Minęły święta, minął nowy rok, cyferka na końcu jej wieku się zmieniła, ale niewiele poza tym. Wciąż czuła się tak samo podle z większością aspektów swojego życia, dręczyły ją wyrzuty sumienia, wspomnienia i koszmary, zdecydowanie za dużo piła, źle jadła, spała z prawdopodobnie niewłaściwymi osobami, a także podejmowała każdą możliwą złą decyzję. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Tylko jednego ze swoich działań nie potrafiła jednoznacznie określić. Owszem, pocałowanie Cali i wszystko co miało miejsce potem było bardzo nierozsądne, potencjalnie mogło mieć przykre konsekwencje albo doprowadzić znów do tego samego miejsca, w którym już kiedyś się znalazły. A nie chciała zranić Carter. Tak wiele krzywdy wyrządzała innym bez zastanowienia i cienia skruchy. Ale nie jej. Może dawniej, ale nie teraz. Nie od kiedy blondynka była jedyną osobą zdolną do tego by samym pojawieniem się sprawić, że nastrój Eudory diametralnie się poprawiał. Jej słowa i wyczyny potrafiły wywołać uśmiech na jej twarzy, a to nie zdarzało się często. Przy niej nie myślała o tym całym syfie, jakim obecnie było jej życie, zbyt pochłonięta innymi kwestiami. A do tego było bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Łudziła się, pewnie naiwnie, ale tonący brzytwy się chwyta, że to będzie mogło trwać na takich niezobowiązujących zasadach jak każda inna relacja w jej obecnej egzystencji. Że nie będzie to jedynie jednorazowy wybryk, ale też, że dawne uczucia nie odżyją. Z tym drugim oszukiwała samą siebie, a nawet robiła coś gorszego. Samolubnie odsuwała tę kwestię na bok, zbyt złakniona uwagi Calanthe, jej ciepła i tego blasku, który zdawał się z niej promieniować. W jego obliczu wszelkie możliwe następstwa ciągnięcia tego traciły na znaczeniu. Była potworną egoistką, ale góra, którą usypała sobie z poczucia winy była już tak wysoka, że nie widziała jej czubka, więc co za różnica jeśli jeszcze trochę dorzuci? I pomimo prób opanowania się, rzucenia tego nałogu zanim na dobre się uzależni (choć podejrzewała, że na to już za późno), zjawiła się przed jej drzwiami. Oczywiście wcześniej wypiwszy co nieco. Może nawet więcej niż co nieco. Poprzedziła też swoje pojawienie się wymianą smsów, bo wolała nie sterczeć pod drzwiami pustego mieszkania ani nie napatoczyć się na jej współlokatorkę. Nawet nie pamiętała już jaki pretekst wymyśliła by się tu zjawić.
– Hej – przywitała ją jak gdyby nigdy nic, wyginając kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Już sam jej widok sprawiał, że Stryker czuła się bardziej żywa niż zwykle. Zanim jednak zdążyła zrobić cokolwiek, kaczka, której imię zdążyło wylecieć z jej pamięci, spróbowała swoich sił w przeciśnięciu się między czterema nogami, które dzieliły ją od korytarza. Eudora schyliła się w porę by ją złapać, prawie tracąc przy tym równowagę, ale udało jej się stanąć wyprostowaną z ptakiem na rękach. W odwecie została dziobnięta w nadgarstek. – Twoja kaczka chyba mnie nie lubi – poskarżyła się, kiedy wypuściła zwierzaka po zamknięciu drzwi. Zerknęła na swój przegub, ale po dziobie został jedynie czerwony, bolący ślad. Krwi nie było, więc pomachała kilka razy ręką, żeby strząsnąć to dziwne uczucie.
Calanthe Carter