Lokatorzy: Armin Bennett
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin nie ściemniał, mówiąc Blaze’owi, że naprawdę potrafił kłamać. I to już nie chodziło nawet o to, że zamierzał wyjaśnić całą tę sprawę z Nathanielem, bo to nie było nic wielkiego. Zresztą nie kłamał szczególnie, bo tego dnia, naprawdę nie był w najlepszym humorze, przez co wygadywał wiele niepotrzebnych bzdur. Od jego powrotu do Hope Valley, minęło sporo czasu, więc nic dziwnego, że po parunastu dniach, zaczęły się pytania; dlaczego nie wraca do Mediolanu? Więc na początku mówił o ocenach końcowych, przerwie i odpoczynku, a potem o tym, że starsze roczniki organizują pokazy, więc młodsi mogą wrócić do domów, by zregenerować siły. Teraz zaczęły się wakacje, więc Bennett przysiągł, że zdał egzaminy internetowo, dzięki czemu mógł cieszyć się kolejnymi miesiącami, bez myśli o powrocie do Włoch. Chociaż ciężko było odwrócić uwagę jego rodziców od jego nagłej chęci pozostania w domu; oboje przecież wiedzieli, ile to dla niego znaczy i jak bardzo kocha swoje studenckie miasto. Wymyślając sto, jak nie tysiąc beznadziejnych wymówek, Armin zdał sobie sprawę, że z każdym dniem, wciskanie im kitu, przychodziło mu znacznie łatwiej.
Tak czy siak, to właśnie tym sposobem, znalazł się na swoim przyjęciu urodzinowym, organizowanym przez jego rodziców. Dziewiętnaście lat, musiało robić na nich niemałe wrażenie, skoro wynajęli jakąś salę w miasteczku i sprowadzili nie dość, że pół rodziny i swoich znajomych, to jeszcze współpracowników i przełożonych. Co zabawniejsze, co najmniej połowa z nich, nigdy wcześniej nie widziała nastolatka na oczy. Gdyby nie fakt, że co gość, wciskał mu do rąk kopertę z pieniędzmi, to Armin już dawno krzywiłby się z niesmakiem. Wolałby bawić się w gronie, który dobrze znał i który nie zachowywał się tak sztywno. Nie miał nawet ochoty na siedzenie w swoim garniturze, który zrobił na jednych ze swoich ulubionych zajęć. Miał wrażenie, że krawat nieprzyjemnie go dusił, a marynarka skutecznie podnosiła temperaturę jego ciała. Poza tym te wszystkie spojrzenia, które kierowano w jego stronę, nagle przestały mu odpowiadać. Wbrew własnej woli, przez dłuższą chwilę, snuł się jak cień za swoimi rodzicami, witając ludzi, których nawet nie kojarzył. I dopiero po godzinie, może dwóch, udało mu się uciec, stając gdzieś przy alkoholach, na które spojrzał z dziwnym utęsknieniem. Bo nie miałby nic przeciwko temu, żeby wypić wino albo nawet coś mocniejszego, czego zwykle nie praktykował.
A przede wszystkim, chciał zobaczyć Blaze’a; mignął mu kilka razy w tłumie, gdy musiał zajmować się swoimi gośćmi, ale nie miał jeszcze okazji, żeby do niego zagadać. Dlatego stukając palcem w szklankę z jakimś sokiem, rozejrzał się po pomieszczeniu, próbując w tym tłoku odnaleźć znajomą twarz. Chciał się stąd zmyć i porobić coś innego; spędzić swoje urodziny tak, jak tego sam chciał. Spotkać się ze znajomymi albo nawet powłóczyć się w pojedynkę po mieście… Może pomęczyć Blaze’a, by zrobił to z nim, poprawiając mu przy tym nastrój. I jak na zawołanie, wydawało mu się, że mignął mu gdzieś przed twarzą, dlatego odstawił szklankę na stolik, od razu za nim podążając, niemal desperacko potrzebując jakiegoś towarzystwa. I gdy znalazł się wystarczająco blisko, wyciągnął dłoń, chwytając go za rękaw od marynarki. — Gdzie tak pędzisz? — zapytał, unosząc spojrzenie na jego buzię, by po chwili zmierzyć spojrzeniem całą jego sylwetkę. — Dobrze wyglądasz — rzucił, zaciskając mocno usta, by nie uśmiechnąć się głupio. Bo cieszył się, że w końcu go odnalazł. — Nie powinieneś być w pobliżu, skoro to moje urodziny? — mlasnął, nie wypuszczając jego rękawa z delikatnego uścisku. — Ciężko mi cię złapać — dodał, patrząc na niego z błyszczącymi oczami.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Niektórych okazji Blaze starał się unikać jak ognia.
Nienawidził rodzinnych zjazdów, a już w szczególności kuzynek, które pojawiały się w jego rodzinnym domu, irytując go nie tylko swoim zachowaniem, ale też durnymi opowieściami, na których nigdy się nie skupiał. Nie przepadał również za pewnymi, biznesowymi spotkaniami; tymi, podczas których, znacznie wyżej ustawione osoby przyglądały mu się dość obojętnie, zadając mu te same, nudne pytania, na które odpowiadał już automatycznie. Jakby wyuczył się paru, krótkich regułek; wybierają je w zależności od sytuacji i nastroju. I podobnie było z celebrowaniem własnych urodzin; bo Hartwood zwyczajnie tego nie lubił. Nie podobały mu się wystawne imprezy i niespodzianki, które wprawiały go w pewne osłupienie; nie lubił też zbyt długich życzeń i zdmuchiwania świeczek, podczas którego nie myślał o żadnym marzeniu, uznając, że była to jedynie bujda, w którą przestał wierzyć, mając dziesięć lat. Chętnie unikał więc cudzych imprez urodzinowych, najczęściej wysyłając swoim znajomym prezenty i treściwe życzenia. I przez wszystkie lata wyjątek stanowił głównie Nate, państwo Bennett, jak i jego rodzice. A w tym roku, wyjątkiem był także Armin.
Blaze nie pojawił się tam jednak z krzywą miną i wymówką, której mógłby użyć w odpowiednim czasie, chcąc jak najszybciej wyrwać się z obcego towarzystwa, wracając do swoich spraw; najpewniej pracy. Tego dnia odstawił wszelkie obowiązki na bok, wybierając całkiem formalny strój, by stawić się w wyznaczonym miejscy, wiedząc, że państwo Bennett zamierzają urządzić spore przyjęcie dla swojego młodszego syna. Było to niemal oczywiste, jeśli prokurator już od wielu dni słyszał pogłoski o nadchodzących urodzinach Armina. A przecież takiej uroczystości nie mógłby przegapić; szczególnie jeśli miał tego dnia zadziwiająco dobry humor i być może parę konkretniejszych planów na nadchodzący wieczór. Coś więcej niż rozmowy z osobami, które znał; a do tego trzymanie się z boku i jedynie chwilowe błądzenie wzrokiem po pomieszczeniu, by spróbować odnaleźć w nim chłopca. Co jednak nie było szczególnie trudne, jeśli inne osoby nie rzucały mu się w oczy. Znacznie trudniejsze było jednak przepchnięcie na bok wszystkich, którzy składały chłopcu życzenia, zmuszając Blaze’a do nieco niecierpliwych westchnień. Bo pomimo szampana, którego popijał już od paru minut, a także kolejnej rozmowy, która jakoś zajmowała mu czas, Hartwood mógł bawić się znacznie lepiej.
