a
mów mi/kontakt
administrator
a
#1 - Billy Harrington
outfit
Pizza była zawsze dobrym pomysłem i chyba najulubieńszym fast foodem Molly. Lubiła ją w każdej postaci, nawet hawajską! Raczej nie bała się łączyć smaków, ale to chyba mało istotne teraz było. Co najważniejsze miała dzisiaj wolne! Było już po wszystkich egzaminach, więc Będzie mogła tak naprawdę zacząć żyć. To znaczy, wiadomo, szukać pracy, chociaż chciała spędzić ostatnie wakacje jeszcze jako ta nieodpowiedzialna studentka, może trochę nastolatka.
Przerażało ją dorosłe życie, bo zupełnie nie była gotowa na to wszystko. Nie chciała by imprezy się skończyły, by zaczęła się powaga, czy pytania przez rodzinę kiedy mąż i dzieci. A Molly nawet nie chciała teraz związku, a co dopiero dzieci. Dodatkowo miała trochę kryzys, bo chyba wolała mieć dziewczynę niż chłopaka.
Jejku, dobrze, że nie musi wybierać!
— Billyyy! — rzuciła mu się na szyję na przywitanie, uśmiechając się od ucha do ucha. A wcale nie była na ziołowym haju, nie-e. — Blado wyglądasz, chyba musisz coś zjeść. — zaśmiala sie i poklepała go po ramieniu — I wyglądasz jakbyś bardzo chciał mi postawić tę pizzę, więc wiesz, z grzeczności nie odmowie, nie? Do tego coca-cola zero. Albo moze Pepsi Max. W sumie obojętne, nie będę wybredna. — bo ona lubiła colę bez cukru, a wolała taka pic nawet dlatego, ze po prostu nie było dodatkowych kalorii, a ona przecież w głowie miała zaplanowany każdy posiłek. Obliczone kalorie, makro składniki i mnóstwo innych takich. A tak poza tym to jednak te normalne napije są dla niej za słodkie, bo jednak jej ulubionym napojem była woda.
outfit
Pizza była zawsze dobrym pomysłem i chyba najulubieńszym fast foodem Molly. Lubiła ją w każdej postaci, nawet hawajską! Raczej nie bała się łączyć smaków, ale to chyba mało istotne teraz było. Co najważniejsze miała dzisiaj wolne! Było już po wszystkich egzaminach, więc Będzie mogła tak naprawdę zacząć żyć. To znaczy, wiadomo, szukać pracy, chociaż chciała spędzić ostatnie wakacje jeszcze jako ta nieodpowiedzialna studentka, może trochę nastolatka.
Przerażało ją dorosłe życie, bo zupełnie nie była gotowa na to wszystko. Nie chciała by imprezy się skończyły, by zaczęła się powaga, czy pytania przez rodzinę kiedy mąż i dzieci. A Molly nawet nie chciała teraz związku, a co dopiero dzieci. Dodatkowo miała trochę kryzys, bo chyba wolała mieć dziewczynę niż chłopaka.
Jejku, dobrze, że nie musi wybierać!
— Billyyy! — rzuciła mu się na szyję na przywitanie, uśmiechając się od ucha do ucha. A wcale nie była na ziołowym haju, nie-e. — Blado wyglądasz, chyba musisz coś zjeść. — zaśmiala sie i poklepała go po ramieniu — I wyglądasz jakbyś bardzo chciał mi postawić tę pizzę, więc wiesz, z grzeczności nie odmowie, nie? Do tego coca-cola zero. Albo moze Pepsi Max. W sumie obojętne, nie będę wybredna. — bo ona lubiła colę bez cukru, a wolała taka pic nawet dlatego, ze po prostu nie było dodatkowych kalorii, a ona przecież w głowie miała zaplanowany każdy posiłek. Obliczone kalorie, makro składniki i mnóstwo innych takich. A tak poza tym to jednak te normalne napije są dla niej za słodkie, bo jednak jej ulubionym napojem była woda.
a
#4 + Outfit
Pizza jest życiem. Jak to mówią Pizza is Love, Pizza is Life i Billy wyznawał tę zasadę. Gdyby była jakaś religia dla pizzożerców na pewno by ją wyznawał, a nawet latał po domach namawiając wszystkich innych, żeby do niego dołączyli. Zwierzchnikiem Kościoła Pizzowego pewnie byłby jakiś Giuseppe. Oj Billy by na to poleciał jako pierwszy. Wystarczyło, że poczuł jej zapach i już mu ślinka ciekła, burczało mu w brzuchu i nie mógł skupić się na pracy dopóki nie zjadł chociaż kilku kawałków. Nawet Hawajską lubił. Nie jadł tylko tych z grzybami przez uczulenie, więc miał czasem mniejszy wybór, ale zawsze mógł poprosić o nie dodanie ich do reszty składników, więc był zadowolony. A im więcej pysznego sera tym lepiej.
I tak akurat naszła go ochota na pizzę. Miał wolne, więc na co czekał? Nic tylko ubrać się i pójść na miasto. Jak pomyślał, tak zrobił. Hot Triangle było jego ulubionym miejscem. Mógł zjeść tyle różnych pizz bez potrzeby zamawiania kilku małych, żeby jego żołądek był zadowolony z tej różnorodności. Stał więc sobie w kolejce, zastanawiając się nad pierwszym wyborem kiedy ktoś rzucił mu się na szyję. A tym ktosiem okazała się jego młodsza siostrzyczka. — Hej, mała. No właśnie zamierzałem coś zjeść jakbyś nie zauważyła. — zaśmiał się, obejmując ją mocno. — Ay, chica... no dobra, znaj dobroć starszego brata i wybieraj co chcesz. A potem opowiesz mi jak tam na studiach — odparł i podszedł do okienka, żeby zamówić dla siebie zwykłą Colę, bo tej bez cukru nie tolerował i kilka kawałków pizzy dla siebie, a z zamówieniem dla Molly poczekał aż ona sama zadecyduje. Po wszystkim zapłacił, złapał tacę z jedzeniem i ruszył usiąść do jakiegoś wolnego stolika. — No to słucham. — rzucił i zaczął rozkładać wszystko dookoła, a potem zabrał się za pałaszowanie pierwszego kawałka.
