Lokatorzy: Armin Bennett
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Ignorowanie ludzi przychodziło mu z łatwością. Blaze nie potrzebował wielu powodów, by odwracać wzrok od innych, traktując ich wyłącznie jak powietrze; zdarzało się to niemal każdego dnia. I jedynie czasem, gdy musiał użerać się z męczącymi klientami, zmuszał się do minimum; niechętnego przytakiwania i ledwo widocznego uśmiechu, który jednak nie miał wiele wspólnego z radością. A więc większość ludzi była mu dość obojętna; nie zwracał na nich uwagi, nie zapamiętywał ich imion i nie potrzebował od nich niczego szczególnego, jeśli ci zupełnie go nie interesowali. Potrafił jednak ignorować także tych, którzy w jakimś stopniu się dla niego liczyli. Po ostatnich wydarzeniach, zbliżeniu się do Armina; po pocałunkach i chęci dłuższego zatrzymania go przy sobie, Hartwood bez większego problemu zrobił to, co wychodziło mu perfekcyjnie. Po raz pierwszy zupełnie go zignorował; jakby nie łączyło ich coś więcej i jakby nie spotykali się coraz częściej, traktując to jak tajemnicę, o której nikt nie mógł się dowiedzieć. 
Unosząc więc wzrok znad laptopa, siedząc w kuchni Bennettów, Blaze dość przelotnie zerknął na jego twarz; bez słowa powracając do ekranu. Nie posłał mu żadnego, zaczepnego uśmiechu i nie przywitał się z nim tak, jak miał w zwyczaju to robić, gdy zostawali sami. Zupełnie tak, jakby Armina nie było obok. I być może nie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele, jeśli po pomieszczeniu kręcił się jego starszy brat, a do tego w każdej chwili mogli pojawić się tu też jego rodzice; ale jeszcze nigdy nie zignorował go tak widocznie. Mógł więc zwalić to na gorszy dzień i natłok pracy, na której skupiał się od samego rana; mógł też później wytłumaczyć mu, że nie powinni zwracać na siebie uwagi, gdy w pobliżu znajdowali się pozostali członkowie jego rodziny. I mógł też dość otwarcie przyznać, że tego dnia po prostu nie interesowało go jego towarzystwo; że w tym konkretnym momencie po prostu go nie potrzebował, a więc wolał skupić się na tym, co wydawało mu się teraz nieco istotniejsze. Bo przecież nie obiecał mu niczego konkretnego; poza spotkaniami, które miały jakoś urozmaicić mu czas, nie przyrzekał mu wieczności i nie mówił nic o uczuciach, które mógłby do niego żywić. Armin był tylko przyjemnym dodatkiem w jego codzienności; osobą, z którą dogadywał się zaskakująco dobrze, wiedząc też, że mógł wziąć od niego wszystko, na co tak naprawdę miał ochotę, jeśli nastolatek sprawiał wrażenie zupełnie zafascynowanego ich znajomością. A tego dnia nie potrzebował od niego nic konkretnego; i co więcej, miał nadzieję, że Bennett po prostu to zaakceptuje, nie mówiąc i nie robiąc niczego nieodpowiedniego. 
Odrywając zmęczone spojrzenie od ekranu, Hartwood chwycił kubek z kawą, dopiero po tym odwracając się w stronę starszego z Bennettów, nadal ignorując obecność tego drugiego. — Jadłeś już obiad? — wymruczał w kierunku Nate’a, nie próbując zrobić na złość młodszemu chłopcu. Nie chciał nawet wzbudzać jego zazdrość; bo nie miał powodów, aby to robić. — Powinienem zaraz skończyć, więc możemy razem gdzieś wyjść — dodał, bo przecież byli przyjaciółmi, a więc dość oczywiste wydawało mu się spędzanie z nim czasu. Podobnie jak i oczywiste było dla niego to, że była to wyłącznie jego sprawa, w którą nastolatek nie powinien się wtrącać. I gdy tylko Nate machnął głową, zgadzając się na wspólny obiad, Blaze odwrócił się w kierunku drugiego Bennetta, jakby dopiero go zauważył. — Armin? — mruknął, przyglądając mu się dość obojętnie; jakby nie spędzili ze sobą paru interesujących wieczorów. — Twoja mama prosiła, żebym przekazał ci, że wróci dziś później, ale chce zjeść z wami kolacje, więc nie planuj dziś nic konkretnego — rzucił tylko, jedynie przekazując mu informacje od pani Bennett; zaraz po tym ponownie skupiając się na laptopie. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Tego dnia, Armin podjął naprawdę ważną decyzję, z której zresztą cieszył się cholernie mocno. Po przebudzeniu się nad ranem, wyciągnął rękę po swojego laptopa i zakopany pod kołdrą, wszedł na stronę swojej szkoły, by znaleźć wniosek o rezygnacji. Nie rozmawiał o tym ze swoimi rodzicami, ani nawet z Nate’m; być może wspomniał o tym planie Hartwoodowi, ale całą decyzję, tak czy siak, podjął samodzielnie. Skoro wiedział, że nie będzie w stanie wrócić do Włoch i udawać, że nic złego się nie stało, to nie zamierzał dać tej szkole, nawet dolara więcej. Czesne i tak było bardzo drogie, więc nawet mając sporą ilość gotówki na koncie, nie chciał, by to wszystko zwyczajnie się zmarnowało. Wiedział, że będzie miał jeden problem z głowy; pozostanie mu jedynie poinformowanie rodziców o tym, że zrezygnował i że nie było to do końca spełnienie jego marzeń. Nie musiał przecież wspominać o całym tym epizodzie ze swoim wykładowcą, prawda? Wypisując więc wniosek na swoim kolanie, Bennett zeskanował go, a potem wysłał e-mailem do swojej uczelni, zastanawiając się, jak szybko dostanie odpowiedź. Jak już zrezygnuje, poleci do Mediolanu po raz ostatni, by zabrać wszystkie swoje rzeczy. I takim też sposobem, cała ta przykra historia, zwyczajnie się skończy, a student będzie mógł zacząć od nowa.
Nastolatek miał więc wyjątkowo dobry humor, który dość prędko się zepsuł. Bo od momentu wejścia do salonu, gdzie dzień spędzał jego brat i jego przyjaciel, wszystko zaczęło stawać się takie… denerwujące. Początkowo, Armin nie brał tego jakoś szczególnie do siebie; pamiętał przecież, że ich relacja miała pozostać tajemnicą, więc nie mógł wymagać od niego jakiejkolwiek uwagi, gdy Nate kręcił się w pobliżu. A mimo to, prawdopodobnie liczył na nieco łagodniejsze traktowanie; bo chłopiec niczego nienawidził tak bardzo, jak poczucie, że jest problemem albo co gorsza, jest kompletnie niepotrzebny. Dlatego też, kompletnie wbrew sobie, przysiadł na sofie ze słuchawkami w uszach — tak, jak miał to w zwyczaju i puścił serial na swoim telefonie, co jakiś czas, rzucając przelotne spojrzenia w stronę prokuratora. I nie mógł ukryć, że coś kłuło go w klatce piersiowej za każdym razem, gdy widział, że wzrok Blaze’a utkwiony był w ekranie jego laptopa. Doprowadzało go to do takiego szału, że gdyby mógł, to podszedłby i wytrąciłby to urządzenie z jego rąk, mówiąc, żeby w końcu zwrócił na niego uwagę. Był do tego stopnia rozdrażniony, że zignorował dwa razy słowa Nate’a, skierowane w swoją stronę, czego przecież nie robił zbyt często, swojego brata, traktując niemal jak świętość. Wlepił więc na nowo spojrzenie w wyświetlacz swojej komórki, nawet nie zauważając, że przegapił połowę odcinka.
