Nie ukrywał, od wszystkich informacji, które właśnie przyswajał, zaczynała boleć go głowa. Ile to już godzin siedział nad aktami zawierającymi kilkadziesiąt stron opisów oraz zdjęć? Stracił poczucie czasu w chwili, w której ponownie się za to zabrał. Jego ambicja nie pozwalał mu przystopować póki nie rozwiąże sprawy, która z każdym kolejnym tropem stawała się coraz bardziej skomplikowana. To się łączyło, był tego pewien. Zabójstwo jego byłej żony, sekret, który zabrała ze sobą do grobu, jak również morderstwo rodziny Jaspera, który, trochę w sposób nielegalny, stał się jego współlokatorem. Wszystko po to, by mógł mieć go na oku po włamaniu, do którego doszło kilka tygodni temu.
Przejechał dłonią po twarzy jakby licząc, że pomoże mu to odgonić zmęczenie. Jeszcze chwila, a ponownie zaśnie oparty o biurko. Jego kręgosłup za kilka lat będzie mu to dobitnie wypominał.
Zerknął ponownie na to, co mieli. A mieli niewiele i to wkurzało go najbardziej. Coś świtało, ale brakowało jednego, spójnego połączenia, dzięki któremu układanka stałaby się przejrzysta. Ile jeszcze miał czekać, póki ktoś lub coś zrzuci prawdziwą bombę? Zbyt wiele miesięcy minęło, by mógł się poddać.
Zerknął do kubka, w którym jeszcze kilkanaście minut temu znajdowała się kawa. Teraz pozostał jedynie ciemny osad co oznaczało jedno - minuty wcale nie były minutami.
Zamknął teczkę, którą wrzucił do kartonowego pudełka. Nie zanosił go do archiwum, po co, skoro zaraz znowu musiałby po nie iść. To był jego priorytet, któremu był w stanie poświęcić życie, ku obawie jego najbliższych. Taki już był, nie umiał rezygnować.
Złapał telefon i dopiero wtedy dostrzegł kilka nieodebranych połączeń i parę wiadomości.
Jasper.
No tak, pewnie się martwił, bo Aaron obiecał wrócić do domu wcześniej. Proszę, z jaką łatwością przychodziło mu niedotrzymywanie obietnic.
Kilka wymienionych SMSów i koniec końców dał się namówić na film, który i tak mieli obejrzeć tydzień temu. McKay niemal zapomniał, jak to jest mieć współlokatora.
Wiedząc, że i tak dzisiaj już więcej niczego nie wymyśli, wstał z krzesła, przeciągając się. Zestarzeje się szybciej, jeśli nie zacznie o siebie dbać.
Pożegnał się z nielicznymi, którzy zostali jeszcze w biurze i pojechał do domu. Po drodze wstąpił jeszcze po jakość przekąskę (padło na kebaba, bo jakoś nie było większego wyboru) i zaledwie kilkanaście minut później zaparkował.
Zanim jeszcze wszedł do domu usłyszał donośne szczekanie Tobena.
-No hej, Młody - uśmiechnął się, tarmosząc mu uszy, tak, jak lubił. - Jasper? Mam jedzenie! - rzucił głośniej.
Jasper Moore
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
#4 + Outfit
Odkąd mieszkał u Aarona czuł się na pewno bezpieczniej niż we własnym domu, który stał pusty od jakiegoś czasu. Bał się tam przebywać, wciąż widząc przed oczami krew i ciała rodziców. Kto mógł ich tak skrzywdzić? Wciąż zadawał sobie to pytanie. To samo dotyczyło jego brata. Gdzie on się podziewał przez cały ten czas? Przez tyle czasu nie miał nawet jednej wiadomości na jego temat. Kompletnie rozpłynął się w powietrzu i chociaż miał nadzieję, że ten wciąż żyje i jedynie się gdzieś ukrywa, tak obawiał się również, że ten jednak został zamordowany i zakopany gdzieś gdzie go nikt nie znajdzie. Niepewność była chyba nawet gorsza niż świadomość, że został sam na tym świecie. Miał jeszcze dalszą rodzinę, ale to nie to samo co rodzice i rodzony brat.
Aaron był dobrym towarzystwem i był mu wdzięczny za pomoc, ale wiedział, że to nie powinno mieć miejsca, bo policja mogła źle na to patrzeć. Jasper pewnie w dalszym ciągu mógł być w kręgu podejrzanych, a mieszkanie u McKaya mogło jedynie doprowadzić do nieporozumienia w którym mogliby uznać go za jego wspólnika czy coś. Nie chciał mu robić problemów, więc jak tylko znajdzie odpowiednie rozwiązanie na pewno w końcu się wyprowadzi, by nie siedzieć mu na głowie.
Ale póki tu był chciał korzystać z towarzystwa, które pomagało mu często nie myśleć o smutnej rzeczywistości. Był nawet umówiony z policjantem na oglądanie filmu, ale ten jełop jak zwykle pewnie zapomniał, bo był zbyt pochłonięty pracą. A przecież obiecywał mu, że zrobi sobie przerwę, bo zdecydowanie za bardzo się przepracowywał, a nie był już na tyle młody, by bez konsekwencji spędzać większość życia w pracy.
Westchnął, odkładając telefon po wykonaniu kilku połączeń do McKaya, których ten nie odebrał. Zapłaci mu za to jak wróci.
Nie zamierzał czekać na niego jak wierny piesek, więc zajął się czymś innym, wyprowadzając w międzyczasie Tobena na spacer. Lubił tego psa i miał cichą nadzieję, że będzie mógł go czasem odwiedzać jak już się wyprowadzi.
W którymś momencie dostał wiadomość od policjanta, który chyba w końcu przypomniał sobie o jego istnieniu. Po kilku wiadomościach obiecał mu, że wkrótce zjawi się w domu, więc wszystko przygotował i czekał.
Jakiś czas później pies zaczął szczekać przy drzwiach, a to oznaczało tylko jedno. Aaron wrócił. Nie ruszył się jednak z kanapy, chcąc wyjść na obrażonego za spóźnienie. Ale słysząc o jedzeniu nie mógł zbyt długo udawać i zerwał się z miejsca.