Chcąc napełnić pusty kieliszek, prokurator skierował się więc w stronę stołu z alkoholem, dość niechętnie spoglądając za siebie, gdy ktoś go zatrzymał, chwytając jego rękaw. Odwrócił się jednak znacznie chętniej, gdy zobaczył za sobą dziewiętnastolatka. I zrobił coś, co robił tylko, gdy zaczynało brakować mu jego towarzystwa, a do tego, gdy zwyczajnie podobało mu się to, że miał go obok siebie; posłał mu dość łagodny uśmiech, dopiero po tym kiwając głową w przeciwną stronę. — Chciałem się napić, skoro jesteś dziś tak rozchwytywany i nie mogę liczyć na twoje towarzystwo — rzucił, bo nawet jeśli nie miał w zwyczaju zabiegać o cudzą uwagę, to lubił to uczucie, gdy Armin skupiał się wyłącznie na nim. Lubił też, gdy uśmiechał się w charakterystyczny sposób i nie wściekał się przy każdej okazji; a więc tego dnia z pewnością lubił go całego. — Tu mam oczy — parsknął, stukając palcem w jego brodę, by Bennett znów podniósł spojrzenie na jego twarz. — Ale nie wiem, czy dorównałem gwieździe dzisiejszego wieczoru — rzucił, samemu przyglądając się jego sylwetce. Dopiero po chwili skupiając się na jego słowach. — Myślałem, że podobały ci się rozmowy z rodziną i że nie potrzebujesz niczego więcej — mruknął, dopiero po tym rozglądając się dookoła, zastanawiając się, czy znalazłaby się tu choć jedna osoba, która mogłaby przyglądać im się z nieco większą ciekawością. — To ty jesteś tu dziś gwiazdą, Min. A do tego całkiem niedostępną — stwierdził, powracając do niego spojrzeniem. — Ale skoro już zaszczyciłeś mnie swoją obecnością, to przypomnę ci, że to twój dzień, więc jeśli masz jakieś życzenia, to być może będę mógł je spełnić — dodał z zaczepnym uśmiechem; zachowując się zupełnie inaczej, niż jakiś czas temu, gdy po raz pierwszy się pokłócili. — Tylko nie licz teraz na to, że odśpiewam ci sto lat i złożę życzenia. Chcę zrobić to później, żebyś na pewno to zapamiętał — rzucił, być może uznając, że tego dnia Armin zasługiwał na specjalne traktowanie.
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin naprawdę nie mógł sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni, zorganizowano dla niego imprezę. Musiało to być dawno temu, gdy był jeszcze dzieciakiem, a jego rodzice, każdy jego gest uważali za wielki sukces. Czy to nie smutne, że z wiekiem, przestaje się doceniać te małe kroki, które podejmuje się w kierunku rozwoju? A więc pomimo tego, że cieszył się popularnością w tutejszym liceum, a potem na swoich studiach, to nigdy nie zorganizował prawdziwego przyjęcia. Zdarzało mu się gdzieś wyjechać albo zabawić, by realnie uczcić swoje urodziny, ale nigdy nie musiał wciskać się w garnitur i dziękować za prezenty obcym ludziom. Więc nawet dla kogoś takiego jak on, była to spora nowość, w której nie potrafił się do końca odnaleźć. No i nie było tu też jego znajomych, na których ewentualnie mógłby polegać. Dlatego też tak desperacko szukał wzrokiem prokuratora; nie dość, że chciał wykorzystać go jako wymówkę, by uciec od rodziców, to zwyczajnie chciał z nim porozmawiać. Wiedział, że tylko on będzie potrafił poprawić mu humor, a przy tym da mu realnie odczuć, że to jego święto. Poza tym, że ostatnio miał się nieco na baczności, to parę ostatnich dni, należały do tych lepszych. Miał tylko nadzieję, że nic dzisiaj nie pójdzie źle; naprawdę nie był w nastroju na kłótnię albo kolejne poczucie rozczarowania.
Bennett wiedział już mniej więcej, jak funkcjonował starszy; domyślał się też, jakie mógł mieć nastawienie do tego typu imprez, więc tym bardziej doceniał jego przybycie. Podczas, gdy witał gości, chętnie wodził za nim spojrzeniem, nieznacznie krzywiąc się, gdy znikał gdzieś w tłumie. Chłopiec nie wiedział tylko, czy pojawił się tam dla niego, czy dlatego, że wypada, bo przecież był dzieckiem jego szefostwa i niemal częścią rodziny. Armin dość dziecinnie i może nieco naiwnie, chciał wierzyć, że to była jego wola. Zamierzał tej nocy, podobnie jak każdej kolejnej, korzystać z każdej, nadarzającej się okazji. Dlatego wymknął się rodzicom, dziękując w duchu, że najgorsza część tego przyjęcia, pewnie miał już za sobą. Uczepiając się Blaze’a, liczył tylko na to, że podobnie jak on, był w dobrym humorze. Zauważając jego uśmiech, student szybko go odwzajemnił.
— Niemożliwe. To z tobą chciałem spędzić ten wieczór — powiedział dość swobodnie. — Poza tym, nikt nie powiedział, że też nie możesz mnie chwycić — parsknął, nie odrywając podekscytowanego spojrzenia od jego twarzy; bo to było jego święto, a Hartwood chciał dać mu więcej uwagi. — Myślę, że moja rodzina, zdążyła już zauważyć, że lepiej się dogadujemy. Ciężko, żeby tak nie było, skoro wróciłem na dobre — stwierdził, wzruszając delikatnie ramieniem. — Więc nie ma w tym nic dziwnego, że chcę z tobą porozmawiać — dodał, zerkając orientacyjnie w stronę swoich rodziców, którzy bardziej niż nim, byli zainteresowani swoimi gośćmi. Na nowo więc utkwił spojrzenie w starszym, przyglądając mu się z podziwem i parsknął cicho pod nosem, gdy prokurator stuknął go palcem w brodę. — Prawda, że wyglądam dobrze? Sam go uszyłem — powiedział z dumą, puszczając jego rękaw, by poprawić poły marynarki. Zaraz jednak zapomniał o garniturze, wzdrygając się z niechęcią na jego słowa. — Daj spokój. Nawet nie wiem, kim jest połowa tych ludzi — mruknął nieco marudnie. Chłopiec skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zamyślił się głęboko; jakby trudno mu było wybrać to jedno konkretne życzenie. — Moje życzenie? Zabierz mnie stąd, gdy nikt nie będzie patrzył — szepnął, pochylając się w jego stronę, jakby przekazywał mu szokującą informację. Dopiero wtedy wyprostował się, rozszerzając nieznacznie oczy. — Złożysz mi osobiste życzenia? Mam nadzieję, że będą wyjątkowe. No wiesz, powinny się wyróżniać na tle tych, które dostałem — zaśmiał się, momentalnie zapominając o całej tej sztywnej atmosferze, jaka panowała na tym przyjęciu.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze potrafił uciekać od swoich obowiązków. Gdy coś niemiłosiernie mocno go drażniło lub gdy chciał na moment oderwać się od pracy, choć to zdarzało się znacznie rzadziej, był w stanie wymyślić odpowiednią wymówkę, dzięki której mógł prędko wrócić do domu. A więc mógł odmówić także rodzicom Armina, mówiąc, że nie pojawi się na jego imprezie urodzinowej; wystarczyłoby kilka sekund, by zbył ich zaproszenie jakimś sensownym wytłumaczeniem. Tyle że teraz nie chciał tego robić. W każdym momencie mógł przecież wyjść, wtedy nikomu się nie tłumacząc. I choć początkowo drażniło go to, że Nate musiał wyjechać w sprawach służbowych, a więc został tam bez przyjaciela; to liczył na towarzystwo drugiego Bennetta. Szczególnie jeśli chciał spędzić z nim trochę czasu, być może sprawiając, że nieco by się rozerwał; na jakiś czas uciekając od swojej rodziny i niekończących się życzeń. Tego dnia nie chciał się z nim kłócić i nie zamierzał też dawać mu powodów do krzyków czy wrogich spojrzeń; bo tego dnia zachowywał się tak, jak na samym początku
Chętnie przeniósł więc na niego wzrok, gdy Armin pojawił się obok, a do tego dość automatycznie posłał mu jeden z przyjemniejszych uśmiechów. Poświęcał mu uwagę, nie skupiając się na innych osobach; ani na tych, z którymi rozmawiał do tej pory, ani na tych, którzy przez moment mogli zabawić go jakimiś przewidywalnymi opowieściami. Mimo wszystko cieszyło go to, że Bennett oderwał się od gości i swoich rodziców, wyłapując go w tłumie; najwyraźniej licząc na jego towarzystwo. Nie było to zadziwiające, jeśli wszyscy wiedzieli, że ci się znali; a do tego, zaczęli spędzać ze sobą nieco więcej czasu, odkąd Armin wrócił do domu, w którym wyjątkowo często przebywał też Blaze. A więc Hartwood nie obawiał się, co o ich swobodnej pogawędce na boku pomyśli cała jego rodzina; zamiast tego przyglądał się młodszemu, sprawiając wrażenie zupełnie spokojnego. Nie miał przecież powodów do obaw, jeśli Armin się nie wściekał i nie wyrzucał z siebie zbyt wiele słów.
