Michelle ją ochrzaniła, więc naprawdę spróbowała się zmusić do tego, żeby jakoś… chociaż odrobinę wykazać… e… że czuje ducha świąt. Nawet jeśli zaczynało ją fizycznie boleć patrzenie na datę, która się coraz bardziej zbliżała. Nawet poprosiła w pracy o to, żeby jak najwięcej mieć pracy w tym momencie, co oczywiście uszczęśliwiło wszystkich policjantów, którzy chcieli spędzić ten dzień z rodzinami. I dobrze dla nich. Niech spędzają. Ona wolała zapomnieć, że w ogóle święta istnieją. Nawet jeśli będąc z Dallasem sprawiał, że były trochę mniej straszne, trochę mniej męczące, przez wszystkie duchy bolesnej przeszłości. Ale i to spieprzyła na swojej drodze, więc... więc mogła skupić się na tym, co robi najlepiej. Na pracy. I właśnie siedziała w biurze, nad nudnymi papierami, kiedy dostała wiadomość od Grace. I uznała, że w sumie... no zadzwoni do niej, w tej sprawie właśnie. I dlatego wybrała jej numer i już po chwili przykładała słuchawkę do ucha.
- No cześć, dostałam Twoją wiadomość - przywitała się, biorąc kartkę i wzdychając cicho. - A co właściwie masz na myśli przez te inne rzeczy? Co jeszcze jest potrzebne w schronisku, poza kocami? - zapytała, uznając, że jak już pieski mają poczuć magię świąt, to... no postara się okej. Nawet wpadło jej na myśl, żeby na posterunku zrobić zbiórkę, ale póki co zamierzała wysłuchać Grace Warren.
a
mów mi/kontakt
paula
a
Astrid Rosenthal
Siedziała w kuchni, z nosem przylepionym do ekrana notebooka, starając się zapamiętać krok po kroku przepis, który obrazował kucharz, z wprawą siekając oraz szatkując, a że jej nie wychodziło to tak sprawnie oraz zgrabnie, co chwilę musiała pauzować nagranie, obawiając się, że gdyby pozwoliła filmikowi lecieć swobodnie, nie odnalazłaby się ani w tym, co na ekranie komputera, ani tym bardziej w garnku.
Telefon, który rozdzwonił się z szafki w drugim końcu pomieszczenia, skutecznie przykuł jej uwagę. Grace, otarła ręce w fartuch, którym przepasana była w biodrach i w ostatniej chwili, odebrała połączenie przychodzące od Astrid.
- Cześć. Nie dzwonisz chyba z trupem? - zażartowała. Minęła się z przyjaciółką, kiedy Rosenthal wróciła do służby, Grace była już na zwolnieniu, które wykorzystywała na radosne oczekiwanie i nerwowe przebieranie nogami w związku z obroną habilitacji, którą wyznaczono jej na połowę stycznia.
- Prawdę mówiąc, potrzebują wszystkiego. Dosłownie. Starych koców lub pościeli do kojców, karmy, jak ktoś ma obrożę po swoich psie lub jego zabawki to też. Przyjmą nawet stare tablice korkowe, aby osłonić budę przed wiatrem i zimnem... Floryda, Florydą, ale nawet u nas potrafi spaść temperatura blisko zeru - wyjaśniła, skrobiąc w zlewie marchewkę, gdyż skórki, wydawały się Grace latać we wszystkie strony i przylepiać się do tego, co tylko się napatoczyło.
Siedziała w kuchni, z nosem przylepionym do ekrana notebooka, starając się zapamiętać krok po kroku przepis, który obrazował kucharz, z wprawą siekając oraz szatkując, a że jej nie wychodziło to tak sprawnie oraz zgrabnie, co chwilę musiała pauzować nagranie, obawiając się, że gdyby pozwoliła filmikowi lecieć swobodnie, nie odnalazłaby się ani w tym, co na ekranie komputera, ani tym bardziej w garnku.