— A co masz? — zapytał, idąc w jego kierunku i wtedy poczuł ten smakowity zapach. — Kurczak, ostre sosy, bez fety i oliwek? — zapytał, patrząc nieco sceptycznie na opakowanie.
Aaron McKay
Odkąd mieszkał u Aarona czuł się na pewno bezpieczniej niż we własnym domu, który stał pusty od jakiegoś czasu. Bał się tam przebywać, wciąż widząc przed oczami krew i ciała rodziców. Kto mógł ich tak skrzywdzić? Wciąż zadawał sobie to pytanie. To samo dotyczyło jego brata. Gdzie on się podziewał przez cały ten czas? Przez tyle czasu nie miał nawet jednej wiadomości na jego temat. Kompletnie rozpłynął się w powietrzu i chociaż miał nadzieję, że ten wciąż żyje i jedynie się gdzieś ukrywa, tak obawiał się również, że ten jednak został zamordowany i zakopany gdzieś gdzie go nikt nie znajdzie. Niepewność była chyba nawet gorsza niż świadomość, że został sam na tym świecie. Miał jeszcze dalszą rodzinę, ale to nie to samo co rodzice i rodzony brat.
Aaron był dobrym towarzystwem i był mu wdzięczny za pomoc, ale wiedział, że to nie powinno mieć miejsca, bo policja mogła źle na to patrzeć. Jasper pewnie w dalszym ciągu mógł być w kręgu podejrzanych, a mieszkanie u McKaya mogło jedynie doprowadzić do nieporozumienia w którym mogliby uznać go za jego wspólnika czy coś. Nie chciał mu robić problemów, więc jak tylko znajdzie odpowiednie rozwiązanie na pewno w końcu się wyprowadzi, by nie siedzieć mu na głowie.
Ale póki tu był chciał korzystać z towarzystwa, które pomagało mu często nie myśleć o smutnej rzeczywistości. Był nawet umówiony z policjantem na oglądanie filmu, ale ten jełop jak zwykle pewnie zapomniał, bo był zbyt pochłonięty pracą. A przecież obiecywał mu, że zrobi sobie przerwę, bo zdecydowanie za bardzo się przepracowywał, a nie był już na tyle młody, by bez konsekwencji spędzać większość życia w pracy.
Westchnął, odkładając telefon po wykonaniu kilku połączeń do McKaya, których ten nie odebrał. Zapłaci mu za to jak wróci.
Nie zamierzał czekać na niego jak wierny piesek, więc zajął się czymś innym, wyprowadzając w międzyczasie Tobena na spacer. Lubił tego psa i miał cichą nadzieję, że będzie mógł go czasem odwiedzać jak już się wyprowadzi.
W którymś momencie dostał wiadomość od policjanta, który chyba w końcu przypomniał sobie o jego istnieniu. Po kilku wiadomościach obiecał mu, że wkrótce zjawi się w domu, więc wszystko przygotował i czekał.
Jakiś czas później pies zaczął szczekać przy drzwiach, a to oznaczało tylko jedno. Aaron wrócił. Nie ruszył się jednak z kanapy, chcąc wyjść na obrażonego za spóźnienie. Ale słysząc o jedzeniu nie mógł zbyt długo udawać i zerwał się z miejsca.
— A co masz? — zapytał, idąc w jego kierunku i wtedy poczuł ten smakowity zapach. — Kurczak, ostre sosy, bez fety i oliwek? — zapytał, patrząc nieco sceptycznie na opakowanie.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Zdziwiło go, kiedy okazało się, że chłopak nie zareagował kiedy pojawił się w domu. Przez myśl przebiegło mu, że być może coś się stało, ale szybko wyrzucił ją z głowy; przecież Toben od razu by go zaalarmował. Wszak pod nieobecność McKaya zajmował się całą posesją.
Co w takim razie się stało? Czyżby Moore obraził się, że policjant trochę się spóźnił? Przecież na niego nie czekał, prawda? Z drugiej strony obiecał mu, że pojawi się wcześniej, a znowu zasiedział się w pracy.
Westchnął, zdejmując buty. No nic, będzie musiał w najbliższym czasie uważać na to, co obiecuje i komu, żeby później nie było nieporozumień. Nie chciał tracić ludzi na około siebie, a zapowiadało się, że przez pracę może mieć to miejsce. Nie znał Jaspera aż tak dobrze, był zaledwie jego współlokatorem, trochę na nielegalu, ale polubił tego młodziaka. Był zabawny i może trochę zdystansowany, ale wytrzymywał z Aaronem. To już było pewnym osiągnięciem, ponieważ potrafił znaleźć się w swoim świecie, skupiony na kolejnych sprawach.
Uśmiechnął się lekko kiedy ostatecznie Jasper wyszedł się z nim przywitać. Czyżby wyczuł jedzenie?
-Coś dobrego - powiedział zadowolony z siebie. Dodatkowo w jego głosie dało się wyczuć przepraszającą nutkę. - Kurczak, ostre sosy, bez fety i oliwek. A do tego pieczywo czosnkowe, przecież widzę, że masz na nie ochotę. To jak, udało mu się ponownie wkraść w twoje łaski? - spytał, prowadząc ich do kuchni.
Postawił na blacie paczki z jedzeniem, sięgając następnie po talerze, na które wszystko wyłożył. Prezentowało się okazale, musiał to przyznać.
-Mam też frytki. Nie wiedziałem czy chcesz, ale kebab bez frytek to nie to samo. Polać sosem czosnkowym? - zerknął na niego, przy okazji podkradając przekąskę. Dopiero widząc i czując jedzenie przed sobą dotarło do niego, że tak, był cholernie głodny.
-Nadal masz ochotę coś ze mną obejrzeć, czy zaprzepaściłem swoją szansę?
Jasper Moore
Co w takim razie się stało? Czyżby Moore obraził się, że policjant trochę się spóźnił? Przecież na niego nie czekał, prawda? Z drugiej strony obiecał mu, że pojawi się wcześniej, a znowu zasiedział się w pracy.
