Lokatorzy: Armin Bennett
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze nigdy nie nazywał domem jednego miejsca. Wyprowadzając się na studia, w późniejszym czasie wracając do Hope Valley, nie posiadał tego jednego, szczególnego lokum, do którego byłby szczególnie przywiązany. Czasem odwiedzał rodziców, nie wchodząc nawet do swojej starej sypialni; czasem wychodził też ze swojego własnego domostwa na kilka, długich dni, nie tęskniąc za własnym łóżkiem. Wszystkie te miejsca były więc jego chwilowymi przystankami, w których zależnie od własnej woli, zatrzymywał się na dłużej. To, jak często bywał w domu państwa Bennett, nie było więc dla nikogo zdziwieniem; pracując w ich kancelarii, niemal od najmłodszych lat przyjaźniąc się z ich najstarszym synem, Blaze przyzwyczaił się do tego stanu rzeczy. Pojawiał się i znikał, korzystał z klucza, który dostał krótko po powrocie w rodzinne strony i nie wchodził nikomu w drogę. Miejsca, w których zamierzał spędzić noc, wybierał więc dość obojętnie; zależnie od humoru. Zupełnie tak, jakby nie miało to dla niego szczególnego znaczenia. Więc i tym razem, gdy przekręcał klucz w zamku, próbując w ciszy dostać się do środka, myślał głównie o tym, by wziąć ciepły prysznic i jak najszybciej znaleźć się w łóżku; nawet jeśli wchodził właśnie do mieszkania Bennettów, odwieszając kurtkę na pobliski wieszak. Znał przecież ich dom jak własną kieszeń. Z zamkniętymi ślepiami i związanymi rękoma, mógłby przejść przez wszystkie korytarze, ani razu nie potykając się o progi kolejnych pomieszczeń. Nie musiał więc w środku nocy dobijać się do ich drzwi, ani nawet zastanawiać się, czy wprost po powrocie z wyjazdu do Miami odpowiednie było pojawienie się w ich salonie i odrzucenie kluczyków do samochodu na ich stolik kawowy. Bo może domem nazwałby wiele budynków, w których spędzał nieco więcej czasu? A może wręcz przeciwnie, nie nazwałby tak żadnego z nich? Podwijając rękawy czarnej koszuli do łokci, Blaze z wolna wyciągnął telefon z kieszeni, przelotnie zerkając na godzinę i gdy tylko zauważył, że podróż zajęła mu więcej, niż przypuszczał, a wskazówki już jakiś czas temu przesunęły się za północ, mniej chętnie ruszył w kierunku kuchni. I dopiero gdy znalazł się w zaciemnionym pomieszczeniu, które oświetlała wyłącznie jakaś drobna lampka stojąca w jednym rogu, schował komórkę do kieszeni, rozciągając usta w dość kąśliwym uśmiechu. Rodzina Bennettów nie była mu przecież obca; nie byli to ludzie, przy których opuszczałby głowę, obawiając się wypowiedzenia choć jednego słowa w ich towarzystwie. Z łatwością komplementował więc panią Bennett, doradzając jej, które z nieinteresujących go kwiatów najlepiej wyglądałyby w jej salonie i respektował najstarszego z rodu, mimo wszystko popijając z nim whisky, gdy ich godziny pracy kończyły się, a Blaze przestawał być wyłącznie ambitnym stażystą, który z zaangażowaniem śledził każdy ruch swojego szefa. I co najważniejsze, była jeszcze jedna osoba, przy której czuł się niezwykle swobodnie. Bo przecież Nate był jego przyjacielem; kimś, z kim właściwie się wychował, dzieląc z nim wiele sekretów. Zauważając postać stojącą przy drzwiach lodówki, nie skupiając się na żadnych ledwo widocznych szczegółach, dostrzegając jednak, że ta postura łudząco przypominała mu sylwetkę starszego z braci Bennett, Blaze szybko znalazł się tuż obok. I zamiast lepiej przyjrzeć się chłopcu, niemal od razu wyciągnął dłoń na znajomą wysokość, by z łatwością klepnąć go w pośladek, samemu zwracając się w kierunku blatu, na którym zauważył dzbanek z wodą. — Nie możesz spać? — mruknął, wyciągając szklankę z najbliższej szafki. — Chcesz, żeby ktoś dotrzymał ci towarzystwa? — parsknął cicho, bo przecież zawsze się z niego naśmiewał i zawsze witał go w nietypowy sposób. Dlatego też czekając na reakcję swojego przyjaciela, Blaze nalał sobie trochę wody, przecierając zmęczone oczy, by zaraz po tym znów sięgnąć po telefon, wraz z komórką odwracając się w stronę osoby, która z pewnością nie była tym, z kim przypuszczał, że rozmawia. Choć nie podniósł spojrzenia znad wyświetlacza; jeszcze przez chwilę żyjąc w przekonaniu, że stał przed nim nie kto inny jak Nate.
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin nadal nie potrafił przyzwyczaić się do świadomości, że wrócił do domu.
Poza walką z przerażającym jet lagiem, chłopiec zdał sobie sprawę, że już zaczynało brakować mu tych drobnych rzeczy, który towarzyszyły jego codzienności we Włoszech. Okolica, w której teraz mieszkał, była cicha i nudna; jedynym hałasem, który dobiegał do jego uszu, było ujadanie jakiegoś szczeniaka w sąsiedztwie albo płacz wystraszonego dzieciaka. Hope Valley było potwornie nudne; sprawiało, że Bennett kręcił się w kółko, nie potrafiąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca i czuł się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy skończył szkołę średnią. Tylko, że wówczas miał o wiele więcej chęci do życia i nikt nie powinien być tym szczególnie zaskoczony. Miał na siebie plan; studia artystyczne, marzenia o byciu sławnym projektantem i wielkie oczekiwania do miasta mody. A przy tym czekał na niego bilet w jedną stronę i przytulne mieszkanko, które miało zapewnić mu bezpieczeństwo na trzy kolejne lata. Wszystko było gotowe na jego przyjazd, zupełnie, jakby cały świat podporządkował się do jego celów i skrytych pragnień. Bo przecież wsiadając na pokład samolotu, nie podejrzewał, że zaledwie pół roku później, wróci do rodziców, uśmiechając się przy tym słodko i z zaangażowaniem kiwając głową, mówiąc, że przerwa jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Armin naprawdę pokochał Mediolan i wszystkie te rzeczy, które się z nim wiązały. Kochał swoje pięknie urządzone lokum w centrum, zaludnione i głośne uliczki, a także restauracje i bary, które żyły niemal całą dobę. Polubił nawet krzywienie się, ilekroć ktoś pytał go o dowód, bo wyglądał zbyt młodo, by popijać kolorowe drinki przy barze. Włochy miały klimat, który sprawiał, że Armin wierzył, że to właśnie było jego miejsce na świecie. I może był nieco naiwny, wierząc, że to właśnie tu zostanie i rozpocznie swoją wielką karierę, tym samym udowadniając swoim rodzicom, że jest w stanie zrobić wszystko, jeśli tylko tego zapragnie. Nadal był przecież nastolatkiem, który zbyt szybko wskoczył w dorosłość, za późno orientując się, że rzeczywistość może być o wiele bardziej brutalna, niż początkowo zakładał. Dlatego też, gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze problemy, z którymi nie mógł poradzić sobie w pojedynkę, spakował się i wrócił do Stanów Zjednoczonych, modląc się tylko o to, aby w niecały miesiąc pomyśleć nad tym co dalej? Armin żałował tylko, że tak szybko jak zobaczył swoją matkę, witając ją urokliwym uśmiechem, osiemnastolatek zapomniał o swoim pomyśle ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Bo mimo wszystko zdążył stęsknić się za swoją rodziną; za ojcem, który wiecznie wywracał oczami, spoglądając na jego mazidła, jak i na jego pomysły. Za matką, która tylko podążała za nim spojrzeniem, nieco leniwie unosząc przy tym kąciki ust. No i za Natem, który choć parskał, ilekroć Armin otwierał usta, nadal był tym dobrym bratem, do którego Bennett starał się pisać regularnie. Może, gdyby nie był tak ogromnym tchórzem, to powiedziałby mu o tym wszystkim; o wpadce ze swoim profesorem rysunku i o tym, że ich relacja trwała zbyt długo, by zwykłe zerwanie, mogło uratować jego edukację. Poza tym, że niczego nie żałował, czasami się tego wstydził. Jak mógłby wspomnieć o tym rodzinie? Jak mógłby przyznać, że spotykał się z dziesięć lat starszym mężczyzną, który ostatecznie odwrócił się przeciwko niemu? Co gorsza, gdyby ta informacja wyszłaby na światło dzienne, jego ojciec udusiłby go gołymi rękoma; nie dość, że splułby ich dobrą reputację, to jeszcze zachował się tak… nierozsądnie i okropnie. Dlatego student z energią powtarzał, że to tylko odpoczynek, że jeszcze przed końcem zimy, powróci do Mediolanu — tam, gdzie jego miejsce. Naprawdę chciał wierzyć, że tak będzie.
