Grace Warren
Chwil takich, jak te..., kiedy wpadał w huśtawkę nastrojów, taką jakiej spodziewałby się prędzej po żonie, nie znosił coraz bardziej; w tym miesiącu dawały Josephowi najbardziej w kość...,i trzymał się jedynie dla niej i dla małej.
Wszystko było w jego oczach chwilą absurdu; uśmiechał się, ale ta sytuacja męczyła go coraz bardziej i kiedy niby w żartach odpowiedziała, że "mógłby", usiadł prosto i poprawiając się w siedzenie, był gotowy odpalić silnik, ale jednak..., czekał. Zaśmiał się cicho, mimo wszystko tak, jak on szczekliwie, kiedy przeciągając "proszę" zamruczała na ostatniej sylabie. Faktycznie miała kocią naturę; pozwalała głaskać się i bawić, a potem kiedy znudziła się, od razu uciekała do swoich zajęć.
Przyjął z ulgą to, co odpowiedziała Grace i uśmiechając się lekko, odpalił silnik; nie będzie ścierać się na absurdalną sytuację, w której miałby wchodzić w układy z zwykłym oszustem. Dosłyszał "karton" i nie mogąc się opanować, tym razem wybuchł gromkim śmiechem, który wypełnił całego Cayenne. Chwilę zajęło mu zanim się uspokoił i po chwili powiedział:
– Kochanie..., nie pytałem o sticki tylko o..., papier. Paluszków wezmę zdecydowanie najwięcej, bo oboje chyba staliśmy się fanami... – dodał, kiwając się w stronę drogi wylotowej z Cape Coral na wschód. Nie rozłączając się z Grace jeszcze raz zapytał, słysząc jak krzątała się po domu "czy nie dokupić dyni, jeśli i tak, i tak jedzie w tamtą stronę. Miał jedynie nadzieję, że nie będzie korków i że nie wróci do domu na ostatnią chwilę, żeby przebrać się przed wyjściem na potańcówkę i wspólne z Soriente i jego dziewczyną, zbieranie cukierków w okolicy.
– Kupować coś jeszcze, kochanie? – Dopytywał, chcąc zająć się czymś, czym nie odwróci swojej uwagi od drogi.
a
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Przewróciła oczyma. Nie widział tego, ale mógł się domyślać, bazując na tonie jej głosu, szelestu oddechu i cichym cmoknięciom. Musiała także uśmiechać się, bowiem głoski szczelinowe, nabrały dźwięczności charakterystycznej wtedy, gdy rozciągały się kąciki ust w rozbawieniu.
- No tak... Mówimy cały czas o papierze. Myślę, że jedna paczka z dwudziestoma pięcioma rolkami powinna wystarczyć, a jeśli będzie mniej czy zamiast papieru znajdziesz bibułę albo serpentyny... Weź je. Nie będziemy przecież wyprawiać się do Miami - także wolała mieć go już w domu, a nie wyłącznie słyszeć przez połączenie telefoniczne. Nie przeszkadzał jej fakt, że większość czasu spędzali wspólnie; nawet, jeśli nie zajęci tym samym, to siedząc w jednym pomieszczeniu. Po dłuższej rozłące, odczuwała... Brak. Tak jak teraz. Nie doszukiwała się jednak w tej prawdzie żadnego, drugiego dna bądź powodów do niepokoju. Kochali się, dlaczego więc na siłę stwarzać problemy?
Kucnąwszy przed piekarnikiem, nastawiła temperaturę i wybrała opcje grzania. W środku, w naczyniu żaroodpornym, tkwiły obrane i pokrojone kawałki dyni. Chciała je upiec, aby jutro móc przecisnąć przez praskę na kopytka. Liczyła, że nie wrócą szybko do domu, a następnie dnia z kolei nie wstaną przed południem, dlatego też pomysł na szybki obiad był na wagę złota. Joseph polubił dynie, zamierzała więc iść za ciosem, póki mieli dostęp do sprawdzonych już produktów z plantacji.
- Możesz zatrzymać się i wziąć trzy, albo i cztery, jeśli chcesz zjeść w tygodniu jeszcze raz zupę krem. A jak w sklepie wypatrzysz żelki w postaci gałek ocznych, to weź jedną paczkę. Wsypałabym kilka, dla efektu, do miski z cukierkami - nie sądziła, że może odkryć w sobie tyle, dziecięcej radości w dzisiejszym dniu.
Przewróciła oczyma. Nie widział tego, ale mógł się domyślać, bazując na tonie jej głosu, szelestu oddechu i cichym cmoknięciom. Musiała także uśmiechać się, bowiem głoski szczelinowe, nabrały dźwięczności charakterystycznej wtedy, gdy rozciągały się kąciki ust w rozbawieniu.