Westchnął, zdejmując buty. No nic, będzie musiał w najbliższym czasie uważać na to, co obiecuje i komu, żeby później nie było nieporozumień. Nie chciał tracić ludzi na około siebie, a zapowiadało się, że przez pracę może mieć to miejsce. Nie znał Jaspera aż tak dobrze, był zaledwie jego współlokatorem, trochę na nielegalu, ale polubił tego młodziaka. Był zabawny i może trochę zdystansowany, ale wytrzymywał z Aaronem. To już było pewnym osiągnięciem, ponieważ potrafił znaleźć się w swoim świecie, skupiony na kolejnych sprawach.
Uśmiechnął się lekko kiedy ostatecznie Jasper wyszedł się z nim przywitać. Czyżby wyczuł jedzenie?
-Coś dobrego - powiedział zadowolony z siebie. Dodatkowo w jego głosie dało się wyczuć przepraszającą nutkę. - Kurczak, ostre sosy, bez fety i oliwek. A do tego pieczywo czosnkowe, przecież widzę, że masz na nie ochotę. To jak, udało mu się ponownie wkraść w twoje łaski? - spytał, prowadząc ich do kuchni.
Postawił na blacie paczki z jedzeniem, sięgając następnie po talerze, na które wszystko wyłożył. Prezentowało się okazale, musiał to przyznać.
-Mam też frytki. Nie wiedziałem czy chcesz, ale kebab bez frytek to nie to samo. Polać sosem czosnkowym? - zerknął na niego, przy okazji podkradając przekąskę. Dopiero widząc i czując jedzenie przed sobą dotarło do niego, że tak, był cholernie głodny.
-Nadal masz ochotę coś ze mną obejrzeć, czy zaprzepaściłem swoją szansę?
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Zachowywał się teraz jak prawdziwa drama queen, która została obrażona. Aaron przecież go ignorował, więc miał do tego prawo. Umówili się na oglądanie filmu, a ten spędził ten czas w pracy zapominając, że Jasper na niego czeka. Chamstwo. Lepiej, żeby się nauczył co jest dla niego ważniejsze, bo inaczej zostanie sam. Skoro nie pamiętał o znajomych to jak ma pamiętać o ukochanej osobie, która nie będzie tak wyrozumiała jak on.
Najważniejsze jednak, że w końcu się pojawił i przyniósł jedzenie, które pachniało tak niesamowicie, że aż ślinka ciekła. Dalej sceptycznie przyglądał się torbie jakby nie chciał uwierzyć, że Aaron pamiętał jaki kebab lubił.
— Pieczywo czosnkowe? No rzeczywiście bym zjadł. — mruknął, kierując się za nim do kuchni. Był cholernie głodny, więc McKay miał szczęście, że zadbał o jedzenie. To przynajmniej pozwalało mu zapomnieć o złości, bo głód jednak zagłuszał wszystko.
Czekał, aż ten rozłoży wszystko na talerzach. Napoje czekały już na nich przygotowane wcześniej, skoro obiecał wrócić do domu. Miał też przekąski, ale jednak ciepły posiłek to co innego.
— Frytki? Widzę, że zadbałeś o wszystko. — odparł, kiwając dumnie głową. — Poproszę. — skinął jeszcze głową, godząc się na sos czosnkowy. Wtedy miał wszystko czego potrzebował. — Dobrze, że nie będziemy się dzisiaj całować. — powiedział, jedząc frytkę maczaną w sosie czosnkowym. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało. — W sensie… nie ze sobą. Chodzi mi o randki… osobne… z innymi ludźmi… — wydukał, czując jak się czerwieni. No to klapa. Na pewno już sobie coś pomyślał. Aaron istotnie wydawał mu się atrakcyjny i był w typie ludzi z którymi poszedłby do łóżka, ale McKay był policjantem. Zajmował się sprawą jego rodziny i nielegalnie go przyjął do siebie. Ani przez chwilę nie pomyślałby o nim w kontekście seksualnym.
— Wszystko już jest gotowe. Chodź do salonu. — powiedział, łapiąc swój talerz i podreptał do salonu, by zająć miejsce na końcu kanapy.
Aaron McKay
Najważniejsze jednak, że w końcu się pojawił i przyniósł jedzenie, które pachniało tak niesamowicie, że aż ślinka ciekła. Dalej sceptycznie przyglądał się torbie jakby nie chciał uwierzyć, że Aaron pamiętał jaki kebab lubił.
— Pieczywo czosnkowe? No rzeczywiście bym zjadł. — mruknął, kierując się za nim do kuchni. Był cholernie głodny, więc McKay miał szczęście, że zadbał o jedzenie. To przynajmniej pozwalało mu zapomnieć o złości, bo głód jednak zagłuszał wszystko.
Czekał, aż ten rozłoży wszystko na talerzach. Napoje czekały już na nich przygotowane wcześniej, skoro obiecał wrócić do domu. Miał też przekąski, ale jednak ciepły posiłek to co innego.
— Frytki? Widzę, że zadbałeś o wszystko. — odparł, kiwając dumnie głową. — Poproszę. — skinął jeszcze głową, godząc się na sos czosnkowy. Wtedy miał wszystko czego potrzebował. — Dobrze, że nie będziemy się dzisiaj całować. — powiedział, jedząc frytkę maczaną w sosie czosnkowym. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało. — W sensie… nie ze sobą. Chodzi mi o randki… osobne… z innymi ludźmi… — wydukał, czując jak się czerwieni. No to klapa. Na pewno już sobie coś pomyślał. Aaron istotnie wydawał mu się atrakcyjny i był w typie ludzi z którymi poszedłby do łóżka, ale McKay był policjantem. Zajmował się sprawą jego rodziny i nielegalnie go przyjął do siebie. Ani przez chwilę nie pomyślałby o nim w kontekście seksualnym.
— Wszystko już jest gotowe. Chodź do salonu. — powiedział, łapiąc swój talerz i podreptał do salonu, by zająć miejsce na końcu kanapy.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Mieszkanie z Jasperem było interesujące. Chłopak, chociaż nie mówił wiele o sobie, ani o swojej przeszłości, przy okazji ani razu nie wspominając o morderstwie swoich rodziców czy zaginięciu brata, za co McKay był mu wdzięczny, okazał się być dobrym kompanem. Początkowo Aaronowi było dziwnie, kiedy wracał po pracy późno w nocy, a dom był wysprzątany czy na stole stało jedzenie z karteczką, że to dla niego. Miły gest, do którego policjant nie przywyknął, najczęściej samemu kusząc się o coś podobnego. Do tej pory jednak niewiele osób odwdzięczało mu się tym samym.
