Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
zaplątany w przeszłość w tułaczce bez celu... z barowym chaosem w tle
34
190

Post

#1

Obudził się z samego rana okropnie skacowany, desperacko rozmasowując przy tym pulsujące skronie. Zdecydowanie przesadził poprzedniego dnia w samotnym maratonie zapijania cięższego okresu. Uściślając, chodziło o natarczywe wspomnienia, wracające do niego Na szczęście dzisiejszy wieczór zdecydowanie zaliczał się do spokojniejszych, a klienci nie sprawiali żadnych większych kłopotów. Oczywiście jeśli przymknie się oko na usilne starania zbuntowanej młodzieży w zamówieniu czegoś z procentami przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia. Ile on w swojej dość krótkiej barmańskiej karierze przechwycił podrabianych praw jazdy czy innych dokumentów o wątpliwej autentyczności. Przy czym zaczął sam wspominać własne próby wkradnięcia się do baru z przyjaciółmi, co wcale nie było też jakimś rzadkim zjawiskiem. Powiedziałby nawet, że kiedyś o wiele łatwiej dawało się to wszystko ominąć. Zmieniło się coś w społeczeństwie? Teraz po jednej groźbie wezwaniem policji udawało się rozgonić całe młodociane towarzystwo.
Wykorzystując chwilę mniejszego obciążenia, postanowił wykorzystać własną przerwę od stania za barem. Drugi barman bez problemu powinien poradzić sobie z taką ilością klientów, nie tworząc przy tym kolejki na pół lokalu. Rozważał zaszycie się na zapleczu, lecz tam niestety mignęła mu ruda czupryna jednego irytującego osobnika, więc pozostało mu już tylko jedno miejsce ucieczki. Chwycił paczkę fajek z własnej szafki i udał się na zewnątrz, a dokładniej na parking przy znajdujący się przy drodze. Przed samym barem nie kręciło się zbyt wiele osób, a on mógł w spokoju odpocząć od barowego gwaru. Oparł się o jedną z beczek i zaciągając papierosem, obserwował jak słońce powoli ustępuje szarówce. Czy zwróciłby własną uwagę na zbliżającą się z oddali kobietę, gdyby nie zaistniała sytuacja? To pytanie zapewne pozostanie już bez odpowiedzi, choć wszystko posuwało wyłącznie jedną poprawną odpowiedź. Normalnie nie interweniował w żadne przepychanki, gdy nie wyczuwał w tym większej potrzeby, a i jemu nigdy nie zależało na zdobyciu odznaki samozwańczego obrońcy najsłabszych. McFaddem kątem oka obserwował jak nieznajomy mężczyzna zachodzi drogę kobiecie, ze śmiechem pytając o jej wieczór - jeszcze wtedy nie ruszył się nawet o milimetr, chociaż napięcie jego mięśni świadczyło bardziej o czuwaniu. A czekać nie było trzeba dość długo, gdyż po kolejnej odmowie i próbie wyminięcia osobnika, ten niefortunnie chwycił blondynkę ze ramię. Niefortunnie, ponieważ to zadziałało na niego jak cholerny bodziec. Z cichym westchnięciem wrzucił niedopalonego papierosa na beton i skierował się w stronę dwójki. Mocnym szarpnięciem oderwał od niej nachalnego mężczyznę, by w następnej sekundzie wymierzyć mu prosty cios pięścią w twarz. - Nie wiesz kiedy się odpierdolić? - warknął, gdy przycisnął chwiejącego się na nogach padalca i zignorował fakt, iż przez krwawiący nos z trudem wybełkotał kobiecie przeprosiny. Za to sam Caleb starał się uspokoić oddech - zdecydowanie zareagował zbyt konkretnie i ledwo powstrzymał się przed dalszym uszkodzeniem napastnika. - W porządku? - gdy mężczyzna w pośpiechu się od nich oddalił, zwrócił się w końcu do samej kobiety. W błękitnym spojrzeniu nieznajomej starał się dopatrzeć jakiejś reakcji - bała się?
mów mi/kontakt
kosmiczna odyseja
a
Awatar użytkownika
Last night I dreamt that somebody loved me
No hope, no harm - just another false alarm
25
168

Post

[1.]

