Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
trudno jej powiedzieć kim tak naprawdę jest, jej życie naprawdę się pokomplikowało, a ona postanowiła skomplikować je jeszcze bardziej, poprzez odwiedzenie męża, który uznał ją za zmarłą
31
162

Post

001


Nie miała pewności, czy to dobry pomysł. Teraz, kiedy podjęła tyle trudu, aby przybyć do małej, florydzkiej mieściny z drugiego końca kraju, zaczęły nachodzić ją wątpliwości. A może dopiero zdała sobie z nich sprawę, kiedy stanęła na podjeździe Fredericka? Może zaczęły się pojawiać, kiedy pakowała walizkę w swoim małym mieszkaniu gdzieś w stanie Wirginia, może miały swój ciąg dalszy podczas dobierania stroju dzisiejszego poranka. A może dopiero w momencie, w którym pokonując drogę z hotelu do domu, w którym mieszkał Fred zaczęła się zastanawiać co mu tak właściwie powie. Zaczynała rozumieć - trochę zbyt późno - że nie znajdzie w słowniku słów, które w jakikolwiek sposób usprawiedliwią jej zachowanie i pomogą Fredowi zrozumieć to, dlaczego podejmowała takie, a nie inne decyzje. Oprócz strachu, który bezlitośnie znęcał się nad jej organami wewnętrznymi, czuła się też niesamowicie zagubiona. Wcześniej jasno oddzielała teraźniejsze ja od poprzedniego, ale teraz miała wrażenie, że zbijają się w jedno i sama błądziła niczym dziecko we mgle, próbując w każdej z nich znaleźć prawdziwą siebie. Problem był taki, że jej serce wyrywało się do jednej z tych wersji, do tej, w której zakochał się najcudowniejszy facet na świecie.
Teraz? Skrzącymi się od nadmiaru emocji oczami patrzyła na drewnianą powierzchnię drzwi wejściowych, z dłonią zawieszoną w powietrzu. W końcu uderzyła zaciśniętą pięścią, wystukując nerwowy rytm, czego od razu pożałowała. W momencie, w którym do jej uszu doszedł głuchy dźwięk stukania, wiedziała, że to był zły pomysł. Najzwyczajniej nie miała prawa wchodzić do jego życia. Przecież Grace Hockley wypowiedziała już swoje ostatnie słowo, jej historia dobiegła końca. Dlatego odwróciła się na pięcie i energicznym krokiem chciała odejść, uciec. Jednakże w momencie, w którym zza pleców dobiegł ją dźwięk otwieranych drzwi zamarła w bezruchu. Chciała iść, ale czuła, że jej ciało nie miało zamiaru z nią współpracować. Przełknęła ślinę, a raczej próbowała, ponieważ miała wrażenie, że czuje jak koścista dłoń niewyobrażalnego strachu zaciska się na jej gardle. A ona? Nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa, ani się ruszyć.

fred hockley
mów mi/kontakt
unagi
fred hockley
a

Post

9.