I nie zaprosiłeś mnie tu osobiście? — parsknął, jakby liczył na personalne odwiedziny Armina, podczas których wspomniałby coś o imprezie, którą urządzali mu rodzice. — Nie chciałem cię od nich odrywać. Poza tym, jest jeszcze wcześnie, więc czekałem na swoją okazję — dodał swobodnie, nie ukrywając tego, że zwyczajnie na niego czekał; snuł się po pomieszczeniu, przekładał kieliszek z dłoni do dłoni, a później rozglądał się po znajomych twarzach, próbując odnaleźć w tłumie Armina; zastanawiając się, kiedy będzie mógł do niego podejść, składając mu osobiste życzenia. Nie chciał zbyt często się przy nim kręcić; bo podejrzewał, że to z kolei mogłoby wzbudzić pewne podejrzenia. Był więc cierpliwy i sądził, że tym razem całkiem mu się to opłaciło. — Mhm, bardzo dobrze — skwitował, znów dokładniej mu się przyglądając. I dopiero po chwili rozejrzał się dookoła, zauważając, że on również nie znał tu wielu osób; podejrzewając, że w przypadku nastolatka było to jeszcze trudniejsze, skoro wrócił do Hope Valley dopiero niedawno, a wszystkie te twarze mogły wydawać mu się dość obce. Nie tylko odległa rodzina, ale też wszyscy znajomi i współpracownicy jego rodziców; a więc podejrzewał, że Bennett był całkiem zadowolony, że przynajmniej on postanowił się tu pojawić, dając mu powodów do chwilowej ucieczki od swoich gości. — Podejrzewam, że większość z nich nigdy wcześniej nie widziała cię na oczy — westchnął, bo właśnie dlatego nie lubił tak wielu oficjalnych przyjęć i dlatego też spojrzał na niego z nieco większym zainteresowaniem, gdy Armin wspomniał o swoim życzeniu. — Mam cię stąd porwać i później wysłuchiwać marudzenia twoich rodziców? — parsknął, jakby momentalnie odrzucił tę opcję, nie planując żadnej, spektakularnej ucieczki. — Oczywiście. Myślałeś, że cię to ominie? — zapytał. — Gdybym chciał, żeby się nie wyróżniały, to złożyłbym ci je już na początku — dodał z nieco zaczepnym uśmiechem, znów odrywając od niego wzrok, by spojrzeć w stronę jego rodziców. Odkładając pusty kieliszek na stół, ułożył jedną z dłoni na jego ramieniu, odwracając go w stronę wyjścia. — Musisz mieć szczęście, bo twoi rodzice mnie lubią i na pewno zrozumieją, czemu zniknąłeś. Idź — rzucił, nieznacznie nachylając się nad jego uchem, by popchnąć go w stronę drzwi; korzystając z okazji i nagłego przypływu odwagi. Nie zrobiłby tego w każdej chwili, dość świadomie ryzykując; tyle że teraz sam chciał się stąd wyrwać i być może naprawdę potrzebował jego towarzystwa tego wieczoru. — Jeśli będą się wściekać, to odstawię cię tu przed północą — dodał tylko, uśmiechając się pod nosem; podejrzewając jednak, że zwyczajnie do tego nie dojdzie. Nie, jeśli chciał, żeby dalsza część urodzin spodobała mu się nieco bardziej niż to przyjęcie. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— To nie tak, że jakoś szczególnie chciałem to przyjęcie urodzinowe — parsknął, kręcąc nosem z niezadowoleniem. Co prawda, nie była to niespodzianka i o całym tym szalonym pomyśle, wiedział już wcześniej, ale do ostatniej chwili wierzył, że to żart. Albo że zwyczajnie się to nie uda, bo jego rodzice, stwierdzą, że to niedorzeczne, bo który dziewiętnastolatek, chciałby spędzać swoje urodziny w ten sposób? A jednak w tej kwestii, nieco go zawiedli. — Gdybym sam organizował swoją imprezę, to uwierz mi, że byłbyś jednym z honorowych gości — powiedział, uśmiechając się nieco zaczepnie, nie przestając spoglądać na jego buzię. Zupełnie tak, jakby nie widział go od bardzo dawna i nie mógł się na niego napatrzeć, a przecież od ich ostatniego spotkania, wcale nie minęło tak dużo czasu. Dlatego nieco żałował, że nie udało mu się spędzić urodzin w jakiś ciekawszy sposób. Nie spodziewał się przecież, że już za paręnaście minut, Blaze osobiście go stąd wyciągnie, proponując mu coś znacznie lepszego. — Teraz cię zapraszam. Nic straconego — parsknął, rozkładając bezradnie ręce na boki. Bo o wiele bardziej wolał spędzić z nim ten wieczór niż siedzieć na tym przyjęciu, który raczej przypominał spotkanie biznesowe, a nie jego urodziny. — Więc czekałeś na mnie? — zapytał, z trudem powstrzymując się przed rozciągnięciem ust w uszczęśliwionym uśmiechu. Lubił słyszeć takie słowa z jego ust, wtedy czuł się naprawdę wyjątkowo. Miał więc nadzieję, że tego dnia, będzie słyszał to znacznie częściej. W końcu… zasługiwał na to, prawda? Skoro to było jego własne święto.
Kolejny komplement, padający z ust Hartwooda, sprawił, że serce Armina zabiło nieco szybciej. Bo jego pochwały działały na niego inaczej niż te, które dostawał od znajomych, czy obcych ludzi. Wydawały się bardziej do niego przemawiać. Powtórzył więc sobie jego słowa, jeszcze parę razy we własnej głowie, dopiero wtedy posyłając mu nieco szerszy uśmiech. Dopiero wtedy, sam skupił się na gościach, próbując wyliczyć na palcach osoby, które widział choć raz w swoim życiu, ale nie szło mu to najlepiej. — Cóż, to wygląda tak samo w drugą stronę — westchnął, cmokając z niezadowoleniem. — Czy to nie jest jakiś ruch prawniczy? Knują coś i chcą to ogłosić na moich urodzinach? Może dlatego zebrali tyle ludzi — mlasnął, po chwili patrząc na starszego z zaskoczeniem. — Boże, mam nadzieję, że to tylko nie kolejne dziecko, bo zwymiotuję — jęknął, jeszcze bardziej i szybciej, chcąc stąd zniknąć. A najlepiej to rozpłynąć się w powietrzu, ciągnąc za sobą prokuratora. Nie ukrywał jednak, że w tym momencie, przychodziły do jego głowy, nawet te najgorsze i najbardziej absurdalne pomysły. Dopiero wtedy, spojrzał na starszego z dezaprobatą; jak on go nie uratuje, to kto? Wierzył więc, że tego dnia, naprawdę zechce spełnić jego życzenie i zabierze go stąd ze sobą. — W porządku. Będę czekał z niecierpliwością — parsknął, ignorując jak jego serce ponownie przyspiesza. I gdy tylko starszy odwrócił go w stronę wyjścia, Armin mruknął coś pod nosem, nie ukrywając swojego zaskoczenia. — Konsekwentny jesteś w spełnianiu życzeń — rzucił, nie spodziewając się, że wyśle go tam już teraz. Nie zamierzał jednak z nim walczyć ani nawet informować swoich rodziców; podejrzewał, że ci i tak nie zauważą jego nieobecności. — Nie będą — odparł z przekonaniem, wydostając się na zewnątrz. Dość odruchowo też, musnął palcami jego dłoń, czując napływ ciepłego powietrza. — Gdzie idziemy? — zapytał, opuszczając rękę; nie czując się pewnie, by wykonywać takie gesty. Nie wiedział, czy przeszkadzałoby to starszemu i czy nie było to zbyt ryzykowne, gdy byli na zewnątrz. — Muszę odbić sobie to przyjęcie, przysięgam. Czuję się, jakbym miał osiemdziesiątkę, a nie dziewiętnastkę — rzucił marudnie, mimo to, spoglądając na starszego z widocznym podekscytowaniem.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Naprawdę? Twoi rodzice mówili, że na pewno się ucieszysz — parsknął, wiedząc jednak, jakie podejście mógł mieć do tego Armin. Bo czy sam chciałby, żeby w wieku dziewiętnastu lat rodzice urządzili mu tak wystawne przyjęcie, zapraszając na nie połowę miasta; w tym ludzi, których zupełnie nie znał? Był więc w stanie wyobrazić sobie, co czuł nastolatek, gdy witał się z obcymi ludźmi, przyjmując od nich prezenty i życzenia. I dzięki temu wiedział też, że tego wieczoru Bennett z łatwością mógł zwrócić na niego uwagę; bo tego wieczoru Blaze mógł być jego osobistą odsieczą. — Następnym razem powinieneś się postarać, skoro mógłbym być honorowym gościem — rzucił, nie myśląc jednak o tym, czy nadarzy się kolejna okazja; czy pojawi się na jego kolejnej imprezie urodzinowej, będąc kimś więcej niż jedynie przeciętnym gościem, zaproszonym przez jego rodziców. Byłoby to jedynie gdybanie i dość nieprawdopodobna przyszłość, jeśli ich znajomość nie była niczym stałym. Poza tym Hartwood wolał skupić na tym wieczorze, jak i na samym chłopcu, uśmiechając się nieco chętniej, gdy na niego spojrzał. Sam przecież chciał spędzić z nim ten dzień, a więc nie krzywił się z niezadowoleniem i nie przypominał mu, że zbyt wiele osób mogło im się teraz przyglądać. — Przez godzinę musiałem rozmawiać z twoimi gośćmi o polityce i globalnym ociepleniu, a później przez dwadzieścia minut zastanawiałem się, jak od nich uciec. To chyba jasne — stwierdził, bo rzeczywiście na niego czekał. Znosił wszystkie, nudnawe dyskusje i obecność osób, z którymi na co dzień nie miał wiele wspólnego; a do tego nie postanowił wrócić do domu, gdy zorientował się, że nastolatek mógł być całkiem zabiegany. Wolał spędzić tu jeszcze kilka dłużących się minut, dopiero teraz dostrzegając, że było warto. 
