Jessie do wszystkiego, co można było określić mianem poważniejszego tak w zasadzie podchodziła. Wolała nie robić sobie zbyt wielkich nadziei, na wypadek gdyby jej plany lub marzenia były niemożliwe do zrealizowania. Jako dziecko kilka razy mocno się w ten sposób zawiodła. Z czasem dopiero nauczyła się, żeby nie sięgać za wysoko, bo oznacza to, że dłużej będzie się spadać. Czasami żałowała, że do mało poważnych rzeczy podchodziła w inny sposób, ale wówczas nie miałaby tylu wspaniałych wspomnień, niesamowitych historii i niezapomnianych doświadczeń, więc może to i lepiej, że w innych aspektach życia nie była aż tak roztropna. Wówczas mogłoby być nudno.
– Tak, jest to całkiem miła świadomość. Że komuś pomogłam – pokiwała głową i uśmiechnęła się zadowolona. Nie czuła żalu ani nic takiego w związku z tamtą panną. Nie wszystkie relacje w życiu wychodziły tak jak miały, ale każda była czymś nowym i unikatowym. Może Jessamine zbyt wiele z niej nie miała, ale dobrze jej było z tym, że tamta dziewczyna osiągnęła dzięki niej całkiem sporo. No ale to zeszło na dalszy plan, kiedy dość niefrasobliwie zaczęła temat Jareda. Jej urażona duma nie pozwalała jej pokazać, że ją to mocno ubodło i nawet sprawiło jej przykrość, bo pewne nadzieje z tą relacją wiązała. Można było powiedzieć, że robiła dobrą minę do złej gry, ale też to, co miedzy nimi było nie zdążyło jeszcze zakrawać o miano poważnego czy długofalowego, więc nie opłakiwała tego ani nic z tych rzeczy. Było jej po prostu żal, że została tak osądzona, a ich randka skończyła się w dość nieprzyjemny sposób. – Trzydzieści jeden, więc nie dzieli nas nawet dziesięć lat. Poza tym, niektórzy mniej przeżywają w pięćdziesiąt niż inni dwadzieścia, a on jeszcze mało o mnie wie – stwierdziła nieco bardziej buńczucznie niż początkowo zamierzała, ale ożywienie Lisy i ją pobudziło. Nie uważała samej siebie wcale za niedojrzałą. Owszem, może pod pewnymi względami była nieco infantylna. Miała dziwne, nieco abstrakcyjne poczucie humoru, wyglądała młodo, była lekkoduchem, który szukał zabawy i przyjemności, lubiła dziecięce rzeczy, ale była to jedynie powierzchnia. On po prostu nie zdążył się dowiedzieć co się pod nią kryje zanim zaczął wydawać osądy. Potem jednak przyszła pora na skupienie się na problemach przyjaciółki, co też uczyniła, poświęcając jej pełną uwagę. – Może to on prosi o pomoc? Albo wcale nie i po prostu czuje, że akurat Ty go zrozumiesz? – podsunęła jej alternatywy, już znacznie mniej niedbale. Zdawała sobie sprawę, że kwestia śmierci przyjaciółki nie była łatwym tematem do poruszania przez Lisbeth. Podobnie jak tematyka płci przeciwnej. – Nie chcesz by widział w Tobie dzieciaka? – dopytała po chwili, bo dopiero po ponownym przeanalizowaniu wypowiedzi brunetki wyłowiła ten szczegół. Który dość mocno przypominał jej własną sytuację, ale wolała się teraz nad tym nie rozwodzić. Nie kiedy miała pomagać przyjaciółce z jej problemami.
Lisbeth Fletcher
a
mów mi/kontakt
pandaa#5430
a
Najwyraźniej nie było co dyskutować o mało istotnych sprawach, kiedy na rzeczy były poważne problemy o których wcześniej Lisa nie wiedziała. No niby Jessie nie wyglądała na załamaną, a Fletcher z kolei nie była specjalistą w sprawach damsko-męskich, ale i tak uważała, że powinny porozmawiać o tym mężczyźnie, bo po prostu.... były przyjaciółkami i nawet jeśli Monaghan sobie z tym świetnie radziła, to i tak należało jej się wsparcie. Niby na tym etapie Lisbeth za wiele nie wiedziała, ale chciała to zmienić, szybko pozyskując informacje. Nigdy nie była wścibska, jednak ta sytuacja wyglądała nieco inaczej. W dodatku ton głosu przyjaciółki się nieco zmienił i to już dało Beth do myślenia. Można być najbardziej zdystansowanym człowiekiem na świecie, ale i tak pewne sytuacje odbierać z przykrością, szczególnie gdy te nie należą do najprzyjemniejszych.