Powiada się, że prawdziwa miłość zostawia na człowieku niezmazywalne piętno, którego nie jest w stanie zniszczyć nawet znaczący upływ czasu. Rozmyślnie czai się ono gdzieś z tyłu głowy i zdaje się czekać na odpowiedni moment, by dojść do głosu, a gdy już się to udaje, to cały misterny plan ruszenia naprzód rozsypuje się niczym domek z kart. Bo powraca spychany na margines ból; powraca też poczucie, iż w przeszłości zrobiło się za mało, by zapobiec nieuniknionemu. W swoim życiu Fred mierzył się z wieloma trudnościami, ale jednak były one niczym w porównaniu do tych mrocznych miesięcy po odejściu Grace. Sięgnął totalnego dna, z którego podniósł się tylko dzięki wsparciu swoich najbliższych. Ale nawet teraz, po upływie kilku długich lat spędzonych w samotności, wciąż co jakiś czas przyłapywał się na myśleniu... o niej. Nie chciał tego, starał się wyrzucić ją ze swojej głowy, aczkolwiek jak gwałtownie wdarła się ona kiedyś do jego serca, tak nigdy go nie opuściła. Teraz jednak zaczynała je dzielić z kimś innym, choć Fred nie był jeszcze gotowy, by to zaakceptować przez to niezdrowe przywiązanie do przeszłości, a raczej do kobiety, której już dawno nie było... Prawda?
Ten dzień wyjątkowo zaliczał się do grona tych nudnych, gdyż Ellen wraz ze swoją wesołą gromadką pojechała w odwiedziny do jakichś dalekich krewnych. Miał więc mnóstwo czasu dla siebie i zero koncepcji, jak go odpowiednio wykorzystać. Po bezsensownym krążeniu od pokoju do pokoju ostatecznie skończyło się na tworzeniu projektu dla nowego klienta. Był już na dobrej drodze, by go skończyć, gdy niespodziewanie do jego uszu dotarło rytmiczne pukanie do drzwi. W pierwszej chwili skłonny był je zignorować na rzecz pracy, bo przecież już tak niewiele mu zostało, ale ostatecznie z cichym westchnięciem podniósł się z miejsca i ruszył, by sprawdzić kogo to licho niosło. Nawet przeszło mu przez myśl, że może to Ellen wróciła szybciej i postanowiła do niego zajrzeć. Z całą jednak jebaną pewnością nie wziął pod uwagę takiej możliwości, jak zobaczenie ducha. Bo kobieta, wciąż stojąca do niego plecami, sylwetką łudząco przypominała... Nie, to było niemożliwe. - Czy mogę jakoś Pani pomóc? - zamiast pogrążać się dalej w nierealnych rozważaniach, to spytał nieco chrapliwie, wzrokiem wodząc po zastygłej w bezruchu nieznajomej. W wyczuwalnym napięciu czekał, aż się odwróci, by definitywnie rozwiać te jego irracjonalne myśli.

Vee Mulligan
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
trudno jej powiedzieć kim tak naprawdę jest, jej życie naprawdę się pokomplikowało, a ona postanowiła skomplikować je jeszcze bardziej, poprzez odwiedzenie męża, który uznał ją za zmarłą
31
162

Post

Trudno powiedzieć, czy Vee z pełną świadomością pchnęła Freda w objęcia tejże ciemności, która była zdecydowanie niewdzięczną kochanką. Uparcie jednak twierdziła, że największe cierpienie z powodu złamanego serca było czymś mniej bolesnym niż śmierć. Zapewne była samolubna albo nigdy nie odkryła w sobie romantycznego pierwiastka. Prawda była jednak taka, że Vee, a raczej Grace, obawiała się, że kiedyś nadejdzie ten dzień, że ci, którzy czyhali na jej życie, w końcu dotrą do Freda. A tego by nie zniosła. Sama myśl o tym sprawiała, że czuła jak jej wnętrzności wykręcają się we wszystkie strony i przewracają się na drugą stronę.
Widocznie egoizm był cechą stałą w jej charakterze, niezależnie od tego, w którą wersję siebie by się wcielała, bowiem gdyby okazała chociaż krztynę empatii to pozwoliłaby Fredowi odejść. Gdzieś pod skórą, głęboko w niej była zakorzeniona myśl, że nigdy nie była dla niego wystarczająco dobra, a jej odejście dawało mu drugą szansę na ułożenie sobie życia. Owszem, mogło być ciężko, w końcu też była osobą wielokrotnie porzuconą, ale Hockley nie był nią, był o wiele lepszym człowiekiem. Kimś, kim Veenus nigdy nie mogła się stać. A mimo tych wszystkich racjonalnie brzmiących myśli stała teraz przed jego domem i oczekiwała jakiegoś cudu. Łudziła się naiwną myślą, że jedno spojrzenie wystarczy, a ona nie będzie musiała się z niczego tłumaczyć, że jakoś przeskoczą etap pełnych wyrzutów spojrzeń, pretensji w głosie i całkiem zrozumiałej złości. Może zbyt późno zorientowała się, że to, czego chciała było poza jakimkolwiek zasięgiem i naprawdę chciała, aby Frederick zaznał spokoju, odnalazł szczęście w życiu pozbawionym jej osoby. Za późno. Tym razem ucieczka się nie udała. A może poddała się zbyt szybko? Przecież mogła uciec bez słowa, ale wystarczył dźwięk jego głosu, aby całkowicie straciła kontrolę nad swoim ciałem. Wzięła głęboki wdech i powoli obróciła się twarzą w jego stronę. Jeszcze przez chwilę chciała kłamać - jak zwykle - zaryzykować i wcielić się w swoją domniemaną siostrę bliźniaczkę. Jednakże w jego obecności zawsze zdradzały ją oczy, które teraz zajaśniały żywo od nadmiaru emocji, które towarzyszyły brunetce. - Fred - jej usta ułożyły się miękko w jego imię, chociaż jej głos brzmiał obco. Usta zadrżały, formując się w karykaturę uśmiechu. - Cześć - rzuciła idiotycznie, ale naprawdę nic lepszego nie wpadło jej do głowy.
fred hockley
mów mi/kontakt
unagi
fred hockley
a