- No tak... Mówimy cały czas o papierze. Myślę, że jedna paczka z dwudziestoma pięcioma rolkami powinna wystarczyć, a jeśli będzie mniej czy zamiast papieru znajdziesz bibułę albo serpentyny... Weź je. Nie będziemy przecież wyprawiać się do Miami - także wolała mieć go już w domu, a nie wyłącznie słyszeć przez połączenie telefoniczne. Nie przeszkadzał jej fakt, że większość czasu spędzali wspólnie; nawet, jeśli nie zajęci tym samym, to siedząc w jednym pomieszczeniu. Po dłuższej rozłące, odczuwała... Brak. Tak jak teraz. Nie doszukiwała się jednak w tej prawdzie żadnego, drugiego dna bądź powodów do niepokoju. Kochali się, dlaczego więc na siłę stwarzać problemy?
Kucnąwszy przed piekarnikiem, nastawiła temperaturę i wybrała opcje grzania. W środku, w naczyniu żaroodpornym, tkwiły obrane i pokrojone kawałki dyni. Chciała je upiec, aby jutro móc przecisnąć przez praskę na kopytka. Liczyła, że nie wrócą szybko do domu, a następnie dnia z kolei nie wstaną przed południem, dlatego też pomysł na szybki obiad był na wagę złota. Joseph polubił dynie, zamierzała więc iść za ciosem, póki mieli dostęp do sprawdzonych już produktów z plantacji.
- Możesz zatrzymać się i wziąć trzy, albo i cztery, jeśli chcesz zjeść w tygodniu jeszcze raz zupę krem. A jak w sklepie wypatrzysz żelki w postaci gałek ocznych, to weź jedną paczkę. Wsypałabym kilka, dla efektu, do miski z cukierkami - nie sądziła, że może odkryć w sobie tyle, dziecięcej radości w dzisiejszym dniu.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Warren
Uśmiechnął się słysząc, że żona musiała zrobić dokładnie to samo; poznawał po oddechu chwilami jej nastrój i wyłapywał w głosie wszystkie nawet te najmniejsze zmiany. Nie wiedział czy miała podobnie, ale chwilami miał wrażenie, że nie musiał nic mówić, a Grace i tak, i tak wiedziała, o co mu chodziło. Ostatnio szczególnie wydawała się wyczulona na to jak mówił, a przede wszystkim o czym, mimo że spodziewała się, że myślami może być gdzieś, gdzie nie chciałby, żeby była i ona, ale tylko dlatego, żeby oszczędzić jej nieprzyjemności. Nie mówili o jego byłej, martwej żonie i nie myślał o niej nawet teraz, ale im bliżej było do Halloween, tym częściej błądził myślami i wracał w nich do córki, żeby prześlizgnąć się przez czerń bolesnych wspomnień i złapać przyszłości jaśniejącej w jego głowie punkcikami imion, dat i terminów.
– Pałeczki i Walmart przy wylotowej i jak nie będzie papieru, to znajdę coś, co nada się na dekorację, a potem wracam do domu. Chcę posiedzieć i nacieszyć się tobą w stroju greckiej heroiny zanim będziemy wychodzić – odpowiedział, przeskakując z pasa na pas w stronę zjazdu. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy wspomniała o oczach-żelkach; najobrzydliwsze, a jednocześnie najlepsze w nich było to, że nagryzione strzelały w ustach, wylewając z siebie żelowaty, wiśniowy syrop. – Na pewno tylko jedną paczkę? – dopytywał; wiedział, że przepadała za żelkami i nawet teraz, mimo że pałeczki w czekoladzie z jogurtowo-truskawkowym nadzieniem wydawały się największą miłością Grace, kilka razy zauważył, że ma mniej żelków o smaku coli niż, kiedy sprawdzał poprzednim razem.
– W takim razie podjadę po kilka..., a może chciałabyś pestki? Przeprażylibyśmy je na blaszy w piekarniku i zjeść zamiast popcornu na kolejnej odsłonie Obecności. Ile nam zostało tak właściwie do obejrzenia? To o zakonnicy i La Llorna?
Uśmiechnął się słysząc, że żona musiała zrobić dokładnie to samo; poznawał po oddechu chwilami jej nastrój i wyłapywał w głosie wszystkie nawet te najmniejsze zmiany. Nie wiedział czy miała podobnie, ale chwilami miał wrażenie, że nie musiał nic mówić, a Grace i tak, i tak wiedziała, o co mu chodziło. Ostatnio szczególnie wydawała się wyczulona na to jak mówił, a przede wszystkim o czym, mimo że spodziewała się, że myślami może być gdzieś, gdzie nie chciałby, żeby była i ona, ale tylko dlatego, żeby oszczędzić jej nieprzyjemności. Nie mówili o jego byłej, martwej żonie i nie myślał o niej nawet teraz, ale im bliżej było do Halloween, tym częściej błądził myślami i wracał w nich do córki, żeby prześlizgnąć się przez czerń bolesnych wspomnień i złapać przyszłości jaśniejącej w jego głowie punkcikami imion, dat i terminów.
