Johnsie Faringham
a
Johnsie Faringham
a
— 7
Trochę zatraciła się w swoich spotkaniach z Jeremy’m i nawet nie próbowała szczególnie tego ukrywać. Czas mijał jej z nim naprawdę szybko i sprawiał wiele przyjemności, nie tylko fizycznej, ale także komfortu psychicznego, kiedy okazywało się, że nie spędzał z nią czasu tylko i wyłącznie ze względu na seks, ale także chcąc ją poznać, porozmawiać. Było to miłe i nawet nie próbowała zaprzeczać i udawać, że jest wprost przeciwnie. Gdzieś w tym wszystkim zatraciła jednak poczucie czasu i rzeczywistości, na której do tej pory tak bardzo jej zależało. Zatraciła się w tych spotkaniach do tego stopnia, że poniekąd umykał jej fakt, że to Jonathan siedział w domu, Jonathan gotował jej pyszne posiłki, Jonathan pomagał kiedy potrzebowała pomocy za czasów gdy samodzielny ruch wydawał się niemalże niemożliwością. I nie, to nie tak, że nagle przestała go kochać, bo wciąż był jej najbliższą osobą na całym świecie i wciąż chciała go niesamowicie blisko. Z drugiej jednak strony wiedziała, że nie jest to możliwe z prostego powodu — z tego, co wiedziała nie czuł on tego samego co Johnsie. Bolało, nieziemsko bolało, a czas spędzony z Jeremy’m pozwalał jej chociaż na trochę zapomnieć o tym wszystkim, co na co dzień ją maltretowało psychicznie nie dając odczuć żadnej stabilizacji pod względem ulokowanej w przyjacielu miłości. Siedząc tego wieczora u Watmore’a nie sprawdzała telefonu, pewna, że i Jon znalazł sobie jakieś zajęcie, jak to było zazwyczaj kiedy wybywała z domu. Ze spokojem powróciła więc do mieszkania, w którym zamiast typowego odgłosu muzyki czy serialu spotkała ją cisza. Pospiesznie przywitała się z Artemisem, który nagle wybudzony ze snu przybiegł sprawdzić kto wdzierał się do mieszkania, a kiedy porcja pieszczot, którą mu ofiarowała została przez niego zaakceptowana, ruszyła w kierunku pokoju przyjaciela. Delikatnie zapukała do drzwi, jednak nie czekała na odpowiedź, zaglądając do środka przez szparę. Widząc jednak smutną posturę mężczyzny zmartwiła się wchodząc głębiej do pokoju, w którym przysiadła na łóżku Jonathana, lekko dotykając dłonią jego ramienia. — Hej, wszystko w porządku? — nie lubiła kiedy się smucił, bowiem nie było to coś, co często miała okazję dostrzec i z czym wiedziała od a do z jak sobie radzić. Czasem potrafił go dopaść rodzaj smutku, na który nawet Johnsie nie znała lekarstwa, dlatego też tym razem wolała najpierw wysłuchać co ma jej do powiedzenia, a dopiero potem zabrać się za ewentualne próby poprawienia nastroju. Czasem wystarczyło zwykłe przytulenie i danie mu świadomości, że jest obok, kiedy indziej szykowała mu kąpiel i nakładała maseczkę, kiedy on leżał zrelaksowany w pachnącej owocową pianą wannie. Nie wiedziała jeszcze co miało być kluczem dzisiejszego wieczora, ale wiedziała, że nie może go zostawić w takim stanie samego. I nie, ani trochę nie podejrzewała, że to ona sama jest powodem trosk mężczyzny.
