Joseph Warren, Hailee Burkhart, Thanatos D. Maverick
- Mamy chyba wszystko - stwierdziła, omotawszy zastawiony stół w ogrodzie wzrokiem. Na półmiskach, czekały aż grill osiągnie odpowiednią temperaturę mięsa oraz skrojone warzywa. Kilka z nich - jak na przykład ziemniaki - owinęła dodatkowo sreberkiem, ukrywając w środku przyprawę oraz niespodziankę. Pogoda dopisywała, a i tak poprosiła Josepha o rozłożenie parasola. Jeśli nie przed deszczem, to na pewno rzuci większy cień. Nikt nie lubił spiekoty, nawet Grace ostatnimi czasy - z wiadomych względów - unikała długiego przesiadywania na słońcu.
Na stole stanęły także zimne i lekkie przekąski - głównie sałaty z kwaśnym dresingiem, faszerowane, pokrojone w kąski naleśniki, pity i arbuzy. Deser chłodził się w lodówce, podobnie jak musujące wino oraz piwo. Do owocowej lemoniady z naprawdę sporą garścią kostek lodu dołączono kranik, aby bez trudu wypełnić fikuśne szklanki przypominające przekrój owoców. Grace zastrzegła, aby dwójka gości, z którą chcieli zjeść kolację przed wylotem do Las Vegas po prostu przyszła i niczego ze sobą nie przynosiła. Zadbała o każdy detal, obawia się więc, że wspólne grillowanie pod wpływem nadmiaru jedzenia przerodzi się w pełnoprawną, kilkudniową sieste.
Świętować mogli podwójnie - remont domu dobiegał końca. Główne, najcięższe pracę mieli już za sobą. Uporali się także z większością tego, o co Joseph chciał zadbać osobiście. Grace nie wierzyła, że uda im się dotrzymać terminu, jaki założyli, a jednak - wszystko na ten moment wskazywało, że po powrocie z Las Vegas, wrócą do odmienionego wnętrza. Tego wymarzonego.
- Pomóc Ci? - dotknęła ramienia Josepha, który majstrował przy grillu i uśmiechnęła się do niego. Grace miała na sobie białą, koronkową sukienkę i słomkowy kapelusz. Wyglądała tak, jak wtedy, gdy poprosił ją o rękę. Wciąż nie było na pierwszy rzut oka widać po niej ciąży. Należało się naprawdę dobrze przyjrzeć, aby dostrzec pewną asymetrię gdy tak, jak teraz, ściągnęła w pasie plecionym paseczkiem materiał.
- Przyniosłem z domu głośnik, ale nie wiem, czy Bach bądź Mozart będą pasować do okoliczności... Może Wiosna Vivaldiego? - zastanawiała się na głos, wtuliwszy się w plecy mężczyzny. Skubnęła kilkukrotnie materiał jego koszuli, wyplątując z niej puszki.
a
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird, Hailee Burkhart, Thanatos D. Maverick
Nie mógł uwierzyć — namówiła na grilla Josepha tak, jak proponowała mu urwanie się z pracy, w dniu, w którym po ośmiogodzinnej zmianie nie mógłby wyjść..., bo dokumenty do wypełnienia zalegając za długo były nie do ogarnięcia; nie wiedział czy się cieszy, mimo że mieli przyjmować przyjaciół Grace..., znała się z Maverickiem, z którym w tym samym wydziale pracował Joseph. Lubili się... mimo, że on był tym, za którego zaplanował wydać Grace, Blackbird. Co to właściwie zmieniało i znaczyło w chwili, w której wybrała jego? Przyjaźnili się tak, jak przyjaźnili się z McKayem czy Sherwoodem. Nie miał w sobie wiecznie płonącego ognia zemsty, której nie dochodziłby, bo nie miał powodów, żeby mścić się o co? O coś, co było przeszłością? A tym bardziej teraz... Został przełożonym Mavericka, a ten nie narzekał chyba; przynajmniej Joseph miał taką nadzieję.
Co do Hailee..., nie wiedział o niej więcej jak, że jest pielęgniarką i..., pracoholikiem takim, jakim była Grace. Nie widział, żeby była nachmurzona, nawet wtedy, kiedy padała wykończona. Lubił ją i nie spodziewał się, żeby to mogło się zmienić..., o ile nie zacznie przekonywać Grace, żeby przekonała go do odwiedzenia lekarza... — a na badania..., nie wybierał się tak długo, jak długo obecne nie utracą ważności.
Nie wiedział, co z tego wyjdzie; pocieszał się, że Grace zaszalała z jedzeniem i jeśli wysadzi w powietrze grilla, będą mieli jedzenia pod dostatkiem. Uśmiechnął się do niej i nachylając, całował łagodnie policzek kobiety, żeby wyszeptać w ucho:
– Wiosna? Na grillu? Wiesz, że cię kocham i mogę słuchać klasyki z tobą zawsze, ale nie..., i najlepiej, jeśli wybiorą coś, co lubią. Przeżyjemy. Przeżyjemy? – Odwrócił się i sięgnął po szczypce, którymi poprawił wolno nagrzewający się ruszt. – Thanatos przyjdzie sam? Czy z synem? – Spojrzał na nią, ale nie zdążyła odpowiedzieć; rozległ się dzwonek i kobieta zniknęła w drzwiach do domu. Uśmiechnął się, zastanawiając się kto okaże się, że jest przed czasem; miał co do tego przypuszczenia, ale chciał się przekonać — słyszał zbliżającą się Grace i jej przyjaciółkę..., nie pomylił się więc...
Nie mógł uwierzyć — namówiła na grilla Josepha tak, jak proponowała mu urwanie się z pracy, w dniu, w którym po ośmiogodzinnej zmianie nie mógłby wyjść..., bo dokumenty do wypełnienia zalegając za długo były nie do ogarnięcia; nie wiedział czy się cieszy, mimo że mieli przyjmować przyjaciół Grace..., znała się z Maverickiem, z którym w tym samym wydziale pracował Joseph. Lubili się... mimo, że on był tym, za którego zaplanował wydać Grace, Blackbird. Co to właściwie zmieniało i znaczyło w chwili, w której wybrała jego? Przyjaźnili się tak, jak przyjaźnili się z McKayem czy Sherwoodem. Nie miał w sobie wiecznie płonącego ognia zemsty, której nie dochodziłby, bo nie miał powodów, żeby mścić się o co? O coś, co było przeszłością? A tym bardziej teraz... Został przełożonym Mavericka, a ten nie narzekał chyba; przynajmniej Joseph miał taką nadzieję.
Co do Hailee..., nie wiedział o niej więcej jak, że jest pielęgniarką i..., pracoholikiem takim, jakim była Grace. Nie widział, żeby była nachmurzona, nawet wtedy, kiedy padała wykończona. Lubił ją i nie spodziewał się, żeby to mogło się zmienić..., o ile nie zacznie przekonywać Grace, żeby przekonała go do odwiedzenia lekarza... — a na badania..., nie wybierał się tak długo, jak długo obecne nie utracą ważności.
Nie wiedział, co z tego wyjdzie; pocieszał się, że Grace zaszalała z jedzeniem i jeśli wysadzi w powietrze grilla, będą mieli jedzenia pod dostatkiem. Uśmiechnął się do niej i nachylając, całował łagodnie policzek kobiety, żeby wyszeptać w ucho:
– Wiosna? Na grillu? Wiesz, że cię kocham i mogę słuchać klasyki z tobą zawsze, ale nie..., i najlepiej, jeśli wybiorą coś, co lubią. Przeżyjemy. Przeżyjemy? – Odwrócił się i sięgnął po szczypce, którymi poprawił wolno nagrzewający się ruszt. – Thanatos przyjdzie sam? Czy z synem? – Spojrzał na nią, ale nie zdążyła odpowiedzieć; rozległ się dzwonek i kobieta zniknęła w drzwiach do domu. Uśmiechnął się, zastanawiając się kto okaże się, że jest przed czasem; miał co do tego przypuszczenia, ale chciał się przekonać — słyszał zbliżającą się Grace i jej przyjaciółkę..., nie pomylił się więc...