- Ech i serio tak po prostu przez to się wycofał? - skrzywiła się, kręcąc głową na boki. Nie znała tego człowieka, więc tym bardziej z łatwością przychodziło jej opowiadanie się po stronie Jessie. Przecież to, że była dopiero co po dwudziestce niczego nie oznaczało! Wiele trzydziestolatków nie radzi sobie tak, jak ona. Lisbeth też od dawna borykała się z potrzebą bycia traktowaną poważnie i dojrzało, więc tym bardziej ten temat jakoś tak ją uruchamiał, co w jej przypadku nie było częstym zjawiskiem. - Głupota! Przecież nie wyglądasz na trzydzieści lat, więc czego się spodziewał? Może po prostu... może to taka zagrywka? Wiesz... udawanie niedostępnego i zwodzenie? - nagle przyszła jej ta myśl do głowy, więc postanowiła się nią podzielić, nie wiedząc, czy to rzeczywiście możliwe, czy może totalny strzał kulą w płot. Nie chciała, żeby ktoś zwodził jej przyjaciółkę, a może ten starszy facet szukał po prostu rozrywki? Wiele myśli, które miały póki co pozostać bez odpowiedzi. - Mam nadzieję, że jeszcze sam pożałuje - skwitowała, bo byłoby dobrze, gdyby sobie siedział sam w domu i myślał o ile fajniej by mu było, gdyby nie potraktował tak Jessie. No, ale teraz na moment te wizje musiała odsunąć od siebie i wrócić do obrazu Remiego. W zasadzie to słowa przyjaciółki były całkiem zastanawiające. Nawet pokiwała głową na znak, że tok rozumowania Monagham wydaje jej się zasadny.
- W sumie możliwe, że to on potrzebuje wsparcia... to trochę skomplikowany człowiek. Raz podał się za kogoś innego, żeby się ze mną spotkać... przeprosił, ale i tak no, wydaje się byś zagubiony - wzruszyła ramionami. Miała jeszcze problem z tym, jak ma go oceniać. Zasadniczo nie było co ukrywać, nie uważała, żeby Soriente był potrzeby w jej życiu, ale nie była też na tyle podła, by mu to powiedzieć. - Wyprowadziłam się od rodziców po to, by odciąć się od takiego traktowania, więc pojawienie się kolejnej osoby, która miałaby patrzeć na mnie, jak na dziecko, niekoniecznie mi się podoba - przyznała bez bicia, odpowiadając na jej słowa. Chciała po prostu żeby ludzie przestali jej tak usilnie wmawiać, że sobie nie radzi, a to, że być może mieli rację... cóż, to całkiem inna sprawa.
jessamine monaghan
- Ech i serio tak po prostu przez to się wycofał? - skrzywiła się, kręcąc głową na boki. Nie znała tego człowieka, więc tym bardziej z łatwością przychodziło jej opowiadanie się po stronie Jessie. Przecież to, że była dopiero co po dwudziestce niczego nie oznaczało! Wiele trzydziestolatków nie radzi sobie tak, jak ona. Lisbeth też od dawna borykała się z potrzebą bycia traktowaną poważnie i dojrzało, więc tym bardziej ten temat jakoś tak ją uruchamiał, co w jej przypadku nie było częstym zjawiskiem. - Głupota! Przecież nie wyglądasz na trzydzieści lat, więc czego się spodziewał? Może po prostu... może to taka zagrywka? Wiesz... udawanie niedostępnego i zwodzenie? - nagle przyszła jej ta myśl do głowy, więc postanowiła się nią podzielić, nie wiedząc, czy to rzeczywiście możliwe, czy może totalny strzał kulą w płot. Nie chciała, żeby ktoś zwodził jej przyjaciółkę, a może ten starszy facet szukał po prostu rozrywki? Wiele myśli, które miały póki co pozostać bez odpowiedzi. - Mam nadzieję, że jeszcze sam pożałuje - skwitowała, bo byłoby dobrze, gdyby sobie siedział sam w domu i myślał o ile fajniej by mu było, gdyby nie potraktował tak Jessie. No, ale teraz na moment te wizje musiała odsunąć od siebie i wrócić do obrazu Remiego. W zasadzie to słowa przyjaciółki były całkiem zastanawiające. Nawet pokiwała głową na znak, że tok rozumowania Monagham wydaje jej się zasadny.