Nastolatek drgnął dopiero, gdy usłyszał pytanie starszego; być może w głębi serca licząc na to, że to do niego będzie skierowane. Student zerknął najpierw na Blaze’a, a potem starszego Bennetta, mając wrażenie, że jego buzia, stała się niemal chorobliwie blada z całego tego zdenerwowania. — Jedzenie poza domem jest niezdrowe. Myślałem, że chciałeś zrzucić, Nate — mruknął Armin, wyciągając nogi, by oprzeć je na stoliku do kawy. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek był dla niego zgryźliwy aż do tego stopnia, ale było to od niego silniejsze. Nie potrafił przeżyć faktu, że był teraz powietrzem i że Hartwood wydawał się zapomnieć o ostatnich wieczorach, które spędzili w swoim towarzystwie. Słysząc swoje imię, chłopiec zerknął na starszego z widocznym zirytowaniem w oczach; co znowu? Co tym razem? — Jesteś jakąś cholerną sekretarką? — burknął pod nosem. — Mam już plany — skłamał płynnie. — Jak podoba ci się takie przekazywanie wiadomości, to możesz dać jej znać, że wychodzę — mruknął obojętnie. Był w stanie wyjść nawet na cholerny spacer po Hope Valley, żeby wrócić po zmierzchu, by każdemu zrobić teraz na złość. — Nate, właściwie to zapomniałem ci powiedzieć — rzucił nagle, wyjmując jedną ze słuchawek z uszu. — Poznałem ostatnio kogoś. To całkiem zabawna historia, wydaje mi się, że to twój znajomy — powiedział z ożywieniem, wlepiając wzrok w swojego brata, próbując zrobić absolutnie wszystko, by Blaze na nowo utkwił w nim swoje spojrzenie.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze nie chciał zwracać na niego uwagi. Nie interesowały go więc żadne, rozzłoszczone spojrzenia, ani atmosfera, która zaczęła dość intensywnie się zmieniać; nie oderwał więc wzroku od laptopa, gdy Armin zaczął rzucać mu dość przelotne spojrzenia, jakby w tej samej chwili chciał ściągnąć na siebie jego uwagę. Wolał całkowicie skupić się na pracy, wkrótce opuszczając dom Bennettów, żeby za jakiś czas napisać do chłopca; być może zaprosić go do swojego domu, być może znów wprosić się do jego rodzinnego rezydencji. Zachowując się przy tym tak, jakby nic istotnego się nie wydarzyło. Bo w jego mniemaniu tak właśnie było. Hartwood nie sądził, by jego zachowanie mogło zirytować nastolatka i przede wszystkim nie spodziewał się, że chłopiec zacznie wyładowywać swoją złość na starszym bracie. Więc dopiero gdy Min zignorował słowa Nate’a, prokurator przestał skupiać się na tekście, który skanował spojrzeniem; zamiast tego spoglądając na swojego przyjaciela, dość swobodnie przenosząc też wzrok na młodszego chłopca; nie zastanawiając się jednak, dlaczego Armin się tak zachowywał. Gorszy dzień? Zwykła nieuwaga? Blaze nie zamierzał wtrącać się w sprawy rodzeństwa; szczególnie tego dnia, gdy wszystkie niezadowolone miny nastolatka, jego oburzony ton głosu i jawne rozzłoszczenie były w stanie zagwarantować mu bolesną migrenę. 
Hartwood wolał więc nadal go ignorować, dając mu przestrzeń i czas, żeby Bennett ochłonął, być może po czasie dochodząc do wniosku, że zachowywał się jak dzieciak. A przynajmniej według prokuratora, który przecież nie miał czasu, żeby sprzeczać się z nim przy jego rodzinie; podczas gdy jedno, niewłaściwe słowo mogło kosztować naprawdę wiele jednego, jak i drugiego. Proponując starszemu wyjście na obiad, Blaze nie sądził, że jako pierwszy głos zabierze młodszy z braci. Z wolna odwracając głowę w jego stronę, Hartwood zmarszczył lekko brwi. Wiedział przecież, w jaki sposób Armin traktował Nate’a na co dzień; wiedział, że ich relacje były dobre, być może nawet i zadziwiająco dobre jak na rodzeństwo. Był to więc pierwszy, oczywisty znak, który podpowiedział mu, że dzieciak z pewnością miał tego dnia jakiś problem. — Nie bądź złośliwy — upomniał go, jakby nadal był tylko przyjacielem jego brata; a do tego całej jego rodziny, samego Armina traktując jak prawdziwe dziecko, które nie potrafiło trzymać języka za zębami. I zrobił to na tyle swobodnie i spokojnie, by wkrótce znów skupić się na laptopie, mając jedynie nadzieję, że to na tym się skończy; że młodszy Bennett nie będzie dalej się złościł, pokazując wszystkim dookoła, jak niezadowolony był. Bo w tej chwili wydawało mu się to naprawdę problematyczne. Nie tylko ze względu na jego niezrozumiały bunt, który mógł prędko wyprowadzić go z równowagi; szczególnie jeśli potrzebował tego dnia spokoju, by zająć się pracą. Ale też ze względu na ten jeden sekret, który nie powinien ujrzeć światła dziennego. Blaze nie sądził jednak, by nastolatek był na tyle nierozsądny, by ryzykować, wspominając o tym przy swoim bracie. Dlatego też prędko przekazał mu wiadomość od pani Bennett, oczekując jedynie skinienia głową czy krótkiego; w porządku. Więc gdy usłyszał jego odpowiedź, tym razem nie zerkając nawet w stronę Nate'a, który go upomniał; Hartwood znów odwrócił głowę w stronę młodszego, nadal pamiętając jednak o tym, że w pobliżu znajdował się brat osiemnastolatka. — Gorszy dzień? — zapytał z nieco przesłodzonym uśmiechem, jakby zachowanie młodszego zaczynało grać mu na nerwach. — Myślałem, że nastoletni bunt masz już za sobą — dodał, nerwowo stukając palcami w laptopa, tym razem nie odrywając od niego dość przenikliwego spojrzenia. — Jasne, w takim razie przekażę jej, że odwołasz plany i pojawisz się na kolacji. Na pewno się ucieszy. Może ochłoniesz do tego czasu — mruknął jeszcze, zaraz po tym odwracając od niego spojrzenie; byle nie powiedzieć zbyt wiele. Szczególnie jeśli Nate momentalnie się zatrzymał, przysłuchując się rozmowie; jakby sam nie wiedział, co powiedzieć. Jednak to kolejne słowa Armina sprawiły, że Blaze zatrzymał palce nad klawiaturą, zupełnie zapominając o pracy, tekście, który czytał czy nawet spokoju. Nie spojrzał jednak na nastolatka, wiedząc, że to byłoby po prostu zbyt ryzykowne; podczas gdy chciał zgromić go spojrzeniem, mówiąc mu, jak nierozsądnie się zachowywał. Stał więc na skraju cierpliwości, nerwowo zaciskając usta. — Dzieci tak szybko dorastają — rzucił, bardziej w kierunku starszego Bennetta, niżeli młodszego. — Jeszcze jakiś czas temu biegał po podwórku i próbował zatrzymać cię w domu, jak gdzieś razem wychodziliśmy, a teraz poznaje twoich znajomych — stwierdził, starając się panować nad wzrastającą złością. — Powinieneś uważać, Armin. To, że ktoś dobrze traktuje twojego brata, nie oznacza, że będzie tak samo obchodził się z tobą — przestrzegł go całkiem uczynnie, ignorując śmiech Nate’a, który najwyraźniej traktował to wyłącznie jak żart; w przeciwieństwie do pozostałej dwójki. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

We Włoszech, Armin lubił najbardziej to, że nie był traktowany, jak dziecko. Wciąż miał tylko osiemnaście lat, więc sporo ludzi, uważała, że nie powinien się odzywać albo że przesadza, bo takie właśnie są nastolatki. Wszystko wyolbrzymiają, biorą pewne kwestie zbyt mocno do siebie, a potem jęczą i krzywią się z niesmakiem. W Mediolanie, Bennett mógł być sobą; nie musiał przejmować się, że ktoś weźmie go za gówniarza albo za osobę, zwyczajnie niekompetentną. Co prawda, tak jak miało to swoje plusy, tak miało też pewne minusy, bo skoro był dorosły, to musiał równie dojrzale, załatwiać konkretne sprawy i rozwiązywać problemy w rozsądny sposób, a to nie było łatwe. Bo mimo że Armin naprawdę się starał, tak w głębi duszy nadal był dzieciakiem, który chciał wszystkiego spróbować. Nie podobało mu się więc to, co miało teraz miejsce w jego domu. Czuł się tak, jak przed paroma laty, gdy musiał skakać i machać rękami, by ktoś na niego zwrócił uwagę. Nienawidził tego poczucia, jakby cofnął się i znowu miał piętnaście lat. Pamiętał spojrzenie matki, która mówiła mu, żeby dał sobie spokój i zajął się czymś pożytecznym, bo dorośli rozmawiają. Na samo wspomnienie o tym, wzdrygał się z niechęcią. W końcu to właśnie takie zachowanie i słowa, sprawiały, że Armin stawał się jeszcze bardziej buntowniczy, próbując postawić na swoim. I może dobrze, że traktowali go w ten sposób? Przynajmniej wiedział, jak walczyć o swoje.