Post

Na litość boską, on ją pochował. Zorganizował pogrzeb, opłacił księdza i tępo patrzył, jak jej trumna spuszczana jest do ziemi na wieki. Raz w miesiącu zjawiał się na cmentarzu, by położyć na grobie świeże kwiaty i myślał cholera, Grace, gdybyś tu była, wszystko potoczyłoby się inaczej. Do dziś musiał znosić współczujący wzrok dawnych znajomych, ilekroć ich spojrzenia krzyżowały się gdzieś na mieście. To bolało, owszem, ale z czasem coraz mniej; z czasem nauczył się żyć od zera. Otworzył się na nowe znajomości, odbudował też swoją karierę, której pozwolił nieco podupaść zaraz po śmierci żony. Nie był już tym Fredem, odnajdującym pocieszenie w butelce whisky, a gościem, który w końcu ruszył naprzód. Tylko czasami - w momentach największej nostalgii - wspominał swoją zmarłą ukochaną. Zazwyczaj przy ważnych rocznicach; ślubu, urodzin czy choćby śmierci. Choć długo starał się podtrzymać jej ducha przy życiu, to ostatecznie dał mu odejść dla własnego zdrowia psychicznego.
Nic więc dziwnego, że gdy kobieta się odwróciła, to w pierwszym odruchu Fred zamrugał kilkakrotnie oczami, jakby co najmniej podejrzewał się o jakieś zaburzenia widzenia. Mimo tych jego usilnych prób odgonienia, jak mu się wydawało, jakiegoś złudzenia optycznego, to stojąca niedaleko kobieta wciąż znajdowała się w tym samym miejscu. Realna. A co istotniejsze - żywa. Zresztą jeśli miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to zostały one rozwiane w momencie, gdy Grace przemówiła. Nie do końca potrafił ubrać w słowa to, co aktualnie odczuwał. Była to mieszanka zdumienia, szoku, a przede wszystkim ogromnej konsternacji. Wszakże zgodnie z wyznawanym przez niego przekonaniem, jego żona nie żyła. Jakim więc cudem...? Będąc zmieszanym jak jeszcze nigdy, po prostu milczał, wpatrując się w nią przenikliwym wzrokiem, ale jakby wcale jej nie widząc. W którymś momencie rozchylił wargi, chcąc coś powiedzieć, cokolwiek, ale ostatecznie zacisnął je z powrotem w cienką linię. Zrobił niemrawo krok naprzód, potem drugi, trzeci, czwarty, aż wreszcie znalazł się tuż przy niej. Nie wyciągnął ręki, by odgarnąć zabłąkany kosmyk włosów z twarzy, którą niegdyś tak kochał, a jedynie wodził spojrzeniem po znajomych rysach z niegasnącym wyrazem niezrozumienia. - Jak... jak to możliwe? - wychrypiał słabo, pragnąc najzwyczajniej w świecie pojąć, co się właściwie aktualnie tutaj wyprawiało. I chyba właśnie przez to całkowite zagubienie, jeszcze nie dotarło do niego, iż padł ofiarą największego przekrętu w dziejach.
Vee Mulligan
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
trudno jej powiedzieć kim tak naprawdę jest, jej życie naprawdę się pokomplikowało, a ona postanowiła skomplikować je jeszcze bardziej, poprzez odwiedzenie męża, który uznał ją za zmarłą
31
162