- W sumie możliwe, że to on potrzebuje wsparcia... to trochę skomplikowany człowiek. Raz podał się za kogoś innego, żeby się ze mną spotkać... przeprosił, ale i tak no, wydaje się byś zagubiony - wzruszyła ramionami. Miała jeszcze problem z tym, jak ma go oceniać. Zasadniczo nie było co ukrywać, nie uważała, żeby Soriente był potrzeby w jej życiu, ale nie była też na tyle podła, by mu to powiedzieć. - Wyprowadziłam się od rodziców po to, by odciąć się od takiego traktowania, więc pojawienie się kolejnej osoby, która miałaby patrzeć na mnie, jak na dziecko, niekoniecznie mi się podoba - przyznała bez bicia, odpowiadając na jej słowa. Chciała po prostu żeby ludzie przestali jej tak usilnie wmawiać, że sobie nie radzi, a to, że być może mieli rację... cóż, to całkiem inna sprawa.
jessamine monaghan
mów mi/kontakt
Lilka
a
Nie były to wcale poważne problemy. Jessie generalnie stroniła od skomplikowanych sytuacji, już wystarczająco ich w życiu doświadczyła. Lubiła jak wszystko było proste i klarowne. Spotkanie z Jaredem również prezentowało się jej zdaniem w takich barwach i nie miała zamiaru sama go niepotrzebnie komplikować poprzez jakieś dociekanie się drugich znaczeń czy innych pierdółek, które czasami próbowały dopisać do słów czy czynów płci przeciwnej inne laski. Nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie, więc tym bardziej uważała, że roztrząsanie tamtego spotkania do niczego dobrego nie doprowadzi.
– Tak – kiwnęła głową, bo niewiele więcej miała w tym temacie do dodania. Cóż jej pozostało innego. Nie znała logiki, która stała za jego słowami, więc nie mogła się nią z przyjaciółką podzielić. W teorii mogłaby ją sama dorobić, ale nie znała go na tyle by choć podejrzewać samą siebie o wystarczającą znajomość jego charakteru by cokolwiek zakładać. Dla niej oczywistym wydawało się, że, o ile nie łamie się żadnego prawa, to sprawa wieku jest naprawdę drugorzędną kwestią. Ważniejsza była jakaś dojrzałość emocjonalna, to, co się sobą reprezentowało i inne tego typu czynniki, a nie cyferki. Wydawało jej się, że nie dała Jaredowi żadnych podstaw by myśleć o niej jak o dzieciaku. Owszem, lubiła infantylne rzeczy, bajki dla dzieci i popkulturę, abstrakcyjne, a także często głupawe żarty, ale jego poczucie humoru było podobne, więc nie potrafiła tego wszystkiego zrozumieć. Jednak, szczerze mówiąc, im dłużej o tym myślała, tym gorzej się z tym wszystkim czuła. Uważała się za nadzwyczaj dobrze funkcjonującą dorosłą osobę, szczególnie biorąc pod uwagę jej wcześniejsze życie, więc bolało ją to, że ktoś mógł jej tak nie postrzegać. – Jeśli tak to chyba za daleko się posunął, bo mnie zniechęcił – stwierdziła, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Nie wydawał jej się taki podczas ich pierwszych spotkań, więc nie widziała żadnego celu w takiej zagrywce. – Nie wiem czy cokolwiek mógłby w ten sposób osiągnąć – dodała ze wzruszeniem ramion. Na kolejne słowa Lis uśmiechnęła się jedynie nieco smętnie. Niewiele by jej to w tym momencie dało, może poza jakąś satysfakcją.