Było już grubo po północy, gdy Armin odłożył kieliszek z czerwonym winem, który trzymał w szafce pod biurkiem. Czuł, że zrobiło mu się bardzo ciepło i że jego policzki przybrały już różowy odcień; jak zwykle, gdy wypił zbyt wiele alkoholu. Marszcząc lekko nos, chłopiec chwycił swój telefon, zatrzymując program o singlach, zamkniętych w jakimś luksusowym domu i udał się do kuchni, by tam napić się wody. Nie chciał, by jego matka przebudziła się i zaatakowała go z krzykiem, mówiąc, że to nie była pora na takie zachowanie. Dlatego też starał się być cicho i nie uderzyć w żaden fotel; trochę kręciło mu się przed oczami, ale uśmiechał się krzywo, wierząc, że jest na tyle skupiony, że nie zrobi nic głupiego. Ściszając nieco dźwięk, nastolatek oparł telefon na blacie, unosząc kubek z wodą do ust i nie odrywając spojrzenia od ekranu, nie zareagował, gdy usłyszał czyjeś kroki. Był przekonany, że to Nate wrócił z jednego z tych nocnych spotkań. Dopiero po krótkiej chwili znieruchomiał, zatrzymując kubek tuż przed ustami, gdy tylko wyczuł klepnięcie. — Wszystkich tak czule witasz, czy jestem jakiś specjalny? — odezwał się nagle, nieco zachrypniętym głosem. Odwrócił się z wolna do starszego, najpierw ilustrując zaskoczonym spojrzeniem jego sylwetkę, a dopiero później, zatrzymując go na jego twarzy, którą nie widział zbyt wyraźnie w tym świetle. — Myślę, że moje łóżko nie jest na tyle duże, żebyśmy zmieścili się tam we dwójkę. Ale im ciaśniej tym lepiej, tak zgaduję… — mlasnął, zabierając telefon, żeby przysiąść na blacie, odkładając kubek z wodą tuż obok. — Ale się postarzałeś, Blaze. Czy z wiekiem razem z Natem zaczynacie bawić się w ten sposób? — zapytał, przeczesując palcami roztrzepane od leżenia kosmyki włosów. I nie interesowało go kompletnie to, jak teraz wygląda; jego wymięta koszulka ze Spongebobem, jak i czarne, luźne shorty, nie wydawały mu się nieodpowiednie. W końcu nie widział tego, jak wygląda Blaze; przynajmniej nie tak dobrze, jak mógłby przy pełnym świetle. Uśmiechając się nieco kąśliwie, Armin włączył na nowo program, ukradkiem zerkając na wyświetlacz telefonu; zupełnie tak, jakby nie spotkali się pierwszy lat od kilkunastu miesięcy. Zupełnie tak, jakby nocne spotkania były w ich przypadku na porządku dziennym.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Gdy widzieli się ostatni raz, Armin był jedynie dzieciakiem. Tym nieco wkurzającym nastolatkiem, który nieustannie plątał mu się pod nogami, gdy Blaze przeskakiwał kolejne schodki, pędząc do pokoju starszego z Bennettów, chcąc opowiedzieć mu o swojej ostatniej randce, a później o wszystkich tych nadchodzących. Hartwood nie widział w nim nic wyjątkowego z wielu powodów. Po pierwsze, Armin był młody i nieco głupiutki, przynajmniej jak na standardy dojrzałego już chłopca, którym był Blaze; dzieląca ich różnica wieku, była więc na tamte lata zbyt duża. Po drugie, przyjaźniąc się z jego bratem, nie zawracał sobie głowy jego rodzeństwem, uznając, że takie znajomości były zupełnie zbędne; nie chciał przecież wtrącać się między sprawy braci. Po trzecie, przez cały czas, aż do wyjazdu na studia, Hartwood obracał się tym samym gronie, niechętnie spoglądając na innych. W gruncie rzeczy niewiele łączyło go z osiemnastolatkiem; bo nie było to nic poza przelotnymi rozmowami i mijaniem się z nim w drzwiach. Gdy opuścił Hope Valley, a później wrócił do miasteczka, nie zapytał nawet o nastolatka, którego przestał widywać w rodzinnym domu Bennettów. I być może obiło mu się o uszy, że Armin wyjechał, najpewniej marząc o życiu we włoskiej stolicy mody i o wielkim sukcesie, ale sam nigdy się tym nie zainteresował. Bo życie studenta było mu dość…. obojętne; zresztą jak wszystko, co nie miało ścisłego związku z nim samym. Nie wypytywał więc swojego przyjaciela o to, jak jego brat radzi sobie na studiach i nie wiedział nawet, jaki kierunek wybrał Armin, gdy postanowił wyjechać. Nie zastanawiał się też, czy dzieciak zamierza powrócić w rodzinne strony, idąc w ślady swoich rodziców. Dlatego nie spodziewał się, że osobą, którą spotka w środku nocy w kuchni, będzie właśnie on. Nie podniósłby więc wzroku znad telefonu, gdyby tylko do jego uszu nie dotarł głos, którego nie potrafił dopasować do żadnego z domowników. Marszcząc brwi, Blaze dość mozolnie przeniósł spojrzenie na nastolatka, który z pewnością nie przypominał mu młodszego Armina. Nawet w tym bladym świetle nie wyglądał jak dziecko, które z naburmuszoną miną przyglądało się swojemu bratu i jego przyjacielowi, gdy ci nie chcieli zabrać go ze sobą na miasto. Choć Hartwood podejrzewał, że pewne nawyki nie znikały nawet po latach, a osiemnastolatek nadal niemiłosiernie krzywił się, gdy coś nie szło po jego myśli; zupełnie tak, jakby jego buzia była przystosowana do wiecznego grymasu niezadowolenia. Jego widok był więc zadziwiający. I to nie dlatego, że Blaze wziął go za starszego z Bennettów, a przez to, że nastolatek niemiłosiernie mocno się zmienił. Przez cały ten czas stażysta przyglądał mu się więc z nieco większym zaangażowaniem niż zwykle, dopiero po czasie sięgając po szklankę wody, żeby bez pośpiechu przysunąć ją do swoich ust. Nie był speszony, ani nawet zdziwiony; szczególnie słowami chłopca, przez które cicho parsknął, odkładając telefon na blat. Bo nawet jeśli nie spodziewał się tego nocnego spotkania, to nie był z tego powodu wyjątkowo niezadowolony. Odkładając w czasie udania się do sypialni i możliwość wyspania się, Blaze przełknął łyk wody, dość bezpośrednio skanując wzrokiem jego sylwetkę od góry do dołu. 
Nie pochlebiaj sobie. Na specjalne traktowanie trzeba sobie zasłużyć — rzucił, zupełnie tak, jakby rozmawiał z jednym ze swoich kumpli, a nie jak z dzieciakiem, którego nie widział od dłuższego czasu. — Pomyliłem cię z twoim bratem. Chociaż mogłem zorientować się, że Nate nie zdołałby tyle podrosnąć przez jedną noc — dodał zaraz, bo gdy dokładniej przyjrzał się Arminowi, zauważył, że nastolatek był odrobinę wyższy niż jego brat. Był jednak równie rozgadany, przez co Hartwood uniósł jeden z kącików ust, pozwalając, żeby na jego twarz wkradł się dość krzywy, specyficzny dla niego uśmiech. — Gdzie nauczyli cię takich mądrości? Bo podejrzewam, że nie na studiach — parsknął, przyglądając się, jak chłopiec siada na blacie. I sam odłożył kubek tuż obok tego, który należał do młodszego, zaraz po tym podchodząc do lodówki, którą swobodnie otworzył, dopiero wtedy całkowicie odrywając spojrzenie od Armina. Przeglądając zawartość lodówki, sam nie sprawiał wrażenia szczególnie skupionego na ich rozmowie; dokładnie tak, jakby widywali się na co dzień, a takie pogawędki były dla nich zupełnie normalne. — A ty strasznie się rozszczekałeś. Ostatnim razem nie potrafiłeś nawet zapamiętać tabliczki mnożenia, a teraz ubliżasz starszym — zauważył kąśliwie, przelotnie na niego zerkając. Czas wydawał się lecieć dość bezlitośnie, dlatego też Blaze musiał się do tego przystosować; do świadomości, że Armin dojrzał już na tyle, żeby zadawać mu durne pytania i popijać wino w tajemnicy przed matką. — Nie wiem, czy jesteś osobą, która powinna wysłuchiwać opowieści o tym, jak potrafi bawić się twój brat — parsknął, bo przecież doskonale go znał. Właściwie stale przewijali się przez swoje życie, dlatego też Hartwood wiedział o nim więcej niż inni; nawet jeśli sam nie uczestniczył w tym wszystkim, o czym wolałby nie opowiadać młodszemu. Skupiając się więc na nim, a nie na jego nieobecnym tu bracie, Blaze ostatecznie zamknął lodówkę, opierając się o nią bokiem, byle mieć dobry widok na nastolatka. — Więc gwiazda naprawdę wróciła do domu — rzucił, nadal otwarcie mu się przypatrując; choć w półmroku nie było to szczególnie łatwe. — Mediolan jednak cię rozczarował czy zatęskniłeś za rodzinnym gniazdem? — zapytał, po raz pierwszy chcąc z nim rozmawiać; może dlatego, że chciał przekonać się, czy po tych latach, Armin do tego dorósł. Krzyżując ręce na klatce piersiowej, spoglądając na jego strój i rozczochrane włosy, starszy znów uśmiechnął się dość cynicznie. — Chyba nie wróciłeś tu po to, żeby oglądać reality show i upijać się jakimś drogim alkoholem, co? — dodał jeszcze, wyczuwając w powietrzu zapach znajomych trunków, po lekkim zbliżeniu się do nastolatka, dostrzegając też nieco wyraźniejsze kolory na jego policzkach. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin był przyzwyczajony do tego, że Blaze Hartwood niemal od najmłodszych lat, pojawiał się w jego domu. To było tak oczywiste, jak świadomość, że pokój naprzeciwko jego sypialni, należał do Nate’a. Zupełnie tak, jakby dwudziestosześciolatek od zawsze był nieodłącznym elementem ich rodziny, kimś kto należał do nich z krwi i kości. Nawet rodzice zaakceptowali go, niemal nazywają swoim człowiekiem, na co Bennett niejednokrotnie kręcił nosem; nie każdemu przecież dawało się zapasowy klucz ani nie zapraszało na wszelkie uroczystości, niemal jak trzeciego, udanego syna. Będąc dzieciakiem, Armina niezbyt to wszystko interesowało. Głównie przyglądał się temu wszystkiemu z boku, zajmując się swoimi sprawami, które wystarczająco mocno, zajmowały jego umysł. Początkowo postrzegał go jako naprawdę interesującego chłopca; pojawił się znienacka przy boku jego starszego brata i zaczęli spędzać ze sobą bardzo dużo czasu. Jako ośmiolatek, Armin był piekielnie zazdrosny; naturalnie czuł się zdradzony i wymieniony. Chciał przecież, by to na niego, jego brat zwracał największą uwagę. A jak mógłby sprostać komuś takiemu jak Blaze? W tamtym czasie, chłopiec był po prostu wielki w oczach takiego dzieciaka; dorosły, mając te paręnaście lat, ładny i pełny jakiejś takiej charyzmy, która sprawiała, że nawet taki młodziak jak Armin, robił wszystko, żeby spędzić z nimi trochę czasu. Dopiero z czasem, przestał myśleć o tym, jakie robił na nim wrażenie. Blaze stał się osobą, która przewijała się przez jego życie, ale nigdy nie brała w nim czynnego udziału i osiemnastolatkowi wyjątkowo mocno to pasowało. Szczególnie wtedy, gdy zaczął kroczyć własną ścieżką, nie patrząc na nic i nikogo za swoimi plecami. Kolejny dorosły, który próbowałby przemówić mu do rozsądku albo zacząłby biadolić na jego głową, byłby prawdziwym utrapieniem. Poza tym, w którymś momencie i tak zniknął; przynajmniej na jakiś czas, a Armin całkowicie o nim zapomniał. Tylko od czasu do czasu, gdy późną nocą, pałętał się po domu, próbując znaleźć nieotwartą butelkę chłodnego szampana, by wypić ją w sekrecie przed matką, podskakiwał, słysząc jak ktoś otwiera drzwi do ich willi. Zawsze myślał, że to Blaze; w końcu nikt inny, nie pojawiałby się w ich posiadłości o tak nieludzkich porach. A więc jego relacja z przyszłym prokuratorem była stosunkowo prosta; był jak element, pasujący do układanki, ale taki, który mógł usunąć, jeśli tylko mu nie pasował. A skoro Armin był tak ogromnym indywidualistą, spoglądając na życie swojej rodziny, to niekoniecznie zależało mu na tym, by wciągnąć w to wszystko Blaze’a; przecież nie był nikim specjalnym.