Post

Dopiero teraz, kiedy stanęła z nim oko w oko doszła do wniosku, że nie przemyślała tego ruchu. Nie powinna wracać do Hope, nie miała prawa do wchodzenia z butami w jego życie. Przecież wcześniej bez żalu zmieniała swoje życie, przybierała kolejne role i porzucała poprzednie wcielenie. Co więc było takiego w Grace Woodrick-Hockley, że nie umiała dać za wygraną. Przecież ostatecznie pożegnała się z tamtą sobą. Nagrobek z jej imieniem i nazwiskiem stał nienaruszony na jednym z cmentarzy. Dla niej to rozstanie nie należało do najłatwiejszych. Każdego dnia, niezmiennie tęskniła za jego uśmiechem, zapachem, dotykiem. Za tym jak marszczył czoło, gdy się zastanawiał albo za uroczymi określeniami, którymi się do niej zwracał.
Teraz zdała sobie sprawę, że to nic, w porównaniu z tym, co przeżył Freddie. Patrzył na nią tak, jakby zobaczył ducha, jakby zaraz miała się rozpłynąć, będąc zaledwie wytworem jego wyobraźni. A jednak stała tutaj, całkiem żywa i oddychająca, po raz kolejny mieszając w jego - jak się mogła domyślić - spokojnym życiu. Ani drgnęła, kiedy podszedł bliżej. Tylko jej dłoń drgnęła ku górze, zawisła w powietrzu, jakby chciała starym zwyczajem poprawić włosy Freda, ale ostatecznie powstrzymała się, przykładając dłoń do ust. Nie znajdowała słów, którymi mogłaby odpowiedzieć mu na to pytanie, chociaż przed przyjazdem układała je w głowie wiele razy, tworząc miliony wersji. Teraz jednak nie umiała otworzyć ust. - Przepraszam, ja musiałam - udało się jej wyrzucić z siebie drżącym głosem. Nie wierzyła, że jeszcze kiedyś faktycznie uda się im spotkać. - Wszystko ci wytłumaczę, obiecuję - pytanie czy chciał jej słuchać? Niepewnie patrzyła na niego, skrzącymi się od łez, brązowymi oczami, które czekały na jakiś niemy znak od niego, aby zrobić krok na przód i zacząć swoją niekończącą się historię. I już teraz wiedziała, że jej nie wybaczy. W końcu dlaczego miałby? Okłamywała go, kantowała i sprowadziła na niego cierpienie. Wszystko dlatego, że zachciało jej się bawić w dom.
fred hockley
mów mi/kontakt
unagi
fred hockley
a

