a
Awatar użytkownika
Rozpierdol.
28
186

Post

D'Angelo Gabriel
imiona Gabriel Javier
nazwisko D'Angelo
data urodzenia22.08.1992
miejsce urodzenia Los Angeles
orientacja seksualna Panseksualny
miejsce pracy Teatr/Telewizja/Studio filmowe
stanowisko pracy Choreograf/Scenograf
narracja Trzecia osoba zagubiona w przeszłości
wizerunek Ezra Miller

Zaczęło się od tego, że zostałem sam.

Rodzicom nigdy zbyt dobrze się nie powodziło. Zostałem odebrany im w wieku pięciu lat i umieszczony w rodzinie zastępczej, w której mi się nie powiodło. Dopiero po dwóch latach wylądowałem u bezdzietnej, ambitnej, trochę starszej pary. Byli muzykami, tancerzami, śpiewakami. Kochali sztukę. Zawdzięczam im wszystko.

Złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy.
Taniec określał mnie od najmłodszych lat. Moje serce biło w przeróżnych, nieokiełznanych rytmach, co czyniło mnie dzieckiem dość problematycznym, jednak cholernie zdolnym. Muzyka określiła moje ruchy, ukierunkowała moje myślenie, pozwoliła wybrzmieć moim emocjom. Chłopiec i balet? Nie było kolorowo – przyznaje, ale zahartowało mnie do tego stopnia, że stałem się nienaruszany. Potrafiłem postawić na swoim, nie ważne jak kontrowersyjne i niepowszechne były moje opinie czy wybory. Nauczyłem się nie wstydzić, nie odczuwać zażenowania. Robiłem swoje, śmiałem się innym w twarz, gdy próbowali mnie zdeptać.
Stawiało mnie to w dość trudnej sytuacji. Albo nie – stawiało to innych w dość trudnej sytuacji. Robiłem postępy, ale jednocześnie uważałem, że poprzez ten fakt powinienem być traktowany lepiej. Dalej tak uważam. Nie każdemu przecież chce się starać osiągać sukcesy w różnych dziedzinach, prawda? A ja mocno parłem do przodu, niemal ścigałem się sam ze sobą.

Muzyka ma w sobie magię, która koi dzikie bestie.
Nie powiem, moi przybrani rodzice obrali dobrą taktykę wychowania mnie. Nie miałem im za złe braku wylewnej miłości, wsparcia i zwykłej rodzicielskiej czułości. W końcu nigdy jej nie zaznałem, więc naturalnym wydawał mi się jej brak. Zamiast tego spełniałem wszelkie oczekiwania, wspinałem się na każdą wysoko postawioną poprzeczkę. Oczekiwali ode mnie wiele – miałem być najlepszy, żyć ich niespełnionymi marzeniami i osiągać kolejne sukcesy. Skutecznie organizowali mi każdą wolną chwilę. Właściwie nie pamiętam, abym w dzieciństwie bawił się z innymi dziećmi poza szkołą. Ślęczałem nad książkami, a gdy zrobiłem wszystko, siadałem przy fortepianie, sięgałem po skrzypce, bo przecież gitara była zbyt banalna, żeby poświęcać jej zbyt wiele czasu. Przynajmniej dla nich. Dość szybko zaczęli mnie wysyłać na niezliczone konkursy, w których starałem się zajmować jak najlepsze miejsca, byleby ich zadowolić. Do dzisiaj w rodzinnym domu, który mi spisali, kryją się kartony wypełnione dyplomami, pucharami i dziwnymi statuetkami za pierwsze miejsca. Byłem przez jakiś czas wybitny, ale szybko mnie to znudziło. To jedna z moich wad.

Moim domem było i jest moje dzieło.
Obraz, spektakl, teatr, scena.

