a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
34
178

Post

Hauptmann Stanley
imiona Stanley Ulrich
nazwisko Hauptmann
data urodzeniaListopad 7, 1987 rok.
miejsce urodzenia Stuttgart, Niemcy
orientacja seksualna Heteroseksualny
miejsce pracy -
stanowisko pracy Bezrobotny / Psi behawiorysta
narracja trzecia osoba / przeszły
wizerunek Cillian Murphy
Nie wyszło mu.
Roztrzaskane marzenia raniły ostrymi krawędziami wspomnień, kpiły z zuchwałości, tęgiej śmiałości by mieć na tyle odwagi, aby wyciągać ręce po coś, co było poza całkowitym zasięgiem. I takie miały pozostać - nieuchwytne - niezależnie od starań, od prób, które zawsze okazywały się niedostatecznie wystarczające by osiągnąć cel.
Strzepnął popiół krótkim ruchem nadgarstka wypuszczając dym przez nos. Próbował pozbyć się pozostałości innego zapachu - brzoskwini zmieszanej z lawendą, która wżarła się w umysł jak brud wżera się w palce robotników; nie było sposobu się go pozbyć po pewnym czasie. List niósł na sobie wspomnienie dłoni, które go dotykały. Delikatnych, o palcach smukłych i długich, idealnych do tego, by sięgać dalszych klawiszy fortepianu. Nie potrafiła grać. Ale za to samymi opuszkami potrafiła uciszyć burzę sprzecznych myśli, które sztormem roztrzaskiwały się między męskimi skroniami.
Zaciągnął się kolejny raz.
Drżały mu ręce, kiedy spojrzeniem krążył po krawędziach koperty usilnie próbując uniknąć choćby muśnięcia informacji kim był nadawca. Wiedział to. Nie musiał czytać. Minęło piętnaście lat, a ona wciąż kochała brzoskwinie. Szara mgła wspinała się od warg przez policzki i prześlizgując między kurtyną rzęs, starały mu się pomóc nie dojrzeć.


- Ahoj! - drgnął słysząc za sobą obcy, cienki głos. Wargi skrzywiły się w mimowolnym grymasie, z gardła wyrwało krótkie, stłamszone w ustach sapnięcie. Poprawił uchwyt na kartonie z czerwonym napisem OSTRORZNIE - jego matka nieszczególnie znała się na ortografii - pewnie powpychała tam kolekcję porcelanowych talerzy z wizerunkiem ptaszków, rodzinna pamiątka od babki prababki. Wolał go nie opuścić. Odwrócił się by ujrzeć piegowatą twarz z wielkimi, sarnimi oczami wpatrzonymi w niego w najprawdziwszym zaintrygowaniu. Rude kosmyki spięte w wątłe warkocze sterczały na boki. W spięciu tu i ówdzie kilka włosków wyrwało się na wolność zdradzając, że miał przed sobą osobę żywiołową. A może stwierdził to, kiedy tylko przebiegł spojrzeniem po chudej sylwetce? Podarte na kolanach spodnie były ubrudzone od błota, blade dłonie i zadarty nos pokrywały strupki. Zupełnie takie, kiedy zaliczało się wywrotkę na rowerze, gdy rozpędziło się trochę za bardzo i musiało gwałtownie zahamować.
- Cześć?
Do Stuttgart przeprowadzili się, kiedy miał osiem lat. Dotychczasowe dzieciństwo ukryte było pod piętnem wiecznych sprzeczek rodziców, zdrad ojca i płaczem matki za ścianą, kiedy myślała, że Stan już śpi. Pomimo oczywistej winy i zaniedbania ze strony mężczyzny, ten nie chciał zgodzić się na rozwód, który ciągnął się długimi miesiącami. Na ustach mężczyzny groźby pojawiały się częściej niżby zwykły uśmiech; zdawały się być do nich przyklejone jadem, który sączył się z każdym kolejnym słowem. Pogardą i wyzwiskiem - dzieciak znał ich więcej niż przeciętny rówieśnik czy nawet starsze dzieciaki, więc w chwilach sprzeczek na boisku brylował wśród znajomych. Nowe miasto będące w istocie rodzinną miejscowością matki oznaczało, że miało się to skończyć. Nie pod kolejnymi groźbami tym razem se strony rodzicielki. Sam młodzik zaparł się w sobie by nie sprawiać kobiecie więcej problemów. Trudno było mu znaleźć kolegów - nie licząc rudowłosej dziewczynki, sąsiadki z drugiej strony ulicy, którą przywiodło zaciekawienie. Kto nowy sprowadza się na JEJ osiedle?