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Grace Blackbird Joseph Warren Thanatos D. Maverick
Bardzo długo zastanawiała się co podarować im z okazji ślubu. Ciągle była sceptycznie do tego nastawiona, ale co ona mogła zrobić. Nic. Potrzebowała jeszcze trochę czasu na zaakceptowanie tego. Nie znała Josepha zbyt dobrze, wiedziała o nim tylko tyle, ile przyjaciółka sama chciała jej powiedzieć. Nigdy nie oceniała kogoś, kogo nie znała. Może właśnie dzisiejsza kolacja będzie idealną okazją na to, żeby go lepiej poznać. Potrzebowała czegoś, co ją uspokoi i upewni, że jest on tym, który naprawdę zadba i uszczęśliwi Grace.
Od kilku dni przeszukiwała Internet w poszukiwaniu najlepszego prezentu ślubnego . Wiedziała, że jadą do Vegas sami, ale mimo wszystko chciała dać im coś od siebie. Dopiero wczoraj przechodząc obok sklepu z dekoracją wnętrz, w oczy rzuciła jej ramka na zdjęcia. Ale nie taka zwykła, tylko cyfrowa. Pomyślała, że to nie był głupi pomysł, a jak w końcu wyremontują dom, będą mogli postawić ją na jakieś komodzie lub stoliku. Jeszcze wczoraj w nocy wgrała dwa zdjęcia. Niestety nie miała żadnego zdjęcia z Josephem i skoro niedługo poślubi jej najlepszą przyjaciółkę, w pakiecie dostanie i ją, więc będzie musiał stanąć z nią przed obiektem aparatu, bo Hailee lubiła robić zdjęcia z przyjaciółmi. Bo kiedyś się nimi staną, prawda?
Pierwsze zdjęcie jakie wgrała, było to, które przyjaciółka wysalała jej z wakacji, zaraz po tym, jak Joseph postanowił jej się oświadczyć. A drugie, to było pierwsze zdjęcie jej i Grace, kiedy pojechały razem zejść coś na mieście. To było dawno temu, ale bardzo lubiła to zdjęcie.
Nie lubiła się spóźniać, dlatego nie zdziwiła się, że przybyła jako pierwsza. Wyściskała Grace w drzwiach, chwaląc również jej strój. Trzymając prezent w dłoni, podążyła za nią na tył domu. Uśmiechnęła się, widząc ile jedzenia przygotowała przyjaciółka. Nikt dzisiaj nie wyjdzie stąd głodny.
- Cześć, Joseph. - Zbliżyła się do niego, witając się z nim delikatnym uściskiem i buziakiem w policzek. - Widzę, że jak zawsze miejsce mężczyzny, jest przy grillu. - Zaśmiała się , odsuwając do niego. Wyciągnęła prezent w ich stronę. - Chciałbym dać wam teraz prezent ślubny. To nic wielkiego, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. - Ktoś z nich odebrał od niej prezent, a ona modliła się, żeby im się spodobał.
Kilka minut później cała trójka słyszała dzwonek do drzwi. Hailee pamiętała, że na kolacji miał być jeszcze jeden przyjaciel Grace, którego ona jeszcze nie znała. Trzech policjantów i jedna pielęgniarka. To będzie ciekawa kolacja.
Bardzo długo zastanawiała się co podarować im z okazji ślubu. Ciągle była sceptycznie do tego nastawiona, ale co ona mogła zrobić. Nic. Potrzebowała jeszcze trochę czasu na zaakceptowanie tego. Nie znała Josepha zbyt dobrze, wiedziała o nim tylko tyle, ile przyjaciółka sama chciała jej powiedzieć. Nigdy nie oceniała kogoś, kogo nie znała. Może właśnie dzisiejsza kolacja będzie idealną okazją na to, żeby go lepiej poznać. Potrzebowała czegoś, co ją uspokoi i upewni, że jest on tym, który naprawdę zadba i uszczęśliwi Grace.
Od kilku dni przeszukiwała Internet w poszukiwaniu najlepszego prezentu ślubnego . Wiedziała, że jadą do Vegas sami, ale mimo wszystko chciała dać im coś od siebie. Dopiero wczoraj przechodząc obok sklepu z dekoracją wnętrz, w oczy rzuciła jej ramka na zdjęcia. Ale nie taka zwykła, tylko cyfrowa. Pomyślała, że to nie był głupi pomysł, a jak w końcu wyremontują dom, będą mogli postawić ją na jakieś komodzie lub stoliku. Jeszcze wczoraj w nocy wgrała dwa zdjęcia. Niestety nie miała żadnego zdjęcia z Josephem i skoro niedługo poślubi jej najlepszą przyjaciółkę, w pakiecie dostanie i ją, więc będzie musiał stanąć z nią przed obiektem aparatu, bo Hailee lubiła robić zdjęcia z przyjaciółmi. Bo kiedyś się nimi staną, prawda?
Pierwsze zdjęcie jakie wgrała, było to, które przyjaciółka wysalała jej z wakacji, zaraz po tym, jak Joseph postanowił jej się oświadczyć. A drugie, to było pierwsze zdjęcie jej i Grace, kiedy pojechały razem zejść coś na mieście. To było dawno temu, ale bardzo lubiła to zdjęcie.
Nie lubiła się spóźniać, dlatego nie zdziwiła się, że przybyła jako pierwsza. Wyściskała Grace w drzwiach, chwaląc również jej strój. Trzymając prezent w dłoni, podążyła za nią na tył domu. Uśmiechnęła się, widząc ile jedzenia przygotowała przyjaciółka. Nikt dzisiaj nie wyjdzie stąd głodny.
- Cześć, Joseph. - Zbliżyła się do niego, witając się z nim delikatnym uściskiem i buziakiem w policzek. - Widzę, że jak zawsze miejsce mężczyzny, jest przy grillu. - Zaśmiała się , odsuwając do niego. Wyciągnęła prezent w ich stronę. - Chciałbym dać wam teraz prezent ślubny. To nic wielkiego, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. - Ktoś z nich odebrał od niej prezent, a ona modliła się, żeby im się spodobał.
Kilka minut później cała trójka słyszała dzwonek do drzwi. Hailee pamiętała, że na kolacji miał być jeszcze jeden przyjaciel Grace, którego ona jeszcze nie znała. Trzech policjantów i jedna pielęgniarka. To będzie ciekawa kolacja.
mów mi/kontakt
Werson
a
Thanatos na początku nie chciał iść na tego grilla, ponieważ nie miał z kim zostawić swojego syna, ale kiedy podzielił się swoimi obawami z Blackbird - ta zapewniła, że Louis również jest mile widziany w jej, a właściwie ich domu. Okazało się, że Warren i Blackbird są sąsiadami Mavericka. Wyszło to w zasadzie podczas ich pierwszej rozmowy na komisariacie, gdy Than zaczynał swoją pracę. Ucieszył się na widok dobrze znanej sobie twarzy. Zdawał sobie sprawę z tego, że w pewnym sensie może to wszystko wyglądać dziwnie, bo on i profilerka kiedyś byli razem, ale dla obojga to już dawno zamknięty rozdział. Chcę z całego serca by Grace była szczęśliwa. Zależy mu na niej, ale jak na siostrze, nic więcej, dlatego też ucieszył się, gdy kobieta mu się pochwaliła tą cudowną wiadomością. On niestety nie miał szczęścia w swoim życiu, jeżeli chodzi i związki, ale czy jest mu z tym źle? Nie. Odbudował swoje życie po tym wszystkim co działo się u niego. W pewnych sprawach zawalił i kontakty się trochę ochłodzily, ale musiał się skupić na tym by dojść do pełnej sprawności. Na szczęście nie stracił swojego ducha, nie zmienił się ani o trochę. No po prostu ma swój urok. Jest szczerym i otwartym człowiekiem, dlatego Joseph nie musi się go obawiać jeżeli chodzi o Grace, ale podejrzewa, że jego zapewnienia nie uspokoją jego serca, musi się o tym przekonać sam. Nie chce mieć wrogów w swoim miasteczku, a przede wszystkim w pracy. Jest ciepłym człowiekiem, który troszczy się o bliskich. Na początku może się wydawać dość hmm.. Straszny? Tak, coś w tym rodzaju, ale to tylko pozory. To dzieciak w ciele rosłego i dobrze zbudowanego faceta.