Molly Harrington
Pizza jest życiem. Jak to mówią Pizza is Love, Pizza is Life i Billy wyznawał tę zasadę. Gdyby była jakaś religia dla pizzożerców na pewno by ją wyznawał, a nawet latał po domach namawiając wszystkich innych, żeby do niego dołączyli. Zwierzchnikiem Kościoła Pizzowego pewnie byłby jakiś Giuseppe. Oj Billy by na to poleciał jako pierwszy. Wystarczyło, że poczuł jej zapach i już mu ślinka ciekła, burczało mu w brzuchu i nie mógł skupić się na pracy dopóki nie zjadł chociaż kilku kawałków. Nawet Hawajską lubił. Nie jadł tylko tych z grzybami przez uczulenie, więc miał czasem mniejszy wybór, ale zawsze mógł poprosić o nie dodanie ich do reszty składników, więc był zadowolony. A im więcej pysznego sera tym lepiej.
I tak akurat naszła go ochota na pizzę. Miał wolne, więc na co czekał? Nic tylko ubrać się i pójść na miasto. Jak pomyślał, tak zrobił. Hot Triangle było jego ulubionym miejscem. Mógł zjeść tyle różnych pizz bez potrzeby zamawiania kilku małych, żeby jego żołądek był zadowolony z tej różnorodności. Stał więc sobie w kolejce, zastanawiając się nad pierwszym wyborem kiedy ktoś rzucił mu się na szyję. A tym ktosiem okazała się jego młodsza siostrzyczka. — Hej, mała. No właśnie zamierzałem coś zjeść jakbyś nie zauważyła. — zaśmiał się, obejmując ją mocno. — Ay, chica... no dobra, znaj dobroć starszego brata i wybieraj co chcesz. A potem opowiesz mi jak tam na studiach — odparł i podszedł do okienka, żeby zamówić dla siebie zwykłą Colę, bo tej bez cukru nie tolerował i kilka kawałków pizzy dla siebie, a z zamówieniem dla Molly poczekał aż ona sama zadecyduje. Po wszystkim zapłacił, złapał tacę z jedzeniem i ruszył usiąść do jakiegoś wolnego stolika. — No to słucham. — rzucił i zaczął rozkładać wszystko dookoła, a potem zabrał się za pałaszowanie pierwszego kawałka.
Molly Harrington
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Pizzowi Jehowi? Ojej, to chyba byłaby lepsza sekta niż ta istniejąca aktualnie. No i w pizzę nie trzeba.tylko wierzyć, bo przecież każdy.widzi, że istnieje, więc sprawy związane z wątpliwościami nigdy nie powinny się pojawiać.
Może Billy powinien założyć.swoj kościół? I zgarniać miliony za.wysyapienia w telewizji, głoszenie.slowa pizzowego i cokolwiek.robi jeszcze pastor?
— Widzisz, ja o ciebie dbam. Widzę, żeś blady, zalecam jedzenie. Dużo jedzenia, bo trzeba o siebie dbać. — zaśmiala sie, szturchając.go.lokciem, po czym rozejrzała się po ludziach, szukając oczywiście natchnienia na co mogłaby mieć ochote. Sama nie wiedziała, bo kusiła ją ta hawajską, ale z drugiej strony miała chyba ochotę na klasyk. — Nazwij mnie nudziarą, ale chce zwykłą pepperoni. — no, ale kto nie lubił sprawdzonego smaku? Była to co prawda bezpieczna opcja, ale samo wybranie tego miejsca już taką bezpieczną przystanią było.
— Ach, no wiesz. Już po egzaminach. — wzruszyła ramionami, kiedy usiadła na przeciwko starszego brata i ugryzła pierwszy kęs trojkacika — Wszystko zdałam i koniec z dojazdami do Miami. Trochę mnie to już męczyło. Teraz tylko szukanie pracy, ale…to po wakacjach. — ojej, nadchodzi dorosłe życie, jak sobie poradzi Molly? Chyba jeszcze nie była na to gotowa, a przerażenie malowało się na jej buźce, przez dosłowną chwilę. W zależności od poziomu zaangażowania w palaszowaniu pizzy zorientował się lub nie. Osobiście blondynka chyba wolałaby sie z tego nie tlumaczyc, bo co powie? No wiesz Billy, w sumie to nie chce być dorosła? No przecież.to brzmiało głupio nawet w jej myślach. Nie musiała mówić tego na.glis, by się o tym przekonać.
Billy Harrington
Może Billy powinien założyć.swoj kościół? I zgarniać miliony za.wysyapienia w telewizji, głoszenie.slowa pizzowego i cokolwiek.robi jeszcze pastor?
— Widzisz, ja o ciebie dbam. Widzę, żeś blady, zalecam jedzenie. Dużo jedzenia, bo trzeba o siebie dbać. — zaśmiala sie, szturchając.go.lokciem, po czym rozejrzała się po ludziach, szukając oczywiście natchnienia na co mogłaby mieć ochote. Sama nie wiedziała, bo kusiła ją ta hawajską, ale z drugiej strony miała chyba ochotę na klasyk. — Nazwij mnie nudziarą, ale chce zwykłą pepperoni. — no, ale kto nie lubił sprawdzonego smaku? Była to co prawda bezpieczna opcja, ale samo wybranie tego miejsca już taką bezpieczną przystanią było.
