a
- Tak... Tak wiem, tylko że teraz muszę zadzwonić, więc jeśli nie masz nic więcej do omówienia... Przeproszę cię - powiedział, starając się wypchnąć komendanta tak, aby niekoniecznie się zorientował. Ostatecznie podprowadził szefa pod schody i dam zszedł i wyszedł przed budynek, kiedy tamten poszedł do siebie.
Przeszedł między samochodami, w stronę trawnika, dookoła którego rosły niskie, nowoposadzone krzaczki i przysiadłszy na murku, gdzie do tej pory zaszywał się z papierosem, sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął telefon i przejechawszy w miejscu, w którym na wyświetlaczu uśmiechała się Grace, palcem przytrzymał button wywołujący połączenie od razu do żony. Mimo, że uspokajała go, że jest tylko niewyspana, bo mała dawała się jej we znaki..., denerwował się długo, jak długo Grace nie odebrała połączenia; rzeczywiście jej głos brzmiał sennie.
- Nie mów tylko, że zasnęłaś a ja cię obudziłem - powiedział, mając nadzieję, że nie było tak, ale wiedział, że może tak być; miał wrażenie, że cała noc nie zasnęła, a jedynie drzemała. Czuł pod dłonią jak mała kopała w przednią część brzucha i nie uspokajała się nawet wtedy, kiedy gładził to miejsce - zazwyczaj to pomagało, ale nie wczoraj.
- To, co..., na pewno nie chcesz nic z Wallmarta ani Wallgreensa? Masz jeszcze Pockys, bo ostatnio nie kupowaliśmy i nie wiem czy nie zjedliśmy ostatniej paczki - przyznał, spoglądając w stronę parkingu, na który wjechało kilka aut, w tym konwojażerka.
- Albo wolisz jakieś świąteczne słodycze? Pianki do kakaa? Czy to zostawiasz tylko na Quentico?
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Przytuliła policzek do poduszki. Leżała zakopana pod kocem na kanapie. Mimo, iż było ciepło, czuła potrzebę utulenia się pledem, a także naciągnięcia go po sam nos. Nie spała, kilkakrotnie przyłapała samą siebie na tym, że jej oczy same się zamykały, nie mniej, wystarczy najmniejszy szmer; auto, które przejechało po ulicy bądź dudnienie pazurów o płytki, gdy Accio przechodziła korytarzem, aby otworzyć powieki i rozejrzeć się, starając się zorientować, gdzie była i która jest godzina. W tle, leciały programy przyrodnicze. Obecnie, lektor rozwodził się nad rafą koralową, kiedy odebrała więc połaczenie od Josepha - najpierw, musiała wygrzebać telefon spod poduszki - usłyszał ten charakterystyczny, monotonny głos lektora, który wydawałoby się, że działał na wszystkich lepiej, od nie jednej kołysanki.
- Nie, nie, może na chwile zamknęłam oczy, kiedy przytuliłam się do poduszki, ale na pewno nie zbliżyłam się nawet o krok do snu... Rozmawiałam z Hailee. Mówi, że mała może mieć czkawkę, bo jest na etapie, kiedy intensywnie połyka wody płodowe i ćwiczy odruchy orofacyjne i chyba naprawdę się jej to podoba, skoro powtarza w kółko... - cmoknęła, wygrzebując twarz spod koca, gdyż ten, mógł zniekształcać jej słowa.
- Nie. Na pewno niczego nie chcę. Wystarczy, jak pozbierasz to, co potrzebujemy na pierniki, bo kiedy poczuje się lepiej, chciałabym z Meryl upiec kilka blach i popakować je w małe prezenciki, które zabierze do Hope Creek Inn. Właśnie! Kupisz ten śliski papier do pakowania? - weszła sama sobie w słowo, a gdy zdała sobie z tego sprawę, cicho parsknęła.
Przytuliła policzek do poduszki. Leżała zakopana pod kocem na kanapie. Mimo, iż było ciepło, czuła potrzebę utulenia się pledem, a także naciągnięcia go po sam nos. Nie spała, kilkakrotnie przyłapała samą siebie na tym, że jej oczy same się zamykały, nie mniej, wystarczy najmniejszy szmer; auto, które przejechało po ulicy bądź dudnienie pazurów o płytki, gdy Accio przechodziła korytarzem, aby otworzyć powieki i rozejrzeć się, starając się zorientować, gdzie była i która jest godzina. W tle, leciały programy przyrodnicze. Obecnie, lektor rozwodził się nad rafą koralową, kiedy odebrała więc połaczenie od Josepha - najpierw, musiała wygrzebać telefon spod poduszki - usłyszał ten charakterystyczny, monotonny głos lektora, który wydawałoby się, że działał na wszystkich lepiej, od nie jednej kołysanki.
