< < 003 > >
Lacey Bradford
Chociaż ich mieszkania dzieliło ledwo kilka pięter, sam Isaac musiał przyznać przed samym sobą, że on i jego siostra nie mieli okazji zbyt często na siebie wpadać. Godziny pracy jakie ich dotyczyły, naprawdę sprytnie tak się o siebie ocierały, że nawet całkiem celowe wystawanie na klatce schodowej mogło na niewiele się zdać, kiedy jedno z nich z dusza na ramieniu wybiegało w kierunku zakładu pracy. W końcu jednak i dla nich los musiał się odwrócić i ze sporą pomocą ich samych - co z tego, że głównie jednak z inicjatywy małej Bradford -musiał nadejść w końcu dzień, kiedy ich drogi wspaniałomyślnie się skrzyżują. Zresztą, nie był to wcale taki znowu przypadek, skoro ów popołudnie Isaac miał wyjątkowo wolne po tym, jak odstawił całkiem niezły teatrzyk na samym środku redakcji, przeklinając na samego założyciela Hello Hope, że prędzej zdechnie na wycieraczce, niż przyjdzie do roboty w najbliższą sobotę. Co najadł się wstydu to było jego, ale najważniejsze że ostatecznie efekt swojej roli udało mu się uzyskać i bez zbędnego narzekania rzeczywiście mógł oddać się pełnemu wyluzowaniu. Co prawda z długiego spania wyszły nici w momencie, kiedy oczy same otworzyły mu się niedługo po siódmej rano i za nic nie chciały znowu się zamknąć na dłużej niż 5 sekund, ale nie miał zamiaru narzekać. Zamiast tego zaserwował sobie pseudo poranny jogging wokół budynku i szybki trucht do amerykańskiego odpowiednika żabki, gdzie zakupił kilka dziwnych gotowych żarć do podgrzania. Niby nic wielkiego, ale skoro instrukcje od Lacey były tak konkretne, to nie mógł zrobić absolutnie niczego wbrew jej wymaganiom! Zwłaszcza, że to zagwarantowało mu wparowanie do siostry w okolicach południa z szerokim uśmiechem i mocnym walnięciem torby o blat kuchenny, który chyba tylko cudem nie ugiął się pod ciężarem chemii jaką nosiły w sobie kluski z promocji. - Musicie zacząć zamykać drzwi jeśli nie chcecie żeby ktoś ukradł wam...cokolwiek macie. - krzyknął na pół mieszkania, dosyć wymownie akcentując swoje przybycie i z marszu odpalając sobie ekspres do kawy, coby bez kręcenia nosem zafundować sobie solidną dawkę kofeiny. - Cześć. - machnął kulturalnie dłonią do siostry, kiedy ta ostatecznie wypełzła z któregoś z pomieszczeń. - Serio mówiłem z tymi drzwiami.