Zupełnie nie rozumiała jak ktoś mógł z własnej woli takie stworzenie w mieszkaniu trzymać. Pieski były urocze, kotki były urocze, króliki również, a czasami nawet i myszom się zdarzało, choć i one były dla Lacey wątpliwym wyborem, jeśli o zwierzęta chodziło. Pająki jednak totalnie nie wchodziły w grę, skoro nawet z tak dużej odległości były w stanie przyprawić Bradford o palpitację. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko Calanthe o łapaniu w pojemnik wspomniała, brunetka zerknęła na nią tak, jakby ta całkowicie postradała rozum. Sama nie była w stanie zbliżyć się do tego potwora, ale myśl o tym, że miałyby go schwytać w coś, w czym z reguły jedzenie się trzymało, szczerze przyprawiała ją o mdłości. Otworzyła szeroko oczy, kiedy dostrzegła, że Carter zdecydowała się jednak pająka chwycić. Z jednej strony szczerze ją podziwiała, a z drugiej… trochę miała ją jednak za szaloną.
- Gdzieś… Gdzieś w szufladzie są reklamówki - rzuciła, niepewnie jeden krok w tamtym kierunku robiąc. Trochę zawahała się czy w ogóle powinna bliżej podchodzić, ale prędko dotarło do niej, że Cala nie będzie w stanie zrobić wszystkiego samodzielnie. Już i tak wykazywała się niebywałą odwagą, ale rąk by jej zabrakło, gdyby przyszło jej to kontynuować samodzielnie. Dlatego w końcu przełamała się i niepewnie powędrowała w kierunku kuchennych szafek, z których nie wyciągnęła jednak żadnej torby, znajdując natomiast jakiś słoik. Ponownie się zawahała, ale odkręciła go i wyciągnęła dłoń w kierunku Calanthe, chcąc jej go przytrzymać. - Zrób to szybko - poprosiła, przy okazji zaciskając powieki. Chyba nie chciała patrzeć na to, jak w pobliżu jej dłoni znajdzie się to małe straszydło. Swoją drogą, koniecznie będą musiały wyciąć mu dziurki w nakrętce, ale tym mogły zająć się później. Na razie spojrzała podejrzliwie w kierunku Carter. Miała rację, noszenie tych kartonów po raz kolejny zdecydowanie nie byłoby przyjemne. - Nie będę tutaj spała. Co jeśli rano obudzę się z kolejnym obok głowy? - wzdrygnęła się, a później odstawiła ostrożnie słoik z pająkiem gdzieś na blat. Nie ociągała się też w wciśnięciem zakrętki w jej dłonie, bo choć spróbowała być pomocna, resztę roboty musiała jednak zrzucić na Calanthe. Gdyby zbliżyła się do tego pająka raz jeszcze, chyba rzeczywiście dostałaby zawału. Całe szczęście, że już chwilę później pozornie był zabezpieczony. - Bo ja wiem? Mogłybyśmy wywiesić jakieś ogłoszenia, ale najpierw musiałybyśmy je przygotować, a ja chyba jednak wolałabym pozbyć się go jak najprędzej. Nie możemy po prostu wypuścić go na dworze? - zapytała, jedną brew ku górze unosząc. Skoro ktoś go zgubił, najwyraźniej i tak nie pilnował go zbyt dobrze, więc mogły być na tyle miłe, aby zwrócić mu wolność. Z drugiej jednak strony, może z tej wdzięczności wróciłby do niej? I kiedy Lacey o tym pomyślała, dreszcz przebiegł przez jej plecy i musiała ponownie sięgnąć po szklankę z drinkiem, którą opróżniła do połowy, ale to i tak nie pomogło jej się odstresować.
Calanthe Carter
a
mów mi/kontakt
m.
a
Dla Cali wszystkie zwierzątka były urocze w większości. Jedynie za szczurami szczerze nie przepadała i wężami, ale nie znaczyło to wcale, że jakiekolwiek dziwactwa przyniesie do mieszkania. Jeśli już chciałaby na swoje barki brać odpowiedzialność za zwierzątko (a lepiej by tego nie robiła, nie nadawała się zupełnie) to najprędzej by się właśnie na coś małego i czworonożnego zdecydowała. Chociaż ta jej nieustraszona głupia natura teraz na rękę im była, w przeciwnym razie utknęłyby z tym pająkiem tutaj. A tak Calanthe mogła się już pierwszego dnia wykazać, jako bohaterka.
Uszanowała to, że Lacey nie czuła się do końca pewnie w otoczeniu tego pajączka, dlatego w wolną dłoń wzięła nakrętkę, by nie musiała tego robić samodzielnie i bardzo sprawnie wrzuciła go do słoika. Zakręciła go i spojrzała na Lacey, posyłając jej nawet lekki uśmiech, bo nie musiała już więcej się bać. Teraz wprawdzie nie był w żaden sposób przerażający, ale Cala rozumiała niechęć w trzymaniu go. Sama zaczęła mu się przez ten słoik przyglądać lekko zafascynowana. Chwilowo zapomniała o tych dziurkach jakoś, najwidoczniej uznając, że pająki wcale nie potrzebują tlenu do życia.