- Nie, nie, może na chwile zamknęłam oczy, kiedy przytuliłam się do poduszki, ale na pewno nie zbliżyłam się nawet o krok do snu... Rozmawiałam z Hailee. Mówi, że mała może mieć czkawkę, bo jest na etapie, kiedy intensywnie połyka wody płodowe i ćwiczy odruchy orofacyjne i chyba naprawdę się jej to podoba, skoro powtarza w kółko... - cmoknęła, wygrzebując twarz spod koca, gdyż ten, mógł zniekształcać jej słowa.
- Nie. Na pewno niczego nie chcę. Wystarczy, jak pozbierasz to, co potrzebujemy na pierniki, bo kiedy poczuje się lepiej, chciałabym z Meryl upiec kilka blach i popakować je w małe prezenciki, które zabierze do Hope Creek Inn. Właśnie! Kupisz ten śliski papier do pakowania? - weszła sama sobie w słowo, a gdy zdała sobie z tego sprawę, cicho parsknęła.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Warren
Uśmiechnął się do siebie, słysząc w tle zniekształcony głos lektora, ale z pojedynczych słów wywnioskował, że oglądała..., przyrodniczy; pamiętał jak na samym początku ich znajomości z trudem wytrzymywała na tych programach, mimo że w większości zajmowali się czymś zupełnie innym niż patrzenie w telewizor na stara flamingów nad jeziorem Wiktorii czy rekiny siejące postrach w Zatoce Meksykańskiej. A teraz? Teraz miał wrażenie, że sama częściej wychodziła z propozycją, aby obejrzeli właśnie przyrodniczy.
Słuchał tego, co mówiła a czego dowiedziała się z rozmowy z Hai i w myślach..., dziękował Bogu, że mieli przyjaciółkę pielęgniarkę, bo - oczywiście! - mógł porozmawiać z siostrą..., była przecież lekarzem, ale miał wrażenie, że miała teraz zupełnie co innego na głowie i musiała uporać się ze swoimi problemami; nie będzie jej zamęczać swoimi pytaniami, tym bardziej, że mieli kogo podpytać.
- Kompletnie nie wiem o czym mówisz, ale wierzę tobie i Hailee na słowo, chociaż... Myślę, że kiedy wrócę do domu, będę musiał porozmawiać z Lily poważnie... - zażartował, ale coraz częściej "rozmawiał" z małą i chwilami miał wrażenie, że rozczulał tym Grace.
- O to z Meryl zrobimy..., próbne. Kupię więcej ozdóbek, żeby nie jechać kolejny raz za kilka dni i tak... Kupię ten śliski papier, ale może też taka ozdobną folię? Chyba, żeby opakować je w taki brązowy papier i powiązać ładne kokardki z rafii..., co myślisz? - Dopytywał, od razu zastanawiając się jak opakować prezenty pod choinkę i ten ostatni pomysł, na który wpadł wydawał się Josephowi najlepszy.
Uśmiechnął się do siebie, słysząc w tle zniekształcony głos lektora, ale z pojedynczych słów wywnioskował, że oglądała..., przyrodniczy; pamiętał jak na samym początku ich znajomości z trudem wytrzymywała na tych programach, mimo że w większości zajmowali się czymś zupełnie innym niż patrzenie w telewizor na stara flamingów nad jeziorem Wiktorii czy rekiny siejące postrach w Zatoce Meksykańskiej. A teraz? Teraz miał wrażenie, że sama częściej wychodziła z propozycją, aby obejrzeli właśnie przyrodniczy.
Słuchał tego, co mówiła a czego dowiedziała się z rozmowy z Hai i w myślach..., dziękował Bogu, że mieli przyjaciółkę pielęgniarkę, bo - oczywiście! - mógł porozmawiać z siostrą..., była przecież lekarzem, ale miał wrażenie, że miała teraz zupełnie co innego na głowie i musiała uporać się ze swoimi problemami; nie będzie jej zamęczać swoimi pytaniami, tym bardziej, że mieli kogo podpytać.
- Kompletnie nie wiem o czym mówisz, ale wierzę tobie i Hailee na słowo, chociaż... Myślę, że kiedy wrócę do domu, będę musiał porozmawiać z Lily poważnie... - zażartował, ale coraz częściej "rozmawiał" z małą i chwilami miał wrażenie, że rozczulał tym Grace.