Telefon, który rozdzwonił się z szafki w drugim końcu pomieszczenia, skutecznie przykuł jej uwagę. Grace, otarła ręce w fartuch, którym przepasana była w biodrach i w ostatniej chwili, odebrała połączenie przychodzące od Astrid.
- Cześć. Nie dzwonisz chyba z trupem? - zażartowała. Minęła się z przyjaciółką, kiedy Rosenthal wróciła do służby, Grace była już na zwolnieniu, które wykorzystywała na radosne oczekiwanie i nerwowe przebieranie nogami w związku z obroną habilitacji, którą wyznaczono jej na połowę stycznia.
- Prawdę mówiąc, potrzebują wszystkiego. Dosłownie. Starych koców lub pościeli do kojców, karmy, jak ktoś ma obrożę po swoich psie lub jego zabawki to też. Przyjmą nawet stare tablice korkowe, aby osłonić budę przed wiatrem i zimnem... Floryda, Florydą, ale nawet u nas potrafi spaść temperatura blisko zeru - wyjaśniła, skrobiąc w zlewie marchewkę, gdyż skórki, wydawały się Grace latać we wszystkie strony i przylepiać się do tego, co tylko się napatoczyło.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Astrid miała nadzieję że im nie przeszkadza. Słyszała o tym, co się ostatnio wydarzyło, ale prawdę mówiąc skojarzyła fakty ze sobą dopiero, kiedy usłyszała, że Grace Warren odbiera telefon. I z jednej strony poczuła się trochę źle, a z drugiej… to w końcu była inicjatywa Grace i no teraz tym bardziej chciała pomóc i się dorzucić. Ostatecznie też miała przecież psa, los czworonogów nie był jej ani trochę obcy. Lubiła dbać nie tylko o swojego, nawet jeśli sama nigdy nie myślała o dobraniu drugiego do kompletu. Miała husky’ego, który był sporych rozmiarów, wyglądał jak mały niedźwiedź, przez to ile ważył i jakie miał umaszczenie. Bo nie był typowym biało-szarym husky, tylko właśnie brązowym potworkiem. No ale, skoro miała takiego wielkoluda, który wymagał odpowiedniej ilości uwagi i ruchu, to po prostu nie mogła sobie pozwolić na kolejnego. Zwłaszcza, że teraz jako detektyw będzie pewnie częściej wzywana do jakichś konkretnych spraw w terenie, a nie jak w Hope Valley PD, gdzie na sprawę co najwyżej człowiek wpadał sam. A potem zwykle jakiś detektyw i tak ją odbierał.. ewentualnie czasem pozwalając wciąż przy niej pracować. Tak przecież zyskała odznakę detektywa. I tak zarobiła kulkę w łeb. Dlatego tak, potrzebowała czasu, żeby wdrożyć się znowu do pracy każdego dnia, żeby wdrożyć się do nowej pracy każdego dnia, nowego rewiru i obowiązków, a więc nie miała czasu na oswajanie nowego psa. Ale mogła im trochę pomóc, więc czemu nie skorzystać?
- Em… nie… - odpowiedziała, trochę niepewnie, a potem rozejrzała się dookoła, tak jakby faktycznie gdzieś na podłodze miał leżeć jakiś trup. A potem zmarszczyła brwi i lekko potrząsnęła głową, bo zrozumiała jak strasznie głupie jest to, co właśnie zrobiła.
- A jakieś środki do sprzątania, dezynfekcji i takie rzeczy? ]/b]- dopytała, bo ostatnio miała manię sprzątania mieszkania i sporo nieotwartych opakowań jej zostało po takich cudach.- Myślałam żeby wystawić jakiś karton tutaj, w pracy i popytać po ludziach, ale wiesz jacy są, jak im nie powiesz co dokładnie mają znaleźć, to nie przyniosą nic. Albo każdy po kocu - wyjaśniła, a potem westchnęła - te tablice to takie jak z ogłoszeniami? Może zapytam woźnego… - zagapiła, zastanawiając się na głos.