Kto wie, może właśnie to wszystko miało wpływ na to, że polubił tego chłopaka. A może tak było zawsze, kiedy człowiek z kimś mieszkał, spędzając razem całkiem sporo czasu. W przeszłości co prawda miewał współlokatorów na krótko, ale aktualnie to właśnie Moore miał najdłuższy staż. W głowie mężczyzny nadal ostrzegawcze czerwone światełko nie zgasło całkowicie, ale paliło się coraz słabiej.
-Widzisz? Czyli trafiłem w dziesiątkę. To jak, wybaczysz mi chociaż trochę spóźnienie? - uśmiechnął się do niego, nakładając jedzenie na talerze, by zjedli w bardziej cywilizowany sposób. Pewnie gdyby siedzieli w kuchni, jedliby z opakowań, niemniej wolał nie widzieć śladów sosu na swojej kanapie, na której mieli oglądać film wybrany przez chłopaka.
-Chyba we mnie nie wątpisz? No, przynajmniej pod względem jedzenia - rzucił. Bo punktualność kulała u niego niesamowicie, podobnie jak dotrzymywanie umów. Miał wrażenie, że w ostatnim czasie było nawet gorzej.
Spojrzał na niego zaskoczony, słysząc kolejne słowa. Całowanie? Dopiero widząc, jak ten zaczął się plątać w wyjaśnieniach, zaśmiał się pod nosem.
-Spokojnie, nawet nie pomyślałem, że mógłbyś składać mi podobne propozycje - lekko głową pokręcił. To dość absurdalne nawet, by o tym myśleć. - Chociaż hej, z drugiej strony powinienem się chyba obrazić, co? To trochę tak, jakbyś nie wierzył, że mogę dobrze całować. Nawet po czosnkowym sosie - rzucił, kierując się do salonu. Ach, McKay i te jego dziwne cringowe żarty.
Poczekał, aż ten włączy im film i wygodnie się rozsiadł.
-Jak ci w ogóle minął dzień? Jak Toben? - spytał, pochłaniając jedzenie.
Jasper Moore
Kto wie, może właśnie to wszystko miało wpływ na to, że polubił tego chłopaka. A może tak było zawsze, kiedy człowiek z kimś mieszkał, spędzając razem całkiem sporo czasu. W przeszłości co prawda miewał współlokatorów na krótko, ale aktualnie to właśnie Moore miał najdłuższy staż. W głowie mężczyzny nadal ostrzegawcze czerwone światełko nie zgasło całkowicie, ale paliło się coraz słabiej.
-Widzisz? Czyli trafiłem w dziesiątkę. To jak, wybaczysz mi chociaż trochę spóźnienie? - uśmiechnął się do niego, nakładając jedzenie na talerze, by zjedli w bardziej cywilizowany sposób. Pewnie gdyby siedzieli w kuchni, jedliby z opakowań, niemniej wolał nie widzieć śladów sosu na swojej kanapie, na której mieli oglądać film wybrany przez chłopaka.
-Chyba we mnie nie wątpisz? No, przynajmniej pod względem jedzenia - rzucił. Bo punktualność kulała u niego niesamowicie, podobnie jak dotrzymywanie umów. Miał wrażenie, że w ostatnim czasie było nawet gorzej.
Spojrzał na niego zaskoczony, słysząc kolejne słowa. Całowanie? Dopiero widząc, jak ten zaczął się plątać w wyjaśnieniach, zaśmiał się pod nosem.
-Spokojnie, nawet nie pomyślałem, że mógłbyś składać mi podobne propozycje - lekko głową pokręcił. To dość absurdalne nawet, by o tym myśleć. - Chociaż hej, z drugiej strony powinienem się chyba obrazić, co? To trochę tak, jakbyś nie wierzył, że mogę dobrze całować. Nawet po czosnkowym sosie - rzucił, kierując się do salonu. Ach, McKay i te jego dziwne cringowe żarty.
Poczekał, aż ten włączy im film i wygodnie się rozsiadł.
-Jak ci w ogóle minął dzień? Jak Toben? - spytał, pochłaniając jedzenie.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Aaron w sumie był dobrym współlokatorem. Ufał mu chyba nawet bardziej niż powinien, nie mieszał się w jego rutynę i spędzał z nim czas jakby się znali o wiele dłużej. I nie traktował go dłużej jak podejrzanego o morderstwo własnej rodziny. Miło spędzać z kimś czas bez obaw, że coś mu grozi. W domu policjanta był bezpieczny i nawet Toben miał na niego oko. Musiał być ostrożny kiedy wychodził spotkać się z Felixem albo Creedem by nikt go nie dopadł, ale chyba póki co mu się to udawało. Chociaż jak jednego dnia widział ten podejrzany samochód przed domem prawie padł na zawał ukrywając się w toalecie, ale na szczęście McKay go uratował. Gdyby nie on nie on pewnie czekałby go taki sam los jak jego rodzinę.
— Hmmm… no może… przynajmniej dopóki znowu nie odwalisz czegoś głupiego — ostrzegł go. Był pewien, że to nie ostatni raz kiedy ten się spóźnia ze względu na pracę. Ten facet był od niej uzależniony i czasem zapominał że po wyjściu istnieje też normalne życie na którym powinien się skupić.
— No nie. Dobrze, że nie proponujesz mi ketchupu, bo go nie znoszę. — odparł. Był ciekaw czy Aaron pamiętał o tym szczególe czy po prostu wolał sos czosnkowy i dlatego mu go zaproponował.
Odetchnął cicho, ciesząc się że ten nie wziął jego propozycji na poważnie. Chociaż to nie była propozycja, bo przecież nie miał na myśli całowania z policjantem. To byłoby krępujące ze względu na mieszkanie razem z wiadomego powodu, chociaż gdyby nie to pewnie mógłby się mężczyzną zainteresować. Nawet Felix mówił mu, że sam chętnie by się nim zaopiekował w swoim łóżku gdyby Jasper go nie chciał.