Post

On również tęsknił. I wiele lat musiało upłynąć, wiele dni musiał przecierpieć, nim pogodził się z jej odejściem. Zawsze pocieszenie odnajdywał w myśli, iż to nie było tak, że ona sama postanowiła od niego odejść - to los mu ją odebrał. Bezdusznie ukrócił ich szczęśliwe chwile i skazał go na samotność, z którą ciężko mu było żyć. Bo przecież tak pragnął wspólnej przyszłości z Grace; jak już się jej oświadczył, a ona przyjęła jego oświadczyny, to poczuł się wybrańcem, no drugim Harrym Potterem po prostu! A po zobaczeniu ukochanej w białej sukni, sunącej ku niemu z ciepłym uśmiechem majaczącym się na ustach? To było niczym złapanie Boga za nogi, a do tego upewniło go w przekonaniu, że to z nią, nikim innym, chce spędzić resztę życia. Cholera - nawet jak wcześniej nie myślał o potomstwie, to z Grace... Z Grace posiadanie dzieci wydawało mu się naturalne. A potem wszystko trafił szlag, a jego plany, marzenia przestały mieć rację bytu, bo ona umarła, a jemu pozostała jedynie ponura żałoba, która trwała zdecydowanie dłużej niż ustawa nakazywała. I nagle znikąd pojawiła się przed jego drzwiami po tylu latach, a on z każdą upływającą minutą rozumiał coraz mniej. - Musiałaś? - powtórzył z wyraźną konsternacją, a wyraz niezrozumienia odmalowujący się na jego twarzy tylko się pogłębił. Nic z tego nie miało sensu. Nic. Ale byłby największym głupcem na świecie, gdyby nakazał jej odejść. Wciąż przecież była kobietą, którą kochał. - Wejdźmy do środka - zaproponował, puszczając ją przodem, jakby bojąc się, że mogłaby niespodziewanie zniknąć, gdyby tego nie zrobił. I czy można się mu dziwić? Wszakże raz już to zrobiła; raz odeszła, umarła, a on musiał się z tym pogodzić mimo że nie chciał. Dlatego pod wpływem impulsu przytulił ją od tyłu, twarz wtulając w jej szyję, z ulgą odnotowując znajomy zapach perfum. Przez chwilę, przez głupi moment pragnął udawać, iż nie zmieniło się nic. I szczerze - czy można go za to winić?

Vee Mulligan
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
trudno jej powiedzieć kim tak naprawdę jest, jej życie naprawdę się pokomplikowało, a ona postanowiła skomplikować je jeszcze bardziej, poprzez odwiedzenie męża, który uznał ją za zmarłą
31
162

Post

W pewnym sensie to nie była jej samodzielna decyzja. To nie tak, że postanowiła zniknąć z jego życia raz na zawsze, że się znudziła. Wręcz przeciwnie, to właśnie w ramionach Freda odnalazła dom, którego nigdy nie miała i prawdziwą siebie, której tak długo szukała. Jednakże przeszłość nie dała o sobie zapomnieć i prędzej czy później musiała ją dopaść. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu prawdy, nie zabrać ze sobą, ale wiedziała, uzmysłowiła sobie, że bardziej od zostawienia Freda bolałaby go jego strata. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało z jej powodu. Dlatego zgodziła się na ten największy przekręt wszech czasów. A teraz? Po co to im robiła? Przecież była silna tak długo, upłynęło tyle czasu, powinna już dawno wyleczyć się z tego uczucia. Jednakże, będąc jedynie ludzką istotą, dała się ponieść swojej własnej słabości. Po prostu MUSIAŁA go zobaczyć. Wmawiała sobie, że wystarczyłby jej zaledwie ten ułamek sekundy, kiedy ujrzałaby jego twarz w oknie, ale w momencie, kiedy otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz wiedziała już, że oszukiwała samą siebie. Nadal mogłaby bez mrugnięcia zatopić się w czerni jego oczu. Jednocześnie nie mogła już bagatelizować miażdżącego poczucia winy. Skinęła mu jedynie głową, w duchu odczuwając ulgę. Chociaż na krótką chwilę mogła odłożyć w czasie podjęcie heroicznej próby wyjaśnienia tej zagmatwanej sytuacji. Jednakże to wszystko przestało mieć znaczenie chociaż na kilka chwil, kiedy poczuła jak zamyka ją w swoich ramionach. Zadrżała, czując jak jego oddech powoli ją otula, jak ramiona wyznaczają granicę jej poczucia bezpieczeństwa. Chociaż na chwilę poczuła ulgę, jakby od dawna żyła w biegu, ciągłym strachu, a teraz po prostu się zatrzymała. Oparła delikatnie głowę o jego skroń, palce zaciskając na jego przedramionach, jakby bała się, że zaraz rozluźni uścisk, przypomni sobie to, co mu zrobiła. Uczucie ulgi w jednej chwili zmieszało się z poczuciem winy, łzy zaczęły spływać spod zamkniętych powiek. W końcu pozwoliła sobie na zwolnienie blokady, dając się nabrać wspomnieniom z przeszłości. Chociaż wiedziała, że nie może już polegać na Fredzie, że nie ma prawa do czerpania siły z jego spokoju, że nie mogła już oprzeć się na nim, kiedy uginała się pod ciężarem poczucia winy to po prostu rozpadała się w jego ramionach. Jej ciałem wstrząsnął szloch, a ona sama obróciła się w jego uścisku, obejmując go szczelnie w pasie i oparła czoło o jego klatkę piersiową. - Przepraszam Fred, naprawdę przepraszam - powtarzała w kółko jak mantrę, zaklęcie, które mogłoby wymazać to wszystko z ich pamięci.
fred hockley
mów mi/kontakt
unagi
fred hockley
a