- O to z Meryl zrobimy..., próbne. Kupię więcej ozdóbek, żeby nie jechać kolejny raz za kilka dni i tak... Kupię ten śliski papier, ale może też taka ozdobną folię? Chyba, żeby opakować je w taki brązowy papier i powiązać ładne kokardki z rafii..., co myślisz? - Dopytywał, od razu zastanawiając się jak opakować prezenty pod choinkę i ten ostatni pomysł, na który wpadł wydawał się Josephowi najlepszy.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Rzadko oglądała telewizję. Poza programami przyrodiczymi, od czasu do czasu przełączała na informację z kraju - zwłaszcza, gdy odbywały się wybory prezydenckie bądź miała miejsce tragedia, w którą była zaangażowana zawodowo - i ze świata lub mistrzostwa świata w snookera; oglądanie tego dość wykwintnego sportu, uspokajał ją na swój sposób, a także stanowił idealny wprost podkład do pisania pracy naukowej. Ciche, subtelne odgłosy poruszanych bil oraz kroki mężczyzny, który przestawiał kule w nienagannie czystych, białych rękawiczek.
Parsknęła cichym, ale bardziej zmęczonym niż radosnym śmiechem, gdy wspomniał o poważnej rozmowie.
- Możecie porozmawiać teraz. Chcesz? Mogę Cię włączyć na głosnomówiący i przystawić słuchawkę do brzuszka... - dodała, przesuwając dłonią po rosnącym z dnia na dzień brzuszku. Nadchodził moment, w którym zaczynała czuć się jak beczka i budziło to w niej ambiwalentne uczucia.
- Wolałabym, abyś dzisiaj posiedział ze mną, z nami, a pierniczki odłożyć w czasie. Meryl się nie obrazi - sięgnęła ręką do tyłu, poprawiając poduszki, w stercie których się zakopała. Ponieważ długo nie mogła usiedzieć w jednym miejscu, musiała się wiercić, a co za tym idzie burzyć swój idealny układ.
- W porządku, ale ja pakuję w papier, a Ty wiążesz wstążeczki... W swoim życiu, nawiązałam się wystarczająco dużo węzełków na obozach żeglarskich. Twoja kolej. Kup koniecznie pomarańcze i inne cytrusy do starcia skórki, którą przyozdobimy lukier... Kilka plastrów możemy zasuszyć i wykorzystać do stroika, który zawiśnie na drzwiach. Co Ty na to?
Rzadko oglądała telewizję. Poza programami przyrodiczymi, od czasu do czasu przełączała na informację z kraju - zwłaszcza, gdy odbywały się wybory prezydenckie bądź miała miejsce tragedia, w którą była zaangażowana zawodowo - i ze świata lub mistrzostwa świata w snookera; oglądanie tego dość wykwintnego sportu, uspokajał ją na swój sposób, a także stanowił idealny wprost podkład do pisania pracy naukowej. Ciche, subtelne odgłosy poruszanych bil oraz kroki mężczyzny, który przestawiał kule w nienagannie czystych, białych rękawiczek.
Parsknęła cichym, ale bardziej zmęczonym niż radosnym śmiechem, gdy wspomniał o poważnej rozmowie.
- Możecie porozmawiać teraz. Chcesz? Mogę Cię włączyć na głosnomówiący i przystawić słuchawkę do brzuszka... - dodała, przesuwając dłonią po rosnącym z dnia na dzień brzuszku. Nadchodził moment, w którym zaczynała czuć się jak beczka i budziło to w niej ambiwalentne uczucia.
- Wolałabym, abyś dzisiaj posiedział ze mną, z nami, a pierniczki odłożyć w czasie. Meryl się nie obrazi - sięgnęła ręką do tyłu, poprawiając poduszki, w stercie których się zakopała. Ponieważ długo nie mogła usiedzieć w jednym miejscu, musiała się wiercić, a co za tym idzie burzyć swój idealny układ.
- W porządku, ale ja pakuję w papier, a Ty wiążesz wstążeczki... W swoim życiu, nawiązałam się wystarczająco dużo węzełków na obozach żeglarskich. Twoja kolej. Kup koniecznie pomarańcze i inne cytrusy do starcia skórki, którą przyozdobimy lukier... Kilka plastrów możemy zasuszyć i wykorzystać do stroika, który zawiśnie na drzwiach. Co Ty na to?
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Warren
Nie lubił wiadomości; wszystko, co musiał i chciał wiedzieć, wyszukiwał w internecie, a to, co najważniejsze dostawał w policyjnym newsletterze rozsyłanym codziennie na skrzynki wszystkich pracowników. Telewizję w większości, podobnie jak Grace, traktował jak tło wykonywanych codziennie domowych obowiązków, które mogło zastąpić mu radio albo audiobook, które najczęściej włączał w słuchawkach, kiedy szedł kosić trawnik.
Uśmiechnął się; nie wiedział czy faktycznie nie zrobić tak, jak mówiła, ale kiedy wspomniała, że wolałaby, żeby posiedział z nimi - Grace i Lily - podchwycił ten temat.