— McKay… jesteś mistrzem cringu, przysięgam. — stwierdził, kręcąc głową. On i te jego teksty. Chociaż w sumie nigdy nie zastanawiał się nad tym jak McKay mógłby całować.
— Dobrze. Byliśmy na spacerze, trochę pobawił się z innymi psami, a potem zrobiliśmy sobie drzemkę. Czasem się zastanawiam czy to jednak on nie jest moim współlokatorem, bo Ciebie ostatnio widuję coraz rzadziej. — odparł z wyrzutem w głosie. Pochłaniał kebaba przegryzając go frytkami przy okazji brudząc się sosem czego póki co nie wyczuł.
Aaron McKay
— Hmmm… no może… przynajmniej dopóki znowu nie odwalisz czegoś głupiego — ostrzegł go. Był pewien, że to nie ostatni raz kiedy ten się spóźnia ze względu na pracę. Ten facet był od niej uzależniony i czasem zapominał że po wyjściu istnieje też normalne życie na którym powinien się skupić.
— No nie. Dobrze, że nie proponujesz mi ketchupu, bo go nie znoszę. — odparł. Był ciekaw czy Aaron pamiętał o tym szczególe czy po prostu wolał sos czosnkowy i dlatego mu go zaproponował.
Odetchnął cicho, ciesząc się że ten nie wziął jego propozycji na poważnie. Chociaż to nie była propozycja, bo przecież nie miał na myśli całowania z policjantem. To byłoby krępujące ze względu na mieszkanie razem z wiadomego powodu, chociaż gdyby nie to pewnie mógłby się mężczyzną zainteresować. Nawet Felix mówił mu, że sam chętnie by się nim zaopiekował w swoim łóżku gdyby Jasper go nie chciał.
— McKay… jesteś mistrzem cringu, przysięgam. — stwierdził, kręcąc głową. On i te jego teksty. Chociaż w sumie nigdy nie zastanawiał się nad tym jak McKay mógłby całować.
— Dobrze. Byliśmy na spacerze, trochę pobawił się z innymi psami, a potem zrobiliśmy sobie drzemkę. Czasem się zastanawiam czy to jednak on nie jest moim współlokatorem, bo Ciebie ostatnio widuję coraz rzadziej. — odparł z wyrzutem w głosie. Pochłaniał kebaba przegryzając go frytkami przy okazji brudząc się sosem czego póki co nie wyczuł.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-Ej no! Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. Trochę się zasiedziałem i straciłem poczucie czasu. Nie możesz mi tego wiecznie wypominać! - westchnął, niemal zrezygnowany. Człowiek popełni jeden błąd (co z tego, że zdarzyło mu się to już jakieś kilka lub kilkanaście razy) i na wieki zostanie przez to napiętnowany. - Zresztą kto wtedy będzie oglądał z tobą filmy? Kto będzie ci gotował, hm? - uśmiechnął się do niego szeroko. Przecież jakoś musiał go udobruchać i pokazać, że mimo tych nielicznych potknięć był niemal nie do zastąpienia. Argument o ochronie osobistej postanowił przemilczeć, ponieważ sądził, że nie byłoby to zbyt na miejscu. Przypominanie mu o tragedii i dramacie, które jeszcze się nie zakończyły jedynie ponownie zdystansowałoby chłopaka do McKaya.
-Czemu ludzie ciągle mi to powtarzają? Przecież nie jestem taki straszny - rzucił urażony. No co oni mieli z określaniem go tym słowem? Mówienie tego, co się myśli, ewentualnie żartowanie przecież nie było zbrodnią! Może faktycznie momentami był zbyt śmiały i pewnie powinien do końca przemyśleć, co opuszczało jego usta, ale koniec końców nikomu tym krzywdy nie robił.
Zapatrzył się chwilę na film, który wydawał mu się całkiem interesujący. Jakoś zawsze miał problemy z oglądaniem klasyków i niejedna osoba powtarzała mu, że zmarnował sobie życie nie widząc tych wszystkich kinowych dzieł. Tyle dobrego, że teraz jego znajomość Disneya była znacznie lepsza.
-Ej! Widzisz, znowu mi to wypominasz. Jeszcze trochę, a zostanę w pracy na tydzień - powiedział, zerkając na niego. Uśmiechnął się zaraz lekko, kiedy dostrzegł sos na jego buzi. Jak dziecko, doprawdy.
Jakoś niewiele myślą sięgnął dłonią do jego twarzy, wycierając mu zabrudzenie.
-Proszę, maluszek się upaprał - zaśmiał się cicho.
Jasper Moore
-Czemu ludzie ciągle mi to powtarzają? Przecież nie jestem taki straszny - rzucił urażony. No co oni mieli z określaniem go tym słowem? Mówienie tego, co się myśli, ewentualnie żartowanie przecież nie było zbrodnią! Może faktycznie momentami był zbyt śmiały i pewnie powinien do końca przemyśleć, co opuszczało jego usta, ale koniec końców nikomu tym krzywdy nie robił.
Zapatrzył się chwilę na film, który wydawał mu się całkiem interesujący. Jakoś zawsze miał problemy z oglądaniem klasyków i niejedna osoba powtarzała mu, że zmarnował sobie życie nie widząc tych wszystkich kinowych dzieł. Tyle dobrego, że teraz jego znajomość Disneya była znacznie lepsza.
-Ej! Widzisz, znowu mi to wypominasz. Jeszcze trochę, a zostanę w pracy na tydzień - powiedział, zerkając na niego. Uśmiechnął się zaraz lekko, kiedy dostrzegł sos na jego buzi. Jak dziecko, doprawdy.
Jakoś niewiele myślą sięgnął dłonią do jego twarzy, wycierając mu zabrudzenie.
