Lokatorzy: Armin Bennett
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Też pewnie byłbym w stanie oddać się pracy. Od zawsze powtarza się, że powinno się pracować w dziedzinie, która sprawi ci przyjemność, więc może naprawdę nie ma nic dziwnego w tym, że tak bardzo się starają — westchnął, próbując przełożyć to na samego siebie. W końcu szycie ciuszków lub projektowanie ich, od wielu lat, sprawiało mu wiele radości. Dlatego też zdecydował się na tę konkretną, włoską szkołę i dlatego też, tak bardzo oddał się sztuce. Gdyby nie ten przykry epizod w Mediolanie, pewnie nadal robiłby to z rosnącym zaangażowaniem. Tylko, że w całej tej gonitwie za idealną i udaną karierą, Armin zawsze odnajdywał miejsce na inne rzeczy. Co prawda, ciężko było mówić tu o balansie, między robotą, a zabawą, ale lubił znajdować czas zarówno dla swoich przyjaciół, jak i na odpowiednią rozrywkę. W innym wypadku, kompletnie by zwariował. Spędzanie zbyt wielu godzin w pracowni, kompletnie wyssałoby z niego energię i wenę, a przecież nie o to w tym wszystkim chodziło, prawda?
— Oczywiście. Jesteś zbyt przystojny, żeby być singlem do końca życia, Blaze — mlasnął, unosząc podbródek, jakby dopiero teraz miał okazję, by uważnie mu się przyjrzeć. — Ale znając ciebie, gdybyś mógł, to wziąłby ślub z prawem — rzucił nieco złośliwie, po krótkiej chwili odwracając od niego wzrok. Bo wbrew swoim uczuciom i wszystkiemu co robił, wiedział, że ich relacja i układ, nie będzie trwał w nieskończoność. Bez względu na to, jak bardzo by tego chciał. Nie mógł być przecież pewny czy starszy się nim nie znudzi lub nie będzie chciał, zacząć spotykać się z kimś na poważnie. A choć ta myśl mocno go przygnębiała, tak starał się nie myśleć o tym na dłuższą metę, tylko korzystać z tego, że mógł go mieć dla siebie w tej konkretnej chwili. Nie wiedział przecież, że dla starszego, związki wydawały się zbyt męczące. Sam Bennett był przecież bardzo podekscytowany, gdy o nich myślał; to musiało być miłe uczucie. Być chcianym i wybranym, przez osobę, na której ci zależało. Zdając sobie jednak sprawę z tego, że Blaze raczej nie pokazywał się publicznie z osobami, z którymi mógłby się regularnie spotykać, Armin i tak czuł się dość wyjątkowo. Bo przecież sam wyrwał go z tej imprezy urodzinowej, by mogli spędzić więcej czasu razem.
Zauważając jego uśmiech, nastolatek prędko go odwzajemnił, co nie było zbyt trudne, bo miał naprawdę dobry humor. A zachowanie prokuratora, tylko to potęgowało. Bo student czuł się zauważony i doceniony, czego zwykle brakowało mu w ciągu dnia. I gdyby tylko mógł, z chęcią zatrzymałby czas, by cieszyć się tą chwilą w nieskończoność. — Tak właśnie myślałem — rzucił z dumą, jakby naprawdę mógł mu wynagrodzić tę cierpliwość, którą wykazywał się cały wieczór. — Powinieneś powiedzieć, że już jestem wystarczająco utalentowany. Co jeszcze mógłbym załatwić ładną buzią? — zapytał, patrząc na niego z rozbawionym błyskiem w oku. — Mam też sporo umiejętności, którymi mógłbym się pochwalić. Na przykład tobie — powiedział, uśmiechając się nieco szerzej, nie potrafiąc jednocześnie utrzymać języka za zębami. Jakby prowokowanie go, było zbyt przyjemne, by mógł sobie tego odmówić. Wszystko to jednak było sprawką Blaze’a, bo tego dnia, sprawiał, że nastolatek czuł się bardzo komfortowo w jego towarzystwie. Bo na tę chwilę, Armin nie czuł się jak zabawka. Nie czuł się nawet wykorzystywany. Nie wiedział jeszcze, że był jak przyjemna odskocznia dla prokuratora i że emocje, które mu towarzyszyły, w dużej mierze, leżały tylko po jego stronie.
Bennett nie ukrywał za bardzo, że tęsknił za dużym miastem, ale gdzieś po drodze, zaczął akceptować fakt, że wrócił. Musiał na nowo przyzwyczaić się do życie w nieco mniejszym miejscu i oswajać się z zaciekawionymi spojrzeniami. Nie wiedział jednak, że było to aż tak widoczne, skoro Blaze dostrzegł to gołym okiem. — Jest cudowny. Może nawet najlepszy, jaki dostałem — odparł bez żadnego zawahania, doceniając jego gest. — To brzmi jeszcze lepiej — powiedział z entuzjazmem, ignorując tą ekscytację i motylki w brzuchu, gdy tylko usłyszał, że będzie cały jego. — Powinieneś następnym razem pojechać ze mną do Mediolanu. Pokażę ci miasto i zabiorę swoje rzeczy — zaproponował, nie wiedząc, czy nie przesadza. Choć i tak zamierzał go o to poprosić, bo na myśl o samotnym powrocie do Włoch, robiło mu się niedobrze. Szybko jednak wyrzucił ze swojego umysłu, te natrętne myśli i w całości skupił się na starszym, uśmiechając się szerzej. — Nie oznacza to, że teraz za każdym razem, będę z tobą do niej wchodził — odparł równie złośliwie, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. I nic nie mógł poradzić na to, że tak zaskakująco reagował na jego dotyk i spojrzenie, pod którym niemal się roztapiał. Wyczuwając więc, jak starszy chwyta go za policzki, Armin wstrzymał powietrze w płucach. Pocałunek sprawił więc, że zadrżał, nieświadomie wypuszczając pusty kubek z rąk. Jednak to kolejne jego słowa, sprawiły, że Bennett oparł ręce na jego ramionach, przybliżając się do niego jeszcze bardziej, by samemu go pocałować, zresztą jeszcze chętniej, przy okazji, zaciskając palce na kołnierzu od jego marynarki. — Znalazłbym kilka rzeczy, którymi mógłbym się z tobą podzielić — szepnął przy jego uchu, gdy oderwał od niego usta, czując jak z zawstydzenia, a jednocześnie prawdziwej radości, ciepło uderza w jego buzię.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Pewnie poradziłbyś sobie z tym nieco lepiej. Wątpię, że chciałbyś spędzać każdy dzień w pracy, nie mając czasu na nic innego — zauważył, bo podejście chłopca do tego wszystkiego znacznie różniło się od pewnych idei jego rodziców; wydawało mu się, że w gruncie rzeczy Armin w dość zdrowy sposób myślał o swojej przyszłości i pracy, stawiając na pewien balans, dzięki któremu nie zapominał o przyjemnościach. I nawet jeśli Blaze podziwiał rodziców dzieciaka, zawdzięczając im obiecującą przyszłość, to wiedział, że ci byli całkowicie pogrążeni w pracy; i mógł jedynie zastanawiać się, czy sam skończy podobnie. Lubił przecież siedzieć nad papierami i lubił, gdy inni go podziwiali; a więc z pewnością poświęcał się swojemu zawodowi, dość okazjonalnie znajdując czas dla swoich znajomych, a teraz także dla Armina, który zadziwiająco często odciągał go od pracy.
Zauważyłeś to dopiero teraz? — parsknął, widząc, że chłopiec dokładniej mu się przyjrzał. — Ty też spróbuj się nie zmarnować. Nawet jeśli zamierzasz robić coś, co kochasz — przypomniał mu, wierząc jednak w to, że chłopiec będzie dbał o swój komfort, nie zrzucając na siebie zbyt wiele obowiązków, z którymi nie potrafiłby sobie poradzić; nadal jednak chcąc sobie coś udowodnić. — Gdybym tylko mógł — westchnął, zaraz po tym uśmiechając się dość łagodnie. Jego relacja z prawem była dość prosta; wchodząc w wiek licealny, Blaze był pewien, czym chce zajmować się w przyszłości. Idąc w ślady własnych rodziców, mając oparcie nie tylko w nich, ale też w rodzinie Bennett, Hartwood zawsze dążył do jednego, wyraźnego celu. Studia były więc całkiem przyjemnym okresem w jego życiu, podobnie jak i pierwszy staż, którego podjął się w kancelarii Bennettów. Wszystko było więc takie, jak sobie to zaplanował; i szczerze wątpił w to, by w przyszłości mogło się to zmienić. Czego jednak nie mógł powiedzieć o swojej znajomości z młodszym chłopcem; bo ta z pewnością była specyficzna i dość niepewna. Dlatego też Blaze starał się wyciągnąć z niej tak wiele; nie wiedział przecież, kiedy wszystko boleśnie się zakończy. 
Tego wieczoru nie zamierzał przegapić więc żadnej okazji; co wyjaśniałoby, dlaczego tak chętnie odwzajemniał uśmiechy chłopca, traktując go całkiem wyjątkowo. Przechylając nieznacznie głowę, przymrużając też oczy, prokurator wlepił zaciekawione spojrzenie w jego twarz, jeszcze przez chwilę się nie odzywając. — Myślę, że jesteś w stanie załatwić nią wszystko, jeśli tylko się postarasz. A wiem, że potrafisz się starać — zaśmiał się, powstrzymując się przed uniesieniem dłoni i podparciem jego brody, żeby móc dokładnie przyjrzeć się jego buzi. — Może to zasługa uśmiechu? — westchnął, tym razem zawieszając spojrzenie na jego ustach; bo dzieciak z pewnością przykuwał jego uwagę, nawet jeśli starszy traktował ich relację jako coś chwilowego. — Chętnie przekonam się, co potrafisz — stwierdził, uśmiechając się jeszcze chętniej; jak za każdym razem, gdy młodszy chłopiec zaczynał go prowokować, wypowiadając więcej słów, niż powinien. Bo to wtedy Hartwood mógł mieć pewność, że nastolatek był nim zainteresowany i że teraz, w gruncie rzeczy, mógł potrzebować wyłącznie jego. Dość swobodnie wchodził więc we wszystkie te rozmowy, podtrzymując tę przyjemną atmosferę, by zachęcić chłopca do jeszcze odważniejszych słów i gestów; jakby to, co robili, wcale nie było niepoprawne.