Tlący się papieros smętnie zwisał z kącika ust Megan, a wyraz jej twarzy, choć jeszcze nieprzenikniony, zdawał się powoli zdradzać pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Gdzie on się podziewał? Nie musiała nawet zerkać na zegarek spoczywający na lewym nadgarstku, by wiedzieć, że ten idiota powinien już tu być, dlatego jedynie leniwie się zaciągnęła i wypuściła dym z płuc, jakby wszystko szło zgodnie z planem, a ona wcale nie była na granicy wybuchu. Idiota. Cholerny imbecyl. Ale czego tak właściwie się spodziewała po kimś, kto ledwie skończył podstawówkę? Rozumu? Przewróciwszy oczami, rzuciła bezceremonialnie niedopałek przed siebie i od razu go przydeptała obcasem. Nienawidziła czekać. Czekanie było potencjalnym zwiastunem kłopotów, a ona nie mogła sobie na nie pozwolić. Nie dzisiaj. Dlatego jeszcze jedynie przez moment niedbale opierała się plecami o drzwi samochodu, który przezornie zaparkowała kilka przecznic dalej od baru. Jeśli czegoś się przez te wszystkie lata nauczyła, to tego, że największym błędem było lekceważenie przeciwnika. Już więc miała się stąd wynosić, gdy do jej uszu dotarł odgłos zbliżających się kroków. Automatycznie się odwróciła, z ulgą odnotowując, że wreszcie się zjawił.
- O kurwa, zaspałem, ciężka noc, sama rozumiesz - powitał ją, uśmiechając się półgębkiem i puszczając jej oczko, jakby faktycznie miała znikome pojęcie, o czym w ogóle mówił. Nic nie odpowiedziawszy, sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, wygrzebała z niej plik banknotów i bez żadnych wyjaśnień wcisnęła mu do ręki. - Reszta po robocie. Ma być tak, jak się umawialiśmy, jasne? Dokładnie tak, jak się umawialiśmy. Żadnych pojebanych akcji, Luke - rzuciła ostrzegawczym tonem, lustrując go równie przenikliwym spojrzeniem. Mężczyzna schował pieniądze i znów się uśmiechnął, jakby cała ta sytuacja niezmiernie go bawiła. - Ma się rozumieć, zeroo akcji - powtórzył, przeciągając głoski, po czym skinąwszy jej ostatni raz głową, ruszył w stronę baru, co równoznaczne było z tym, że miała dwadzieścia minut.
Dobrze. Nie potrzebowała więcej, bo musiała jedynie się wyciszyć, wejść w rolę, którą zaraz miała z pełnym przekonaniem odegrać. Dlatego przymknęła na kilka sekund powieki i wzięła głęboki wdech. Po prostu musiała się uspokoić. Skupić. I pamiętać, że robiła to dla Trevora. Jak wszystko w ostatnim czasie. Spychając nagłe uczucie żalu na bok, otworzyła gwałtownie oczy. Wciąż była tu, na parkingu, nie w obskurnej, klubowej toalecie ze śladami krwi na podłodze, a do tego wskazówki zegary jednoznacznie sugerowały, że powinna już iść. Zerknąwszy przelotnie na swoje odbicie w szybie samochodu, poprawiła jasne włosy i uśmiechnęła się lekko, jak kobieta, która wcale nie zamierzała już za moment wpakować się w kłopoty. Zadowolona z efektu, zdecydowanie podążyła w dobrze znanym kierunku, bo nim postanowiła porwać się z motyką na słońce, to wcześniej zrobiła odpowiednie rozeznanie terenu. Natura upierdliwej policjantki, ot co. Policjantki, która aktualnie łamała prawdopodobnie kilkanaście przepisów. Pieprzyć to.
A później poszło tak, jak planowała. Luke zaszedł jej drogę, zachowywał się jak natrętny prostak – nie spartaczył, bo wcale nie musiał udawać – a ona starała się go spławić. Oczywiście bezskutecznie. Kiedy nagle złapał ją za ramię dosyć mocno, to syknęła wściekle, bo wybrał dość niefortunne miejsce. Pod materiałem bluzki skryta była rana, jeszcze nie do końca zagojona, z której teraz na nowo zaczęła sączyć się krew. Nie zdążyła jednak zabluźnić pod adresem tego półgłówka, bo niespodziewanie przed nią wyrósł ktoś inny i stanowczym ruchem oderwał od niej Luke’a. Machinalnie cofnęła się o krok i objęła ramię dłonią, przyglądając się z boku tej wymianie uderzeń i wyzwisk. McFadden miał całkiem niezły cios, to musiała niechętnie przyznać. Czy to właśnie w ten sposób potraktował Trevora? Oczy momentalnie zaszły jej mgłą na samą myśl. Nie, nie, to nie był dobry czas na takie analizy.
Zwłaszcza że poobijany Luke wybełkotał w jej stronę jakieś marne przeprosiny – bankowo policzy sobie za to dodatkowych kilka dolców – a uwaga Caleba skupiła się całkowicie na niej. Zwiesiła więc ramiona, podnosząc na niego przejęty wzrok. – Tak, nic mi nie jest, bardzo dziękuję za pomoc – odparła z wystudiowaną wdzięcznością, bezmyślnie pocierając ramię, czując pod palcami lepką ciecz. – Cholera – mruknęła mimowolnie pod nosem, jak już oderwała rękę od rany i zorientowała się, że krwawi. Przeniosła przestraszone spojrzenie na mężczyznę. – Mógłbyś... mógłbyś mi pomóc? – poprosiła z tą dziecinną bezbronnością w głosie i odmalowaną też na twarzy. To wszystko było grą; grą, której nie chciała podejmować przez długi czas, ale wyczerpała już wszystkie inne, dostępne środki i po prostu musiała to zrobić.

Caleb McFadden
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM ONE BIG FAMILY WOMEN POWER EMERGENCY SERVICES WCIĄŻ CZEKAM NA LIST Z HOGWARTU ryzykant Chodzę na siłkę Ususzę nawet kaktusa NO REGRETS!
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
zaplątany w przeszłość w tułaczce bez celu... z barowym chaosem w tle
34
190