-Proszę, maluszek się upaprał - zaśmiał się cicho.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Trochę? Te parę godzin nazywasz trochę? Normalni ludzie pracują osiem godzin i wychodzą, a ty siedzisz tam jakbyś wolał pracę od domu. Nic dziwnego, że wciąż jesteś singlem. — mruknął, kręcąc głową. Pracoholik nigdy nie był dobrym partnerem na życie. Jego ojciec zawsze potrafił znaleźć równowagę między pracą, a domem, żeby nikt nie poczuł się pokrzywdzony. Pewnie dlatego związek jego rodziców wciąż trwał i trwałby nadal, gdyby nie zostali zamordowani. Miał nadzieję, że McKay w końcu się czegoś dowie, co nie oznacza, że pozwala mu tam siedzieć przez tyle czasu. — Mam parę osób na twoje miejsce jakbyś już się nakręcił, że jesteś taki niezastąpiony, więc lepiej uważaj. — ostrzegł go. Lubił spędzać z nim czas, ale wiedział, że to nie potrwa wiecznie. Sprawa w końcu zostanie wyjaśniona, winni złapani, a on będzie musiał odejść.
— No bo taka prawda. Zrobię Ci taką koszulkę jak będzie mi się nudziło. — zapewnił. Pasowałaby idealnie do McKaya, ale ten pewnie nie chciałby jej nosić publicznie. A szkoda. Każdy powinien wiedzieć, że ten chociaż przystojny facet, walił tak słabymi żartami, że aż chciało się zatkać mu buzię czymkolwiek.
Lubił oglądać nowości, które nie zawsze były interesujące. Jakoś z roku na rok jakość znacznie spadała, a wszystko wydawało się podobne. Trudno było znaleźć ciekawy film, który by go zaskoczył, bo przewidywalne zakończenia już mu się znudziły.
— No spróbuj tylko, a przyjdę na komisariat i zrobię Ci awanturę. Albo się wyprowadzę i więcej mnie nie zobaczysz. — zagroził. Nie z nim te numery.
Zaskoczył go gest Aarona nie tylko dlatego, że nawet nie zdawał sobie sprawy z obecności sosu na jego twarzy.
— No i znowu to robisz, McKay! — jęknął, odtrącając jego rękę i odwrócił głowę, by się napić co miało zatuszować że jego twarz zrobiła się strasznie czerwona ze wstydu.
Aaron McKay
— No bo taka prawda. Zrobię Ci taką koszulkę jak będzie mi się nudziło. — zapewnił. Pasowałaby idealnie do McKaya, ale ten pewnie nie chciałby jej nosić publicznie. A szkoda. Każdy powinien wiedzieć, że ten chociaż przystojny facet, walił tak słabymi żartami, że aż chciało się zatkać mu buzię czymkolwiek.
Lubił oglądać nowości, które nie zawsze były interesujące. Jakoś z roku na rok jakość znacznie spadała, a wszystko wydawało się podobne. Trudno było znaleźć ciekawy film, który by go zaskoczył, bo przewidywalne zakończenia już mu się znudziły.
— No spróbuj tylko, a przyjdę na komisariat i zrobię Ci awanturę. Albo się wyprowadzę i więcej mnie nie zobaczysz. — zagroził. Nie z nim te numery.
Zaskoczył go gest Aarona nie tylko dlatego, że nawet nie zdawał sobie sprawy z obecności sosu na jego twarzy.
— No i znowu to robisz, McKay! — jęknął, odtrącając jego rękę i odwrócił głowę, by się napić co miało zatuszować że jego twarz zrobiła się strasznie czerwona ze wstydu.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-To trochę niesprawiedliwe, że mi tak ciśniesz, wiesz? - skomentował, wydymając lekko usta przez co jego policzki trochę się nadęły. Wyglądał jak przerośnięte dziecko, które postanowiło się obrazić, bo ktoś nie dał mu lizaka. Co prawda żartował, ale przecież nie mógł ciągle obrywać! - Poza tym moja praca nie jest taka jak innych osób - dodał. Jasper powinien coś o tym wiedzieć. McKay nie chciał mu powiedzieć wprost, że to właśnie przez sprawę jego rodziny tak często zostawał po godzinach. Chciał złapać zabójcę, a miał wrażenie, że wszystko ciągnęło się zbyt bardzo. Podobnie, jak sprawa morderstwa jego byłej żony. Jak to możliwe, że jeszcze nie było wiadomo, kto był w to zamieszany? Szlag go trafiał, że nic nie ruszyło się nawet o milimetr.
-Musisz mnie bardzo nie lubić, wiesz? Czuję się trochę zawiedziony. Sądziłem, że dobry ze mnie współlokator - westchnął, ocierając niewidzialną łzę. Przyzwyczaił się do towarzystwa chłopaka i prawdę powiedziawszy nie wyobrażał sobie, że któregoś dnia będzie musiał się z nim pożegnać. Posiadanie współlokatora było przyjemne, człowiek zawsze miał do kogo buzię otworzyć i z kim obiad zjeść. Toben był świetnym kompanem, ale jego wadą był brak umiejętności odpowiadania. A jak się okazało, McKay całkiem lubił brzmienie głosu innych ludzi.
-Naprawdę myślisz, że nie potrafiłbym cię znaleźć? - uśmiechnął się lekko. Miał umiejętności, miał kontakty. Nie sądził również, że Jasper posiadał nadprzyrodzone umiejętności ukrywania się. Szkoda, że z taką łatwością, jak zapewne znalezienie jego, nie szło znalezienie zabójców.
-Robię co? Moja wina, że się ubrudziłeś? A może zrobiłeś to specjalnie, co? Żeby poczuć się jak w tych wszystkich romantycznych filmach? - zachichotał, żartując.
Jasper Moore
-Musisz mnie bardzo nie lubić, wiesz? Czuję się trochę zawiedziony. Sądziłem, że dobry ze mnie współlokator - westchnął, ocierając niewidzialną łzę. Przyzwyczaił się do towarzystwa chłopaka i prawdę powiedziawszy nie wyobrażał sobie, że któregoś dnia będzie musiał się z nim pożegnać. Posiadanie współlokatora było przyjemne, człowiek zawsze miał do kogo buzię otworzyć i z kim obiad zjeść. Toben był świetnym kompanem, ale jego wadą był brak umiejętności odpowiadania. A jak się okazało, McKay całkiem lubił brzmienie głosu innych ludzi.