- Wolisz spędzić dzień na kanapie czy wolałabyś przenieść się na leżak? Tak, jak wtedy..., kiedy przyjechałem już z ozdóbką na żebrach? - Zaśmiał się, czekając co odpowie na jego propozycję żona. - Możemy też zakopać się pod kołdrą i może opowiem jej coś, co sprawi, że nie będzie się tak wiercić. Co myślisz? - Uniósł brew i po chwili poprosił, żeby jednak "dała małą do telefonu"; zaczął od tego, że powinna się uspokoić, bo pod choinką nie będzie prezentu dla niej, a potem opowiedział Lily, co będą robić w Quentico - obojętnie czy teraz..., czy za rok, kiedy będzie już z nimi.
- A teraz poproszę mamusię. - Zaśmiał się w tej samej chwili, co ona i od razu odpowiedział, że nie ma problemu. - Mogę wiązać kokardki, o ile będziesz przytrzymywać paczuszki, żeby się nie rozwalały, bo nie chciałbym oklejać ich taśmą. - Wiedziała, że pakując cokolwiek na prezent unikał wszystkiego, co klejące.
- Moglibyśmy też zrobić takie ozdoby na choinkę. Plasterek pomarańczy, na nim laska cynamonu i to wszystko przewiązane ładna tasiemką..., albo rafią... - Wyszczerzył się do telefonu.
Nie lubił wiadomości; wszystko, co musiał i chciał wiedzieć, wyszukiwał w internecie, a to, co najważniejsze dostawał w policyjnym newsletterze rozsyłanym codziennie na skrzynki wszystkich pracowników. Telewizję w większości, podobnie jak Grace, traktował jak tło wykonywanych codziennie domowych obowiązków, które mogło zastąpić mu radio albo audiobook, które najczęściej włączał w słuchawkach, kiedy szedł kosić trawnik.
Uśmiechnął się; nie wiedział czy faktycznie nie zrobić tak, jak mówiła, ale kiedy wspomniała, że wolałaby, żeby posiedział z nimi - Grace i Lily - podchwycił ten temat.
- Wolisz spędzić dzień na kanapie czy wolałabyś przenieść się na leżak? Tak, jak wtedy..., kiedy przyjechałem już z ozdóbką na żebrach? - Zaśmiał się, czekając co odpowie na jego propozycję żona. - Możemy też zakopać się pod kołdrą i może opowiem jej coś, co sprawi, że nie będzie się tak wiercić. Co myślisz? - Uniósł brew i po chwili poprosił, żeby jednak "dała małą do telefonu"; zaczął od tego, że powinna się uspokoić, bo pod choinką nie będzie prezentu dla niej, a potem opowiedział Lily, co będą robić w Quentico - obojętnie czy teraz..., czy za rok, kiedy będzie już z nimi.
- A teraz poproszę mamusię. - Zaśmiał się w tej samej chwili, co ona i od razu odpowiedział, że nie ma problemu. - Mogę wiązać kokardki, o ile będziesz przytrzymywać paczuszki, żeby się nie rozwalały, bo nie chciałbym oklejać ich taśmą. - Wiedziała, że pakując cokolwiek na prezent unikał wszystkiego, co klejące.
- Moglibyśmy też zrobić takie ozdoby na choinkę. Plasterek pomarańczy, na nim laska cynamonu i to wszystko przewiązane ładna tasiemką..., albo rafią... - Wyszczerzył się do telefonu.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Cmoknęła, rozglądając się po kanapie.
- Na sofie... Już niekoniecznie się zmieścisz, ale możemy rozłożyć obok siebie dwa leżaki na ogrodzie lub... Nad basenem? Może, gdybyś nadmuchał materac, tego dużego flaminga, pamiętasz, prawda? I popluskał się ze mną, Lils się w końcu uspokoi. Wydaje mi się, że ... - zaproponowała, bawiąc się rogiem koca, którego najpierw owijała wokół własnego palca, a następnie, wyginała raz w jedną, raz w drugą stronę.
Słysząc, że chciałby porozmawiać z małą, przyłożyła telefon do brzuszka, ówcześnie przeciągając palcem po dotykowym ekranie, aby włączyć głośnik. Jednym uchem, przysłuchiwała się temu, co mówił do Lily. Uśmiechnąwszy się pod nosem, gładziła brzuszek tak, jak robiłby to Joseph, gdyby siedział obok, na przykład na panelach i dotykał do powłoki, za którą kryła się ich córka.
- I co? Obiecała być grzeczna? - odezwała się, gdy telefon wrócił do jej ucha. Przeciągnąwszy się, poprawiła koc, gdyż czuła między nogami nieszczelność, przez którą wkradał się do jej kokonu wiatr wpadający przez uchylone okna.