Szczęście chłopca była całkiem zaraźliwe, skoro Blaze znów uniósł kąciki ust, kiwając lekko głową; być może powinien sprawiać mu radość znacznie częściej, jeśli mógł wtedy przyglądać się wtedy jego roześmianej buzi, wprawiając go w tak dobry nastrój? — Jeśli chcesz, żebym tam z tobą pojechał, to znajdę dla ciebie wolną chwilę — rzucił, nie widząc w tym nic złego; podejrzewał, że wycieczki poza Hope Valley mogły wyjść im na dobre, jeśli nie musieliby z niczym się tam ukrywać. I teraz, gdy sam miał wyjątkowo dobry humor, sądził, że Arminowi przyda się odpowiednie towarzystwo; szczególnie jeśli to on wiedział tak sporo o wszystkim, co wydarzyło się w Mediolanie, a więc chłopiec nie musiał niczego mu już tłumaczyć, jedynie zabierając stamtąd swoje rzeczy i zgodnie ze swoją sugestią, pokazując mu miasto. — Jesteś pewien? — parsknął. — Ostatnio wyglądałeś, jakby ci się to podobało. Pewnie chciałbyś to powtórzyć, co? — zauważył nieco złośliwie; jakby nie rozumiał, dlaczego Armin miałby nie wchodzić z nim do wody za każdym razem, gdy sam to robił. Prokurator potrafił przecież postawić na swoim; i coraz lepiej pojmował chłopca, a więc nie zdziwił się, gdy Bennett zacisnął palce na kołnierzu jego marynarki, samemu go całując. Wolną dłonią objął go więc w talii, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie, dopiero po chwili odwracając głowę, by móc swobodnie na niego spojrzeć, wypuszczając jego policzki z uścisku, jednak tylko po to, by móc łagodnie je pogładzić. — Powinieneś więcej mi o tym powiedzieć, Min. Mamy na to czas — rzucił, jakby słowa chłopca wyjątkowo go zaciekawiły. — Czym chcesz się ze mną podzielić? — zapytał, nie odrywając od niego zafascynowanego spojrzenia; podobnie jak i nie oddalając się od niego, nadal trzymając go blisko siebie. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Oczywiście! — rzucił z typową dla siebie energią, gdy mówił o czymś, co miało dla niego znaczenie. A odpoczynek, rozrywka i pewne wyważenie w życiu, grało dla niego dość ważną rolę. W końcu nadal był młody i bez względu na to, jak poważnie starał się myśleć o swojej przyszłości lub karierze, nie potrafił oddać się jej całkowicie. Bo wciąż miał młodzieńcze lata do przeżycia, wiele rzeczy do spróbowania i doświadczenia; zamknięcie się na nowe możliwości, tylko dlatego, że chciałby się dostać na szczyt w swojej karierze, wydawało mu się okropnym marnotrawstwem. — Póki jestem młody, zamierzam się rozwijać. Trochę rozeznam się w branży, trochę zaszaleję… Tak, by niczego nie żałować, jak będę po trzydziestce i pewnie będę za stary, żeby zabierać się za niektóre rzeczy — westchnął, jakby wizja przekroczenia tego magicznego wieku, była naprawdę przerażająca i ograniczająca. Nie chciał przecież skończyć jak rodzice. I to nie tak, że byli złymi ludźmi, bo nie mógłby im zarzucić tego, że nie okazywali mu miłości; w ich rodzinie ewidentnie było ciepło i uczucie, odrobinę gorzej było z wolnym czasem. Dlatego też, Armin tak bardzo doceniał wszystkie te ich wspólne organizowane wycieczki w młodości. To wtedy spędzał z nimi najwięcej czasu.
— Nie mam zbyt wiele okazji, żeby dobrze ci się przyjrzeć. Szybko znikasz — mruknął nieco kąśliwie, zanim rozciągnął usta w delikatnym uśmiechu. Bo nie spodziewał się, że wracając do Hope Valley, jego myślenie i nastawienie w stosunku do Blaze’a, zmieni się aż do tego stopnia diametralnie. Ale może zwyczajnie sam musiał dojrzeć do tego, żeby dać mu szansę? Dopiero po tych wszystkich latach, był w stanie dostrzec jego zalety. I pozostało mu się cieszyć, że chłopiec poniekąd go wybrał, pozwalając mu na to wszystko. Hartwood podobał mu się niemiłosiernie mocno i dodatkowo wyciągał z dziewiętnastolatka wszystkie te emocje, których student tak desperacko potrzebował na co dzień. Aktualnie był więc wszystkim, czego Bennett teraz potrzebował. — Och, o to nie musisz się martwić — parsknął, machając lekceważąco ręką. W końcu, Armin nie był pracoholikiem i bez względu na wszystko, nie miał zamiaru rzucać się w wir roboty. Słysząc więc jego komentarz, nastolatek szturchnął go łokciem w bok; bo wcale nie dziwiła go jego odpowiedź.
Spoglądając na starszego z ożywieniem, Bennett uniósł nieznacznie podbródek; bo lubił, gdy Blaze komentował jego urodę. Nastolatek miał wówczas wrażenie, że żaden inny komplement, padający z ust obcych, nie był dla niego tak istotny, jak te od prokuratora. Bo przecież to nie tak, że Hartwood przychylnie zerkał na każdą osobę, którą spotykał. Armin miał prawo czuć się doceniony. — Lubię się starać, bo wtedy mogę dostać w zamian całkiem sporo — powiedział, przybliżając się do niego, by posłać mu kolejny ładny uśmiech. — Lubisz to? Mogę uśmiechać się częściej — mruknął, unosząc przy tym brew. Nie ukrywał przecież, że podobała mu się teraz uwaga, którą od niego dostawał. — Jasne, że się na to zgodzisz. Wiesz przecież, jak dużo możesz dostać, jak tylko dasz mi pozwolenie — powiedział, nie mogąc oderwać od niego wzroku. To właśnie w momentach takich, jak ten, zauważał, jak bardzo dla niego przepadł. Lubił go prowokować i lubił, gdy Blaze też się tego podejmował. To było całkiem orzeźwiające i dodawało mu mnóstwo energii.
Opuszczając spojrzenie na jego usta, które rozciągnął w przyjemnym dla oka, uśmiechu, Armin westchnął z podziwem. Podobało mu się to, że i mu potrafił poprawić humor. — Byłoby mi na pewno miło. I trochę łatwiej — dodał cicho, wiedząc, że powrót do Włoch, będzie psychicznie bardzo trudny. Wsparcie Blaze’a w jakiejkolwiek formie, wydawało mu się niemal zbawienne. Szybko jednak odrzucił od siebie myśli o Mediolanie. W końcu ten rozdział już się skończył, a sam Bennett o wiele chętniej skupiał się teraz na starszym. — Chcesz się przekonać? Znowu zabierzesz mnie do swojego basenu? — rzucił, przechylając lekko głowę na bok, patrząc nieco wyzywająco w jego stronę, jednocześnie uśmiechając się szeroko. — Może teraz wcale nie pozwolę ci z niego wyjść — dodał z rozbawieniem, zaraz zagryzając wargę, żeby tylko ukryć podekscytowanie całą tą słowną przepychanką. Nic więc dziwnego, że po krótkiej chwili odwzajemnił pocałunek, mając wrażenie, że czekał na to przez cały wieczór, gdy przepychał się między swoimi gośćmi. Wyczuwając, jak prokurator obejmuje go w tali, przyciągając go bliżej siebie, Armin zdusił westchnienie zaskoczenia; unosząc jedynie twarz, by spojrzeć w jego oczy. — Sobą — rzucił, wsuwając dłonie pod materiał od jego marynarki, splatając przy tym ręce za jego plecami. — Sobą mogę się z tobą podzielić — mruknął, ściskając między palcami jego koszulę.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Wyglądasz jak ostatnia osoba, którą wiek mógłby w jakiś sposób ograniczyć — zauważył, dokładnie skanując jego sylwetkę spojrzeniem. Być może Armin nie sprawiał wrażenia wielkiego buntownika, który chciał tylko się bawić, zupełnie nie myśląc o swojej przyszłości, nie mając też żadnej, poważnej pasji, która dodawałaby mu charakteru; ale Blaze podejrzewał, że chłopiec nie chciał skupiać się wyłącznie na pracy, podczas gdy mógł jeszcze się wyszaleć. — Ale masz rację, powinieneś to zrobić, póki masz okazję, a rodzice nie ścigają cię, że powinieneś zastanowić się nad swoim życiem — przyznał, podejrzewając, że taki moment mógł nadejść. Nawet jeśli nie mógł zarzucić zbyt wiele rodzicom Armina, a do tego zawsze ich szanował, to sądził, że państwo Bennett zawsze mieli jakieś wymagania względem swoich synów. I w przyszłości mogli zacząć przyglądać mu się nieco uważniej, coraz częściej zastanawiając się, czy nastolatek wszystko przemyślał, mając na siebie jakiś pomysł. Hartwood z kolei wychodził z założenia, że wszystko zależało od Armina; czy tego chcieli, czy nie.
Gdybyś częściej do mnie przychodził, to miałbyś wiele okazji, żeby dobrze mi się przyjrzeć — stwierdził, łagodnie wzruszając ramieniem; prędko zdążył przyzwyczaić się do słownych prowokacji, reagując na nie dość automatycznie, wciągając chłopca w coraz bardziej interesujące rozmowy. A teraz, gdy nie miał nic przeciwko temu, żeby Bennett częściej go odwiedzał, dość swobodnie mu to zaproponował, dopiero po chwili przenosząc na niego wzrok, uśmiechając się dość beztrosko; jakby nie robił nic złego. — Wtedy postaram się tak często nie znikać — dodał po chwili, sądząc, że to mogło usatysfakcjonować młodszego chłopca. Bo czy tym samym nie pokazywał mu, że chciał niekiedy się na nim skupić, traktując go dość wyjątkowo? 