-Naprawdę myślisz, że nie potrafiłbym cię znaleźć? - uśmiechnął się lekko. Miał umiejętności, miał kontakty. Nie sądził również, że Jasper posiadał nadprzyrodzone umiejętności ukrywania się. Szkoda, że z taką łatwością, jak zapewne znalezienie jego, nie szło znalezienie zabójców.
-Robię co? Moja wina, że się ubrudziłeś? A może zrobiłeś to specjalnie, co? Żeby poczuć się jak w tych wszystkich romantycznych filmach? - zachichotał, żartując.
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— No ktoś Ci musi przemówić do rozsądku, bo inaczej nie zrozumiesz. — odparł, wywracając oczami. Może czasem przesadzał, ryzykując że ten w końcu go wyrzuci z domu bo będzie miał go dosyć, ale co innego miał zrobić? Słodzić mu? — To zacznij mnie informować że nie wracasz na czas, żebym nie czekał. Co jak ugotuję obiad i ty zostaniesz po godzinach? Chcesz zmarnować mój wysiłek? — zapytał, krzywiąc się. McKay musiał wiedzieć co powinien robić jeśli chciał pracować do późna. Czy swojej żony też by nie informował, że nie odbierze dzieci z przedszkola?
— Nie że Cię nie lubię. I dobry z Ciebie współlokator. Po prostu nie możesz się poczuć zbyt pewnie, bo przestaniesz się starać. — stwierdził, pokazując mu język. Jasper nie wyobrażał sobie mieszkać sam. No może kiedyś, ale na razie nadal podobało mu się mieszkanie z rodziną. Miał do kogo się odezwać, dom nie wydawał się takim pustym i smutnym pudełkiem. Chyba by zwariował gdyby miał siedzieć sam. Każdy podejrzany dźwięk go przerażał, więc wolał hałas drugiej osoby o której wiedział.
— Gdybym wyjechał gdzieś daleko, mógłbyś mieć problem. — odparł, wzruszając ramionami. Był pewien, że gdyby tylko się postarał Aaron nie mógłby go znaleźć. Ale póki co nie zamierzał zmieniać miejsca zamieszkania. Przynajmniej dopóki nie dowie się prawdy o śmierci rodziców i o tym co spotkało jego brata. Czy policja w końcu go znajdzie?
— Nie zrobiłem tego specjalnie. I wytarłbym się po jedzeniu, więc nie musiałeś tego robić, McKay. — mruknął, szturchając go w ramię. Co prawda to było romantyczne i pewnie w innych okolicznościach byłby zachwycony, ale teraz wolał by Aaron nie robił takich rzeczy. Zwłaszcza takich, które go zawstydzają.
Aaron McKay
— Nie że Cię nie lubię. I dobry z Ciebie współlokator. Po prostu nie możesz się poczuć zbyt pewnie, bo przestaniesz się starać. — stwierdził, pokazując mu język. Jasper nie wyobrażał sobie mieszkać sam. No może kiedyś, ale na razie nadal podobało mu się mieszkanie z rodziną. Miał do kogo się odezwać, dom nie wydawał się takim pustym i smutnym pudełkiem. Chyba by zwariował gdyby miał siedzieć sam. Każdy podejrzany dźwięk go przerażał, więc wolał hałas drugiej osoby o której wiedział.
— Gdybym wyjechał gdzieś daleko, mógłbyś mieć problem. — odparł, wzruszając ramionami. Był pewien, że gdyby tylko się postarał Aaron nie mógłby go znaleźć. Ale póki co nie zamierzał zmieniać miejsca zamieszkania. Przynajmniej dopóki nie dowie się prawdy o śmierci rodziców i o tym co spotkało jego brata. Czy policja w końcu go znajdzie?
— Nie zrobiłem tego specjalnie. I wytarłbym się po jedzeniu, więc nie musiałeś tego robić, McKay. — mruknął, szturchając go w ramię. Co prawda to było romantyczne i pewnie w innych okolicznościach byłby zachwycony, ale teraz wolał by Aaron nie robił takich rzeczy. Zwłaszcza takich, które go zawstydzają.
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-Zawsze będziesz mógł zaprosić jakąś swoją randkę, czy przyjaciela, żeby nic się nie zmarnowało. Ostatecznie nie znam nikogo, kto odmówiłby darmowego posiłku. No… może poza mną, ale już dawno ustaliliśmy, że jestem dziwny - zaśmiał się, lekko kręcąc głową. Zdawał sobie sprawę z posiadania kilku wad i zdecydowanie do głównej należał pracoholizm. Starał się z nim walczyć, ale póki co szło mu marnie, czego Jasper był świadkiem. Kto wie, może któregoś dnia ktoś na tyle zawróci mu w głowie, że to właśnie dla niego ostatecznie zdecyduje się pracować wymagane minimum.
-Ej, to trochę jak szantaż, wiesz? - obruszył się. Przecież dawał z siebie wszystko. No dobrze, może nie faktycznie, ale naprawdę wielu z tych rzeczy nie robił specjalnie.
-Normalnie powiedziałbym, że wyzwanie przyjęte, ale nie wiem, czy chcę w taki sposób ryzykować - skomentował. Coraz bardziej przyzwyczajał się do obecności chłopaka i jakoś nie w smak mu było pozbywanie się go z domu. Gdzieś z tyłu głowy nadal świeciła mu się lampka ostrzegawcza, że osoba powiązana ze śledztwem nie powinna być tak blisko niego, ale co miał zrobić? Wykopać go i każdego dnia martwić się, że ktoś będzie chciał ostatecznie zabić Moore’a?
-Przecież to nic takiego. Chyba, że potraktowałeś to inaczej, co? - uśmiechnął się lekko. Żartował, jak najbardziej. Z tym, że dla osób trzecich faktycznie mogło to zalatywać niezłym cringem. - Przepraszam, następnym razem rzucę ci w twarz serwetką- dodał. Bo co, jeśli faktycznie zakłócał przestrzeń osobistą swojego współlokatora. Nie zawsze nad wszystkim panował i koniec końców dochodziło do dziwnych sytuacji. Totalnie ze skrajności w skrajność - albo nie wiedział jak się zachować, ale przesadzał, podchodząc do czegoś zbyt luźno.