Szeroki uśmiech chłopca zawsze przyciągał jego wzrok; więc i tym razem Blaze chętnie na niego spojrzał, dopiero po dłuższej chwili odwracając się w stronę gości, stukając palcem w kieliszek, który trzymał w dłoni. — Gdyby chcieli ogłosić coś takiego, to urządziliby jeszcze większe przyjęcie i zaprosili na nie burmistrza — rzucił, bo spodziewał się, że państwo Bennett byliby do tego zdolni. Szczególnie jeśli ich rodzina była dość rozpoznawalna w miasteczku, w którym przecież wszyscy się znali. — Ale jeśli naprawdę coś planują, to będą musieli się pospieszyć. Nie chcę spędzić tu całej nocy — westchnął, podejrzewając, że w przypadku jakiegokolwiek, wielkiego ogłoszenia w sprawie ich działalności prawniczej, sam musiałby pojawić się gdzieś z boku. Był przecież z nimi bezpośrednio powiązany; i właśnie dlatego miał nadzieję, że urodziny Armina nie były wymówką do czegoś zupełnie innego. W końcu miał inne plany na ten wieczór; a życzenie chłopca wydawało mu się wyjątkowo trafne, jeśli już wcześniej myślał o tym, czy uda mu się go porwać, przynajmniej na chwilę odciągając go od gości i szampana. Blaze nie zamierzał jednak czekać w nieskończoność. Upewniając się jedynie, że rodzice chłopca byli zajęci rozmowami, od razu skierował się z nim w stronę drzwi, mijając ludzi, którzy nie byli nimi zainteresowani. — Korzystaj, póki możesz. Kto wie, czy później nadarzy się taka okazja — parsknął, bo ten dzień z pewnością był wyjątkowy. Poza dobrym humorem, który towarzyszył mu od rana, dochodziła do tego również kwestia urodzin nastolatka; a przecież nie był na tyle podły, by zepsuć mu jego własne święto. Tego wieczoru mógł więc dla niego zaryzykować, wyrywając go z imprezy, wkrótce wychodząc na zewnątrz. Poczuł więc muśnięcie na swojej dłoni i dlatego też spojrzał na młodszego, kolejny raz tego wieczoru uśmiechając się ledwo zauważalnie; a jednak nadal to robiąc. — To niespodzianka. Zaufaj mi, spodoba ci się — odparł, nie zdradzając mu nic konkretnego. — I myślę, że jako osiemdziesięciolatek nie byłbyś z niej tak zadowolony, jak teraz — dodał. — Mogę tylko powiedzieć ci, że jak chodziłem jeszcze do liceum, to lubiłem się tam wymykać i spędzać tam wieczory — stwierdził, przypominając sobie te całkiem beztroskie czasy, podczas gdy nie skupiał się wyłącznie na pracy i swojej karierze. Nie musieli jednak spacerować zbyt długo, nim dotarli do miejsca, w którym Blaze odwrócił go w swoją stronę. — Zamknij oczy — rzucił tylko, nim ułożył ręce na jego ramionach, ponownie odwracając go w przeciwnym kierunku, swobodnie prowadząc go przed siebie, przez nieco piaszczyste i nierówne tereny. Dopiero po chwili słysząc muzykę, która stawała się coraz głośniejsza, prokurator nagle się zatrzymał. — Otwórz — polecił mu, samemu przyglądając się całkiem zatłoczonej plaży i ogniskom, które były jednym źródłem świata. — Dużo cię ominęło, jak stąd wyjechałeś, ale na całe szczęście, możesz to jeszcze nadrobić — stwierdził. — Zobaczysz, że imprezy, na które chodziłeś w Mediolanie, nie dorównają tym plażowym — dodał po chwili, przyjmując jakiś przypadkowy kubek, od równie przypadkowej osoby; zaraz po tym podając go młodszemu. I miał jedynie nadzieję, że to tu Armin będzie bawił się lepiej niż na swoim przyjęciu. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— To zabawne, że moi rodzice, naprawdę uważają, że mnie znają — mruknął, ściągając nieznacznie brwi. Fakt, że Armin nie opowiadał im o swoim życiu od paru dobrych lat, wydawał się dość jasno wskazujący na to, że nic o nim nie wiedzą. Od czasów, gdy Bennett miał osiem lat, minęło całkiem dużo czasu. Student, czując się często jak ta czarna owca w rodzinie, która nie poszła na prawie, przestał zabiegać o ich uwagę, bo wydawało mu się to nieco bezcelowe. Skoro wiecznie nie podobały im się jego wybory, to przestał prosić się o zwykłe klepanie po głowie. Tak było łatwiej. Gdy zaczął skupiać się na sobie, przynajmniej dali mu wolną rękę, a wtedy wydawał się tego potrzebować. Po wyjeździe do Mediolanu, nadal miał z nimi kontakt, to jasne, ale nigdy nie mówił im więcej niż wypadało. Dlatego dość zabawne wydawało mu się stwierdzenie, że myśleli, że ucieszy się z tej imprezy.
— Dobrze. Specjalnie dla ciebie, przygotuję coś wyjątkowego. Tak, byś naprawdę czuł się jak prawdziwy gość honorowy — powiedział, uśmiechając się nieco szerzej, choć sam też nie wiedział, kiedy i czy w ogóle, nadarzy się jeszcze okazja, by mógł go gdzieś zaprosić. Nie miałby nic przeciwko temu, ale wątpił, by Blaze był skłonny pójść z nim na inne, równie oficjalne przyjęcie. W końcu ludzie mogliby zacząć gadać, a tego woleli uniknąć. Dlatego wyrzucił z myśli, wszystkie te możliwe opcje, tym razem skupiając się na jego słowach. — Dramat. Naprawdę współczuję — westchnął, klepiąc się dłonią po klatce piersiowej. — Ja na szczęście, nie musiałem nic mówić, poza dziękowaniem za przybycie i prezenty — rzucił; nie miał ochoty gadać na trudne i nudne tematy. Poza tym nie miał jakiejś ogromnej wiedzy na ten temat, by wpleść to wszystko w tak zażartą dyskusję. Był więc sobie wdzięczny za to, że uciekł od swojej rodziny, równie prędko odnajdując prokuratora. — Ale teraz nie musisz już rozmawiać z nimi na żmudne tematy. Przybyłem i chcę się dobrze bawić — powiedział optymistycznie, posyłając mu delikatny uśmiech. Być może, nie chcąc zdradzić swojego podekscytowania.
Armin powędrował spojrzeniem do gości i swoich rodziców, którzy wydawali się być w swoim żywiole. Blaze miał rację; gdyby chcieli ogłosić coś ważnego, to zorganizowaliby większe przyjęcie i na pewno nie szukaliby wymówki w jego urodzinach. Może po prostu chcieli nadrobić ten czas, gdy Armin siedział we Włoszech?