Ahoj, Stanek!
Mam nadzieję, że dojdzie do ciebie ten list, no bo widzi...


Na sam wstęp brwi lekko zbiegły się ze sobą, a mężczyzna nabrał głębszego wdechu. Czuł, jak dym rozpycha płuca i układa się w nich jak leniwe kocisko na ciepłych promieniach wczesnego, wiosennego Słońca.
Pismo, zwykle staranne i schludne, gdzie każda literka miała swoje miejsce i idealnie musiała wpasowywać się w całość, zdradzało ślady zdenerwowania. Kiedy się denerwowała lekko przechylała słowa w prawą stronę, robiąc szersze niż zwykle odstępy, a literki nie były tej samej wysokości - parsknął w duchu na myśl, że wciąż to pamięta. I ktokolwiek mógł znać drugą osobę na tyle dobrze, by nie będąc żadnym znawcą, wiedzieć jakie emocje targały daną osobą w momencie pisania wiadomości. Ale rozbawienie poniosło za sobą cierpi smak obrzydzenia samym sobą - tym, jak się zachował. I jak dziecinnie to skreślił.
Starała się, usilnie próbowała doborem słów ukryć to jak bardzo się denerwowała, uderzając w tony tak swobodne, jakie zawsze im towarzyszyły podczas wspólnie spędzanego czasu.


- Nie wejdziesz tam.
- Wejdę. Założysz się?
- Głupiaś, nie wejdziesz, za wysoko.
- No to patrz.
Nie spojrzała nawet za siebie, bo wtedy dostrzegłaby jak męskie wargi rozciągają się w lisim uśmiechu i zrozumiała, że została podpuszczona. Młoda i głupia, łasa na blask chwały i pokłony podziwu. Stary młyn zamknięty na cztery spusty straszył znakami ostrzegawczymi, aby się doń nie zbliżać. Jednak rzucone wyzwanie to co innego - nie podniesienie rzuconej rękawicy mogło być ujmą na honorze. A ten w młodym, ognistym sercu był w istocie ważny. Obserwował stojąc w wysokiej trawie jak Lil wspina się coraz wyżej bez żadnego obrzydzenia chwytając kolejnych porośniętych mchem wypukleń. Wbijała w nie chude paluchy. W połowie drogi poślizgnęła jej się noga i wtedy pierwszy raz w życiu chłopak poczuł, jak serce podeszło mu do gardła, ale świadomość, że się o nią martwił została zagłuszona triumfalnym okrzykiem dziewczyny. Westchnął z ulgą, nawet dźwignął dłonie by klasnąć, ale zamarły..
Trzask zbutwiałego drewna, kiedy deski trzasnęły pod niewielką wagą, porywając w odmęty budynku Lil zerwało jego serce do bicia w szalonym galopie. Pył i drzazgi wpadły za nią, a śmiech dudnił od ścian. Nie była normalna.
Wlazła. Tylko wyjść już nie mogła.


Bo widzisz. Wiem, że obiecałam dać ci spokój, a właściwie to odwrotnie. Kazałam tobie więcej się do siebie nie odzywać..