— Myślałem, że każdy człowiek zasługuje na wyjątkowe traktowanie. No cóż — westchnął, nie odrywając spojrzenia od ekranu, z żywym zainteresowaniem, przyglądając się jednemu z uczestników programu. — No raczej, że z Natem. Byłbym zdziwiony, jeśli to z moim ojcem witałbyś się w ten sposób — mlasnął z niesmakiem i zadrżał na samą myśl o takim widoku; dzięki bogu, że to tylko jego brat. Przynajmniej młody zaśnie tej nocy, bez paskudnych koszmarów, jak tylko zamknie oczy. Student oderwał wzrok od telefonu, przenosząc go na Blaze’a, jakby ponownie tej nocy, dopiero teraz go zauważył. Słysząc uszczypliwość, padającą z jego ust, Armin uniósł brwi, prychając z niedowierzaniem. Mógł spodziewać się, że Blaze nie będzie miał zbyt wiele informacji na jego temat. Aż ukłuło go w klatce piersiowej na myśl, że jego rodzice nie chwalili się jego sukcesem, jakby robili to, gdy tylko wybrałby inny kierunek studiów. — Każdy głupi to wie — mruknął, wzruszając nieco lekceważąco ramionami, zanim ujął palcami kubek z wodą. Podążając za nim zainteresowanym spojrzeniem, Bennett zacisnął nieco mocniej usta; nic się nie zmienił. — Starszym? Przepraszam, panie Hartwood. Następnym razem, odezwę się do pana po pańskiej rundce w golfa i grze w bingo, przy czym dokładnie wszystko przemyślę — parsknął, wywracając oczami. — Nigdy nie powiedziałem, że chcę dokładnie wiedzieć, co wyrabia — zaśmiał się, wzdrygając się, jakby jego brat był największym buntownikiem w okolicy. Ostatecznie dochodził do wniosku, że każdy z nich miał swoje życie i jeśli Nate chciałby o czymkolwiek mu powiedzieć, to z pewnością by to zrobił. Na wspomnienie o gwieździe, Armin dość swobodnie zsunął się z blatu, na nowo chwytając telefon, by to na nim utkwić wzrok; być może to dlatego, że temat stał się mocno niewygodny. — Po prostu zrobiłem sobie wolne. Wiesz, że jak człowiek zbyt długo pracuje, to mózg może mu nie wytrzymać? — palnął bez namysłu. Bo Armin nie potrafił normalnie i dojrzale mu odpowiedzieć; nie, jeśli mimo starania się być dorosłym, nadal był osiemnastoletnim dzieciakiem. — Może i wróciłem właśnie po to, panie prezesie. Nie widzę żadnego problemu — burknął pod nosem, zanim posłał mu nieco obrażone spojrzenie znad wyświetlacza. — Wiesz jak to się nazywa? Self care. To właśnie robię — rzucił, wymijając go, by przejść do salonu, by opaść na miękką kanapę z nogami na oparciu i telefonem przed twarzą.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

W gruncie rzeczy Blaze czuł się jak członek rodziny Bennettów. Odkąd skończył osiem lat, a w jego głowie zaczęły kreować się nieco wyraźniejsze wspomnienia, odwiecznie towarzyszyły mu w nich te wybrane osoby. Jego rodzice, nieznośni kuzyni, z którymi odwiecznie rywalizował i właśnie oni; Bennettowie. Zawdzięczając to wszystko swoim bliskim, którzy najwyraźniej przyjaźnili się z najstarszymi członkami ich rodu od wieków, dwudziestosześciolatek dość swobodnie wtopił się w tłum, czasem dość mylnie będąc spostrzeganym przez innych, jako jeden z nich. W pewnym momencie swojego życia on i Nate byli przecież nierozłączni, jako najlepsi przyjaciele pojawiali się ze sobą dosłownie wszędzie, sprawiając, że ludzie dziwili się, gdy któregoś z nich po prostu zabrakło. Oczywiste było więc to, że drogi jego i Armina często się przecinały. Unikanie dzieciaka byłoby przecież niemożliwe, jeśli Blaze spędzał tak wiele czasu w jego domu. Jednocześnie jednak chłopiec nie był dla niego nikim ważnym; jakby stażysta już od najmłodszych lat wybierał sobie, kogo chciał uznawać za członków swojej rodziny, wychodzącej poza więzy krwi. Nigdy nie myślał więc o tym, co sądził o nim sam Armin; nie zastanawiał się, czy chłopiec go lubił i czy bywał zazdrosny o własnego brata. Bo nawet gdyby student tupnął w jego towarzystwie nogą, jawnie się oburzając, to Hartwood i tak wzruszyłby jedynie ramionami, spoglądając na niego dość obojętnie. Dzieci często się buntowały i wyrażały swoje niezadowolenie poprzez znane wszystkim gesty; szczególnie te, które miały przed sobą świetlaną przyszłość i dość nieprzeciętną rodzinę. Co zabawne, przez cały ten czas, Blaze miał młodszego za wyjątkowo przeciętnego. I nie sądził, by jego myślenie kiedykolwiek się zmieniło; jakby nawet teraz Armin miał być jedynie młodszym bratem jego przyjaciela. Osobą, o której zapominał wyjątkowo często, witając się z nim głównie ze względu na wymogi rodziców, niżeli własnych chęci. Bo niezależnie od pory dnia, czy jego wieku, Hartwood był wyjątkowo wybredny; względem wszystkiego, szczególnie ludzi. Rzadko kiedy dyskutował więc z kimkolwiek, nie czując przy tym potrzeby przerwania dyskusji w połowie. Znudzenie swoimi rozmówcami było mu więc doskonale znane; osoby, które spotykał były zazwyczaj zupełnie płytkie i mało interesujące. Wyczuwając więc, że rozmowa z chłopcem tuż po jego powrocie, mogła być całkiem ciekawa, Blaze nie pożegnał go po wymienieniu z nim paru zdań, zamiast tego nadal stojąc w miejscu. Mógł przecież oddalić się od niego w każdej chwili, w dodatku bez żadnych wytłumaczeń i słabych wymówek; dlatego też dawał mu szansę
Życie to nie bajka, Armin. Jak chcesz być specjalnie traktowany, to musisz się postarać — zaśmiał się, wzruszając dość obojętnie ramionami. Sam przecież nie traktował wszystkich jak równych sobie; bo dlaczego miałby to robić? Dlaczego miałby uśmiechać się do każdego w ten sam sposób, szanując każdego, kto tylko pojawił się w jego życiu? Blaze nie był naiwny i uparcie wierzył to, że tylko dzięki stosownej ocenie będzie mógł ustalić, czy poszczególne osoby były cokolwiek warte. Życie było przecież zbyt krótkie, by wpuszczał do niego ludzi, którzy w rzeczywistości nie wnosili nic szczególnego do jego codzienności. — Spokojnie, nie interesują mnie starsi o dwadzieścia lat faceci — odparł dość swobodnie, bo nie marzył o romansach ze swoim szefem, który w dodatku był ojcem jego najlepszego przyjaciela. I nie kłamał, nie interesował się też starszymi osobami, czego najpewniej nie mógłby powiedzieć sam Armin. To jednak był jeden z tych szczegółów, o których Hartwood nie miał pojęcia. Słysząc prychnięcie z jego strony i zauważając też jego wzrok, Blaze cicho się zaśmiał, ostatecznie kiwając głową; Bennett mógł znacząco się zmienić, ale zachowaniem dalej przypominał mu najprawdziwszego, zbuntowanego dzieciaka. Nie zdziwiły go więc jego kolejne słowa, przez co rozciągnął usta w jeszcze szerszym uśmiechu. — W takim razie będziesz musiał zadzwonić do mojej asystentki, żeby umówiła cię na spotkanie. Wiesz, mam trochę napięty grafik przez tego golfa i grę w bingo — rzucił z całkiem dobrze udawaną powagą, którą przecież musiał posługiwać się podczas wszystkich tych biznesowych spotkań. Co prawda nie kłamał i bywał wyjątkowo zajęty, ale nie zajmował się żadnymi grami dla bogaczy, a rozwojem, który zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Bo praca była dla niego szczególnie ważna. Blaze zdołał jedynie skomentować jego kolejne słowa cichym parsknięciem, zaraz po tym skupiając się jednak na czymś, co w jego mniemaniu było znacznie istotniejsze. Przyglądając się chłopcu, który zsunął się z blatu, najwyraźniej nie chcąc rozmawiać z nim na ten temat, Hartwood zmrużył oczy, chcąc lepiej przyjrzeć mu się w tym słabym świetle. — Nie pracowałeś zbyt długo, Armin. Wątpię, żeby mózg ci się przegrzał — zauważył, bo przecież wiedział, że dzieciak wyjechał na studia zaledwie parę miesięcy wcześniej. Dlaczego miałby więc wrócić po tak krótkim okresie czasu? — Ach, czyli studia po prostu cię przerosły. Bywa — westchnął, podążając za nim wzrokiem, by samemu sięgnąć po kieliszek i jedną z butelek wina, zupełnie zapominając o wodzie, po którą właściwie przyszedł do kuchni. — Wiesz, jak miałeś jedenaście lat, to obrażałeś się równie szybko — zaśmiał się, podążając śladami chłopca, siadając na fotelu naprzeciwko młodszego. — Co cię tak zbulwersowało? Rodzice zapomnieli o czerwonym dywanie na twój powrót? — zapytał, stawiając szkło na stole, żeby wlać do niego odpowiednią ilość wina; zasłużył przecież na relaks po tych wszystkich wyjazdach związanych z pracą. — Jestem pewien, że za kilka dni urządzą ci przyjęcie i zaproszą na kolację całą rodzinę, bez obaw — dodał, chwytając kieliszek, by kilkukrotnie obrócić go w dłoniach. Armin był przecież najmłodszym dzieckiem Bennettów; co sprawiało, że Blaze zawsze wierzył w to, że mimo wszystko to on był ich oczkiem w głowie. