Finnick
Hatherwood
data i miejsce urodzenia
11.01.1985, Hope Valley
orientacja seksualna
heteroseksualny
miejsce pracy
Wojska Lądowe Stanów Zjednoczonych (US Army)
stanowisko pracy
żołnierz w stanie spoczynku
narracja
3 os. czasu przeszłego
wizerunek
Hemsworth, Chris
about me
Zawsze miał po co wracać, bez względu na to w jak trudnej sytuacji by się nie znalazł. A przecież bywało różnie. Od początku mówiono mu, że to nie będzie zabawa dla dużych chłopców i że wcale nie bedzie fajnie. Przecież doskonale o tym wiedział. Ludzie wracali z wojen z problemami, o których jemu, wtedy gdy kończył wojsko i przygotowywał się do swojej pierwszej misji, nawet się nie śniło. Kiedy sam zaczynał, nawet nie myślał o tym, że sam ma szansę skończyć z PTSD albo jako kaleka. Nie myślał właściwie o niczym, na dobrą sprawę. Wtedy jedynie pragnął się na coś przydać, czemuś przysłużyć. A przecież na wojny wyjeżdżało się w słusznej sprawie.
A więc wyjeżdżał, a jednak za każdym razem przyświecała mu ta sama myśl – że musi wrócić. Nie wyobrażał sobie nawet, by kiedykolwiek miało być inaczej, chociaż początkowo miał tutaj tylko jedną osobę, dla której było warto, mamę. I sądził, że to w zupełności wystarczało, by zrobić wszystko, absolutnie wszystko by wrócić w jednym kawałku. Wiedział, że nie zostałaby całkiem sama, gdyby coś mu się stało, bo mimo, że jego ojciec pewnego dnia przepadł i nigdy więcej go nie zobaczyli, w domu była ich trójka, ale... chyba już wtedy przeczuwał, że lepiej nie pokładać w bracie całych nadziei. Nigdy nie byli specjalnie blisko, ale kiedy ten poszedł na studia, Finnickowi zdawało się, że oddalali się od siebie coraz bardziej z każdą jego misją i każdym kolejnym semestrem Sawyera. I że stawali się dwiema kompletnie różnymi od siebie osobami, które nigdy nie miały dojść do porozumienia.
Ale o tym nie myślał. Za każdą podjętą misją mu się udawało i mimo tego, że wiele razy robiło się gorąco, a kilka razy otarł się o śmierć, zawsze do kraju wracał z tarczą, a nie na niej. Co wcale nie oznaczało, że czuł się jak Kapitan Ameryka. Nie, właściwie nigdy tak nie było, nie miał żadnego dziwnego syndromu bohatera – podobnie jak z drugiej strony nie czuł się źle z tym, że jego ruchomy cel był w rzeczywistości innym człowiekiem. Tak musiało być.
Z biegiem lat przyswoił, że robił po prostu to, co musi, by po wszystkim wsiąść w samolot i powrócić do kraju jako żywy, ku czemu z czasem miał tylko większą motywację, bo w jego życiu pojawił się ktoś inny, ktoś specjalny. Słyszał wiele razy, że zakochiwanie się, będąc jednocześnie w czynnej służbie równało się masochizmowi, ale... sądził, że jemu i Celii jakoś udawało się to wszystko ułożyć. Wiedział, że zależało jej by został i że nienawidziła, kiedy wyjeżdża. On też pomału zaczynał, a jednak coś pchało go do tego, by po każdej "ostatniej" obiecanej misji jednak następowała kolejna, również "ostatnia". Zbliżając się do skończenia trzydziestu pięciu lat coraz bardziej zaczynał pojmować, że naprawdę musiał pomału z tym kończyć, nie tylko dla ich związku, ale także dla siebie samego. Z tym, że w pewnej chwili powód pierwszy jakby stracił na znaczeniu.
Na faktycznie ostatnią misję wyjechał zdradzony – dosłownie i w przenośni. Chociaż rozmawiali, chociaż prosił, by została i obiecał wybaczyć, zapomnieć i zacząć od nowa, dopiero na froncie zrozumiał, że jest to niemożliwe. Coś takiego jak bezgraniczne zaufanie, jakie wcześniej miał do niej, nagle przepadło, a każda próba kontaktu z nią, którego nigdy nie ograniczał, gdy wyjeżdżał, kończyła się tym, że zwyczajnie nie mógł i odkładał telefon, poddawał się raz po raz. To wszystko go podłamało. Nie chce w to wierzyć, ale czasem wydaje mu się, że tamtego dnia, kiedy kula przeszyła jego udo, był nieuważny właśnie przez to wszystko, przez fakt, że nie umiał wyrzucić ze swojej głowy myśli powiązanych z domem, z nią i z tym wszystkim. Później już nie miał z tym problemu, bo później był już tylko ból.