- Em… nie… - odpowiedziała, trochę niepewnie, a potem rozejrzała się dookoła, tak jakby faktycznie gdzieś na podłodze miał leżeć jakiś trup. A potem zmarszczyła brwi i lekko potrząsnęła głową, bo zrozumiała jak strasznie głupie jest to, co właśnie zrobiła.
- A jakieś środki do sprzątania, dezynfekcji i takie rzeczy? ]/b]- dopytała, bo ostatnio miała manię sprzątania mieszkania i sporo nieotwartych opakowań jej zostało po takich cudach.- Myślałam żeby wystawić jakiś karton tutaj, w pracy i popytać po ludziach, ale wiesz jacy są, jak im nie powiesz co dokładnie mają znaleźć, to nie przyniosą nic. Albo każdy po kocu - wyjaśniła, a potem westchnęła - te tablice to takie jak z ogłoszeniami? Może zapytam woźnego… - zagapiła, zastanawiając się na głos.
mów mi/kontakt
paula
a
Astrid Rosenthal
Od zawsze dokarmiała bezpańskie koty, które kręciły się po ulicach na osiedlu w Wave Hill, a także dorzucała się do zbiórek na rzecz schroniska. W tym roku, inicjatywa okazania odrobiny serca przy okazji świąt jak nigdy rozrosła się na całe miasteczko. Większość, wspierała ludzi - sierocińce, domy opieki oraz pogotowia opiekuńcze. Były zbiórki na rzecz zdolnych, ale nie mogących sobie pozwolić na dalszą edukację uczniów oraz szlachetne paczki dla ubogich czy rodzin dotkniętych tragedią. W tym całym duchu świąt, brakowało jej większych inicjatyw na rzecz zwierząt, dlatego gdy tylko wyłowiła, że miejscowe schronisko również zwraca się o pomoc, nie czekała długo. Zgłosiła chęć przywiezienia paczki oraz rozesłała po znajomych wiadomości. Odzew ze strony Astrid, był naprawdę miły.
- ... Nie pomyślałam o tym, ale na pewno się przydadzą. W końcu w kojcach też trzeba sprzątać, a jak jeszcze jakiś pies choruje, tym bardziej musi mieć czysto - przytaknęła na propozycję przyjaciółki, uśmiechając się pod nosem. To, jak zaangażowała się w jej inicjatywę, utwierdzało Grace w przekonaniu, że postępuje słusznie.
- Jeżeli chcesz wystawiać karton, to przede wszystkim karma, gryzaki, dla kotów mogą być drapaki, nigdy za mało koców i ręczników, jeżeli ktoś ma jakieś legowiska albo transportery po swoich pupilach, to można je zawsze wyprać albo umyć i tez przynieść... - wyliczała, jednocześnie zastanawiając się, czy mogło być nadal coś, co jej umknęło. - Tak. Takie po ogłoszeniach i reklamach. Kojarzysz spoty wyborcze wiszące przywiązane do ścian i płotów? Coś takiego również... Jeżeli faktycznie udałoby się to wszystko zebrać, trzeba będzie pojechać na dwa, albo trzy razy!
Od zawsze dokarmiała bezpańskie koty, które kręciły się po ulicach na osiedlu w Wave Hill, a także dorzucała się do zbiórek na rzecz schroniska. W tym roku, inicjatywa okazania odrobiny serca przy okazji świąt jak nigdy rozrosła się na całe miasteczko. Większość, wspierała ludzi - sierocińce, domy opieki oraz pogotowia opiekuńcze. Były zbiórki na rzecz zdolnych, ale nie mogących sobie pozwolić na dalszą edukację uczniów oraz szlachetne paczki dla ubogich czy rodzin dotkniętych tragedią. W tym całym duchu świąt, brakowało jej większych inicjatyw na rzecz zwierząt, dlatego gdy tylko wyłowiła, że miejscowe schronisko również zwraca się o pomoc, nie czekała długo. Zgłosiła chęć przywiezienia paczki oraz rozesłała po znajomych wiadomości. Odzew ze strony Astrid, był naprawdę miły.
