Droga dojazdowa do miasteczka
a
Awatar użytkownika
<3
00
000

Post

Obrazek
The Best Coder of 2020 WŁADZA BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! SEX TELEFON - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" LILY OF THE VALLEY - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" TRUST ME, I'M A DOCTOR! - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" BARANEK SHAUN - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!"
mów mi/kontakt
administrator
a
Awatar użytkownika
Robi wszystkiego po trochu, tu przeprowadza eksperymenty, tu wykłada na uniwerku, a tu bada florę morską i trenuje, żeby zostać nurkiem szukającym ludzkich zwłok.
25
168

Post

#1

Nie pamiętała kiedy ostatni raz nie była w biegu w swoim życiu, ale prawdę mówiąc bardzo podobało jej się takie życie na pełnych obrotach. Lubiła mieć dużo na głowie, lubiła mieć dużo do zrobienia i lubiła być zajęta. W tym stanie miała o wiele mniej czasu na głupie myśli, rozważania i na jakieś dziwne doły, które mogłyby ją łapać. A tego to już na pewno nie chciała, bo po co to komu! A no właśnie. Więc tak, była w drodze z jednej pracy i jechała do domu, żeby zająć się jakimś milionem maili, które czekały na nią od zeszłego tygodnia, a na które za grosz nie miała czasu. I uznała, że powinna coś zrobić ze swoim samochodem, bo może i patrząc na niego bardziej rzucały się w oczy wgniecenia i zadrapania, to o wiele łatwiej pozbyć się ze swojej bryki jednak kurzu i błota. Dlatego zatrzymała się przy myjni i wzięła nawet w pobliskiej budce z jedzeniem hot doga, który robił jej dzisiaj za obiad w biegu. Może i powinna się lepiej odżywiać, ale naprawdę nie miała na to czasu przy tylu rzeczach na głowie! Nawet teraz, kiedy zabrała się za opłukiwanie swojego auta wężem, myślała w głowie o artykule naukowym, który musiała skończyć do pracy! I tak, mycie auta i jedzenie śmieciowego jedzenia było przecież idealne na takie rozmyślania. Nie bez powodu to właśnie pod prysznicem albo w wannie przychodzą człowiekowi najlepsze pomysły do głowy, coś musi być wenogennego w tej wodzie! No ale woda jak to woda, czasem bywa trochę psotna i zdradliwa, bo kiedy Mae brała kolejnego gryza, coś nagle szarpnęło sznurem i wypadł jej z ręki, tańcząc jak wodny wąż po asfalcie, ochlapując ją i... nieszczęśnika, który znalazł się w zasięgu pola rażenia!
- Strasznie przepraszam, ale to... to się jakoś tak samo... ja zaraz to złapię - rzuciła, niby pewna siebie, próbując chronić jedzenie przed zalaniem i jednocześnie złapać tego głupiego węża.
Prima Aprilis! Catlady - odznaka specjalna za wymyślenie mnóstwa nowych odznak! Na fali - za udział w evencie Buduję zamek z piasku Wysłałem swoje życzenie do nieba NAUKA O SERCU Z KAMIENIA Mam ciężką nogę Piszę prace naukowe SUNRISE SUNSET
mów mi/kontakt
paula
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
17
175