— Ach, no wiesz. Już po egzaminach. — wzruszyła ramionami, kiedy usiadła na przeciwko starszego brata i ugryzła pierwszy kęs trojkacika — Wszystko zdałam i koniec z dojazdami do Miami. Trochę mnie to już męczyło. Teraz tylko szukanie pracy, ale…to po wakacjach. — ojej, nadchodzi dorosłe życie, jak sobie poradzi Molly? Chyba jeszcze nie była na to gotowa, a przerażenie malowało się na jej buźce, przez dosłowną chwilę. W zależności od poziomu zaangażowania w palaszowaniu pizzy zorientował się lub nie. Osobiście blondynka chyba wolałaby sie z tego nie tlumaczyc, bo co powie? No wiesz Billy, w sumie to nie chce być dorosła? No przecież.to brzmiało głupio nawet w jej myślach. Nie musiała mówić tego na.glis, by się o tym przekonać.
Billy Harrington
a
— Co ja bym bez Ciebie zrobił, Molly? Umarłbym z głodu na środku chodnika i nikt by nie zwrócił na mnie uwagi. Odwiedzałabyś mnie chociaż na cmentarzu raz do roku? — zapytał, wydymając dolną wargę do przodu przez co wyglądał jak uroczy szczeniaczek. No która by o niego teraz nie zadbała? Nie obraziłby się, gdyby ktoś go teraz pomiział za uszkiem i zaproponował deser po tej pizzy. — Pepperoni nie jest zła — przyznał, zamawiając dla niej pizzę.
— O, to świetnie. Gratuluję. W sumie dobra pomyśl. Odpoczniesz, możesz wyjechać i trochę pozwiedzać. Może wezmę wolne i pojedziemy na wycieczkę jak za dawnych dobrych czasów? — zaproponował, uśmiechając się szeroko. Dawno w sumie nie spędził dłuższego czasu z siostrą. Ona zajęta nauką na studiach, a on spędzający większość czasu w pracy albo na spaniu, więc spotykali się tylko czasem, żeby coś zjeść czy coś. Nie miałby nic przeciwko, żeby na chwilę wyrwać się z Hope Valley i zobaczyć jakieś inne miasto. Okolica już dawno mu się znudziła ale nie na tyle, żeby przenieść się gdzieś na stałe. Widział przerażenie na jej twarzy i rozumiał to. Sam też się bał co ma ze sobą zrobić po skończeniu studiów, więc fucha u kuzynów była mu na rękę. Ogarnianie domu i rachunków też go przerażało, ale po kilku miesiącach da się ogarnąć z czym to wszystko się je, więc nie ma co się bać. — A jakiś chłopak? Kręci się jakiś frajer obok Ciebie, którego muszę skopać? — oczywiście żartował, bo nie będzie bił każdego chłopaka który lata za jego siostrą, no chyba, że byłby naprawdę żałosnym typem i wolałby, żeby trzymał się od niej z daleka. Dziewczyn by nie bił. W sumie sam nie wiedziałby co z takimi by zrobił, ale coś wymyśli. W sumie dawno nie gadał z siostrą, więc to spotkanie było mu na rękę. Pogadali jeszcze chwilę po zjedzeniu wszystkiego, żeby jedzonko ładnie poukładało im się w brzuszkach i rozeszli się w swoje strony.
//zt. x2
Molly Harrington
— O, to świetnie. Gratuluję. W sumie dobra pomyśl. Odpoczniesz, możesz wyjechać i trochę pozwiedzać. Może wezmę wolne i pojedziemy na wycieczkę jak za dawnych dobrych czasów? — zaproponował, uśmiechając się szeroko. Dawno w sumie nie spędził dłuższego czasu z siostrą. Ona zajęta nauką na studiach, a on spędzający większość czasu w pracy albo na spaniu, więc spotykali się tylko czasem, żeby coś zjeść czy coś. Nie miałby nic przeciwko, żeby na chwilę wyrwać się z Hope Valley i zobaczyć jakieś inne miasto. Okolica już dawno mu się znudziła ale nie na tyle, żeby przenieść się gdzieś na stałe. Widział przerażenie na jej twarzy i rozumiał to. Sam też się bał co ma ze sobą zrobić po skończeniu studiów, więc fucha u kuzynów była mu na rękę. Ogarnianie domu i rachunków też go przerażało, ale po kilku miesiącach da się ogarnąć z czym to wszystko się je, więc nie ma co się bać. — A jakiś chłopak? Kręci się jakiś frajer obok Ciebie, którego muszę skopać? — oczywiście żartował, bo nie będzie bił każdego chłopaka który lata za jego siostrą, no chyba, że byłby naprawdę żałosnym typem i wolałby, żeby trzymał się od niej z daleka. Dziewczyn by nie bił. W sumie sam nie wiedziałby co z takimi by zrobił, ale coś wymyśli. W sumie dawno nie gadał z siostrą, więc to spotkanie było mu na rękę. Pogadali jeszcze chwilę po zjedzeniu wszystkiego, żeby jedzonko ładnie poukładało im się w brzuszkach i rozeszli się w swoje strony.
//zt. x2
Molly Harrington
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
niby napisałam, że pokazało, ale pokazało tylko w relkach to oznaczenie
#1 bez marynarki
Cóż, nazwa miejscówki to całkiem niezłe odniesienie do tego co mogło mieć miejsce w ich życiu. Ale dodałabym do tego jeszcze słowo mess. Hot mess triangle. Tyle, że.. Zina jeszcze nie wiedziała. Odkąd wróciła, jej myśli krążyły do niego, ale czy był w mieście? Może gdzieś wyjechał? Może... może przez ten czas znalazł sobie kogoś? Na stałe? Wiedziała, że nie była dla niego dobra, że wprowadziłaby tylko dużo mroku do jego życia, miała własne problemy, ale tęskniła za nim i to cholernie. I chciała jeszcze raz poczuć jego usta, palce, którymi przesuwał po jej policzkach, ciepło, którym otaczał za każdym razem, gdy ją obejmował. Tak, musiała wyrwać się z domu i przestać o nim rozmyślać, przejść się po okolicy, może dalej, może znowu się zgubić, zapomnieć, trafić do jakiegoś baru i poznać nowych ludzi. Ale nie, bo w takim barze mogła łatwo go zobaczyć, albo kogoś, kto by go przypominał i co wtedy? Znów by się rozsypała. Znów miałaby kompletny mętlik w głowie. Jakby teraz nie miała.
