Od ich ostatniego spotkania minęło kilka dni. Wiele się w jego życiu wydarzyło, ale i tak nie mógł nie myśleć o Fletcher i jej problemie. Los tej dziewczyny dość mocno go przejął. Do tego stopnia, że gdy usłyszał o nadchodzącym huraganie cały dzień bił się z myślami, czy do niej napisać. W końcu nie wytrzymał i wieczorem, gdy powinna być już po pracy w domu postanowił się upewnić, że jest bezpieczna. Znał jej grafik, więc kilka minut po dwudziestej drugiej napisał, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Odczekał jeszcze chwilę i zadzwonił, ale też na darmo. Dopiero za trzecim razem odebrała. - Mała! Czemu nie odbierasz? - Rzucił z pretensją na powitanie, bo już faktycznie zaczął się martwić, że coś złego się stało. - Pisałem do ciebie. Mam nadzieję, że... - Zamilkł, bo coś tutaj nie grało. Zaczął nasłuchiwać kilka sekund i dałby sobie rękę uciąć, że Lisbath nie była teraz w domu. Nagle zimny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Co ten dzieciak wyrabiał na zewnątrz w taką pogodę. - Gdzie ty jesteś do cholery i czemu nie w domu? Oszalałaś? Idzie huragan - uniósł głos, bo teraz to już przestało być śmieszne, a on faktycznie zaczął zastanawiać się co jej znów się ubzdurało, żeby szlajać się po dworze zamiast siedzieć w bezpiecznym miejscu, gdy ewidentnie zaraz na zewnątrz rozpęta się piekło.
Lisbeth Fletcher
a
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Faktycznie kilka dni minęło i jakoś tak doszła do wniosku, że bez Remiego wyskakującego zza każdego rogu, zrobiło się jakoś tak cicho. Miała to być jednak cisza przed burzą i to dosłownie, jak się okazuje. Ten dzień był jakiś pechowy, nie wyspała się, na treningu jej nie poszło, na grobie Margot ktoś był, więc musiała czaić się za drzewami, aż sobie nie pójdzie, a w sklepie zabrakło awokado, więc musiała pójść do innego, który był znacznie dalej. Potem jak wróciła, nie potrafiła znaleźć kluczy, a pogoda była dość nieciekawa. Znów poszła do sklepu, ale tam jej własności nie było, więc ruszyła na hale treningową, tam też nie znajdując swojej własności. Został jeszcze cmentarz, było tam pusto i przerażająco, była zmęczona, zziębnięta i nie wiedziała, co powinna zrobić. W dodatku telefon jej się urywał, ale korzystała z latarki, więc nie mogła odebrać. Poza tym obawiała się, że to rodzice, a tych nie chciała martwić. Nie mogła pozwolić na to, by powiedzieli, że jej mieszkanie w pojedynkę było jednak złym pomysłem. Tylko, że wiatr naprawdę był silny, a nie miała sposobności oglądać dzisiaj prognozy. Stresowało ją to naprawdę mocno, do tego ten dzwoniący telefon. Zerknęła na wyświetlacz i z ulgą zauważyła, że to nie rodzice, ani jej brat.
- Nie mogę teraz rozmawiać - odebrała, od razy o tym mówiąc. Miała w zamiarze zaraz się rozłączyć, ale Remi szybko zaczął wywalać z siebie słowa. Pierwszy raz był w stosunku do niej taki... groźny? Podenerwowany? Nie wiedziała, jak ma to interpretować, ale zaskoczył ją. - Nie oszalałam! - odpowiedziała odruchowo sama podnosząc głos, bo jednak też była od dłuższego czasu zestresowana. - Zgubiłam gdzieś klucze i nie mogę znaleźć, ok? Właśnie szukam ich na cmentarzu, ale zadzwoniłeś, a jakby potrzebuję latarki, więc się rozłączę... - wyjaśniła, nie mając czasu na zastanawianie się co powinna powiedzieć, a czego nie. Działała w emocjach i obawiała się coraz bardziej, że kluczy i tak nie uda jej się tutaj znaleźć. Nie miała natomiast żadnego planu zapasowego, poza przeczekaniem przed domem i zadzwonieniem rano po jakiegoś ślusarza, czy pojechaniem rano po zapasowe klucze do rodziców, pod pretekstem, że dopiero co tamte złamała, czy coś.