Kiedy skończył jeść, rozsiadł się wygodniej, całkiem skupiając na filmie.
-Zrobić nam popcorn?
Jasper Moore
-Ej, to trochę jak szantaż, wiesz? - obruszył się. Przecież dawał z siebie wszystko. No dobrze, może nie faktycznie, ale naprawdę wielu z tych rzeczy nie robił specjalnie.
-Normalnie powiedziałbym, że wyzwanie przyjęte, ale nie wiem, czy chcę w taki sposób ryzykować - skomentował. Coraz bardziej przyzwyczajał się do obecności chłopaka i jakoś nie w smak mu było pozbywanie się go z domu. Gdzieś z tyłu głowy nadal świeciła mu się lampka ostrzegawcza, że osoba powiązana ze śledztwem nie powinna być tak blisko niego, ale co miał zrobić? Wykopać go i każdego dnia martwić się, że ktoś będzie chciał ostatecznie zabić Moore’a?
-Przecież to nic takiego. Chyba, że potraktowałeś to inaczej, co? - uśmiechnął się lekko. Żartował, jak najbardziej. Z tym, że dla osób trzecich faktycznie mogło to zalatywać niezłym cringem. - Przepraszam, następnym razem rzucę ci w twarz serwetką- dodał. Bo co, jeśli faktycznie zakłócał przestrzeń osobistą swojego współlokatora. Nie zawsze nad wszystkim panował i koniec końców dochodziło do dziwnych sytuacji. Totalnie ze skrajności w skrajność - albo nie wiedział jak się zachować, ale przesadzał, podchodząc do czegoś zbyt luźno.
Kiedy skończył jeść, rozsiadł się wygodniej, całkiem skupiając na filmie.
-Zrobić nam popcorn?
Jasper Moore
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Ale kiedy gotuję dla Ciebie oczekuję, że ty to zjesz. Nie będę szukał zastępstwa, ale skoro nie dajesz mi wyboru… chyba zacznę się częściej spotykać z Felixem. On przynajmniej ma dla mnie więcej czasu, dopóki nie dobierze się do swojego asystenta, a z tego co mi wiadomo to już wkrótce do tego dojdzie. Mały zboczeniec. — mruknął pod nosem, wzdychając. Felix zawsze dostawał to czego chciał. Nawet on raz mu uległ, ale w tym momencie na jego celowniku był ktoś inny,komu pewnie wkrótce całkiem się poświęci, nie mając czasu dla przyjaciela. Chciał mieć zabawkę to musiał się nią zajmować.
— No i? — zaśmiał się. Innego wyjścia nie miał jak trochę poszantażować McKaya, żeby się ogarnął.
— Więc lepiej mnie nie denerwuj, bo zabiorę Tobena ze sobą. Wiesz, że mnie kocha i nie puści mnie samego. — zagroził. Pewnie by go nie zabrał, ale musiał mieć dodatkową motywację, żeby nie zmuszał go do ucieczki. Jak już może ukryłby się u Felixa w pracy, bo tam może by go nie szukał. Ciekawe jak długo by mu zajęło znalezienie go.
— Nie. To nic takiego. — zgodził się, nie chcąc się do niczego przyznać. To nic nie znaczyło. Aaron był tylko policjantem który zajmował się sprawą jego rodziny i bratem Huntera z którym spotykał się jego kuzyn. Teoretycznie wkrótce mieli być rodziną, ale tak naprawdę nadal nie powinni być tak blisko jak teraz. — To byłoby lepsze wyjście. — odparł. Wredne, ale lepsze niż dotykanie go. Co by powiedział Creed gdyby go zobaczył w podobne sytuacji z Aaronem? Namawiałby go na coś? Czy zakazał kontaktu?
Po zjedzeniu odłożył talerz i opadł na poduszki. Było mu wygodnie i aż poczuł dziwne zmęczenie.
— Popcorn? — zapytał, zerkając na swój pełen brzuch. Czy miał tam jeszcze miejsce? — Przecież jak wyglądam jakbym był w ciąży. Nie mam miejsca na popcorn. — jęknął po chwili namysłu, pokazując co miał na myśli.
Ostatecznie nie zjedli popcornu, ale obaj zasnęli na kanapie podczas drugiego filmu.
// zt. x2
Aaron McKay
— No i? — zaśmiał się. Innego wyjścia nie miał jak trochę poszantażować McKaya, żeby się ogarnął.
— Więc lepiej mnie nie denerwuj, bo zabiorę Tobena ze sobą. Wiesz, że mnie kocha i nie puści mnie samego. — zagroził. Pewnie by go nie zabrał, ale musiał mieć dodatkową motywację, żeby nie zmuszał go do ucieczki. Jak już może ukryłby się u Felixa w pracy, bo tam może by go nie szukał. Ciekawe jak długo by mu zajęło znalezienie go.
— Nie. To nic takiego. — zgodził się, nie chcąc się do niczego przyznać. To nic nie znaczyło. Aaron był tylko policjantem który zajmował się sprawą jego rodziny i bratem Huntera z którym spotykał się jego kuzyn. Teoretycznie wkrótce mieli być rodziną, ale tak naprawdę nadal nie powinni być tak blisko jak teraz. — To byłoby lepsze wyjście. — odparł. Wredne, ale lepsze niż dotykanie go. Co by powiedział Creed gdyby go zobaczył w podobne sytuacji z Aaronem? Namawiałby go na coś? Czy zakazał kontaktu?
Po zjedzeniu odłożył talerz i opadł na poduszki. Było mu wygodnie i aż poczuł dziwne zmęczenie.
— Popcorn? — zapytał, zerkając na swój pełen brzuch. Czy miał tam jeszcze miejsce? — Przecież jak wyglądam jakbym był w ciąży. Nie mam miejsca na popcorn. — jęknął po chwili namysłu, pokazując co miał na myśli.
Ostatecznie nie zjedli popcornu, ale obaj zasnęli na kanapie podczas drugiego filmu.
// zt. x2
Aaron McKay
mów mi/kontakt
kiitty#9373