Nie czuła się dobrze z przedłużającą się ciszą. Chciała jej oczywiście jakoś zaradzić, ale nie była do końca gotowa na rozmowę o tym, co się stało — a gdyby pojawiła się u niego bez wyraźnego powodu to liczyć musiałaby się z tym, że temat bardzo szybko by o ten nieudany pocałunek zahaczył. Czuła się potwornie, bo przecież dawno temu postanowiła sobie, że nie zrobi umyślnie nic, co mogłoby ich przyjaźni zagrozić. Trzymała się tego dzielnie, dopóki nie zawiła nad nimi głupia jemioła, a Gem nie zachowała się niczym głupia nastolatka, która nie potrafiła nad swoimi uczuciami panować.
Mogła być tchórzem, ale nie wyobrażała sobie jednak sytuacji, w której spędziłaby kolejne święta na nierozmawianiu z nim. Dlatego pokonując własny wstyd, zażenowanie i nawet lekkie przerażenie zdecydowała się w samochód wpakować. Wrzuciła na tył prezent, który poprzedniego wieczoru skrupulatnie zapakowała i do którego dorzuciła pewnie taką ilość słodyczy, że lekki problem miała z przeniesieniem tego pudełka, a i sweter Weasleyów wepchnęła, w kolorze, który matka robiła Fredowi. Duma, jaką odczuwała na myśl o tym prezencie odrobinę ją opuściła teraz, bo nie byłą pewna, czy był odpowiedni, skoro miał być też metaforycznym wyciągnięciem ręki na zgodę. Zatrzymała się więc pod jego domem chwilę potem i wyciągnęła pudełko, które ze sobą przywiozła. Rozejrzała się jeszcze w poszukiwaniu samochodu mężczyzny, by pewność mieć, że go zastanie. Już i tak czuła się lekko zestresowana, wolałaby nie wpaść na Prue przypadkiem, bo na jej samopoczucie pozytywnie na pewno by to nie wpłynęło. Zadzwoniła do drzwi i poczekała, aż mężczyzna drzwi otworzy. Sam jego widok sprawił, że uśmiechnęła się lekko, bo jednak te kilkanaście dni ciszy trochę jej doskwierały.
— Hej, musisz mnie wpuścić, bo Mikołąj oszalał dając mi tę paczkę dla ciebie. Mam słabe ręce, a to waży miliony kilogramów — zapewniła go. Oczywiście przesadzała, ale naturalnie z wielką chęcią wślizgnęłaby się do środka. Oznaczałoby to też, że nie ma jej za złe ostatnich scen. Nie dość, że najpierw go całować zaczęła to później zachowywała się niczym naburmuszone dziecko. Nie była najłatwiejszą osobą w obyciu i niby zdawał sobie z tego sprawę jak nikt inny, ale jednak nawet on mógł uznać, że chwilami przesadzała. — Z jakiegoś powodu założyłam, że nie masz planów i się nie zapowiedziałam. W końcu kto miałby plany w święta, prawda? — dodała trochę ironicznie, bo jednak było to głupiutkie i naiwne z jej strony. Brzmiało jednak rozsądniej niż przyznanie, że bał się, że nie odbierze na przykład wcale.
Wolfie L. Moriarty