– Pałeczki i Walmart przy wylotowej i jak nie będzie papieru, to znajdę coś, co nada się na dekorację, a potem wracam do domu. Chcę posiedzieć i nacieszyć się tobą w stroju greckiej heroiny zanim będziemy wychodzić – odpowiedział, przeskakując z pasa na pas w stronę zjazdu. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy wspomniała o oczach-żelkach; najobrzydliwsze, a jednocześnie najlepsze w nich było to, że nagryzione strzelały w ustach, wylewając z siebie żelowaty, wiśniowy syrop. – Na pewno tylko jedną paczkę? – dopytywał; wiedział, że przepadała za żelkami i nawet teraz, mimo że pałeczki w czekoladzie z jogurtowo-truskawkowym nadzieniem wydawały się największą miłością Grace, kilka razy zauważył, że ma mniej żelków o smaku coli niż, kiedy sprawdzał poprzednim razem.
– W takim razie podjadę po kilka..., a może chciałabyś pestki? Przeprażylibyśmy je na blaszy w piekarniku i zjeść zamiast popcornu na kolejnej odsłonie Obecności. Ile nam zostało tak właściwie do obejrzenia? To o zakonnicy i La Llorna?
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Udawała, że się zastanawiała, ale odpowiedź mogła być tylko jedna i Joseph doskonale ją znał. Grace, bardziej od słodkiego, lubiła kwaśne. Ostatnio, prawdopodobnie przez hormony i inne, ciążowe zachcianki, podjadała czekoladki bądź właśnie paluszki, ale na co dzień, zazwyczaj siegała po przekąski kwaśne, wykręcające twarz niż rozplywające się w ustach słodkości.
- Aye aye captain. Mam tylko nadzieję, że wieczór będzie faktycznie ciepły, bo w tym materiale przypominającym mgiełkę, zmarzne w deszczu czy przy spadku temperatury... Nic nie mówisz, bo już widzisz tę sukienkę na moim ciele i mnie na kanapie, wyciągnięta jak podczas sympozjon? - szepnęła, odruchowo przesłaniając telefon dłonią. W duchu miała nadzieję, że Joseph przelączając ją po odpaleniu silnika na głośnomówiący, wyregulował natężenie głosu i jej sugestywne słowa, nie wyjdą poza wnętrze porsche.
- ... Jedną dla dzieciaków, dwie dla nas - w takich chwilach, Lily liczyła osobno, co musiał zauważyć, dławiąc paraknięcie śmiechem.
- Chciałabym. Dobrze byłoby je uprażyć z przyprawą. Zaraz zerknę, czy ją mamy... Jest! - wtrąciła po ciszy z jej strony zmąconej tylko szelestem przekładanych paczuszek. - Mhm. Dokładnie te dwie i tak sobie myślę, że chciałabym obejrzeć też stare, dobre Lśnienie. W zeszłym roku wyszła ekranizacja Doktora Sna, który jest kontynuacją, ale ma dość mierne opinie... Choć może na rozluźnienie przed snem? Poszperam, czy jest dostępny w bibliotece na życzenie... Już dojechałeś!? Tak szybko? Ile miałeś na liczniku, co?
Odetchnęła, słysząc, że jest papier - w końcu! - żelki i czekoladowe pałeczki...
koniec
Udawała, że się zastanawiała, ale odpowiedź mogła być tylko jedna i Joseph doskonale ją znał. Grace, bardziej od słodkiego, lubiła kwaśne. Ostatnio, prawdopodobnie przez hormony i inne, ciążowe zachcianki, podjadała czekoladki bądź właśnie paluszki, ale na co dzień, zazwyczaj siegała po przekąski kwaśne, wykręcające twarz niż rozplywające się w ustach słodkości.
- Aye aye captain. Mam tylko nadzieję, że wieczór będzie faktycznie ciepły, bo w tym materiale przypominającym mgiełkę, zmarzne w deszczu czy przy spadku temperatury... Nic nie mówisz, bo już widzisz tę sukienkę na moim ciele i mnie na kanapie, wyciągnięta jak podczas sympozjon? - szepnęła, odruchowo przesłaniając telefon dłonią. W duchu miała nadzieję, że Joseph przelączając ją po odpaleniu silnika na głośnomówiący, wyregulował natężenie głosu i jej sugestywne słowa, nie wyjdą poza wnętrze porsche.
- ... Jedną dla dzieciaków, dwie dla nas - w takich chwilach, Lily liczyła osobno, co musiał zauważyć, dławiąc paraknięcie śmiechem.
- Chciałabym. Dobrze byłoby je uprażyć z przyprawą. Zaraz zerknę, czy ją mamy... Jest! - wtrąciła po ciszy z jej strony zmąconej tylko szelestem przekładanych paczuszek. - Mhm. Dokładnie te dwie i tak sobie myślę, że chciałabym obejrzeć też stare, dobre Lśnienie. W zeszłym roku wyszła ekranizacja Doktora Sna, który jest kontynuacją, ale ma dość mierne opinie... Choć może na rozluźnienie przed snem? Poszperam, czy jest dostępny w bibliotece na życzenie... Już dojechałeś!? Tak szybko? Ile miałeś na liczniku, co?
Odetchnęła, słysząc, że jest papier - w końcu! - żelki i czekoladowe pałeczki...
koniec
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892