- ... Nie pomyślałam o tym, ale na pewno się przydadzą. W końcu w kojcach też trzeba sprzątać, a jak jeszcze jakiś pies choruje, tym bardziej musi mieć czysto - przytaknęła na propozycję przyjaciółki, uśmiechając się pod nosem. To, jak zaangażowała się w jej inicjatywę, utwierdzało Grace w przekonaniu, że postępuje słusznie.
- Jeżeli chcesz wystawiać karton, to przede wszystkim karma, gryzaki, dla kotów mogą być drapaki, nigdy za mało koców i ręczników, jeżeli ktoś ma jakieś legowiska albo transportery po swoich pupilach, to można je zawsze wyprać albo umyć i tez przynieść... - wyliczała, jednocześnie zastanawiając się, czy mogło być nadal coś, co jej umknęło. - Tak. Takie po ogłoszeniach i reklamach. Kojarzysz spoty wyborcze wiszące przywiązane do ścian i płotów? Coś takiego również... Jeżeli faktycznie udałoby się to wszystko zebrać, trzeba będzie pojechać na dwa, albo trzy razy!
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
To nigdy nie była wina kotów, że były bezdomne. W końcu co mają biedne zrobić? Zakradanie się do czyichś domów i udawanie, że zawsze tu mieszkały raczej nie przejdzie, nawet jeśli kot będzie miał zdolności aktorskie. Koty nie mogły też sobie same załatwić antykoncepcji, więc cóż, trzeba było im w tym wszystkim pomagać. Astrid co prawda była psiarą i miała swojego niedźwiedzia, ale nie hejtowała kotów ani trochę. I bardzo nie lubiła, kiedy ktoś z góry zakładał, że na pewno kotów nie lubi, skoro ma psiaka… bo bez sensu, po co się tak ograniczać w życiu?
- Dobra, wpisuję na listę - skinęła lekko głową i faktycznie sobie zapisywała na kartce, żeby nie zapomnieć. A jednak jej myśli lubiły sobie nagle gdzieś uciekać, kompletnie bez kontroli.
- Dobra, chyba wszystko spisałam - przytaknęła - i okej, podpytam czy coś takiego tutaj mają - dodała, jak już wyjaśniła czym tam ocieplają. A potem przygryzła na moment wargę - tym się nie przejmuj, zorganizuje dowóz, ty i tak nie mogłabyś nic nosić, więc wszystko znajdzie się pod Twoimi drzwiami. A jak się czujesz? - zapytała, bo podejrzewała, że Grace musiała już mieć całkiem spory brzuch! Planowała się do niej wybrać dopiero po porodzie, żeby poznać nowego członka rodziny, bo podejrzewała, że teraz mają dużo na głowie i jednak wolą być sami.. No, chyba że Grace Warren sama ją zaprosi na jakieś odwiedziny gdzieś po drodze, wtedy przecież nie wypada olewać takiego zaproszenia! Wszystko przez to, że dla Astrid cała sytuacja z ciążą była dziwna... może gdyby sama nie poroniła, miałaby inne podejście i zasypywałaby ją teraz prezentami. A może nie, może po prostu nie była jedną z tych osób ekscytujących się ciążami.
- Dobra, wpisuję na listę - skinęła lekko głową i faktycznie sobie zapisywała na kartce, żeby nie zapomnieć. A jednak jej myśli lubiły sobie nagle gdzieś uciekać, kompletnie bez kontroli.