Post

Twoje istnienie zaczynało przypominać jedną wielką iluzję, gdy uświadamiałeś sobie o zanikającej sile sprawczej własnych czynów. Kolejny pionek do strącenia w rozgrywce rozpoczętej jeszcze na wiele lat przed Twoim narodzeniem. Za każdym zdarzeniem kryło się kolejne, przypominając jeden cholerny efekt domino. Czasami jak teraz niefortunnie przecinał tor spadających kostek, wplątując się na zawsze w cudzą historię - a tego się obawiał, stać nie ponownie częścią czegoś.
Odetchnął głośno, czując działanie nagłego przypływu adrenaliny - nieznacznie przyśpieszone bicie serca i spinające się do działania mięśnie. Nie zawahał się nawet przez brak wiedzy o przeciwniku. Poszłoby tak łatwo, gdyby delikwent sprawnym ruchem wyciągnął scyzoryk z kieszeni? Oderwał spojrzenie od nieznajomej, kierując je na uciekającego napastnika. Przez myśl przeszedł mu cień wątpliwości - powinien zawiadomić policję o próbie napadu? Po prostu dał mu zbiec, z nadzieją, że rozkwaszony nos oraz poobijane żebra wystarczą w roli porządnej nauczki. Czy jednak nie za bardzo dawał się skusić pociągającym aspektom samosądu? Pozwolić sobie na zapomnienie w tych ułamkach sekund, kiedy jego pięść lądowała na twarzy mężczyzny. Nie zamierzał poświęcić życia na walce o sprawiedliwość dla wszystkich, dawno pojmując nierealność takich zamiarów. Jemu samemu szalenie daleko było też do profilu typowego superbohatera z komiksów, gdyż niekiedy przez własne zachowanie znajdowałby się raczej wśród skomplikowanych antagonistów. Działał z pobudek egoistycznych, pozwalając przeszłości przejąć nad nim kontrolę? Wtem dostrzegł na koszulce blondynki powiększającą się plamę krwi, o której ona sama następnie go zaalarmowała. Czemu miał cholerne złe przeczucia przyglądając się drobnej posturze kobiety? Chyba po jego trupie da się wkręcić jeszcze w czyjeś problemy... - On Ci to zrobił? - zapytał pełen wątpliwości, gdyż nie wydawało się to aż tak realne od nawet mocnego szarpnięcia. Nie zmieniało to oczywiście sytuacji, w której miał przed sobą ranną kobietę po nieprzyjemniej konfrontacji. Nawet z naturalnym dla niego oporem przed mieszaniem się w sprawy innych, nie mógł jej teraz pozostawić samej sobie. Trzeba przyznać, że ostatnio nie opuszczała go passa jakiegoś cholernego wybawiciela i zdecydowanie nie cieszyło go z żadnego względu. Z jednym wyjątkiem - od pomagania Jennie nie potrafiłby uciec. - Mhm... w środku powinienem znaleźć coś do opatrzenia rany - wykazał głową na drzwi od części baru dla pracowników, czekając na twierdzące kiwnięcie głową przez blondynę. Poprowadził ją prosto na zaplecze, a dokładniej do własnego biura, w którym mogli liczyć na chwilę spokoju. Odsunął dla niej jedno z krzeseł, samemu zabierając się do poszukiwań apteczki. Wydawało mu się, że niedawno widział tu jakieś opakowanie niedawno zakupionych opatrunków. - Na pewno nie chcesz bym kogoś powiadomił? - rzucił w przestrzeń, klęcząc obok jednego z regałów. Caleb zdecydowanie powinien już dawno tutaj posprzątać oraz posegregować wszystko jak należy. Po wyjeździe Sylvestra nie potrafił się jednak za to zabrać, ponieważ z ich dwójki to właśnie młodszy brat uwielbiał dbać o takie detale. - Poczekaj tutaj, muszę mieć apteczkę pod barem - dodał zrezygnowany, kiedy skończył przeszukiwać półki zawalone przeróżnymi papierami. Najwidoczniej Ruda postanowiła poprzestawiać nieswoje rzeczy, co go akurat wcale nie dziwiło. Panoszyła się jak jakaś zaraza, którą z trudem dało się opanować legalnymi sposobami. Społeczeństwo nie wybija przecież zarażonych i słabszych jednostek, prawda? Dlatego bez słowa ruszył ku części socjalnej, od razu angażując w poszukiwania znajdujących się tam pracowników. Konstruktywna przerwa, nie ma co!

Megan Woodrick
mów mi/kontakt
kosmiczna odyseja
a
Awatar użytkownika
Last night I dreamt that somebody loved me
No hope, no harm - just another false alarm
25
168

Post

Nie odczuwała wyrzutów sumienia, choć powinna. Nie obchodziło ją, że wciągała kolejne osoby w swój osobisty dramat, choć powinno. Nie przejmowała się, że była taką popieprzoną manipulantką, choć powinna.
Wiele rzeczy powinna, ale zwyczajnie już nie umiała - zupełnie jakby coś w niej bezpowrotnie zgasło. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że Trevor - zgodnie z ustaleniami śledczych - popełnił samobójstwo. Ale nie popełnił, prawda? A przynajmniej ona w to nie wierzyła, bo nieustannie od momentu dowiedzenia się o jego śmierci poszukiwała dowodów na to, że został zamordowany. Bo by jej nie opuścił, do cholery, a przynajmniej nie bez pożegnania.
Dlatego prowadziła to swoje śmieszne śledztwo, dlatego kolekcjonowała blizny, bo bawienie się w detektywa na własną rękę nie było wcale przyjemne, nie, to był zajebiście nużący proces, który czasem kończył się wpieprzeniem się na minę. Megan już dawno straciła rachubę, ile razy błędny trop wyprowadził ją na manowce, a co istotniejsze - ile razy w wyniku tego oberwała. Bo przecież nie była żadnym terminatorem, mimo że z tym swoim brakiem okazywania emocji niekiedy przypominała maszynę. Wciąż była człowiekiem; słabym i podatnym na zranienia. Stąd liczne draśnięcia i nieładne rany, które nie miały nawet czasu się zagoić, ukryte szczelnie pod warstwami ubrań; stąd też teraz ta krew sącząca się z ramienia, niechlubna pamiątka po ostatnim lekkomyślnym wyjeździe. Ale przecież nie mogła tego powiedzieć swojemu wybawcy, prawda? Dlatego pokręciła przecząco głową. - Nie - odparła przez zaciśnięte zęby, bo piekło ją coraz mocniej i potrzebowała opatrunku na już. - Miałam wypadek kilka tygodni temu - dodała dla niepoznaki, nie uciekając od kontaktu wzrokowego, a wręcz przeciwnie, odważnie spoglądając mężczyźnie w twarz. W końcu tylko osoby mające coś na sumieniu nie patrzą w oczy, prawda? - Nie chcę sprawiać kłopotu, już i tak dużo zrobiłeś... - zaprotestowała słabo i do tego raczej z grzeczności, bo przecież to nie było tak, że mogła zwyczajnie pozwolić mu odejść. Nie po to angażowała Luke'a, nie po to grała damę w opresji, by tak po prostu odpuścić. Kiedy więc McFadden wykazał się kulturą i ruszyli w stronę baru, Meg z trudem powstrzymała cisnący się na usta uśmieszek. Była już bliżej niż dalej. Jasne, ktoś mógłby zwrócić uwagę, że dało się to wszystko zrealizować w prostszy sposób, bo przecież mogła go zbajerować na swoich zasadach, ale sama taka myśl napawała ją odrazą - a konkretniej on napawał - a poza tym nie posiadała informacji o preferencjach Caleba, kto wie, może strzelał do własnej bramki? Ale na takie rozważania i tak było za późno, bo oto już była w środku i zajmowała podsunięte przez niego krzesło. Od niechcenia podwinęła materiał koszulki, chcąc w ten sposób oszacować szkody. Rana była dość świeża, bo ledwo sprzed tygodnia, więc nie miała nawet czasu, by się dobrze zagoić, a ten matoł naruszył ją na nowo. Świetnie. Znów zacisnęła mocno szczęki, by nie wyrzucić z siebie jakiegoś paskudnego wulgaryzmu. Pragnąc skupić się na czymś pożytecznym, zaczęła się mimochodem rozglądać po pomieszczeniu. Z tej małej inspekcji wyrwał ją głos Caleba, więc na niego przeniosła spojrzenie. - To nie będzie konieczne, tylko niepotrzebnie by się martwili - odpowiedziała spokojnie, wzdychając mimochodem, bo już wyobrażała sobie spanikowanego Augiego na takie wstrząsające wieści. Zdecydowanie jej brat był tym wrażliwym w rodzinie, a Meg nie chciała narażać go na zupełnie zbędne ataki paniki. W końcu miała kontrolę nad sytuacją, no nie? Gdy McFadden oznajmił, że idzie poszukać apteczki gdzieś indziej, nic nie odpowiedziała, a jedynie skinęła głową i udała, że próbuje jakoś krwawienie zatamować. Dopiero kiedy została zupełnie sama, ostrożnie zsunęła się z krzesła i ruszyła w stronę biurka, uprzednio sprawdzając oczywiście, czy McFadden nie wraca. Jako że nie było go na horyzoncie widać, to delikatnie otworzyła dolną szafkę i pośpiesznie zaczęła przeglądać papiery, szukając... Czego? Doskonałe pytanie! Czegokolwiek. Niestety - nie znalazła niczego przydatnego. Dlatego, znów bacznie się rozglądając, podeszła do komputera. Nieomal się uśmiechnęła, jak przyuważyła hasło umieszczone na małej karteczce przyklejone na rogu ekranu. Wklepała je więc szybko i przystąpiła do działania, zupełnie zapominając, że McFadden mógł wrócić w każdej chwili, upsi.