Tylko, że teraz, nie chciało mu się walczyć. Miał dobry humor i obudził się z energią, gotów, by działać i zrobić w końcu coś w kierunku swoich studiów. Nie podejrzewał więc, że spotkanie ze swoim bratem i jego przyjacielem, będzie miało aż tak znaczący wpływ na jego dzień. Student naprawdę nie liczył na wiele; nie chciał, by Blaze zaczął traktować go tak, jak robił to, gdy byli sami, w czasie, gdy Nate kręcił się w pobliżu. Armin nie był idiotą i wiedział, jak ryzykowne to było. Poza tym lubił fakt, że to była ich tajemnica, o której nikt nie miał pojęcia. Chciał jedynie, by Hartwood na niego spojrzał, może posłał mu jeden z typowych dla siebie uśmiechów. Zrobił cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że podoba mu się jego obecność albo że chociaż go widzi.
Zamiast tego dostawał jedynie obojętność i pustkę, która sprawiała, że młodszy nerwowo zerkał w jego kierunku. Na początku zastanawiając się, czy to przez obecność starszego Bennetta, czy przez to, że ten zwyczajnie się z nim znudził. Żadna z tych opcji mu się nie podobała, dlatego też nie potrafił odpuścić. Nie chciał być traktowany w ten sposób. Złościł się więc dość niekontrolowanie i wywracał oczami, samemu nie do końca wiedząc, czego chce; to wszystko było po prostu nie w porządku. A skoro Nathaniel był w pobliżu, to właśnie na nim, osiemnastolatek decydował się wyładować swoją złość. Dość nierozsądnie i niegrzecznie, czego nie miał w zwyczaju, bo jego starszy brat, był pewnie najbliższą mu osobą. Dlatego też podejrzewał, że wieczorem będzie tego żałował, ostatecznie idąc go przeprosić. Tylko że teraz, Armin był naprawdę zły i czuł się nieco zdradzony, więc w ogóle o tym nie myślał. — Nie jestem złośliwy, tylko mówię, jak jest — odburknął, czując jeszcze większą irytację przez to, że to prokurator zwrócił mu uwagę. Chłopiec zagryzł więc dolną wargę, powstrzymując się przed kolejnym, nieprzemyślanym komentarzem.
Tą kroplą, która przelała to wszystko, była ta grzeczna informacja o kolacji z matką Armina. W tej chwili poczuł się jak prawdziwy bachor, który nie ma prawa głosu i musi siedzieć z rodzicami, zamiast zajmować się czymś fajniejszym. A to spowodowało, że znowu zaczął zachowywać się nieznośnie, nie potrafiąc utrzymać języka za zębami. — Nie, miałem bardzo dobry dzień, jakbyś chciał wiedzieć — syknął, zaciskając palce na telefonie, który przez nacisk całkowicie się wyłączył; ale to go zupełnie nie obchodziło. I naprawdę nic nie mógł poradzić na to, że parsknął z niedowierzaniem, słysząc jego słowa; oparł się nawet o kanapę, jakby nie wierzył w to, co słyszał. — Kim ty jesteś, żeby decydować o moich planach? — rzucił z niedowierzaniem. — Zajmij się sobą, skoro tak dobrze ci to idzie — dodał, powracając wzrokiem do wygaszonego ekranu, dość intensywnie unikając zszokowanego spojrzenia Nate’a. Być może tego dnia, wszystko zwyczajnie się nawarstwiało, bo wspominając o swoim nowym znajomym, Bennett nie pomyślał, że rozpęta kolejną cichą wojnę. — Nie jestem dzieckiem, potrafię sobie poradzić z głupimi ludźmi — burknął. — Poza tym, nie mówię do ciebie — dodał, nadal odwracając się w stronę swojego brata. — Nie pamiętam, jak się nazywał… Barry? Ben? — cmoknął, pstrykając palcami, nie potrafiąc tego zatrzymać. — Tak czy siak. Umówiłem się z nim. Myślisz, że rodzice się wkurzą? No wiesz, jest trochę starszy — westchnął, zaraz uśmiechając się szeroko, jakby żartował. Bo przecież o to chodziło; jedynie o głupie żarty i wymyślanie, jak to nastolatki mają w zwyczaju.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Mimo wszystko Blaze nie chciał traktować go jak dzieciaka. Gdyby nadal spoglądał na niego przez pryzmat wieku, odpychając go od siebie ze względu na pewne różnice, to zrobiłby to już na samym początku, gdy przypadkowo wpadli na siebie w domu Bennettów. Nie wdawałby się z nim w żadne dyskusje, a do tego nie zapraszałby go do swojego domu; i przede wszystkim nie zgodziłby się na wszystko, co Armin zaproponował mu w basenie. Nie uznałby, że spotykanie się z nim nieco częściej niż powinni, było dobrym pomysłem; podobnie jak i nie pozwoliłby mu na żaden pocałunek, uznając, że było to zwyczajnie nieodpowiednie. A więc zgodził się na to wszystko świadomie; uznając, że Armin był na tyle dojrzały, by wiedzieć, czego chciał. Tyle że w pewnych momentach Hartwood nie potrafił traktować go inaczej; szczególnie tego dnia, gdy jego irytacja i sposób, w jaki wyładowywał swoją złość na innych, zaczynały go drażnić. Ignorując go, nie myślał przecież o tym, że Bennett będzie aż tak zły; i przede wszystkim nie spodziewał się, że sam będzie musiał posłać mu parę karcących spojrzeń, jakby chłopiec naprawdę był dzieciakiem, który pozwalał sobie na zbyt wiele. Wpierw podczas rozmowy ze swoim bratem, później też w momencie, w którym zwrócił się w stronę Blaze’a. A więc prokurator próbował skupić się na laptopie, nie zwracając jednak uwagi na zdania, które czytał kolejny raz; wmawiając sobie, że Armin za chwilę się znudzi i sobie odpuści. Bo tak byłoby po prostu lepiej; nie tylko dla niego samego, ale też dla całej ich znajomości, o której nie powinni nawet rozmawiać w towarzystwie starszego Bennetta. 
Wystarczyło jednak, że nastolatek zaatakował swojego brata, by Hartwood zrozumiał, że nadchodzące minuty mogły wiele zmienić. Znał się na ludziach; i na ich zmieniających się humorach. A niezadowolenie Armina niemal od niego biło, gdy tylko otwierał usta lub też gdy zawieszał na nim spojrzenie, próbując ściągnąć na siebie jego uwagę. Blaze znów zerknął więc na niego całkiem przelotnie, później odwracając się w kierunku Nate’a, posyłając mu dość pobłażliwy uśmiech, jakby tym samym chciał powiedzieć mu, że nastolatkowie bywali naprawdę niezrozumiali. Zupełnie tak, jakby nie wiedział, dlaczego Armin zachowywał się w ten sposób, nie odpuszczając. Choć był jedyną osobą, która mogła domyślać się, skąd wzięły się wszystkie jego zbulwersowane spojrzenia i złośliwość, do której nie chciał nawet się odnosić; byle chłopiec nie zaczął wyrzucać z siebie zbyt wielu zbędnych słów. 