Bywały dni, gdy Blaze chętnie go komplementował, zawsze robiąc to wyjątkowo szczerze. Bywały też dni, gdy zupełnie nie miał na to ochoty, a do tego nie potrzebował jego towarzystwa, na moment zapominając o jego istnieniu; aż do chwili takiej jak ta, gdy przypominał sobie, jak dobrze było mieć go obok. A więc tego wieczoru z pewnością go doceniał. — Jak na dziewiętnastolatka jesteś całkiem przebiegły. Nie wiem, czy twoi rodzice byliby zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, ale mi całkiem się to podoba — przyznał, posyłając mu kolejny, dość łagodny uśmiech; jakby mimo wszystko nie chciał przyzwyczaić go do tego widoku. Prawda była jednak taka, że kilka cech wyjątkowo mu w nim odpowiadało; gdyby tak nie było, to nie skupiłby na nim swojej uwagi, a do tego nie wracałby do niego tak chętnie, chcąc na jakiś czas go przy sobie zatrzymać. — Nie mam nic przeciwko temu. To przyjemny widok — przyznał, spoglądając na usta chłopca, dopiero po jego słowach powracając do jego oczu, przez chwilę przyglądając mu się bez słowa. — Pewności siebie też ci nie brakuje, co? — zapytał, tym razem nie odrywając spojrzenia od twarzy Armina, dość nachalnie się w niego wpatrując. — To też lubię. Zarówno to, że zdajesz sobie z tego sprawę i to, że to prawda. Wiem, ile możesz mi dać — stwierdził, bo gdyby tak nie było, to nigdy nie wplątałby się w taką znajomość z młodszym; nie pomyślałby nawet o tym, by zacząć traktować go inaczej niż przed jego wyjazdem do Mediolanu. Nie chciał stawiać na coś, co nie byłoby pewne; a więc musiał mieć pewność, że Armin będzie nim zafascynowany na tyle, by zwracać uwagę na jego wymogi i pewne ograniczenia, które narzucał mu głównie wśród innych ludzi. 
W tej chwili wyjazd do Włoch nie wydawał mu się szczególnie skomplikowany ani równie nieodpowiedni, co cała ich znajomość. Cała ta atmosfera sprzyjała mu na tyle, że nie zamierzał odmawiać chłopcu; a więc kiwnął tylko głową, uśmiechając się nieco bardziej widocznie. Podejrzewał, że dla nastolatka mogło być to pewne wsparcie mentalne, dzięki któremu mógłby zostawić cały Mediolan za swoimi plecami, nareszcie o nim zapominając. — Sam nie wiem — westchnął, przenosząc wzrok w dal, przez chwilę przyglądając się falom, które zaczęły tworzyć się na powierzchni wody. — Jak odpowiednio mnie przekonasz, to jeszcze to przemyślę — zadecydował po chwili, nie ukrywając jednak dość rozbawionego uśmiechu. — Ach, naprawdę? Zatrzymasz mnie tam siłą? — zapytał, z nieco większą uwagą skupiając na nim spojrzenie; podejrzewał, że ta sytuacja mogła powtórzyć się jeszcze kilka razy i co więcej, całkiem mu to odpowiadało. Podobnie jak i wszystko, co działo się na plaży. Nie obawiał się więc tych wszystkich pocałunków, nawet jeśli nie znajdowali się w szczególnie bezpiecznym miejscu. Podobnie jak i nie obawiał się swobodniejszego przyciągnięcia go do siebie; jakby nikt ich nie widział. — Nie wiesz, na co się piszesz, prawda? — westchnął, gładząc jego policzek; po tych szczególnie odważnych słowach mógł spodziewać się, że Armin w pewnym sensie przepadł. I może powinien wybić mu to z głowy, jeśli wiedział, że wszystko to było zbyt ryzykowne, by zmieniło się w coś stałego; ale zamiast tego nachylił się nad jego twarzą, łagodnie muskając palcami jego usta. — Czasem naprawdę ciężko ci odmówić — stwierdził, nie rozluźniając uścisku na jego talii. — Na całe szczęście nawet nie zamierzałem tego robić — przyznał po chwili, jakby chciał wziąć wszystko, co oferował mu Armin; bo przecież chłopiec świadomie się na to zgadzał, nie wiedząc jeszcze, ile mogło go to kosztować. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Nawet, jak będę miał osiemdziesiąt lat, to będę starał się jeździć po świecie i robić różne fajne rzeczy — powiedział pewnie, choć nawet nie wiedział, czy dożyje do tego momentu, w którym będzie mógł pochwalić się tak pokaźnym wiekiem. Z jego szczęściem do wpadania w tarapaty i konflikty z innymi ludźmi, nie zdziwiłby się, gdyby wykończył się wcześniej niż większość tego oczekiwała. Miał tylko nadzieję, że z roku na rok, nie stanie się zbyt dorosły i sztywny; bo to cholernie go przerażało. Ludzie, gdy zaczynali się starzeć, tracili ten blask i energię, choć nie mieli ku temu żadnych powodów. Dobrowolnie oddawali swoją młodość, bo tak wypada, bo pewien wiek, zaczyna już ograniczać. Armin nie chciał któregoś dnia skończyć jak wszyscy ci staruszkowie, którzy patrzyli ze złością na młodych, krytykując ich życiowe wybory i pragnienia. Dlatego też wzdrygnął się z niechęcią na samą myśl, że kiedyś będzie siwy i pomarszczony, chcąc wybić sobie to jak najszybciej z głowy. — A przynajmniej mam taką nadzieję. Może nie skończę jak wszyscy? — mruknął, mówiąc raczej do samego siebie niż do starszego chłopca. — Wątpię, że będą to robić. Zawsze dawali mi wolną rękę, tylko na początku kręcili nosem — stwierdził, wzruszając ramieniem. Wiedział, że w tym przypadku, miał ogromne szczęście. W takich rodzinach, często wiele się oczekiwało od swoich dzieci. Może odpuszczali mu, ze względu na Nate’a? Tak przynajmniej sobie wmawiał, nie chcąc nawet myśleć o tym, gdy ci będą czegoś od niego… wymagać.
Bennett uniósł z zaciekawieniem brew, uśmiechając się przy tym nieco szerzej; nic nie mógł poradzić na to, że potraktował to jak swoiste zaproszenie do tego, by częściej go odwiedzał. A przecież Armin w ciągu paru ostatnich dni, zaczął i tak robić to dość regularnie. Czasami pojawiał się w jego rezydencji, żeby znaleźć tam ciszę i spokój, który pozwalał mu skupić się na rysowaniu albo projektowaniu. Czasami czekał, próbując wyłapać odpowiedni moment, by zaczepić prokuratora i ściągnąć na siebie jego uwagę. Chłopiec stale uczył się przy nim funkcjonować.
— Więc postaram się częściej przychodzić — obiecał, unosząc z zadowoleniem podbródek, jakby obie te przysięgi, przyprawiały go o niemałe zawroty głowy. — Powinieneś mi pozwolić choć raz u ciebie przenocować. I może nie wtedy, gdy będę pijany — mruknął, nawiązując do jednego z ich pierwszych zbliżeń. — Tak, żebym mógł więcej zapamiętać — dodał niewinnie. Nic nie mógł przecież poradzić, że zawsze chciał od Blaze’a więcej; rozmów, dotyku, pocałunków, spotkań, atrakcji, doświadczeń. Student zawsze był zachłanny, ale nie sądził, że kiedykolwiek mógł chcieć absolutnie wszystkiego, co mogła dać mu druga osoba.
W niektóre dni, Armin wyjątkowo mocno odczuwał jego odrzucenie. Wiedział, że nie powinien liczyć na wiele; nie łączyło ich nic zobowiązującego i chłopiec nie mógł oczekiwać na jakieś poświęcenie z jego strony. A jednak po tym wszystkim, nadal miał głupią nadzieję, że może dla Hartwooda też znaczy to coś więcej. Dlatego też cieszył się każdą tą chwilą, gdy wydawało mu się, że może się uda. Jeśli nie będzie naciskał i będzie cierpliwy, wciąż czerpiąc i dając wiele dla tej relacji, może któregoś dnia Blaze poczuje to samo, co on. — Wystarczy, że tobie się to podoba — odparł, rozkładając bezradnie ręce, jakby nic nie mógł zrobić ze swoim niesfornym charakterem.
— Nie mam nic przeciwko temu — rzucił, bezkarnie przedrzeźniając jego głos. — Boli cię powiedzenie, że to ci się podoba? — dodał nieco kąśliwie, mrużąc przy tym oczy. — Ani trochę. — Uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że ilekroć prokurator przyglądał mu się tak intensywnie, zaczynało mu się jakoś trudniej oddychać. Dlatego ukrył to, jak zawsze, gdy pewne gesty Blaze’a, zaczynały na niego zbyt mocno oddziaływać. Nie odpowiedział na jego kolejne słowa, samemu nie odrywając od niego spojrzenia. Był podekscytowany; całą ich znajomością, jak i tym wyjątkowym dniem.