Caleb McFadden
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM ONE BIG FAMILY WOMEN POWER EMERGENCY SERVICES WCIĄŻ CZEKAM NA LIST Z HOGWARTU ryzykant Chodzę na siłkę Ususzę nawet kaktusa NO REGRETS!
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
zaplątany w przeszłość w tułaczce bez celu... z barowym chaosem w tle
34
190

Post

Gdy życie zaczyna przypominać walkę o każdy kolejny dzień, człowiek coraz mniej przejmuje się podobnymi rzeczami. Przestają się liczyć niuanse, którymi przejmują się przeciętnie żyjący ludzie bez mentalnych blizn po traumatycznych zdarzeniach. Właśnie po nich często to wszystko zaczynało przypominać bezbarwne egzystowanie opierające się na wyznaczonych przez siebie celach. Budowali własne istnienie na tych zadaniach, zapominając o prowadzonym przez nich dawnym życiu. Czy Caleb faktycznie wyznaczył sobie takie coś? Ciągle błądził i to wydawało się jeszcze bardziej przerażającą wizją, gdyż ukazywało cały bezsens jego funkcjonowania. Nie pamiętał już nawet motywów, jakie kierowały nim przy wyborze kierunku studiów. Młodzieńcze problemy wydawały się wspomnieniami wyrwanymi jakby z innego życia, gdzie był tylko biernym obserwatorem. Ich lekkość już wcale go nie dotyczyła, ponieważ przyszło mu tonąć w o wiele gorszej goryczy.
Dawno przymierzał się do ponownej ucieczki, porzucenia tego co dotąd udało mu się zbudować w rodzinnym mieście. Kiedyś zdecydowanie posunąłby się do tego i to nawet bez zbędnych pożegnań. Wysłałby kartkę po tygodniu podróży w nieznane, ale nie czują przy tym kompletnie niczego. Żadnej skruchy czy wyrzutów sumienia - gdyby się trochę postarał, sam dostrzegłby jak autodestrukcyjny się stawał. Prawdopodobnie podświadomie niekiedy to do niego docierało, lecz dawno temu osiągnął perfekcję w ignorowaniu niechcianych uczuć. Spychaniu ich na dalszy plan, by niestety powoli zwiększały własną toksyczność. Jednak pomimo tego nadal tkwił w mieście (upadłych) aniołów, nie potrafiąc wytłumaczyć sobie dlaczego. Zaleźć ten prawdziwy powód przedłużającej się przerwy od kontynuowania tułaczki po świecie. Zdecydowanie nie było nim prowadzenie baru i przepychanki z pseudo współwłaścicielką, bo potrafiłby nawet na odległość wymyślić plan przegonienia jej z lokalu. Z pewnością znalazłby jakiegoś chętnego do uprzykrzania rudowłosej życia w jego lokalu w zamian za przyzwoitą pensję. Czy Caleb zaliczał się do zawziętych i pamiętliwych ludzi? Skądże znowu, skąd ten pomysł w waszych rozważaniach?
Teraz za to na nowo bawił się w jakiegoś niezłomnego superbohatera, chociaż pod żadnym pozorem się z nim nie identyfikował. Od bohaterskich czynów bez zastanowienia wybrałby święty spokój, chociaż ostatnio wychodziło zupełnie inaczej. Czy pakował się w jakieś bagno? Po rannej, zaatakowanej blondynce nie spodziewał się zbyt wielkich kłopotów, a tym bardziej nie obawiał się powrotu napastnika. Dla własnego dobra powinien nawet nie myśleć o pojawieniu się w pobliżu baru McFaddena. Z pomocą pracowników zaskakująco prędko udało się odszukać apteczkę, choć nie wiadomo kto ukrył ją za kartonami z butelkami wódki. Niestety nie miał czasu na prowadzenie dochodzenia w tej sprawie, więc tylko posłał im zdegustowane spojrzenie i skierował się z powrotem w kierunku swojego gabinetu. - Mam nadzieję, że tyle wody utlenionej nam wystarczy, bo nie wiem co ci idioci zrobili z resztą... - zaczął od progu, lekko pchając drzwi przed sobą. Powędrował wzrokiem do nieznajomej kobiety i z zaskoczenia aż przystanął, mocniej ściskając w dłoniach apteczkę. Dostrzegł właśnie najdziwniejszą rzecz jaką spodziewał się, że mógłby dostrzec w tym miejscu. Czy ona była niespełna rozumu decydując się na takie coś? - Co do kurwy nędzy wyprawiasz? - warknął, trzaskając za sobą drzwiami i kilkoma sporymi krokami pokonując dzielący ich dystans. Gdy on poszedł szukać dla niej opatrunków, ona bez najmniejszych oporów zabrała się za przegrzebywanie jego rzeczy? I znowu tego felernego dnia ogarniała go wściekłość - dlaczego? Nie potrafił zrozumieć sytuacji w jakiej się właśnie znalazł; czemu komputer? Szukała hasła do sejfu z utargiem? Mało co w tym scenariuszy trzymało się kupy... lub właśnie stał naprzeciwko beznadziejnej złodziejki.