— Zerkniemy w każdy kąt twojego pokoju. No i jakbyś znalazła to zawsze możesz mnie wezwać, uratuję cię — zapewniła ją. Wiedziała, że jej to do końca nie uspokoi, bo znalezienie na poduszce czegoś, co budziło w niej realny lęk nadal przerażało tak samo. Szanowała to w pełni, ale nie mogła nic więcej zrobić w tej kwestii. No, może poza spaniem z nią, jeśli miałaby się wtedy czuć bezpieczniej na przykład. — Dobra, chodź, wypuścimy go — zadecydowała. Nie wiedziała wprawdzie gdzie, ale na pewno lepiej, jeśli pójdzie gdzieś w świat sam. Ktoś, kto dotychczas go hodował na pewno będzie za nim tęsknił, ale Cala nie zamierzała czekać cierpliwie, aż się po niego zgłosi, bo szanowała fakt, że Lacey nie bardzo temu pająkowi ufała. Sama też sięgnęła po swojego drinka i napiła się trochę, a potem chwyciła ten słoik z pająkiem.
— To jak? Idziemy? — zapytała, bo na pewno lepiej będzie jak się go czym prędzej pozbędą. Będą miały też okazję sprawdzić, czy na dole wciąż stały jakieś kartony. O których dotychczas Cala nie bardzo pamiętała. Dlatego miała nadzieję, że nie będzie ich nie dlatego, że ktoś je zdążył zwinąć, ale dlatego, że już wszystko zdążyły na górę wnieść jednak.
Lacey Bradford
Uszanowała to, że Lacey nie czuła się do końca pewnie w otoczeniu tego pajączka, dlatego w wolną dłoń wzięła nakrętkę, by nie musiała tego robić samodzielnie i bardzo sprawnie wrzuciła go do słoika. Zakręciła go i spojrzała na Lacey, posyłając jej nawet lekki uśmiech, bo nie musiała już więcej się bać. Teraz wprawdzie nie był w żaden sposób przerażający, ale Cala rozumiała niechęć w trzymaniu go. Sama zaczęła mu się przez ten słoik przyglądać lekko zafascynowana. Chwilowo zapomniała o tych dziurkach jakoś, najwidoczniej uznając, że pająki wcale nie potrzebują tlenu do życia.
— Zerkniemy w każdy kąt twojego pokoju. No i jakbyś znalazła to zawsze możesz mnie wezwać, uratuję cię — zapewniła ją. Wiedziała, że jej to do końca nie uspokoi, bo znalezienie na poduszce czegoś, co budziło w niej realny lęk nadal przerażało tak samo. Szanowała to w pełni, ale nie mogła nic więcej zrobić w tej kwestii. No, może poza spaniem z nią, jeśli miałaby się wtedy czuć bezpieczniej na przykład. — Dobra, chodź, wypuścimy go — zadecydowała. Nie wiedziała wprawdzie gdzie, ale na pewno lepiej, jeśli pójdzie gdzieś w świat sam. Ktoś, kto dotychczas go hodował na pewno będzie za nim tęsknił, ale Cala nie zamierzała czekać cierpliwie, aż się po niego zgłosi, bo szanowała fakt, że Lacey nie bardzo temu pająkowi ufała. Sama też sięgnęła po swojego drinka i napiła się trochę, a potem chwyciła ten słoik z pająkiem.
— To jak? Idziemy? — zapytała, bo na pewno lepiej będzie jak się go czym prędzej pozbędą. Będą miały też okazję sprawdzić, czy na dole wciąż stały jakieś kartony. O których dotychczas Cala nie bardzo pamiętała. Dlatego miała nadzieję, że nie będzie ich nie dlatego, że ktoś je zdążył zwinąć, ale dlatego, że już wszystko zdążyły na górę wnieść jednak.
Lacey Bradford
mów mi/kontakt
a
W takim razie było ich dwie. Lacey także zupełnie się do niańczenia zwierząt nie nadawała, bowiem była tym typem osoby, który ledwie o samego siebie zadbać potrafił. Co prawda nie zapominała może o swoich podstawowych potrzebach, ale inaczej mogłoby być z jej pupilem. Nie chciała więc podobnego ryzyka podejmować, nawet gdyby w grę złota rybka wchodziła, bo pomimo własnego roztargnienia była przecież fanką zwierząt i nie chciała, żeby którekolwiek przez nią ucierpiało. No, może poza tym pająkiem, któremu wcześniej ścierką przydzwoniła, ale skoro nie stało mu się nic, to chyba można było tego na poczet jej win nie zaliczać, prawda?