Remi Soriente
- Nie mogę teraz rozmawiać - odebrała, od razy o tym mówiąc. Miała w zamiarze zaraz się rozłączyć, ale Remi szybko zaczął wywalać z siebie słowa. Pierwszy raz był w stosunku do niej taki... groźny? Podenerwowany? Nie wiedziała, jak ma to interpretować, ale zaskoczył ją. - Nie oszalałam! - odpowiedziała odruchowo sama podnosząc głos, bo jednak też była od dłuższego czasu zestresowana. - Zgubiłam gdzieś klucze i nie mogę znaleźć, ok? Właśnie szukam ich na cmentarzu, ale zadzwoniłeś, a jakby potrzebuję latarki, więc się rozłączę... - wyjaśniła, nie mając czasu na zastanawianie się co powinna powiedzieć, a czego nie. Działała w emocjach i obawiała się coraz bardziej, że kluczy i tak nie uda jej się tutaj znaleźć. Nie miała natomiast żadnego planu zapasowego, poza przeczekaniem przed domem i zadzwonieniem rano po jakiegoś ślusarza, czy pojechaniem rano po zapasowe klucze do rodziców, pod pretekstem, że dopiero co tamte złamała, czy coś.
Remi Soriente
mów mi/kontakt
Lilka
a
No chyba ją popierdoliło! Co ona robiła na cmentarzu w taką noc. Nie mógł wręcz uwierzyć w każde słowo jakie usłyszał, bo naprawdę sądził, że oszalała. - Jakim cmentarzu do cholery? Lisa! - Był przejęty i w zasadzie sam nie wiedział kiedy zaczął nerwów chodzić po salonie i w głowie układać plan jak wyciągnąć Lisbeth z tej sytuacji w którą się wpakowała. - Lisbeth nie możesz tam teraz być, słyszysz mnie!? - Znów podniósł głos, ale to dlatego, że co chwile coś przerywało, a w dodatku jeszcze huczący wiatr całkowicie ją zagłuszał. Zrozumiał, że szuka kluczy na cmentarzu, ale było to po prostu wywnioskowane ze zlepków słów jakie do niego dotarły. - Mała wyjdź z cmentarza. Tam jest zbyt wiele drzew, rozumiesz? - Był już holu zakładając buty, gdy wydawał jej teraz polecenia. - Musisz znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Zbliżą się huragan - mówił dalej i właściwie nie wiedział, czy sam nie postępuje jak totalny kretyn wsiadając do samochodu w taką pomogę. Ale przecież nie mógł jej tam tak zostawić, prawda? Absolutnie też nie mógł martwić Waldo, który pewnie sam teraz przejmował się sobą i Helą. W zasadzie Soriente nie chciał wiedzieć, co by się stało gdyby ostatecznie nie zadzwonił do tej głupie dziewuchy. - Przestań szukać tych kluczy i się ukryj! - Warknął już naprawdę zdenerwowany, bo sytuacja robiła się z każdą minutą coraz groźniejsza, a Lisbeth chyba kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego w jak chujowym jest położeniu.
Lisbeth Fletcher
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś na nią krzyczy, bo jednak jako dziecko nie sprawiała problemów, to i jej rodzice zwykle się na nią nie denerwowali. Słowem, udało jej się te dwadzieścia dwa lata życia praktycznie przeżyć bez podobnych sytuacji. Głównie dlatego tak zaskoczyło ją zachowanie mężczyzny. Niby wiedziała, że miał do tego prawo, a raczej miała o tym wiedzieć potem, jak już się nad tym zastanowi, bo aktualnie sama była w stresie, więc jego zdenerwowanie jej nie pomagało.
- To co? Mam się teleportować?! - odpowiedziała, a raczej rzuciła głośno do słuchawki, nie panując nad słowami. Akurat wiatr zaświszczał i aż cała drgnęła. Już wcześniej nie czuła się tutaj bezpieczna, ale teraz jakoś nie było lepiej i powoli zaczynała żałować, że odebrała ten telefon. W dodatku nie potrafiła tak po prostu się rozłączyć, kiedy do niej mówił. Nawet mimo emocji była po prostu chyba zbyt dobrze wychowana. - Bez kluczy mam stąd iść? - zapytała głupio, nie czekając tak naprawdę na żadną odpowiedź z jego strony. Zaraz jednak jakaś gałąź niedaleko niej się złamała i z tego wszystkiego nie zapanowała nad głośnym piskiem i podskokiem. - Dobrze, idę! Nie krzycz już na mnie - odpowiedziała do słuchawki, faktycznie próbując skierować się w stronę wyjścia. Zrezygnowała jednak z alejki, wzdłuż której rosły drzewa. - Spokojnie, dam sobie radę - dodała oddychając przy tym ciężko i ze zmęczenia i ze stresu. Tylko, że przez to, że szła po omacku, wywaliła się o jakiś korzeń, więc ponownie krzyknęła, upadając na ziemię, a telefon na moment wypadł jej z rąk. Odszukała go zaraz na trawie, jak już się zebrała z mokrej ziemi. - Tylko upadłam, nic nie widzę, serio się rozłączę - zakomunikowała, zbierając się do pionu i pociągając nosem. Mimo wszystko rozmawianie z nim w tym momencie nie pomagało jej wcale, a nie potrzebowała teraz zbędnych, niezadowolonych komentarzy.