Megan Woodrick
mów mi/kontakt
kosmiczna odyseja
a
Awatar użytkownika
Last night I dreamt that somebody loved me
No hope, no harm - just another false alarm
25
168

Post

Przecież miała być ostrożna. Dokładna. Tysiąc razy zeszłej nocy odtwarzała w głowie plan, który miała zrealizować krok po kroku. Dlaczego więc się pośpieszyła? Skąd ta nagła gwałtowność? Megan nie spodziewała się, że będzie jeszcze kiedykolwiek do niej zdolna; do działania bez namysłu, do działania idiotycznego, podszytego porywem szybko bijającego serca. Wystarczyło poczekać; poczekać aż on spuści gardę, wystarczyło wdać się w tę uprzejmą, pozbawioną znaczenia rozmówkę; wystarczyło zaoferować postawienie drinka czy głupiej kawy w podziękowaniu. Ale nie - ona zareagowała instynktownie i po raz pierwszy to właśnie instynkt okazał się być jej zgubą. Zastygła w bezruchu, z jedną ręką wciąż położoną na myszce. Och, Megan. A wystarczyło poczekać na dogodny moment. Tymczasem wszystko zepsułaś. Nie musiała nawet na niego spoglądać, by wiedzieć, że był wściekły. W końcu czy istniało coś bardziej wymownego niż wulgaryzm gładko spływający z języka? Pewnie każdy normalny człowiek na jej miejscu dałby nogę i nie oglądałby się za siebie. Ale Meg... Meg już dawno przydeptała swoje trafne wybory - na dzień dzisiejszy pozostały tylko te złe. Powoli, nieśpiesznie zaczęła się wyprostowywać, jakby wcale nie wpatrywał się w nią żądny wyjaśnień (i chyba krwi) mężczyzna. Dłonie, tak ochoczo chwilę wcześniej myszkujące w dokumentach i komputerze McFaddena, luźno opuściła wzdłuż ciała, a obojętne, jeszcze niewystraszone spojrzenie przeniosła na twarz Caleba. Tak, niewątpliwie ta przeraźliwa, nieuzasadniona brawura kiedyś wyśle ją na drugi świat. - Nie uwierzysz, jak Ci powiem - odparła nadzwyczaj spokojnie, zważywszy na okoliczności; w końcu nic nie powstrzymywało właściciela baru od wykręcenia numeru na policję, prawda? A wtedy miałaby sto razy większe kłopoty, bo uwaga, plot twist - ona była z policji. Buńczucznie wysunęła podbródek nieco do przodu, a to spojrzenie, które jeszcze sekundy temu naznaczone było obojętnością, nagle wypełniło się nieskrywaną wrogością. - Doskonale wiem, co zrobiłeś, McFadden. A Ty żyjesz sobie, jak gdyby nigdy nic, prowadzisz ten cały bar, a ktoś inny... Ktoś inny stracił wszystko. Łącznie z życiem - wysyczała, robiąc zdecydowany krok do przodu i ewidentnie wchodząc mu w przestrzeń osobistą. Ryzykowne, bo był od niej dwa razy większy, a do tego widziała, jak wcześniej konkretnie przyłożył Luke'owi. - Dlatego skończ z tym graniem ofiary i przyznaj się. Już. Teraz - dodała tym samym nieznoszącym sprzeciwu tonem, nie spuszczając z niego wściekłego wzroku. Podsumujmy. Zostawiła gnata w samochodzie, złamała prawo, a do tego wygrażała się gościowi, który prawdopodobnie nie miał zielonego pojęcia, o czym właściwie mówiła. Ale czy coś jeszcze mogła stracić?

Caleb McFadden
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM ONE BIG FAMILY WOMEN POWER EMERGENCY SERVICES WCIĄŻ CZEKAM NA LIST Z HOGWARTU ryzykant Chodzę na siłkę Ususzę nawet kaktusa NO REGRETS!
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
zaplątany w przeszłość w tułaczce bez celu... z barowym chaosem w tle
34
190

Post

Już dawno porzucił nadzieję na snucie planów zakładających szczęśliwe zakończenie. Bazował na chwilowych założeniach - dzień za dniem do kolejnej ucieczki, by przestać wracać pamięcią do bolesnych wspomnień. Pragnął pozostać dla nich nieuchwytny, choć wydawało się to wręcz nieosiągalne. Nigdy zapewne nie zrzuci ciężaru dźwiganego na własnych barkach od tylu lat - śmierci rozdzierającej go od środka, to przecież ciążyło na nim niczym klątwa. Pomimo tego został na dłużej w rodzinnym miasteczku, licząc na chwilę wytchnienia w barowym chaosie. Najwidoczniej spokój, który sobie stworzył wraz z tym miejscem trwał zbyt długo... dla niego. Czemu na moment opuścił gardę i w tak prost sposób dał zajść się nieznajomej? Czyżby zbyt pochopnie ocenił blondynkę jako nieszkodliwą osobę? W końcu dosłownie moment wcześniej był świadkiem napaści na nią i nawet nie przypuszczał, że cała sytuacja mogłaby być o wiele bardziej złożona i skomplikowana. Bo niby czemu? Kto normalny odstawiłby taką szopkę w bliżej nieokreślonym celu? Dlatego Calebowi nawet przez myśl nie przeszło, iż wcześniejsza ofiara jakiegoś mężczyzny sprzed baru wywinie mu taki numer. Przez takie sytuacje utwierdzał się w swoim przekonaniu, że nikomu nie powinno się ufać - bez wyjątku... nawet sobie, ba, w szczególności sobie, Caleb.
Przyglądał się jej ze wściekłością bijącą z jego całej postawy, która zdecydowanie nie wróżyła niczego dobrego. Czemu nie ruszył po prostu do telefonu, by zawiadomić odpowiednie służby? Zdecydowanie mieliby podstawy do zgarnięcia nieznajomej na dołek... albo przynajmniej dodaniu jakiejś ładnej notatki do jej kartoteki. Pomimo tego z jakiejś czystej ciekawości powstrzymał się przed tym do czasu jej tłumaczeń. Nie powinien, ponieważ kobieta zdecydowanie postradała zmysły i przez chwilę nie wiedział, co ma na to wszystko odpowiedzieć. - Co do chuja... - warknął, gdy zorientował się, iż wariatka zna jego nazwisko i zaczyna przypisywać mu niestworzone rzeczy. Uzyskać takie informacje w tych czasach było akurat niezmiernie prosto, więc nie zastanawiał się też nad tym za bardzo. Bardziej intrygujący dla Caleba okazał się cel - on. Co nią kierowało przy wyborze ofiary tej dziwacznej zagrywki? Poważna choroba psychiczna czy niechęć do własnego życia? - Nie wiem, co uroiło się w Twojej paranoicznej głowie, ale nie zamierzam dać się wciągnąć w jakieś chore gierki. Mówisz jaśniej albo dzwonię do jakiegoś ośrodka, z którego najwidoczniej zwiałaś - Dlaczego właściwie jeszcze z nią rozmawiał? Za czyją śmierć niby odpowiadał?

