[Marcy Shumway]

#18

Marcy była w siódmym niebie, bo naprawdę uwielbiała święta. Dlatego miała oczywiście kalendarz adwentowy, a nawet kilka! Miała też kalendarz w klasie, który przygotowała dla swoich przedszkolaków. Powtykała im tam same zadania typu “zrób coś miłego dla swojej mamy” albo “porozmawiaj z kimś, z kim jeszcze nie rozmawiałeś/łaś w klasie”. Inne zawierały zadania, jak ‘naucz się nowej piosenki”, w niektórych schowała też specjalne słodkie niespodzianki. Ale nie czekoladowe, ale owocowe! No miała sporo frajdy z tego wszystkiego i oczywiście, musiała też zadbać o to żeby w ich mieszkaniu była odpowiednia, świąteczna atmosfera. Na samą wigilię jechała do domu, więc musiała sobie z Franky współlokatroską wigilię zorganizować. Musiała też wybrać takie ozdoby do domu, żeby było jak najmniej strat przez koty, ale nie była to ich pierwsza ozdabianka świąteczna, więc jakoś dała radę! Właśnie wieszała jemiołę w salonie, stojąc na krześlę, kiedy Franky wróciła do mieszkania - heeej! No to co mamy za charytatywne zadanie? - zapytała, podekscytowana, bo wiedziała, że będą komuś sprawiać prezent, ale chciała wiedzieć komu i jaki dokładnie. Chociaż ona to by się pewnie z każdego pomysłu cieszyła, ciężko w niej zabić magię świąt. No dobra, może nie ciężko, ale wątpiła, że Franky będzie chciała to zrobić.... a nawet jeśli planowała, to Marcy w zanadrzu miała gorącą czekoladę i masę ciasteczek, które upiekła już z okazji świąt, bo cóż... miała dużą rodzinę. Żeby każdy dostał po ciasteczku, trzeba rozpocząć małą fabrykę!

[Franky Goldman]

#14

Franky też była wielką fanką świąt, a przede wszystkim kupowania prezentów. Uwielbiała obdarowywać ludzi jakimiś upominkami i widzieć uśmiechy na ich twarzach. To sprawiało jej wielką przyjemność i przez cały rok czekała na to by móc rzucić się w szał zakupów i pakowania prezentów. Tak samo jak kochała ubierać choinkę, która oczywiście była żywa i przywiązana do czegoś, bo ich koty bardzo lubiły się trochę na niej powieszać, tak w ramach zabawy. W tym roku tradycyjnie miała wigilię spędzić z ojcami oraz matką i jej nowym facetem, którego po raz pierwszy miała poznać, trzeba przyznać, że nieco się tym wszystkim stresowała.
Powodów do stresu w te święta miała też trochę więcej, bo w końcu to pierwszy raz kiedy miała kupić jakiś prezent dla Yannisa i nie za bardzo wiedziała co! W sensie wiedziała co, ale nie wiedziała czy powinna, bo jednak ich sytuacja była trochę niejasna i może byłoby łatwiej po prostu kupić mu coś zwyczajnego... jak jakiś kubek i skarpety. Z robieniem prezentów dla innych ludzi było już trochę łatwiej, a dla takich, których prawie nie znała to już w ogóle było bez stresu! Dlatego bardzo się ucieszyła z możliwości zrobienia kolejnej paczki tym razem dla potrzebujących.
- Hejka - mruknęła wchodząc do domu i niosąc wielki karton z rzeczami do paczki, którą właśnie miały z Marcy zacząć ogarniać. - Robimy paczkę dla samotnej matki z dwójką dzieci, jedno jest chore.... ale nie do końca pamiętam na co - przyznała, bo nie znała się na chorobach dziecięcych więc z pamięci jej ta skomplikowana nazwa szybko uciekła. - Kupiłam jakieś rzeczy, ale Ty się lepiej znasz na dzieciach więc możesz coś wybrać - Franky natomiast zajęłaby się zapakowaniem paczki dla matki tych dzieci!

[Marcy Shumway]

Prezenty to była fantastyczna sprawa, Marcy nie mogła się doczekać, aż zobaczy minę Franky, kiedy odpakuje prezent od niej! Co prawda jeszcze nie wymyśliłam co dokładnie jej kupiła, czy tam planowała kupić, ale spokojna głowa, do końca tej gry na pewno wymyślę co to takiego fajnego będzie! I cóż, kotki też na pewno mogły liczyć na same super prezenty od ich głównej mamy Marcy. A co im kupi mama Franky? No to się dopiero okaże.
I tak, to prawda, ich choinka była żywa i przywiązana, a ich ozdoby na pewno nie były szklane. Marcy zadbała o pozłacane orzechy i inne rzeczy, które po upadku będą dobrą zabawką dla kotów i cóż, nie zniszczą się aż tak. Tylko jeden z kotów, Ross był taką złośliwą mendą, że wszystko próbował z gałęzi zrzucić. Georgia i Freddie bardzo grzecznie się po drzewku wspinały i sobie na nim leżały, obserwując świat z daleka. To się nazywało dobre wychowanie kotów.
Marcy nie wiedziała co Franky ma kupić Yannisowi, bo poznała go na imprezie i cóż, to było ich jedyne spotkanie. Daleko jej było do speca, ale wierzyła, że Frania wpadnie na coś fajnego. Byleby mu zasugerowała, że planuje to zrobić, bo ja nie wiem czy on wpadnie na to, że jakiś prezent ma kupić!
- Okej i ojej - odpowiedziała na starcie [/b]- to zdecydowanie musimy dołączyć coś, co sprawi że dziecko będzie zajęte, a mama znajdzie czas dla siebie [/b]- przyznała, unosząc brwi i rozglądając się po pokoju, w poszukiwaniu inspiracji - i mam nadzieje, że dziecko nie ma alergii na koty - dodała, bo oczywiście futrzaki zobaczyły, że coś się święci i ewidentnie chciały się zaangażować!
- Jasne, pokaż. A ile lat ma to dziecko? I co mama robi na co dzień? - dopytała, bo halo, to były ważne sprawy!