- Niech będzie - odpowiedziała, a może nawet jęknęła wręcz, co sugerować mogło, że nie do końca była do tego rozwiązania przekonana. Nie zamierzała jednak marudzić w nieskończoność, bo przecież nie była to wina Carter, że jakaś zbłąkana, pajęcza dusza plątała się po ich mieszkaniu. Lacey musiała więc jakoś własny lęk przeboleć i zacisnąć zęby przynajmniej do czasu, kiedy paranoja sama jej minie. Tymczasem opróżniła swoją szklaneczkę z alkoholem i nieznacznie głową skinęła, tym samym deklarując gotowość do wyjścia. Zanim w kierunku drzwi ruszyła, spojrzała jeszcze z obrzydzeniem w stronę słoika, dochodząc do wniosku, że chyba będą musiały dzisiaj większą ilość alkoholu w siebie wlać, żeby choć na moment o tym wszystkim zapomniała.
Schodząc na dół, sama też ciekawa była tego, czy cokolwiek jeszcze tam na nie czekało. Miała jednocześnie cichą nadzieję, że nie, ponieważ po przygodzie sprzed chwili wyjątkowo nie chciało jej się z kolejnymi pudłami walczyć. I kiedy dostrzegła przez uchylone drzwi, że żaden karton na chodniku już nie stał, gwałtownie ręką ruszyła, żeby to brunetce pokazać. - Wychodzi na to, że jesteśmy wolne - rzuciła, dopiero po chwili rejestrując, że swoim gestem wybiła jej z dłoni słoik, który upadł wprost na ostatnie stopnie. Szkło rozbiło się w drobny mak, a pająk sprawiał wrażenie, jakby już nigdy miał się nie poruszyć, a skoro najwyraźniej upadku nie przeżył, Bradford namówiła Calanthe do poszukania czegoś, na czym mogłyby go na zewnątrz wynieść. Problem ten szybko udało im się rozwiązać, ale kiedy na miejsce zbrodni wróciły, okazało się, że ich kilkunożnego przyjaciela wcale już tam nie było, co w Lacey rozbudziło kolejne obawy. Ostatecznie dała się jednak namówić do powrotu do mieszkania, choć resztę wieczora spędziła przyklejona do butelki z alkoholem, ale był to jedyny sposób, dzięki któremu mogła później zasnąć jak dziecko.
zt.
Calanthe Carter
- Niech będzie - odpowiedziała, a może nawet jęknęła wręcz, co sugerować mogło, że nie do końca była do tego rozwiązania przekonana. Nie zamierzała jednak marudzić w nieskończoność, bo przecież nie była to wina Carter, że jakaś zbłąkana, pajęcza dusza plątała się po ich mieszkaniu. Lacey musiała więc jakoś własny lęk przeboleć i zacisnąć zęby przynajmniej do czasu, kiedy paranoja sama jej minie. Tymczasem opróżniła swoją szklaneczkę z alkoholem i nieznacznie głową skinęła, tym samym deklarując gotowość do wyjścia. Zanim w kierunku drzwi ruszyła, spojrzała jeszcze z obrzydzeniem w stronę słoika, dochodząc do wniosku, że chyba będą musiały dzisiaj większą ilość alkoholu w siebie wlać, żeby choć na moment o tym wszystkim zapomniała.
Schodząc na dół, sama też ciekawa była tego, czy cokolwiek jeszcze tam na nie czekało. Miała jednocześnie cichą nadzieję, że nie, ponieważ po przygodzie sprzed chwili wyjątkowo nie chciało jej się z kolejnymi pudłami walczyć. I kiedy dostrzegła przez uchylone drzwi, że żaden karton na chodniku już nie stał, gwałtownie ręką ruszyła, żeby to brunetce pokazać. - Wychodzi na to, że jesteśmy wolne - rzuciła, dopiero po chwili rejestrując, że swoim gestem wybiła jej z dłoni słoik, który upadł wprost na ostatnie stopnie. Szkło rozbiło się w drobny mak, a pająk sprawiał wrażenie, jakby już nigdy miał się nie poruszyć, a skoro najwyraźniej upadku nie przeżył, Bradford namówiła Calanthe do poszukania czegoś, na czym mogłyby go na zewnątrz wynieść. Problem ten szybko udało im się rozwiązać, ale kiedy na miejsce zbrodni wróciły, okazało się, że ich kilkunożnego przyjaciela wcale już tam nie było, co w Lacey rozbudziło kolejne obawy. Ostatecznie dała się jednak namówić do powrotu do mieszkania, choć resztę wieczora spędziła przyklejona do butelki z alkoholem, ale był to jedyny sposób, dzięki któremu mogła później zasnąć jak dziecko.
Calanthe Carter
mów mi/kontakt
m.