Post

Gdyby wyznała mu prawdę, to z całą pewnością podążyłby za nią, gdziekolwiek by to nie było, choćby i na drugi koniec świata, bo ją kochał. Był gotów znieść dla niej wszystko - wyprowadzkę, przeprowadzkę, zmianę tożsamości, cholera, nawet sprzedaż ukochanego samochodu, o który dbał jak o własne dziecko. Oczywiście - Fredowi mogło się jedynie wydawać, że takie życie na walizkach by mu nie przeszkadzało, aczkolwiek jakby ktoś postawił go przed wyborem życie z Grace a bez Grace, to z pełną odpowiedzialnością wybrałby opcję numer jeden. I taką decyzję podejmowałby za każdym razem. Nie baczyłby na konsekwencje, nie baczyłby na nic, a jedynie cieszyłby się, że wciąż może wziąć w ramiona kobietę, której ślubował miłość i wierność na ślubnym kobiercu te kilka lat temu. Może było to lekkomyślne i wariackie, ale Hockley już dawno zdążył pogodzić się z myślą, że tracił zdrowy rozsądek, gdy tylko w grę wchodziła jego żona. Zawsze na piedestale stawiał ją i jej bezpieczeństwo, a dopiero gdzieś dużo dalej samego siebie. I wcale nie było mu z tym faktem źle. Cóż, nie bez powodu mówi się, że miłość ogłupia uskrzydla, prawda? O czym przekonał się w momencie, kiedy po długiej rozłące zdecydował się na moment odsunąć na bok wszystkie znaki zapytania i zmniejszyć dzielący ich dystans do minimum. Ile to razy niegdyś przytulał ją dokładnie w ten sposób, gdy krzątała się po kuchni? Ile to razy muskał wargami te ciemne włosy, wywołując tym samym uśmiech na jej twarzy? Zabawne, dokładnie w tej chwili wydawało mu się, że to było całkiem niedawno, może nawet wczoraj. Gdzieś tam na jakimś poziomie swojej podświadomości Fred zdawał sobie sprawę, iż takie usilne łapanie się przeszłości jest co najmniej nierozważne, ale było to niczym w porównaniu do tej fali tęsknoty, która dręczyła go przez minione lata. Dlatego zamiast wypuścić ją z objęć, tylko wzmocnił uścisk, jakby była jego ostatnią deską ratunku. Zacisnął powieki z całych sił, chyba częściowo pragnąc się w ten sposób odciąć od świata zewnętrznego, od faktu, że prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć z tą ciężką bombą przygotowaną przez Grace. Można więc powiedzieć, iż nieco mu ulżyło, gdy jego nieżywa-a-jednak-żywa żona odwróciła się do niego i mocniej się wtuliła - sam zresztą nie pozostał jej dłużnym, ciasno obejmując ją ramionami i zaraz opierając podbródek o głowę kobiety. - Ciiiii, spokojnie - uspokajał kojącym tonem, gładząc ją przy tym kolistymi ruchami po plecach, po raz kolejny jakby zapominając, że ta bańka nie może wiecznie trwać, że będzie musiała w końcu się skończyć, a to będzie mogło kurewsko mocno zaboleć.