- Pojedź ze mną, proszę - ekscytacja dudniła w żyłach. Nie mogła ustać w miejscu krążąc po pokoju w niespokojnym marszu. Od ściany, do ściany. Do jego szafy i biurka, zgarniając w dłonie kolejne przedmioty i odkładając je na inne miejsca. Jakby mówiła: ,,Hej! Pomogę ci się spakować! Weź to, to ci się pewnie przyda, albo nie. To jest ważniejsze!” Była jak pies czekający w pustym mieszkaniu na swojego właściciela. A kiedy posłyszy dźwięk wkładanego do zamka klucza, podniesie alarm, by wystraszyć ewentualnego intruza. A potem.. potem nie da swojemu ukochanemu człowiekowi spokoju, podążając za nim wiernie jak cień, znosząc zabawki do stóp i nadgryzione z tęsknoty kapcie.
Oglądał ją w rosnącym zdenerwowaniu. Chciała, by pojechał z nią do USA. Do jej ciotki, która miała im załatwić pracę. W swoim sklepie albo przy pomocy w domu znajomych.
- Nie chcę być tam sama, Stanek. Potrzebuję cię - większym błędem z jego strony nie było to, że się nie zgodził, a to, że nie zapytał czemu właściwie go potrzebuje. Ich przyjaźń przestała być w ten dziecinny sposób niewinna, uczucia znacznie intensywniejsze splotły ich ciasno nićmi zafarbowanymi intymnością. Płacz w ramię przy zwierzaniu się z tego, że ćwok z klasy wyżej robił sobie z niej żarty zmienił się w zasypianie na ów ramieniu, w jego koszulce, którą własnoręcznie ściągnęła z męskiego ciała.
W szkole zawzięcie walczył o jej godność - była tą, która zawsze pchała się pierwsza do bójek, ale zbyt drobna nie miała większych szans z gachami, którzy potem z niej szydzili. Zdarte knykcie, podbite oko, rozcięta warga - ze szkoły wracał z nimi częściej niż z ocenami, które zadowalałyby matkę. Po szkole włóczył się z Lil, całkowicie zaniedbując własną edukację. Pierwszy papieros, kąpiel nago w jeziorze pod kopułą nocnego, rozjaśnionego sznurami gwiazd nieba, alkohol i imprezy - trudno było nazwać go towarzyskim, ale ciągnięty przez rudowłosą, nie odmawiał.
- Nie pojadę z tobą - i to był ten pierwszy raz, kiedy to zrobił. I ten raz, kiedy absolutnie nie powinien decydować się na akt buntu.
Jesteś tchórzem! Pieprzonym przegrywem, zdrajcą! Nienawidzę cię! Straciłam przy tobie tyle lat! Krzyczała, kiedy po kolejnych namowach zrozumiała, że nie zmieni zdania.
Trzaśnięcie drzwi.
Nie zobaczył jej nigdy więcej.


I chyba zapomniałam, że zawsze dotrzymywałeś słowa. Coby o tobie nie powiedzieć, to jedno ci wychodziło.