Sądził, że jest na niego odporny, ale jednak nie był – a przynajmniej nie na tyle, by teraz być w stanie spokojnie myśleć o tamtym pobycie w szpitalu w Afganistanie. Do domu powrócił o czasie, zupełnie tak, jakby przez ostatnie trzy tygodnie misji nie leżał niemalże przykuty do łóżka. Wszystko było z pozoru okej, ale pozory lubią mylić i tak też zdarzyło się w tym przypadku. Nawracający ból zaprowadził go ponownie do lekarskiego gabinetu, który zaczął odwiedzać niemalże regularnie. Żałował wtedy, że nie było już przy nim Celii, ale z drugiej strony wiedział, że nie pozostało mu nic innego, jak dać jej odejść i spróbować o tym zapomnieć. Nie miał siły walczyć i próbować odzyskać to, co mieli, kiedy ilość pozostałych problemów wystarczająco przyciągała go do ziemi, niemalże jak druga grawitacja.
》 W wyniku postrzału w udo, do którego doszło podczas ostatniej misji, na ten moment kuleje. Nie wiadomo dokładnie co jest tego przyczyną i wciąż lekarze próbują coś na to zaradzić, ale na ten moment nie ma żadnych większych rezultatów.
》 Nie ufa aplikacjom z przypomnieniami i innym takim rzeczom, natomiast bardzo sobie ceni swój kalendarz. Tak, taki fizyczny, namacalny, który dla części osób stanowi coś pokroju vintage dodatku, niż faktycznie rzeczy użytecznej. U niego jest wprost przeciwnie, a jeżeli czegoś sobie nie zanotuje w swoim kalendarzu, jest ogromna szansa, że inaczej o tym zapomni.
》 Po ostatniej misji i rozstaniu z dziewczyną postanowił zamieszkać w przyczepie campingowej. Decyzja o tym została przez niego podjęta dość przypadkowo, po tym jak uznał, że przemieszczanie się po całkiem sporym domu bądź nawet mieszkaniu sprawia mu pewien problem ze względu na nogę.
》 Powyższy fakt ułatwił mu także oszczędzanie, które od pewnego czasu traktuje bardzo poważnie. Jego mama choruje od przeszło półtora roku i zdecydowanie na nią woli przeznaczać to, co zarobił w wojsku, niż na swoje wygody, które obecnie są mu zbędne i tylko utrudniają życie, jakby nie patrzeć.
》 Ogromny z niego żarłok i trzeba przyznać, ze ma słabość do fast foodów. Starał się z tym wiele razy walczyć, ale nigdy nie skończyło się to powodzeniem. Unika jedynie meksykańskiego żarcia, bo choć je kocha, to wywołuje u niego zgagę, a tego raczej nikt nie lubi.
》 Na jego usprawiedliwienie można dodać tylko, że jest naprawdę aktywny fizycznie. Nawet mimo problemów z nogą nie przestał uprawiać sportu, chociaż oczywiście z pewnych aktywności musiał zrezygnować.
A więc wyjeżdżał, a jednak za każdym razem przyświecała mu ta sama myśl – że musi wrócić. Nie wyobrażał sobie nawet, by kiedykolwiek miało być inaczej, chociaż początkowo miał tutaj tylko jedną osobę, dla której było warto, mamę. I sądził, że to w zupełności wystarczało, by zrobić wszystko, absolutnie wszystko by wrócić w jednym kawałku. Wiedział, że nie zostałaby całkiem sama, gdyby coś mu się stało, bo mimo, że jego ojciec pewnego dnia przepadł i nigdy więcej go nie zobaczyli, w domu była ich trójka, ale... chyba już wtedy przeczuwał, że lepiej nie pokładać w bracie całych nadziei. Nigdy nie byli specjalnie blisko, ale kiedy ten poszedł na studia, Finnickowi zdawało się, że oddalali się od siebie coraz bardziej z każdą jego misją i każdym kolejnym semestrem Sawyera. I że stawali się dwiema kompletnie różnymi od siebie osobami, które nigdy nie miały dojść do porozumienia.
Ale o tym nie myślał. Za każdą podjętą misją mu się udawało i mimo tego, że wiele razy robiło się gorąco, a kilka razy otarł się o śmierć, zawsze do kraju wracał z tarczą, a nie na niej. Co wcale nie oznaczało, że czuł się jak Kapitan Ameryka. Nie, właściwie nigdy tak nie było, nie miał żadnego dziwnego syndromu bohatera – podobnie jak z drugiej strony nie czuł się źle z tym, że jego ruchomy cel był w rzeczywistości innym człowiekiem. Tak musiało być.