Usłyszawszy, że nastolatek miał dobry dzień, Blaze mruknął w namyśle; jakby nawet go nie słuchał, przytakując mu jedynie z grzeczności. Bo naprawdę nie chciał z nim teraz dyskutować; nie chciał tłumaczyć swojemu przyjacielowi, że ostatnimi czasy zaczęli ze sobą rozmawiać, być może spędzając ze sobą więcej czasu. Chciał zachowywać się tak jak zwykle, gdy osoby, z którymi na co dzień nie miał styczności, pojawiały się w zasięgu jego wzroku. Naprawdę chciał go ignorować; dopiero później przejmując się tym, co sądził o tym nastolatek. Bo tak było mu łatwiej. Dlatego też z wolna uniósł wzrok znad ekranu, przez chwilę dość twardo wpatrując się w Armina; mając szczerą nadzieję, że wyłącznie się przesłyszał. I że chłopiec nie postanowił rozpętać tu cichej wojny; która z pewnością mogła wzbudzić podejrzenia jego brata. Prokurator musiał więc mocno się powstrzymać, by samemu nie zrobić nic tak ryzykownego. — Nie jestem twoim znajomym, żebyś mógł odzywać się do mnie w ten sposób, Armin — rzucił dość chłodno, chcąc pokazać mu, że przekraczał teraz zbyt wiele granic; i w porównaniu do ich poprzednich spotkań, teraz zupełnie mu się to nie podobało. Nie, gdy Nate spoglądał na nich tak niepewnie. Jakby zastanawiał się, czy powinien interweniować. — Myślę, że należy mi się trochę szacunku — dodał, uśmiechając się wyjątkowo sztucznie; bo denerwowało go nie tylko to, jak bardzo chłopiec teraz ryzykował, ale też całe jego nastawienie i zachowanie, które Blaze uznawał za dziecinne. I choć nadal nie odrywał od niego spojrzenia, próbując jakkolwiek go zatrzymać, tak Armin nie przestawał mówić. — No tak, to inni są głupi — westchnął, byle pokazać mu, że to on zachowywał się teraz głupio; nie myśląc o tym, co robił i ile mogło ich to kosztować. Słysząc jego kolejne słowa, prokurator dość nerwowo zatrzasnął laptopa, wiedząc, że nie będzie mógł skupić się na pracy, podczas gdy Bennett tak otwarcie żartował, wspominając swojemu bratu o nowej, interesującej znajomości. — Nie pamiętasz, jak się nazywa, ale i tak się z nim umówiłeś? Nie wiem, czy to dobrze o tobie świadczy, Armin — zasugerował, nadal wtrącając się w rozmowę, która nie powinna nawet go dotyczyć. — Nie powinieneś zajmować się nauką? Nie masz przypadkiem niedługo jakichś egzaminów? — zapytał, jakby nie wiedział, jak wyglądała sytuacja z jego studiami; posłał mu więc ostrzegawczy uśmiech, byle tylko Bennett z nim nie zaczynał. — Raczej nie przyjechałeś tu, żeby szukać miłości prawda? Skoro i tak wracasz niedługo do Mediolanu — stwierdził, samemu mówiąc teraz znacznie więcej, niż powinien; z pewnością uderzając w czuły punkt. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin nadal był tylko nastolatkiem. Dzieciakiem, który przede wszystkim potrzebował uwagi i zapewnień. Jego zmienny humor bezustannie dawał mu w kość i sprawiał, że krzywił się z niesmakiem, gdy tylko do jego głowy, na nowo wpadały dziwne myśli. Lubił intepretować, może nieco przesadnie i mylnie, przez co sam spoglądał inaczej na sprawy, na które w rzeczywistości, spojrzałby nieco dojrzalej. Był więc młodym człowiekiem, który mknął naprzód, by za chwilę cofnąć się, jakby się czegoś wystraszył. Większość jego zagrywek, kończyła się żalem i poczuciem, że znowu popełnił błąd. A mimo to, nadal nie potrafił przewidzieć konkretnych konsekwencji swoich czynów. Pragnął czegoś, myśląc, że to jest coś właśnie dla niego, a potem boleśnie się na tym zawodził. Podejrzewał więc, że był człowiekiem, który mógł uczyć się jedynie na własnym doświadczeniu. Dlatego też, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że Bennett jest inteligentnym i dorosłym człowiekiem, tak realnie, nadal nie potrafił kontrolować swojej prawdziwej natury. Być może dlatego, wyniknęła taka sytuacja i być może to właśnie dlatego, nie wiedział, jak zapanować nad swoją złością i przytłaczającymi emocjami.
Co gorsza, słowa Blaze’a dodatkowo działały na niego, jak płachta na byka. W tej chwili nie podobało mu się w nim absolutnie wszystko; to, jak traktował Nate’a, jak próbował go uciszyć, jak go ignorował, by potem rzucać mu złowrogie spojrzenia. W dodatku te jego słowa… Sprawiające, że osiemnastolatek zaczynał się gotować, jakby ten uraził jego dumę. — Spędzasz w naszym domu o połowę czasu więcej niż ja, więc może jednak jesteśmy jakimiś znajomymi — rzucił, parskając z niedowierzaniem. Zignorował jednak ten nieprzyjemny dreszcz, który przeszedł po jego plecach, gdy dotarł do niego ten nieprzyjemny i chłodny ton głosu starszego. Student wiedział, że było to poniekąd pewne ostrzeżenie, ale jak już przekroczył tę niewidzialną granicę, to naprawdę nie potrafił się cofnąć. — Mam ci się pokłonić? — burknął na wspomnienie o szacunku; w końcu w jego odczuciu, nie robił nic złego. No, teoretycznie, bo w głębi duszy, wiedział, że znacząco pogarszał całą sytuację. A przecież nie zależało mu na tym, żeby zepsuć kontakt z prokuratorem; szczególnie, że w ciągu paru ostatnich dni, zdążył przekonać się, jak miło było mieć go po swojej stronie. Zerkając na jego twarz i zauważając ten sztuczny uśmiech, Bennett prędko go odwzajemnił, choć bardziej przypominało to niezadowolony grymas.
Armin podskoczył, słysząc, jak ten zatrzaskuje laptopa i dość automatycznie zerknął w stronę Nate’a, który, mimo że wyglądał na zdezorientowanego, starał się nie wcinać, zajmując się swoją robotą. Jego zachowanie denerwowało go jeszcze bardziej, bo zamiast stanąć w obronie osiemnastolatka, po prostu udawał, że nic się nie dzieje. Atak ze strony Blaze’a, sprawił jednak, że student cały zesztywniał, wbijając w niego zszokowane spojrzenie. — Nie muszę brać od kogoś CV, żeby zacząć się z tą osobą spotykać, Blaze. Życie to nie praca albo przesłuchanie — rzucił gorączkowo, nie chcąc wyjść na… zbyt lekkomyślnego. Szczególnie, że jego starszy brat, zaczął uważniej słuchać, być może nieco bardziej interesując się nowym znajomym najmłodszego Bennetta. — Dlaczego to cię tak bardzo interesuje? Nawet nie mówię do ciebie — powtórzył, przechylając na bok głowę; nie patrząc na nikogo innego, poza Hartwoodem. Wspomnienie o szkole zmusiło go do podniesienia się z sofy i skrzyżowania rąk na klatce piersiowej; nie chciał, by Nate zauważył zestresowane drżenie jego dłoni. Nie był gotowy, by dzisiaj mówić o swojej decyzji, a na pewno nie w ten sposób. I może udałoby mu się coś odpowiedzieć, gdyby nie nawiązanie do powrotu do Mediolanu, przez co nastolatek otworzył usta i ostatecznie je zamknął, nie wiedząc, co powiedzieć. Zerkał jedynie nerwowo w stronę brata, ostatecznie czując dziwną gulę w gardle.
— Jakby cię to w ogóle obchodziło — wydusił, zabierając telefon ze stolika i wychodząc na korytarz, gdzie oparł się o ścianę, czując, jak nagle zaczęło mu się ciężej oddychać. Być może panika zaczęła go przerastać, a niepewność i wszystkie obawy na nowo zaczęły go dusić. Łapiąc nerwowo powietrze, chłopiec wpadł do łazienki, opierając dłonie na umywalce i wpatrując się w swoje odbicie, starał się unormować urwany oddech i panikę.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze nie próbował postawić się na jego miejscu. Nie próbował więc przypomnieć sobie, jak sam zachowywał się, gdy był jeszcze nastolatkiem; bo przecież nie interesował się wtedy starszymi facetami i nie wdawał się w żadne romanse, które mogły mu zaszkodzić. Nie miał powodów do tak wielkiej niepewności i niezadowolenia, które ukazywałby na każdym kroku. Dlatego też nie był w stanie zrozumieć, dlaczego Armin tak bardzo się wściekał; tym samym niemal doprowadzając go do szału. Nie obchodziło go to, że Bennett był wyłącznie nastolatkiem i że cała ta sytuacja zwyczajnie wpłynęła na jego samopoczucie, sprawiając, że mówił i robił zbyt wiele; z pewnością jednak ściągając na siebie uwagę prokuratora, który zerkał wyjątkowo nerwowo w jego kierunku.