Jeszcze przez długie lata czuł się jak porzucony przy drodze pies. Podobno takie po uratowaniu potrafią się najlepiej odwdzięczyć - Stanley nie był jednym z nich. Nie poszedł na studia, bo wszystkie plany, które kłębiły się w głowie straciły posmak zaintrygowania. Nie widział w nich tego, co napędzałoby go do działania. Poszarzałe, wymięte, pozbawione powabu - apatia zżerała go od środka, kobiety, które mogłyby mu zastąpić Lil nie potrafiły nawet skupić na sobie uwagę jasnego spojrzenia. Wszystkie kolejne porównywał do niej nie widząc tego, jak bardzo zapędził się w swoim uzależnieniu. Trudno było mu dotrzymać słowa - często sięgał po telefon czy pisał długie wiadomości, w których próbował zawrzeć wszystko, co chciał jej powiedzieć. Zawsze powstrzymywał się w ostatniej chwili, klnąc na samego siebie. I przyznając rację kobiecie. Był beznadziejny.
Ciągota do zakładów mu pozostała. Przyjemne ciarki zniecierpliwienia by poznać wynik, gorzki posmak przegranej czy słodki wygranej - z czasem potrzebował większej skali, aby wciąż to czuć. Zaczął grać w karty za pieniądze, z czasem doszły inne gry, na swoje dwudzieste drugie urodziny z przyjaciółmi pojechał do Las Vegas, aby zobaczyć tamtejsze kasyna. I spłukać się niemal całkowicie.
Poświęcił się zwierzętom ograniczając partyjki pokera do piątkowych wieczorów. Znalazł pracę jako recepcjonista w cenionej klinice weterynaryjnej w mieście obok, do którego wpierw dojeżdżał, a dopiero później się przeprowadził. Nadmiar czasu poświęcił na wolontariat w schronisku. Ostatecznie odnalazł powołanie jako psi behawiorysta. Psy były mniej fałszywe od ludzi, jasno dawały znać, że coś im nie odpowiadało. Czegoś nie chciały, przekraczało się ich granicę; bo i one je miały. Szanował zwierzęta bardziej niżby ludzi, których błędy z cierpliwością naprawiał.
Wyciszył się. Nurkowanie palcami w sierści czworonogów pozwalało mu na spokojną analizę. Zrozumienie tego, jak bardzo toksyczna stała się tamta znajomość, jak bardzo wpłynęła na całe jego życie, wywracając wszystko do góry nogami i meblując wedle własnej wizji grasując na jego chorej fascynacji swoją osobą. Bezdomniakom starał się zapewnić namiastkę domu, którą i jemu brakowało - brak ojca mocno na niego wpłynął, matka pracująca na dwie zmiany w markecie i przy sprzątaniu osiedla nie miała dla niego wystarczająco dużo czasu. Nawet zrobił kolejny krok zaczynając umawiać się z panią weterynarz, która jak on towarzystwo zwierząt ceniła bardziej od ludzkiego.


Ale teraz cię potrzebuję. W sumie to nasz syn cię potrzebuje.