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin zawsze się wściekał, ilekroć dostawał pytania o Blaze’a; ciekawscy ludzie, wypytujący o to, czy był jego kuzynem, bratem czy kimś innym, ale równie znaczącym, po pewnym czasie, oni wszyscy, stawali się męczący. Szczególnie dlatego, że nastolatek kompletnie nie rozumiał, skąd brały się te wszystkie teorie — wysuwali je tylko dlatego, że widzieli, jak wiele czasu spędza w ich domu? A może przyglądali się ich trójce, gdy pojawiali się gdzieś publicznie i zauważali między starszymi jakąś braterską chemię? Albo to przez ich rodziców, którzy lubili poklepywać Hartwooda po ramieniu, jakby radził sobie naprawdę dobrze, krocząc przy ich boku. Coś w ich zachowaniu, musiało sprawić, że wszyscy ludzie wątpili; kto był prawdziwym synem Bennettów? Ten dzieciak, który biega po miasteczku bez celu, czy urokliwy chłopak, który niewątpliwie przyciągał spojrzenie przechodniów? Ciężko było stwierdzić, czy Armin miał niską samoocenę, bo nigdy nie uważał, by czegokolwiek mu brakowało. Był pewny siebie i wiedział, że jeśli tylko będzie chciał, osiągnie naprawdę wszystko. Wystarczyło tylko trzymać się swojej ścieżki i nie poddawać się, a na końcu czekała na niego swoista nagroda, prawda? Od zawsze myślał w ten sposób i od zawsze jego rodzice, utwierdzali go w przekonaniu, że urodził się, by robić wielkie rzeczy. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że czasami spoglądał na prokuratora z zazdrością; bo ojciec był naprawdę zadowolony z jego wyborów. Najwidoczniej lubił mieć świadomość, że ma w zasięgu dłoni nie tylko swojego utalentowanego syna, ale także i jego przyjaciela, który również miał ogromne ambicje, jeśli chodziło o jego karierę. Nic więc dziwnego, że był zachłanny i liczył też na to, że któregoś dnia, Armin zmieni zdanie. A skoro tak bardzo uparł się na te konkretne studia, to mógł mu przecież dać tę jedną szansę. Szansę, którą ostatecznie zaprzepaścił, trzymając tę informacje w najdroższym sekrecie. Ich relacja, z punktu widzenia Bennetta, była więc okropnie złożona, a jednocześnie tak oczywista, że nie pozostawiała zbyt wielu wątpliwości.
— Staram się, nie widzisz? — mruknął nieco ironicznie, machając dłonią wokół swojej twarzy. Jakby całą swoją osobą po prostu emanował, sprawiając, że wszyscy ludzie, nie mogli się od niego oderwać. Przecież nie zamierzał wypruwać sobie żył, czy robić z siebie pajaca, bo według jakiegoś mężczyzny, nie zasługiwał jeszcze na specjalne traktowanie. Armin nie był tak zdesperowany i z pewnością nie zależało mu tak bardzo na tym, żeby skakać wokół Blaze’a, by ten traktował go jak równego sobie. — Ale to mało kulturalne. Skoro tak kręcisz się między dwoma rodzinami, to mógłbyś się tego od kogoś nauczyć — westchnął z rozżaleniem, przypominając sobie o jego poprzedniej uwadze. — Wow, co za ulga — mlasnął, nie odrywając spojrzenia od ekranu; miał wrażenie, że z każdą chwilą, jego policzki robiły się jeszcze bardziej czerwone. I student naprawdę nie wiedział, czy to zasługa programu, wypitego alkoholu czy samej świadomości, że próbował wytrzymać poziom całej tej rozmowy. — A czy ciebie interesuje coś innego poza pracą? I ewentualnie tyłkiem mojego brata — parsknął, na krótką chwilę na niego zerkając. Jakby oceniał, jak daleko mogli zajść podczas jego nieobecności. Ostatecznie jednak westchnął prześmiewczo, powracając ze skupieniem do swojego telefonu. Na wspomnienie o umówieniu spotkania, chłopiec dość tępo pokiwał głową; kontaktowanie się z jego asystentką było ostatnią rzeczą, jaką prawdopodobnie mógłby zrobić. Poza tym nie zamierzał z nim więcej rozmawiać; przynajmniej niedobrowolnie. Miał swoje sprawy na głowie, którymi musiał się zająć. No i przede wszystkim, czekało go obmyślenie planu powrotu do Mediolanu. — To nie jest za bardzo twój interes. Nie obchodziłeś się mną przez ostatnie pół roku, więc nie udawaj, że to się teraz zmieniło — burknął; temat studiów był dla niego drażliwy i nawet nie potrafił tego ukryć. Nie umiał wymyśleć w tak krótkim czasie odpowiedniej wymówki, która mogła uchronić go przed plotkami i paskudnymi konsekwencjami. — Nic mnie nie przerosło. Bardzo dobrze się tam bawiłem. Po prostu mam dom, do którego lubię i mogę wracać — dodał, wzruszając ramieniem i jednocześnie próbując ukryć tę narastającą irytację. Patrząc jak Blaze idzie z nową butelką wina, Armin nieznacznie się ożywił, przysiadając na kanapie bardziej… poprawnie. — A ty jak miałeś dwadzieścia lat, to wydawałeś się bardziej interesujący — wymamrotał, przewijając jakąś część, która powoli zaczynała go nudzić; gdzie była jego ulubiona uczestniczka? Słysząc jego słowa, Bennett sapnął z niedowierzaniem. Jego kontakt z rodzicami wcale nie uległ wielkiej zmianie; nadal wierzyli, że przyjechał w odwiedziny, aby zwyczajnie odpocząć. A więc nie oczekiwał ogromnego powitania i imprezy; nie, jeśli od jego pójścia na studia, minęło ledwie kilka miesięcy. — Och, jasne, nie marzę o niczym innym jak o wielkim przyjęciu. Może urządzę im rodzinny pokaz mody? Pewnie na to liczą — rzucił, chwytając kubek, by podsunąć go bliżej Blaze’a. — Też chcę. Polej mi — zarządził, powracając spojrzeniem do programu. — Jesteś bezdomny? Mam wrażenie, że spędzasz u nas więcej czasu niż u siebie — parsknął, wzruszając nieco lekceważąco ramieniem.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Jak na całkiem zaborczą osobę, Blaze nie był szczególnie zazdrosny. Nie patrzył na swoich rówieśników, chcąc ich sukcesów; i nie przyglądał się też dzieciakom, które kręciły się blisko jego rodziny, przez cały ten czas zastanawiając się, czego właściwie od niej chcieli. Znał przecież swoją wartość i to dzięki temu przyglądał się innym ludziom z pogardą; bo czy ktokolwiek mógłby mu dorównać? Był jedynakiem, rodzice odwiecznie pokładali w nim wszystkie nadzieje, a do tego przyjaźnił się z chłopcem pochodzącym z równie sukcesywnej rodziny, która traktowała go jak jednego z nich. W gruncie rzeczy wydawało mu się więc, że nie ma powodu do zazdrości, skoro odwiecznie dostawał to, czego akurat chciał. A jeśli nie podawano mu tego na tacy, to sam po to sięgał; nawet jeśli musiał mocno się wysilać, tracąc po drodze sporo nerwów. I być może gdyby sam miał starszego brata, którego z pewnością traktowałby jak swój autorytet, to mógłby nieco lepiej zrozumieć Armina. Bo jak właściwie czuł się ten dzieciak, gdy Blaze tak swobodnie wbił się w ich rodzinę, zyskując uwagę i pochwały jego ojca? Co czuł, gdy Hartwood mijał go na korytarzach, tylko Nate’a witając szerokim i całkiem przyjaznym jak na niego uśmiechem? Czy zazdrościł mu tego, jak traktowany był w ich domu starszy? Blaze nigdy o tym nie myślał. Szczególnie teraz, gdy miał już dwadzieścia sześć lat i znacznie ważniejsze sprawy na głowie. Poza tym Armin też był już dojrzały; a przynajmniej powinien być, bo gdy starszy przyglądał mu się w tym bladym świetle, to nadal odnosił wrażenie, że Bennett nie zmienił się szczególnie mocno. Nadal przypominał mu nieco zbulwersowanego dzieciaka, który lubił stawiać na swoim. Nie dziwiło go więc to, z jakim zaangażowaniem Armin wpatrywał się w swój telefon, jakby ich rozmowa zupełnie go nie interesowała. Co z kolei interesowało samego Blaze’a; ludzie lubili przecież się przed nim popisywać, niemal stając na rzęsach, by ten sukcesywny, przyszły prokurator zwrócił na nich uwagę. Mógł jednak spodziewać się, że nastolatek będzie inny; zawsze był. I nawet on o tym wiedział. 