Post

Hendrix Dickens

Bycie nastolatkiem z mentalnością czterdziestolatka bywało naprawdę męczące. Zapominając czasem, że w tych szczególnych latach swojego życia powinien cieszyć się młodością i swobodą, idącą z nią w parze, Sandey coraz częściej przyłapywał się na myśleniu, którego mógłby pozazdrościć mu niejeden dojrzały człowiek. Starał się więc postępować naprawdę rozsądnie, każdym działaniem próbując poprawić jakość swojego życia; nie robił więc nic, co dorośli w jego otoczeniu mogliby uznać za skandaliczne i trzeźwo oceniał natrafiające mu się okazje, by dobrze je wykorzystać. I nawet w szkole, w której powinien pozwolić sobie na więcej swobody, wraz z rówieśnikami zwiewając co jakiś czas z lekcji lub też świadomie lekceważąc przygotowania do tych ważniejszych testów, nadal dawał z siebie wszystko. Bo przecież jeśli chciał cokolwiek osiągnąć, to sam musiał na to zapracować. Starał się więc sumiennie wypełniać wszystkie swoje obowiązki, by ludzie zauważyli, jak zdeterminowany i zaangażowany potrafił być; czy to w szkole, czy poza nią. Nieustannie szukał więc szans na dalszy rozwój, który zapewniłby mu stabilną przyszłość; a to z kolei zmuszało go do pewnych poświęceń. Nadal jednak był skłonny zrobić wiele dla życia, które wymarzył sobie jako brzdąc; dla pewności, że któregoś dnia osiągnie sukces w teatrze, odpłacając się także dziadkom za wszystko, co do tej pory dla niego zrobili. Więc może to racjonalne myślenie czasem zupełnie go przytłaczało, sprawiając, że Sandey coraz częściej chciał zatrzasnąć się w swoim pokoju, odmawiając wyjścia do ludzi i świata, ale czego nie robiło się dla większego dobra? Wmawiając więc sobie, że kiedyś ciężka praca naprawdę mu się opłaci, Hemingway każdego dnia wkraczał do szkoły z tym samym, niezwykle przyjaznym uśmiechem przyczepionym do bladej twarzy. Bo żeby na cokolwiek zapracować, musiał się starać. A to z kolei zmuszało go do nieustannego zgrywania kogoś, kim naprawdę chciałby być; tego miłego, dobrego i uroczego chłopca, który we wszystkim dostrzegał wyłącznie jasne strony. Tyle że San zdawał sobie sprawę tego jak brutalne bywało życie, więc nawet gdyby chciał we wszystkim doszukiwać się pozytywów, naiwnie wierząc w dobro całego świata, tak pewnie dość pośpiesznie by się rozczarował; a przecież o rozczarowaniu i tak wiedział już wystarczająco wiele. Więc może i był uczynny, a do tego niezwykle empatyczny, ale głównie w wyobrażeniach innych, gdzie jego uśmiechy nikomu nie kojarzyły się z powinnością, dzięki której mógł zyskać sympatię innych, dbając przy tym o opinię publiczną i