Nie chciał iść na grilla z pustymi rękami, bo tak trochę głupio. Znak Grace i wiedział, że kobieta zadba o to by nie zabrakło im jedzenia. Na samym początku nie wiedział co im kupić, bo w zasadzie musiał by dać prezent na dwie okazję. Ślub i ukończenie remontu domu, ale co dać? Z okazji remontu kupił im dwa ozdobne kubki, dość spore z wygrawerowanymi imionami. Nawiązaniem do kolejnej okazji był zabawny kosz z upominkami. Małemu kupił kwiatka, który chłopiec ochoczo trzymał w swoich małych pulchnych rączkach. Maverickowi udało się jakoś zabrać, małego miał na rękach u poszedł pod dom swoich nowych sąsiadów. Zadzwonił. Kiedy, któryś z gospodarzy wpuścił tych dwóch uroczych panów i zaprowadził na miejsce spotkania Thanatos uściskał Grace, przywitał się z Josephem i oczywiście wręczył prezenty. Louis po swojemu dał Grace kwiatka.
- Część. Jestem Thanatos, dla przyjaciół Tytan. - odparł przedstawiając się dziewczynie. Rzadko kto używał jego imienia. - Moi kochani, tak oficjalnie to jest Louis. - przedstawił swojego syna wszystkim.
Grace Blackbird Joseph Warren Hailee Burkhart
Nie chciał iść na grilla z pustymi rękami, bo tak trochę głupio. Znak Grace i wiedział, że kobieta zadba o to by nie zabrakło im jedzenia. Na samym początku nie wiedział co im kupić, bo w zasadzie musiał by dać prezent na dwie okazję. Ślub i ukończenie remontu domu, ale co dać? Z okazji remontu kupił im dwa ozdobne kubki, dość spore z wygrawerowanymi imionami. Nawiązaniem do kolejnej okazji był zabawny kosz z upominkami. Małemu kupił kwiatka, który chłopiec ochoczo trzymał w swoich małych pulchnych rączkach. Maverickowi udało się jakoś zabrać, małego miał na rękach u poszedł pod dom swoich nowych sąsiadów. Zadzwonił. Kiedy, któryś z gospodarzy wpuścił tych dwóch uroczych panów i zaprowadził na miejsce spotkania Thanatos uściskał Grace, przywitał się z Josephem i oczywiście wręczył prezenty. Louis po swojemu dał Grace kwiatka.
- Część. Jestem Thanatos, dla przyjaciół Tytan. - odparł przedstawiając się dziewczynie. Rzadko kto używał jego imienia. - Moi kochani, tak oficjalnie to jest Louis. - przedstawił swojego syna wszystkim.
Grace Blackbird Joseph Warren Hailee Burkhart
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
Joseph Warren Hailee Burkhart Thanatos D. Maverick
Cmoknęła, niezrażona komentarzem Josepha, wybrała na wyświetlaczu Cztery pory roku - Wiosna i po chwili, z głośnika słychać było cały zastęp skrzypiec i innych smyczków.
- Daj spokój. Są utwory ponadczasowe, jeśli nasi goście zażyczą sobie Beyonce, a szczerze w to wątpię, zmienimy - odwróciła się do mężczyzny, którego pochłonął grill. Jak jej się udało przekonać Josepha do podjęcia dwójki przyjaciół kolacją? Niech to pozostanie słodkim sekretem Grace.
Dzwonek do drzwi, zwrócił ich uwagę. Nie odpowiedziała na pytanie, zamiast tego wcisnęła w ręce Warrena koc oraz nienadmuchane, plażowe piłki. - Otworzę, a Ciebie proszę, abyś przygotował kącik dla Louisa... Thanatos będzie z synem - dodała, idąc sprężystym krokiem do domu. Przeszła przez kuchnie, korytarz i nie patrząc w judasza, otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, którą wyściskała już w progu.
- Co do minuty - śmiejąc się, poprowadziła Hailee przez dom, na moment zatrzymując się w kuchni, która zmieniła się nie do poznania za sprawą wyburzenia ściany i połączenia z oddzielaną wcześniej jadalnią, prosto do ogrodu. Widziała, że przyjaciółka niosła coś w ręku, ale nie dopytywała, skupiona na rozmowie o kolorze ścian i parkietu.
- Sam się zgłosił na ochotnika - wtrąciła się w niezobowiązującą wymianę zdań Hailee i Josepha. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że przyjaciółka omotała mężczyznę uważnym, badawczym spojrzeniem, aczkolwiek Grace uznała, że nawet, jeśli miała rację, lepiej się nie wtrącać.
Prezent, który im wręczyła, wzruszył ją. Pociągnęła nosem, przytulając Hailee po czym przeprosiła i otarła mokry kącik oka. Odwróciła się do obojga, tłumacząc, że zaraz rozmaże makijaż i nie kłamała.
- Nic wielkiego? To... To bardzo cenne, Hailee i dziękuję Ci. Zwłaszcza za zdjęcie, jakie wybrałaś - uśmiechnęła się, wpatrując w wgraną fotografię swoją i Burkhart. Gdyby zbliżyć, można byłoby dostrzec pianę, jaka została na ich nosie po upiciu łyka kawy ze spienionym mlekiem. Przesunęła palcem na kolejne, puste miejsce, łypiąc w tym momencie na Josepha. - Wiesz, czyje zdjęcie powinno znaleźć się tutaj, prawda?
Uciekł od odpowiedzi, gdy zadzwonił ponownie dzwonek do drzwi. Thanatosowi otworzył Joseph; w momencie, w którym zostały z Hailee same, Grace poruszyła charakterystycznie brwiami. - Wiem, o czym myślisz, Hailee.
Śmiała się jeszcze, gdy dołączył do nich Maverick z synem. Kucnęła, aby odebrać z rąk chłopczyka kwiatka i dać się mu przytulić, po czym połaskotała małego mężczyznę, aż nie roześmiał się radośnie. - Dziękuję, Lu.
Wyprostowawszy się, wyciągnęła ręce do Thanatosa i pozwoliła mu się wyściskać. Musiała manewrować kwiatkiem, aby ten nie został zgnieciony w niedźwiedzim ucisku.
- Tobie również. A skoro już jesteśmy w komplecie, Joseph może wam zaproponować piwa. Ja z kolei lemoniady... - przekazała kosz Warrenowi, palcami muskając jego dłoń, która zacisnęła się na rączce.
Cmoknęła, niezrażona komentarzem Josepha, wybrała na wyświetlaczu Cztery pory roku - Wiosna i po chwili, z głośnika słychać było cały zastęp skrzypiec i innych smyczków.
- Daj spokój. Są utwory ponadczasowe, jeśli nasi goście zażyczą sobie Beyonce, a szczerze w to wątpię, zmienimy - odwróciła się do mężczyzny, którego pochłonął grill. Jak jej się udało przekonać Josepha do podjęcia dwójki przyjaciół kolacją? Niech to pozostanie słodkim sekretem Grace.
