dance me to your beauty with a burning violin
: 26 sie 2020, 20:53
8.
Choć Fred nie narzekał na brak pewności siebie, a wręcz w niektórych sytuacjach gubiła go przesadna brawura, to jednak kiedy Ellen zapytała, czy nie zostałby jej osobą towarzyszącą na jakiś super fancy bankiet, który miał się odbyć w Miami, to poczuł się nieco... niepewnie. Bez wątpienia wynikało to z faktu, że już dawno nie był na żadnej takiej formalnej imprezie, która wymagałaby od niego eleganckiego ubioru i nienagannych manier. A przynajmniej tak sobie wyobrażał zjazd wielkich szych z różnych wydawnictw; że będzie sztywno, poważnie i żarty o nieudolnej polityce będą raczej niemile widziane. Oczywiście - nic nie stało na przeszkodzie, by podpytać Whitlow, jak dokładnie przebiegają takie bankiety, aczkolwiek męskie ego mu na to nie pozwoliło, ponieważ Fred pragnął uchodzić w oczach kobiety za mężczyznę, którego nic nie może wytrącić z równowagi czy zaskoczyć. Sam nie do końca rozumiał, skąd płynęła ta silna potrzeba zaimponowania swojej sąsiadce, ale nie zamierzał już na starcie pokazać, iż miał tam jakieś drobne obawy. Niby co rok zjawiał się na zjazdach architektów, nie odwalał na nich żadnych dzikich akcji, więc może niepotrzebnie martwił się na zapas? Wszakże to nie było tak, że Hockley wychował się w lesie i nie znał zasad savoir vivre - potrafił być czarujący, błyskotliwy, uprzejmy. W czym więc tak naprawdę tkwił problem? Czyżby obawiał się, iż Ellen nie będzie dobrze czuła się w jego towarzystwie? Albo że jakoś ją rozczaruje swoją niewiedzą? Co by to nie było - było już stanowczo za późno na zmianę zdania i wystawienie Whitlow do wiatru. Chociaż nie, nawet jeśli wewnętrznie umierałby z jakiegoś niezrozumiałego stresu, to i tak by się nie wycofał, ponieważ nie chciałby sprawić jej przykrości. Dlatego po odświeżeniu się, a następnie odstawieniu jak szczur na otwarcie kanału, wyjechał z samochodem z garażu i podjechał pod dom sąsiadki, a zajęło mu to może niespełna trzy minuty, bo przecież mieszkali obok siebie. Gdyby to była randka, to kupiłby jakieś ładne kwiatki, ale że nie była, to nawet o tym nie pomyślał. Cholera, że też wcześniej na to nie wpadł! Teraz już nie było szans na skoczenie do kwiaciarni, a do kradzieży z cudzego ogródka też się nie chciał posuwać. Z tego też powodu jedynie ciężko westchnął, wygrzebał z kieszeni spodni telefon i w oczekiwaniu na swoją towarzyszkę zaczął przeglądać internety, pragnąc w ten sposób trochę więcej dowiedzieć się o bankiecie, na który się razem wybierali.
Ellen Whitlow
Choć Fred nie narzekał na brak pewności siebie, a wręcz w niektórych sytuacjach gubiła go przesadna brawura, to jednak kiedy Ellen zapytała, czy nie zostałby jej osobą towarzyszącą na jakiś super fancy bankiet, który miał się odbyć w Miami, to poczuł się nieco... niepewnie. Bez wątpienia wynikało to z faktu, że już dawno nie był na żadnej takiej formalnej imprezie, która wymagałaby od niego eleganckiego ubioru i nienagannych manier. A przynajmniej tak sobie wyobrażał zjazd wielkich szych z różnych wydawnictw; że będzie sztywno, poważnie i żarty o nieudolnej polityce będą raczej niemile widziane. Oczywiście - nic nie stało na przeszkodzie, by podpytać Whitlow, jak dokładnie przebiegają takie bankiety, aczkolwiek męskie ego mu na to nie pozwoliło, ponieważ Fred pragnął uchodzić w oczach kobiety za mężczyznę, którego nic nie może wytrącić z równowagi czy zaskoczyć. Sam nie do końca rozumiał, skąd płynęła ta silna potrzeba zaimponowania swojej sąsiadce, ale nie zamierzał już na starcie pokazać, iż miał tam jakieś drobne obawy. Niby co rok zjawiał się na zjazdach architektów, nie odwalał na nich żadnych dzikich akcji, więc może niepotrzebnie martwił się na zapas? Wszakże to nie było tak, że Hockley wychował się w lesie i nie znał zasad savoir vivre - potrafił być czarujący, błyskotliwy, uprzejmy. W czym więc tak naprawdę tkwił problem? Czyżby obawiał się, iż Ellen nie będzie dobrze czuła się w jego towarzystwie? Albo że jakoś ją rozczaruje swoją niewiedzą? Co by to nie było - było już stanowczo za późno na zmianę zdania i wystawienie Whitlow do wiatru. Chociaż nie, nawet jeśli wewnętrznie umierałby z jakiegoś niezrozumiałego stresu, to i tak by się nie wycofał, ponieważ nie chciałby sprawić jej przykrości. Dlatego po odświeżeniu się, a następnie odstawieniu jak szczur na otwarcie kanału, wyjechał z samochodem z garażu i podjechał pod dom sąsiadki, a zajęło mu to może niespełna trzy minuty, bo przecież mieszkali obok siebie. Gdyby to była randka, to kupiłby jakieś ładne kwiatki, ale że nie była, to nawet o tym nie pomyślał. Cholera, że też wcześniej na to nie wpadł! Teraz już nie było szans na skoczenie do kwiaciarni, a do kradzieży z cudzego ogródka też się nie chciał posuwać. Z tego też powodu jedynie ciężko westchnął, wygrzebał z kieszeni spodni telefon i w oczekiwaniu na swoją towarzyszkę zaczął przeglądać internety, pragnąc w ten sposób trochę więcej dowiedzieć się o bankiecie, na który się razem wybierali.
Ellen Whitlow