund nie wiedział co właściwie się z nim dzieje. Potrzebował chwili by ogarnąć co się stało, a przez tak gwałtowną zmianę pozycji alkohol momentalnie podszedł mu do gardła. Przełknął kilka razy, próbując odpędzić mdłości, bo bynajmniej nie miał zamiaru zwracać wszystkiego, co zdążył do tej pory wypić - po pierwsze, to byłoby oczywiste marnotrawstwo alkoholu a po drugie, straciłby swoją reputację zawodowego nie-alkoholika. Kiedy więc poczuł się minimalnie lepiej, wrócił wzrokiem do Carlosa, a jego mina musiała być naprawdę bezcenna w momencie, kiedy uświadomił sobie że przyjaciel właśnie zaczyna się rozbierać.
- Lepsze niż kluby ze striptizem - skomentował, gdy już minął pierwszy szok, kompletnie nie kontrolując już tego, co pod wpływem chwili wydostawało się z jego ust. Istotnie było przecież na co popatrzeć, nawet to nieporadne rozpinanie guzików w niczym nie przeszkadzało. Momentalnie naszły go fleszbeki z czasów, kiedy był nastolatkiem i trochę się w Villedzie podkochiwał... oczywiście przeszło mu już lata temu, co nie znaczy że przestał uważać go za atrakcyjnego faceta. Po prostu patrzył na niego jak na przyjaciela i nikogo więcej, w końcu Carlos jeszcze do niedawna miał żonę którą kochał i z którą był szczęśliwy.
- No może trochę, ale... - Przerwał wpół zdania, bo po prawdzie całkowicie zapomniał co chciał powiedzieć, kiedy Villeda zaczął dobierać się również do jego koszuli. Octavian nie był pewien, co się właściwie odkurwiało, ale z jakiegoś powodu nie protestował ani trochę, jedynie śledząc wzrokiem nierówne zmagania przyjaciela z guzikami a gdzieś z tyłu głowy siedziała mu myśl, czy to wszystko naprawdę ze względu na temperaturę, która chyba przecież wcale nie była taka znów wysoka. Myślenie w tym stanie nie było jednak jego mocną stroną, więc po chwili dał sobie z tym spokój, po prostu pozwalając Villedzie pozbawić go górnej części odzieży. - O tak, zajebiście. - Przyznał mu rację, no bo w sumie faktycznie było trochę lepiej. Prawdopodobnie taki sam efekt uzyskałby, gdyby po prostu otworzył okno, ale nieważne skoro teoretycznie i tak na jedno wychodziło. - To co, jeszcze po jednym? - Cały Octavian! Nie czekając na odpowiedź, podniósł się z kanapy chcąc wziąć butelkę ze stołu, jednak zrobił to zdecydowanie zbyt gwałtownie, skutkiem czego zaraz poleciał do tyłu - tym razem jednak nie na kanapę, a wprost na kolana Carlosa.

Carlos Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Pilot myśliwca wojskowego, po stracie żony i dzieci w wypadku wrócił do Hope i założył w Miami szkołę latania na awionetkach. Jako tako układa sobie życie na nowo, problem w tym że po pijaku przespał się z najlepszym kumplem i nie wie co ma robić.
37
185

Post

Przynajmniej dzięki Carlosowi może szpanować, że zna kilka słów po hiszpańsku, nawet jeśli cichaczem musi do niego pisać, aby mu przetłumaczył, co zawsze go bawiło. Kiedyś może nawet wspomniał, że może go trochę poduczyć, ale albo zrobił to po pijaku, albo po prostu przyjaciel nie uznał tego za bardzo potrzebne w swoim życiu i więcej tego tematu nie kontynuowali. Ale przynajmniej przyzwyczaił się do tego że po wypiciu większych ilości Carlos się nieco zapomina i przestawia na hiszpański, jako prawie człowiek pochodzący z kraju którego chlubą są tortille. I mocne alkohole oczywiście.
- A weźmiesz odpowiedzialność za moje życie? Taki ángel de la guarda? – mruknął, mówiąc to co mu ślina na język przyniesie. Skoro chce się nim opiekować tu i teraz, to może przeciągniemy to chociażby na kolejne kilka dni? W jednej chwili gdzieś zniknęła jego stanowczość i twarde stąpanie po ziemi, kierując nieco pijackie już spojrzenie na przyjaciela bardziej przypominał zagubionego szczeniaczka z tymi ciemnymi oczami i rozczochranymi włosami. Poza tym, tak jak nad słowami, nie panował nad gestami, ale po alkoholu wszystko idzie łatwiej, szkoda ze czynności manualne są nieco bardziej ograniczone, aczkolwiek żaden guzik nie jest mu straszny. Też na swój pokrętny sposób chce o niego zadbać, nawet jeśli jego tłumaczenia na temat temperatury i powodującego jej podwyższenie alkoholu są jedynie kłamstwem, bądź pretekstem do puszczenia wszystkich hamulców. Oj, chyba to draństwo jest mocniejsze niż Villeda na początku sądził, skoro takie myśli go nachodzą.
- Prywatny negliż, to ci chodziło po głowie. – ponownie czknął, mimowolnie zakrywając usta, bo alkohol podszedł mu do gardła, dzielnie jednak nad tym zapanował, teraz starając się skupić wzrok na prezentującym się przed nim widoku, nagiej klatce przyjaciela, niczym obserwujący go ptak przekrzywił głowę, aby móc spojrzeć na nią z nieco innego kąta. Cóż, mimo że nigdy do niczego między nimi nie doszło, Carlos nie mógł zaprzeczyć, że jest na czym oko zawiesić, nawet po tych wszystkich latach.
- Widzisz? Papá Carlos o ciebie zadba, ze mną nie zginiesz. – wyszczerzył się do niego szeroko. Pomińmy fakt, że tłumaczenie iż wszystkim w pomieszczeniu musi być gorąco jest słabym argumentem do rozebrania drugiej osoby, no ale, to bimber mu podpowiada, szepcze do uszka co ma zrobić, a on grzecznie się słucha. - I dlatego jesteś moim najlepszym kumplem. – pokiwał przytakująco głową na znak że następna kolejka jest jak najbardziej wskazana. Ale dalsze wypadki chyba nie były zbyt planowane, bo w momencie gdy Carter miast złapać za butelkę, zwalił się mu na kolana, Carlos w pierwszym odruchu złapał go w pasie chcąc zamortyzować upadek. Szkopuł w tym, że jednak ten ruch był zbyt szybki, pozbawił go równowagi i sprawił że razem z nim wylądował na podłodze. Grzmotnął mocno plecami o ziemię, co wydobyło oddech z jego płuc, dodatkowo ciężar Cartera wręcz go wgniatał w dywan. Zerknął na czubek jego głowy.
- Panie bosman, zbiera się na sztorm i mamy ludzi za burtą. – mruknął, puszczając go, ale niespecjalnie mając siłę wypełznąć spod niego, rozłożył więc ręce na boki i leżał niczym dryfujący kawałek drewna na morzu.

