Ostatnie kilka dni było spokojnie. Od czasu tej dziwnej sytuacji z telefonem i Harveyem w roli głównej, nic ciekawego się nie działo. Oczywiście zadzwoniła do dyrekcji i poinformowała ich o sytuacji. Miała nadzieję, że nauczycielka i opiekunka, poniosą jakieś konsekwencje tego co się stało. Nie ważne co to będzie. Nie chciała, żeby sytuacja się powtórzyła. Nie interesowało ją co się stało. Jej córka została sama bez opieki i gdyby nie Harvey, ktoś inny mógłby ją skrzywdzić. Kiedy oddaje dziecko do szkoły liczy, że grono pedagogiczne zadba o jej bezpieczeństwo.
Dzisiaj miała wpaść do Vivienne, którą poznała na placu zabaw. Kobieta tak samo, jak ona niedawno wprowadziła się do miasta i to jeszcze na to samo osiedle. Dalila miała ułatwioną sytuację. Ona już kiedyś tutaj mieszkała. Kiedy była młoda, uwielbiała to miasto. Uwielbiała chodzić na plaże, wieczorami rozpalać tam ognisko i spędzać czas z przyjaciółmi. To właśnie tak pierwszy raz spożyła alkohol, spróbowała zapalić pierwszego papierosa… i nie tylko. Ale to było kiedyś. Teraz miała 33 lata, córkę i życie, które powoli jej się sypało. Miała nadzieję, że czas spędzony z nową znajomą pozwoli jej chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. Żeby nie było, że przychodzi z pustymi rękami, upiekła domowe ciasteczka z orzechami. Miała nadzieję, że Vivienne będą smakować. Zapakowała ciasta w pudełko i na piechotę wyruszyła do domu Hastings.
- Hej, wpadłam, jak obiecałam. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - Uśmiechnęła się do niej ciepło. W sumie to właściwie nie do końca to przemyślała, ale nie miała jej numeru, więc nie mogła uprzedzić, że się do niej wybiera.
- Nie jestem masterchefem, ale upiekłam dla nas ciastka. Zjadliwe, przynajmniej tak twierdzi moja córka. - Zaśmiała się krótko.
Vivienne Hastings