swoje miejsce w społeczeństwie. Biorąc udział w każdym możliwym wolontariacie, nie myślał więc wyłącznie o pomaganiu innym, ale także o tym, co sam mógł dzięki temu zyskać. A przecież jego uczynne gesty mogły zagwarantować mu naprawdę wiele. Był więc w stanie przebrnąć tego dnia przez kilka godzin spędzonych w towarzystwie innych uczniów, gdzieś na pobliskiej myjni samochodowej, by ostatecznie powrócić do domu ze świadomością, że znów zrobił coś dobrego. Na tyle dobrego, by w oczach innych znów zyskał nieco więcej respektu i uznania. Więc nawet jeśli nie miał ochoty szorować samochodów obcych ludzi, wraz ze zbieraniem datków na sieroty z pobliskiego miasteczka, tak znów przybrał na twarz zupełnie niewinną maskę, promiennie się przy tym uśmiechając. Choć szmatką, którą od dziesięciu minut czyścił szyby jakiegoś niebotycznie drogiego auta, najchętniej cisnąłby w dal; a najlepiej w słońce, którego tego dnia niemiłosiernie mocno go irytowało, od przeszło dwóch godzin nieustannie rażąc go po oczach. Znacznie bardziej denerwujący od promieni słonecznych, przez które Sandey wściekle przymrużał powieki, był jednak pewien nastolatek. Bo Hendrix, zajmujący się tym samym samochodem co Hemingway, mógł przecież bardziej się wysilić, gdy akurat polerował maskę pojazdu; a może to młodszy chłopiec jak zwykle doszukiwał się we wszystkim problemu? W końcu musiał jakoś usprawiedliwić niechęć, którą pałał do Dickensa.
Nie starasz się — rzucił całkiem spokojnie, nie odrywając jednak wzroku od lusterka, które nadal dość maniakalnie pocierał. — Wiesz, że nie musiałeś brać w tym udziału, jeśli ci nie zależy, prawda? — mruknął, siląc się na kulturalny ton głosu i dopiero wtedy przeniósł na niego wzrok, pytająco unosząc jedną brew. W końcu nie spodziewał się, że wśród grupy uczniów, która zgłosiła się do tego przedsięwzięcia, spotka właśnie jego; chłopca, któremu zazdrościł niemalże wszystkiego. — A jeśli jednak ci zależy, to włóż w to trochę więcej wysiłku, Hendrix. Nie wyglądasz na osobę, która ma dwie lewe ręce, więc powinieneś poradzić sobie z tym arcytrudnym zadaniem — dodał nieco ciszej, byleby nie usłyszały go inne osoby, przy okazji kiwając głową w stronę gąbki, którą starszy chłopiec trzymał w dłoni. 
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
monia lisa
a
Awatar użytkownika
Ten kanał zawiera treści przeznaczone dla osób wrażliwych na sztukę. Będę tu prezentował moje rzeźby i inne rzeczy, które pobudzają moją wyobraźnię. Jak skończę szkołę, to założę swoją galerię sztuki. Będziecie płacić TYSIĄCE, żeby się ze mną spotkać!
18
180