— Wydajesz się być dzisiaj bardzo niecierpliwy — skomentował jego słowa, tym razem uśmiechając się z rozbawieniem. Jakby dogryzanie starszemu od czasu do czasu, sprawiało mu nieco przyjemności. Choć i tak miał się na baczności od ostatniego razu, nie potrafiąc zapomnieć jego chłodnego spojrzenia. Ucieczka z imprezy, była dla niego istnym wybawieniem; dlatego nie protestował i nie zastanawiał się nad możliwymi konsekwencjami.
— Wiesz, że nigdy nie marnuję żadnej okazji — przypomniał mu uczynnie, zerkając na niego kątem oka, gdy wydostali się na zewnątrz. Na wspomnienie o niespodziance, Armin uniósł brew, nie zadając mu więcej pytań. Nie chciał sobie zepsuć elementu zaskoczenia. No i każda forma spędzania tych urodzin w towarzystwie Hartwooda, wydawała mu się niezwykła i ekscytująca. — To brzmi, jakby było jakieś sto lat temu — parsknął, posłusznie się za nim kierując. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy Blaze kazał mu zamknąć oczy, co zrobił niemal od razu. Uśmiechnął się lekko, wyczuwając jego dłonie na swoich ramionach i dał się poprowadzić. Prędko jednak domyślił się, dokąd zmierzali; piasek pod swoimi stopami, głośne rozmowy i szum wody. Wtedy też rozchylił powieki, najpierw się rozglądając i dopiero potem, zatrzymując wzrok na starszym. — To podoba mi się o wiele bardziej od tej głupiej imprezy moich rodziców — rzucił, czując przypływ energii. — Doprawdy? Chodźmy bliżej wody — rzucił, chwytając kubek i łapiąc go wolną dłonią, by pociągnąć go w stronę brzegu. Czuł przyjemne orzeźwienie i prawdziwą radość z tego, że udało im się wydostać. Wypuścił nadgarstek Blaze’a dopiero wtedy, gdy znalazł się blisko wody i ukucnął przy niej, wyciągając palce, by móc je zamoczyć. Jednocześnie uniósł alkohol do ust, czując przyjemne pieczenie w gardle. — Zaśpiewasz mi teraz sto lat, czy potrzebujesz od tego ciepła ogniska? — zapytał z głupim uśmiechem, gdy wyprostował się, stając naprzeciw, by podać mu kubek. Bo przecież nie mógł być jedynym, który bawił się tej nocy.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Jesteś aż tak tajemniczy? — mruknął, spoglądając na niego dość pytająco. Ale czy sam doskonale tego nie rozumiał? Nigdy nie narzekał na swoją rodzinę ani ich relację; jego bliscy nie dawali mu do tego powodów, a do tego mógł liczyć na ich wsparcie. Nigdy nie musiał się buntować, a do tego wstydzić się za swoje wybryki, jeśli zawsze był dość rozsądny. Nigdy nie czuł się przy nich inny i nigdy nie wstydził się swoich wyborów. Jednak sam o wszystkim im nie mówił; nie liczył na ich rady i nie polegał na nich każdego dnia, działając zgodnie z własnymi sumieniem. Podejrzewał przecież, że teraz niektóre z jego wyborów mogłyby nie przypaść im do gustu. — Jesteś ich najmłodszym dzieckiem. Więc pewnie nadal myślą, że masz dziesięć lat i że nie potrafisz kłamać — dodał po dłuższej chwili, tym razem posyłając mu lekki uśmiech; podejrzewał, że nawet państwo Bennett bywali dość naiwni, nadal wierząc w to, że Armin był tylko dzieciakiem, który nie wiedział wiele o świecie i życiu; stale licząc się z ich zdaniem. 
Wystarczy, że pozbędziesz się gości i znajdziesz mnie trochę szybciej niż dziś — rzucił całkiem swobodnie; jakby w całym tym zamieszaniu najbardziej problematyczni wydawali mu się inni ludzie. Bo gdyby nie oni, to nie musiałby niczym się przejmować, traktując Armina tak, jak wtedy, gdy zostawali sami; jednak teraz nie mógł pozwolić sobie na wiele, jeśli wokół kręciła się jego rodzina i inne, ważne osoby, które doskonale go znały. Dlatego tak bardzo chciał wyrwać się z tego miejsca, najchętniej zabierając ze sobą Bennetta. — Rodzice poprosili cię, żebyś nauczył się jakiejś regułki czy jednak mogłeś improwizować? — parsknął tylko, przy okazji posyłając dość sympatyczny uśmiech matce Armina; jakby tym samym chciał pokazać jej, że nastolatek był w dobrych rękach, jakby nie działo się nic, o co musiałaby się martwić. — Chyba już mogę poczuć się jak gość honorowy, skoro licząc na dobrą zabawę, wybrałeś właśnie mnie — rzucił, powracając do niego spojrzeniem, tym razem uśmiechając się dość zaczepnie; nie mając nic przeciwko temu, że to na nim młodszy chciał skupić się tego wieczoru, być może zapominając nawet o prezentach i całej tej imprezie, którą przygotowali dla niego rodzice. A to odpowiadało mu znacznie bardziej niż ich kłótnia czy złość, którą czasem przy nim odczuwał, przypominając sobie, że Armin nadal był dość temperamentnym nastolatkiem. 
Tyle że tego wieczoru nie robił nic, co mogłoby nie spodobać się prokuratorowi. Nie krzywił się i nie wyrzucał z siebie słów w złości; zamiast tego przyciągał jego wzrok, sprawiając, że Blaze nie chciał odrywać od niego spojrzenia i nie chciał wychodzić bez niego. Być może był więc nieco niecierpliwy, ale wydawało mu się, że spędzili tu wystarczająco dużo czasu; i przez resztę wieczoru mogli bawić się znacznie lepiej. Sam więc parsknął, gdy znaleźli się na zewnątrz i dopiero wtedy oderwał od niego wzrok. — Zdążyłem to zauważyć — przyznał, wiedząc, że Armin rzeczywiście nie był typem osoby, która zmarnowałaby jakąkolwiek okazję. Być może nie wiedział, czego dokładnie chciał, ale wiedział, jak to zdobyć; gdyby tak nie było, to Hartwood nie zainteresowałby się nim do tego stopnia, traktując go zupełnie inaczej niż przed jego wyjazdem na studia. Bennett był więc urokliwy; co sprawiało, że starszy chciał trzymać go blisko siebie, mając go niemal na każde skinienie dłoni. Bo czy nie było to naprawdę przydatne? — Wredne dzieciaki nie dostają prezentów urodzinowych, wiedziałeś o tym? — mruknął dość złośliwie, nim zaczął prowadzić go po plaży, samemu czując się tu znacznie swobodniej; wiedząc, że nikt nie będzie przyglądał im się zbyt podejrzliwie. Blaze chciał więc dobrze to wykorzystać, bo podobnie jak i młodszy chłopiec, nie lubił marnować tak dogodnych okazji. — A to dopiero początek. Później będzie tylko lepiej — zapewnił, idąc tuż za chłopcem, gdy ten złapał go za nadgarstek, ciągnąc go w stronę wody. Przystając obok niego, Hartwood uniósł jeden z kącików swoich ust, przyglądając mu się, gdy ten zamoczył dłoń w wodzie, dopiero po tym podnosząc się do pionu i podając mu kubek. — Nawet ciepło ogniska nie sprawiłoby, że nagle zyskałbym umiejętności wokalne — parsknął, upijając łyk gorzkawego napoju. — Ale mogę życzyć ci wszystkiego najlepszego. I obiecuję, że nie będę ściskał cię za policzki, jak niektórzy goście na twojej dzisiejszej imprezie — dodał, po chwili wsadzając dłoń do kieszeni swojej marynarki, wyciągając z niej kopertę. — Wszystkiego najlepszego — dodał więc po chwili, całkiem cierpliwie czekając, że Armin otworzy papier, zaglądając do środka. — Pomyślałem, że może trochę brakować ci wrażeń i wielkich miast, więc lepiej, żebyś nie miał planów na nadchodzący weekend — rzucił, wzruszając lekko ramionami; skinieniem głowy wskazując na zawartość koperty, czyli bilet lotniczy do Nowego Jorku, do którego chciał go ze sobą zabrać. Skoro i tak miał tam kilka spraw do załatwienia, to mógł polecieć tam z chłopcem; bo wtedy z pewnością nie będzie się tam nudził. Wydawało mu się więcej, że było to dość dogodne dla obu stron; i dlatego posłał mu pytające spojrzenie, bo mimo wszystko zastanawiał się, co sądził o tym Bennett. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Lepiej dla nich będzie, jak o pewnych sprawach nie będą zbyt wiele wiedzieć — przyznał, rozkładając bezradnie ręce; musiałby być szalony, jeśli chciałby im się zwierzać ze swojego życia. Szczególnie o wszystkich jego wybrykach we Włoszech, gdzie kompletnie stracił kontrolę i granicę, szalejąc bardziej niż kiedykolwiek wcześniej przez całe swoje życie. No i do tego wszystkiego, dochodziła przecież kolejna tajemnica, którą tym razem, Armin pielęgnował bardzo starannie. Nie potrafił przewidzieć reakcji swoich rodziców, gdyby dowiedzieli się, że ugania się za Blaze’m i że ten, nie odtrąca go zbyt często. Wściekliby się? Byliby zawiedzeni? A może przeciwnie, byliby zadowoleni, że ze wszystkich osób na świecie, wybrał akurat prokuratora? — Mogliby się zdziwić — parsknął, marszcząc lekko nos. — Zarówno, że potrafię kłamać, jak i że nie mam już dziesięciu lat. — Uśmiechnął się z rozbawieniem, bo o tym z pewnością przekonał się sam Blaze. A choć mógł próbować udowodnić rodzicom, że nie jest już dzieckiem, tak podejrzewał, że w ich oczach, nadal nim będzie. Może dopóki nie skończy trzydziestu lat i nie zdecyduje się na zarost, który przypomni im, że jednak był już mężczyzną.