Jonathan Sallinger
Trochę zatraciła się w swoich spotkaniach z Jeremy’m i nawet nie próbowała szczególnie tego ukrywać. Czas mijał jej z nim naprawdę szybko i sprawiał wiele przyjemności, nie tylko fizycznej, ale także komfortu psychicznego, kiedy okazywało się, że nie spędzał z nią czasu tylko i wyłącznie ze względu na seks, ale także chcąc ją poznać, porozmawiać. Było to miłe i nawet nie próbowała zaprzeczać i udawać, że jest wprost przeciwnie. Gdzieś w tym wszystkim zatraciła jednak poczucie czasu i rzeczywistości, na której do tej pory tak bardzo jej zależało. Zatraciła się w tych spotkaniach do tego stopnia, że poniekąd umykał jej fakt, że to Jonathan siedział w domu, Jonathan gotował jej pyszne posiłki, Jonathan pomagał kiedy potrzebowała pomocy za czasów gdy samodzielny ruch wydawał się niemalże niemożliwością. I nie, to nie tak, że nagle przestała go kochać, bo wciąż był jej najbliższą osobą na całym świecie i wciąż chciała go niesamowicie blisko. Z drugiej jednak strony wiedziała, że nie jest to możliwe z prostego powodu — z tego, co wiedziała nie czuł on tego samego co Johnsie. Bolało, nieziemsko bolało, a czas spędzony z Jeremy’m pozwalał jej chociaż na trochę zapomnieć o tym wszystkim, co na co dzień ją maltretowało psychicznie nie dając odczuć żadnej stabilizacji pod względem ulokowanej w przyjacielu miłości. Siedząc tego wieczora u Watmore’a nie sprawdzała telefonu, pewna, że i Jon znalazł sobie jakieś zajęcie, jak to było zazwyczaj kiedy wybywała z domu. Ze spokojem powróciła więc do mieszkania, w którym zamiast typowego odgłosu muzyki czy serialu spotkała ją cisza. Pospiesznie przywitała się z Artemisem, który nagle wybudzony ze snu przybiegł sprawdzić kto wdzierał się do mieszkania, a kiedy porcja pieszczot, którą mu ofiarowała została przez niego zaakceptowana, ruszyła w kierunku pokoju przyjaciela. Delikatnie zapukała do drzwi, jednak nie czekała na odpowiedź, zaglądając do środka przez szparę. Widząc jednak smutną posturę mężczyzny zmartwiła się wchodząc głębiej do pokoju, w którym przysiadła na łóżku Jonathana, lekko dotykając dłonią jego ramienia. — Hej, wszystko w porządku? — nie lubiła kiedy się smucił, bowiem nie było to coś, co często miała okazję dostrzec i z czym wiedziała od a do z jak sobie radzić. Czasem potrafił go dopaść rodzaj smutku, na który nawet Johnsie nie znała lekarstwa, dlatego też tym razem wolała najpierw wysłuchać co ma jej do powiedzenia, a dopiero potem zabrać się za ewentualne próby poprawienia nastroju. Czasem wystarczyło zwykłe przytulenie i danie mu świadomości, że jest obok, kiedy indziej szykowała mu kąpiel i nakładała maseczkę, kiedy on leżał zrelaksowany w pachnącej owocową pianą wannie. Nie wiedziała jeszcze co miało być kluczem dzisiejszego wieczora, ale wiedziała, że nie może go zostawić w takim stanie samego. I nie, ani trochę nie podejrzewała, że to ona sama jest powodem trosk mężczyzny.
Jonathan Sallinger
mów mi/kontakt
run forest#8737
a
Było mu za siebie wstyd przez to wszystko, bo mógł powinien już wcześniej dokładnie przewidzieć, że tak właśnie będzie, że w ten sposób wszystko się skończy. Miał wrażenie, że ta nagła fala smutku, która go zalała, była kompletnie nie na miejscu i zobowiązany był nad tym zapanować, bo fakt, że Johnsie wychodziła z kimś innym nie powinien w żaden sposób go zaskakiwać. W pewnym sensie było w tym coś z prawdy - po tych latach chowania w sobie uczuć pewnie pasowałoby, aby jednak był przygotowany na taką ewentualność. Ba, przecież już nie raz i nie dwa przechodził w życiu ten etap, kiedy musiał oglądać, jak kobieta odsuwa się nieco, by niebawem zniknąć na trochę w ramionach kogoś innego. Co więcej, kiedy sam w końcu związał się z kimś jakiś czas temu, zdawał się już być kompletnie pogodzony z tym, że taki właśnie los czeka ich oboje, a on