Z biegiem lat przyswoił, że robił po prostu to, co musi, by po wszystkim wsiąść w samolot i powrócić do kraju jako żywy, ku czemu z czasem miał tylko większą motywację, bo w jego życiu pojawił się ktoś inny, ktoś specjalny. Słyszał wiele razy, że zakochiwanie się, będąc jednocześnie w czynnej służbie równało się masochizmowi, ale... sądził, że jemu i Celii jakoś udawało się to wszystko ułożyć. Wiedział, że zależało jej by został i że nienawidziła, kiedy wyjeżdża. On też pomału zaczynał, a jednak coś pchało go do tego, by po każdej "ostatniej" obiecanej misji jednak następowała kolejna, również "ostatnia". Zbliżając się do skończenia trzydziestu pięciu lat coraz bardziej zaczynał pojmować, że naprawdę musiał pomału z tym kończyć, nie tylko dla ich związku, ale także dla siebie samego. Z tym, że w pewnej chwili powód pierwszy jakby stracił na znaczeniu.
Na faktycznie ostatnią misję wyjechał zdradzony – dosłownie i w przenośni. Chociaż rozmawiali, chociaż prosił, by została i obiecał wybaczyć, zapomnieć i zacząć od nowa, dopiero na froncie zrozumiał, że jest to niemożliwe. Coś takiego jak bezgraniczne zaufanie, jakie wcześniej miał do niej, nagle przepadło, a każda próba kontaktu z nią, którego nigdy nie ograniczał, gdy wyjeżdżał, kończyła się tym, że zwyczajnie nie mógł i odkładał telefon, poddawał się raz po raz. To wszystko go podłamało. Nie chce w to wierzyć, ale czasem wydaje mu się, że tamtego dnia, kiedy kula przeszyła jego udo, był nieuważny właśnie przez to wszystko, przez fakt, że nie umiał wyrzucić ze swojej głowy myśli powiązanych z domem, z nią i z tym wszystkim. Później już nie miał z tym problemu, bo później był już tylko ból.
Sądził, że jest na niego odporny, ale jednak nie był – a przynajmniej nie na tyle, by teraz być w stanie spokojnie myśleć o tamtym pobycie w szpitalu w Afganistanie. Do domu powrócił o czasie, zupełnie tak, jakby przez ostatnie trzy tygodnie misji nie leżał niemalże przykuty do łóżka. Wszystko było z pozoru okej, ale pozory lubią mylić i tak też zdarzyło się w tym przypadku. Nawracający ból zaprowadził go ponownie do lekarskiego gabinetu, który zaczął odwiedzać niemalże regularnie. Żałował wtedy, że nie było już przy nim Celii, ale z drugiej strony wiedział, że nie pozostało mu nic innego, jak dać jej odejść i spróbować o tym zapomnieć. Nie miał siły walczyć i próbować odzyskać to, co mieli, kiedy ilość pozostałych problemów wystarczająco przyciągała go do ziemi, niemalże jak druga grawitacja.
》 W wyniku postrzału w udo, do którego doszło podczas ostatniej misji, na ten moment kuleje. Nie wiadomo dokładnie co jest tego przyczyną i wciąż lekarze próbują coś na to zaradzić, ale na ten moment nie ma żadnych większych rezultatów.
》 Nie ufa aplikacjom z przypomnieniami i innym takim rzeczom, natomiast bardzo sobie ceni swój kalendarz. Tak, taki fizyczny, namacalny, który dla części osób stanowi coś pokroju vintage dodatku, niż faktycznie rzeczy użytecznej. U niego jest wprost przeciwnie, a jeżeli czegoś sobie nie zanotuje w swoim kalendarzu, jest ogromna szansa, że inaczej o tym zapomni.
》 Po ostatniej misji i rozstaniu z dziewczyną postanowił zamieszkać w przyczepie campingowej. Decyzja o tym została przez niego podjęta dość przypadkowo, po tym jak uznał, że przemieszczanie się po całkiem sporym domu bądź nawet mieszkaniu sprawia mu pewien problem ze względu na nogę.
》 Powyższy fakt ułatwił mu także oszczędzanie, które od pewnego czasu traktuje bardzo poważnie. Jego mama choruje od przeszło półtora roku i zdecydowanie na nią woli przeznaczać to, co zarobił w wojsku, niż na swoje wygody, które obecnie są mu zbędne i tylko utrudniają życie, jakby nie patrzeć.
》 Ogromny z niego żarłok i trzeba przyznać, ze ma słabość do fast foodów. Starał się z tym wiele razy walczyć, ale nigdy nie skończyło się to powodzeniem. Unika jedynie meksykańskiego żarcia, bo choć je kocha, to wywołuje u niego zgagę, a tego raczej nikt nie lubi.
》 Na jego usprawiedliwienie można dodać tylko, że jest naprawdę aktywny fizycznie. Nawet mimo problemów z nogą nie przestał uprawiać sportu, chociaż oczywiście z pewnych aktywności musiał zrezygnować.
Everglades Campside