Nawet na mnie nie patrzysz — wytknął mu z lekkim rozbawieniem, wiedząc jednak, że jego starania były fałszywe. Armin Bennett był przecież ostatnią osobą, która mogłaby wokół niego skakać, byle mu zaimponować; a przynajmniej tak mu się wydawało. Dlatego zaraz parsknął i słysząc jego komentarz, pokręcił lekko głową. — Staram się, nie widzisz? — odparł, otwarcie go parodiując, żeby zaraz jednak wrócić do typowej dla siebie mimiki twarzy, rozciągając usta w krzywym uśmiechu. — Martwisz się, że mogę zbyt dużo czasu spędzać w pracy? — rzucił, jakby to właśnie o to chodziło młodszemu chłopcu. — Spokojnie, mam czas na interesowanie się innymi rzeczami. Niekoniecznie tyłkiem twojego brata — dodał, nadal mu się przyglądając; w żaden sposób nie komentując jednak tego, że poprzez natarczywe wpatrywanie się w wyświetlacz swojego telefonu, Armin nie okazywał mu żadnego szacunku, do którego Blaze był przecież całkiem przyzwyczajony. Bo czy nie byłby hipokrytą, gdyby mu to wytknął? Szczególnie jeśli wcześniej powiedział mu, że trzeba sobie na to zasłużyć? — A teraz interesujesz mnie ty. Nikt nie mówił o twoim powrocie — przyznał, bo przecież wieść o ponownym pojawieniu się Bennetta w domu na pewno by mu nie umknęła. Zastanawiał się więc, czy przyjazd Armina był niespodzianką z prawdziwego zdarzenia, czy jednak nie było to na tyle szczególne, by wszyscy o tym rozmawiali. — Skąd wiesz? Nie było cię tu pół roku, więc nie możesz być niczego pewien — stwierdził swobodnie, lekko przechylając głowę, tym samym sugerując, że mógł się nim interesować przez cały czas; niekiedy rozmawiać o nim ze starszym z braci czy też z jego rodzicami. I nawet jeśli mijało się to z prawdą, to Blaze z łatwością mógłby skłamać; ludzie lubili czuć się ważni, bo to dzięki temu znacząco się otwierali. A Hartwood naprawdę chciał dowiedzieć się, dlaczego chłopiec wrócił do domu akurat teraz. Bo wszystko to nie łączyło się w spójną całość. — No proszę, więc uznałeś, że wolisz wrócić do domu niż dobrze bawić się w Mediolanie. Ciekawe — wymruczał, jakby mówił do siebie, niżeli do niego. Nigdy nie sądził przecież, że osiemnastolatek był tym typem osoby; i nie wydawało mu się też, że Hope Valley było szczególnie interesujące. Więc czy Armin mógł bawić się tu równie dobrze co w Europie, nie żałując swojego powrotu? — Och, brutalnie — syknął, jakby jego słowa wyjątkowo go zraniły. Tak naprawdę sprawiły jednak, że Blaze znów lekko się uśmiechnął. Rozmowa z nastolatkiem nie była przecież tak mdła, jak wszystkie te dyskusje, które musiał przeżyć tego dnia. I może właśnie dzięki temu nie wyszedł jeszcze z salonu, zapominając o ich nocnym spotkaniu. — Powinieneś przynajmniej dać mi szansę, zanim tak okrutnie mnie ocenisz — podsumował przy lekkim westchnięciu, przystawiając kieliszek do ust, by z wyjątkowym rozbawieniem spojrzeć na chłopca, który nieco bardziej się ożywił, dostrzegając butelkę na stole. — A ty nie jesteś przypadkiem zbyt młody, żeby pić? — zapytał, gdy usłyszał jego pytanie. I jak na złość chwycił butelkę, żeby przytrzymać ją w dłoni, mimo wszystko ignorując polecenie osiemnastolatka. — Jestem pewien, że twoje ciotki umarłyby z zachwytu, gdybyś urządził tu pokaz mody — rzucił, swobodnie powracając do ich rozmowy, obracając szkło w dłoni. — Pamiętam, jak zawsze szarpały cię za policzki i nazwały cię uroczym młodzieńcem — parsknął, wspominając dawne czasy. — Ciesz się, że to ja cię tu dziś przywitałem — dodał, jakby co najmniej powinien dziękować mu za jego powitanie; i dopiero po tym nachylił się nad stolikiem, przechylając butelkę, żeby wlać do jego szklanki odrobinę alkoholu. — Za twój wielki powrót, Armin. — Bo może już teraz przeczuwał, że dzieciak nie powróci zbyt szybko do Mediolanu. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Wyjeżdżając z Mediolanu, Armin obiecał sobie, że wszystko to, co wydarzyło się we Włoszech, pozostanie jego największym sekretem. Nie, dlatego że wstydził się tego, do czego tam doszło. Nie żałował przecież żadnego tajemniczego spotkania pod osłoną nocy, żadnego wypitego kieliszka słodkiego wina, żadnego uśmiechu, który wymienił z tym mężczyzną, gdy inni odwracali wzrok. Bo pierwszy raz od wieków, Bennett nie czuł się tylko jak niesforny dzieciak, na którego każdy patrzy z politowaniem i z myślą; co właściwie z niego wyrośnie? Jego relacja z tym urokliwym nauczycielem od rysunku była niezwykle złożona, a jednocześnie na tyle prosta, że Arminowi wydawało się, że jest w stanie nad tym wszystkim zapanować. Nie widział nic złego w tym, że jako jeden z niewielu uczniów, dostaje od niego tak dużo uwagi. Przecież cały czas, przypominano mu o tym, że Włosi byli bardzo otwarci, jeśli chodziło o okazywanie emocji i początkowo wydawało mu się to normalne. A przynajmniej do momentu, w którym serce nastolatka nie biło dziwnie szybko na widok tej osoby. Na pewnym etapie swojej przygody ze studiowaniem, Armin trochę zapomniał, dlaczego właściwie przyjechał do Mediolanu. Naprawdę zależało mu na edukacji i karierze, czy po prostu chciał uwolnić się z tego przeklętego Hope Valley, które wydawało się niemiłosiernie mocno go ograniczać? A może szukał kogoś takiego jak ten nauczyciel; kogoś, kto darzyłby go szacunkiem i czułością, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Bennett był naiwny; myślał, że to będzie jego pierwsza miłość i że nie było to coś, czego powinien unikać jak ognia. Nie zauważał, że im bardziej się w to angażował, tym bardziej wszystko się psuło, spychając go na krawędź, gdzie nie pozostało mu nic innego, jak skoczyć. Bo wtedy w szkole artystycznej, zaczęło się piekło i tylko cudem, Armin zdołał się przed tym wyrwać; ostatnią rzeczą, o jakiej marzył, było wylądowanie w lokalnej (a może i krajowej?) gazecie czy telewizji za to, co właściwie wyprawiał ze swoim profesorem. Ucieczka do Stanów była więc jedynym sensownym rozwiązaniem, nawet, jeśli miała sprowadzić na niego jeszcze więcej nieszczęścia.
