Brantley nawet nie sądził, że aż tak bardzo stęsknił się za tym amerykańskim miasteczkiem, w którym spędził większość swojego życia. Chociaż urodził się w Londynie to mieszkał tam dziesięć lat i jako właśnie dziesięcioletni chłopiec przyjechał do swojej siostry, by ta go wychowała. Będzie za to wdzięczny do końca życia, ponieważ, gdy rodzice go tu wysłali zgodziła się bez niczego. Czuł się u niej lepiej niż w swoim domu, więc to naprawdę fajnie. Z drugiej strony nie chciał spędzić całego życia w jednym miejscu, wyjechał na dziesięć lat do swojego rodzinnego miasta, ale spotkał się z rodzicami tylko raz. Cały czas czuł się jakby się go pozbyli. Nie rozumiał tego i też nie spieszyli się z tym by mu to po prostu wyjaśnił. Tutaj był jego dom, w Hope Valley, dlatego przeniósł się tutaj z powrotem, wyjazd do Londynu był tym czego potrzebował i na nowo mógł układać sobie życie. Co prawda, nie jest to jedyny cel jego wizyty w tym miasteczku, ale jak na razie nie ma ochoty o tym myśleć, bo to psuje mu tylko humor. Kiedyś to rozwiąże, kiedy wybada sprawę jak się mają sprawy,
Nie chciał siedzieć sam w swoim domku w lesie, chociaż miał sporo do zrobienia, ponieważ jeszcze się rozpakował i kartony walają mu się po pokojach, ale co tam! Znajdzie kiedyś na to czas. Ma wszystko posegregowane i wie co gdzie jest. Wbrew pozorom jest zorganizowany, w końcu musi, ponieważ w końcu jest komendantem. Musi taki być. To bardzo odpowiedzialne stanowisko i cieszył się, że dostał taką szansę.
Postanowił iść do Jimmy’s, żeby się napić. Nie za dużo by jutro nie iść do pracy z kace, nie może sobie na to pozwolić. Zajął wolne miejsce, które znajdowało się niedaleko grającego zespołu. Trochę się zmieniło, ponieważ nie znał w nim nikogo, ale czy można się dziwić. Nie było go dziesięć lat.
Ines Villeda