Remi Soriente
- To co? Mam się teleportować?! - odpowiedziała, a raczej rzuciła głośno do słuchawki, nie panując nad słowami. Akurat wiatr zaświszczał i aż cała drgnęła. Już wcześniej nie czuła się tutaj bezpieczna, ale teraz jakoś nie było lepiej i powoli zaczynała żałować, że odebrała ten telefon. W dodatku nie potrafiła tak po prostu się rozłączyć, kiedy do niej mówił. Nawet mimo emocji była po prostu chyba zbyt dobrze wychowana. - Bez kluczy mam stąd iść? - zapytała głupio, nie czekając tak naprawdę na żadną odpowiedź z jego strony. Zaraz jednak jakaś gałąź niedaleko niej się złamała i z tego wszystkiego nie zapanowała nad głośnym piskiem i podskokiem. - Dobrze, idę! Nie krzycz już na mnie - odpowiedziała do słuchawki, faktycznie próbując skierować się w stronę wyjścia. Zrezygnowała jednak z alejki, wzdłuż której rosły drzewa. - Spokojnie, dam sobie radę - dodała oddychając przy tym ciężko i ze zmęczenia i ze stresu. Tylko, że przez to, że szła po omacku, wywaliła się o jakiś korzeń, więc ponownie krzyknęła, upadając na ziemię, a telefon na moment wypadł jej z rąk. Odszukała go zaraz na trawie, jak już się zebrała z mokrej ziemi. - Tylko upadłam, nic nie widzę, serio się rozłączę - zakomunikowała, zbierając się do pionu i pociągając nosem. Mimo wszystko rozmawianie z nim w tym momencie nie pomagało jej wcale, a nie potrzebowała teraz zbędnych, niezadowolonych komentarzy.
Remi Soriente
mów mi/kontakt
Lilka
a
Rzadko dawał się ponieść emocjom, ale naprawdę bał się o nią w tym momencie. Nie mógł też prosić nikogo o pomoc. Służby ratownicze były zajęte, a rodzina Fletcher na nic by się tutaj zadała. Musiał sam zadbać o to, aby sprowadzić ją w bezpieczne miejsce i wolałby, aby mu w tym pomagała, a nie utrudniała. - Przepraszam. Nie chcę ciebie dodatkowo stresować, ale sam jestem zdenerwowany - odpowiedział nieco spokojniej, bo faktycznie lepiej było jej dodatkowo nie prowokować. Pewnie i tak była przerażona tym co działo się wokół. - Idź do wyjścia wschodniego wyjścia - mówił dalej, ale nie miał pewności czy go słyszała. Kilka sekund później dobiegły go po raz kolejny niepokojące dźwięki - LISA! Hej mała! Mała jesteś tam? - Jej krzyk przeszył go na wskroś i serce ścisnęło się w nim na moment, ale całe szczęście zaraz znów podniosła słuchawkę. - Nie! Nie rozłączaj się - wyjechał już za bramę i na tyle na ile pozwalały mu warunki jechał w kierunku cmentarza. Wcale nie było to łatwe, gdy na drodze co i rusz pojawiały się przeszkody w postaci zwalonych gałęzi, koszy na śmieci i innych rupieci, które nieprzymocowane odfrunęły z posesji swoich właścicieli. - Włącz głośno mówiący i latarkę, ale nie rozłączaj się, zgoda? - Poprosił ją po raz kolejny, a potem skręcił gwałtownie, gdy tuż przed jego maską przewróciła się uliczna latarnia. - Ja pierdole... Mała? Mała jesteś tam? - Zapytał, ale już prawie nic nie słyszał. - Jadę po ciebie. Znajdź jakieś bezpieczne miejsce i ukryj się, słyszysz? Znajdź kryjówkę! - Tyle. Nie miał pojęcia czy Fletcher go słyszy czy nie. Sam był przerażony, ale i tak docisnął pedał gazu. Musiał ją odnaleźć najszybciej jak to możliwe.
