Dzień w szkole Maxa był dość krótki, miał tylko cztery lekcja, więc po południu był wolny i postanowił iść do Shadow. Trochę zaniedbał swojego ukochanego pupil i jest mu z tego powodu przykro. Inni mają psa, a Max ma konia. Bez złych skojarzeń. Od zawsze chciał mieć innego zwierzaka, chociaż nie mówi w żadnym wypadku, ze psy nie są fajne, bo są! Niestety, on nie mógł sobie pozwolić na takiego zwierzaka, ponieważ czasami nie było go w domu całymi dniami, a nie chciał skazywać domniemanego psa czy kociaka na taką samotność, ponieważ nie działa to dobrze na jego samopoczucie. Chociaż teraz? Kto wie? Może przygarnie jakieś małe żyjątko pod swój dach, ponieważ coś czuje, że będzie mieć więcej czasu. To nie czas na to by się nad sobą użalać, bo Max nie jest takim człowiekiem. Teraz jedzie zając się swoim cudownym koniem.
W domu szybko przebrał się w wygodniejsze ciuchy, przecież nie pojedzie w koszuli i jeansach do stadniny, bo ludzie sobie pomyślą, że jest jakiś nienormalny, a poza tym będzie mu w cholerę nie wygodnie, jak będzie sobie powoli na nim jeździł. Nie dał by rady przełożyć nogi przez korpus ogromnego zwierzaka. Przebrał się w ciemny dres i ciemny zwykły podkoszulek polo i narzucił na siebie bluzę, w razie co. Nie miał bladego pojęcia jak długo zabawi. Kupił jeszcze dla Shadow kilka przysmaków i pojechał do Deephllow Horse Ranch.
Zaparkował auto i ruszył do boksu, w który znajdował się zwierzak. Z daleka zobaczył drobną postać dobrze sobie znanej dziewczyny, która pod jego nieobecność opiekowała się koniem.
- Hej, Josie! - zawołał machając do młodszej McAllister z typowym dla siebie szerokim uśmiechem. Na dźwięk jego głosu koń zaczął rżeć i niespokojnie chodzić po boksie. Podszedł do czarnego ogiera i pogłaskał go po pysku. - Co słychać? - zagadnął dziewczynę.
Josie McAllister