— Więc to ludzie byli dzisiaj dla ciebie tak wielkim problemem? — zapytał, unosząc podbródek, by tylko nie roześmiać się głupio. Bo tego dnia, Bennett był naprawdę szczęśliwy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo podobały mu się jego własne urodziny. Może nigdy, bo nie miał wówczas osoby, za którą oglądałby się tak mocno, jak za swoim ulubionym prokuratorem. — W porządku, ten układ brzmi rozsądnie — powiedział wesoło, kiwając przy tym głową. Pewnie dziś też znalazłby go szybciej, gdyby rodzice nie ciągnęli go od gościa do gościa. Być może od razu po powitaniu swojej rodziny, zniknąłby gdzieś w tłumie, próbując go odnaleźć i wybłagać, by jak najszybciej go stąd zabrał. — Nie musieli tego robić. Mam gadane — przypomniał mu, zaraz wyprostowując się dumnie, chcąc zaprezentować mu swoje umiejętności. — Bardzo dziękuję za przybycie. Cieszę się, że znaleźliście czas, żeby pojawić się na moich urodzinach — powiedział wyniosłym tonem, zaraz parskając pod nosem; nigdy nie był tym typem sztywniaka czy bogacza, by zachowywać się jak prawdziwy snob. Wiedział jednak, że dorośli lubili takie gadki, dlatego nie odbierał im tej przyjemności. Sam odwrócił głowę w stronę matki, uśmiechając się dość pociesznie, bo przecież był w dobrym nastroju. — Oczywiście. Do kogo innego mógłbym pójść? — westchnął. — Może do mojego dziadka. Czasem opowiada zabawne żarty — mruknął, nie odrywając od niego błyszczącego spojrzenia. Bo przecież Blaze w jego oczach był naprawdę wyjątkowy. A już w ogóle, teraz gdy dawał mu tyle uwagi, że Armin pod jego wzrokiem, zwyczajnie się roztapiał. Nic nie mógł poradzić na to, że od jego zaczepnego uśmiechu, niemal kręciło mu się w głowie.
Dziewiętnastolatek nie miałby nic przeciwko temu, by takie dni zdarzały się odrobinę częściej. Chciałby, żeby Hartwood więcej uśmiechał się w ten sposób i równie chętnie spędzał z nim czas. Bennett zdążył jednak zauważyć, że nie potrafił przewidzieć, jak długo będzie to wszystko trwało. Dlatego też nauczył korzystać z każdej, nadarzającej się okazji, by mieć Blaze’a tylko dla siebie. — Nie jestem wredny, tylko spostrzegawczy — odparł równie złośliwie, nie przestając się uśmiechać. Jednym z atutów całej tej imprezy na plaży, było to, że ludzie byli już pijani i nikt nie zwracał na nich uwagi. Armin nie miał więc poczucia, że musiał się pilnować tak mocno, jak na swoim przyjęciu. Znalezienie się blisko wody, było odprężające i pozwoliło mu nieco oczyścić umysł. Zaśmiał się tylko, gdy ten wspomniał o swoich umiejętnościach wokalnych. — Słaba ta twoja wymówka — skomentował. — To byłoby dziwne, gdybyś to zrobił — westchnął, opuszczając spojrzenie na jego dłoń i kopertę, którą wyciągnął w jego kierunku. Student od razu ją otworzył, zaglądając do środka i przez chwilę, po prostu wpatrywał się w bilet; może trochę nie dowierzając. — Chcesz, żebym… poleciał z tobą do Nowego Jorku? — wydusił, unosząc na niego spojrzenie, rozchylając z zaskoczeniem oczy. — To nie jest żart, prawda? — dodał, chowając bilet z powrotem do koperty. Nie spodziewał się, że starszy będzie chciał zabrać go ze sobą, a co za tym szło, spędzić więcej czasu razem. Nie czekając na jego odpowiedź, Armin stanął na palcach, by cmoknąć starszego w policzek. — Dziękuję — powiedział szczerze, patrząc na niego z realną wdzięcznością. Bennett kochał przecież wielkie miasta i świadomość, że znajdzie się tam wraz z Hartwoodem, napawała go ogromnym optymizmem.
— Nie byłem jeszcze w Nowym Jorku — stwierdził, muskając palcami kopertę. — Na pewno nie będziesz się tam ze mną nudził — obiecał, dość łagodnie splatając swoje palce z tymi jego. Schował bilety do kieszeni od swojej marynarki i odebrał od niego kubek, uśmiechając się głupio. — Lepiej znajdź swój własny alkohol, nie zamierzam się nim więcej dzielić — rzucił złośliwie, patrząc na niego jak prawdziwy zakochany nastolatek.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Tak zdecydowanie będzie lepiej. I tak mają sporo na głowie — rzucił, bo wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Zbliżając się do chłopca, w żaden sposób go od siebie nie odtrącając, Blaze nie myślał zbyt wiele o tym, co powiedzieliby rodzice nastolatka, gdyby tylko dowiedzieli się, jak właściwie wyglądała teraz ich relacja. Nie sądził przecież, by prawda mogła wyjść na jaw, jeśli oboje będą odpowiednio o to dbać. Żaden z nich nie mógł więc przewidzieć ich reakcji, ale Hartwood podejrzewał, że byłoby to dla nich dość szokujące. Bo czy spodziewali się, że spośród wszystkich osób, które Armin mógł spotkać w Hope Valley, zainteresuje się akurat prokuratorem? — Lepiej nie wyprowadzać ich z błędu — parsknął, wiedząc, że z założenia rodzice chcieli dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze; nawet jeśli dzieci dorastały i nie potrzebowały tak często ich pomocy czy porad. I nawet jeśli Armin nie był już dziesięciolatkiem, to mógł spodziewać się, że państwo Bennett będą traktować go w ten sam sposób, co parę lat wcześniej; nadal uważnie o niego dbając. 