Zachłysnął się dymem. Szare kłęby wyrywały się z ust nierównymi obłoczkami, do oczu nabiegły łzy. Poczuł, jak zimny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, jak kropelka potu błysnęła na skroni. I nie rozumiał do końca tego zdenerwowania, które zburzyło mu krew, ale walcząc o oddech nie rozumiał wielu rzeczy. Nie zarejestrował między innymi kiedy do pokoju weszła kobieta zaalarmowana panicznym kaszlem i kiedy zaczęła klepać go po plecach sądząc, że się czymś zadławił. Z twarzą zamarłą w zmartwieniu okrążyła fotel i kucnęła przed nim dopiero wtedy, gdy zaczął się uspokajać.
Nie wiedział, kiedy ścisnął w dłoni list, jakby podświadomie próbując odpędzić od siebie informację, która tak beznadziejnie została mu przekazana. Skinął głową Astrid na znak, że i ona mogła to przeczytać, prosząc zaraz głosem tonącym w chrypie, żeby przeczytała na głos.
- Ahoj, Stanek! Mam nadzieję, że dojdzie do ciebie ten list, no bo widzisz. Wiem, że obiecałam dać ci spokój, a właściwie to odwrotnie. Kazałam tobie więcej się do siebie nie odzywać. I chyba zapomniałam, że zawsze dotrzymywałeś słowa. Coby o tobie nie powiedzieć, to jedno ci wychodziło. Ale teraz cię potrzebuję. W sumie to nasz syn cię potrzebuje - brew drgnęła ku górze, kiedy opuszczając kartkę spojrzała na niego długo. Ściśnięte wargi zdradzały co sądziła o jego przeszłości, którą się z nią nie podzielił, ale odchrząknęła tylko kontynuując. - Nie pisałabym do ciebie, gdyby sytuacja wyglądała inaczej. Nawet nie chciałam tego robić, ale przyjaciółka stwierdziła, że musisz wiedzieć. I w końcu zachować się odpowiedzialnie.
Nigdy nie powiedziała mu o ciąży. I w głowie od razu zaczęło bębnić jedno pytanie: czy w momencie ich ostatniego spotkania o tym wiedziała? Czy właśnie dlatego był zdrajcą? Dlatego go potrzebowała? Czy może już za oceanem zrobiła test i dowiedziała się, że ich wspólne noce niosły za sobą niezaplanowane konsekwencje? Drżącą dłonią przetarł twarz - był pewien jednego. Gdyby mu powiedziała, byłby teraz przy niej. Nie tu, w Niemczech, z Astrid. I umykała mu jedna myśl, wątpliwość, że może nie on był ojcem; wykluczył to nieświadomie, nawet po tylu latach nie mogąc zebrać się na surowy osąd. - Jestem chora. Poważnie. Nie zostało mi zbyt dużo czasu, a Bentley - czemu nie Mercedes? - Potrzebuje opiekuna. Przynajmniej do czasu, aż nie skończy szkoły. Stanie się pełnoletni. Nie chcę by trafił do obcych ludzi, dlatego piszę do ciebie z prośbą. Zaopiekuj się nim. Tu ma swoich przyjaciół. Tu ma swoją szkołę. Zmiana otoczenia na pewno mu nie pomoże. Mieszkamy w Hope Valley, mamy małe mieszkanko, ale powinno ci się spodobać. Skoro nie przeszkadzało nam pudło, to nie powinieneś narzekać.
Nie odzywali się do siebie przez kolejny dzień. Astrid schowała list nie chcąc by poznał dokładny adres, na wpół przestraszona, na wpół wściekła. Nie chciała pozwolić mu pojechać, ale też nie rozumiała, czemu mężczyzna, z którym planowała założyć rodzinę - w końcu byli zaręczeni - nie powiedział jej o czymś tak ważnym. A on, zamiast próbować ją uspokoić i zapewnić, że wszystko jest w porządku, myślał. O tym, jak założyli się, że spędzą noc w skrzyni, w której musieli podkurczać nogi, by się zmieścić. Na rano mieli problem by w ogóle stamtąd wyjść, nie czuli połowy mięśni. Myślał o dawnych czasach, kiedy Lil była obok - zszokowany tym, ile pamiętał. I ile wracało.
Decyzja wydawała mu się oczywista. Musiał pojechać.
Deja vu uderzyło w niego z siłą rozpędzonego pociągu. Racjonalna Astrid, twardo stąpająca po ziemi i pewnością siebie zarażająca innych, przeklinała go ze strachu, by zamiast jechać do Stanów, sprowadził syna do Niemiec - to zmiana otoczenia powinna mu właśnie pomóc. Lil powinna go uczyć niemieckiego - przecież to jego kraj, to normalne, że uczy się dzieci tradycji. Ale Hauptmann był innego zdania - rudowłosa nienawidziła ojczyzny. Chciała się od niej odciąć.

Na załatwienie wszystkich spraw przed wyjazdem zeszło mu ponad dwa miesiące. Bardziej niż dokumentami czy nawet - co wzbudziło w nim tęgi niepokój - Astrid, przejmował się swoimi zwierzęcymi podopiecznymi. Sam zadbał o poznajdowanie dla nich godnych zastępców, którzy pomogą im tak, jak sam by to zrobił - najlepiej. Zalatany spędzał w domu coraz mniej domu, całkowicie skupiając się na tym, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. Taki był - perfekcjonizm czasem doskwierał, ale pozostawiał po sobie uczucie, że nic nie będzie w stanie go zaskoczyć. Wziął nawet prywatne lekcje angielskiego, by się doszkolić i spróbować nieco zmiękczyć mocny, niemiecki akcent - na niewiele to się jednak zdało.
W domu czekała na niego sfrustrowana Astrid, która niezmiennie usiłowała namówić go na pozostanie przy niej, samej negując wszelkie próby namówienia na wspólny wyjazd. Nie mógł mieć je tego za złe. Spokojne rozmowy przerodziły się w kłótnie, a czułe spojrzenia w zgrzytanie zębami na swój widok. Nazywał to próbą czasu - zapewniał, że będzie przyjeżdżał przy każdej okazji, ale i aby ona go odwiedzała. To pomagało, zwykle przez chwilę.
Nie pojechała z nim na lotnisko; nie z powodu chęci bycia złośliwą - musiała pojechać do kliniki, co rozumiał. Oboje kierowali się zasadą, że dobro zwierząt było ważniejsze.