Wyjaśnijmy sobie jedno – mam pieprzony talent do wszystkiego, co związane jest ze wspaniałą dziedziną, którą jest sztuka. Jestem kurą znoszącą złote jajka, choć nie zawsze mnie to w pełni satysfakcjonuje. Kocham muzykę, lubię ją tworzyć, ale o wiele bardziej uwielbiam pod jej wpływem się ruszać, wprawiać ciało w ten swoisty trans. Wraz z dorastaniem zaczęły wypełzać ze mnie wszystkie brudy zapisane w kodzie genetycznym i tylko taniec był w stanie uspokoić mnie na dłużej niż kilka krótkich, urwanych oddechów. Nie był jednak idealnym antidotum, bo zdarzały mi się problemy z agresją, czerpałem jakąś niezrozumiałą przyjemność, kiedy raz na jakiś czas spuściłem komuś mały łomot. Równowaga w naturze musiała być zachowana, prawda? Mogłem być dobrym uczniem, wybitnym muzykiem, fenomenalnym tancerzem, dobrym malarzem czy śpiewakiem, ale charakter miałem dość osobliwy. Nie przypadałem do gustu większości osób, które ceniły sobie powściągliwość, dobre wychowanie. Najczęściej myliły moją pewność siebie, swobodę w okazywaniu emocji oraz bezpośredniość z arogancją, brakiem wyznawania powszechnie utartych norm. Co zabawne, jakby tego nie nazywać, jakiej łatki by nie tworzyć – to pomogło mi na deskach teatrów i oper. Spektakle baletowe stały się czymś całkowicie moim. Don Kichot, Jezioro Łabędzie, La Sylphide, Dziadek Do Orzechów, Giselle...

Jest tylko jeden sposób nauki. Poprzez działanie.
Nigdy nie należałem do ludzi, którzy są w stanie zadowolić się tym, co aktualnie posiadają. Musiałem dość często zmieniać kierunki, aby utrzymać się na powierzchni i nie utopić w morzu wszechogarniającej stagnacji oraz nudy. Może dlatego tak łatwo przyszło mi rezygnować z kolejnych ról w spektaklach i ruszyć na podbój Miami, na własnych zasadach? Studia były obietnicą życia, którego nigdy nie zaznałem pod skrzydłem rodziców. Nie chodziło tylko o naukę, mimo że wybrałem na start dwa kierunki. Choreografia była dość oczywista, ale po roku zdecydowałem się również na Scenografię. Był to strzał w dziesiątkę, coś, co zafascynowało mnie od samego początku. Wracając myślami do tamtych czasów, zastanawiam się, jak w ogóle udało mi się przetrwać ten intensywny okres. Nie szczędziłem sobie domówek, kolejnych nocy w klubach, alkoholu i... wszelakich używek. To chyba one utrzymały mnie przy życiu, z którego zacząłem korzystać pełnymi garściami. Bardzo pełnymi garściami.

Głos miała jak skrzypce, figurę – jak wiolonczela.
Uwierzycie, że nigdy się nie zakochałem? Od zawsze uważałem to za stratę czasu. W dodatku zaangażowanie w związki z mojej strony zawsze było nikłe, a do tego nie lubiłem trzymać się tych wszystkich partnerskich zasad. Dopiero ona zdołała zatrzymać mnie na dłużej. Była wulkanem energii, której tak bardzo potrzebowałem, że zachłysnąłem się już po pierwszym zasmakowaniu jej. Była dla mnie wszystkim. Kobietą idealną. Taką, który każdy mężczyzna chciał mieć w swoich objęciach. Taką, o którą trzeba był walczyć zawsze, bo niepostrzeżenie mogła wyślizgnąć się z objęć, odwrócić na pięcie i nigdy już nie wrócić. Była silna w swojej wrażliwości, krucha w swojej pewności. Słodka, jak pomarańcza dojrzewająca w blasku ciepłych, sycylijskich promieni. Znosiła mnie. Była w stanie przebić się przez ten mój dziwny labirynt słów oraz gestów i dotrzeć do źródła. Ja nie byłem wodą, ona nie była ogniem. Byliśmy pieprzonymi beczkami z nitrogliceryną – wiecznie wrażliwi na wstrząsy i świat dookoła. Wybuchaliśmy raz za razem, pozbawieni zahamowań i skrupułów. Dobrze, że udało nam się, chociaż ukończyć studia, bo potem było już tylko gorzej.