— Zdążę się jeszcze na ciebie napatrzeć. Kiedyś widywałem cię znacznie częściej niż moją matkę — powiedział obojętnie, bezustannie wlepiając ślepia w wyświetlacz. Chociaż ciężko było ukryć, że im dłużej rozmawiali, tym trudniej było mu się skupić na całej akcji; poza tym teraz, jego wzrok mimowolnie uciekał w stronę starszego. I cholernie mu się to nie podobało, bo poczuł się zmanipulowany; mniej lub bardziej świadomie. Arminowi nie zależało na tym, by zyskać jego szacunek czy podziw; właściwie od momentu, w którym dorósł, Blaze był mu całkowicie obojętny. Jako dzieciak rzeczywiście był zazdrosny i zły, myśląc o tym, że starszy poniekąd stał się członkiem ich rodziny. Może to dlatego, że kiedyś zależało mu na tym, by podporządkować się rodzicom. Teraz przecież chodził własnymi ścieżkami i skupiał się w pełni na sobie. — Bardzo to dojrzałe — mlasnął, posyłając mu pełne politowania spojrzenie znad telefonu. Opuszczając spojrzenie na jego krzywy uśmieszek, osiemnastolatek westchnął cicho, próbując zrobić to samo co on. A więc wyłączył komórkę, jakby nagle przypomniał sobie o tym, jak powinien zachowywać się przykładny dzieciak i usiadł prosto na kanapie, pochylając się nieznacznie nad stolikiem. — Nie przekręcaj moich słów. Doskonale wiesz, że tak nie jest — rzucił, spoglądając na jego twarz z uwagą; jakby w tym półświetle, próbując dostrzec jakiekolwiek zmiany. Może dopiero teraz dotarło do niego to, z jaką swobodą z nim rozmawiał, a może dopiero teraz, realnie zainteresował się tą rozmowę. Tak czy siak, przypatrując się prokuratorowi z typową dla siebie zadumą, przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy zawsze ostatecznie nie potrafił oderwać spojrzenia od jego twarzy. I oczu, które nawet w tym momencie, wydawały się być cholernie hipnotyzujące. — Serio? Czym takim? — zapytał, jakby naprawdę go to ciekawiło. Aktywności, którymi mógłby zajmować się starszy, gdy tylko miał wolną chwilę. Armin mógł wydawać na naprawdę zafascynowanego ich rozmową; lekko rozchylone usta i błyszczące spojrzenie niejednokrotnie przecież zauroczyło jego rozmówcę. Czy podziała też na Blaze’a? — Zawsze mogłeś odezwać się bezpośrednio do mnie. Nie zablokowałbym cię, jakbyś wysłał do mnie wiadomość i zapytał, czy wszystko w porządku — parsknął, wzruszając ramieniem, zanim opadł z powrotem na oparcie kanapy. — Ale ciebie to kompletnie nie interesowało. Dlatego nic nie zrobiłeś. Pewnie zapomniałeś o moim istnieniu, dochodząc do wniosku, że nigdy nie byłem istotnym elementem w twoim życiu — wypalił, kompletnie nie myśląc nad tym, co mówi. Co gorsza, mogło to brzmieć, jakby miał o to do niego ogromny żal. — Jak brakuje ci atrakcji, to obejrzyj sobie serial. W moim powrocie nie ma nic podejrzanego — mlasnął, machając ręką, żeby po prostu dał temu spokój, bo przecież i tak mu nic na ten temat nie powie. Słysząc jego zgadywanki, Armin wywrócił oczami, wzdychając ciężko, jakby ta rozmowa z każdą chwilą, doprowadzała go do coraz większego szału. Nawet jego rodzice nie robili tak wielkiej afery z jego powrotu; to zabawne, że to właśnie Hartwood, był taki podejrzliwy. — W Europie jestem legalny — mruknął, potrząsając szklanką, aby pospieszył się z napełnieniem jej. — Teraz naprawdę brzmisz jak piekielnie stary człowiek. Potrzebujesz się trochę rozerwać, Blaze? Mam ci w tym pomóc? — zapytał całkiem poważnie, gdy ten przypomniał mu o dawnych czasach, na myśl o których, zrobiło mu się nagle niedobrze. — Tak, tak, jestem ci dozgonnie wdzięczny — zacmokał, ostatecznie z ekscytacją przyglądając się, jak prokurator zapełnia jego szklankę. Nawet, jeśli nie była to ilość, na której mu zależało. — Mhm, nie zamierzam zostać tu na stałe — powiedział cicho pod nosem, gdy uniósł szkło, by ponownie oprzeć się i przysunąć szklankę do ust.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze, niezależnie od tego jak zapatrzony był w swoje studia jeszcze jakiś czas temu, nie sądził, by były one tak wybitnie istotne. W tych czasach, kiedy każdą porażkę z łatwością można było zamienić w sukces, żadne papierki czy tytuły nie były jedynym, dzięki czemu można było wspiąć się na szczyt. I choć sam lubił pochłaniać wiedzę, byle móc przyglądać się innym z politowaniem, gdy ci wyjątkowo mieszali się pomiędzy pewnymi faktami, których nie rozumieli, tak nie sądził, aby wszyscy byli do tego stworzeni. Gdy zobaczył Armina w kuchni, nie spodziewając się jego nagłego powrotu, pomyślał, że coś musiało się stać. Jeśli tak bardzo podobało mu się w Mediolanie, gdzie mógł się spełniać, to dlaczego miałby wrócić akurat teraz? Pierwszą myślą, która zawitała w głowie starszego, było więc to, że nastolatek po prostu rzucił studia; że nie radził sobie tam tak dobrze, jak zakładał. Sądząc, że prędzej czy później ta wieść dotarłaby nawet do niego, Blaze szybko ją odrzucił. Wątpił, żeby państwo Bennett nie skomentowali tego w żaden sposób. Problem, o ile tylko istniał, musiał być więc o wiele bardziej złożony. To, w jaki sposób osiemnastolatek próbował unikać tematu, zbywając go krótkimi odpowiedziami, sprawiało, że Hartwood chciał bardziej w tym grzebać, byle przekonać się, czy instynkt nie zawodził go w tym momencie. Być może wyczuwał marne kłamstwa, na które rodzice Armina nie zwracali najmniejszej uwagi? Może był znacznie bardziej spostrzegawczy? I zawsze śmieszyły go rodzinne dramaty, którym przyglądał się z daleka; więc pewnie nie byłby szczególnie niepocieszony, gdyby jakieś szokujące informacje wyszły na jaw, a w domu Bennettów rozpętałoby się prawdziwe piekło. Zamiast martwienia się, znalazłby butelkę najdroższego wina i przysiadając gdzieś z boku, z przyjemnością obserwowałby całe to zamieszanie. Teraz jednak mógł przyglądać się wyłącznie studentowi, przez którego przewrócił oczami, znów parskając.
Korzystaj, póki możesz, Armin. Jestem zabiegany, więc żebyś przypadkiem za tym nie zatęsknił — rzucił prześmiewczo, wskazując na swoją twarz, jakby co najmniej sądził, że dzieciak chciałby oglądać go każdego dnia. Na jego wspomnienie o tym, jak dojrzały był, Blaze znów uśmiechnął się dość drwiąco; nie miał się przecież za wielce dorosłego. Poza tym, że lubił się wywyższać, z łatwością krytykując innych, niczym prawdziwy człowiek sukcesu, to nadal był dwudziestosześciolatkiem, który jeszcze bardziej lubił wtykanie nosa w cudze sprawy i knucie za plecami innych. Lubił te wszystkie intrygi, w które sam mógł się angażować, niemal nieustannie czerpiąc z tego przyjemność. — Naprawdę? Bo wydajesz się być całkiem zainteresowany — mruknął z jeszcze większym rozbawieniem niż do tej pory; być może dostrzegał, że spojrzenie nastolatka czasem uciekało w jego stronę, a jego oczy błyszczały dość przekonująco. Dlatego sam nie uciekał od niego spojrzeniem i nawet gdy udało im się nawiązać krótki kontakt wzrokowy, Blaze z jeszcze większym zaangażowaniem wlepiał wzrok w sam środek jego ślepi. Nigdy nie uginał się pod natłokiem cudzych spojrzeń, z niezwykłą łatwością zmuszając innych do odwrotu; do odwrócenia głowy w inną stronę, jakby sama obecność Hartwooda stała się przytłaczająca. Dlatego słysząc pytanie, dość swobodni i niemal obojętnie zjechał wzrokiem nieco niżej, przyglądając się rozchylonym ustom młodszego chłopca. — Ach, więc jednak się interesujesz — zacmokał. — Czasem gram w golfa z twoim ojcem, ostatnio zacząłem też interesować się ogrodnictwem, a twój brat namówił mnie na parę lekcji szermierki — wyliczył na palcach, robiąc to, co wychodziło mu najlepiej; kłamiąc. Bo przecież nie sądził, by Armin był kimś, z kim mógłby tego dnia podzielić się swoimi zainteresowaniami i wszystkimi pasjami, które tak bardzo zajmowały mu czas. — Czekałeś, aż napiszę i poproszę, żebyś wysłał mi pocztówkę z Mediolanu? — zapytał, wysłuchując jego następnych słów z jeszcze większym skupieniem. I nie mógł nic poradzić na to, że rozmowa z nastolatkiem okazała się tak bardzo pasjonująca; bo po wszystkim, co wyrzucił z siebie chłopiec, Blaze mógł dojść do wniosku, że był nim rozczarowany, jakby naprawdę czekał na jego wiadomość. Hartwood powstrzymał więc śmiech, ponownie przykładając kieliszek do ust, by ukryć za nim uśmiech. — Jeśli brakowało ci uwagi, to mogłeś napisać jako pierwszy. Korona raczej nie spadłaby ci wtedy z głowy — rzucił, sugerując, że sam nie zignorowałby jego wiadomości; co było dość wątpliwe, ale o tym osiemnastolatek nie musiał przecież wiedzieć. I nie musiał też wiedzieć o tym, że największą atrakcją był dla niego on sam. Dlatego Blaze odstawił kieliszek na stół, układając głowę na oparciu fotela, by lekko przechylić ją do boku, przyglądając mu się z wybitnie rozbawionym wyrazem twarzy. — Nie jesteśmy w Europie — przypomniał mu całkiem uczynnie, dopiero wtedy w pełni dopuszczając do siebie myśl, że Armin rzeczywiście nie był już dzieciakiem, którego zapamiętał. Gdy wytknął mu wiek, zadając mu też to jedno pytanie, Hartwood uniósł brew. — Może gdybyśmy byli w Europie — westchnął. — Więc niestety, ale teraz pomoże mi w tym wyłącznie alkohol — odparł, nawiązując do jego poprzednich słów, zaraz po tym posyłając mu wyjątkowo uroczy uśmiech. — Z pewnością. Pewnie zanudziłbyś się tu na śmierć — zauważył, podążając wzrokiem za szklanką, którą Bennett przyłożył do ust. — Już wyglądasz na znudzonego, skoro najbardziej interesuje cię tu wino — dodał. — Nie miałeś go pod dostatkiem w Mediolanie? — mruknął, po raz pierwszy pytając o jego wyjazd; nie był przecież tak niekulturalny, by zupełnie olać temat, nie zadając mu choć paru normalnych pytań. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin nawet nie chciał myśleć o tym, co działoby się w jego domu, gdyby jego rodzina dowiedziała się, że poza nauką, osiemnastolatek zajmował się czymś znacznie mniej odpowiedzialnym. W końcu chłopiec nigdy nie miał takich problemów; nigdy nie ganiał za miłością ani nie spoglądał na starszych mężczyzn z dziwną fascynacją. Właściwie to wbrew swojemu charakterowi, którym chciał zrobić każdemu na złość, był dość pokojowym człowiekiem. Nigdy nie miał problemów z prawem ani z innymi ludźmi; nie na dłuższą metę. Wiadomo, że z takim buńczucznym charakterem, trudno było mieć samych przyjaciół, ale nigdy nie kończyło się to jakoś tragicznie. Zakładał więc, że jego rodzice nawet nie podejrzewali, że wyjeżdżając do Mediolanu, ich najmłodszy syn wpadnie w romans ze swoim profesorem. Sam Bennett tego nie planował, ale tak jak wszyscy stale to powtarzają, serce nie sługa, a jego serce chciało czegoś więcej. I to chyba po raz pierwszy w życiu, skoro młody przepadł dla tego nauczyciela tak szybko i mocno. Dlatego też nastolatek czuł się w domu bezpiecznie; informacje nie wyciekły z jego włoskiej uczelni na światło dzienne, a jego rodzice nie wydawali się zastanawiać, czy stało się coś niedobrego albo dziwnego, co spowodowało, że Min zawitał w Hope Valley. Wszystko szło mu płynnie i bez większych komplikacji; przynajmniej na razie, póki nie musiał myśleć gorączkowo nad dobrym argumentem, który przekona jego ojca, dlaczego Armin potrzebuje nieco więcej czasu na powrót do Europy. Nie podejrzewał przecież, że Blaze już dokładnie myślał o tym wszystkim, jednocześnie próbując go rozgryźć. Nie podejrzewał też, że sam, już niedługo, opowie mu wszystko, głęboko przy tym wierząc, że jego sekret będzie z nim bezpieczny.