Armin zagryzł dolną wargę, powstrzymując się przed kolejnym głupim uśmiechem. Bo wiedział, że Hartwood zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele nastolatek mógłby zrobić, byle tylko zyskać jego towarzystwo w podróży do Włoch. Słysząc jego zaczepne słowa, oczy studenta rozbłysły z rozbawieniem. Dlatego też ułożył dłonie na jego brzuchu, delikatnie popychając go w stronę fal. — Mam ci to zaprezentować? — rzucił, zbliżając się do brzegu, nie odrywając od niego palców, które nadal na niego naciskały. — Jak wytłumaczysz wszystkim, że wrócisz przemoczony do suchej nitki? — dodał, uśmiechając się krzywo. Szybko jednak przeniósł dłonie za jego plecy, nie potrafiąc myśleć o niczym innym, co nie było prokuratorem. — Mam to gdzieś — przyznał. Czując jak ten muska jego usta, chłopiec przechylił niewinnie głowę do boku. — To dobrze. Źle znoszę odmowę — westchnął orientacyjnie, cmokając go w palce, by zaraz chwycić jego dłoń i ucałować jej wnętrze. — Podoba mi się ta impreza — mruknął, jakby naprawdę interesowało go to, co działo się za jego plecami. — Powinniśmy ją jeszcze bardziej ulepszyć? — zapytał, odsuwając się od niego, by zaraz zdobyć alkohol, który przemycił pod swoją marynarką. — Podzielę się. Wyjątkowo — parsknął, chwytając go za nadgarstek, by z jeszcze większym entuzjazmem, pociągnąć go na ubocze, nadal jednak idąc brzegiem morza.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Będziesz tym fajnym dziadkiem, o którym dyskutuje cała okolica? — parsknął, choć gdy nieco uważniej mu się przyglądał, w jakiś sposób przyzwyczajając się do jego stylu życia i poglądów, to wydawało mu się, że Armin nigdy nie stanie się tą szarą częścią społeczeństwa; wątpił przecież w to, by marzenia kiedykolwiek go opuściły. Podobnie jak i chęć odpowiedniego wykorzystania swojego życia, by na starość niczego nie żałować. I w pewnym sensie mógł mu tego pozazdrościć, jeśli sam wolał skupiać się na pracy i rozsądnym planowaniu swojej kariery, dopiero później myśląc o jakiejkolwiek rozrywce, którą w tym przypadku był sam Armin. — Musiałoby mocno poprzewracać ci się w głowie, żebyś skończył tak, jak inni — przyznał całkiem swobodnie, bo zwyczajnie nie wierzył w to, że taki dzień kiedykolwiek nadejdzie. — Pewnie nie spodziewali się, że nie pójdziesz w ich ślady, a do tego postanowisz wylecieć do Europy — stwierdził, bo żaden rodzic nie był na to przygotowany. A więc Blaze był w stanie pojąć początkowe obawy państwa Bennett, skoro pozwolili Arminowi na tak wiele, dając mu pewien kredyt zaufania; z którym chłopiec mimo wszystko dobrze sobie poradził, nawet jeśli musiał nieznacznie skłamać, wyjaśniając im swój powrót do domu. Jednak tak długo, jak ci nie wiedzieli o wszystkim, co wydarzyło się w Mediolanie, tak długo mogli być z niego naprawdę dumni; bo poza nieszczęsnym romansem, chłopiec dobrze się rozwijał, nadal dbając o swoją pasję. A przecież mógł zapomnieć o niej w każdej chwili. 
Postarasz się? I to wszystko? — zaśmiał się, bo mógł spodziewać się, że ta propozycja przypadnie mu do gustu i że Bennett potraktuje to jak kolejne zaproszenie do jego domu; co z resztą było jego zamiarem. Dlatego też sądził, że Armin zacznie pojawiać się tam jeszcze chętniej, w jakiś sposób umilając mu czas. A więc słysząc jego kolejne słowa, Hartwood krzywo się uśmiechnął, przez jakiś czas nie odrywając od niego spojrzenia. — Nigdy nie powiedziałem, że nie możesz tego zrobić, jak jesteś trzeźwy — zauważył nieco kąśliwie; jakby to Armin stawiał sobie pewne granice, których Blaze za to nie dostrzegał. — No, chyba że potrzebujesz alkoholu, żeby dodać sobie odwagi — rzucił, nadal go zaczepiając. Bo teraz wydawało mu się to całkiem zabawne. Ich relacja nie miała żadnego, konkretnego określenia, a do tego nigdy o tym nie rozmawiali, akceptując wszystko, co się między nimi działo; a więc prokurator lubił niekiedy go prowokować, przyglądając się jego reakcjom. Jakby był naprawdę ciekaw tego, czego Armin w rzeczywistości od niego chciał; i jak zaangażowany był. Tego wieczoru pozwalał mu więc na nieco więcej szczerości; i sam z pewnością robił więcej, być może dając mu nieco zbędnej nadziei, że ich relacja zawsze będzie wyglądać w ten sposób, wywołując szczery uśmiech na jego twarzy.
Choć mógł podejrzewać, że Bennett nie był głupi i dla własnej wygody ignorował wszelkie, czerwone flagi i widoczne oznaki jego braku zainteresowania w niektóre dni. Tyle że często przeplatały się one z tymi dobrymi chwilami, przez co Blaze posłał mu kolejny, przyjemny uśmiech. — Mhm, to całkiem urokliwe — przyznał, bo jednego dnia doceniał charakter chłopca, drugiego przypominając mu, że powinien zwracać uwagę na swoje słowa i gesty, które kierował w jego stronę. Wszystko to było dość zmienne, ale Hartwood zupełnie się tym nie przejmował; bo przecież gdyby nastolatkowi zupełnie to nie odpowiadało, to odciąłby się od niego już jakiś czas temu. — Potrzebujesz moich zapewnień, Min? — parsknął, nie chcąc niczego przyznawać; bo lubił robić to w zupełnie niespodziewanych momentach, aby nieznacznie go zawstydzić lub też całkowicie rozbudzić. Podobnie jak i lubił przyglądać mu się dość intensywnie, byle wyciągnąć z niego jak najwięcej; bo przecież wiedział, ile nastolatek mógł mu dać. 
Uśmiechając się nieco szerzej niż zazwyczaj, Blaze zaśmiał się dość cicho, gdy Armin pchnął go w stronę wody. Nie opierając się ani nie przystając w miejscu, prokurator stale na niego spoglądał, dopiero po chwili łapiąc jego dłonie. — Powiem, że twoim urodzinowym życzeniem było przepłynięcie całego wybrzeża i że potrzebowałeś do tego wsparcia — parsknął, choć wiedział, że wytłumaczenie tego wszystkiego jego rodzicom, jak i innym gościom, byłoby wyjątkowo ciężkie. Puszczając jego dłonie, Hartwood zaczął przyglądać mu się z jeszcze większym zaciekawieniem; bo Armin z pewnością był wyjątkowy. Nawet jeśli nie wiedział, na co właściwie się pisze. — Zauważyłem, że lubisz, jak wszystko idzie po twojej myśli — przyznał, przypominając sobie ich pierwszy, dość nieszczęsny zgrzyt, podczas którego Bennett pokazał mu swój charakter. Choć znacznie bardziej podobał mu się w tym wydaniu; więc znów posłał mu łagodny uśmiech, tym razem, gdy chłopiec ucałował wnętrze jego dłoni. — Tylko jeśli nie będziemy musieli wskakiwać do wody — stwierdził, przez cały czas obserwując jego poczynania, by finalnie ruszyć za nim, idąc brzegiem plaży. — Skoro to wyjątkowy dzień, to chętnie z tego skorzystam — rzucił, odbierając od niego butelkę, by upić z niej łyk; dopiero po tym oddając ją chłopcu. — Twoim kolejnym życzeniem urodzinowym jest zgubienie się na plaży? — zapytał, mimo to nie zatrzymując się; niezależnie od tego, gdzie właściwie prowadził go Bennett. — Tylko się nie rozpędzaj. Muszę odstawić cię do domu przed północą — rzucił całkiem poważnie, tak naprawdę jednak o tym nie myśląc; bo nie miał nic przeciwko temu, by Armin spędził z nim kolejne godziny, być może w ogóle nie wracając tej nocy do domu. Wszelkimi tłumaczeniami mógł przecież zająć się następnego dnia; teraz zupełnie się tym nie przejmując. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Będę tym fajnym dziadkiem, o którego projekty będą bić się za trzydzieści lat, bo będą vintage powiedział z pewnością siebie, bo to przecież było jego największym marzeniem. Chciał, żeby jego projekty, były doceniane przez większą część społeczeństwa. Liczył na to, że któregoś dnia, spacerując ulicą jakiegoś większego miasta, zobaczy swoje ubrania na mijających go przechodniach. To właśnie dlatego nauczył się szyć, potem wciskając na swoich znajomych, zaprojektowane przez siebie ubrania. Wiedział, że to ich uszczęśliwia i że to właśnie to dodawało mu więcej energii, sprawiając, że naprawdę chciał działać dalej w tej branży. Trzymając się swojej wizji na świat, starał się brnąć w to dalej, nawet po odejściu ze szkoły, wierząc, że sukces go nie ominie. Wystarczy, że będzie ciężej pracował i nie poddawał się, jeśli napotka jakieś przeciwności, racja? — Oby tylko woda sodowa nie uderzyła mi do głowy — parsknął, uśmiechając się pociesznie, bo mimo wszystko, wydawało mu się to dość absurdalne. Szczególnie, że już dawno mogłoby mu odbić, gdy wyjechał do Mediolanu, korzystając z życia jak niesforny dzieciak. — Cieszę się, że mimo wszystko, jakoś mnie wspierali. Byłoby mi przykro ze świadomością, że nie są zadowoleni z moich wyborów i planów — mruknął; jeszcze siedziałby we Włoszech z wyrzutami sumienia, a tego kompletnie nie potrzebował. A więc po powrocie z Europy i po wszystkich swoich przebojach, Armin dość natrętnie powtarzał sobie, że nic nie działo się bez powodu. Zarówno jego porażka miłosna, jak i wyjazd, prawdopodobnie prowadziły do czegoś innego, może nawet lepszego. Tak przynajmniej sobie wmawiał, licząc, że życie nie będzie dla niego zawsze takie brutalne.
Słysząc jego śmiech, Bennett dość naturalnie rozciągnął usta w nieco szerszym uśmiechu. Podobało mu się, gdy starszy otwarcie zapraszał go do swojego domu, niczego mu nie zabraniając. Student zawsze robił się dziecinnie podekscytowany, gdy tylko magicznym sposobem, znajdował się przed jego posiadłością i jeszcze chętniej wchodził do środka, chcąc jakkolwiek oderwać prokuratora od pracy. — Będę częściej przychodzić — poprawił się, wiedząc, że tej obietnicy, z pewnością dotrzyma. — Nigdy nie prosiłeś, żebym został na noc — odparł z automatu, mierząc go uważnym i nieco ożywionym spojrzeniem. Co prawda, Armin nie pytał, czy może spędzić u niego wieczór i wyjść dopiero nad ranem, ale nigdy nie czuł się na tyle pewnie, by zrobić to bez żadnych wątpliwości. Szybko jednak prychnął pod nosem, jakby Blaze uraził jego dumę. — Nie potrzebuję alkoholu, żeby czuć się pewniej. Poza tym niczego się przy tobie nie wstydzę — mruknął nieco marudnie; w końcu zwykle czuł się przy nim swobodnie. Poza tym jednym razem, gdy chłopiec chciał się zapaść pod ziemię, gdy się pokłócili, Armin czuł się naprawdę wyjątkowo przy starszym. Być może to właśnie dlatego tak uparcie się go teraz trzymał.