Wzięła głębszy oddech, otworzyła oczy i jak za czarodziejską różdżką znów znalazła się tam, gdzie nie powinna. A raczej tam, gdzie nie wiedziała jak wrócić do domu. Niby kojarzyła to miejsce, okno z pizzą na wynos i nie była też na jakichś bagnach, ale jakby miała określić drogę powrotną, no to już sobie tego nie wyobrażała. Postanowiła zapytać kogoś o drogę, zaczepiła jakąś dziewczynę, odchodzącą od pizzerii i dowiedziała się, gdzie mniej więcej była. Podziękowała z uśmiechem, odwróciła się myśląc, że może gdzieś powinna napić się lemoniady na ten upał i wtedy zobaczyła jego. Oczywiście, jej szczęście. Tyle, że zamiast się odwrócić, odejść, zapomnieć, ona zrobiła te dwa kroki do przodu i westchnęła cicho. - Słyszałam, że się pogorszyli - mruknęła do jego pleców. Miała niesamowitą ochotę objąć go od tyłu, przesunąć dłońmi po jego barkach i ramionach, ale nie zrobiła nic. Wsunęła je na wszelki wypadek do kieszeń szerszych, białych spodni i przygryzła wargę. Czy faktycznie pizza się pogorszyła? Nie wiedziała, nie jadła jej, ale.. no co miała powiedzieć? Głupie "hej"? Może dzięki temu jej nie zignoruje, odwróci się, spojrzą sobie jeszcze raz w oczy.
George Hockley
#1 bez marynarki
Cóż, nazwa miejscówki to całkiem niezłe odniesienie do tego co mogło mieć miejsce w ich życiu. Ale dodałabym do tego jeszcze słowo mess. Hot mess triangle. Tyle, że.. Zina jeszcze nie wiedziała. Odkąd wróciła, jej myśli krążyły do niego, ale czy był w mieście? Może gdzieś wyjechał? Może... może przez ten czas znalazł sobie kogoś? Na stałe? Wiedziała, że nie była dla niego dobra, że wprowadziłaby tylko dużo mroku do jego życia, miała własne problemy, ale tęskniła za nim i to cholernie. I chciała jeszcze raz poczuć jego usta, palce, którymi przesuwał po jej policzkach, ciepło, którym otaczał za każdym razem, gdy ją obejmował. Tak, musiała wyrwać się z domu i przestać o nim rozmyślać, przejść się po okolicy, może dalej, może znowu się zgubić, zapomnieć, trafić do jakiegoś baru i poznać nowych ludzi. Ale nie, bo w takim barze mogła łatwo go zobaczyć, albo kogoś, kto by go przypominał i co wtedy? Znów by się rozsypała. Znów miałaby kompletny mętlik w głowie. Jakby teraz nie miała.
Wzięła głębszy oddech, otworzyła oczy i jak za czarodziejską różdżką znów znalazła się tam, gdzie nie powinna. A raczej tam, gdzie nie wiedziała jak wrócić do domu. Niby kojarzyła to miejsce, okno z pizzą na wynos i nie była też na jakichś bagnach, ale jakby miała określić drogę powrotną, no to już sobie tego nie wyobrażała. Postanowiła zapytać kogoś o drogę, zaczepiła jakąś dziewczynę, odchodzącą od pizzerii i dowiedziała się, gdzie mniej więcej była. Podziękowała z uśmiechem, odwróciła się myśląc, że może gdzieś powinna napić się lemoniady na ten upał i wtedy zobaczyła jego. Oczywiście, jej szczęście. Tyle, że zamiast się odwrócić, odejść, zapomnieć, ona zrobiła te dwa kroki do przodu i westchnęła cicho. - Słyszałam, że się pogorszyli - mruknęła do jego pleców. Miała niesamowitą ochotę objąć go od tyłu, przesunąć dłońmi po jego barkach i ramionach, ale nie zrobiła nic. Wsunęła je na wszelki wypadek do kieszeń szerszych, białych spodni i przygryzła wargę. Czy faktycznie pizza się pogorszyła? Nie wiedziała, nie jadła jej, ale.. no co miała powiedzieć? Głupie "hej"? Może dzięki temu jej nie zignoruje, odwróci się, spojrzą sobie jeszcze raz w oczy.
George Hockley
mów mi/kontakt
inner itachi
XGeorge Hockley
a
Można by pokusić się o stwierdzenie, że George celowo wybrał miejsce odzwierciedlające to co aktualnie działo się w jego życiu, ale z pewnością byłaby to zbyt naiwna wiara w jego pomysłowość. Zdecydowanie w zwyczaju miał raczej miganie się od skonfrontowania z nieprzyjemną codziennością, aniżeli mierzenie się z pełną świadomością ze wszystkim co zsyła na jego drogę los. Zawsze miał w sobie nieco z bajkowego Piotrusia Pana, a życie na walizkach i poniekąd we własnym świecie utwierdzało go tylko w przekonaniu, że wszystko można przeczekać lub wyminąć jak przeszkodę, których wiele. Owszem zdawał sobie sprawę, że kiedyś przyjdzie mu upić piwo, które nawarzył, ale póki co wolał wmawiać sobie, że wszystko samo się ułoży. Przez ostatnie tygodnie balansował gdzieś na granicy nie wiedząc czego właściwie chce od życia. Dlaczego myślał, że kawałek przepełnionego serem placka może mu tu w czymś pomóc? Trudno powiedzieć, ale po kilku kwadransach bezceremonialnie wpakował sobie do buzi solidny kęs dania.
