a
mów mi/kontakt
administrator
a
Urodzona w Hope Valley i zaadoptowana przez Ridericków, którzy dali jej najlepszy możliwy dom. Studiowała w Nowym Jorku, gdzie wyszła za mąż i miała być szczęśliwa, ale zamarzył jej się powrót w rodzinne strony. Rozwód i dziecko trochę pokrzyżówały jej plany zawodowe. Zrobiła specjalizację z onkologii i dopiero od niedawna próbuje swoich sił w chirurgii. Boi się diagnozy, ale jest bardziej niż pewna, że ma guza mózgu. Szczęścia w miłości też nie.
32
170
outfit
To, co ostatnio się wydarzyło między Silver a Jacobem było… zaskakujące. Tak. To chyba dobre określenie. Roderick była święcie przekonana, że ten etap jest już dawno za nimi i minęło wystarczająco dużo czasu, żeby to w sobie zagłuszyć. A jednak! Gdy ją pocałował wcale nie protestowała. Wręcz przeciwnie. Odwzajemniła ten pocałunek i zupełnie bez pomyślunku była gotowa na więcej. To on poszedł po rozum do głowy. To on to przerwał i wyszedł z jej mieszkania, dając jej czas nad zastanowieniem się jak blisko byli popełnienia kolejnej głupoty. Nie chciała znów pakować się między niego i jego żonę. Nie wiedziała, co było między nimi i jak stały sprawy z ich małżeństwem… raz się w to wpakowała i nie chciała więcej. Dlatego, gdy tylko drzwi za Warrenem się zamknęły – ją dopadły wyrzuty sumienia. Tak duże wyrzuty sumienia, że przez następne dni a nawet tygodnie po prostu go unikała, przeciągając swoje dyżury w nieskończoność i w ten sposób wymigując się od kolejnego spotkania.
Nie miała pojęcia, że to będzie spowodowane przypadkiem.
Może gdyby wiedziała to wybrałaby windę zamiast schodów. Ten jeden jedyny raz! Ale nie. Musiała iść. Weszła do budynku na tyle późno by nie musieć słuchać krzyków rozchodzących się z mieszkania Warrenów – może to nawet lepiej. Zupełnie nieświadoma, po tym jak skończyła pracę i odstawiła córkę do jej ojca, obładowana zakupami na ten konkretny wieczór – wbiegała właśnie po schodach na górę. Słyszała, że ktoś schodzi na dół, ale raczej nie spodziewała się Jacoba. Dlatego gdy spotkali się na pół piętrze, gdy stanęli twarzą w twarz… gdy zmierzyła go spojrzeniem i już wiedziała, że nie jest dobrze – pokręciła lekko głową – Nie wiem, gdzie chcesz teraz iść, ale… – zaczęła, nie spuszczając z niego wzroku. Uparcie się w niego wpatrywała i naiwnie liczyła, że jakkolwiek może mu pomóc – Zostań, proszę. – wybieganie na miasto pod wpływem wzburzenia i emocji, którymi emanował. Bała się, że to nie mogłoby się dobrze skończyć. Nie chciała tu uprawiać czarnowidztwa, ale po prostu zwyczajnie i po przyjacielsku się o niego martwiła. Po przyjacielsku… ta. Nie dała mu też się wyminąć, podeszła bliżej, dużo bliżej. Na tyle blisko, że musiała podnieść głowę do góry, żeby na niego spojrzeć. Jednocześnie palce jednej dłoni – tej w której nie trzymała zakupów – zacisnęła na jego koszulce – Nie zostawię cię, dobrze? – nie teraz, nie w takim stanie.
Jacob Warren
To, co ostatnio się wydarzyło między Silver a Jacobem było… zaskakujące. Tak. To chyba dobre określenie. Roderick była święcie przekonana, że ten etap jest już dawno za nimi i minęło wystarczająco dużo czasu, żeby to w sobie zagłuszyć. A jednak! Gdy ją pocałował wcale nie protestowała. Wręcz przeciwnie. Odwzajemniła ten pocałunek i zupełnie bez pomyślunku była gotowa na więcej. To on poszedł po rozum do głowy. To on to przerwał i wyszedł z jej mieszkania, dając jej czas nad zastanowieniem się jak blisko byli popełnienia kolejnej głupoty. Nie chciała znów pakować się między niego i jego żonę. Nie wiedziała, co było między nimi i jak stały sprawy z ich małżeństwem… raz się w to wpakowała i nie chciała więcej. Dlatego, gdy tylko drzwi za Warrenem się zamknęły – ją dopadły wyrzuty sumienia. Tak duże wyrzuty sumienia, że przez następne dni a nawet tygodnie po prostu go unikała, przeciągając swoje dyżury w nieskończoność i w ten sposób wymigując się od kolejnego spotkania.
Nie miała pojęcia, że to będzie spowodowane przypadkiem.
Może gdyby wiedziała to wybrałaby windę zamiast schodów. Ten jeden jedyny raz! Ale nie. Musiała iść. Weszła do budynku na tyle późno by nie musieć słuchać krzyków rozchodzących się z mieszkania Warrenów – może to nawet lepiej. Zupełnie nieświadoma, po tym jak skończyła pracę i odstawiła córkę do jej ojca, obładowana zakupami na ten konkretny wieczór – wbiegała właśnie po schodach na górę. Słyszała, że ktoś schodzi na dół, ale raczej nie spodziewała się Jacoba. Dlatego gdy spotkali się na pół piętrze, gdy stanęli twarzą w twarz… gdy zmierzyła go spojrzeniem i już wiedziała, że nie jest dobrze – pokręciła lekko głową – Nie wiem, gdzie chcesz teraz iść, ale… – zaczęła, nie spuszczając z niego wzroku. Uparcie się w niego wpatrywała i naiwnie liczyła, że jakkolwiek może mu pomóc – Zostań, proszę. – wybieganie na miasto pod wpływem wzburzenia i emocji, którymi emanował. Bała się, że to nie mogłoby się dobrze skończyć. Nie chciała tu uprawiać czarnowidztwa, ale po prostu zwyczajnie i po przyjacielsku się o niego martwiła. Po przyjacielsku… ta. Nie dała mu też się wyminąć, podeszła bliżej, dużo bliżej. Na tyle blisko, że musiała podnieść głowę do góry, żeby na niego spojrzeć. Jednocześnie palce jednej dłoni – tej w której nie trzymała zakupów – zacisnęła na jego koszulce – Nie zostawię cię, dobrze? – nie teraz, nie w takim stanie.
Jacob Warren
mów mi/kontakt
autor