Dzwonek do drzwi, zwrócił ich uwagę. Nie odpowiedziała na pytanie, zamiast tego wcisnęła w ręce Warrena koc oraz nienadmuchane, plażowe piłki. - Otworzę, a Ciebie proszę, abyś przygotował kącik dla Louisa... Thanatos będzie z synem - dodała, idąc sprężystym krokiem do domu. Przeszła przez kuchnie, korytarz i nie patrząc w judasza, otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, którą wyściskała już w progu.
- Co do minuty - śmiejąc się, poprowadziła Hailee przez dom, na moment zatrzymując się w kuchni, która zmieniła się nie do poznania za sprawą wyburzenia ściany i połączenia z oddzielaną wcześniej jadalnią, prosto do ogrodu. Widziała, że przyjaciółka niosła coś w ręku, ale nie dopytywała, skupiona na rozmowie o kolorze ścian i parkietu.
- Sam się zgłosił na ochotnika - wtrąciła się w niezobowiązującą wymianę zdań Hailee i Josepha. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że przyjaciółka omotała mężczyznę uważnym, badawczym spojrzeniem, aczkolwiek Grace uznała, że nawet, jeśli miała rację, lepiej się nie wtrącać.
Prezent, który im wręczyła, wzruszył ją. Pociągnęła nosem, przytulając Hailee po czym przeprosiła i otarła mokry kącik oka. Odwróciła się do obojga, tłumacząc, że zaraz rozmaże makijaż i nie kłamała.
- Nic wielkiego? To... To bardzo cenne, Hailee i dziękuję Ci. Zwłaszcza za zdjęcie, jakie wybrałaś - uśmiechnęła się, wpatrując w wgraną fotografię swoją i Burkhart. Gdyby zbliżyć, można byłoby dostrzec pianę, jaka została na ich nosie po upiciu łyka kawy ze spienionym mlekiem. Przesunęła palcem na kolejne, puste miejsce, łypiąc w tym momencie na Josepha. - Wiesz, czyje zdjęcie powinno znaleźć się tutaj, prawda?
Uciekł od odpowiedzi, gdy zadzwonił ponownie dzwonek do drzwi. Thanatosowi otworzył Joseph; w momencie, w którym zostały z Hailee same, Grace poruszyła charakterystycznie brwiami. - Wiem, o czym myślisz, Hailee.
Śmiała się jeszcze, gdy dołączył do nich Maverick z synem. Kucnęła, aby odebrać z rąk chłopczyka kwiatka i dać się mu przytulić, po czym połaskotała małego mężczyznę, aż nie roześmiał się radośnie. - Dziękuję, Lu.
Wyprostowawszy się, wyciągnęła ręce do Thanatosa i pozwoliła mu się wyściskać. Musiała manewrować kwiatkiem, aby ten nie został zgnieciony w niedźwiedzim ucisku.
- Tobie również. A skoro już jesteśmy w komplecie, Joseph może wam zaproponować piwa. Ja z kolei lemoniady... - przekazała kosz Warrenowi, palcami muskając jego dłoń, która zacisnęła się na rączce.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird, Hailee Burkhart, Thanatos D. Maverick
Stresował się; nie lubił jeść w obecności innych — krępował się, tym bardziej, że długo..., bardzo długo..., przełykał i po chwili wybiegał w najmniej spodziewanym momencie, do łazienki i..., kończyło się zawsze tak samo... Dodatkowo Burkhart pracowała w szpitalu w Cape Coral; była pielęgniarką i spodziewał się, że jego..., chudość może wzbudzić podejrzenia, że się głodzi..., a nie głodził się już. Żył i miał dla kogo żyć... Chciał dla niej żyć i tylko jej odejście rozdmuchałoby i rozbuchało na nowo tamten wygasły płomień, który trawił łapczywie myśli Josepha, a tak długo, jak długo płonął mężczyzna chciał pozamykać niezamknięte za sobą drzwi i, kiedy nie miałby na nic sił, położyć się i czekać..., po prostu... Umierać... Przeszedł ten najgorszy z wszystkich stanów woli śmierci do woli życia dzięki niej i..., dla niej...
Odwzajemnił łagodnie, dotykając do pleców Hailey jej uścisk i uśmiechnął się; zadrżały kąciki i opadająca powieka, ale nie myślał o tym..., myślał czy przez koszulkę przeliczyła wystające wciąż żebra? Łudził się, że nie...
– Hailee... – Uśmiechnął się kolejny raz i zapatrzył się w Grace; trzymała w dłoniach płaską, owiniętą starannie ozdobnym papierem i wstążką paczuszkę. Zamknął grill i podszedł do nich, obejmując Grace w pasie, oparł się o jej ramię i czekał aż zerwała papier zniecierpliwiona. Uśmiechnął się, przygryzając dolną wargę i spoglądając to na jedną, to na drugą przyjaciółkę, zaśmiał się tak, jak on z tym szczekliwym, chrapliwym pogłosem.
– Wiem już, że nie wymigam się od zdjęć..., Grace chce zrobić dla malutkiej album między innymi z naszymi zdjęciami... – Przerwał i dorywając wzrok od Burkhart, do której mówił przed chwilą, odsunął się od przyszłej żony i poszedł otworzyć jak zakładał Maverickowi. Przywitali się jak kumple; pracowali w tym samym wydziale i w zeszłym miesiącu ustalali grafiki — Joseph zdecydował się brać pracujące soboty i niedziele, żeby Than mógł zajmować się synem.
Przeszli do ogrodu, w którym wręczył im kosz z upominkami; Joseph zaniósł go do kuchni i nie wracał dłuższą chwilę, a kiedy pojawił się z powrotem, mały Louis wręczał Grace kwiatka, a potem odwrócił się w poszukiwaniu „dada”, ale wpadł w chude ramiona Josepha, które uniosły go w górę; naciągniętą na dłoń pacynką w kształcie kotka, zaczął zabawiać chłopca, a kiedy mały znudził się i zaczął rozglądać w poszukiwaniu nowej, innej rozrywki, posadził go na kocu między nadmuchanymi w pośpiechu dwoma piłkami i kilkoma pluszakami, które powiedział, żeby Grace wzięła z kartonu z rzeczami po Lori. Pogładził go po głowie i wrócił do grilla, a kiedy Grace wspomniała o piwie, uśmiechnął się..., wiedziała o co może chodzić, bo poprzedni wieczór spędził w towarzystwie Sherwooda i kilku wypitych butelek..., ale nie..., nie upił się zgodnie z tym, co jej obiecał.
– To pytanie musi..., musi paść... Co chcecie w pierwszej kolejności? Steki, kartofle czy warzywa? Ale od razu uprzedzam..., mistrzem, to może i jestem, ale chyba tylko od naleśników – zażartował, wpatrując się w gości, czekał co odpowiedzą.
Stresował się; nie lubił jeść w obecności innych — krępował się, tym bardziej, że długo..., bardzo długo..., przełykał i po chwili wybiegał w najmniej spodziewanym momencie, do łazienki i..., kończyło się zawsze tak samo... Dodatkowo Burkhart pracowała w szpitalu w Cape Coral; była pielęgniarką i spodziewał się, że jego..., chudość może wzbudzić podejrzenia, że się głodzi..., a nie głodził się już. Żył i miał dla kogo żyć... Chciał dla niej żyć i tylko jej odejście rozdmuchałoby i rozbuchało na nowo tamten wygasły płomień, który trawił łapczywie myśli Josepha, a tak długo, jak długo płonął mężczyzna chciał pozamykać niezamknięte za sobą drzwi i, kiedy nie miałby na nic sił, położyć się i czekać..., po prostu... Umierać... Przeszedł ten najgorszy z wszystkich stanów woli śmierci do woli życia dzięki niej i..., dla niej...