- No to jesteśmy umówieni - przytaknęła, nie mając nic przeciwko pracy zespołowej. Meryl da upust swojej artystycznej wizji, dekorując pierniki, a oni je zapakują.
- Chciałbyś dorzucić ozdoby do paczuszek dla dzieciaków i innych uczestników świątecznego spotkania w Hope Creak Inn, czy mówisz teraz o naszych dekoracjach? - słysząc policyjną syrenę, odsunęła od siebie telefon.
- Wyszedłeś na spacer? Aż taki paskudny dziś dzień?
Cmoknęła, rozglądając się po kanapie.
- Na sofie... Już niekoniecznie się zmieścisz, ale możemy rozłożyć obok siebie dwa leżaki na ogrodzie lub... Nad basenem? Może, gdybyś nadmuchał materac, tego dużego flaminga, pamiętasz, prawda? I popluskał się ze mną, Lils się w końcu uspokoi. Wydaje mi się, że ... - zaproponowała, bawiąc się rogiem koca, którego najpierw owijała wokół własnego palca, a następnie, wyginała raz w jedną, raz w drugą stronę.
Słysząc, że chciałby porozmawiać z małą, przyłożyła telefon do brzuszka, ówcześnie przeciągając palcem po dotykowym ekranie, aby włączyć głośnik. Jednym uchem, przysłuchiwała się temu, co mówił do Lily. Uśmiechnąwszy się pod nosem, gładziła brzuszek tak, jak robiłby to Joseph, gdyby siedział obok, na przykład na panelach i dotykał do powłoki, za którą kryła się ich córka.
- I co? Obiecała być grzeczna? - odezwała się, gdy telefon wrócił do jej ucha. Przeciągnąwszy się, poprawiła koc, gdyż czuła między nogami nieszczelność, przez którą wkradał się do jej kokonu wiatr wpadający przez uchylone okna.
- No to jesteśmy umówieni - przytaknęła, nie mając nic przeciwko pracy zespołowej. Meryl da upust swojej artystycznej wizji, dekorując pierniki, a oni je zapakują.
- Chciałbyś dorzucić ozdoby do paczuszek dla dzieciaków i innych uczestników świątecznego spotkania w Hope Creak Inn, czy mówisz teraz o naszych dekoracjach? - słysząc policyjną syrenę, odsunęła od siebie telefon.
- Wyszedłeś na spacer? Aż taki paskudny dziś dzień?
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Warren
Marszcząc czoło, spytał:
- Czy ty próbujesz właśnie powiedzieć mi, że przytyłem? Przecież wiesz, że wcisnę się wszędzie - dodał, udając niekoniecznie i przede wszystkim niedostatecznie oburzonego. - Też moglibyśmy - dodał, czując już przyjemnie chłodną, ale nie przesadnie, wodę na skórze opiętej idealnie dopasowaną, wyprasowaną jak zawsze na kartkę koszulą. Poza tym zauważył kilka sytuacji, w których mała uspokajała się bez względu na wszystko; kontakt z wodą obojętnie czy w wannie, pod prysznicem czy właśnie w basenie, sprawiał, że przestawała szaleć.
Mówił do niej tak, jak faktycznie słyszałaby i rozumiała wszystko, bo wierzył, że tak właśnie było od początku, mimo że może nie była świadoma wszystkiego musiały docierać do niej jego słowa. Śmiejąc się, odpowiedział:
- Obiecała, że postara się być grzeczniejsza, ale chciałaby coś dobrego do jedzenia. Musimy wymyślić coś, co zadowoli naszego małego smakosza - zażartował i tak..., zdecydowanie było umówieni.
Zastanawiał się chwilę nad tym, o czym wspomniała; mogliby dołożyć do paczuszek z pierniczkami jakiś drobiazg - ozdoby albo jakąś małą, świąteczną zabawkę.
- Wiesz, te pomarańcze moglibyśmy zrobić nam, a dzieciom dodać do prezentów jakiś drobiazg. Możemy kupić albo..., zrobić samemu. Co myślisz? Możemy poszyć małe, filcowe myszki. Ja mogę je obrzucić i pozszywać, a ty wypchałabyś je watą. - Podchwycił i nakręcał się coraz bardziej na swój pomysł, którego wykonanie nie zajęłoby im wiele czasu. Przysłonił telefon dłonią, kiedy na parking wjechał kolejny radiowóz tym razem na sygnale.
- Nie... Do tej pory nie było najgorzej. Nie wiem czy nie przywieźli zatrzymanych z aresztu na okazanie - przyznał, wzruszając ramionami; wolał wrócić do tematów około świątecznych.