To chyba oczywiste. Nie dość, że mnie męczyli, to jeszcze ciągle cię ode mnie odciągali — zauważył, to właśnie ich uznając za powód, dla którego chciał wyjść na zewnątrz, najchętniej znikając gdzieś z Arminem; być może na kilkanaście minut, a może na parę godzin. Myśląc głównie o tym, by umilić czas nie tylko sobie, ale też jemu; skoro było to jego dzień. Odpowiadało mu więc to, że chłopiec finalnie się przy nim pojawił i że z pewnością chciał znaleźć go wcześniej; było to solidnym zapewnieniem, że pomimo ich drobnej sprzeczki w rodzinnym domu Bennettów, nastolatek nie zamierzał go unikać, bojąc się jego reakcji na wszystko, co robił. Blaze chętnie zepchnął to nieco głębiej w swój umysł, nie przejmując się niczym, co wydarzyło się tamtego dnia; bo miał wszystko pod kontrolą. — No proszę, może jednak powinieneś zostać aktorem? Bo gdybyś to mnie tak przywitał, to uwierzyłbym, że jestem tu mile widziany — stwierdził, wiedząc jednak, że chłopiec nie kojarzył niektórych osób, które pojawiły się tu, aby świętować jego urodziny; pewnie nie miał więc ochoty na to, by witać każdego z osobna, uśmiechając się przy tym dość wdzięcznie, jakby naprawdę chciał spędzać z nimi wieczór. Podziwiał go więc za to, że nastolatek nie odpuścił sobie znacznie wcześniej; być może nawet namawiając go do spektakularnej ucieczki. — Twój dziadek nie chciałby stąd z tobą zwiać, żeby cię uratować — stwierdził, chcąc pokazać mu, że mimo wszystko był lepszym wyborem. — Ale możesz jeszcze zmienić zdanie, jeśli wolisz jego żarty — dodał, tak naprawdę nie dając mu jednak wyboru; bo wkrótce wyciągnął go na zewnątrz. 
Blaze nie był w stanie przewidzieć, jak często będzie przyglądał mu się równie chętnie, traktując go jak osobę, z którą rzeczywiście chciał spędzić wieczór, a nie jak emocjonalnego dzieciaka, który powinien niekiedy ugryźć się w język. Podobało mu się jednak to, co się między nimi tworzyło; lubił świadomość, że Armin był w niego coraz bardziej zapatrzony. Odpowiadało mu to na tyle, by chętnie do niego wracał; jedynie niekiedy nie potrzebując jego towarzystwa. Wszystko to było więc na tyle zmienne, że Hartwood chciał wyciągnąć z tego wieczoru wszystko, co najlepsze; nie wiedząc, co przyniesie mu kolejny dzień. — Jeszcze gorzej — westchnął, jakby spostrzegawczy ludzie działali mu na nerwy; co rzeczywiście było prawdą, skoro to oni byli w stanie wytknąć mu pewne błędy i egoizm, którego Blaze lubił się wyrzekać. Nie sądził jednak, by tego wieczoru Armin mógł cokolwiek mu zarzucić; nie, skoro wyglądał na szczęśliwego. Uśmiechnął się więc dość delikatnie, gdy podał mu kopertę, a później sam zerknął na bilet; nie widząc w tym nic dziwnego. — Mhm. Właściwie to wszystko już załatwiłem, więc nie liczę na odmowę — rzucił, bo chciał mieć go przy sobie w Nowym Jorku. Spodziewał się, że ten wyjazd mógł być nieco nudnawy; co jednak mogło zmienić się, gdyby miał obok Armina. I miał też pewność, że nikt nie będzie zbyt mocno im się tam przyglądał, nieznacznie kwestionując ich znajomość. — Jesteś zadowolony? — zapytał, wiedząc jednak, że nie musiał tego robić, skoro chłopiec cmoknął go w policzek, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej szczęśliwego. 
Postaram się, żeby ci się tam spodobało, skoro chcesz tam ze mną jechać — rzucił swobodnie, wiedząc, że mógł zorganizować im odpowiedni i całkiem niezapomniany wyjazd; był to przecież prezent, a więc musiał się postarać. — Ciężko się z tobą nudzić — mruknął, oddając mu kubek. Armin był przecież na tyle zajmujący, by Blaze jeszcze nigdy nie spojrzał na niego z widocznym znudzeniem; uznając, że mógł znaleźć sobie lepsze towarzystwo. Spoglądając mu prosty w oczy, Hartwood jedynie parsknął, odgarniając parę kosmyków włosów w jego czoła. — Ach, naprawdę? — westchnął, nieco opuszczając dłoń, żeby pogładzić go po policzku, w tej samej chwili odbierając mu kubek; robiąc po tym dwa kroki w tył. — Musisz lepiej pilnować swojego alkoholu, bo w innym wypadku będziesz musiał się nim dzielić — stwierdził z lekkim rozbawieniem, machając kubkiem w powietrzu. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Oni całe życie mają dużo na głowie. Nie rozumiem. Czy zajmowanie się prawem, to przekreślenie swojego życia towarzyskiego? — zapytał, patrząc na niego z konsternacją. Armin pamiętał przecież bardzo dobrze czasy, gdy był jeszcze dzieckiem, a jego rodziców nie było zbyt wiele w domu. Siedział wtedy z Nathanielem albo z opiekunką, która kręciła się po ich posiadłości w ciągu dnia, bo przecież nie mógł zostawać sam aż na tak długo. Kiedyś często mu to przeszkadzało, bo nie lubił ciszy ani samotności; no i przede wszystkim nudy, która zwykła mu towarzyszyć, gdy nic się nie działo. I to właśnie wtedy bywał najbardziej męczący i nieznośny. — Ciekawe, jak się poznali, skoro od kiedy tylko skończyli studia, to zaczęli się spotykać. Pewnie, gdyby nie ta sama branża to byliby singlami do końca życia — mlasnął, zaraz przenosząc wzrok na starszego, by uważnie zmierzyć go spojrzeniem. — Nie daj się tak zmarnować, Blaze, okej? To byłaby ogromna strata — westchnął, jak prawdziwy znawca. I jak na ironię, nie mówił teraz o sobie. W tym konkretnym momencie, nie wierzył w to, że ich relacja będzie trwała w nieskończoność lub że wespnie się na totalnie nowy poziom. Podejrzewał, że to byłoby zbyt wiele. Dlatego też nie wybiegał myślami zbyt mocno w przyszłość; nie chciał dowiedzieć się, że nie było tam dla niego miejsca. Armin nie chciał jedynie, by prokurator skończył tak jak jego rodzice; bycie zapatrzony w prace, aż do tego stopnia, było dość niezdrowe.
Bennett kochał, gdy starszy mówił o nim w ten sposób. Jakby spędzanie z nim czasu czy przebywanie sam na sam, było ważne. A to sprawiało, że nastolatek patrzył na niego z prawdziwą fascynacją, zastanawiając się, jakim cudem, to wszystko mu się udało. Lubił więc każdą tą emocję, którą dostarczał mu Blaze, uśmiechając się do niego w ten charakterystyczny sposób lub zabierając go z tego całego tłumu, żeby po prostu się rozerwać. To było ekscytujące i jeszcze bardziej mąciło mu w głowie. — Przez resztę wieczoru będę dostępny już tylko dla ciebie, więc może było warto trochę się z nimi pomęczyć? — mruknął, z całego tego zawstydzenia, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć. Armin cholernie cieszył się z faktu, że Hartwood przyszedł na jego urodziny i że przypadkiem, Nathaniel był poza miastem. Gdyby zdecydował się zostać, pewnie nie udałoby im się wymknąć. Niezależnie więc od tego, jak bardzo okropne by to nie było, Bennett doceniał fakt, że w Hope Valley, był teraz jedynym dzieckiem swoich rodziców. — Aktorem? Ktoś mi kiedyś powiedział, że mam ładną twarz, więc mógłbym się do tego nadać. Wystarczyłoby podszlifować tylko umiejętności — parsknął, jakby naprawdę brał tę opcję pod uwagę. Mimo wszystko, nie zamierzał jednak zbaczać ze swojej ścieżki kariery, która przecież mu odpowiadała. Nawet, jeśli musiał zacząć od nowa. — Lubię mojego dziadka, ale ciebie lubię bardziej, więc wybór jest dość prosty — stwierdził, uśmiechając się niewinnie.
Z dnia na dzień, Armin wydawał się przepadać dla niego coraz mocniej. I nie wiedział, co sprawiało, że zakochiwał się coraz bardziej. Może to przez te motylki w brzuchu, gdy Blaze na niego spoglądał, a może przez fakt, że nigdy nie nudziło mu się w jego towarzystwie. Może to, że czuł się wyjątkowo, bo przecież Hartwood nie tworzył takich sekretów ze wszystkimi. Widząc więc jego spojrzenie i dostając tak specjalny prezent, Bennett nie mógł nie uśmiechnąć się szeroko. Bo była to dla niego jak kolejna szansa, którą i tym razem, zamierzał wykorzystać.