- Dobra, chyba wszystko spisałam - przytaknęła - i okej, podpytam czy coś takiego tutaj mają - dodała, jak już wyjaśniła czym tam ocieplają. A potem przygryzła na moment wargę - tym się nie przejmuj, zorganizuje dowóz, ty i tak nie mogłabyś nic nosić, więc wszystko znajdzie się pod Twoimi drzwiami. A jak się czujesz? - zapytała, bo podejrzewała, że Grace musiała już mieć całkiem spory brzuch! Planowała się do niej wybrać dopiero po porodzie, żeby poznać nowego członka rodziny, bo podejrzewała, że teraz mają dużo na głowie i jednak wolą być sami.. No, chyba że Grace Warren sama ją zaprosi na jakieś odwiedziny gdzieś po drodze, wtedy przecież nie wypada olewać takiego zaproszenia! Wszystko przez to, że dla Astrid cała sytuacja z ciążą była dziwna... może gdyby sama nie poroniła, miałaby inne podejście i zasypywałaby ją teraz prezentami. A może nie, może po prostu nie była jedną z tych osób ekscytujących się ciążami.
mów mi/kontakt
paula
a
Astrid Rosenthal
Uśmiechnęła się. Nie widziała tego, ale tembr głosu Grace od razu zdradzał, że ta musiała pociągnąć kąciki ust ku górze.
- Dzięki Ci. Ufam, że nasi znajomi z komendy faktycznie się zaangażują i dorzucą coś od siebie... Może warto przedzwonić do kadr i zrobić z tego jakąś ogólną akcję? Czy lepiej na własną rękę? Jak myślisz, Astrid? - chciała dobrze. Obie chciały, nic więc dziwnego, że Grace wychodziła z założenia, że może warto pójść za ciosem. Problem w tym, że nie była na miejscu w przeciwieństwie do przyjaciółki i trudno było jej oszacować nastroje. Nie chciała, aby ktokolwiek poczuł się zobowiązany lub widział w pomocy bezpańskim zwierzakom szanse na wylansowanie się. miała alergie na fałsz.
- Gdybym przeniosła jeden czy dwa koce z miejsca na miejsce, raczej nie zaszkodziłoby to mi lub Lily, ale... Masz rację. Zaczynam przypominać bombkę i tak też się czuć. i bardzo, ale to bardzo tęsknię za kawą. Taką prawdziwą. Bez mleka. Wybacz za czarny humor, ale... Czasami łapie się na myśli, że zabiłabym za nią - westchnęła. Wyrzeczenia, niestety, nie skończą się szybko, wraz z rozwiązaniem. Przed Grace jeszcze cały okres karmienia piersią, ale myśl tę na obecny moment odsuwała od siebie.
Przy Astrid, mogła powiedzieć szczerze i otwarcie co czuje oraz myśli. Ceniła jej... normalne podejście do jej ciąży oraz trzeźwe spojrzenie na związek z Josephem. - Zostajesz na święta w Hope Valley czy masz inne plany?
Uśmiechnęła się. Nie widziała tego, ale tembr głosu Grace od razu zdradzał, że ta musiała pociągnąć kąciki ust ku górze.
- Dzięki Ci. Ufam, że nasi znajomi z komendy faktycznie się zaangażują i dorzucą coś od siebie... Może warto przedzwonić do kadr i zrobić z tego jakąś ogólną akcję? Czy lepiej na własną rękę? Jak myślisz, Astrid? - chciała dobrze. Obie chciały, nic więc dziwnego, że Grace wychodziła z założenia, że może warto pójść za ciosem. Problem w tym, że nie była na miejscu w przeciwieństwie do przyjaciółki i trudno było jej oszacować nastroje. Nie chciała, aby ktokolwiek poczuł się zobowiązany lub widział w pomocy bezpańskim zwierzakom szanse na wylansowanie się. miała alergie na fałsz.
- Gdybym przeniosła jeden czy dwa koce z miejsca na miejsce, raczej nie zaszkodziłoby to mi lub Lily, ale... Masz rację. Zaczynam przypominać bombkę i tak też się czuć. i bardzo, ale to bardzo tęsknię za kawą. Taką prawdziwą. Bez mleka. Wybacz za czarny humor, ale... Czasami łapie się na myśli, że zabiłabym za nią - westchnęła. Wyrzeczenia, niestety, nie skończą się szybko, wraz z rozwiązaniem. Przed Grace jeszcze cały okres karmienia piersią, ale myśl tę na obecny moment odsuwała od siebie.