Odwzajemnił łagodnie, dotykając do pleców Hailey jej uścisk i uśmiechnął się; zadrżały kąciki i opadająca powieka, ale nie myślał o tym..., myślał czy przez koszulkę przeliczyła wystające wciąż żebra? Łudził się, że nie...
– Hailee... – Uśmiechnął się kolejny raz i zapatrzył się w Grace; trzymała w dłoniach płaską, owiniętą starannie ozdobnym papierem i wstążką paczuszkę. Zamknął grill i podszedł do nich, obejmując Grace w pasie, oparł się o jej ramię i czekał aż zerwała papier zniecierpliwiona. Uśmiechnął się, przygryzając dolną wargę i spoglądając to na jedną, to na drugą przyjaciółkę, zaśmiał się tak, jak on z tym szczekliwym, chrapliwym pogłosem.
– Wiem już, że nie wymigam się od zdjęć..., Grace chce zrobić dla malutkiej album między innymi z naszymi zdjęciami... – Przerwał i dorywając wzrok od Burkhart, do której mówił przed chwilą, odsunął się od przyszłej żony i poszedł otworzyć jak zakładał Maverickowi. Przywitali się jak kumple; pracowali w tym samym wydziale i w zeszłym miesiącu ustalali grafiki — Joseph zdecydował się brać pracujące soboty i niedziele, żeby Than mógł zajmować się synem.
Przeszli do ogrodu, w którym wręczył im kosz z upominkami; Joseph zaniósł go do kuchni i nie wracał dłuższą chwilę, a kiedy pojawił się z powrotem, mały Louis wręczał Grace kwiatka, a potem odwrócił się w poszukiwaniu „dada”, ale wpadł w chude ramiona Josepha, które uniosły go w górę; naciągniętą na dłoń pacynką w kształcie kotka, zaczął zabawiać chłopca, a kiedy mały znudził się i zaczął rozglądać w poszukiwaniu nowej, innej rozrywki, posadził go na kocu między nadmuchanymi w pośpiechu dwoma piłkami i kilkoma pluszakami, które powiedział, żeby Grace wzięła z kartonu z rzeczami po Lori. Pogładził go po głowie i wrócił do grilla, a kiedy Grace wspomniała o piwie, uśmiechnął się..., wiedziała o co może chodzić, bo poprzedni wieczór spędził w towarzystwie Sherwooda i kilku wypitych butelek..., ale nie..., nie upił się zgodnie z tym, co jej obiecał.
– To pytanie musi..., musi paść... Co chcecie w pierwszej kolejności? Steki, kartofle czy warzywa? Ale od razu uprzedzam..., mistrzem, to może i jestem, ale chyba tylko od naleśników – zażartował, wpatrując się w gości, czekał co odpowiedzą.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Grace Blackbird Joseph Warren Thanatos D. Maverick
To było nawet zabawne, kiedy ludzie myśleli, że zaraz zaciągnie ich do lekarza. Joseph mógł czuć się bezpiecznie, dopóki Grace nie powie coś na temat stanu jego zdrowia. I to było miłe, kiedy nawet praktycznie się nie znali, a witali jak starzy przyjaciele. Dla nich Grace była najważniejsza, więc prędzej czy później muszą dojść do jakiegoś porozumienia. Wiedziała, że miał dobrą pracę, kochał ją, ale dla niej to było trochę za mało.
Widziała wzruszenie na twarzy Grace i już wiedziała, że ramka była świetnym pomysłem.
- Grace nie płacz… - Wyciągnęła rękę, chcąc ją pocieszyć, ale zamiast tego została otoczona jej drobnymi ramionami w mocnym uścisku. Nie chciała doprowadzić ją do płaczu. Spojrzała na Josepha, kiedy Blackbird doprowadzała się do porządku.
- Oh to jest świetny pomysł. Koniecznie musicie to zrobić.- Posłała im szczery uśmiech. Takie pamiątki były najlepsze. W ogóle najlepsze prezenty to takie, które ktoś sam zrobi. Czuć w nich było miłość, chęci i starania.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Zagryzła wargę, powstrzymując się od śmiechu. Jeszcze przez chwile słychać było śmiech Grace. W ogrodzie pojawili się kolejni goście. Tak, jak pisała w smsie, miał przyjść jej przyjaciel z synem. Mężczyzna przywitał się z Grace, a następnie podszedł do niej.
- Hailee, miło Cię poznać Tytanie. - Była w lekkim szoku. Mężczyzna był tak wielki, że gdyby ją przytulił, to ona zniknęłaby w jego ramionach. Dosłownie. Nikt by jej nie znalazł. Przywitała się również z mały Louisem.
Wszyscy oprócz Josepha usiedli przy stole. Hailee jak to ona szybko nalała Grace lemoniady. Nawet zapytała się Tytana czy też ma ochotę.
- Może i nie wyglądam na taką, co jada steki, ale bardzo chętnie go zjem. Jak nie spalisz warzyw, to też poproszę. - Odezwała się do Josepha, żartując. Spojrzała po wszystkich - Wszyscy pracujecie w tym samym wydziale? - Miała dziwne wrażenie, że za chwile wszyscy powiedzą Tak.
To było nawet zabawne, kiedy ludzie myśleli, że zaraz zaciągnie ich do lekarza. Joseph mógł czuć się bezpiecznie, dopóki Grace nie powie coś na temat stanu jego zdrowia. I to było miłe, kiedy nawet praktycznie się nie znali, a witali jak starzy przyjaciele. Dla nich Grace była najważniejsza, więc prędzej czy później muszą dojść do jakiegoś porozumienia. Wiedziała, że miał dobrą pracę, kochał ją, ale dla niej to było trochę za mało.
Widziała wzruszenie na twarzy Grace i już wiedziała, że ramka była świetnym pomysłem.
- Grace nie płacz… - Wyciągnęła rękę, chcąc ją pocieszyć, ale zamiast tego została otoczona jej drobnymi ramionami w mocnym uścisku. Nie chciała doprowadzić ją do płaczu. Spojrzała na Josepha, kiedy Blackbird doprowadzała się do porządku.
- Oh to jest świetny pomysł. Koniecznie musicie to zrobić.- Posłała im szczery uśmiech. Takie pamiątki były najlepsze. W ogóle najlepsze prezenty to takie, które ktoś sam zrobi. Czuć w nich było miłość, chęci i starania.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Zagryzła wargę, powstrzymując się od śmiechu. Jeszcze przez chwile słychać było śmiech Grace. W ogrodzie pojawili się kolejni goście. Tak, jak pisała w smsie, miał przyjść jej przyjaciel z synem. Mężczyzna przywitał się z Grace, a następnie podszedł do niej.
- Hailee, miło Cię poznać Tytanie. - Była w lekkim szoku. Mężczyzna był tak wielki, że gdyby ją przytulił, to ona zniknęłaby w jego ramionach. Dosłownie. Nikt by jej nie znalazł. Przywitała się również z mały Louisem.
Wszyscy oprócz Josepha usiedli przy stole. Hailee jak to ona szybko nalała Grace lemoniady. Nawet zapytała się Tytana czy też ma ochotę.
- Może i nie wyglądam na taką, co jada steki, ale bardzo chętnie go zjem. Jak nie spalisz warzyw, to też poproszę. - Odezwała się do Josepha, żartując. Spojrzała po wszystkich - Wszyscy pracujecie w tym samym wydziale? - Miała dziwne wrażenie, że za chwile wszyscy powiedzą Tak.
mów mi/kontakt
Werson
a
Thanatos od bardzo dawno miał styczność z lekarzami praktycznie non stop od czasu postrzału, więc teraz wystrzegał się ich jak ognia. Ileż to razy miał konsultacje z jednym, drugim czy dziesiatym lekarzem, poniewaz jego przypadek był ciekawy. Serio? Miło, że kogoś cieszyło domniemane kalectwo, ale co tam. Nie oceniał, bo to w końcu ich praca, ale czasem mogliby się zastanowić nad tym co mówią przy pacjencie, ponieważ nie każdy ma tak grubą skórę i gadane jak Thanatos, który powiedział prosto z mostu, że mają go leczyć, a nie się zachwycać. Zadziałało. Miał w tyłku to co sobie o nim pomyśleli w tamtym momencie, ponieważ oni nie myśleli, gdy rzucali mu ciekawym przypadkiem prosto w twarz. Halo trzeba myśleć!