– Jak każdy człowiek, niestety. Wszyscy są zbyt skomplikowani dla własnego dobra – powiedziała, mocno filozoficznie jak na siebie, ale w zasadzie zgodnie ze swoją naturą. Dlatego tak bardzo lubiła komputery i programowanie. Tam wszystko było jasne, zasady były jednakowe i znane wszystkim. To że się czegoś nie umiało rozwiązać oznaczało, że należało zmienić podejście, spojrzeć na sprawę z innej strony. W teorii z ludźmi można było zrobić to samo, ale było to znaczni trudniejsze. – Tym bardziej wydaje mi się, że widzi w Tobie osobę, która nie tylko go rozumie, ale podziela pewne cechy – podsunęła uzupełniająco, spoglądając na brunetkę. – No to jeśli chcesz dalej się z nim widywać to pokaż mu, że nie jesteś dzieciakiem – zaproponowała, choć niekoniecznie miała już pomysł na to jak Lis powinna się za to zabrać.
Lisbeth Fletcher
– Tak – kiwnęła głową, bo niewiele więcej miała w tym temacie do dodania. Cóż jej pozostało innego. Nie znała logiki, która stała za jego słowami, więc nie mogła się nią z przyjaciółką podzielić. W teorii mogłaby ją sama dorobić, ale nie znała go na tyle by choć podejrzewać samą siebie o wystarczającą znajomość jego charakteru by cokolwiek zakładać. Dla niej oczywistym wydawało się, że, o ile nie łamie się żadnego prawa, to sprawa wieku jest naprawdę drugorzędną kwestią. Ważniejsza była jakaś dojrzałość emocjonalna, to, co się sobą reprezentowało i inne tego typu czynniki, a nie cyferki. Wydawało jej się, że nie dała Jaredowi żadnych podstaw by myśleć o niej jak o dzieciaku. Owszem, lubiła infantylne rzeczy, bajki dla dzieci i popkulturę, abstrakcyjne, a także często głupawe żarty, ale jego poczucie humoru było podobne, więc nie potrafiła tego wszystkiego zrozumieć. Jednak, szczerze mówiąc, im dłużej o tym myślała, tym gorzej się z tym wszystkim czuła. Uważała się za nadzwyczaj dobrze funkcjonującą dorosłą osobę, szczególnie biorąc pod uwagę jej wcześniejsze życie, więc bolało ją to, że ktoś mógł jej tak nie postrzegać. – Jeśli tak to chyba za daleko się posunął, bo mnie zniechęcił – stwierdziła, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Nie wydawał jej się taki podczas ich pierwszych spotkań, więc nie widziała żadnego celu w takiej zagrywce. – Nie wiem czy cokolwiek mógłby w ten sposób osiągnąć – dodała ze wzruszeniem ramion. Na kolejne słowa Lis uśmiechnęła się jedynie nieco smętnie. Niewiele by jej to w tym momencie dało, może poza jakąś satysfakcją.
– Jak każdy człowiek, niestety. Wszyscy są zbyt skomplikowani dla własnego dobra – powiedziała, mocno filozoficznie jak na siebie, ale w zasadzie zgodnie ze swoją naturą. Dlatego tak bardzo lubiła komputery i programowanie. Tam wszystko było jasne, zasady były jednakowe i znane wszystkim. To że się czegoś nie umiało rozwiązać oznaczało, że należało zmienić podejście, spojrzeć na sprawę z innej strony. W teorii z ludźmi można było zrobić to samo, ale było to znaczni trudniejsze. – Tym bardziej wydaje mi się, że widzi w Tobie osobę, która nie tylko go rozumie, ale podziela pewne cechy – podsunęła uzupełniająco, spoglądając na brunetkę. – No to jeśli chcesz dalej się z nim widywać to pokaż mu, że nie jesteś dzieciakiem – zaproponowała, choć niekoniecznie miała już pomysł na to jak Lis powinna się za to zabrać.
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
pandaa#5430
a
Naprawdę współczuła Jessie takich doświadczeń, a w tamtym momencie nie wiedziała, że i jej przyjdzie z czymś podobnym się zmierzyć. Wiedziała, że jej przyjaciółka nie jest typem osoby, która by się nad sobą użalała, ale to nie oznacza, że podobne sytuacje nie sprawiały jej przykrości. Lisa nie znała mężczyzny, który w ten sposób potraktował Monaghan, ale była w niej jakaś potrzeba powiadomienia tego człowiek, że popełnił wielki błąd, bo jednak Fletcher mało znała tak dojrzałych osób, jak Jessie. Niby sama Lisa jakimś wyznacznikiem i autorytetem nie była, ale jednak wcale faktów nie naciągała.