Bennett posłał mu rozweselone spojrzenie; nigdy nie odmawiał sobie komplementów, szczególnie, że zwykł znać swoją wartość. Normalnie, gdy ludzie go chwalili, chłopiec uśmiechał się delikatnie, kiwając energicznie głową. Jednak, gdy robił to Blaze, serce niemal podchodziło mu do gardła. Może dlatego zawsze zależało mu na miłych słowach, padających z jego ust i na zapewnieniach, że jest dobry i że nadal chce mieć go blisko. — Nie potrzebuję ich, ale chętnie je przyjmę. To całkiem przyjemne i potrafię się za nie odwdzięczyć — przypomniał mu, spoglądając w jego oczy z zainteresowaniem. Czy po tych słowach go pochwali, czy może znowu zachowa to na najbardziej niespodziewany moment?
Nie potrafiąc oderwać wzroku od jego uśmiechu, nastolatek dość niekontrolowanie westchnął pod nosem. W tych niewinnych chwilach, najbardziej docierało do niego to, jak bardzo był w niego zapatrzony. Jak często potrafił odebrać mu rozum i sprawić, że dech zamierał gdzieś w piersiach. — Nikt ci nie uwierzy. Nie przepadam za sportem — rzucił kąśliwie, zagryzając dolną wargę, by zwyczajnie się nie roześmiać. — A kto lubi problemy? Albo niepewność? — zapytał retorycznie, wzruszając ramieniem. — Całe życie wszyscy przyzwyczajali mnie do tego, że jeśli czegoś chcę, to ostatecznie to dostanę — mruknął; dlatego niegdyś sporo ludzi nazywało go dość rozpieszczonym. — Niczego nie obiecuję — parsknął, ciągnąc go w wybranym przez siebie kierunku, by mimo wszystko oddalić się od tej imprezy. Jakby wcale nie zależało mu na muzyce, ognisku i innych ludziach, jakby jedyną rzeczą, jaką mogła go uszczęśliwić, było towarzystwo prokuratora. — Może? Mogę się zgubić. Tak długo, jak nie będę sam, to nie zamierzam narzekać — mlasnął, zatrzymując się dopiero kawałek dalej, by usiąść nad brzegiem morza. Pociągnął go nawet za nogawkę, by go pospieszyć, żeby zajął miejsce tuż obok. — Nic nie musisz — wymruczał, przyciskając butelkę do ust i wzdychając głośno. Szybko jednak przeniósł na niego spojrzenie, czując jak orzeźwiające powietrze, przyjemnie chłodzi jego skórę. — Zabierałeś kogoś wcześniej na te swoje morskie imprezy? — zapytał nagle, przechylając się na bok, by oprzeć łepetynę na jego ramieniu. — Nigdy nie mówiłeś, czy spotykałeś się z kimś wcześniej — rzucił po paru sekundach, skubiąc palcami etykietę naklejoną na butelkę.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Zaplanowałeś sobie całą przyszłość? — zaśmiał się, choć podobało mu się to, jak zdeterminowany wydawał się Armin. Miał pasję, na której się skupiał; i najwidoczniej naprawdę to lubił. A więc Blaze mógł uwierzyć w to, że chłopiec osiągnie wyśniony sukces, jeśli tylko odpowiednio na to zapracuje. Nie był jednak pewien, czy Bennett wszystko przemyślał, już teraz mając plan na najbliższe lata, które mogły przecież okazać się dość kluczowe; szczególnie jeśli był młody, a jego głowa wypełniała się coraz to nowszymi pomysłami. — Boisz się, że odbije ci od sławy, dzieciaku? — rzucił, posyłając mu dość rozbawiony uśmiech. Blaze znał wiele takich osób; tych, które w jakiś sposób się wybiły, teraz śpiąc na pieniądzach. I podczas gdy jedyni całkowicie zmieniali swoje nastawienie do życia, zapominając o tym, jak wyglądała ich codzienność przed tym nagłym zwrotem akcji, tak inni pozostawali tacy sami. Hartwood mógł więc tylko zastanawiać się, jak zareagowałby Armin, gdyby jego projekty stały się rozpoznawalne na całym świecie, a ludzie zabijaliby się, żeby wziąć udział w jego pokazach. I mógł też zastanawiać się, czy po tym wszystkim, Bennett potrafiłby też znaleźć tam miejsce właśnie dla niego. — Trochę się bali, ale zawsze byli z ciebie dumni. Nawet jeśli nie poszedłeś w ich ślady — przyznał, bo gdy Armin wyjechał na studia, Blaze zaczął z wolna je kończyć, spędzając w domu Bennettów coraz więcej wolnego czasu. Przyglądał się więc ich codzienności, rozmawiając z nimi coraz swobodniej, by całkiem dobrze ich poznać. Wiedział jakie podejście mieli do wyjazdu jednego ze swoich synów i wiedział, że w gruncie rzeczy była to głównie troska; bo czy chłopiec mógł poradzić sobie sam, z dala od swojej rodziny i wszystkiego, co było mu znane? 
Tyle że nowości nie zawsze były złe; być może czasem wydawały się dość przytłaczające i skomplikowane, ale mogły być szansą na coś znacznie lepszego. I może właśnie dlatego Harwtood wpuścił nastolatka do swojego życia, tak chętnie zapraszając go do swojego domu? — Myślałem, że sam na to wpadniesz, skoro tak często do mnie przychodzisz — stwierdził, bo zadziwiało go to, że chłopiec wydawał mu się tak zdystansowany i pewny siebie jednocześnie; jakby jeszcze nie wiedział, na ile mógł sobie przy nim pozwolić, mimo to przekraczając wiele, widocznych granic. I choć wszystko zależało od humoru Blaze’a, to nie zamierzał wyrzucać go ze swojego domu, gdy zbliżała się ta odpowiednia godzina; nie miał więc nic przeciwko temu, by chłopiec pojawiał się u niego jeszcze częściej, spędzając tam również noce. Choć to mogło być znacznie cięższe do wytłumaczenia, gdyby ktoś zauważył, jak często nastolatek opuszczał jego posiadłość o tak dziwnych porach. — Zauważyłem — parsknął, bo gdyby tak nie było, to do niczego by pomiędzy nimi nie doszło; Blaze nigdy nie zainteresowałby się nim aż do tego stopnia. — Dlatego dziwi mnie to, że potrzebujesz moich próśb, żeby zrobić coś, czego sam chcesz — mruknął jeszcze, nieznacznie go prowokując; jakby mimo wszystko miał go za dość strachliwego nastolatka, który nie potrafił w pełni się przełamać. A przecież oboje wiedzieli, jak mocno mijało się to z prawdą. 
Prokurator dostrzegał, w jaki sposób Bennett reagował na wszelkie komplementy, które kierował w jego stronę i dlatego też czasem zupełnie się z nimi nie wstrzymywał; chcąc wyciągnąć z niego te najbardziej ekspresywne reakcje. Szczególnie jego uśmiechy i przyjemny błysk, które widział w jego spojrzeniu. — Czy to dodatkowa zachęta? — zapytał, jakby myślał o czym, czy przypadkiem nie powinien częściej go chwalić, jeśli tylko Bennett wiedział, jak mu się za to odwdzięczyć. Ale nadal chciał robić to dość niespodziewanie, byle chłopiec nie mógł być pewien, kiedy właściwie to nastąpi.
Wtedy powiem, że chciałeś spróbować czegoś nowego. I padło na karierę pływacką — odparł, choć wolałby, żeby oboje wrócili do domu w jednym kawałku, w dodatku w suchych ubraniach; w razie, gdyby jednak musiał wytłumaczyć rodzicom Armina jego niespodziewane zniknięcie z imprezy. — I dalej się to sprawdza? — zapytał, bo przecież zdawał sobie sprawę z tego, że państwo Bennett odpowiednio o niego dbali, dając mu całkiem sporo. Był więc ciekaw, czy zmieniło się to na przestrzeni lat i czy dzieciak nadal był tak rozpieszczany. — Czasem jak bardzo czegoś chcesz, to musisz odpowiednio o to zawalczyć, Min. Nigdy o tym nie zapominaj — rzucił tylko, dzieląc się z nim cenną, życiową radą, która wydawała mu się teraz odpowiednia; ale chłopiec nie wyglądał na osobę, która zbyt prędko się poddawała. Gdyby tak było, to pewnie nie zwiałby z nim ze swojej imprezy, ciągnąc go po plaży, by finalnie zająć miejsce na piasku, pociągając za sobą również prokuratora. — Masz rację, dziś nic nie muszę — przyznał, bo przecież ten dzień był dniem Armina; a więc z łatwością spełniał jego zachcianki, wiedząc, że nastolatek nie chciał zbyt prędko wrócić do domu. I to własnego. — Chcesz wiedzieć, czy jesteś pierwszy? — parsknął, odwracając głowę w jego stronę. — Nie jesteś — przyznał szczerze. — Spotykałem się z paroma osobami i lubiłem wymykać się tu w wolnych chwilach, więc chętnie przyprowadzałem tu innych ludzi — dodał, choć żadna z tych relacji nie wydawała mu się szczególnie istotna; bo od samego początku większe znaczenie miała dla niego kariera. — Ale nigdy nie miałem czasu na poważne związki — przyznał po chwili. — Zawsze byłem zbyt zajęty, by móc dać innym to, czego ode mnie oczekiwali — rzucił, znów robiąc to całkiem szczerze; choć nie sądził, że było to szczególnie wielką tajemnicą. — Jesteś jednak pierwszą osobą, którą porwałem z imprezy urodzinowej, żeby tu przyjść — stwierdził, bo mimo wszystko wydawało mu się to sporym wyróżnieniem, jeśli tylko wcześniej nie ryzykował do tego stopnia. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Tak nie można! Nie wiesz, że to przynosi pecha? — wyszeptał, jakby naprawdę wierzył w takie zabobony. Armin nie kupował tej gadki o przeznaczeniu czy losie, który pchał ludzi we właściwą stronę. Uważał, że nic nie dzieje się bez powodu i że każda podjęta decyzja, wpływa na sto innych, ale nie sądził, że każdy ma zapisaną jakąś historię. Powtarzał sobie, że pewne błędy, które popełnił, miały dać mu lepszy pogląd na jakąś sprawę. Teraz, gdy nieco otrząsnął się po całej tej włoskiej dramie, potrafił nieco logiczniej spojrzeć na swoje życie. Wiedział, gdzie się potknął i wiedział, że następnym razem, będzie musiał uważać. Może tak naprawdę kwintesencją życia, były lekcje, których człowiek bezustannie się uczył? Tak czy siak, Bennett nie planował każdego szczegółu swojego życia, bo chętnie zdawał się na spontaniczność. Lubił mieć jednak obrany cel, który regularnie przypominałby mu, po co to wszystko robi. — Lubię szaleć, ale myślę, że postawienie sobie czegoś za ten punkt, do którego się zmierza, jest dość rozsądne. Nie chciałbym zapomnieć o sensie, dlaczego ciągle się staram — stwierdził, wzruszając delikatnie ramieniem. Bo wydawało mu się to proste, skoro właśnie w ten sposób myślał o swojej karierze od paru lat. Nie robił to przecież tylko dla sławy lub pieniędzy. Projektowanie i szycie sprawiało mu ogromną frajdę, podobnie jak widok ludzi, którzy nosili jego ubrania i to doceniali. Największą wartością było dla niego więc tworzenie tego, co inni będą chcieli ubierać. — Oczywiście. Nie chcę, żeby moi przyjaciele gadali za moimi plecami, że strasznie się zmieniłem, bo to przerażające — mruknął pod nosem, wzdrygając się z niechęcią. Przecież naokoło się trąbiło o ludziach, którzy za sprawą popularności i napływającej kasy, zaczynali zachowywać się okropnie. Nawet bliscy ich nie poznawali! Dlatego Armin uparł się, że zawsze pozostanie sobą. — Bawi cię to? Naprawdę się o to martwię! — burknął, szturchając go w ramię. — To słodkie, dziękuję — powiedział nagle, rozszerzając z zaskoczeniem oczy. Nie spodziewał się, że Blaze mógł mieć wiedzę na ten temat. Tak czy siak, jego słowa okazały się całkiem pokrzepiające, więc student prędko posłał mu sympatyczny uśmiech.