- Piękne imię. - odparł uśmiechając się do dziewczyny czarująco jak to miał w zwyczaju. Jedną z cech charakteru Thanatosa jest to, że mówi to co myśli. Czasami są to niemiłe rzeczy, ale też mówi komplementy jeżeli ktoś na to zasłuży. Spodobało mu się imię blondynki, więc jej o tym powiedział. Nie jest to jakiś suchy tekst na podryw by zrobić na niej dobre wrażenie, co nie zmienia faktu, że nie zauważył, że zszokował go jej wygląd i postura. No cóż. Mama karmiła go dobrze i pił dużo mleka i wyrósł jak to drzewo.
Kiedy jego małe serduszko przeszło przez ręce swoich nowych wujków i cioć wziął syna do siebie i Lou się do niego przytulił, Thanatos pocałował go w głowę przez co otrzymał najpiękniejszy dźwięk na świecie - jego śmiech, na co serce tego wielkiego skurczybyka urosło. - Ja poproszę stek. - odpowiedział uśmiechając się lekko do Josepha. Słysząc pytanie Hailee czuł się w obowiązku aby odpowiedzieć. - Dokładnie tak. - jego uśmiech się poszerzył, gdy spojrzał na blondynkę.
Joseph Warren Grace Blackbird Hailee Burkhart
- Piękne imię. - odparł uśmiechając się do dziewczyny czarująco jak to miał w zwyczaju. Jedną z cech charakteru Thanatosa jest to, że mówi to co myśli. Czasami są to niemiłe rzeczy, ale też mówi komplementy jeżeli ktoś na to zasłuży. Spodobało mu się imię blondynki, więc jej o tym powiedział. Nie jest to jakiś suchy tekst na podryw by zrobić na niej dobre wrażenie, co nie zmienia faktu, że nie zauważył, że zszokował go jej wygląd i postura. No cóż. Mama karmiła go dobrze i pił dużo mleka i wyrósł jak to drzewo.
Kiedy jego małe serduszko przeszło przez ręce swoich nowych wujków i cioć wziął syna do siebie i Lou się do niego przytulił, Thanatos pocałował go w głowę przez co otrzymał najpiękniejszy dźwięk na świecie - jego śmiech, na co serce tego wielkiego skurczybyka urosło. - Ja poproszę stek. - odpowiedział uśmiechając się lekko do Josepha. Słysząc pytanie Hailee czuł się w obowiązku aby odpowiedzieć. - Dokładnie tak. - jego uśmiech się poszerzył, gdy spojrzał na blondynkę.
Joseph Warren Grace Blackbird Hailee Burkhart
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
Joseph Warren Hailee Burkhart Thanatos D. Maverick
Dyskretnie - a przynajmniej tak się jej wydawało - pociągnęła nosem, po czym niespodziewanie, została objęła przez Hailee oraz Josepha. Śmiejąc się, że teraz jej sukienka jest już na pewno wygnieciona jak wyjęta psu z gardła odwróciła się do dwójki najbliższych jej osób i pokazując zdjęcia mężczyźnie, przeklikała te trzy, wgrane fotografie. Zanim Warren wyrwał otworzyć drzwi Thanatosowi, musnęła wargami jego policzek. Odłożyła cyfrową ramkę na stół i gestem wskazała Hailee krzesła. Do wyboru, do koloru.
- Czyżby? - droczyła się z dziewczyną jeszcze chwilę, tak że kiedy obaj z Louisem na czele weszli do ogrodu, usłyszeli dźwięczny, perlisty śmiech przyjaciółek.
Z nieukrywanym rozczuleniem, przyglądała się Josephowi, który zabawiał syna Mavericka. Ich wesoła paplaninę, zagłuszała klasyczna muzyką, którą Grace przez moment nuciła. Za plecami swojego przyszłego męża, mało dyskretnie szepnęła zarówno do Thanatosa, jak i Hailee. - Chyba się nada? - czując na sobie spojrzenie trzech par oczu, Warren pomachał do nich tą samą pacynką, którą bawił się z chłopcem. Pokręciła głową, opierając dłonie na jednym z krzeseł.
Po chwili odsunęła je i usiadła. Podziękowała, gdy Hailee napełniła także jej szklankę owocową lemoniadą. Pojedyncze borówki wpadły do środka, załamując światło w przeźroczystym szkle.
- Nie będę się wyłamywać, również poproszę steka. A o naleśnikach pomyślimy, przy okazji następnego spotkania - puściła Josephowi perskie oczko, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały.
Obejmując szklankę, kołysała ją ostrożnie w ręku.
- Poniekąd. Oficjalnie, jako profiler współpracuje z każdym wydziałem, ale ponieważ policja nie może mieć w swoich szeregach wolnego strzelca, bo nie przeżyłaby tego braku usystematyzowania, technicznie podpięta jestem przede wszystkim pod wydział zabójstw... Co ciekawe, ostatnio wpada mi całkiem sporo spraw z wydziału narkotykowego - naturalnie, Grace nie zamierzała się wdawać w szczegóły, mimo iż przy jednym stole siedzieli przedstawiciele zawodów praktycznie samych mundurowych.
Dyskretnie - a przynajmniej tak się jej wydawało - pociągnęła nosem, po czym niespodziewanie, została objęła przez Hailee oraz Josepha. Śmiejąc się, że teraz jej sukienka jest już na pewno wygnieciona jak wyjęta psu z gardła odwróciła się do dwójki najbliższych jej osób i pokazując zdjęcia mężczyźnie, przeklikała te trzy, wgrane fotografie. Zanim Warren wyrwał otworzyć drzwi Thanatosowi, musnęła wargami jego policzek. Odłożyła cyfrową ramkę na stół i gestem wskazała Hailee krzesła. Do wyboru, do koloru.
- Czyżby? - droczyła się z dziewczyną jeszcze chwilę, tak że kiedy obaj z Louisem na czele weszli do ogrodu, usłyszeli dźwięczny, perlisty śmiech przyjaciółek.
Z nieukrywanym rozczuleniem, przyglądała się Josephowi, który zabawiał syna Mavericka. Ich wesoła paplaninę, zagłuszała klasyczna muzyką, którą Grace przez moment nuciła. Za plecami swojego przyszłego męża, mało dyskretnie szepnęła zarówno do Thanatosa, jak i Hailee. - Chyba się nada? - czując na sobie spojrzenie trzech par oczu, Warren pomachał do nich tą samą pacynką, którą bawił się z chłopcem. Pokręciła głową, opierając dłonie na jednym z krzeseł.
Po chwili odsunęła je i usiadła. Podziękowała, gdy Hailee napełniła także jej szklankę owocową lemoniadą. Pojedyncze borówki wpadły do środka, załamując światło w przeźroczystym szkle.
- Nie będę się wyłamywać, również poproszę steka. A o naleśnikach pomyślimy, przy okazji następnego spotkania - puściła Josephowi perskie oczko, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały.
Obejmując szklankę, kołysała ją ostrożnie w ręku.