- Och, czyli to już stracona sprawa - sama nie wiedziała, czy bardziej mówiła to w formie pytania, czy może stwierdzenia. - W każdym razie to tym bardziej mam nadzieję, że pożałuje swojego zachowania - westchnęła, bo co lepszego mogła poradzić? Nie była mistrzem w tych sprawach, ale mimo to próbowała jak najlepiej wspierać przyjaciółką, nawet jeśli ta bezpośrednio o to wsparcie nie prosiła. Ostatecznie też naprawdę wierzyła w to, że jak nie ten starszy facet, to znajdzie się ktoś inny, z kim Jessie będzie szczęśliwa i nie będzie już musiała przejmować się ani wiekiem, ani niczym innym. Uniosła nieco wyżej brwi, gdy usłyszała ta jakże podniosłe stwierdzenie dziewczyny, a potem pokiwała głową, bo jednak było w tym sporo prawdy. Uśmiechnęła się krzywo, bo sama nie wiedziała, czy chciała się dalej widywać z Remim. Nie rozumiała tego wszystkiego i przerażało ją podejmowanie pewnych decyzji, albo wzięcie na siebie odpowiedzialności, jaką było zajęcie roli tej osoby, która miała go zrozumieć. Wydawało jej się mimo wszystko, że jest tragicznym pretendentem do tej roli, a przecież panicznie bała się kogokolwiek rozczarować.
- Hmm... muszę to jakoś rozpracować - przyznała, bo podobnie jak Jessie, nie miała jakiś konkretnych pomysłów na konkretne deklaracje. - Jeśli faktycznie potrzebuje wsparcia i zabiega o moje towarzystwo z tego powodu, to chyba byłabym potworem, gdybym mu nie pomogła - dodała nieco ciszej, ale ten temat dość naturalnie wygasł. Miał przyjść czas na galop, a w nim nie rozmawiało się najwygodniej, więc dziewczyny musiały skupić się na moment na zajęciach, co ostatecznie okazało się dobrą opcją. Przynajmniej nie musiały myśleć o nieprzyjemnych doświadczeniach, z jakimi ostatnio obie się zmagały.
jessamine monaghan
<koniec>
- Och, czyli to już stracona sprawa - sama nie wiedziała, czy bardziej mówiła to w formie pytania, czy może stwierdzenia. - W każdym razie to tym bardziej mam nadzieję, że pożałuje swojego zachowania - westchnęła, bo co lepszego mogła poradzić? Nie była mistrzem w tych sprawach, ale mimo to próbowała jak najlepiej wspierać przyjaciółką, nawet jeśli ta bezpośrednio o to wsparcie nie prosiła. Ostatecznie też naprawdę wierzyła w to, że jak nie ten starszy facet, to znajdzie się ktoś inny, z kim Jessie będzie szczęśliwa i nie będzie już musiała przejmować się ani wiekiem, ani niczym innym. Uniosła nieco wyżej brwi, gdy usłyszała ta jakże podniosłe stwierdzenie dziewczyny, a potem pokiwała głową, bo jednak było w tym sporo prawdy. Uśmiechnęła się krzywo, bo sama nie wiedziała, czy chciała się dalej widywać z Remim. Nie rozumiała tego wszystkiego i przerażało ją podejmowanie pewnych decyzji, albo wzięcie na siebie odpowiedzialności, jaką było zajęcie roli tej osoby, która miała go zrozumieć. Wydawało jej się mimo wszystko, że jest tragicznym pretendentem do tej roli, a przecież panicznie bała się kogokolwiek rozczarować.
- Hmm... muszę to jakoś rozpracować - przyznała, bo podobnie jak Jessie, nie miała jakiś konkretnych pomysłów na konkretne deklaracje. - Jeśli faktycznie potrzebuje wsparcia i zabiega o moje towarzystwo z tego powodu, to chyba byłabym potworem, gdybym mu nie pomogła - dodała nieco ciszej, ale ten temat dość naturalnie wygasł. Miał przyjść czas na galop, a w nim nie rozmawiało się najwygodniej, więc dziewczyny musiały skupić się na moment na zajęciach, co ostatecznie okazało się dobrą opcją. Przynajmniej nie musiały myśleć o nieprzyjemnych doświadczeniach, z jakimi ostatnio obie się zmagały.
jessamine monaghan
<koniec>
mów mi/kontakt
Lilka