Marszcząc czoło, spytał:
- Czy ty próbujesz właśnie powiedzieć mi, że przytyłem? Przecież wiesz, że wcisnę się wszędzie - dodał, udając niekoniecznie i przede wszystkim niedostatecznie oburzonego. - Też moglibyśmy - dodał, czując już przyjemnie chłodną, ale nie przesadnie, wodę na skórze opiętej idealnie dopasowaną, wyprasowaną jak zawsze na kartkę koszulą. Poza tym zauważył kilka sytuacji, w których mała uspokajała się bez względu na wszystko; kontakt z wodą obojętnie czy w wannie, pod prysznicem czy właśnie w basenie, sprawiał, że przestawała szaleć.
Mówił do niej tak, jak faktycznie słyszałaby i rozumiała wszystko, bo wierzył, że tak właśnie było od początku, mimo że może nie była świadoma wszystkiego musiały docierać do niej jego słowa. Śmiejąc się, odpowiedział:
- Obiecała, że postara się być grzeczniejsza, ale chciałaby coś dobrego do jedzenia. Musimy wymyślić coś, co zadowoli naszego małego smakosza - zażartował i tak..., zdecydowanie było umówieni.
Zastanawiał się chwilę nad tym, o czym wspomniała; mogliby dołożyć do paczuszek z pierniczkami jakiś drobiazg - ozdoby albo jakąś małą, świąteczną zabawkę.
- Wiesz, te pomarańcze moglibyśmy zrobić nam, a dzieciom dodać do prezentów jakiś drobiazg. Możemy kupić albo..., zrobić samemu. Co myślisz? Możemy poszyć małe, filcowe myszki. Ja mogę je obrzucić i pozszywać, a ty wypchałabyś je watą. - Podchwycił i nakręcał się coraz bardziej na swój pomysł, którego wykonanie nie zajęłoby im wiele czasu. Przysłonił telefon dłonią, kiedy na parking wjechał kolejny radiowóz tym razem na sygnale.
- Nie... Do tej pory nie było najgorzej. Nie wiem czy nie przywieźli zatrzymanych z aresztu na okazanie - przyznał, wzruszając ramionami; wolał wrócić do tematów około świątecznych.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Przewróciła oczyma. Nic takiego nie próbowała powiedzieć, zwyczajnie kanapa miała swoją długość oraz szerokość, a ponieważ Grace leżała na niej wyciągnięta jak długa, magicznym sposobem się nie poszerzy.
- Jest głodna? To niemożliwe. Niedawno zjadłyśmy śniadanie... Wrócisz dzisiaj w ogóle przed obiadem, aby coś ugotować, jak chcesz jeszcze podjechać do dwóch marketów, gdzie na pewno będzie tłum ludzi? - zerknęła na telefon i wyświetlaną godzinę; minęła jedenasta. Już, choć dla Grace raczej dopiero biorąc pod uwagę fakt, że miała za sobą długą, nieprzespaną noc. Dostrzegła kilka, nieprzeczytanych wiadomości od siostry, nie mniej, na ten moment, zignorowała je.
- Joseph... Tych paczuszek wyjdzie kilkadziesiąt. Naprawdę chcesz uszyć tyle pluszaków, wypchać i jeszcze obszyć? Masz dobre serce, ale mierzmy siły na zamiary i poprzestańmy na piernikach - zadecydowała, gdyż Warren wyraźnie zagalopował się w swoich chęciach. Doba miała tylko dwadzieścia cztery godziny, przez większość dni pracował, aby mieć wolne w okresie poświątecznym oraz na kilka dób przed; miał mało czasu na cokolwiek innego i jeśli jeszcze podejmie się ambitnych planów wiązanych z działalnością charytatywną... Gdzie w tym wszystkim czas dla niej i Lily? Może to egoistyczna myśl, nie mniej, jej chęć niesienia pomocy kończyła się w momencie, w którym musiała zbyt dużo wyrzekać się kosztem innych, a przede wszystkim chciała mieć Josepha w domu tylko dla siebie, jeżeli to ich pierwsze, wspólne święta pod każdym względem.
Przewróciła oczyma. Nic takiego nie próbowała powiedzieć, zwyczajnie kanapa miała swoją długość oraz szerokość, a ponieważ Grace leżała na niej wyciągnięta jak długa, magicznym sposobem się nie poszerzy.
- Jest głodna? To niemożliwe. Niedawno zjadłyśmy śniadanie... Wrócisz dzisiaj w ogóle przed obiadem, aby coś ugotować, jak chcesz jeszcze podjechać do dwóch marketów, gdzie na pewno będzie tłum ludzi? - zerknęła na telefon i wyświetlaną godzinę; minęła jedenasta. Już, choć dla Grace raczej dopiero biorąc pod uwagę fakt, że miała za sobą długą, nieprzespaną noc. Dostrzegła kilka, nieprzeczytanych wiadomości od siostry, nie mniej, na ten moment, zignorowała je.