Słysząc za plecami znajomy głoś momentalnie zesztywniał. Przymknął oczy po czym westchnął ciężko, zupełnie jakby chciał dać sobie chwilę na to by przygotować się zanim ich spojrzenia momentalnie się skrzyżują. Odkąd opuściła miasto desperacko szukał jakiegokolwiek potwierdzenia, że nie stał się jej zupełnie obojętny. Zupełnie jakby jego ego wręcz łaknęło potwierdzenia, że wciąż tkwi w jej pamięci.
-Wszystko się kiedyś psuje. Czasem po prostu trzeba odsunąć sentymenty na bok i zmienić lokal.- stwierdził nadzwyczaj poważnie, zupełnie jakby pił do czegoś zupełnie innego niż znajdująca się nieopodal pizzeria. Starał się sprawiać wrażenie niewzruszonego, zupełnie jakby jego świat w tym momencie właśnie nie wywrócił się do góry nogami, z reszta po raz kolejny. O ironio, jeszcze niedawno sprawiał wrażenie święcie przekonanego, iż tuzin bezsennych nocy temu temu uporał się z bólem jaki niosło ze sobą ich kolejne już rozstanie. I jak nie trudno zgadnąć, nie mógł mylić się bardziej. Naturalnie mogła to być kwestia szeroko pojętego gloryfikowania związków, maniakalnych wręcz zapędów popkulturowych twórców by w swoich dziełach przypisywać miłości od pierwszego wejrzenia szczególne atrybuty lub najzwyczajniej w świecie domeną George była ta nieoczekiwana egzaltacja i wyostrzona wrażliwość. Niezależnie od przyczyn, Hockley starał się za wszelką cenę wrócić do stanu dawniej niedocenianej równowagi. Desperacko i z całego serca pragnął zatracić się w jakimkolwiek innym uczuciu, co tłumaczyłoby upór z jakim chadzał na na absurdalne randki, mające na celu odciągnąć jego uwagę od sedna problemu. Zawsze tak było, odkąd sięgał pamięcią w tej ich szalonej grze kota i myszy. A faktem było to, że tęsknił i to cholernie.
Zina Villeda
Słysząc za plecami znajomy głoś momentalnie zesztywniał. Przymknął oczy po czym westchnął ciężko, zupełnie jakby chciał dać sobie chwilę na to by przygotować się zanim ich spojrzenia momentalnie się skrzyżują. Odkąd opuściła miasto desperacko szukał jakiegokolwiek potwierdzenia, że nie stał się jej zupełnie obojętny. Zupełnie jakby jego ego wręcz łaknęło potwierdzenia, że wciąż tkwi w jej pamięci.
-Wszystko się kiedyś psuje. Czasem po prostu trzeba odsunąć sentymenty na bok i zmienić lokal.- stwierdził nadzwyczaj poważnie, zupełnie jakby pił do czegoś zupełnie innego niż znajdująca się nieopodal pizzeria. Starał się sprawiać wrażenie niewzruszonego, zupełnie jakby jego świat w tym momencie właśnie nie wywrócił się do góry nogami, z reszta po raz kolejny. O ironio, jeszcze niedawno sprawiał wrażenie święcie przekonanego, iż tuzin bezsennych nocy temu temu uporał się z bólem jaki niosło ze sobą ich kolejne już rozstanie. I jak nie trudno zgadnąć, nie mógł mylić się bardziej. Naturalnie mogła to być kwestia szeroko pojętego gloryfikowania związków, maniakalnych wręcz zapędów popkulturowych twórców by w swoich dziełach przypisywać miłości od pierwszego wejrzenia szczególne atrybuty lub najzwyczajniej w świecie domeną George była ta nieoczekiwana egzaltacja i wyostrzona wrażliwość. Niezależnie od przyczyn, Hockley starał się za wszelką cenę wrócić do stanu dawniej niedocenianej równowagi. Desperacko i z całego serca pragnął zatracić się w jakimkolwiek innym uczuciu, co tłumaczyłoby upór z jakim chadzał na na absurdalne randki, mające na celu odciągnąć jego uwagę od sedna problemu. Zawsze tak było, odkąd sięgał pamięcią w tej ich szalonej grze kota i myszy. A faktem było to, że tęsknił i to cholernie.
Zina Villeda
a
Nie umiała tego zrobić. Nie umiała z nim porozmawiać, nie umiała wytłumaczyć pewnych rzeczy, ani być z nim. Zasługiwał na więcej, bo ona była zbyt zepsuta, pogubiona i tylko by ich zniszczyła, jego. Ale nie umiała też o nim zapomnieć, gdy długie noce spędzała na powtarzaniu materiału na egzamin, czy, gdy przymierzała kolejną kreację na konkurs. Widziała jego uśmiech, piękne oczy, słyszała w głowie każde wspomnienie, jak grał i śpiewał pod nosem, gdy wydawało się, że ona nie patrzy. Każdą noc starała się spędzać u jego boku, łaknąc dotyku, ciepła i tej cholernej bliskości. Ale rozstawali się, częściej, niż by chcieli. On miał koncerty, ona miała Miami i nie mogli tego rozegrać dobrze, nie na odległość, nie, gdy widywali się od czasu do czasu. A jednak, za każdym razem wracała. Rzucała w progu rodzinnego domu torbę i biegła na ranczo, by spotkać się z brunetem i wciągnąć go do stodoły, zanim dotarli do jego sypialni. Patrzyła na te same gwiazdy co on, wyobrażając sobie, że kiedyś będą dla siebie wystarczający, że to, co ich łączyło będzie prawdziwe, było prawdziwe... bo czyż nie obdarzyła mężczyznę takimi uczuciami, jak nikogo innego?