Megan Woodrick
mów mi/kontakt
kosmiczna odyseja
a
Awatar użytkownika
Last night I dreamt that somebody loved me
No hope, no harm - just another false alarm
25
168

Post

Oddałaby wiele, żeby zapomnieć o przeszłości.
Ale nie potrafiła. Nie chciała.
Trevor zawsze ją wspierał, gdy jej wybory spotykały się z głęboką dezaprobatą rodziców. Wchodził wtedy pewnie i stanowczo w sam środek konfliktu, niewiele robiąc sobie z głośnych protestów matki, a następnie wygrywał dla Megan te zaciekłe boje. Z tego powodu, niesiona poczuciem wdzięczności, ten jeden raz pragnęła wywalczyć coś dla niego. Zwłaszcza że nie zasłużył na miano samobójcy; nie był tchórzem uciekającym przed problemami, on z podniesioną głową stawiał im czoła, nawet jeśli wiedział, że porażka wisi nad nim niczym chmura gradowa. Podziwiała go za tę odwagę jako dziecko, tak właściwie wciąż w swoich myślach tak go postrzegała - jako nieprzejednanego, niebojącego się ryzykować. Może właśnie od niego przejęła tę cechę charakteru? W końcu sama na porządku dziennym wpakowywała się w sytuacje, które śmiało można by określić jako niebezpieczne, a wszystko to w imię zasad, których przyrzekła strzec. Och, była taką miłośniczką ideałów! Tak szalenie pragnęła sprawiedliwości, że gotowa była złamać dla niej inne swoje reguły. Czy to w takim razie nie czyniło z niej hipokrytki? Na pewno ktoś tak złośliwie by stwierdził, lecz kiedy wszystkie legalne drogi zawodziły, Meg nie mogła tak po prostu zrezygnować i uznać, iż gra niewarta jest świeczki. Nie, gdy to Trevor był jedynym człowiekiem, który na wieści o jej wstąpieniu do akademii policyjnej, przytulił ją do siebie mocno i powiedział dasz sobie radę, dzieciaku, wierzę w Ciebie. Dlatego nie zamierzała się poddawać, nawet jeśli tym samym miałaby złamać każdą obietnicę, każde złożone przyrzeczenie.
Stąd ten nieustępliwy wyraz twarzy i zaciśnięte w pięści ręce, przygotowane na każdą ewentualność. Bardzo nisko myślała o stojącym przed sobą mężczyźnie; nie wierzyła w przypadki, a gdy znalazła dziennik Trevora, z datą, godziną oraz nazwiskiem McFaddena, od razu wysunęła daleko idący wniosek, że musiał się przyczynić w jakimś stopniu do śmierci jej starszego brata. Jedyny trop, ostatnia nadzieja. - Trevor Woodrick - powiedziała jedynie, a każde z tych słów naznaczone było bólem, którego nie zdołała zamaskować, który dodatkowo zamanifestował się też w jej oczach. - Wiem, że go znałeś, wiem, że miałeś się z nim spotkać, gdy... - urwała gwałtownie, mocno zaciskając szczęki, nie będąc nawet w stanie dokończyć tej myśli przez tę palącą wściekłość, jaką w tej chwili odczuwała, która wręcz prowokowała ją do wymierzenia ciosu. Nie zrobiła tego jednak, pragnąc najpierw usłyszeć jego przyznanie się do winy. Co za naiwność.

Caleb McFadden
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM ONE BIG FAMILY WOMEN POWER EMERGENCY SERVICES WCIĄŻ CZEKAM NA LIST Z HOGWARTU ryzykant Chodzę na siłkę Ususzę nawet kaktusa NO REGRETS!
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
zaplątany w przeszłość w tułaczce bez celu... z barowym chaosem w tle
34
190