Vee Mulligan
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
trudno jej powiedzieć kim tak naprawdę jest, jej życie naprawdę się pokomplikowało, a ona postanowiła skomplikować je jeszcze bardziej, poprzez odwiedzenie męża, który uznał ją za zmarłą
31
162

Post

Może właśnie dlatego się zgodziła? Bo, chociaż zabrzmi to próżnie, wiedziała, że Fred ruszy za nią w najgorsze piekło, a ona po prostu nie umiała poprowadzić go w tę stronę. Jakże mogłaby skazać na wygnanie, na tułacze życie kogoś, kogo kochała całym swoim sercem. Freddie i jego rodzina dali jej namiastkę tego, czego nigdy nie miała; rodziny i kochającego domu. Sama czasem wątpiła w swoje szczęście. Może dlatego chętnie podwijała rękawy, kiedy cała jego familia zapowiedziała, że to ich czas na organizację świąt. Bo w przeciwieństwie do niego, ona nigdy nie miała tego szczęścia. Zatem jak mogła skazać Freda na to, aby wyrzekł się swojej własnej rodziny, kiedy sama przeszła przez życie bez nikogo bliskiego. Dla niej nie było to nic nowego, to jak ponowne wejście w całkowitą ciemność. Nie boisz się już tak bardzo, bo przecież byłeś tam wcześniej. Czy to nie tragedia, której napisania nie powstydziłby się nawet sam Szekspir? Dwoje ludzi, darzących się miłością tak wielką, że nie sposób było ją opisać słowami, zostało rozdzielonych, właśnie z powodu uczucia jakie ich łączyło.
Tylko czy dobrze zrobiła wracając? Może nie powinna? Jednakże to było silniejsze od niej. Jedynie tutaj, będąc kobietą całkowicie zwyczajną, przyjaciółką, żoną, sąsiadką, panią domu, czuła się jakby po raz pierwszy znalazła swoje miejsce na ziemi. Wmawiała sobie, że nikt jej nie zauważy, że jedynie wpadnie zerknąć. Myliła się, pewnie nie pierwszy raz. W ramionach Freda poczuła się znowu bezpiecznie, uległa temu wspomnieniu, iluzji przeszłości i rozpadła się w jego ramionach, licząc że jak wcześniej on zdoła ją zebrać w całość ponownie. Można powiedzieć, że zaczynała się uspokajać z każdym ruchem jego dłoni. Zupełnie jakby rozganiał wszelkie negatywne emocje. Wiedziała, że to tylko chwilowe, że zaraz przyjdzie jej się zmierzyć z tym wszystkim. Nawarzyła piwa, teraz musiała je wypić. - Tak strasznie tęskniłam - wyszeptała, nadal opierając czoło o jego ramię. Nienawidziła już samej myśli, że po tym, co mu powie, prawdopodobnie nigdy nie spojrzy na nią już w ten sam sposób. Chciała go zapewnić o szczerości swojego uczucia, chociaż żadne słowa nie wydawały się teraz odpowiednie. - Freddie, naprawdę przepraszam, zanim wyjaśnię ci to wszystko chcę żebyś pamiętał, że każdy gest, każde spojrzenie, każdy pocałunek, każde kocham cię było prawdziwe - zaczęła, uznając, że nie może już tak dłużej. Kolejne sekundy sprawiały, że czuła się bardziej winna.