— Chcesz, żebym zrobił ci zdjęcie? — mlasnął, wywracając przy tym oczami; w końcu tylko się z nim drażnił. Będąc we Włoszech, zdążył zapomnieć, że w jego domu i rodzinie przebywa ktoś taki jak Hartwood. Nikt nie mógł go chyba za to winić, skoro nigdy nie byli sobie bliscy. A skoro nie myślał o nim, to też nie miał żadnego powodu, by realnie za nim tęsknić, w przeciwieństwie do Nate’a, którego niejednokrotnie mu jednak brakowało. Od czasu do czasu, przydałyby mu się jego rady czy przyjazne trzepnięcie w głowę, które regularnie doprowadzało go do porządku. — Ty to zawsze musisz mieć ostatnie słowo, co? — burknął, mrużąc przy tym nieco dziecinnie oczy, jakby nie podobało mu się to, w jaki sposób starszy prowadził tę rozmowę. Ilekroć Armin otwierał usta, naturalnie wychodził na szczeniaka, który nie potrafi podtrzymać dyskusji, motając się we własnych wypowiedziach. To był też powód, dla którego tak bardzo podobało mu się za granicą; czuł się na równi z innymi, a nie jak nastolatek, który jeszcze nic nie wie o świecie. Utrzymanie więc kontaktu wzrokowego z prokuratorem, było nieco męczące; dlatego też Bennett westchnął cicho, prędko opuszczając wzrok na swoje dłonie. Czuł się, jakby przegrał jedną z trudniejszych walk. — Woah, doprawdy? Nie oczekuj, że będę darzył cię jakimś szacunkiem albo szczerością, kiedy sam nie potrafisz tego robić — wypalił nieco nerwowo, od razu wyczuwając, że połowa z jego słów była kłamstwem. Szczerze wątpił, aby Nataniel był zafascynowany szermierką i to jeszcze do tego stopnia, aby w te lekcje wciągać swojego przyjaciela. Właściwie to im dłużej z nim rozmawiał, tym bardziej się wkurzał jego lekceważącym zachowaniem; to był ten moment, w którym przypomniał sobie, dlaczego nigdy się z nim nie spotykał. Za każdym razem doprowadzał go do szału swoim stylem bycia i słowami, które podnosiły ciśnienie młodszemu. — Ale ty jesteś głupi, Blaze. Głupi i wredny — warknął pod nosem, podnosząc nogi, żeby oprzeć je na stoliku do kawy. Co mogło wydawać się dość irracjonalne, skoro wygodniej się rozkładał, zamiast po prostu wyjść, skoro gadulstwo starszego, tak bardzo go irytowało. — Jesteś jednym z powodów, dla których tym bardziej chcę wrócić do Mediolanu. Jak miałbym słuchać takiego gadania co drugi dzień, to rzuciłbym się z najbliższego klifu — wymamrotał pod nosem, jakby te słowa kierował bardziej do siebie niż do niego. — Nie o to mi chodzi! — podniósł głos, zaraz jednak zaciskając mocno usta; zapomniał, że nie byli tu sami, a na piętrze nadal spali jego rodzice. — Mówię tylko, że jesteś samolubny. Przyssałeś się do naszej rodziny, bo masz z tego same plusy i nie potrafisz nawet udawać, że wszyscy mamy dla ciebie to samo znaczenie — burknął, zaciskając jedną z dłoni w pięść. — Nie patrz na mnie w ten sposób. To mnie doprowadza do szału — powiedział ciszej, próbując się uspokoić, gdy tylko wyczuł na sobie to rozbawione, pełne politowania, spojrzenie starszego. Nie chcąc wpaść w nastoletnią furię, Armin uniósł szklankę z alkoholem do ust, wychylając jej sporą ilość, co było kolejnym dowodem na to, że nawet po sześciu miesiącach, spędzonych we Włoszech, nie potrafił pić. — Wystarczająco dużo, żebym je polubił — mruknął pod nosem, jakby wcale nie chciał z nim rozmawiać, przez co brzmiał jak nieco rozkapryszone dziecko.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Kto spodziewałby się, że nastolatek wywodzący się z tak dobrego domu, wraz z wyjazdem na studia podejmie tak wiele wyborów, które według niektórych mogłyby zostać uznane za karygodne? W oczach Hartwooda Armin był specyficznym dzieciakiem; tym, do którego trzeba było mieć wiele cierpliwości i odpowiednie podejście. Mimo wszystko nie wydawał mu się jednak szczególnie problematyczny. Być może bywał dziwnie rozkapryszony i zachowywał się jak prawdziwe, najmłodsze dziecko swoich rodziców, ale Blaze nie dostrzegał w tym nic zaskakującego. Więc nawet gdyby dotarły do niego pogłoski wprost z Mediolanu, a podkoloryzowane plotki jeszcze przez tydzień obijałyby się echem o ściany w rodzinnym domu Bennettów, to prokurator z pewnością by w to nie uwierzył. A przynajmniej nie w pierwszej chwili, gdy próbując przypomnieć sobie Armina, próbowałby przetrawić informację, że nastolatek spotykał się ze swoim nauczycielem. Byłaby to jednak wieść, którą starszy z pewnością by się zainteresował; bo o ile nie był sadystą, który przyglądałby się furii głowy rodziny i wielkim kazaniom, które odprawiliby mu rodzice, to chciałby po prostu dowiedzieć się, jak to możliwe. Jakim cudem ten uroczy dzieciak, który podbijał serca swoich ciotek, wplątał się w tak niebezpieczny romans, narażając tym samym nie tylko reputację swojej rodziny, ale też własną przyszłość? 