Octavian Carter
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Największa maruda 2020 Call my name BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! devine Sej łaaat? WDOWIEC/WDOWA WETERAN FAN FILMÓW WOJENNYCH Człowiek orkiestra boję się pająków Czuję motyle w brzuchu Like a virgin
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
Octavian Carter
a

Post

Problem z całą pewnością leżał w jego braku ambicji, bo nie oszukujmy się, zapał Octaviana do nauki czegokolwiek trwał co najwyżej kilka dni. Momentami dziwił się sam sobie, że wytrzymał na studiach ekonomicznych aż dwa lata, ale właściwie nigdy nic produktywnego na tych studiach nie robił, więc whatever - a dopóki "studiował", ojciec wciąż płacił na jego utrzymanie, więc w ostatecznym rozrachunku sie opłacało.
- Wezmę, jeśli zaczniesz mówić do mnie po angielsku, jak człowiek. - No szło się wprawdzie domyślić o co chodziło i gdyby Octavian był trzeźwy, z pewnością machnąłby na to ręką, ale byl zdecydowanie daleki od tego stanu. Alkohol już zaczynał robić z nim swoje, przez co te niewinne pytania o branie odpowiedzialności wydały mu się czymś absolutnie normalnym... rozbieranie się na środku salonu już trochę mniej, ale mocno by skłamał, gdyby powiedział że ma coś przeciwko. Zamiast więc używać zbędnych słów, wolał korzystać z okazji, że legalnie może się pogapić, bo w razie gdyby Villedzie wydało się to dziwne, zawsze można zrzucić winę na alkohol.
- Jasne, od samego początku - rzucił ironicznie w odpowiedzi, a ile było w tym prawdy to sam chyba nawet nie był pewien. No darmowy striptiz we własnym domu fajna sprawa, wprawdzie się tego nie spodziewał ale nie zamierzał narzekać. No i chyba nie do końca wierzył w te wymówki o tym, że niby jest za gorąco, choć z drugiej strony nie chciał snuć tu żadnych dziwnych teorii i domysłów, bo ustaliliśmy już dawno, że po takiej ilości alkoholu myślenie zdecydowanie nie było jego mocną stroną. Zamiast myśleć lepiej było napić się jeszcze więcej, problem w tym, że nie było mu dane ponownie dobrać się do butelki. Wszystko zadziało się tak szybko, że nawet do końca tego nie ogarnął, dopóki obaj nie znaleźli się na podłodze... choć nie, w sumie na podłodze leżał tylko Carlos, podczas gdy Octavian radośnie wgniatał go w dywan całym swoim ciężarem. Pozycja w której się właśnie znaleźli dla postronnych mogłaby pewnie wyglądać dość dwuznacznie, jednak Carter nie czuł się w tej chwili ani trochę skrępowany. Co więcej, uznał że jest mu tak całkiem wygodnie i wcale nie ma zamiaru z niego schodzić, o. Nawet nie pomyślał o tym, że przecież jest ciężki i że przyjaciel niekoniecznie musi podzielać w tej sytuacji jego zadowolenie.
- Jesteś cholernie wygodny, wiesz? - A to już zdecydowanie powiedział bimber, nie on! Na trzeźwo te słowa nigdy w życiu nie wyszłyby poza jego myśli, teraz jednak tak jakby miał to gdzieś - mówił co myślał i tyle. Prawdopodobnie jutro będzie tego żałował, o ile w ogóle będzie to pamiętał, ale jeszcze nie wybiegał tak daleko w przyszłość, woląc skupić się na tym co tu i teraz... a zaczynało robić się coraz ciekawiej, bo w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji Octavian zaczął wiercić się a nim, co rusz przypadkiem ocierając się tu i ówdzie, oczywiście nie specjalnie! To wszystko dlatego, że chciał się po prostu wygodnie ułożyć, ale jakoś w międzyczasie spadł, lądując tuż obok przyjaciela, z głową na jego wyciągniętym ramieniu a na jego twarzy przez cały czas gościł pijacki uśmiech, zapewnie tak dobrze znany starszemu z mężczyzn.

Carlos Villeda
mów mi/kontakt
Zablokowany