Chłopiec lubił, gdy starszy tak chętnie go do wszystkiego zachęcał. Projektant czuł wtedy nagły, może nieco nastoletni przypływ energii i wiary, że może któregoś dnia, pomyśli o nim poważniej. I nawet, jeśli było to nieco naiwne, to Armin zwykł się tego trzymać. — Bruh, nie chciałem ryzykować. Co miałbym zrobić, jakbyś wykopał mnie z domu? — zapytał, wywracając przy tym oczami. Mimo wszystko, naprawdę nie wiedział, na ile mógł sobie przy nim pozwolić. Humor Blaze zmieniał się bardzo szybko; jednego dnia, patrzył na niego łagodniej, kusząc go swoim uśmiechem, by kolejnego kompletnie go zignorować, jakby Bennett nigdy nie był częścią jego życia. — Starałem się być rozsądny, ale widzę, że to zbędne — parsknął, pocierając policzek, jakby od jego słów, poczuł zaskakujące zawstydzenie. Bo nie sądził, że było po nim widać to, jak wiele od niego chciał i potrzebował. — Sugestia — powiedział z rozbawieniem. W końcu im więcej komplementów dostawał, tym bardziej chciał się do niego zbliżyć, pokazując mu, jak bardzo doceniał jego słowa. I gdy tylko o tym myślał, naprawdę się dziwił, bo nie podejrzewał, że któregoś dnia, spojrzy na Blaze’a w ten sposób. Może po prostu musiał dorosnąć, by zauważyć jak fascynująca i elektryzująca mogła być znajomość ze starszym?
— Masz głowę pełną pomysłów, co? — zaśmiał się, słysząc kolejną opcję. Prawda była jednak taka, że w tym wypadku, Armina nie obchodziło to, co myśleli jego rodzice. Był zbyt szczęśliwy, by myśleć o konsekwencjach. No i dzisiaj były jego urodziny, więc nie mieli prawa zepsuć mu humoru. — Cóż, to zależy. Ostatecznie jednak wszystko rzeczywiście dostaję. Czasami od razu, a czasami muszę się bardziej namęczyć — wyjaśnił, kiwając tępo głową. Tak było praktycznie od zawsze. Słysząc jego słowa, odwrócił automatycznie łepetynę w jego stronę. — Zawsze walczę. Mogę mieć chwilę słabości, ale jestem zdeterminowany — rzucił, chcąc dać mu to jasno do zrozumienia. Tyczyło się to przecież wszystkiego. Opierając więc głowę na jego ramieniu, Bennett czuł się swobodnie i jeszcze bardziej podobało mu się to, że mógł to robić, bez obaw, że ktoś ich zauważy. Przygryzł więc wargę, wysłuchując go z uwagą; mógł się przecież tego domyślić.
— Jasne, że spotykałeś się z innymi ludźmi. Jesteś już trochę stary — skomentował, ponownie chętnie wypominając mu jego wiek. — Próbujesz sprawić, że poczuję się wyjątkowo? — parsknął, odwracając nieznacznie głowę w jego stronę, by na niego spojrzeć, wciąż nie odrywając podbródka od jego ramienia. — Nie muszę być pierwszy. Nie muszę też być specjalny. Po prostu cieszę się, że tu jestem i że mogę dobrze świętować swoje urodziny — powiedział, wygładzając materiał od swoich spodni, skupiając na czymś swoje dłonie. Oderwał więc łepetynę od jego ramienia, zamiast tego opadając plecami na piasek, by spojrzeć w nocne niebo. — Żałowałeś kiedyś czegoś, Blaze? — zapytał nagle, podkładając jedną z dłoni pod swoją głowę.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Tak jak czarne koty i przechodzenie pod drabiną? — parsknął z lekkim rozbawieniem, bo nigdy w to nie wierzył. Nie sądził, by jego losem kierowało przeznaczenie i dziwne przesądy, które uwielbiała jego matka. Wydawało mu się, że na wszystko ma wpływ; i że tak naprawdę wiele zależy od niego samego. Dlatego też tak ciężko pracował na swój sukces, nie przejmując się żadnymi, drobnymi porażkami i potknięciami. Blaze podejrzewał, że zdarzały się one każdemu; zarówno, gdy było się dobrze zapowiadającym się prokuratorem, jak i młodym studentem, który lokował uczucia w nieodpowiednich osobach. — Z takim podejściem możesz sporo osiągnąć. Przypadkiem o tym nie zapomnij — przestrzegł go, nadal jednak dość swobodnie; jakby lubił przypominać mu, że powinien mieć jakieś wartości i cele w życiu, by całkowicie się nie pogubić. Podejrzewał, że z jego talentem i zaangażowaniem, Armin mógł doskonale poradzić sobie w wielkim świecie mody; nie chciał więc patrzeć na niego przez pryzmat zmarnowanego potencjału. — Właśnie tym się przejmujesz? Że ludzie będą gadali za twoimi plecami? — zapytał, znów wyglądając na nieco rozbawionego. Mógł spodziewać się, że teraz wyjątkowo się to dla niego liczyło. Hartwood z kolei wiedział, że nie dało się tego uniknąć. Bo zawsze trafiła się ta jedna osoba, której wiele się nie podobało. Ci ludzie obchodzili go jednak najmniej; nie miał czasu i chęci, by użerać się z przypadkowymi osobami, które miały mu coś do zarzucenia. W szczególności, jeśli nie było to nic poważnego; nic, czym musiałby się przejmować. — Zauważyłem — parsknął, nie uważając tego jednak za coś wyjątkowo złego; być może kiedyś Armin miał z tego wyrosnąć? Jak na razie nadal był jednak nastolatkiem, który znacznie różnił się od niego pod względem charakteru i pewnych idei; a więc po chwili Blaze posłał mu dość łagodny uśmiech. Podejrzewał, że te słowa mogły być dla niego całkiem pokrzepiające.
Pewnie musiałbyś wrócić do domu i nie chciałbyś pokazywać mi się na oczy przez kilka następnych dni — zauważył, podejrzewając, że to w ten sposób chłopiec mógłby zareagować, gdyby prokurator dość niespodziewanie wyrzucił go z domu. Mógłby wpaść też w szał; ale Hartwood sądził, że Bennett wiedział, jak mogło się to dla niego skończyć i pewnie wolał tego uniknąć. Jak na razie nie miał jednak powodów, by nie wpuszczać go do swojego domu; albo też prędko go z niego wyrzucać. Towarzystwo nastolatka bywało naprawdę przyjemnie; szczególnie po tych wszystkich godzinach, które spędzał w kancelarii. — Ach, więc teraz chciałeś być rozsądny? — zapytał, co wydawało mu się szczególnie zabawne, jeśli wiedział, co wydarzyło się w Mediolanie, a do tego, jeśli zdawał sobie sprawę, że Bennett wyjątkowo chętnie i swobodnie dał się wciągnąć w znajomość, która aktualnie ich łączyła. A przecież nie było to nic szczególnie poprawnego i moralnego. Bawiło go więc to, że po tym wszystkim nastolatek chciał kierować się rozumem; bo czy nie było na to zbyt późno? Tyle że teraz Blaze nie widział w tym nic złego. Bo przecież do niczego go nie zmuszał, a w dodatku niczego mu nie obiecywał. Chłopiec wiedział, na co właściwie się pisze i nie mógł mieć mu zbyt wiele za złe, jeśli ich relacja przestałaby przypominać to, na czym mogło mu zależeć. 