Lisbeth Fletcher
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Odetchnęła z ulgą, kiedy przeprosił. Wciąż wisiała z nim na telefonie, ale w zasadzie nie wiedziała, co tak naprawdę powinna zrobić. Rozłączyć się? To byłoby rozsądne, ale co dalej? Wrócić do domu? Nie miała kluczy. Zadzwonić do rodziców? Wykluczone, matka zaraz uznałaby, że musi wprowadzić się z powrotem. Napisać do Waldo? Na pewno by jej pomógł, ale powinien skupić się na Heli, a nie na niej. Trenerze i osoby ich pokroju też zaraz powiadomiliby jej rodziców. Była więc sama w tym wszystkim... no może poza Remim, który stale był po drugiej stronie telefonu.
- Wschodniego?! To mi nie po drodze - oznajmiła, ale i tak machinalnie zrobiła to, co kazał, bo sama była na tyle zagubiona, że bez podobnych poleceń raczej było kiepsko. W dodatku trochę już tych kluczy korzystając z latarki szukała, więc zaraz miał pojawić się kolejny problem. - Spokojnie, wszystko gra... to tylko taki trochę silniejszy deszcz - nie wiedziała, czy próbuje jego, czy siebie uspokoić. Nie sądziła, że po nią przyjedzie, więc gdy ją o tym powiadomił, trochę nią to wstrząsnęło. - Co? Nie musisz przecież! - zawołała, zatrzymując się przy wyjściu przy jakimś większym grobowcu, aby chociaż przez chwilę deszcz na nią nie padał. Była w niemałym szoku tym, że on faktycznie tutaj jedzie, a chociaż nie wiedziała, co sama może zrobić, to wydawało jej się, że mimo wszystko nie powinna przyjmować pomocy. - Serio, dałabym radę - jęknęła, masując kolano, które po jej wcześniejszym upadku trochę ucierpiało. Westchnęła też zaraz, z przerażeniem rozglądając się dookoła i wtedy właśnie usłyszała ten charakterystyczny dźwięk. - Cholera... - rzuciła, a chociaż nie była w tym tak dosadna, jak Remi, to jednak takie słowa nie były dla niej zbyt częste. - Bateria mi pad... - no i tyle. Wyświetliło się, że telefon zaraz się wyłączy, a potem faktycznie zgasł, a ona została sama, chociaż nie w takiej całkowitej ciemności, bo lampa przed wejściem rzucała nieco światła. Tylko, że to niekoniecznie dawało jej jakieś poczucie bezpieczeństwa. No i odczekała rzeczywiście kilka minut, ale potem stwierdziła, że nie może tak i najlepiej będzie jak po prostu wróci do domu i... i sama nie wie co, ale w każdym razie schowała telefon do przemoczonej kieszeni bluzy i ruszyła przez wyjście, gotowa faktycznie skierować się do soebie.
Remi Soriente
<koniec>
- Wschodniego?! To mi nie po drodze - oznajmiła, ale i tak machinalnie zrobiła to, co kazał, bo sama była na tyle zagubiona, że bez podobnych poleceń raczej było kiepsko. W dodatku trochę już tych kluczy korzystając z latarki szukała, więc zaraz miał pojawić się kolejny problem. - Spokojnie, wszystko gra... to tylko taki trochę silniejszy deszcz - nie wiedziała, czy próbuje jego, czy siebie uspokoić. Nie sądziła, że po nią przyjedzie, więc gdy ją o tym powiadomił, trochę nią to wstrząsnęło. - Co? Nie musisz przecież! - zawołała, zatrzymując się przy wyjściu przy jakimś większym grobowcu, aby chociaż przez chwilę deszcz na nią nie padał. Była w niemałym szoku tym, że on faktycznie tutaj jedzie, a chociaż nie wiedziała, co sama może zrobić, to wydawało jej się, że mimo wszystko nie powinna przyjmować pomocy. - Serio, dałabym radę - jęknęła, masując kolano, które po jej wcześniejszym upadku trochę ucierpiało. Westchnęła też zaraz, z przerażeniem rozglądając się dookoła i wtedy właśnie usłyszała ten charakterystyczny dźwięk. - Cholera... - rzuciła, a chociaż nie była w tym tak dosadna, jak Remi, to jednak takie słowa nie były dla niej zbyt częste. - Bateria mi pad... - no i tyle. Wyświetliło się, że telefon zaraz się wyłączy, a potem faktycznie zgasł, a ona została sama, chociaż nie w takiej całkowitej ciemności, bo lampa przed wejściem rzucała nieco światła. Tylko, że to niekoniecznie dawało jej jakieś poczucie bezpieczeństwa. No i odczekała rzeczywiście kilka minut, ale potem stwierdziła, że nie może tak i najlepiej będzie jak po prostu wróci do domu i... i sama nie wie co, ale w każdym razie schowała telefon do przemoczonej kieszeni bluzy i ruszyła przez wyjście, gotowa faktycznie skierować się do soebie.
Remi Soriente
<koniec>
mów mi/kontakt
Lilka