Człowiekowi, który spada w przepaść, niedana jest świadomość ani poczucie, że znalazł się na dnie. 
Spadaliśmy w błogiej nieważkości, co jakiś czas rozbijając się o ostre kamienie stromego urwiska. Kłótnie przestały być zwyczajne, gdy zaczynało mi brakować kolejnej działki. Pamiętasz? To ty wciągnęłaś mnie w to bardziej. Z początku był to dość dobry interes, muszę ci to przyznać, ale z drugiej strony – nie potrafiłem się oprzeć pokusie ciągłego próbowania. Coś we mnie pękło pewnego sierpniowego poranka, gdy usłyszałem w słuchawce suche ogłoszenie o tragicznej śmierci moich rodziców. Byli fundamentami resztek mojego człowieczeństwa i w sekundę przestali istnieć. Nie pomogła miłość, nie pomogła jej obecność, która nagle zaczęła mnie uwierać. Trwałem w jakimś dziwnym przeświadczeniu, że łączą mnie z nią jedynie dragi i ich sprzedaż. Nie był to już dobry interes, jedynie kopalnia problemów. Konsekwencje przyszły półtora roku temu, gdy nas zgarnęli. Wrobiłaś mnie. Z taką łatwością, że nawet jestem z ciebie dumny. Moja krew. Zadbałaś o siebie, tak jak ja dbałem o siebie przez wszystkie lata. Czy mam ci to za złe? Ha. Odpowiedź znajdziesz w moim uśmiechu. Tym, który tak dobrze przecież znasz.


Dlatego wracam, odradzam się. Te niecałe półtora roku za kratkami uczyniły mnie tylko gorszym. Gorszym w waszych oczach, bo rzeczywistość jest zgoła inna. Pora przyszykować scenografię pod tą sztukę, która ma się zaraz rozegrać. Pora zaznajomić aktorów z ich rolami i każdym pojedynczym gestem, o którym zdążyli zapomnieć.

PRZYJEZDNY Outlanders
SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku In the rich man's world - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym Najwybitniejszy pisarz 2020 BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? I love my children For all mankind MŁODY SCENARZYSTA Adam i Ewa PRZYJEZDNY LGBT+ ZARĘCZONY/A PRÓŻNY SEKSOHOLIK ryzykant PO ODSIADCE Gram na nerwach Człowiek orkiestra Chodzę w szpilkach Mam problem z dochowaniem wierności I LOVE YOU, BABY! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN SING A SONG I'M SO HIGH! My bu-zzy best friend W zakazanym lesie I hate you but ok
mów mi/kontakt
Kaczek Dziwaczek
a
Awatar użytkownika
<3
00
000

Post

Twoja karta została zaakceptowana!


Cieszymy się, mogąc Cię gościć w Hope Valley. Prosimy, czuj się u nas jak w domu! Aby ułatwić Ci rozpoczęcie rozgrywki, przygotowałyśmy listę tematów, które powinieneś odwiedzić w pierwszej kolejności:
> relacje zapewnią Ci niekończące się możliwości rozwoju postaci;
> telefon pozwoli Twojej postaci kontaktować się z przyjaciółmi;
> w kalendarzu możesz porządkować swoje rozgrywki, by już zawsze pamiętać o odpisach.

Koniecznie zerknij też do forum z odznakami i wybierz te, które chciałbyś zobaczyć w swoim profilu! I pamiętaj — w razie jakichkolwiek wątpliwości, nie wahaj się z nami kontaktować!
przyjezdnypowodzenia!
The Best Coder of 2020 WŁADZA BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! SEX TELEFON - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" LILY OF THE VALLEY - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" TRUST ME, I'M A DOCTOR! - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" BARANEK SHAUN - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!"
mów mi/kontakt
administrator
Zablokowany