Sporo się zmieniła. Wycieńczenie postarzyło ją o kilka lat, zmarszczki wyrzeźbione na czole - mówił jej, że tak skończy - rysowały się na tyle wyraźnie, że nie musiał podchodzić zbyt blisko, by je dostrzec. Z rudych pukli nie pozostało zbyt wiele - łysa głowa mówiła sama za siebie, jaka choroba chciała ją zabrać przedwcześnie. Ciemne spojrzenie też się zmieniło. Nabrało tej mądrości, którą zdobywa się przez lata. Straciły iskierki zadziorności, żywiołowej duszy, którą w niej zapamiętał.
Na jej widok ścisnęło go wpierw w żołądku, a potem gdzieś wyżej. Serce nie biło jak oszalałe, jak do tej pory, kiedy tu jechał. Uspokoiło się, mięśnie ledwie przez chwilę pozbawiły go możliwości ruchu. I kiedy udało mu się zrobić krok i usiąść przy jej łóżku dopiero w momencie, kiedy na podłodze ułożyła się pajęczyna cieni układającej się w kształt firanki, gdy do pokoju wpadały pierwsze promienie rannego Słońca, zorientował się, że przegadali całą noc. Na spokojnie, bez żalu czy krzyku, który był codziennie obecny w jego życiu przez ostatnie tygodnie.
Opowiedział jej, jak często chciał do niej zadzwonić. Ile razy miał przed sobą gotowy list. Ile z nich spalił, bo gdyby podarł, to z pewnością spróbowałby potem złożyć w całość. O swoim uzależnieniu od hazardu, że nadal pali, nawet trochę częściej, od kiedy otrzymał od niej list. O tym, że nigdy nie zdecydował się na studia, chociaż matka go namawiała. O tym, że to do niej dotarł list i że od razu przyjechała do innego miasta, by mu go wręczyć - kocham ją jak własną córkę, powtarzała. Czemu jej tutaj nie zatrzymywałeś, wyrzucała mu przy każdym spotkaniu, kiedy był poruszany jej temat. Przepraszał często, mogliby się właściwie założyć, kto zrobił to częściej. O tym, że odnalazł spokój, gdy zaczął pomagać psiakom. Że po niej miał dopiero Astrid, ale wtedy dodał szybko - nie wiedział czemu - że zaczął wątpić w przyszłość związku. Powstrzymał się przed zdradzeniem tego, że dalej mu na niej zależy, że jakby chciała, to mogą wziąć ślub tu i teraz - to by mu przez gardło nie przeszło. Tak samo jak pytanie, które nieustannie go dręczyło. Czy wiedziała przy ich ostatnim spotkaniu o ciąży? Czemu nigdy nie zdecydowała się na powiedzenie mu, że jest ojcem? Wtedy usłyszałby, że nie chciała jego litości. I musiałby po cichu przyznać jej rację: tylko to mogło go ściągnąć do Stanów, był zbyt dumny.
Ona mu opowiadała trochę o swoim życiu, ale że nie była z niego dumna, to głównie skupiła się na synu. Jakby w ten sposób chciała nadrobić czternaście lat, kiedy nie było go przy nich. Na co powinien uważać, że jest uczulony na oliwki - po ojcu, dodała żartobliwie zaraz zanosząc się kaszlem.
Zmarła po tygodniu pozostawiając dwójkę praktycznie obcych ludzi pod jednym dachem. Gdzie jeden musiał zająć się drugim. Stan wiedział jak opiekować się zwierzętami, ale nie nastolatkiem. Dzieciakiem, który szczerze go nienawidził.