Początkowo Hartwood liczył na kompromis; wydawało mu się, że jeśli tylko postanowi go zignorować, to Armin zrobi dokładnie to samo, być może nie rzucając mu nawet pojedynczego uśmiechu czy spojrzenia. Wystarczyła jednak chwila, by pojął, że Bennett nie odpuści zbyt prędko; być może irytując się coraz bardziej i bardziej, aż finalnie coś by w nim pękło, a wtedy prawda z pewnością wyszłaby na jaw. Tego jednak Blaze starał się uniknąć; bo nie mógł pozwolić sobie na konfrontację z młodszym, podczas gdy jego brat znajdował się w pobliżu. — Myślisz, że to upoważnia cię do zachowywania się jak dziecko? — zapytał, nadal odzywając się dość chłodno; nadal chcąc pokazać mu, że jedynie go ostrzegał. Nie zależało mu przecież na zbyt ekspresywnych kłótniach, które z pewnością przykułyby uwagę Nate’a. Właściwie nie chciał w ogóle z nim dyskutować, gdy przysłuchiwały im się inne osoby. Jednocześnie jednak nie potrafił zakończyć tej rozmowy; być może obawiając się, że gdyby tylko zamilkł, to Armin oburzyłby się jeszcze bardziej. A wtedy nie mógłby zgromić go spojrzeniem, po raz kolejny go ostrzegając; bo wtedy z pewnością byłoby już za późno. — Mógłbyś przestać się odzywać. To na pewno by mi wystarczyło — zauważył, na moment zapominając o starszym z braci, który nadal kręcił się po pomieszczeniu. Zamiast tego wbił dość rozzłoszczony wzrok w buzię nastolatka; nie podobało mu się nic, co Bennett robił tego dnia. Nie odpowiadał mu jego brak szacunku i słowa, które jego brat mógł zinterpretować na dziesiątki sposobów, być może zaczynając coś podejrzewać. Widząc więc jego sztuczny uśmiech, Hartwood drgnął dość nerwowo, modląc się, by Nate wkrótce wyszedł z salonu, jak zwykle spiesząc się do pracy. Bo wtedy Blaze mógłby przemówić nastolatkowi do rozsądku, uświadamiając mu, że znów przekroczył zbyt wiele granic; i w porównaniu do innych sytuacji, teraz z pewnością mu to nie odpowiadało. 
Zatrzaskując laptopa i atakując chłopca, prokurator nie myślał o niczym konkretnym; nie chciał pokazać mu, że był lepszy ani też sprawić, że Armin zacząłby jeszcze bardziej się złościć. Widząc, jak bardzo młodszy ryzykował, najpewniej nie zdając sobie z tego sprawy, Blaze chciał jedynie go zatrzymać; i najwyraźniej nie potrafił poradzić sobie w inny sposób. — Co nie oznacza, że nie powinieneś być ostrożniejszy — upomniał go, bo wszystko, co robił Bennett, przypominało mu stąpanie po wyjątkowo kruchym lodzie. Każde jego słowo mogło pogrążyć samego Hartwooda; dlatego starszy chciał pokazać mu, że sam miał równie wiele do stracenia. Odwracając się więc w stronę jego brata, Blaze uśmiechnął się nieco krzywo, kiwając głową w kierunku dzieciaka. — Nie wiem, czy Nate ma czas, żeby wysłuchiwać twoich opowieści o podbojach miłosnych. Choć podejrzewam, że mogłoby go to zainteresować — rzucił, nie nawiązując do samego siebie i ich relacji, ale głównie do jego romansu z wykładowcą; bo to wydawało mu się o wiele ciekawsze. I dość niespodziewanie stało się jego kartą przetargową. Wiedział więc, że wspomnienie Mediolanu zadziała; i dlatego nie odpowiedział chłopcu, jedynie odprowadzając go spojrzeniem do wyjścia z salonu.
Nie przejmuj się, niedługo mu przejdzie. Pewnie potrzebuje przestrzeni, żeby ochłonąć — wymruczał tylko, gdy Nate posłał mu dość zaniepokojone spojrzenie; jakby nie rozumiał, co właściwie wydarzyło się w salonie. — Jedź już. Zaraz spóźnisz się do pracy — dodał momentalnie, wiedząc, że tylko w ten sposób sam będzie mógł wyjść z pomieszczenia. Więc gdy starszy Bennett dość niechętnie się z nim pożegnał, z pewnością jednak nie zapominając o tym popołudniu, Blaze od razu podniósł się z kanapy, kierując się w stronę łazienki, w której zauważył nastolatka. I wchodząc tam tuż za nim, zamknął drzwi, przez chwilę się o nie opierając. — Było warto? — zapytał, przyglądając mu się poprzez lustrzane odbicie. Nie przejmując się jego nagłym wyjściem i widoczną paniką; bo czy sam sobie na to nie zapracował? Odpychając się od drzwi, Hartwood momentalnie znalazł się za nim, odwracając go w swoją stronę, opierając dłonie na umywalce, po obu jego stronach; wiedząc, że tylko w ten sposób Armin od niego nie ucieknie. — Widzisz, jak to jest, gdy zaczynasz mówić o sekretach innych, przy osobach, które nie powinny ich poznać, Min? — mruknął, jakby wszystko to było jedynie lekcją, z której chłopiec powinien coś wyciągnąć. — Później jesteś tylko rozczarowany. I po co ci to? — zapytał, unosząc jedną z dłoni, żeby pogładzić go po policzku; nie zwracając uwagi na jego nierówny oddech i widoczne przytłoczenie. — Gdybyś się nie wściekał, to nie musielibyśmy teraz rozmawiać w ten sposób — upomniał go, chwytając jego szczękę w dłoń. — Może jednak ci to nie służy, Armin? Może nie powinniśmy się już spotykać? — wymruczał wyjątkowo spokojnie, jakby naprawdę rozważał natychmiastowe wyrzucenie go ze swojego życia. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin prędko dostrzegł, że trzymanie buzi na kłódkę, prawdopodobnie wyszłoby mu na dobre. Nie dość, że nie wkurzyłby swoim zachowaniem Blaze’a, to nie doprowadziłby do tego, że Nate rzucałby nerwowe spojrzenia w jego stronę, sprawiając, że robił się podejrzliwy. Tyle, że nie potrafił. Chciał zrobić mu na złość, podświadomie czując, że mógłby mieć nad nim jakąkolwiek przewagę, jednocześnie nie myśląc o tym, że to on sam będzie tym poszkodowanym. Musiał być głupi, wierząc, że bycie złośliwym, w ogóle się na nim nie odbije. Szczególnie, że prokurator był starszy i niewątpliwie mądrzejszy; Bennett powinien już wcześniej nie domyślić się, że jego słowa i dziecinne zachowania, nie ujdą mu na sucho. Nie wiedział jednak, jak uśmierzyć ból w okolicach serca, widząc to oschłe traktowanie, którym traktował go starszy. Być może, gdyby nie to, całe spotkanie w ich salonie, przeszłoby płynniej, bez zbędnych komplikacji. — Możesz przestać nazywać mnie dzieckiem? Będziesz mówił tak za każdym razem, gdy nie będę się z tobą zgadzał? — wydusił, nie odrywając od niego rozzłoszczonego spojrzenia. Bo jeszcze czuł się silny i zdecydowany; nie wiedział, że Blaze wyciągnie wkrótce broń, którą definitywnie go pokona. A przynajmniej na to popołudnie. Ta cicha wojna, którą prowadzili od kilku minut, nakręcała nastolatka jeszcze bardziej i bardziej. Miał ochotę na niego nakrzyczeć i wpaść w typową dla siebie wściekłość, którą charakteryzował się jak był młodszy i nie dostawał tego, na czym mu zależało. Denerwowało go to, że musiał wszystko w sobie dusić, bo jego brat kręcił się w pobliżu, choć na jego język nasuwało się z tysiąc słów, którymi chętniej obrzuciłby prokuratora. Zauważając jego rozzłoszczony wzrok, Armin drgnął, mimo to nadal na niego patrząc; nie chcąc przecież przegrać. — Mógłbym, ale tego nie zrobię. Po to mam język i buzię, żeby gadać, kiedy tylko mam na to ochotę — rzucił lekceważąco. Musiał mieć to ostatnie słowo, nawet jeśli miałoby go to zaboleć.