- Zmieniłeś? - Zapytała, robiąc krok w jego stronę. Wciąż stał do niej plecami, wciąż nie mogła spojrzeć mu w oczy, a chłodny i rzeczowy ton powinien ją zawrócić. Powinna odejść i dać mu święty spokój. Zjadłby pizze, ona wróciła do siebie i udawaliby, że nic nie zaszło. Upartość i ciekawość jednak, zadecydowały za nią. Kolejny krok. Dzieliły ich centymetry, poczuła zapach jego perfum, proszku do prania, którego nigdy nie zmieniał i ciepłej skóry. Tęskniła za tym, za nim. Przecież.. jedna noc by im wystarczyła, tak? Na załagodzenie tego bólu. Oparła czoło o jego plecy, między łopatkami mężczyzny, przymykając oczy. Dłonią przesunęła delikatnie po nich, palcami badając fakturę ubrania George'a. - Powiedz, że nie zmieniłeś, że wciąż.. - no właśnie co? Czekał na nią? Kocha ją? Chciał, by wróciła? Desperacko potrzebowała, by jej nie odrzucał. - Zawsze całkiem niezłą robiłam pizzę - szepnęła, zsuwając dłoń i trącając palcami jego palce. Niech się odwróci, niech spojrzy, niech będzie cholera jak dawniej. - Spójrz na mnie, George - poprosiła. Nie było w tym błagania, żądania, nie było negatywnych emocji. Po prostu potrzebowała zobaczyć to w jego oczach. Może i mógł się z kimś spotykać, ale czy to nie ona w nim wywoływała wszystkie te skrajne emocje? Czy to nie dla niej był w stanie zrobić wszystko?
George Hockley
- Zmieniłeś? - Zapytała, robiąc krok w jego stronę. Wciąż stał do niej plecami, wciąż nie mogła spojrzeć mu w oczy, a chłodny i rzeczowy ton powinien ją zawrócić. Powinna odejść i dać mu święty spokój. Zjadłby pizze, ona wróciła do siebie i udawaliby, że nic nie zaszło. Upartość i ciekawość jednak, zadecydowały za nią. Kolejny krok. Dzieliły ich centymetry, poczuła zapach jego perfum, proszku do prania, którego nigdy nie zmieniał i ciepłej skóry. Tęskniła za tym, za nim. Przecież.. jedna noc by im wystarczyła, tak? Na załagodzenie tego bólu. Oparła czoło o jego plecy, między łopatkami mężczyzny, przymykając oczy. Dłonią przesunęła delikatnie po nich, palcami badając fakturę ubrania George'a. - Powiedz, że nie zmieniłeś, że wciąż.. - no właśnie co? Czekał na nią? Kocha ją? Chciał, by wróciła? Desperacko potrzebowała, by jej nie odrzucał. - Zawsze całkiem niezłą robiłam pizzę - szepnęła, zsuwając dłoń i trącając palcami jego palce. Niech się odwróci, niech spojrzy, niech będzie cholera jak dawniej. - Spójrz na mnie, George - poprosiła. Nie było w tym błagania, żądania, nie było negatywnych emocji. Po prostu potrzebowała zobaczyć to w jego oczach. Może i mógł się z kimś spotykać, ale czy to nie ona w nim wywoływała wszystkie te skrajne emocje? Czy to nie dla niej był w stanie zrobić wszystko?
George Hockley
mów mi/kontakt
inner itachi
XGeorge Hockley
a
Tego co ich łączyło nie dało się tak po prostu ubrać w słowa, zaszufladkować i jednoznacznie sklasyfikować jak cennego eksponatu stojącego na jednej z muzealnych ekspozycji. Odkąd poznał Zinę w jego życiu nie brakowało pasji, namiętności, ale też uczucia, które kiełkowało w nim by raz po raz spłonąć w zgliszczach, gdy mówili sobie kolejne żegnaj. Nigdy nie było prosto i mimo, iż momentami był tym zmęczony, wręcz rozżalony tym ile bólu sprawiali sobie nawzajem to coś nie pozwalało mu przestać. Długo po ich rozstaniu tęsknił za tym co między nimi było, za tym co byli w stanie sobie dać. Zina miała w sobie to coś co niepodważalnie było w stanie rozpalić w nim pewną iskrę, o której myślał, że zgasła już dawno temu. Może właśnie dlatego tak ciężko było mu teraz na nią patrzeć? Ciężko było utrzymać kamienną twarz, gdy serce niemal wyrywało się z piersi? A pomyśleć, że chciał tylko zjeść tę cholerną pizzę.
-Myślę, że powinienem zrobić sobie przerwę od pizzy.- odparł niemal bezgłośnie, nie mając odwagi spojrzeć jej w twarz. Mogła myśleć, że pozostaje obojętny na jej słowa, ale ta wizja nie miała żadnego pokrycia w rzeczywistości. To nie tak, że nie myślał o tym by po prostu zapomnieć o każdym gorzkim słowie, o każdej kolejnej kłótni. Marzył o tym, ale na ten moment wiedział, że nie ma prawa zrobić tego przede wszystkim brunetce. Nie w momencie, gdy w jego życiu było tyle niewiadomych.