Przy Astrid, mogła powiedzieć szczerze i otwarcie co czuje oraz myśli. Ceniła jej... normalne podejście do jej ciąży oraz trzeźwe spojrzenie na związek z Josephem. - Zostajesz na święta w Hope Valley czy masz inne plany?
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
To prawda, uśmiech lub jego brak bardzo wpływa na barwę brzmienia głosu. Astrid, kiedy leżała po postrzale w szpitalu i jeszcze nie miała siły sięgnąć po pilota, nasłuchała się różnych dziwnych programów i jeden z nich był właśnie o teatrze i o tym, jak aktorzy podnoszą swoją skalę w trakcie śpiewania, po prostu unosząc kąciki ust. Poznała też jeszcze kilka innych trików, które pewnie nigdy jej się do niczego nie przydadzą w życiu…
- Chciałabym ci odpowiedzieć, ale wciąż jestem tutaj "tą nową", więc nie mam pojęcia. Prawie nikogo nie znam na tych wyższych szczeblach - przyznała, z rozbawieniem lekkim - może zapytam tą dziewczynę z HR, wydaje się chętna na pogawędki - przyznała, mrużąc lekko oczy, bo cóż, mimo swojej niechęci do tegorocznych świąt (i jakichkolwiek), tu chodziło o inicjatywę i prośbę przyjaciółki. Musiała się wziąć w garść i postarać dla Grace Warren.
- Wiem co mówisz, miałam takie uczucia do papierosów, kiedy byłam w szpitalu - przyznała, z rozbawieniem. Wtedy bardzo, ale to bardzo ich potrzebowała... i bardzo, ale to bardzo nie mogła ich palić. I przez pewien czas po wyjściu nawet się powstrzymywała, ale teraz już wróciła do swojego nałogu. Jedynej rzeczy, na którą zawsze mogła liczyć.
- Słyszałam też coś o ostatniej akcji i... zastanawiam się jak się trzyma Joseph? - zapytała, trochę niepewnie poruszając ten temat. I prawdę mówiąc, wolała rozmawiać o tym, niż o sobie. - Tutaj raczej, coś kameralnego pewnie zaplanuję - rzuciła w odpowiedzi na pytanie, enigmatycznie bo cóż, pewnie będzie tylko ona i jej pies. I zero magii świąt.
- Chciałabym ci odpowiedzieć, ale wciąż jestem tutaj "tą nową", więc nie mam pojęcia. Prawie nikogo nie znam na tych wyższych szczeblach - przyznała, z rozbawieniem lekkim - może zapytam tą dziewczynę z HR, wydaje się chętna na pogawędki - przyznała, mrużąc lekko oczy, bo cóż, mimo swojej niechęci do tegorocznych świąt (i jakichkolwiek), tu chodziło o inicjatywę i prośbę przyjaciółki. Musiała się wziąć w garść i postarać dla Grace Warren.
- Wiem co mówisz, miałam takie uczucia do papierosów, kiedy byłam w szpitalu - przyznała, z rozbawieniem. Wtedy bardzo, ale to bardzo ich potrzebowała... i bardzo, ale to bardzo nie mogła ich palić. I przez pewien czas po wyjściu nawet się powstrzymywała, ale teraz już wróciła do swojego nałogu. Jedynej rzeczy, na którą zawsze mogła liczyć.