- Poniekąd. Oficjalnie, jako profiler współpracuje z każdym wydziałem, ale ponieważ policja nie może mieć w swoich szeregach wolnego strzelca, bo nie przeżyłaby tego braku usystematyzowania, technicznie podpięta jestem przede wszystkim pod wydział zabójstw... Co ciekawe, ostatnio wpada mi całkiem sporo spraw z wydziału narkotykowego - naturalnie, Grace nie zamierzała się wdawać w szczegóły, mimo iż przy jednym stole siedzieli przedstawiciele zawodów praktycznie samych mundurowych.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Warren, Hailee Burkhart, Thanatos D. Maverick
Wydawało się Josephowi, że w ostatnich chwilach Grace o wiele częściej, odwracała się od spojrzeń tak jego, jak i ich znajomych i współpracowników, pociągając nosem i wpatrując się w sufit; ostatnio nawet na filmach przyrodniczych, które nauczyła się oglądać dzięki niemu, ukrywała się pod dzierganym, miękkim kocem zamówionym z tego samego, co meble do pokoju małej sklepu. Uśmiechał się dobrotliwie do niej i przytulając, kołysał w chudych ramionach, ale nie komentował; nie chciał, żeby pilnując się, dusiła i nosiła w sobie emocje.
Przyglądał się Louisowi z..., rozrzewnieniem; mały chwilę zajął się piłkami i w końcu wyciągnął rączki do kotka, którym mieli wrażenie, że nie będzie się interesować. Wtulił w zabawkę policzek i po chwili popatrzył, rozglądając się i szukając „dada”. Przeszedł z rąk do rąk, żeby dotrzeć do miejsca, w którym widzieli, że czuł się najlepiej; na kolana taty. Joseph zamyślił się i wiedział, że może Grace domyślała się, w którą stronę kierowały się niespokojne i niepewne myśli Warrena — mimo że to, co widział w tym momencie, kiedy Louis zaśmiał się głośniej było obrazkiem przywodzącym na myśl lśniącą wizję przyszłości i marzenie..., nie było marzeniem Josepha; nie chciał syna, który mógłby być jego odbiciem i odbiciem jego ojca, a jednocześnie mordercy, którego obrzydliwy grzech kładł się najdłuższym i najciemniejszym cieniem na życiu dzieci i ich dzieci. Nie...
Odpędził od siebie to wszystko, bo to nie był czas, a tym bardziej okoliczności i uśmiechając się i kiwając głową, odpowiedział:
– Ja się wymigam i w takim wypadku upiekę ziemniaka, a dla was steki. – Zajął się mięsem; Grace widziała, jak nie dawał sobie rady bez zlewu — uśmiechała się do Josepha, a kiedy nie wytrzymał i zapowiadając, że idzie do kuchni i wróci z mięsem gotowym do opieczenia, zaśmiała się głośniej i serdecznie, nie powstrzymując się już. Żachnął się i mijając ją, pochylił się i pocałowawszy w policzek kobietę, szepnął tak cicho, jak cicho mu się udawało ochrypłym od darcia się w czasie wymiany podłóg głosem:
– Już się ze mnie nabijasz? – Wiedziała, że żartował. W kuchni nie spędził więcej, jak dwadzieścia minut; wyjęte z mieszanki przypraw w śmietanie, kawałki odsączając, odkładał na talerz — wymył miski i nóż, po tym jak poodkrawał tłuszcz z przerośniętymi miejscami i podsmażywszy steki na patelni, wrócił do gości. – O czym mówicie? – Spytał, spoglądając na Burkhart i Thana, aby dosiąść się do nich chwilę przed wstawieniem mięsa; węgiel, mimo że rozpalał wcześniej, nie spopielił się na tyle, na ile zakładał — zaczepiali się z Louisem, który starał się sprawdzić czy patykowaty, pachnący przyprawami i miętą palec chudego wujaszka mógłby być zjadalny.
– Than, a co dla Lou? W ostateczności mam kaszki mogę się podzielić... – spytał i spojrzał na Grace, aby po chwili powrócić do małej kopii Mavericka.
Wydawało się Josephowi, że w ostatnich chwilach Grace o wiele częściej, odwracała się od spojrzeń tak jego, jak i ich znajomych i współpracowników, pociągając nosem i wpatrując się w sufit; ostatnio nawet na filmach przyrodniczych, które nauczyła się oglądać dzięki niemu, ukrywała się pod dzierganym, miękkim kocem zamówionym z tego samego, co meble do pokoju małej sklepu. Uśmiechał się dobrotliwie do niej i przytulając, kołysał w chudych ramionach, ale nie komentował; nie chciał, żeby pilnując się, dusiła i nosiła w sobie emocje.
Przyglądał się Louisowi z..., rozrzewnieniem; mały chwilę zajął się piłkami i w końcu wyciągnął rączki do kotka, którym mieli wrażenie, że nie będzie się interesować. Wtulił w zabawkę policzek i po chwili popatrzył, rozglądając się i szukając „dada”. Przeszedł z rąk do rąk, żeby dotrzeć do miejsca, w którym widzieli, że czuł się najlepiej; na kolana taty. Joseph zamyślił się i wiedział, że może Grace domyślała się, w którą stronę kierowały się niespokojne i niepewne myśli Warrena — mimo że to, co widział w tym momencie, kiedy Louis zaśmiał się głośniej było obrazkiem przywodzącym na myśl lśniącą wizję przyszłości i marzenie..., nie było marzeniem Josepha; nie chciał syna, który mógłby być jego odbiciem i odbiciem jego ojca, a jednocześnie mordercy, którego obrzydliwy grzech kładł się najdłuższym i najciemniejszym cieniem na życiu dzieci i ich dzieci. Nie...
Odpędził od siebie to wszystko, bo to nie był czas, a tym bardziej okoliczności i uśmiechając się i kiwając głową, odpowiedział:
– Ja się wymigam i w takim wypadku upiekę ziemniaka, a dla was steki. – Zajął się mięsem; Grace widziała, jak nie dawał sobie rady bez zlewu — uśmiechała się do Josepha, a kiedy nie wytrzymał i zapowiadając, że idzie do kuchni i wróci z mięsem gotowym do opieczenia, zaśmiała się głośniej i serdecznie, nie powstrzymując się już. Żachnął się i mijając ją, pochylił się i pocałowawszy w policzek kobietę, szepnął tak cicho, jak cicho mu się udawało ochrypłym od darcia się w czasie wymiany podłóg głosem:
– Już się ze mnie nabijasz? – Wiedziała, że żartował. W kuchni nie spędził więcej, jak dwadzieścia minut; wyjęte z mieszanki przypraw w śmietanie, kawałki odsączając, odkładał na talerz — wymył miski i nóż, po tym jak poodkrawał tłuszcz z przerośniętymi miejscami i podsmażywszy steki na patelni, wrócił do gości. – O czym mówicie? – Spytał, spoglądając na Burkhart i Thana, aby dosiąść się do nich chwilę przed wstawieniem mięsa; węgiel, mimo że rozpalał wcześniej, nie spopielił się na tyle, na ile zakładał — zaczepiali się z Louisem, który starał się sprawdzić czy patykowaty, pachnący przyprawami i miętą palec chudego wujaszka mógłby być zjadalny.
– Than, a co dla Lou? W ostateczności mam kaszki mogę się podzielić... – spytał i spojrzał na Grace, aby po chwili powrócić do małej kopii Mavericka.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Grace Warren Joseph Warren Thanatos D. Maverick
Zarumieniła się słysząc komplement. Nie była do nich przyzwyczajona. Zazwyczaj takie komentarze słyszała od swoich pacjentów, którzy byli już starsi, a oni lubili mówić takie rzeczy wszystkim pielęgniarkom.
- Dziękuję. - Trochę zawstydzona skupiła się na czymś innym. Nie odebrała tego, jako podryw, po prostu nie była do tego przyzwyczajona.
Usłyszała komentarz Grace i zagryzła wargi.