Post

Sandey Hemingway

Hendrix nie musiał tego robić. Nie potrzebował żadnych punktów, ani pochwał, bo nie miał większych problemów ze szkołą, poza tym, że nauka nie szła mu tak dobrze, jak mógłby tego chcieć. Nikt go też do tego nie zmusił; nie musiał odbębnić żadnej kary, ani nie złamał prawa, które musiałby w ten sposób odpokutować. Dickens po prostu nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić; zamykanie się każdego wieczoru w warsztacie nie było rzeczą, która sprzyjała otwieraniu się na nowych ludzi. Poza tym, ciężko było ukryć, że odczuwa presję - jego matka bezustannie pytała się, czy nie ma jakichś znajomych, z którymi mógłby się spotkać, zamiast moczyć palce w glinie. A on miał naprawdę dosyć powtarzania, że nie ma to ochoty i że wcale nie czuje się samotny. Poza tym, przecież miał znajomych, zarówno tych bliższych, jak i dalszych. Po prostu częściej wybierał pracę niż spotkania towarzyskie, które jednak prędko mu się nudziły. Nie miał jednak zamiaru słuchać przez resztę roku szkolnego, że całkowicie odciął się od innych dzieciaków, szczególnie dlatego, że jego matka czasami zaczynała tracić zmysły, gdy widziała ile serca wkłada w rzeźbę. Drix podejrzewał, że bała się, że skończy jak typowy artysta, który bankrutuje w momencie, w którym brakuje mu inspiracji. Osiemnastolatek nie ukrywał, że był nieco zawiedziony jej podejściem do życia, w końcu jego pasja nie trwa tydzień, a już kilka lat i Hendrix był w tym wszystkim naprawdę dobry. Powinna więc wiedzieć, że nic złego się nie stanie, bo chłopiec ma nad tym kontrolę, a przynajmniej wie, czego może się spodziewać po takim zawodzie, czy zainteresowaniu. Gdzieś z tyłu głowy miał jednak świadomość, że mówiła to, tylko dlatego, bo się martwiła; nastolatek był , mimo wszystko, jej jedynym dzieckiem i chciała dla niego jak najlepiej. Dlatego właśnie zdecydował się wziąć udział w tym wolontariacie; była to najmniej bolesna dla niego opcja, no i uda mu się zrobić coś pożytecznego. Oczy jego rodzicielki mocno się rozświetliły, gdy poinformował ją o tym, że zapisał się na takie specjalne wydarzenie; pewnie pomyślała, że będzie to idealna okazja na to, aby poznać kogoś nowego i spędzić z kimś, całkiem produktywnie, dzień. Chyba sama nie spodziewała się, że Hendrix może skończyć w ten sposób; spoglądając spod byka na chłopca, którego przecież całkiem dobrze znała. I to nie tak, że artysta go nie lubił, bo Dickens starał się nie kierować w życiu tym, czy kogoś lubi, czy też nie. Każdy był przecież inny, każdy miał swoje priorytety i cele, do których dążył, więc to normalne, że w całej tej wędrówce, ktoś po prostu nie będzie pasował. Hendrix starał się jednak nikogo nie odpychać i każdego zrozumieć. A tak jak potrafił ogarnąć absolutnie wszystko, tak nie do końca rozumiał zachowanie młodszego chłopca, który na jego widok, zawsze zachowywał się w ten charakterystyczny, stosunkowo nieprzyjemny sposób. Rzeźbiarz naprawdę się dziwił; na co dzień, Sandey wydawał się być bardzo sympatyczną osobą, a gdy tylko zostawali w pojedynkę, stawał się taki... chłodny i odległy. Zdziwił się, gdy zobaczył go przy tym samym samochodzie, do którego go przypisano. Sam nie wiedział tylko, czy bardziej zaskoczony był faktem, że go tu widział, czy tym, że los znowu popchnął ich w tym samym kierunku. Wydawało mu się, że jednak znacząco się od siebie różnili. Drix nie należał jednak do osób, które marudziły przez taką głupotę; raczej był gotowy zignorować zachowanie Hemingwaya i skupić się na swoim zadaniu. Przywitał się więc z nim tak, jak zawsze i nawet uśmiechnął się ciepło, licząc na to, że ten naturalnie to odwzajemni; w końcu nigdy nie zrobił nic, co mogłoby sprawić, aby go nie lubił, racja? Minęło całkiem sporo czasu, a chłopak zaczął robić się zmęczony; zwolnił tempo swojej pracy, nieco mniej entuzjastycznie polerując maskę samochodu. Nie oznaczało to jednak, że robił to źle albo niestarannie; raczej nie skupiał się na tym aż tak bardzo, jak na samym początku. Słysząc głos młodszego, Hendrix podniósł powoli wzrok na ucznia i zatrzymał na nim beznamiętne spojrzenie; bo czego innego mógł się po nim spodziewać?
— Staram się. To, że nie macham gąbką jak szalony, nie oznacza, że się do tego nie przykładam, wiesz? — powiedział łagodnie, marszcząc z niezadowoleniem nos na to oskarżenie. Drix naprawdę nie znosił tego tonu; tak jak nie miał nic przeciwko samej jego osobie, tak denerwowało go to, w jaki sposób się do niego zwracał. — Dlaczego wypowiadasz się na tematy, o których nie masz pojęcia? — zapytał, zaprzestając polerowania, aby ściągnąć nieznacznie brwi. — Jasne, nie ma sprawy — odparł cicho, rzeczywiście bardziej się do tego przykładając. Nie chciał przecież spędzić kolejnej godziny na irytującym milczeniu i denerwujących spojrzeniach. — Nie jesteś zmęczony? — dodał po chwili, czując jak mięśnie w ramieniu zaczynają go boleć od tych samych ruchów. — W którymś momencie zejdzie z ciebie energia. Zatrzymanie się na kilka chwil cię nie zabije, uwierz — wymamrotał, opuszczając wzrok na maskę, w którą stuknął palcami.
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
berry
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
17
175