Myślisz, że jesteś jedynym, który dobrze radzi sobie z wymówkami? — mruknął, podejrzewając, że oboje potrafili wiele ukryć. W końcu przeszłość Armina nie wydawała się zbyt podejrzana, gdy tłumaczył rodzicom swój powrót do Hope Valley. Hartwood podejrzewał więc, że sam również potrafiłby się wybronić, gdyby tylko ktoś zauważył, ile czasu spędzał z nastolatkiem; i jak prędko się do niego zbliżył, choć do tej pory Bennett był wyłącznie młodszym bratem jego przyjaciela. — Życie strasznie cię rozpieściło — stwierdził nieco kąśliwie, wiedząc jednak, że w głównej mierze była to zasługa państwa Bennett, którzy nie lubili mu odmawiać. Mimo to chłopiec nie zachowywał się jak książę, któremu wszystko się zależało; i nadal trzymał się swojej pasji i zawzięcie walczył o swoje cele, co było dla niego całkiem imponujące. — Wiesz, czego nie robią starzy ludzie? Nie spędzają czasu z dziewiętnastolatkami — rzucił, odwracając twarz w jego stronę; jakby chciał zapytać go, czy nadal zamierza wypominać mu wiek. — Może sugeruję, że jesteś wyjątkowy? — zapytał, wiedząc, ile zbędnej nadziei mógł mu dać, wypowiadając takie słowa, nie wyglądając przy tym na szczególnie przejętego; jakby naprawdę miał to na myśli. — Może jesteś dla mnie całkiem specjalny, jeśli cię tu dziś zabrałem — zasugerował, spoglądając na niego, gdy Armin oderwał głowę od jego ramienia, opadając na piasek. — Nieszczególnie — przyznał, bo pewnych rzeczy nie dało się uniknąć; jednak nigdy nie zrobił czegoś, czego mógłby realnie pożałować. — Staram się nie robić rzeczy, których mógłbym żałować — stwierdził; może poza jedną, która w przyszłości mogła okazać się dość zdradliwa, jeśli teraz tak chętnie kręcił się przy młodszym chłopcu, co przecież mogło wiele go kosztować. — Podejrzewam, że z tobą jest nieco inaczej — zauważył, bo za jego poważny błąd mógłby uznać Mediolan i wszystko, co się tam wydarzyło.
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Przechodzenie pod drabiną jest trochę przerażające samo w sobie, nie sądzisz? — mruknął, marszcząc z niezadowoleniem nos. Może i nie wierzył szczególnie mocno we wszystkie te przesądy, ale niektóre rzeczy, omijał szerokim łukiem. Ot, dla własnego bezpieczeństwa i przestrogi, by potem nie pluć sobie przypadkiem w brodę, że mógł tego uniknąć. — Nigdy nie wiadomo, czy zaraz nic na ciebie nie spadnie — dodał bezsensu, podejrzewając, że wszystkie te głupstwa, które rozpowiadał, były wynikiem spożytego wcześniej alkoholu. Nie miał przecież zbyt mocnej głowy do picia, a tego dnia, niczego sobie nie odmawiał; bo przecież to był jego wieczór. A skoro to jego urodziny, to zamierzał je świętować, bo bez względu na ostatnie miesiące, Armin całkiem lubił swoje życie. To prawda, że mogłoby być łatwiejsze i nieco przyjemniejsze, ale grzechem byłoby narzekanie na to, co już posiadał. A miał jednak całkiem sporo; pełną, dobrą rodzinę, całkiem liczną grupę znajomych, pieniądze i możliwości, a teraz nawet Blaze’a. Nie powinien więc krzywić się marudnie, gdy coś nie szło po jego myśli, tylko próbować dalej. W końcu zaczynał gdzieś w połowie drogi, w przeciwieństwie do swoich rówieśników, którzy musieli od początku walczyć o swoje w pojedynkę. — Och, jasne, że nie zapomnę — odparł z ogromną pewnością siebie, uśmiechając się przy tym dumnie. — Ciągle się potykam, ciągle się zawodzę i ciągle popełniam błędy, ale jedno jest zawsze niezmienne — rzucił, spoglądając na niego z ożywieniem, bo lubił mówić o swojej pasji i planach. Traktował to całkiem poważnie, w przeciwieństwie do innych spraw. — Mój cel. Nigdy go nie porzucę, nawet jak będzie mi trudno — przyznał. Po całej tej akcji z wykładowcą, Bennett mógł porzucić sztukę i swoje wielkie marzenia o byciu projektantem. Moda przecież dość mocno kojarzyła mu się z mężczyzną, a szanse na rozwinięcie się we Włoszech, bezpowrotnie przepadły. A mimo to, Armin nie zrezygnował, wierząc, że inne miasta, pomogą mu i tak wybić się wystarczająco wysoko. Był więc dość uparty, jeśli na czymś, niemal desperacko, mu zależało. Po raz kolejny, zauważając jego rozbawiony uśmiech, dziewiętnastolatek przechylił głowę na bok; oderwał spojrzenie od jego ust, by utkwić je w jego oczach. — Nie rozumiem, co w tym zabawnego — wymamrotał, zaraz wzdychając ciężko. Istniało wiele kwestii, w których się nie zgadzali i czasami było to dość uderzające. — Ciężko uniknąć opinii drugiego człowieka, gdy w twoim zawodzie, jest jednak ważna. Jestem projektantem. Jak komuś nie spodobają się moje prace, to takie informacje pójdą dalej w świat i dojdą do innych. Jak komuś podpadnę, to pójdzie plotka i moi klienci zwyczajnie zrezygnują — zaczął, pocierając skórę na swojej dłoni, próbując skupić się na czymś, co chwilowo nie było starszym prokuratorem. — Nie mogę pozwolić sobie na całkowitą obojętność — dodał nieco marudnie. Poza tym, nawet gdyby chciał, prawdopodobnie było to dość niemożliwe. Z natury raczej przejmował się tym, co mówią o nim ludzie wokoło. Nastolatek zdawał sobie sprawę z tego, że nie sprawi, że wszyscy ludzie będą go lubili. Wiedział, że bez względu na to, jak bardzo będzie się starał, niektórzy nie postawią go w dobrym świetle. Uważał jednak, że warto było spróbować i nie robić sobie wrogów na prawo i lewo. Bo tak właśnie zwykle kończyły się relacje, w których chłopiec nie radził sobie najlepiej.
— To jest bardzo prawdopodobne — odparł, uśmiechając się lekko. Choć nie widywali się zbyt długo, Blaze wydawał się znać go już niemal na wylot. Z jednej strony było to nieco pocieszające, a z drugiej sprawiało, że Armin ściągał niepewnie brwi. Bo czy w ten sposób, nie znudzi mu się zbyt szybko? Czy ma go jeszcze czym zaskoczyć? Nie chciał przecież, by starszy odszedł, gdy tylko wyczuje, że jest w stanie przewidzieć każdy jego następny ruch. Oderwał więc od niego wzrok, jednocześnie próbując wyrzucić z głowy wszystkie te niepotrzebne myśli. Nie miał zamiaru przecież martwić się takimi rzeczami akurat, teraz gdy spędzał swoje urodziny na plaży i to w jego obecności. Słysząc jego pytanie, Bennett nawet nie drgnął; wyczuł tę aluzję, która mu się nie spodobała, przez co zacisnął mocniej usta i zamilkł na dłuższą chwilę. Wiedział, że w Mediolanie zachował się nieodpowiedzialnie; był zbyt naiwny i zbyt oddany, by pomyśleć o tym, co się stanie, jeśli ich relacja pójdzie w złą stronę. Poza tym nie spodziewał się, że wszyscy wokoło, zareagują tak brutalnie i dość gwałtownie. To jasne, że nie chciał drugi raz popełnić tego samego błędu. Nie wiedział jednak, że panowanie nad swoimi emocjami, było aż do tego stopnia skomplikowane. Opuszczając nieznacznie podbródek, Armin przez chwilę myślał o jego pytaniu; czy w ten sposób zareagują inni, jak się o tym dowiedzą? Będą go pouczać? Będą zawiedzeni? Przełykając dziwną gorycz w gardle, Bennett odgarnął palcami włosy z czoła, chcąc pozbyć się tych wszystkich wspomnień ze swojej głowy. Bo najbardziej w tym wszystkim bolało go to, że wciąż bywały dni, gdy czuł się samotny. Jego uczucia zawsze były przecież szczere. Jego humor dość drastycznie się zmienił, ale nie zaczął mówić o tym głośno, jak to miał normalnie w zwyczaju. Nie chciał psuć chwili ani zwracać na siebie uwagi.