- Joseph... Tych paczuszek wyjdzie kilkadziesiąt. Naprawdę chcesz uszyć tyle pluszaków, wypchać i jeszcze obszyć? Masz dobre serce, ale mierzmy siły na zamiary i poprzestańmy na piernikach - zadecydowała, gdyż Warren wyraźnie zagalopował się w swoich chęciach. Doba miała tylko dwadzieścia cztery godziny, przez większość dni pracował, aby mieć wolne w okresie poświątecznym oraz na kilka dób przed; miał mało czasu na cokolwiek innego i jeśli jeszcze podejmie się ambitnych planów wiązanych z działalnością charytatywną... Gdzie w tym wszystkim czas dla niej i Lily? Może to egoistyczna myśl, nie mniej, jej chęć niesienia pomocy kończyła się w momencie, w którym musiała zbyt dużo wyrzekać się kosztem innych, a przede wszystkim chciała mieć Josepha w domu tylko dla siebie, jeżeli to ich pierwsze, wspólne święta pod każdym względem.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Warren
Dla niego była zdecydowanie dopiero jedenasta; zaczął dwunastogodzinną zmianę o czwartej nad ranem i zaczynał czuć zmęczenie, bo też za wiele nie spał skoro czuł wszystkie akrobacje małej. A teraz? Teraz żona mu uświadomiła, że w domu będzie tak naprawdę przed siódmą, a nie tak jak w pierwszej chwili pomyślał..., po drugiej. Zmarszczył czoło; kolejny raz wpisane w grafik nadgodziny, dzięki którym mógł liczyć na wyższa o kilka stówek wypłatę i podstawę do wyliczenia emerytury, kradły mu czas, który mógł spędzić z Grace. Musiała dosłyszeć, że zastanawia się nad czymś i po chwili milczenia powiedział:
- Wyjdę o dwunastej. Nie będę ciągnąć dzisiaj nadgodzin. Pieniądze to nie wszystko. O drugiej będę w domu, więc możesz znaleźć jakiś świąteczny, w miarę możliwości prosty przepis. Sprawdzimy się przed świętami - dodał, przeliczając szybko w głowie wypłatę, skoro będzie w pracy nie dwieście a sto dziewięćdziesiąt sześć godzin; niewielka różnica. Teraz to o jej stronie chwilę pobrzmiewała cisza, a kiedy odezwała się starając ściągnąć męża na ziemię, wszedł jej na moment w słowo, dopytując:
- Kilkadziesiąt..., ale ile kochanie? Dwadzieścia albo trzydzieści czy dziewięćdziesiąt dziewięć? - Nie chciał okradać jej z czasu, którego przez to, że uparł się na ciągnięcie zmian dających w sumie po dwieście godzin, miał wciąż za mało, ale lubił robić coś..., dla innych; o sobie zawsze myślał na końcu. Nie przyznawał się Grace, że od kilku minut zastanawiał się czy nie zrezygnować całkiem z nadgodzin. Musiałby przysiąść dzisiaj i posprawdzać wyniki jeszcze raz.
- Zobaczymy...
Dla niego była zdecydowanie dopiero jedenasta; zaczął dwunastogodzinną zmianę o czwartej nad ranem i zaczynał czuć zmęczenie, bo też za wiele nie spał skoro czuł wszystkie akrobacje małej. A teraz? Teraz żona mu uświadomiła, że w domu będzie tak naprawdę przed siódmą, a nie tak jak w pierwszej chwili pomyślał..., po drugiej. Zmarszczył czoło; kolejny raz wpisane w grafik nadgodziny, dzięki którym mógł liczyć na wyższa o kilka stówek wypłatę i podstawę do wyliczenia emerytury, kradły mu czas, który mógł spędzić z Grace. Musiała dosłyszeć, że zastanawia się nad czymś i po chwili milczenia powiedział:
- Wyjdę o dwunastej. Nie będę ciągnąć dzisiaj nadgodzin. Pieniądze to nie wszystko. O drugiej będę w domu, więc możesz znaleźć jakiś świąteczny, w miarę możliwości prosty przepis. Sprawdzimy się przed świętami - dodał, przeliczając szybko w głowie wypłatę, skoro będzie w pracy nie dwieście a sto dziewięćdziesiąt sześć godzin; niewielka różnica. Teraz to o jej stronie chwilę pobrzmiewała cisza, a kiedy odezwała się starając ściągnąć męża na ziemię, wszedł jej na moment w słowo, dopytując:
- Kilkadziesiąt..., ale ile kochanie? Dwadzieścia albo trzydzieści czy dziewięćdziesiąt dziewięć? - Nie chciał okradać jej z czasu, którego przez to, że uparł się na ciągnięcie zmian dających w sumie po dwieście godzin, miał wciąż za mało, ale lubił robić coś..., dla innych; o sobie zawsze myślał na końcu. Nie przyznawał się Grace, że od kilku minut zastanawiał się czy nie zrezygnować całkiem z nadgodzin. Musiałby przysiąść dzisiaj i posprawdzać wyniki jeszcze raz.