nigdy nie miał i nigdy nie będzie miał żadnych praw do niej. Wszystko to było jednak niczym innym, jak zasłoną prawdziwych faktów, a w rzeczywistości, jedną wielką farsą z nim w roli głównej. Kiedy jednak tym razem życie z niego zakpiło, to wszystko zdawało się boleć o wiele mocniej, niż wcześniej. Kiedy Johnsie nacisnęła klamkę i znalazła się w środku, kompletnie nie był jeszcze gotowy na to, by stanąć z nią twarzą w twarz. Nie zdołał nawet przemyśleć strategii na to, co powie i jak się zachowa, chociaż najbardziej prawdopodobnym było, że chciał zwyczajnie zaszyć się przed jej powrotem w łóżku i uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji. To jednak okazało się niemożliwe znacznie szybciej, niż podejrzewał. - Tak, po prostu nie czuję się najlepiej - wydusił w końcu, zerkając na nią przelotnie i wrócił do wpatrywania się w swoje stopy. Miał szczerą nadzieję, że przyjaciółka odpuści, wyczuje jego brak chęci do jakichkolwiek rozmów i pozwoli mu po prostu zaszyć się w łóżku i na jakiś krótki, nietrwały czas poczuć się tak, jakby naprawdę zniknął, bo chyba nic innego nie mogło mu pomóc w tej chwili. Obawiał się, że jeśli stanie się inaczej, jeśli nie daj boże zacznie drążyć i doszukiwać się przyczyny jego podłego nastroju, on mógłby w końcu zwyczajnie wybuchnąć i powiedzieć coś, czego później bardzo mocno by żałował. To było do niego z jednej strony kompletnie niepodobne, a z drugiej... dosyć w tej sytuacji przewidywalne. Ile mógł w końcu to wszystko w sobie trzymać? Trwało to tak długo, że czasem wierzył, że może to ukrywać już zawsze, ale podświadomość podpowiadała mu, że nawet on miał jakieś granice.
Johnsie Faringham
Johnsie Faringham
a
Tak naprawdę nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, jak bardzo zaniedbywała relacje z Jonathanem na rzecz spotkań z Jeremy’m. Kiedy widywała się z tym drugim, wmawiała sobie, że robi to w celu poprawy własnego komfortu psychicznego, a nie dlatego, że nie chce spędzać czasu z Sallingerem i naprawdę tak uważała. Teraz jednak, widząc go w tak naprawdę marnym stanie poczuła, że prawdopodobnie przesadziła i powinna bardziej zwracać na niego uwagę, szczególnie biorąc pod uwagę to, jak bardzo się dla niej poświęcał. Nie miała na świecie drugiej takiej osoby, która gotowa byłaby oddać naprawdę wiele, byle tylko zapewnić jej spokój i komfort, których potrzebowała i gdy uświadamiała sobie swoje błędy związane z mężczyzną, czuła jak coraz bardziej narasta w niej wstyd, którego nie może w żaden sposób pohamować. I nawet nie czuła, że powinna to robić, bo przecież w pełni zasługiwała na stan, w którym obecnie się znajdowała. Za to Jon nie zasługiwał na to, dlatego wciąż lekko głaskała go po plecach, jednak nienachalnie, nie chcąc przecież zmuszać go ewentualnie do czegoś, na co nie miał wyraźnie ochoty. — Zrobić ci herbatę? Albo przygotować kąpiel? A może chcesz coś razem obejrzeć? — zapytała, bo przecież nie mogła tak po prostu wyjść i udawać, że nie widzi w jakim stanie jest mężczyzna. Co więcej, miała wrażenie, że on także by nie odpuścił ot tak gdyby ona sama miała jakiś gorszy moment. Kierowała się zasadą w myśl której traktowała go tak, jak sama by chciała być traktowana przez Jonathana, przynajmniej w podobnej sytuacji. Ale na pewno nie chciałaby być ignorowana przez niego, nie chciała oglądać jego spotkań z innymi w momencie, kiedy ona sama robiła to bez chociażby mrugnięcia okiem, za co naprawdę miała sama siebie skazywać nieustannie na biczowanie w najbliższej przyszłości. — Możemy iść też na spacer z Artemisem, żeby się troszkę przewietrzyć — dorzuciła już naprawdę drżącym ze zmartwienia głosem, zastanawiając się czy powinna zabrać dłoń z jego pleców oraz jak bardzo go zraniła, nawet jeśli nieświadomie.
Jonathan Sallinger
Jonathan Sallinger
mów mi/kontakt
run forest#8737