I zresztą zabolało. Niemal każde kolejne słowo starszego, każdy gest, który wykonywał w kierunku któregoś z braci. Wszystko sprawiało, że Armin krzywił się z widocznym niezadowoleniem. Kolejne upomnienie sprawiło, że Bennett zacisnął mocno wargi; być może oczekiwał od niego zbyt wiele. Następne nawiązanie do jego romansu z wykładowcą, sprawiło, że chłopiec rozszerzył z niedowierzaniem oczy. Naprawdę chwytał się niemal wszystkiego, by skutecznie zamknąć mu usta. Nawet, jeśli był to piekielnie wrażliwy temat dla studenta, który nadal wracał do formy, po wszystkim, co wydarzyło się w Mediolanie. Wyjście z salonu, wydawało mu się jedynym rozsądnym rozwiązaniem; szczególnie dlatego, że zaczęło go dusić, a łzy cisnęły się do jego oczu do tego stopnia niekontrolowanie, że zaczęły go szczypać. Musiał ochłonąć. Nie chciał wyjść na słabego ani nie chciał, by Nathaniel zobaczył go w tym stanie. Wpadając do łazienki, Armin myślał tylko o wszystkich tych technikach, które miały pomóc mu w unormowaniu oddechu. Pochylił się więc nad umywalką, by przemyć twarz zimną wodą, choć to i tak nie wydawało mu się skuteczne. Podskoczył więc, słysząc, że ktoś pojawił się w łazience i podniósł łepetynę, by spojrzeć na starszego w lustrze. Nie odpowiedział na jego pytanie, uciekając od niego wzrokiem, jakby nagle zaczął się tego wszystkiego wstydzić. Wyczuwając jego obecność za swoimi plecami, chłopiec zacisnął powieki, nie chcąc na niego spojrzeć i znowu poczuć się jak dziecko. A mimo to, odwrócił się do niego, odchylając się nieznacznie, by oprzeć się o umywalkę. Jakby w każdej chwili, grunt mógłby osunąć mu się spod nóg. Wyczuwając jak ten gładzi go po policzku, Bennett patrzył wszędzie, tylko nie na jego twarz.
— Nie byłbym rozczarowany i zły, gdybyś od początku nie traktował mnie w ten sposób — powiedział cicho, czując jak dudni mu serce, sprawiając, że zacisnął jeszcze mocniej oczy, kręcąc tępo głową. — Nie chcę stawać się powietrzem, kiedy nie jesteśmy sami. Nie oczekuję przecież zbyt wiele — wydusił, rozchylając powieki dopiero wtedy, gdy starszy chwycił go za szczękę. Kolejne jego pytania, sprawiły jednak, że Armin wyprostował się, patrząc na niego z prawdziwym przerażeniem w oczach. — Nie, nie — wyrzucił nerwowo, czując jak panika znowu przejmuje nad nim kontrolę. — Przepraszam, okej? Przepraszam — powiedział, chwytając się jego koszuli, jakby bał się, że ten zaraz wyjdzie. — Zachowałem się idiotycznie i ryzykownie, i zdaję sobie z tego sprawę. To się nie powtórzy, okej? Obiecuję — wydusił, unosząc nieznacznie buzię, żeby na niego spojrzeć; chciał wyczytać z jego twarzy, jak bardzo mógł być na niego zły. — Nie będę już więcej cię denerwował, tylko proszę, nie zostawiaj mnie — wymamrotał, czując jak od łez, gromadzących się w jego oczach, obraz Blaze’a nieco się zamazywał.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Nazywam cię dzieckiem, bo zachowujesz się jak dziecko. A to znacząca różnica — upomniał go, kolejny raz patrząc na niego dość niechętnie. Wszystko, co Armin robił tego dnia, wydawało mu się zwyczajnie problematyczne; dlatego też Blaze przestał ukrywać swoje rozdrażnienie, chcąc dość jasno dać mu do zrozumienia, że nie było to wyłącznie łagodne nieporozumienie, o którym mogli wkrótce zapomnieć. Bo co jeśli taka sytuacja miała powtórzyć się kolejny raz? Co, gdyby tym razem Bennett zupełnie nie potrafił nad sobą zapanować, mówiąc znacznie więcej, niż powinien; być może w dość oczywisty sposób zdradzając ich wspólny sekret? Hartwood nie potrafił nad nim zapanować; nie mógł upominać go w nieskończoność, sprawiając, że Nate posłałby im jeszcze więcej, pytających spojrzeń. Tym razem nie odpowiedział więc chłopcu, mając tylko nadzieję, że to nie sprawi, że Bennett ponownie się odezwie, dorzucając od siebie coś jeszcze; by to on mógł mieć ostatnie słowo w całej tej sprawie.
Tyle że Blaze znał jego czuły punkt; wiedział, w co powinien uderzyć, by nastolatek momentalnie zamknął usta, być może czując ogromny ciężar na swoich ramionach, jakby jego brat mógł w ułamku sekundy dowiedzieć się o wszystkim, co wydarzyło się w Mediolanie. I prokurator wiedział, jak niesprawiedliwe to było. Poznając jego tajemnicę, uspokajając go tamtego wieczoru, gdy Armin zaczął panikować w jego samochodzie, Hartwood nie chciał pewnego dnia wykorzystać tego wszystkiego przeciwko niemu. Ale nawet jeśli było to brutalne i nawet jeśli prędko wyłapał zmieniającą się mimikę twarzy młodszego chłopca, to nie potrafił spojrzeć na niego ze współczuciem. Nie, jeśli sam nadal był zły, a do tego sądził, że Bennett znał ryzyko i musiał wiedzieć, że kontynuowanie tej rozmowy może go zaboleć. Nie była to więc czysta gra i nie był to też żaden powód do dumy, ale Blaze odetchnął z ulgą, gdy nastolatek opuścił pomieszczenie. Teraz mógł mieć pewność, że Nate nie zada mu żadnych pytań, wypytując go o wszelkie romanse i znajomości ze starszymi osobami; o wszystko to, co mogło pogrążyć także prokuratora. I czekając na odpowiedni moment, starszy ruszył w kierunku łazienki, wiedząc, że mieli jeszcze parę spraw do wyjaśnienia; szczególnie jeśli nareszcie zostali sami i nikt nie przysłuchiwał się ich dyskusjom, próbując zrozumieć, dlaczego próbowali tak bardzo się zranić, skoro nawet nie znali się zbyt dobrze. Pomimo że ich spotkania stały się częstsze, Blaze dochodził jednak do wniosku, że rzeczywiście nie wiedział o nim wiele; nie sądził przecież, że ignorowanie chłopca doprowadzi do tak ostrej wymiany zdań, a do tego ryzykował, gdy wspominając o Mediolanie, cały czas mu się przyglądał, zastanawiając się tylko, czy Armin nareszcie odpuści czy też wybuchnie na jego oczach. Mógł także domyślać się, co chłopiec zrobi, gdy znów pojawi się w zasięgu jego wzroku, ale nie mógł być niczego pewien. A mimo to znów zaryzykował, od razu zarzucając go pytaniami; przyglądając mu się jeszcze chętniej, gdy Bennett zacisnął powieki, najwyraźniej nie chcąc na niego patrzeć. Bo czy nie oznaczało to, że był w jakimś stopniu wystraszony? Zmieszany? Winny? Jakby wszystko to wydarzyło się przez niego. Zrzucając więc na niego całą winę, Hartwood cicho westchnął, podążając wzrokiem za swoimi palcami, którymi nadal gładził jego policzek.