Wystarczy, że oderwiesz się od telefonu. Bywam tu na tyle często, że zdjęcie z pewnością nie będzie ci potrzebne — zauważył dość uczynnie, bo jeśli tylko Bennett wrócił na jakiś czas, to najpewniej nie mógł go unikać, wpadając na niego przynajmniej parę razy w tygodniu. Tym bardziej, jeśli Blaze kręcił się blisko jego ojca i brata, dopiero późnymi wieczorami odrywając się od pracy, by poprzebywać z samym sobą. I pewnie tego dnia zrobiłby to samo, gdyby tylko nastolatek nie pokrzyżował mu planów; ale jeśli jego towarzystwo potrafiło go zabawić, to dlaczego Hartwood miałby już teraz zniknąć za drzwiami swojej sypialni, dość brutalnie spławiając dzieciaka? — Tylko jeśli mam rację — stwierdził z wyjątkowo słodkim uśmiechem; bo zbyt często wydawało mu się, że ją ma. Pewności siebie na pewno mu nie brakowało, czego jednak nie mógłby powiedzieć o zrozumieniu, które bywało w jego przypadku dość kruche. Dlatego słysząc, jak dzieciak zaczyna się pieklić, Blaze znów spojrzał na niego z lekkim politowaniem, zaraz po tym zastanawiając się, co właściwie tak bardzo go zdenerwowało. I mógłby dojść do tego sam, gdyby tylko nie był zupełnie bezpośredni. — Uraziłem cię? — zapytał bez wahania, dostrzegając, że chłopiec był rozdrażniony, co właściwie całkiem go bawiło. Nie zamierzał jednak mu tego pokazywać w obawie, że osiemnastolatek zacznie wkrótce krzyczeć, stawiając cały dom na nogi. Bo jak miałby wytłumaczyć jego rodzicom to, że w ciągu parunastu minut tak bardzo zdenerwował ich syna? W dodatku, gdy stała przed nim butelka tego samego alkoholu, który Armin miał w swojej szklance? Blaze wolał więc spokojnie mu się przypatrywać. Nie zamierzał prowadzić z nim dyskusji, które go nie interesowały i nie zależało mu też na toczeniu z nim wojen. — Głupi i wredny. Niech ci będzie, jeśli tylko poprawi ci to humor — westchnął, niczym człowiek zmęczony swoim życiem. Nie obchodziło go to, jakim nazewnictwem rzucał w jego kierunku młodszy; jeśli tylko miał taki kaprys, to prokurator nie zamierzał go powstrzymywać. Bo kim właściwie był, żeby to robić? — To całkiem spory zaszczyt. Lubię być powodem, dla których inni coś robią — zauważył, tym razem całkiem szczerze, choć mogło zabrzmieć to dość prześmiewczo. — Ale powinieneś dokładnie przemyśleć zrzucenie się z klifu. Twojej mamie byłoby przykro, gdybyś to zrobił — dodał, nadal komentując jego słowa. I dopiero jego drobny wybuch sprawił, że Blaze dolał sobie wina, wlepiając w niego dość zafascynowane spojrzenie; bo wściekli ludzie byli naprawdę zaskakujący. Gdy z ludzi wychodziły te wyraziste emocje, Hartwood mógł przyglądać im się godzinami. — To prawda — potwierdził. — Nie sądzisz, że to byłoby trochę głupie? Nie mogę traktować wszystkich w ten sam sposób. Mam zupełnie odmienny stosunek co do twojego brata i ojca. No i do ciebie — stwierdził, bo w jego odczuciu nie było to nic złego. — Gdy wyjeżdżałem na studia, byłeś tylko dzieciakiem, Min — zaczął nadzwyczaj spokojnie, stukając palcami w kieliszek. — Nie miałeś dla mnie tego samego znaczenia co twój brat, bo plątałeś mi się pod nogami i złościłeś się, gdy wyciągałem Nate’a z domu — przypomniał mu, przechylając łepetynę do boku. — Traktuję twoją rodziny jak równych sobie. Więc pokaż mi, że nie jesteś tylko rozpieszczonym dzieciakiem, który nie potrafi zapanować nad swoim temperamentem — podsumował, tym samym pokazując mu, że osiemnastolatek nie musiał zbyt mocno się starać, by dołączyć do reszty Bennettów, których przecież Blaze odwiecznie szanował. I zaraz po tym przewrócił oczami, ostatecznie odrywając od niego wzrok, żeby dać mu trochę przestrzeni; szczególnie jeśli Armin pośpiesznie opróżnił zawartość swojego kieliszka, najpewniej nie mając wyjątkowo dobrej odporności na alkohol. Opierając więc głowę na fotelu, starszy przymknął oczy, znów opierając szkło na ustach. — Opowiedz mi coś o Mediolanie. Muszę wyrwać się stąd na wakacje, więc może odwiedzę cię któregoś dnia — mruknął i czekając na jakiekolwiek opowieści, wziął kolejny łyk wina. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Rozmawianie z tobą jest o wiele trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej — westchnął; chociaż nie, żebym miał kiedyś zbyt wiele okazji, aby to robić. Armin potrzasnął niesfornie głową, by roztrzepane kosmyki włosów, nie wpadały mu do oczu i ponownie odetchnął, jak najprawdziwszy nastolatek, zmęczony swoim ciężkim życiem. A może raczej, męczącym towarzystwem pewnego prokuratora; bo właściwie, jak student o tym myślał, to dochodził do wniosku, że lepiej było jak tyle nie gadali. Teraz, będąc nieco starszym i bardziej rozumnym, zaczynał to doceniać; domyślał się, że pisane im było nie zgadzanie się w naprawdę wielu kwestiach. — Nie siedzę cały czas na telefonie — odparł marudnie, przez krótką chwilę czując się tak, jakby rozmawiał ze swoją matką. Ona też regularnie zwracała mu uwagę, że zbyt często siedzi w internecie, zapominając o podstawowych manierach i swojej rodzinie, która przecież była tuż przed jego nosem. — To był żart. Nie chcę twojego zdjęcia — mlasnął, odchylając głowę, by oprzeć ją swobodnie o poduszkę za swoim karkiem i rzucił nieco nerwowe spojrzenie na sufit. — W to akurat nie wątpię. Pozostało mi się tylko cieszyć, że mamy wolne sypialnie w domu, bo pewnie z przyjemnością oddaliby ci mój pokój — mruknął, wzruszając ramionami, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jego rodzina ceniła sobie obecność Hartwooda. — Także wiem, że jeszcze zdążę się tobą nacieszyć. Dzięki za przypomnienie — parsknął, nawet brzmiąc, jakby realnie cieszył się z faktu, że Blaze jest tak ogromną częścią jego życia. Choć do tej pory, było mu to całkiem obojętne; a przynajmniej do czasu, gdy wyjechał z Hope Valley, bo wtedy może od czasu do czasu robił coś, by nieco ślepo mu zaimponować. Cała ta sytuacja wcale go nie bawiła; właściwie to Blaze wszystko zepsuł, bo przez cały wieczór, chłopiec był w naprawdę wyśmienitym humorze. Początek ich rozmowy też nie należał do najgorszych, ale jak zwykle coś musiało się w trakcie rozwalić. Spoglądając na jego przesłodzony uśmiech, Armin z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami. — Umiesz przyznawać, że nie masz racji? Pytam, bo nie wyglądasz na takiego człowieka — skomentował jego słowa, obserwując go uważnie. Mimo że chłopak przewijał się niemal przez całe jego życie, to Armin nadal dużo nie wiedział na jego temat; między innymi dlatego, że się nie interesował albo był zbyt młody, by zrozumieć niektóre sprawy. Teraz był bardziej zaciekawiony jego historią i osobowością; w końcu Blaze był specyficzny i nikt nie mógł tego tak trafnie dostrzec jak Min, który przecież we Włoszech miał bezustannie styczność z… różnymi ludźmi. Poza tym chciał przekonać się na własnej skórze, co było takie fajnego w prokuratorze, że wszyscy chcieli go zatrzymać przy sobie na znacznie dłużej. — Wkurzyłeś mnie — poprawił go, jakby była to dość znacząca zmiana. Zamiast jednak dalej siedzieć jak naburmuszone dziecko, co zresztą wychodziło mu chyba najlepiej, Armin po prostu opadł policzek na dłoni, nadal zerkając na niego z ożywieniem.
Wyzywanie starszego wcale nie poprawiło mu humoru; a przynajmniej nie na dłuższą metę. Dlatego też student potarł policzek, jakby skończyły mu się logiczne argumenty i kulturalne wyzwiska, którymi mógł go obrzucać. Poza tym Blaze wykazał się, swego rodzaju, dojrzałością, ignorując jego zaczepki; a to sprawiło, że Armin zaczerwienił się jeszcze bardziej, czując się jak czternastoletni dzieciak. — Nie dam się sprowokować — rzucił nagle twardo, słysząc jego słowa, choć grzało go na sam dźwięk jego głosu. Nie podobało mu się to, jak gniewnie na niego reagował; nie szukał wrogów, a Hartwood robił wszystko, by trafić na jego czarną listę. Dlatego też Bennett zaciskał mocno usta, próbując kontrolować wszystko, co automatycznie z niego wychodziło. — Jej byłoby przykro nawet wtedy, gdybyś to ty jej powiedział, że nigdy więcej nie wrócisz. Jak mógłbym brać jej słowa na poważnie? — parsknął z niedowierzaniem, opierając jedną z dłoni na oparciu kanapy. Próbował zgrywać luzaka, który świetnie się bawi, ale w rzeczywistości próbował odzyskać kontrolę nad rozmową, jak tylko mógł. Bezustanne ośmieszanie się nie wchodziło nawet w grę; szczególnie dlatego, że coraz bardziej zależało mu na tym, by wyglądać, jak dorosły. I tym razem Armin nie pytał, czy Hartwood zapełni też i jego szklankę. Po prostu sam sprawnie przechwycił butelkę, by zalać swoje naczynie. — Mam na imię Armin, a nie Min — przypomniał mu uczynnie, ściągając gniewnie brwi, przez co pewnie wyglądał na jeszcze młodszego niż realnie był. — Już nie jestem tym dzieciakiem, który biegał przez cały dzień za Natem. Mam ważniejsze sprawy na głowie — powiedział, odwracając wzrok, by utkwić je w lampkach na zewnątrz. — Poza tym nie powinieneś mnie oceniać przez pryzmat tego, gdy miałem dziesięć lat. Teraz jestem kompletnie innym, dojrzałym człowiekiem — dodał z takim zaangażowaniem, że z całego tego ożywienia, rozszerzył jeszcze bardziej oczy. I wyglądało to bardziej tak, jakby to siebie chciał przekonać o swojej dojrzałości, a nie swojego rozmówcę. Rozpieszczonym bachorem? powtórzył za nim, prychając z urazą. — Niby w którym momencie? Przez cały czas sam o wszystko walczyłem. Nawet szkołę załatwiałem sobie w pojedynkę, bo rodzice nie byli zadowoleni z mojego wyboru. Kiedy mnie rozpieścili, co? O niczym nie wiesz, Blaze — warknął ze złością, na nowo wyciągając telefon, by napisać do swojego znajomego z Mediolanu, że gada z głupim przyjacielem jego brata i że zaraz nie wytrzyma. I gdy tylko przeczytał wiadomość, uśmiechnął się lekko; może to właśnie był najlepszy sposób na odreagowanie? Chłopiec drgnął nerwowo, dopiero gdy Hartwood powiadomił go o swojej możliwej wizycie. — Mediolan? Nah, myślę, że o wiele bardziej spodoba ci się w Paryżu albo Barcelonie. Mediolan jest specyficzny, na pewno się tam nie odnajdziesz — powiedział szybko; przecież nie wiedział, czy do tej pory zdoła tam wrócić. — Poza tym… jeszcze pomyślę, że naprawdę chcesz się ze mną niedługo zobaczyć — dodał bez namysłu, chcąc jak najszybciej zmienić temat na znacznie wygodniejszy.
mów mi/kontakt
armino
ODPOWIEDZ