-To prawda, ale...- momentalnie zamilkł pozwalając sobie jednak na to by musnąć palcami wnętrze jej dłoni. Zależało mu i to bardzo, właśnie dlatego to było tak trudne. Wciąż miał przed oczami wszystkie te chwile kiedy przez niego płakała, doskonale znał smak rozczarowania, gdy widział ją z innym, wiedząc, że odeszła bo nie potrafili poradzić sobie z szarą codziennością. Był w rozsypce i wiedział, że nie miał prawa jej teraz mamić. Jedna noc mogłaby coś zmienić, ale nie tylko między nimi a i w nim samym. Gdyby zataił przed nią to co teraz działo się w jego sercu to jak a raczej z kim spędzał ostatnie wieczory, prawdopodobnie nie zniósłby swojego spojrzenia w lustrze. Zawsze szukali pocieszenia w ramionach innych, zawsze radzili sobie z rozstaniem w ten a nie inny sposób. Z tym, że tym razem było inaczej i po prostu potrzebował czasu by dojść do łado z własnymi uczuciami bez ranienia wszystkich dookoła. -Cieszę się, że wyjazd się udał.- spełniając jej prośbę zrównał ich spojrzenia tym samym skracając też dzielącą ich odległość. Nie chciał jej odmawiać i w zasadzie nie do końca potrafił. Pomijając to wszystko sam również tęsknił za normalnością, za rozmową za tym co było między nimi dobre, nawet jeśli teraz wydawało się to bardzo odległe.
Zina Villeda
-Myślę, że powinienem zrobić sobie przerwę od pizzy.- odparł niemal bezgłośnie, nie mając odwagi spojrzeć jej w twarz. Mogła myśleć, że pozostaje obojętny na jej słowa, ale ta wizja nie miała żadnego pokrycia w rzeczywistości. To nie tak, że nie myślał o tym by po prostu zapomnieć o każdym gorzkim słowie, o każdej kolejnej kłótni. Marzył o tym, ale na ten moment wiedział, że nie ma prawa zrobić tego przede wszystkim brunetce. Nie w momencie, gdy w jego życiu było tyle niewiadomych.
-To prawda, ale...- momentalnie zamilkł pozwalając sobie jednak na to by musnąć palcami wnętrze jej dłoni. Zależało mu i to bardzo, właśnie dlatego to było tak trudne. Wciąż miał przed oczami wszystkie te chwile kiedy przez niego płakała, doskonale znał smak rozczarowania, gdy widział ją z innym, wiedząc, że odeszła bo nie potrafili poradzić sobie z szarą codziennością. Był w rozsypce i wiedział, że nie miał prawa jej teraz mamić. Jedna noc mogłaby coś zmienić, ale nie tylko między nimi a i w nim samym. Gdyby zataił przed nią to co teraz działo się w jego sercu to jak a raczej z kim spędzał ostatnie wieczory, prawdopodobnie nie zniósłby swojego spojrzenia w lustrze. Zawsze szukali pocieszenia w ramionach innych, zawsze radzili sobie z rozstaniem w ten a nie inny sposób. Z tym, że tym razem było inaczej i po prostu potrzebował czasu by dojść do łado z własnymi uczuciami bez ranienia wszystkich dookoła. -Cieszę się, że wyjazd się udał.- spełniając jej prośbę zrównał ich spojrzenia tym samym skracając też dzielącą ich odległość. Nie chciał jej odmawiać i w zasadzie nie do końca potrafił. Pomijając to wszystko sam również tęsknił za normalnością, za rozmową za tym co było między nimi dobre, nawet jeśli teraz wydawało się to bardzo odległe.
Zina Villeda
a
- Robię też całkiem niezłe tacos, a jak jesteś na diecie to ogarnę koktajl z jarmużu - dodała z lekkim uśmiechem, lżejszą nutą w głosie, którą na pewno mógł usłyszeć. Wiedziała doskonale do czego pije. Nie chciał się z nią widywać, nie chciał doprowadzać do sytuacji, gdy znaleźli by się w jednym pomieszczeniu, bo to by wróciło. Wszystko, jak cholerny bumerang. Nie rozumiała, jak ktoś może tak na nią działać, ile emocji - na dodatek sprzecznych - wywołuje jeden mężczyzna. Wiele razy zastanawiała się, co on w niej widział? Był starszy, miał każdą kobietę jaką chciał i nie jedna małolata się do niego kleiła, była pewna, nawet teraz mogłaby wskazać potencjalne panny, które zaciągnąłby do łóżka, gdyby tylko chciał, po samym ich spojrzeniu na George'a. Nie chciała jednak dopuszczać myśli o tym, że był tam ktoś jeszcze. Ze faktycznie kogoś sobie znalazł, że straciła miejsce w jego sercu. Bo on, nigdy nie stracił, zawsze w nim było, choć nie raz próbowała zatrzasnąć drzwi, nie raz uciekali od siebie, zobowiązań i problemów. Bo tak było łatwiej, miało być łatwiej. Więc.. dlaczego ich rozstania tak bolały? Dlaczego wiecznie wracała? Czy naprawdę go kochała?
Chyba tak.
- Ale? - Czy zmieniło się coś na jej niekorzyść? Czy znalazł kogoś na dłużej? Nie kochankę na kilka nocy? Nie miała do niego praw, żadnych, ale sama myśl, że inna mogłaby w nim budzić tyle uczuć co ona, po prostu ją bolało. Miała wrażenie, że dostaje w twarz w tym momencie, choć tak naprawdę jedynie myśli nakręcały sytuację, brunet w końcu nic więcej nie powiedział, nie zdradził. Ale czy mógł tamtej ufać? Czy go traktowała dobrze? Czy nie rozkładała nóg przed każdym w okolicy? Miała tyle pytań, chyba głównie ze względu na niego, bo chciała, by był szczęśliwy, by nikt go nie ranił. Jednocześnie nie potrafiła się odsunąć, nie w tym momencie, może za jakiś czas, gdy sprawa stanie się przegrana. Jednak, jeśli miała jakąś szansę.. chciała ją wykorzystać. - Nie udał, ale to chyba mało ważne - spojrzała w górę, prosto w jego oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Widział w jej oczach ból, widział, że coś się zmieniło, że nie była do końca sobą, dawną Ziną. - Tęskniłam... właściwie to dalej tęsknie za Tobą i wiem, że to idiotyczne - zrobiła maleńki krok. Byli tak blisko siebie, że mogli stykać się ciałami, a jednak nie zrobiła nic więcej, jak tylko trzymając go za dłoń, muskając kciukiem wierzch i licząc, że się nie odsunie. Potrzebowała go, jak powietrza, wody, bo wypełniał ją i koił wszystkie nerwy.