Chyba musimy sobie coś wyjaśnić, Armin — westchnął kolejny raz, jakby naprawdę rozmawiał z dzieckiem, które nie potrafiło wyciągnąć żadnych wniosków z sytuacji, które miały czegoś go nauczyć. — Pamiętasz, na co się umawialiśmy? — zapytał. — Możesz przychodzić do mnie tak często, jak chcesz i ja też mogę to robić. Ale chyba nie sądziłeś, że będę wokół ciebie skakał, kiedy twój brat kręci się w pobliżu? — rzucił, pokrzepiająco gładząc go po skórze. — Tak bardzo zabolało cię to, że cię zignorowałem? — mruknął, nadal przyglądając się jego twarzy. — Nie mogłeś powiedzieć mi o tym później, tylko musiałeś od razu odwalić tę szopkę? Co, jeśli Nate już się domyśla? — zarzucił go kolejnymi pytaniami, dopiero po chwili nawiązując z nim kontakt wzrokowy, wykorzystując to, że Armin nareszcie rozchylił powieki; wyglądając na przestraszonego. A to z pewnością działało na korzyść prokuratora. — A jednak potrafisz przyznać się do błędu — westchnął, puszczając jego szczękę, dopiero po tym ujmując jego policzki w dłonie, nieznacznie unosząc jego buzię, żeby przyjrzeć się łzom w jego oczach. — Mądry chłopiec — rzucił, wypuszczając jego policzki z dłoni. — Nie płacz, twoi rodzice mogą wrócić w każdej chwili — upomniał go tylko; nie czując nieprzyjemnych wyrzutów sumienia, czy też niepewności, jakby to, co robił, naprawdę nie było złe. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin chciał, żeby cały ten dzień po prostu dobiegł już końca. Gdyby pomyślał wcześniej i widząc nastawienie Blaze’a, zwyczajnie cofnąłby się do swojego pokoju, pewnie uniknąłby wielu przykrych rzeczy; całej tej kłótni z prokuratorem, ostrych słów, skierowanych w stronę brata i poczucia, że znowu coś zepsuł, bo nie potrafił utrzymać języka za zębami. A przede wszystkim, nie czułby się tak beznadziejnie; jakby wszystko, czego dotykał, mogło w każdej chwili rozpaść się na malutkie kawałeczki. Bo czy to naprawdę tak nie wyglądało? Każda jego znajomość kończyła się w ten sam sposób, sprawiając, że Bennett zaciskał mocno usta, udając, że wcale go to nie rusza. Niezależnie od tego czy chodziło o jego włoskiego wykładowcę, czy o znajomych, którzy kręcili się wokół niego w Mediolanie; wszyscy wydawali się czerpać pewne korzyści z tej znajomości lub lubić go na chwilę. Był trochę naiwny i może zbyt łapczywy, a potem boleśnie się zawodził. Zastanawiał się wówczas, czy to wszystko naprawdę było jego winą? Przez większość swojego życia, szukał problemów w innych, ale od pewnego czasu, zaczął wierzyć, że może naprawdę był przeklęty. Może wszystko to, co robił, prowadziło do tego kulminacyjnego punktu, w którym wszystkie jego znajomości zwyczajnie się rozpadały? Ta myśl sprawiała, że robiło mu się niedobrze. Myśląc o powrocie do Hope Valley, Armin myślał jednocześnie o świeżym starcie. Nie chciał więc zaprzepaścić swojej szansy i to tylko dlatego, że popełnił ten jeden, dość znaczący błąd.
— Pamiętam — odpowiedział automatycznie, chcąc się skurczyć i zniknąć, byle tylko nie czuć tego wszechogarniającego wstydu. Ciężko było zresztą zapomnieć o warunkach, które sobie postawili wtedy w basenie, bo przez parę kolejnych dni, Bennett nie myślał o niczym innym. I naprawdę dbał o to, żeby nie nagiąć którejś z granic, która wyprowadziłaby starszego z równowagi. Dopiero dzisiaj zaczął szaleć; jakby tak wielki poziom obojętności w stosunku do niego, był po prostu nie do zaakceptowania. — Nie chciałem, żebyś wokół mnie skakał. Wiem, na co się pisałem, nie jestem głupi — wydusił, czując gulę w gardle, której nie mógł zignorować, gdy wyrzucał z siebie te wszystkie gorzkie słowa. — Po prostu nie spodziewałem się, że to będzie wyglądać tak… chłodno. Nie byłem na to przygotowany, ale w porządku, to moja wina, bo nie wiedziałem, jak się zachować — odparł, dość niepotrzebnie, biorąc całą winę na siebie. A przecież w rzeczywistości, nie był jedynym, który zawinił całej tej sytuacji. Nic nie usprawiedliwiało Blaze’a, żeby zachowywał się w ten sposób. Tylko, że Bennettowi za bardzo na nim zależało, żeby mógł mu więcej wygarnąć. Właściwie to teraz w ogóle nie chciał się odzywać. Co więcej, student miał wrażenie, że zaczyna wariować. Z jednej strony jego łagodzący dotyk, sprawiał, że Armin zaczynał się uspokajać, a potem jego ton głosu i słowa, cięły jego serce jak prawdziwe ostrze. — Nie domyśla. Powiem, że to tylko głupie żarty, bo nie byłem w nastroju — rzucił, drżącym głosem, nieco mocniej zaciskając palce na jasnym materiale. — Przepraszam — powtórzył gorączkowo, czując się dziwnie żałośnie. Dopiero wtedy zamrugał oczami, wypuszczając jego koszulę ze swojego uścisku. — Nie płaczę — mruknął, odpychając go lekko łokciem, by znowu spojrzeć na swoje odbicie, wycierając wierzchem dłoni oczy. Od razu poprawił też swoją grzywkę i potarł palcami policzek, jakby chciał przywrócić się do porządku. — Nie wspominaj już więcej o Mediolanie, proszę — wymamrotał, puszczając wodę w kranie, by skupić się na czymś innym, gdy ponownie, ale dobrowolnie, poruszył ten ważny dla niego temat.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze poznał w swoim życiu wiele osób. Nie był więc zaszokowany, gdy ludzie zaczynali się przy nim rozklejać, wypłakując morze łez, podczas gdy on sam przyglądał się ich sprawom, traktując to wyłącznie jak pracę. Nie sprawiał też wrażenia szczególnie zaskoczonego, gdy ludzie widocznie się wściekali, traktując go jak największe zło świata; przywykł do przyglądania im się z zupełną obojętnością, być może nawet znudzeniem, które kryło się gdzie w jego spojrzeniu. Bennett nie był więc wyjątkiem; irytował się równie mocno, co inne osoby, z którymi Blaze miał do czynienia, a do tego w jego oczach wyjątkowo często pojawiały się łzy. Tyle że Armin nie był jego klientem czy nawet obcą osobą, którą prokurator mógłby prędko zignorować. Zgodził się na cały ten układ, który miał zagwarantować mu pewne korzyści i dość nieodwracalnie przekroczył wiele granic wraz z chłopcem. Odcięcie go od siebie byłoby więc zupełnie błędne i dlatego Hartwood starał się dość sprawnie owinąć go sobie wokół palca; byle jego odejście było prawdziwym koszmarem dla nastolatka, który przecież mógł go przy sobie zatrzymać. Dlatego przyglądał mu się teraz tak spokojnie, pomimo że jeszcze przed paroma minutami gromił go spojrzeniem, modląc się w duchu, by Armin przestał mówić. Widząc jego panikę i łzy w oczach, Blaze mógł spodziewać się, że tym razem stał jednak na wygranej pozycji; nie musiał więc krzyczeć ani nawet nerwowo na niego spoglądać. Teraz mógł jedynie dość boleśnie uświadamiać mu, że wszystko, co chłopiec zrobił w salonie, było zwyczajnie niewłaściwie; a do tego mogło wiele go kosztować. 