— Taki dobry z ciebie kłamca, Blaze? Niesamowite. Czy prokuratorzy nie powinni być przypadkiem poczciwi? — zapytał, uśmiechając się nieco blado. Nie chciał być markotny, kiedy miał taką okazję; szczególnie, że przez większość wieczoru naprawdę dobrze się bawił. Być może dlatego sięgnął teraz po butelkę, by upić z niej łyka, może dwa. — No i co mi po tym? — rzucił retorycznie, wzruszając lekko ramionami. — Nie spełniam oczekiwań moich rodziców i nie mam żadnych prawdziwych przyjaciół — zaczął wyliczać, kolejno wyciągając odpowiednie palce do góry. — Zawaliłem szkołę w Mediolanie, wpadłem w powalony romans, więc wróciłem do domu. Jedyne, co robię, to piję wino i gubię się w twoim mieszkaniu — rzucił, opuszczając dłoń; nie uważał, żeby jego życie wciąż go rozpieszczało. Miał raczej wrażenie, że im starszy był, tym było mu ze wszystkim coraz ciężej. — Ale z ciebie hotówa, jak się wściekasz — parsknął, spoglądając na jego twarz, gdy tylko odwrócił ją w jego stronę. I pewnie nie powiedziałby tego, gdyby był nieco trzeźwiejszy, ale w tym stanie, nie interesowało go zbyt wiele. — A jestem? — zapytał; być może chciał po prostu podwójnego potwierdzenia. Chciał pewności, że naprawdę był dla niego wyjątkowy, skoro zabrał go tutaj w dniu jego urodzin. Nawet, jeśli w przeszłości, chodził na randki z innymi osobami. Bo teraz był tu właśnie z nim, a mógł przyprowadzić kogokolwiek innego. Spoglądając w gwiazdy i podkładając dłoń pod głowę, Armin nie czuł się tym wszystkim przejęty, jak miał to w zwyczaju w ciągu dnia. — Wiem, o czym myślisz — mruknął, nie zerkając w jego kierunku. — Ale nie żałuję, że się w to wtedy zaangażowałem. Bo naprawdę mi się podobało i przez chwilę byłem szczęśliwy — wyjaśnił, mówiąc o tym dość obojętnie, jakby rany już się wygoiły. — Czasem żałuję, że nie jestem kimś innym. Czy wtedy byłoby mi łatwiej? Czy wtedy nie musiałbym wszystkich okłamywać? — zaczął wyrzucać pytania, przymykając na krótką chwilę oczy. — Żałuję, że nigdy nie jestem pierwszym wyborem. To trochę bolesne — stwierdził, zaraz uśmiechając się lekko i spoglądając na Blaze’a. Zupełnie tak, jakby wcale nie wspominał o czymś cholernie przygnębiającym. — Ale zawsze mogło być gorzej. Mógłbym na przykład, zostać jakimś gangsterem. To by była strata — parsknął, wyciągając dłoń, by złapać go za tył marynarki i pociągnąć do tyłu. — Wyglądasz, jakbyś miał zaraz wstać i odejść — skomentował, gdy ten znalazł się obok. Obrócił głowę w jego stronę, uśmiechając się przy tym nieco szerzej. — Chcę już pojechać na tę wycieczkę. Jestem podekscytowany — mruknął, obracając się na bok, by podeprzeć policzek na dłoni i spojrzeć na starszego z góry. — Jak będę się dobrze zachowywał, to będziesz robił to częściej? — zapytał głupio, unosząc palce, by dość nieśmiało musnąć nimi jego policzek. — Albo zrób to choć jeszcze jeden raz. Nie będę od ciebie wymagał nigdy więcej zbyt wiele — dodał; bo wtedy bałbym się, że naprawdę odejdziesz.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Myślę, że istnieje kilka rzeczy, które mogłyby bardziej cię przerazić — rzucił z lekkim rozbawieniem, bo nie sądził, by ludzie powinni przejmować się tak durnymi przesądami. W końcu to nie one tworzyły ich sukcesy; podobnie jak i na nie nie wpływały. Blaze wychodził z założenia, że wszystkie te gadki o przewrotnym losie i nieszczęściach, które ciągnęły się za pewnymi symbolami, miały być jedynie pewnym wytłumaczeniem. Byle ludzie mogli wybaczyć sobie własne błędy i porażki, zwalając winę na coś zupełnie innego niż swoje niekompetencje. A te bywały naprawdę przerażające, jeśli ludzie tak łatwo zatracali się w pieniądzach i chwilowym luksusie, nie myśląc szczególnie przyszłościowo. I choć nie zamierzał wywierać na nastolatku żadnej presji, to był ciekaw tego, jak ze swoimi marzeniami i planami na przyszłość poradzi sobie Armin. — Brzmisz na zmotywowanego. Podoba mi się to — odparł go, bo w tym wypadku nie zamierzał ograniczać mu komplementów. Lubił, gdy ludzie się starali, dbając o swój sukces; a więc odpowiadało mu to, że Bennett trzymał się swojego celu, nie chcąc z niego zrezygnować. A przecież mógł to zrobić. Po wszystkim, co przeszedł we Włoszech i po powrocie do domu, mógł całkowicie się poddać. Nie byłoby to szczególnie trudne, jeśli cała sprawa była dość świeża, a projektowanie mogło kojarzyć mu się z tą jedną osobą, o której powinien przecież zapomnieć. To, jak zdeterminowany był, sprawiało, że Blaze dumnie się uśmiechał; jakby chciał znów go pochwalić, spodziewając się, że dzieciak osiągnie to, na co tylko będzie miał ochotę. — Oczywiście, że nie możesz pozwolić sobie na zupełną obojętność — stwierdził, kiwając głową, by przyznać mu rację. — Ale nie możesz pozwolić sobie też na to, żeby ludzie weszli ci na głowę — przypomniał mu, spodziewając się, że mogła wisieć nad nim pewna presja i wymagania innych osób, jeśli kiedyś miał stać się osobą publiczną; pracując głównie dla ludzi. Do tego potrzebował sporo wytrwałości i samozaparcia; bo łatwo było zgubić się w tym wszystkim, zaczynając traktować pasję wyłącznie jak przykry obowiązek, z którego musiał się wywiązać, byle opinia publiczna zbyt prędko go nie pożarła. — Nie trafisz w gusta wszystkich, a do tego znajdą się osoby, które będą chciały pogrążyć cię bez powodu — dodał, bo każdy był na to narażony; szczególnie osoby, które zyskiwały coraz większą popularność i uznanie wśród społeczeństwa. — I właśnie takimi osobami nie powinieneś się przejmować. A jak będą ci się naprzykrzać, to możesz ich pozwać. Pomogę ci — dodał z lekkim uśmiechem, choć wątpił w to, że mieszanie się w prywatne sprawy chłopca mogło wyjść mu na dobre. Istniały przecież pewne granice, których nie powinien przekraczać. Nawet jeśli zrobił to już do tej pory; z pewnością pisząc się na znacznie więcej, niż planował. Starał się zachować jednak pewne pozory, nie myśląc szczególnie mocno o tym, co ich czekało. Być może teraz nastolatek często przewijał się przez jego życie, nie będąc już wyłącznie bratem jego przyjaciela, ale co miała przynieść im przyszłość? Skupienie Blaze’a i jego zaangażowanie w pracę było dość wyraźne, a więc oboje musieli widzieć, że poza tym nic nie było wyjątkowo stałe i pewne. 
Hartwood poznawał go każdego dnia. Nawet jeśli dzieciak powinien być mu doskonale znany, jeśli od zawsze był gdzieś obok, to dopiero od niedawna zaczął skupiać się na pewnych szczegółach, chcąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Mógł więc zauważyć, że pomimo wszystkiego, Armin był dość kruchy; że angażował się w swoje marzenia, a do tego w pewnym stopniu chciał na nim polegać, być może myśląc o tym, jak przyjemne byłoby traktowanie całej ich znajomości znacznie poważniej. Blaze nie musiał więc przyglądać mu się całymi godzinami, by uświadomić sobie, jak chłopiec funkcjonował. I nie musiał nawet zbyt długo analizować jego zachowania, by wiedzieć, że jego aluzja mogła nieznacznie w niego uderzyć; być może znów zmuszając go do myślenia. 
Prokuratorzy to też ludzie, wiesz? — rzucił, przenosząc wzrok na jego twarz; i wyłapując te drobne zmiany, starszy cicho westchnął. — Gdybyś chciał spełnić wszystkie oczekiwania rodziców, to utknąłbyś tu na całe życie — zauważył, dopiero teraz dostrzegając, co mogło go drażnić, a może nawet odrobinę przytłaczać. — Masz dziewiętnaście lat. Zawalisz jeszcze sporo rzeczy i uświadomisz sobie, że prawdziwi przyjaciele mogą pojawić się w każdym momencie. Marudzisz bardziej niż ja, Bennett. A ponoć to ja jestem stary — rzucił, w jakiś sposób chcąc przekazać mu, że życie mogło go jeszcze zaskoczyć. Nie wydawało mu się przecież, że Armin zmarnował jakieś wielkie okazje i że zupełnie zaprzepaścił szansę na sukces. W każdej chwili mógł zacząć od nowa; a jeśli znów by mu nie wyszło, to mógł zrobić to kolejny raz. Mógł próbować, nigdy się nie poddając; a to z pewnością zaimponowałoby wielu osobom. Nawet jemu. — Jesteś niemożliwy — parsknął, przewracając oczami, jakby obcowanie z nastolatkami wydawało mu się naprawdę szczególne; bo czy ktokolwiek inny mógłby wypowiedzieć te słowa, wpierw uciekając z nim ze swojej imprezy urodzinowej, by najbliższe godziny spędzić z nim na plaży? — Odrobinę — rzucił z nieco złośliwym uśmiechem, jakby nie chciał dać mu zbyt wiele. Być może gdzieś podświadomie wiedział, że co jakiś czas powinien przypominać mu o dystansie, który powinni zachować, by nie wyniknęło z tego niż poważnego; i zbyt zobowiązującego. — Nie myślałem o niczym konkretnym — przyznał, znów wysłuchując jego słów w ciszy; coraz bardziej uświadamiając sobie, że pewne wspomnienia mogły prześladować go jeszcze przez jakiś czas. — To przeszłość, na której nie powinieneś się skupiać. Nie jesteś już w Mediolanie i znów możesz być szczęśliwy — zauważył, bo nie chciał prawić mu morałów podczas jego urodzin; w ten chwili nie chciał dokładać mu zmartwień i nie chciał też dawać mu złudnej nadziei, gdy Armin mu się przyglądał. Bo czy mógł obiecać mu, że będzie jego pierwszym wyborem, jeśli cała ich relacja narodziła się dość niespodziewanie i miała być wyłącznie czymś chwilowym? — To trochę dziwna forma pocieszenia — mlasnął, gdy Bennett wspomniał o gangsterskim życiu. — Powinieneś zapomnieć o Mediolanie, Min — dodał tylko, opadając na piasek, gdy chłopiec pociągnął go za marynarkę. — Jeszcze nigdzie się nie wybieram — przyznał zgodnie z prawdą i swoim sumieniem; nie mówiąc wyłącznie o tym dniu, ale też o całokształcie. O ich pokręconej znajomości. — Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem, żeby jakaś wycieczka tak bardzo cię cieszyła — zauważył, odwracając głowę w jego stronę. Nie rozumiejąc, jak przywiązany był do niego chłopiec i jak mocno mógł obawiać się jego odejścia; chcąc zrobić wszystko, by na chwilę go przy sobie zatrzymać. I może dlatego kiwnął dość nieświadomie głową; być może wiedząc, jaką przewagę i kontrolę nad nim miał. — Wymagania nie są nam potrzebne — przyznał, uśmiechając się dość zdradliwie, gdy młodszy dotknął jego policzka. — Zachowuj się tak, jak teraz, a wtedy zabiorę cię na kolejne wycieczki — obiecał mu, dość nieświadomie dążąc do tego, by Armin całkowicie mu się podporządkował. — To dobry układ, prawda? — zasugerował, jakby ich relacja miała opierać się wyłącznie na wzajemnych korzyściach; choć wiedział, że był to dość błędne. 
mów mi/kontakt
autor
ODPOWIEDZ