fred hockley
mów mi/kontakt
unagi
fred hockley
a

Post

I właśnie w tym tkwił cały problem - Frederick w ogóle nie myślał o konsekwencjach takiego zupełnego i definitywnego wyrwania się z wiedzionego przez siebie życia; o tym, że nierozerwalnie wiązałoby się to z porzuceniem na długie lata rodziny, o tym, że musiałby zostawić na pastwę losu biuro architektoniczne, cholera, kto wie, może nawet zmienić zawód! Oczywiście - w takiej sytuacji kierowałby się przede wszystkim dobrem Grace i zapewne dopiero później pojawiłyby się wątpliwości, które jak nic kładłyby się wielkim cieniem na ich małżeństwo. Bo może przez pierwsze miesiące nie odczułby tęsknoty za dawnym życiem, ale prędzej czy później i tak by się ona pojawiła, gdyż był tylko człowiekiem. Co za tym idzie, kusiłoby go pewnie, by skontaktować się jakoś z bratem bliźniakiem, by przekazał on rodzinie, iż z Grace byli cali i zdrowi. Jeśli zostawiłby swoje oczko w głowie, swój interes w cudzych rękach, to bankowo napadałaby go co jakiś czas nieodparta chęć, by wybadać, jak sprawdzał się nowy właściciel. I właśnie dlatego Hockley totalnie nie nadawał się do takiej ucieczki w nieznane, pomimo szczerych chęci. Zbyt wiele rzeczy go tu trzymało, za mocne korzenie zapuścił, a starych drzew się przecież nie przesadza.
Rzecz jasna, była też i druga strona medalu, a mianowicie - nikt nie lubił być oszukiwanym i to na taką skalę. Wybierając drogę kłamstwa, wcale nie zaoszczędziła mu cierpień. Wręcz przeciwnie, zmusiła go do podważania każdej prawdy tego pieprzonego świata, bo jaka to była zasrana sprawiedliwość, jeśli ktoś tak dobry jak Grace, umierał tak młodo? Żadna. I chyba właśnie dlatego Fred tak mocno uciekał od powrotu do rzeczywistości; naiwnie chciał wierzyć, że jego żona stanęła przed nim po tylu latach w wyniku jakiegoś wspaniałego cudu, a nie że sama odpowiadała za swoje zniknięcie. Cóż, nadzieja matką głupich, czyż nie? - Myślałem, że już Cię nigdy więcej nie zobaczę - odmruknął w odpowiedzi, wciąż tym samym zachrypniętym - od nadmiaru emocji - głosem. Nie liczyło się w tej chwili nic, zupełnie nic, bo ona tu była, nie stanowiła jedynie bezdusznego wytworu wyobraźni, podsuniętego przez stęsknione serce. Jego dłonie przecierały ścieżkę po filigranowym ciele, nie mogąc nasycić się jej obecnością. Zastygły jednak w kompletnym bezruchu po usłyszeniu tego przedziwnego wyznania, tak niewpasowującego się w idealną wizję powrotu zaginionej żony. Zabrawszy dłonie i cofnąwszy się o krok, Fred skrzyżował ramiona na klatce piersiowej; obronnie, jakby już nastawiał się na nadchodzący cios. - Przestań, nic z tego nie rozumiem, po prostu... po prostu powiedz prawdę, Grace - poprosił, a mięsień zadrżał mu na policzku, gdy nerwowo wodził wzrokiem po twarzy kobiety, próbując pojąć, co chciała mu przekazać. Nie miało znaczenia, że wciąż stali na zewnątrz, przed uchylonymi drzwiami od domu - w tej chwili pragnął jedynie szczerości.

Vee Mulligan
mów mi/kontakt
ODPOWIEDZ