To trochę problematyczne, Armin — westchnął, nadal z wyraźnym opanowaniem, którego brakowało mu do tej pory. — Nie powinieneś wściekać się, gdy coś nie idzie po twojej myśli — stwierdził, najpewniej nadal wbijając pojedyncze szpilki w jego serce. Mimo to nadal gładząc jego policzek, jakby próbował go uspokoić; jakby nie wydarzyło się nic złego, choć jego słowa z pewnością temu przeczyły. — Musisz być przygotowany na wszystko, żeby nic nie mogło cię rozczarować, wiesz? — zapytał całkiem niewinnie. — Co, jeśli twoi znajomi nie mieliby nastroju, żeby zwracać na ciebie uwagę, wtedy też zacząłbyś się tak zachowywać? — mruknął, tym samym uświadamiając mu, że tego dnia świadomie się nim nie interesował. Bo nie miał nastroju. Ani na żadne rozmowy z chłopcem, ani na jego towarzystwo; i finalnie też na wymiany zdań, które mogły zakończyć się znacznie gorzej. A więc pierwszy raz tego dnia uśmiechnął się dość naturalnie, jedynie kiwając głową; jakby tym gestem chciał przekazać mu, że miał rację. Bo przecież nie widział w tym własnej winy; nie sądził, by zrobił coś nieodpowiedniego. I dlatego też wolał doszukiwać się problemu w nastolatku, to jemu zarzucając wybuchowość i lekkomyślność. Bo to Armin zaczął wściekać się bez powodu; i to on dolewał oliwy do ognia, nie potrafiąc trzymać języka za zębami. Odpowiadało mu więc to, że młodszy brał na siebie całą winę, być może zaczynając wierzyć w to, że on sam był problemem; a może nie mając już siły i chęci, by walczyć z prokuratorem. — Tylko się postaraj. Nie chcemy, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, prawda? — rzucił, bo w tej kwestii Bennett miał sporo do powiedzenia. Mógł w każdej chwili porozmawiać ze swoim bratem, przyznając, że wszystko to naprawdę było spowodowane jego złym humorem i mógł też zawalić, co sprawiłoby, że Nate nabrałby prawdziwych podejrzeń. A więc Blaze chciał to kontrolować, byle dzieciak znów nie zrobił nic nieodpowiedniego. Słysząc jego kolejne przeprosiny, Hartwood poklepał jego policzek, nadal jednak go obserwując; zarówno wtedy, gdy chłopiec wypuścił jego koszulę spomiędzy palców, jak i wtedy, gdy odwrócił się w stronę lustra, najwyraźniej chcąc doprowadzić się do porządku. — W takim razie nie zmuszaj mnie, żebym znów to zrobił — odparł swobodnie, sugerując, że nie wspomniałby o Mediolanie, gdyby tylko Armin nie zaczął tej durnej dyskusji. Robiąc jeden, niewielki krok w jego stronę, Blaze oparł dłoń na jego biodrze, nachylając się nad jego uchem. — Nie chcę zrobić czegoś, co mogłoby cię zranić — szepnął, przyglądając się ich odbiciu. — Ale dziś nie dałeś mi wyboru — dodał, muskając ustami jego skórę za uchem. — Wiele zależy od ciebie, Min. Więc uważaj na to, co robisz — przestrzegł go kolejny raz, traktując to jak ostatnie ostrzeżenie. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Zachowanie Blaze’a mimo wszystko wydawało mu się odrobinę brutalne.
Bez względu na jego samopoczucie, czy to co robił, traktowanie Armina jak powietrze było nieco samolubne i tchórzliwe. Bo osiemnastolatek naprawdę nie oczekiwał tego, że przy jego starszym bracie, będą zachowywać się tak, jak wtedy, gdy byli tylko we dwoje. Nie spodziewał się po prostu, że przyjdzie mu zmierzyć się z taką oschłością i beznamiętnością, jakby Bennett całą swoją osobą, sprawił mu wielki problem. To prawda, że mógł nieco przesadnie reagować na wszystko, co się działo, ale nadal nie zasługiwał na takie traktowanie. Odbierał wszystko dwa razy mocniej, analizując to na swój sposób; często błędnie i może nawet nielogicznie. Z natury był przecież dość emocjonalnym człowiekiem, więc najpierw czuł i działał, a potem myślał. Przez to wpakował się w takie tarapaty i nie myśląc o konsekwencjach, zaczynał mówić to, co ślina przyniosła mu na język. Dlatego też, dobrowolnie i nieco naiwnie, zrzucił na siebie winę; bo to on zaczął gadać, bo ton pewnie wszystko wziął zbyt mocno do siebie, bo to on zachowywał się źle. Całą tę sytuację przełożył sobie tak, by realnie wyjść na winnego; to wydawało się bowiem usatysfakcjonować starszego, dlatego nadal się przy tym upierał. Nie chciał przecież, by prokurator z dnia na dzień, tak po prostu z niego zrezygnował. Szczególnie, że Armin zdążył przyzwyczaić się do jego obecności i tego uczucia, gdy mężczyzna znajdował się gdzieś blisko, sprawiając, że student tracił zmysły.
— To nie tak, że jestem w stanie nad tym zapanować… — zaczął, z trudem przełykając ślinę; czuł się słabo i wciąż chciało mu się płakać. Czuł się, jakby coś zepsuł lub jakby naprawdę dostawał teraz ostatnią szansę, a to jednak było nieco przerażające. — Nie myślałem, co robię — powtórzył uparcie, nie potrafiąc znaleźć rozsądniejszego wytłumaczenia. — Następnym razem lepiej nad tym zapanuję. Uczę się na błędach — rzucił, unosząc nieznacznie podbródek, żeby na niego spojrzeć. Jego delikatny dotyk na policzku, sprawiał, że Armin nieznacznie się uspokajał, choć chyba zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że było to dosyć złudne. — W porządku — wymamrotał niemrawo, słysząc jego słowa, choć wcale nie wydawało mu się to łatwe. — Nie lubię być rozczarowany — przyznał zgodnie z prawdą, pociągając przy tym nosem. — Po prostu nie wiedziałem, że będę czuł się w ten sposób, jak będziesz umawiał się z Nate’m… I przy tym traktował mnie jak bachora, który musi spędzić wieczór z mamą — mlasnął, odwracając od niego wzrok, jednocześnie czując zaskakujące dla niego, zażenowanie. Nigdy nie wstydził się ani swojej rodziny, ani też relacji z poszczególnymi członkami. Teraz wydawało mu się to jednak nieco krępujące. — Nie jesteś moim znajomym — wyrzucił nagle, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami; choć jeszcze parę minut temu mówił co innego. — Nie będę się wściekał… To znaczy, na pewno będę, ale lepiej nad tym zapanuję — obiecał, przykładając dłoń do klatki piersiowej. Co też nie było dość szczerą przysięgą, bo Armin był zbyt nadpobudliwy i niezorganizowany, by dotrzymać swoich słów.
Bennett był zbyt wystraszony, by znowu z nim walczyć. Szczególnie, że zaczął zauważać, że mógł tę bitwę przegrać. Dlatego po prostu się poddał, nie potrafiąc zignorować chaosu w swojej głowie i emocji, które ściskały jego gardło. — Postaram. Nikt się nie dowie. Jestem dobry w kłamaniu — przyznał, choć nie był to prawdziwy powód do dumy. — Sam zresztą zobaczysz… Nathaniel zapomni o tym dniu — dodał energicznie, już będąc gotowym napisać do niego wiadomość i przeprosić go za swoje humory. Naprawdę mu zależało na tym, żeby zarówno jego brat, jak i Blaze, nie mieli mu tego wszystkiego za złe. Wystarczyło kilka ostrych słów i groźba odejścia ze strony Hartwooda, by Bennett automatycznie oprzytomniał. Odwracając się w stronę lustra, Armin myślał tylko o tym, by przemyć twarz chłodną wodą; chciał pozbyć się ciężkości z buzi i tego przygnębienia. Nie zrobił jednak nic poza puszczeniem wody z kranu. Słowa starszego przez kilka sekund odbijały się w jego umyśle; bo to ostrzeżenie sprawiło, że po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wyczuwając jego obecność za swoimi plecami i dłoń na swoim biodrze, Armin wstrzymał nieznacznie oddech, wbijając rozkojarzone spojrzenie w ich odbicie. Zerkając w jego oczy w szklanej powłoce, Bennett odetchnął cicho; ignorując nogi, które nagle zmiękły, chłopiec zacisnął palce na umywalce. Dość niekontrolowanie zamknął oczy, słysząc jego głos tuż przy swoim uchu i wyczuwając jego usta na skórze. — To się nie powtórzy, Blaze — wymamrotał, nie panując nad słabym drżeniem w swoim głosie. Dość niepewnie ujął palcami jego dłoń, którą ten oparł na jego biodrze, przesuwając ją na swój brzuch, byle tylko starszy znalazł się nieco bliżej. — Strasznie chciałem ci dziś powiedzieć, że złożyłem rezygnację — dodał pod nosem, zagryzając mocno dolną wargę. — Może dlatego zachowywałem się w ten sposób, bo chciałem, żebyś był dziś ze mnie dumny — mruknął, opuszczając nieznacznie głowę, by spojrzeć niemrawo na ich palce.
mów mi/kontakt
armino
ODPOWIEDZ