Calanthe naturalnie kochała wszelkiego rodzaju święta. Była jak takie duże dziecko w tej kwestii i wcale jej to nie przeszkadzało. Na tegoroczne święto dziękczynienia umówiona była naturalnie z rodziną, podobnie jak Lacey, ale najwidoczniej wcale im to na drodze nie stanęło. Dotychczas mieszkała raczej sama — bez współlokatorki i na pewno bez kaczego dziecka, nic więc dziwnego, że w obliczu nowych warunków zechciała święta przenieść także do ich małego mieszkanka numer dziewięć. Tym bardziej, że to były pierwsze święta Britney, więc musiały jej jakoś odpowiednio wcześniej wynagrodzić fakt, że jeden wieczór spędzić będzie musiała przez kilka godzin samotnie. Nie mogły jej przecież zabrać do rodziny wiedząc, że na stole będzie pieczony drób. Wydawało się to dość okrutne i nie na miejscu.
Zerknęła na bałagan, który powstał podczas ich przygotowań i na Lacey. Ręce miała całe w sosie żurawinowym, który zwykle robiła do mięsa. Uparła się jednak z jakiegoś powodu, że zrobi go i tym razem, chociaż gdy już gotowy był to z lekkim powątpiewaniem rozejrzała się po przygotowanych posiłkach. Cała brudna była przy okazji, nawet na włosach i twarzy miała jeszcze resztki sosu, ale wyglądała przy tym na bardzo z siebie dumną.
— Z czym będzie smakował dobrze? Myślisz, że jak uformujemy na stole indyka to Britney się obrazi? — zapytała. Nie wiedziała nawet, czy mają z czego, ale chyba w takie święta należało położyć na stole coś, co pasowało tematycznie. Zerknęła na kaczkę, którą wsadziły w małą sukienkę. Podsunęła jej w międzyczasie miseczkę z sosem, żeby mogła spróbować, czy jej w ogóle smakuje, bo to, że Calanthe była z niego dumna niewiele tak naprawdę znaczyło.
— Co robisz? — zapytała zerkając kobiecie przez ramię też. Wprawdzie się odpowiednio podzieliły zadaniami, ale Carter już zapomniała co takiego przygotować miała Lacey. Nie chciała jej jednak na pewno przeszkadzać, wręcz przeciwnie — z chęcią by pomogła. Na razie jednak nie wiedziała co zrobić z sosem żurawinowym i najwidoczniej gryzło ją to bardziej, niż powinno. Ciężko było zaplanować wegetariańskie święta, gdy nie sięgało się do sprawdzonych już przepisów, ale stawiało na samodzielność. Tym bardziej, że one miały jeszcze poważniejsze wyzwanie, bo musiały przecież zrobić także takie dania, którymi małe kaczątko można było nakarmić. Przecież nie mogły jej pominąć w żaden sposób.
Lacey Bradford