Post

Czy Caleb swoją żałobę przeszedł w dość schematyczny sposób? A może utknął gdzieś na zawsze w tej swojej paraliżującej rozpaczy? Jako mechanizm obronny przed nawracającymi koszmarami, nauczył się spychać traumatyczne przeżycia w głąb umysłu. Przykrywał to kolejnymi myślami dotyczącymi codzienności - wstać, przeżyć dzień, zasnąć - by pozwolić im powoli narastać pod tym kamuflażem względnego spokoju ducha. Czuł to jednak całym cholernym sobą... nigdy nie miał wyswobodzić się z tych kajdan po jej stracie. Czasami oszukiwał się tym, że naprawdę pragnął zapomnieć i po prostu żyć dalej.
Nie chciał - czułby się wtedy jak najgorszy zdrajca, ot, tak wyrzucając ją z własnego serca.
Czemu tak bardzo ciągnęło go do odkrycia tej prawdy, ukrytej za niezrozumiałymi oskarżeniami? Jakby jakaś część niego chciała wierzyć, że nie natknął się właśnie na osobę przeżywającą epizod czy odstawienie silnych leków. Kto w końcu zaryzykowałby takie pogrywanie z losem? Próbować go okraść w tak głupi sposób? Wykręcać się, kiedy niefortunnie złapał ją na gorącym uczynku. Intuicja podpowiadała mu, iż za tym wszystkim kryło się coś o wiele bardziej skomplikowanego. Z każdą kolejną sekundą ciszy, irytacja Caleba niebezpiecznie wzrastała. Dosłownie w chwili, gdy postanowił zawiadomić policję, wymieniła dobrze znane mu imię. Wspomnienia o nim zdążyły już wyblaknąć przez ten okres czasu, lecz zdecydowanie nigdy całkowicie nie zniknęły. - Trevor... skąd go znasz? - zawahał się przez moment, myślami wracając do starego przyjaciela poznanego w wojskowym chaosie. Z jakiego powodu akurat ona interesowała się Woodrickiem? Była kochanka, porzucona narzeczona? Nie potrafił się skupić na własnych myślach, kiedy ona ujadała do niego niczym rozwścieczony, mały piesek. Jaki miała z nim problem? Kolejnymi niewiadomymi i ukrytym w nich niemym oskarżeniem, podsycała jego złość. - Nie mam z nim kontaktu od czasów wojska, więc się pierdol. Rzucasz pojedynczymi słowami i oczekujesz wyjaśnień? Miał się odezwać, kiedy skończy swoją służbę... nie zrobił tego i nie mam Ci nic więcej do dodania - już prawie rozzłoszczony zerwał się do "wskazania" nieznajomej drzwi, lecz zatrzymał się w półkroku. Powoli zdawał sobie sprawę, że kierowały nią silne emocje - po stracie? Czy to właśnie o Trevora jej chodziło? Kim do cholery była? - On... - ...umarł? Wiadomość o śmierci starego przyjaciela zabolała, choć jeszcze nie otrzymał informacjo o niej wprost. Na moment złapał z blondynką kontakt wzrokowy, starając się odszukać w jej spojrzeniu jakiejś odpowiedzi.

Megan Woodrick
mów mi/kontakt
kosmiczna odyseja
a
Awatar użytkownika
Last night I dreamt that somebody loved me
No hope, no harm - just another false alarm
25
168

Post

Czuła się taka osamotniona w tej swojej walce o prawdę, która mogła w ogóle nie istnieć. Nikt inny nie zakwestionował wyników śledztwa, nikt inny nie wyraził swoich wątpliwości - każdy chciał mieć to już za sobą. Nawet jej rodzice. Kiedy odwiedziła ich ostatnim razem, by po raz kolejny zaszyć się w starym pokoju Trevora, na miejscu czekała ją nieprzyjemna niespodzianka w postaci pustych szafek i gołych ścian. Zniknęły plakaty, książki, nawet kolekcja figurek, skrzętnie gromadzona przez lata. Musimy dać pozwolić mu odejść, Meg. Do tej pory czuła irytację na wspomnienie słów matki, bo pozwolić odejść? Tak po prostu udać, że nigdy nie istniał, że nie spotkało go nic złego? Jak mogli...? Nie rozumiała tego w najmniejszym stopniu i szczerze to chyba nie chciała rozumieć. Może oni byli gotowi zapomnieć, może potrafili to zrobić, ale ona nie, nie w taki sposób. Nawet jeśli niekiedy ogarniało ją poczucie, iż coraz bardziej traciła zdrowy rozsądek, iż coraz bardziej zaplątywała się w sieć kłamstw, których znaczenia nie umiała rozszyfrować - była już zbyt zdesperowana, by przestać i wrócić do dawnej normalności, jak gdyby rzeczywiście nic się nie wydarzyło. Poza tym nie umiała się oszukiwać, gdy wciąż mocno tęskniła. A tęskniła każdego cholernego dnia, ponieważ natrętne myśli nie dawały jej spokoju ani na sekundę. Szczególnie nie teraz, kiedy Megan wydawało się, że jest coraz bliżej rozwikłania całej tej zagadki.
Wydawało było trafionym słowem, gdyż po ujrzeniu wyrazu twarzy McFaddena na wspomnienie o Trevorze, Woodrick przestała być taka pewna swego. Niemniej jednak, wciąż uparcie chciała wierzyć, iż to mogła być jakaś chora gierka ze strony Caleba, bo jak już wspomniałam wcześniej, nie darzyła go zbyt wielką sympatią. - To... mój brat - odpowiedziała powoli, jakby jeszcze wahała się, czy w ogóle powinna dzielić się z nim taką poufną informacją. Cóż, nie dało się ukryć, dość późno zebrało jej się na myślenie. - Kłamiesz - oskarżyła ze złością, ani przez sekundę nie wierząc w jego słowa. - Miałeś się z nim spotkać kilka miesięcy temu, znalazłam jego dziennik, byłeś wpisany z dokładną godziną i miejscem - wycedziła przez zaciśnięte zęby, wyraźnie poirytowana, że musi go informować o tym, co już wiedział, a tak przynajmniej jej się wydawało. Dopiero na niezadane pytanie, które zawisło w powietrzu, wyraz jej twarzy nieco złagodniał. - Nie żyje - dokończyła niemalże półszeptem, zagryzając policzek od środka, ponieważ nie spodziewała się, że omawianie tego z McFaddenem tak ją dotknie, a częściowo chyba też zaczynała podejrzewać, że trafiła na ślepy zaułek. Znowu.