- Słyszałam też coś o ostatniej akcji i... zastanawiam się jak się trzyma Joseph? - zapytała, trochę niepewnie poruszając ten temat. I prawdę mówiąc, wolała rozmawiać o tym, niż o sobie. - Tutaj raczej, coś kameralnego pewnie zaplanuję - rzuciła w odpowiedzi na pytanie, enigmatycznie bo cóż, pewnie będzie tylko ona i jej pies. I zero magii świąt.
mów mi/kontakt
paula
a
Astrid Rosenthal
- Tą nową? Naprawdę? Przecież pracowałaś już w obyczajówce, aż tak zmienił się skład, że już mało kto Cię pamięta? - pokręciła nosem, zastanawiając się, czy faktycznie mogło dojść od marca do tak sporej migracji; z drugiej strony, do samego wydziału zabójstw w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, jak dowiedziała się od Josepha przeskoczyły dwie osoby z narkotykowego i jedna właśnie z wydziału obyczajowego. Nie była na bieżąco z ploteczkami z komendy od listopada, nie mniej, Warren od czasu do czasu przynosił nowości.
- Przyjęli Cię chociaż miło? - dopytywała, przytrzymując telefon ramieniem przy uchu, gdyż potrzebowała wolnych rąk przez moment. Pamiętała, jak mocno Astrid stresowała się rozpoczęciem służby na nowo, chciałaby więc usłyszeć od przyjaciółki, że te wszystkie obawy, okazały się płowe i nie spotkały ją żadne nieprzyjemności ze strony nowych, jak i starych kolegów.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Miło było usłyszeć, że ktoś rozumiał, dlaczego tak bardzo pragnęła się napić mocnej, czarnej jak dusza niewierzącego kawy.
- W końcu zapaliłaś, czy nie? - pociągnęła jeszcze temat, chcąc sobie dać czas na odpowiedź. Przeszła do drugiego pomieszczenia, tam, gdzie Joseph nie miał szansy są usłyszeć.
- Jest... Nieźle. Jego dłoń wyglądała fatalnie, ale lekarze poskładali co się dało, a codzienna praca z rehabilitantem przynosi efekty. Astrid? Pamiętasz swoją komisję lekarską? Było aż tak źle? Pytam w kontekście, jak do Ciebie podeszli? Jak do kogoś, kto musi bez względu na wszystko wrócić do pracy, czy wręcz przeciwnie? - nie do końca wiedząc, jak ująć w słowa to, co chodziło jej po głowie, chciała wypytać delikatnie przyjaciółkę, czy psycholog mocno rozsmarował ją po ścianie, kiedy przyszło mu orzekać o jej zdolności do pracy, podobnie jak lekarz medycyny pracy.
- Tą nową? Naprawdę? Przecież pracowałaś już w obyczajówce, aż tak zmienił się skład, że już mało kto Cię pamięta? - pokręciła nosem, zastanawiając się, czy faktycznie mogło dojść od marca do tak sporej migracji; z drugiej strony, do samego wydziału zabójstw w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, jak dowiedziała się od Josepha przeskoczyły dwie osoby z narkotykowego i jedna właśnie z wydziału obyczajowego. Nie była na bieżąco z ploteczkami z komendy od listopada, nie mniej, Warren od czasu do czasu przynosił nowości.
- Przyjęli Cię chociaż miło? - dopytywała, przytrzymując telefon ramieniem przy uchu, gdyż potrzebowała wolnych rąk przez moment. Pamiętała, jak mocno Astrid stresowała się rozpoczęciem służby na nowo, chciałaby więc usłyszeć od przyjaciółki, że te wszystkie obawy, okazały się płowe i nie spotkały ją żadne nieprzyjemności ze strony nowych, jak i starych kolegów.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Miło było usłyszeć, że ktoś rozumiał, dlaczego tak bardzo pragnęła się napić mocnej, czarnej jak dusza niewierzącego kawy.
- W końcu zapaliłaś, czy nie? - pociągnęła jeszcze temat, chcąc sobie dać czas na odpowiedź. Przeszła do drugiego pomieszczenia, tam, gdzie Joseph nie miał szansy są usłyszeć.