🐶 Praktycznie całe życie spędził w Niemczech. Wyjeżdżał za granicę na wakacje, nawet raz był w USA, ale nigdy wcześniej nie mieszkał w innym kraju.
🐶 Posiada mocny akcent, ale nie stanowi on większego problemu w zrozumieniu tego, co mówi.
🐶 W szkole uczył się francuskiego, ale absolutnie nic z niego nie pamięta. Liczny przeraziły go do tego stopnia, że nie chce mieć z tym językiem nic wspólnego. Angielski zna w stopniu średnio zaawansowanym.
🐶 Posiada prawo jazdy, nawet samochód, ale został on w Niemczech.
🐶 Jest zaręczony, trudno jednak powiedzieć, aby jego związek faktycznie miał przyszłość.
🐶 Do HV przyjechał ze względu na syna, którym postanowił się zająć po śmierci jego matki. Czternastolatek go nienawidzi, co jest dla mężczyzny całkowicie zrozumiałe. Do niedawna nie wiedział o jego istnieniu.
🐶 Jest psim behawiorystą. Na czworonogach zna się zdecydowanie lepiej niżby na wściekłych nastolatkach. I ogólnie, ludziach.
🐶 Kolekcjonuje płyty winylowe, słucha głównie rocka.
🐶 Stara się regularnie biegać dbając o zachowanie kondycji co w związku z tym, że od gówniarza pali, jest utrudnione.
🐶 Uzależniony od hazardu. Stara się go ograniczyć, ale zawsze znajdzie sposób, aby się założyć choćby o bzdurę.
🐶 Alkohol pije tylko w towarzystwie. I w niezbyt dużych ilościach. Nie przepada za piwem, co zawsze było obiektem żartu jego znajomych.
🐶 Słowny, prawdomówny, opanowany. Nie rzuca słów na wiatr, zawsze wywiązując się z obietnic. Często bezpośredni, nie wstydzi się własnych decyzji i dosadnie wyraża swoją opinie, przez co może wychodzić na bezczelnego buraka. Ma dość spaczone poczucie humoru - bawią go rzeczy, które nie powinny.
🐶 Absolutnie nie przepada za sprzątaniem, całkiem dobrze wychodzi mu za to gotowanie. Mieszkając samemu przez tyle lat musiał się czegoś nauczyć by nie paść z głodu.
PRZYJEZDNY midtown avenue
MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny!
mów mi/kontakt
leniwcu
a
Awatar użytkownika
<3
00
000

Post

Twoja karta została zaakceptowana!


Cieszymy się, mogąc Cię gościć w Hope Valley. Prosimy, czuj się u nas jak w domu! Aby ułatwić Ci rozpoczęcie rozgrywki, przygotowałyśmy listę tematów, które powinieneś odwiedzić w pierwszej kolejności:
> relacje zapewnią Ci niekończące się możliwości rozwoju postaci;
> telefon pozwoli Twojej postaci kontaktować się z przyjaciółmi;
> w kalendarzu możesz porządkować swoje rozgrywki, by już zawsze pamiętać o odpisach.

Koniecznie zerknij też do forum z odznakami i wybierz te, które chciałbyś zobaczyć w swoim profilu! I pamiętaj — w razie jakichkolwiek wątpliwości, nie wahaj się z nami kontaktować!
przyjezdnypowodzenia!
The Best Coder of 2020 WŁADZA BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! SEX TELEFON - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" LILY OF THE VALLEY - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" TRUST ME, I'M A DOCTOR! - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" BARANEK SHAUN - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!"
mów mi/kontakt
administrator
Zablokowany