- Zobaczymy...
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Nie wyliczała Josephowi przepracowanych godzin. Dopóki nie porozmawiał z nią szczerze o swoich przemysleniach o wcześniejszej emeryturze, była przekonana, że tak, jak ona stawia wysoko pracę w hierarchii wartości. Teraz jednak, wiedząc, że mężczyzna był zmęczony i wypalony, inaczej patrzyła się na nadgodziny, których miesięcznie miał masę i choć domyślała się czym były podyktowane, zgadzała się z konkluzja, iż pieniądze to nie wszystko. Musiał mieć świadomość, że Grace po obronie habilitacji otrzyma większą podstawę, tak więc jakiekolwiek luki, zostaną szybko zapelnione. Tak dlugo, jak nie przeszkadzało Josephowi, iz momentami otrzymuje większą wyplate, sama nie zwracala na to uwagi. Cala suma była ich, mieli wspolne konto a do innych pelne upowaznienie.
- Naprawdę? Wyjdziesz wcześniej? - nie chciala, a jednak nie udało się jej nie okazać radosci, których nuty, wylapal w jej glosie. Musiala się uśmiechnąć, znał ją na tyle, ze po samym brzmieniu wylapywal takie niuanse.
- Dziękuję, to... Wiele dla mnie znaczy. Dla Lily też. Naprawdę chciałaby, abys był tu teraz z nami, ale... Do dwunastej już tylko czterdzieści sześć minut, prawda? A nie. Czterdzieści pięć - wyciągnęła rękę, otwierając klape laptopa. Wpisala hasło w wyszukiwarkę, która wyplula wyniki z przepisami na świąteczny stol. Czy to już moment, kiedy powinni zacząć słuchać świąteczne piosenki?
- Ponad sześćdziesiąt. Możemy zbkilku piernikow zrobić ozdoby na drzewko, a tymczasem... Uciekaj jeszcze chwile, na koniec popracowac. W drodze na komende, możesz mi opowiedzieć krótką bajkę. Spróbuję zasnąć - mruknela, obracając się na bok i otulajac kocem.
Nie wyliczała Josephowi przepracowanych godzin. Dopóki nie porozmawiał z nią szczerze o swoich przemysleniach o wcześniejszej emeryturze, była przekonana, że tak, jak ona stawia wysoko pracę w hierarchii wartości. Teraz jednak, wiedząc, że mężczyzna był zmęczony i wypalony, inaczej patrzyła się na nadgodziny, których miesięcznie miał masę i choć domyślała się czym były podyktowane, zgadzała się z konkluzja, iż pieniądze to nie wszystko. Musiał mieć świadomość, że Grace po obronie habilitacji otrzyma większą podstawę, tak więc jakiekolwiek luki, zostaną szybko zapelnione. Tak dlugo, jak nie przeszkadzało Josephowi, iz momentami otrzymuje większą wyplate, sama nie zwracala na to uwagi. Cala suma była ich, mieli wspolne konto a do innych pelne upowaznienie.
- Naprawdę? Wyjdziesz wcześniej? - nie chciala, a jednak nie udało się jej nie okazać radosci, których nuty, wylapal w jej glosie. Musiala się uśmiechnąć, znał ją na tyle, ze po samym brzmieniu wylapywal takie niuanse.
- Dziękuję, to... Wiele dla mnie znaczy. Dla Lily też. Naprawdę chciałaby, abys był tu teraz z nami, ale... Do dwunastej już tylko czterdzieści sześć minut, prawda? A nie. Czterdzieści pięć - wyciągnęła rękę, otwierając klape laptopa. Wpisala hasło w wyszukiwarkę, która wyplula wyniki z przepisami na świąteczny stol. Czy to już moment, kiedy powinni zacząć słuchać świąteczne piosenki?
- Ponad sześćdziesiąt. Możemy zbkilku piernikow zrobić ozdoby na drzewko, a tymczasem... Uciekaj jeszcze chwile, na koniec popracowac. W drodze na komende, możesz mi opowiedzieć krótką bajkę. Spróbuję zasnąć - mruknela, obracając się na bok i otulajac kocem.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892