- Jest... Nieźle. Jego dłoń wyglądała fatalnie, ale lekarze poskładali co się dało, a codzienna praca z rehabilitantem przynosi efekty. Astrid? Pamiętasz swoją komisję lekarską? Było aż tak źle? Pytam w kontekście, jak do Ciebie podeszli? Jak do kogoś, kto musi bez względu na wszystko wrócić do pracy, czy wręcz przeciwnie? - nie do końca wiedząc, jak ująć w słowa to, co chodziło jej po głowie, chciała wypytać delikatnie przyjaciółkę, czy psycholog mocno rozsmarował ją po ścianie, kiedy przyszło mu orzekać o jej zdolności do pracy, podobnie jak lekarz medycyny pracy.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
- Pracowałam, ale w Hope, nie w Cape - przypomniała jej, z rozbawieniem - tutaj rewiry nas dzieliły ale… no znam kilka osób, z barów i tak dalej - przyznała, z rozbawieniem - ale przy tej ilości osób, która tutaj pracuje, to naprawdę mały procent - przyznała z rozbawieniem. Spędzały tyle czasu razem, że Grace Warren mogło się wydawać, że pracują razem od zawsze.
- Jest trochę sztywno, bo jestem młoda i jestem kobietą…. ale chyba mogło być gorzej - przyznała po chwili - w przyszłym miesiącu ruszam na ulicę, w końcu - dodała, bo cóż, póki co miała na głowie milion szkoleń i papierkową robotę. A od stycznia zacznie się zabawa.
- Tak, wróciłam do palenia i nie wiem czemu kiedykolwiek chciałam przestać - przyznała z rozbawieniem. No dobra, wiedziała czemu, ale chyba łatwiej było się rzucić w to, co niezdrowe. Taka rodzinna cecha Rosenthali chyba.
- Przede wszystkim podeszli do mnie jak do osoby, która coś ukrywała… więc jak Joseph od razu im da tego, czego szukają to nie powinno być źle - przyznała - pozdrów go - dodała, zastanawiając się czy zadawać więcej pytań. No i sobie jeszcze trochę porozmawiały o tych procedurach, o lekarzach generalnie, bo przecież zawsze fajnie sobie na kogoś ponarzekać, więc czemu nie na nich! Skoro ludziom ograniczają życie. I pewnie trochę ją jeszcze Astrid pociągnęła za język, dopytując o więcej szczegółów. A potem wróciły na moment do tematu ciąży Warren i ostatecznie Astrid musiała kończyć, bo przecież była w pracy i ludzie na ploteczki się krzywo patrzą!
- Jest trochę sztywno, bo jestem młoda i jestem kobietą…. ale chyba mogło być gorzej - przyznała po chwili - w przyszłym miesiącu ruszam na ulicę, w końcu - dodała, bo cóż, póki co miała na głowie milion szkoleń i papierkową robotę. A od stycznia zacznie się zabawa.
- Tak, wróciłam do palenia i nie wiem czemu kiedykolwiek chciałam przestać - przyznała z rozbawieniem. No dobra, wiedziała czemu, ale chyba łatwiej było się rzucić w to, co niezdrowe. Taka rodzinna cecha Rosenthali chyba.
- Przede wszystkim podeszli do mnie jak do osoby, która coś ukrywała… więc jak Joseph od razu im da tego, czego szukają to nie powinno być źle - przyznała - pozdrów go - dodała, zastanawiając się czy zadawać więcej pytań. No i sobie jeszcze trochę porozmawiały o tych procedurach, o lekarzach generalnie, bo przecież zawsze fajnie sobie na kogoś ponarzekać, więc czemu nie na nich! Skoro ludziom ograniczają życie. I pewnie trochę ją jeszcze Astrid pociągnęła za język, dopytując o więcej szczegółów. A potem wróciły na moment do tematu ciąży Warren i ostatecznie Astrid musiała kończyć, bo przecież była w pracy i ludzie na ploteczki się krzywo patrzą!
mów mi/kontakt
paula