George Hockley
Chyba tak.
- Ale? - Czy zmieniło się coś na jej niekorzyść? Czy znalazł kogoś na dłużej? Nie kochankę na kilka nocy? Nie miała do niego praw, żadnych, ale sama myśl, że inna mogłaby w nim budzić tyle uczuć co ona, po prostu ją bolało. Miała wrażenie, że dostaje w twarz w tym momencie, choć tak naprawdę jedynie myśli nakręcały sytuację, brunet w końcu nic więcej nie powiedział, nie zdradził. Ale czy mógł tamtej ufać? Czy go traktowała dobrze? Czy nie rozkładała nóg przed każdym w okolicy? Miała tyle pytań, chyba głównie ze względu na niego, bo chciała, by był szczęśliwy, by nikt go nie ranił. Jednocześnie nie potrafiła się odsunąć, nie w tym momencie, może za jakiś czas, gdy sprawa stanie się przegrana. Jednak, jeśli miała jakąś szansę.. chciała ją wykorzystać. - Nie udał, ale to chyba mało ważne - spojrzała w górę, prosto w jego oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Widział w jej oczach ból, widział, że coś się zmieniło, że nie była do końca sobą, dawną Ziną. - Tęskniłam... właściwie to dalej tęsknie za Tobą i wiem, że to idiotyczne - zrobiła maleńki krok. Byli tak blisko siebie, że mogli stykać się ciałami, a jednak nie zrobiła nic więcej, jak tylko trzymając go za dłoń, muskając kciukiem wierzch i licząc, że się nie odsunie. Potrzebowała go, jak powietrza, wody, bo wypełniał ją i koił wszystkie nerwy.
George Hockley
mów mi/kontakt
inner itachi
XGeorge Hockley
a
-Myślę, że na ten moment musimy popracować nad naszą dietą w pojedynkę.-momentalnie i na jego ustach malował się szeroki uśmiech, jednak po czasie zdrowy rozsądek wziął górę nad impulsem i George momentalnie spoważniał. Wiedział, że niewiele było im trzeba by wrócić do punktu wyjścia, do tego by ponownie oddać się temu co potrafili najlepiej. Sęk w tym, że tym razem to nie było tak proste, biorąc pod uwagę mętlik w sercu i głowie Hockleya. Inna sprawa, że on poniekąd robił to dla Ziny. Dzielące ich niemalże dziesięć lat, może i pozornie nie było wyczuwalne ze względu na usposobienie bruneta, ale nie dało się ukryć, że lata po prostu robiły swoje. On miał już pewne doświadczenie w kwestii związków. Jego serce złamało się nie raz, a głowę wypełniały setki wspomnień, z których to wyłoniły się przelotne obiekty westchnień. Właśnie to martwiło go na początku jego znajomości z Ziną, z czasem nasilając się i wprawiając go w coraz to większe wyrzuty sumienia. Ob był już w tym wieku, w którym to z powodzeniem mógłby się ustatkować, nie zawracając sobie głowy amorami, motylami w brzuchu i tym wszystkim czego jego zdaniem Zina nie doświadczyła. A w każdym razie nie tak intensywnie jak on. Nie raz, gdy odchodziła od niego po kolejnej kłótni miał sobie za złe, że w zasadzie marnuje jej młodość. Pozwalając by traciła czas na kogoś z kim przyjdzie jej tylko naprzemiennie toczyć batalie i godzić się być może i efektownie, ale oboje dobrze wiedzieli, że nigdy nie otarli się nawet o namiastkę prawdziwego związku. Łączyło ich coś besprzenie prawdziwego, jednakże zawiłego i wyniszczającego ich oboje. -Ale to nie jest odpowiedni moment.- dla nich czy na tę rozmowę? Tego nie wiedział i nie potrafił zmusić się do tego by wydusić z siebie choć słowo więcej. Pierwszy raz od dawna czuł się w tym wszystkim bezradny i nadwyraz zagubiony jak dziecko we mgle. Może byłoby łatwiej gdyby faktycznie kogoś sobie znalazł? Kogoś z kim byłoby prościej iść przez życie? Wtedy mógłby postawić wszystko na jedną kartę, przecierpieć ile trzeba, licząc, że wyleczy się uczucia, które być może wciąż w nim tkwiło względem brunetki. Tego też nie wiedział, biorąc pod uwagę, że sytuacja wcale nie była tak klarowna jak mogłoby się wydawać. Uwikłał się w kolejny relację, która przyprawiała go o niepewność, palpitacje serca i po raz kolejny spędzała mu sen z powiek. -Będzie następny.-westchnął po chwili, cholera nigdy nie był zbyt dobrym pocieszycielem. Zwłaszcza, że jeszcze parę dni temu śledził uważnie jej instagramowe story, nie szczędząc sobie złośliwych uwag względem każdego kawalera w pobliżu Ziny, prężącego swe muskuły jak gdyby chcieli tym cokolwiek ugrać. -Ja wiem, ale to nic złego.-na usta cisnęło mu się [‘i]ja też[/i], bo przecież też za nią tęsknił. Jednakże nie chciał kusić losu. Wiedział ,zę tak niewiele dzieliło go od tego by ponownie się przed nią otworzyć. A tego oboje mogliby wkrótce żałować.