- Noo... zobaczymy, jak usmaży steki - Odezwała się po chwili śmiejąc się pod nosem. I tak Joseph miał dużego plusa za to, że sam z siebie postanowił zająć się grillem. Trzymała za niego kciuki i miała nadzieję, że prócz sałatki uda jej się zjeść coś więcej.
Zaczynała coraz bardziej się rozluźniać. Siedziała obok Tytana i szczerze mówiąc, ciągle czuła się przy nim taka mała, drobna. Rozsiadła się wygodniej i sięgnęła po szklankę wody. Skubnęła jeszcze winogrono i patrząc na każdego po kolei jadła owoc.
- A kiedy przejdziesz na urlop macierzyński? - Miała nadzieję, że jak najszybciej. Nie chciała, żeby Grace się przepracowała. Tutaj najważniejsze było teraz jej zdrowie. Jej spojrzenie przeniosło się na jej narzeczonego. Miała nadzieje,że on dość szybko namówi Blackbird na urlop. Hailee już była w trakcie szukania dla nich najlepszej nauczycielki w szkole rodzenia. Robiła to na prośbę przyjaciółki.
Uśmiechnęła sie do Tytana, który trzymał małego na rękach. Chłopiec był uroczy.
- Pytałam się Grace i Thanatosa, czy wszyscy pracujecie w tym samym miejscu. - Odpowiedziała na pytanie Jospeha, który nagle pojawił się koło nich.
- Dużo macie pracy? Wydaje mi się, że w naszym mieście jest spokojnie. - Chyba że w mieście działo się wiele złych rzeczy, ale burmistrz skutecznie to tuszuje. Nie zdziwiłaby się, gdyby tak było.
Zarumieniła się słysząc komplement. Nie była do nich przyzwyczajona. Zazwyczaj takie komentarze słyszała od swoich pacjentów, którzy byli już starsi, a oni lubili mówić takie rzeczy wszystkim pielęgniarkom.
- Dziękuję. - Trochę zawstydzona skupiła się na czymś innym. Nie odebrała tego, jako podryw, po prostu nie była do tego przyzwyczajona.
Usłyszała komentarz Grace i zagryzła wargi.
- Noo... zobaczymy, jak usmaży steki - Odezwała się po chwili śmiejąc się pod nosem. I tak Joseph miał dużego plusa za to, że sam z siebie postanowił zająć się grillem. Trzymała za niego kciuki i miała nadzieję, że prócz sałatki uda jej się zjeść coś więcej.
Zaczynała coraz bardziej się rozluźniać. Siedziała obok Tytana i szczerze mówiąc, ciągle czuła się przy nim taka mała, drobna. Rozsiadła się wygodniej i sięgnęła po szklankę wody. Skubnęła jeszcze winogrono i patrząc na każdego po kolei jadła owoc.
- A kiedy przejdziesz na urlop macierzyński? - Miała nadzieję, że jak najszybciej. Nie chciała, żeby Grace się przepracowała. Tutaj najważniejsze było teraz jej zdrowie. Jej spojrzenie przeniosło się na jej narzeczonego. Miała nadzieje,że on dość szybko namówi Blackbird na urlop. Hailee już była w trakcie szukania dla nich najlepszej nauczycielki w szkole rodzenia. Robiła to na prośbę przyjaciółki.
Uśmiechnęła sie do Tytana, który trzymał małego na rękach. Chłopiec był uroczy.
- Pytałam się Grace i Thanatosa, czy wszyscy pracujecie w tym samym miejscu. - Odpowiedziała na pytanie Jospeha, który nagle pojawił się koło nich.
- Dużo macie pracy? Wydaje mi się, że w naszym mieście jest spokojnie. - Chyba że w mieście działo się wiele złych rzeczy, ale burmistrz skutecznie to tuszuje. Nie zdziwiłaby się, gdyby tak było.
mów mi/kontakt
Werson
a
Jak już nie raz pewnie zostało zaznaczone, Thanatos to niezwykle otwarty i ciepły człowiek. Dal swojej rodziny jest w stanie zrobić wiele, a można się nawet pokusić o stwierdzenie, źe wszystko co w jego mocy, poniewaz familia jest najważniejsza. To wyniósł ze swojej wielokulturowej rodziny, którą nawiasem mówiąc uwielbia. Zawsze mówi prawdą, ponieważ brzydzi się kłamstwem. Nie ważna jaka ona jest. Najlepsze gorzka prawda niż słodkie kłamstwo, prawda? W każdym razie tak uważa Thanatos, więc dlatego powiedział tak do dziewczyny, która uroczo się zarumieniła. Słodkie.
- Alex prosze, zawsze do usług. - puścił do niej oczko typowo dla siebie. Jego zachowanie czasem jest odbierane jako zbyt pewne siebie, ale to nie jest. Maverick po prostu jest bardzo ekspresyjnym człowiekiem i gdy ogarniają go jakieś silne emocje to po prostu to widać po nim. Na szczęście w pracy nie ma takiego problemu, ale co innego, gdy przebywa w gronie swoich najbliższych przyjaciół. Wtedy wie, że może być sobą i o to właśnie chodzi. Przyjaciele powinni wspierać i dołączyć do naszego dziecinnego zachowania, a nie tylko krytykować i gasić. Takim dziękujemy serdecznie. Wiedział, że jest specyficznym w odbiorze człowiekiem, ale co tam. On siebie lubi takiego jakim jest i nie ma zamiaru się dla nikogo zmieniać, bo to nie o to chodzi. - Czym się zajmujesz Hailee? -zapytał ciekawy czym się zajmuje urocza blondynka, którą z miejsca polubił. - Lou jak przed wyjście, więc jakiś owoc, może banan byłyby okey. - odpowiedział Josephowi.
Niestety, ale Thanatos nie zabawił zbyt długo na przyjęciu, ponieważ mały zaczął okropnie płakać i ojciec nie mógł go uspokoić. - Cóż kochani, jak widać na mnie pora. Synek już ma dosyć. Jeszcze raz wszystkiego dobrego i powodzenia. - dodał, pożegnał się z wszystkimi i poszedł do domu by położyć synka spać.
/ Thanatos wychodzi.
Grace Warren Joseph Warren Hailee Burkhart
- Alex prosze, zawsze do usług. - puścił do niej oczko typowo dla siebie. Jego zachowanie czasem jest odbierane jako zbyt pewne siebie, ale to nie jest. Maverick po prostu jest bardzo ekspresyjnym człowiekiem i gdy ogarniają go jakieś silne emocje to po prostu to widać po nim. Na szczęście w pracy nie ma takiego problemu, ale co innego, gdy przebywa w gronie swoich najbliższych przyjaciół. Wtedy wie, że może być sobą i o to właśnie chodzi. Przyjaciele powinni wspierać i dołączyć do naszego dziecinnego zachowania, a nie tylko krytykować i gasić. Takim dziękujemy serdecznie. Wiedział, że jest specyficznym w odbiorze człowiekiem, ale co tam. On siebie lubi takiego jakim jest i nie ma zamiaru się dla nikogo zmieniać, bo to nie o to chodzi. - Czym się zajmujesz Hailee? -zapytał ciekawy czym się zajmuje urocza blondynka, którą z miejsca polubił. - Lou jak przed wyjście, więc jakiś owoc, może banan byłyby okey. - odpowiedział Josephowi.
Niestety, ale Thanatos nie zabawił zbyt długo na przyjęciu, ponieważ mały zaczął okropnie płakać i ojciec nie mógł go uspokoić. - Cóż kochani, jak widać na mnie pora. Synek już ma dosyć. Jeszcze raz wszystkiego dobrego i powodzenia. - dodał, pożegnał się z wszystkimi i poszedł do domu by położyć synka spać.
/ Thanatos wychodzi.
Grace Warren Joseph Warren Hailee Burkhart
mów mi/kontakt
naethaia#4170