— Na pewno bym nie odmówił. Tęsknię za hałaśliwymi miastami — zaśmiał się, po chwili kiwając energicznie głową. Niemal całym sobą, emanował tą nastoletnią energią i radością. Od kiedy wrócił, Hartwood dawał mu niemal wszystko, czego tylko student szczerze pragnął. Dlatego też mimowolnie zaczął myśleć o tym, co ze sobą zabierze, bo przecież w tak dużym mieście, musi się dobrze prezentować. — Och, na pewno będzie! Masz tam dużo pracy czy uda nam się gdzieś pójść? — zapytał, nie chcąc nastawiać się na zbyt wiele, jeśli tylko nie dostanie od niego jasnego potwierdzenia. I jak zwykle, za sprawą jego dotyku, Armin nieco odleciał, wpatrując się jak z oczarowaniem w jego twarz. Drgnął więc dopiero wtedy, gdy kubek zniknął z jego dłoni, przez co oburzył się, zaraz jednak uśmiechając się z rozbawieniem. — Chcesz dziś wylądować w wodzie, Blaze? — rzucił, unosząc podbródek, by spojrzeć na niego walecznie. — Bo to właśnie cię czeka za bycie złośliwym — powiedział, zmniejszając między nimi dystans, by wyciągnąć dłoń po kubek. Co nie wyszło mu najlepiej, skoro po paru sekundach, chwycił za marynarkę starszego, ściągając go nieco bardziej do swojego poziomu. — Mówiłem ci już, że dobrze dziś wyglądasz? — zapytał, wpatrując się w jego buzię, zanim sam przechwycił plastikowy kubek, nieznacznie się odsuwając, by wychylić całą jego zawartość za jednym razem. I jak tylko to zrobił, pomachał nim przed jego twarzą, z miną dość jasno mówiącą; wygrałem.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Niektórzy szaleją na punkcie kariery do samego końca — mruknął, wzruszając obojętnie ramionami. Sam nie był pewien, jak długo będzie mógł poświęcać się pracy, to ją traktując jak swój priorytet. Robił to już od jakiegoś czasu, zadziwiająco często pojawiają się w kancelarii Bennettów; nigdy jednak nie zastanawiał się, czy znudzi mi się to po paru latach, czy nadal będzie tak wytrwały i zmotywowany, nie widząc świata poza prawem. Sądził jednak, że rodzice Armina mieli znacznie więcej na głowie; dlatego słysząc jego słowa, Blaze uśmiechnął się nieco zaczepnie, przyglądając mu się w skupieniu. — Boisz się, że będę singlem do końca życia? — parsknął, choć czy widział w tym coś złego? Nie interesował się związkami z jednego, prostego powodu; nie sądził, by mógł tak bardzo się poświęcić. Podczas gdy większość wolnego czasu i tak przeznaczał na pracę, nie potrafił znieść świadomości, że dość regularnie musiałby zwracać uwagę na drugą osobę. Bennett był więc prawdziwym wyjątkiem; jeśli nie był jego przyjacielem, ani nawet zwykłym znajomym, a prokurator i tak lubił się na nim skupiać, czasem nawet odkładając na bok pracę, by móc się z nim spotkać. Było to jednak równie niepewne, co cała jego kariera; a więc Hartwood próbował robić wszystko zgodnie z własnymi zachciankami. Dlatego też odpowiadała mu jego znajomość z młodszym chłopcem, a do tego pewne obowiązki.
Teraz jednak praca nie miała dla niego wielkiego znaczenia. Bo znacznie bardziej odpowiadało mu przebywanie w towarzystwie nastolatka; świętowanie jego urodzin i planowanie ucieczki, dzięki której oboje mogliby nieco bardziej się rozerwać. Blaze nie ukrywał więc swojego zainteresowania, tego wieczoru poświęcając mu mnóstwo uwagi, jakby chciał, żeby Armin poczuł się wyjątkowo. — Mhm, masz rację. To odpowiednia nagroda — zaśmiał się, uznając jednak, że rzeczywiście warto było przeboleć to wszystko, jeśli mógł teraz pożegnać wszystkie te irytujące osoby, skupiając się na chłopcu, który z pewnością mógł urozmaicić mu wieczór. Sam więc doceniał to, że postanowił się tu pojawić, nie odmawiając rodzicom nastolatka, gdy ci powiedzieli mu o imprezie. — Z ładną buzią załatwisz wszystko. Nawet bez szczególnych umiejętności — przyznał, oscylując wzrokiem wokół jego twarzy. Pomimo że Armin był chwilową rozrywką, którą starszy miał pod ręką, gdy zwyczajnie się nudził albo też potrzebował oderwania od codzienności, to nie mógł powiedzieć, że chłopiec nie był atrakcyjny; i że nie podobało mu się jego zaangażowanie i widoczna fascynacja, jakby mimo wszystko nie potrzebował nikogo poza nim. Było to wygodne; bo Blaze nie musiał się męczyć, bo nie dostrzegał w ich układzie zbyt wielu minusów, bo to dzięki temu mógł swobodnie mu się przyglądać, wiedząc, że finalnie Bennett wybierze właśnie jego. Dlatego też Hartwood nie myślał o tym, że wyciągnięcie go z jego własnej imprezy urodzinowej było nieodpowiednie; szczególnie rodzina mogła zacząć szukać go w każdym momencie. Gdyby nie miał pewności, że Armin będzie zadowolony, to pewnie nie zaryzykowałby tak mocno; być może składając mu jedynie krótkie życzenia, zaraz po tym wracając do swojego domu. Wiedząc jednak, że nastolatek chciał się stąd wyrywać i że potrzebował kompana, Blaze znów nie myślał o tym, czy kiedyś tego pożałuje. 
Wyglądałeś, jakbyś tęsknił — przyznał. — Dlatego pomyślałem, że to odpowiedni prezent — stwierdził, znów wzruszając ramionami. Mimo wszystko lubił widzieć go uśmiechniętego; szczególnie jeśli Armin nie chciał się wtedy oburzać, przypadkowo zdradzając innym ich sekret. A więc wolał go takiego i dlatego sądził, że mógł czasem go rozpieszczać, zabierając go tam, gdzie Bennett chciał. Być może przez jakiś czas sprawiając wrażenie naprawdę zaangażowanego, jakby na niczym nie zależało mu równie mocno, co na nim. — Gdybym nie mógł znaleźć dla ciebie czasu, to zabrałbym cię tam w innym terminie — rzucił, nieznacznie unosząc kąciki ust. — Mam tylko kilka spraw do załatwienia, a później będę cały twój — obiecał mu, gdzieś podświadomie wiedząc, że to właśnie tego Armin mógł chcieć; a więc kim by był, gdyby odebrał mu tę słodką świadomość, że wszystko mogło być takie, jak sobie wymarzył? Widząc więc jego reakcję na nagły dotyk, Blaze cicho parsknął, nie skupiając się na goryczy alkoholu, a na nastolatku. — Już kiedyś wylądowałem z tobą w wodzie i skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się nie podobało — zauważył nieco złośliwie, unosząc kubek wyżej, gdy chłopiec się do niego zbliżył. — Hej, znajdź sobie swój własny alkohol — parsknął, używając jego własny słów, żeby wbić w niego zaciekawione spojrzenie, dopiero gdy chłopiec chwycił go za marynarkę, zaraz po tym przyjemnie go komplementując, przez co Blaze dość nieświadomie wypuścił kubek z dłoni. I przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, nim sam zrobił krok w jego stronę, wpierw odwracając się za siebie, dostrzegając, że nikt nie zwracał na nich uwagi. Korzystając więc z okazji, półmroku i okolicy, która zupełnie ich ignorowała, Hartwood chwycił jego policzki jedną dłonią, by dość swobodnie go do siebie przyciągnąć i od razu go pocałować; wyczuwając na ustach posmak alkoholu. I dopiero po tym się odsunął, nadal jednak trzymając jego policzki. — A ja mówiłem ci, że dobrze smakujesz? — rzucił, przesuwając kciukiem po jego dolnej wardze. — Ale skoro nie mamy się czym dzielić, to powinniśmy poszukać czegoś nowego — stwierdził, jakby nie wydarzyło się nic konkretnego; i jakby zależało mu wyłącznie na znalezieniu kolejnych kubków wypełnionych palącym gardło alkoholem. 
mów mi/kontakt
autor
ODPOWIEDZ