Caleb McFadden
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM ONE BIG FAMILY WOMEN POWER EMERGENCY SERVICES WCIĄŻ CZEKAM NA LIST Z HOGWARTU ryzykant Chodzę na siłkę Ususzę nawet kaktusa NO REGRETS!
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
zaplątany w przeszłość w tułaczce bez celu... z barowym chaosem w tle
34
190

Post

Dla niego prawda przestała się liczyć, gdy ona po raz ostatni wyszeptała jego imię. Czy brzmiało wtedy jak oskarżenie? Drażniło jego wspomnienia wyrzutami, gdyż nie uchronił jej ten jeden cholerny raz. Zaciskało na jego szyi pętle, kiedy wracał myślami do tamtego dnia. Dlatego tak ochoczo zakopywał się w kłamstwach, które miały osłonić go od tej raniącej prawdy. Zawiódł ją. I nie istniał żaden sposób, by to naprawić... i sobie wybaczyć. Tego nie potrafił, a przyszłość również nie malowała się w za wesołych barwach. Jednak zdążył się już przyzwyczaić do egzystencji w takim półstanie - życiu ograniczającym się do przeżycia kolejnego nieszczęsnego dnia, przespania z trudem następnej nocy...
Drażniła go w sposób jak dawno nikt przed nią, ale nadal nie podjął decyzji wywalenia intruza z własnego "gabinetu". Ukrywała przed nim coś, a przy tym wymagając wyssanych z palca informacji, które ponoć powinien posiadać. - Meggie? - ledwo wyszukał w pamięci zdrobnienie, jakim wspominał młodszą siostrę. Margaret? Tego już Caleb nie wiedział, gdyż nigdy nie wypytywał o takie szczegóły przyjaciela. Wpatrywał się w nią zaskoczony takim obrotem sytuacji... ale czemu wypytywała akurat jego? Skrzywił się brzydko, słysząc, jak nieustępliwie zarzuca mu kłamstwo. - "Miałem" to dobre określenie, bo nigdy nie podał mi więcej informacji... jeśli taki z Ciebie detektyw, to czemu nie sprawdziłaś, co wtedy robiłem? - wywarczał w jej kierunku, rozzłoszczony tym, co zamierzała mu przypisać. Początkowo zakładał coś nieprzyjemnego, lecz nie takiej bomby, jaką na niego zrzuciła chwilę później. Głośno nabrał powietrze do płuc, starając się jakoś przetrawić informację o śmierci przyjaciela. Cholera, czy to dlatego się tak zachowywała? - Ja... przykro mi - doskonale wiedział, że te słowa są marnym pocieszeniem po utracie bliskiej osoby... ale co innego powinien powiedzieć w takiej sytuacji? - Czekaj... chyba nie podejrzewasz, że ja...

Megan Woodrick
mów mi/kontakt
kosmiczna odyseja
a
Awatar użytkownika
Last night I dreamt that somebody loved me
No hope, no harm - just another false alarm
25
168

Post

Wybaczenie i dla niej było obcym pojęciem, ponieważ gdzieś głęboko w środku wiedziała, iż ta jej niegasnąca determinacja, by poznać prawdę, podszyta jest ciążącymi wyrzutami sumienia. To Meg była tą, która tamtego wieczoru zaproponowała Trevorowi wypad do Miami, choć zaproponowała jest tutaj raczej nieodpowiednim sformułowaniem - ona najzwyczajniej w świecie suszyła mu głowę, dopóki się nie ugiął pod ostrzałem jej błagań. Co, jeśli w pewnym stopniu nieświadomie przyczyniła się do tragedii, która rozegrała się kilka godzin później? Na co dzień nie dopuszczała do siebie tej myśli, bo zbytnio ją przerażała, ale późną nocą, gdy bezsenność spędzała jej sen z powiek, bywały momenty, że się nad tym zastanawiała. Z nikim jednak nie dzieliła się tymi ponurymi spostrzeżeniami, nawet ze swoimi najbliższymi. Zamiast tego dusiła je w sobie, a z każdym dniem te skłębione emocje popychały ją do coraz bardziej nierozważnych działań. Woodrick od małego miała skłonność do narażania się, pchania w sytuacje, w które pod żadnym pozorem nie powinna się pchać, a pod wpływem mieszanki żalu i właśnie poczucia winy zdawała się już w ogóle balansować na granicy tego, co wolno, a co nie. Jak na razie, najwyższym aktem desperacji było wytropienie McFaddena i rzucanie w niego bezpodstawnymi oskarżeniami, które jednak urwały się gwałtownie, gdy zwrócił się on do niej tym zdrobnieniem. Rozchyliwszy nieco usta, cofnęła się, jakby ją uderzył, a jej wzrok utkwiony w twarzy mężczyzny był ewidentnie nieobecny. - Skąd... skąd znasz moje imię? - spytała z dziecięcą wręcz bezbronnością, choć podświadomie znała odpowiedź na to pytanie. Czy ktoś pragnący wyrządzić krzywdę drugiej osobie, trudziłby się z zapamiętaniem imienia jej młodszej siostry? To nie trzymało się kupy i Megan, nawet tak zdesperowana i pragnąca sprawiedliwości, doskonale o tym wiedziała. - Bo byłeś jedynym pieprzonym wpisem w notesie w dzień jego śmierci - warknęła, odzyskując rezon utracony pod wpływem dobrze znanego sobie zdrobnienia i znów przybierając pozycję bojową, podbródek wysuwając do przodu, jakby chciała mu tym pokazać, że się nie boi. I nie bała, choć może powinna. Kiedy powiedział, iż mu przykro, nie zareagowała w żaden sposób. Dopiero gdy poddał wątpliwości jej słowa, potrząsnęła głową i zrobiła krok do przodu, i jeszcze jeden, by zmniejszyć między nimi dystans na tyle, by móc bez trudu spojrzeć mu w oczy. - Jeśli nie Ty, to kto? - nie dało się nie wyczuć bolesnej rezygnacji w jej tonie, jakby już była zmęczona krążeniem po tym labiryncie, z którego nie umiała odnaleźć wyjścia. - Dlaczego chciał się z Tobą spotkać? - przypomniawszy sobie, co powiedział wcześniej, podejrzliwie zadała pytanie, ponieważ Trevor rzadko przy niej wspominał Caleba, więc wydawało jej się to dziwne, że nagle postanowił się z nim skontaktować.

Caleb McFadden
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM ONE BIG FAMILY WOMEN POWER EMERGENCY SERVICES WCIĄŻ CZEKAM NA LIST Z HOGWARTU ryzykant Chodzę na siłkę Ususzę nawet kaktusa NO REGRETS!
mów mi/kontakt
-
Zablokowany