Post

Hendrix Dickens

Sandey był naprawdę elastyczny i potrafił dostosować się do każdej sytuacji czy miejsca. Nie miał więc żadnych problemów z nawiązywaniem kolejnych znajomości, doskonale wiedząc, co powinien mówić i robić, by z łatwością wkupić się w cudze łaski. Co więcej, nie robił tego szczególnie nachalnie, potrafiąc dość szybko wyczytać, z jakim człowiekiem w danym momencie miał do czynienia; więc jeśli ktoś lubił milczeć, Hemingway milczał razem z nim, jeśli jednak osoba ta chciała przeprowadzić z nim dyskusję na dany temat, Sandey nie widział w tym żadnego problemu. I to właśnie dzięki temu mógł przyznać, że nie miał wrogów, a grono ludzi, którzy go nie lubili, było dość wąskie. On sam nie pałał jednak wielką sympatią do wszystkich tych osób, w rzeczywistości (niezależnie od ilości przyjaznych uśmiechów, które im posyłał), traktując ich niezwykle neutralnie. Hendrix był więc na swój sposób wyjątkowy; bo przecież młodszy chłopiec nikomu nie okazywał swojej niechęci w równie widoczny sposób. Przy nikim nie pokazywał swojego prawdziwego oblicza, nie myśląc nawet o tym, ile mogło go to kosztować. Ale Dickens, mimo że nie skrzywdził go w żaden sposób, naprawdę niemiłosiernie mocno go irytował. I choć wpływało na to wiele zwymyślanych czynników, do których Sandey mógłby dołożyć jeszcze kilka kolejnych, tak tych rzeczywistych powodów, przez które spoglądał na niego tak chłodno, było naprawdę niewiele. W dodatku wszystkie były dość błahe i płytkie, ale może chłopiec mimo swojego dojrzałego myślenia, czasem jednak zachowywał się jak prawdziwy nastolatek, który wszystko wyolbrzymiał? Bo przecież mógł mu zazdrości, przy okazji uznając, że Hendrix mówił zbyt wiele, ale czy naprawdę powinien przez to tak krytycznie go oceniać? Być może gdyby tylko nie mieszkali w tej samej okolicy, a dziadkowie młodszego tak często nie wychwalaliby Dickensa, przy okazji zachęcając go do zaprzyjaźnienia się z chłopcem, to Sandey starałby się po prostu go ignorować. Uznałby, że kiedyś i tak skończą liceum, ruszając w swoje strony, by w którymś momencie zupełnie o sobie zapomnieć. A jednak, w tej chwili ich codzienności zbyt często się ze sobą przeplatały, czego Hemingway nie potrafił całkowicie zignorować. Mimo swoich chęci nie potrafił też uśmiechać się w jego kierunku czy gratulować mu, podczas gdy Dickens osiągał jakiekolwiek sukcesy. Choć nie mógł powiedzieć, że źle mu życzył; nie chciał też, by starszy zrozumiał, dlaczego zwykle spoglądał na niego tak chłodno. Bo w rzeczywistości zależało mu jedynie na skończeniu liceum i całkowitym odcięciu się od Hendrixa, żeby znów mógł w pełni skupić się na sobie, nie spoglądając codziennie na drugiego chłopca, przy nieustannym myśleniu o tym, jak mocno drażnił go jego widok; i te ciągłe paplaniny, które docierały do jego uszu, gdy akurat nie chciał go słuchać. Choć tym razem do podzielenia się z nim swoimi nieco nieprzyjemnymi spostrzeżeniami nie popchnął go sam widok Hendrixa, czy nawet jego głos, a przeświadczenie, że chłopiec nie angażował się w całe to zdarzenie tak mocno, jak powinien. Bo przecież w mniemaniu Hemingwaya, każda osoba powinna dawać z siebie wszystko, niezależnie od wykonywanego działania czy sprzyjających mu warunków. Czepiając się więc czegoś, co nie powinno nawet go drażnić czy szczególnie interesować, Sandey uniósł nieznacznie brew, gdy tylko usłyszał odpowiedź Hendrixa. 
Więc tak wyglądasz, gdy się starasz? Interesujące — odparł nieco mniej łagodnie niż starszy chłopiec, nadal dość nerwowo polerując lusterko. Bo nawet jeśli nie chciał zachowywać się jak gbur, który uszczypliwie komentował każde jego zachowanie, tak wychodziło to z niego dość mimowolnie. — Skoro nie mam o tym pojęcia, to może mi to wyjaśnisz, co? — zapytał, niechętnie na niego spoglądając. W końcu Sandey miał się za inteligentnego; a co za tym szło, wydawało mu się, że wiedział wszystko i że potrafił czytać ze wszystkich jak z otwartej księgi, doskonale analizując ludzkie zachowania i odruchy. Bo czasem naprawdę zapominał, że był jedynie nastolatkiem, który mógłby skupić się na dobrej zabawie i młodości, na moment porzucając przyszłościowe myślenie, czy nawet usilne skupianie się na pracy, która miała zagwarantować mu dobrą przyszłość. Nie zamierzał więc komentować kolejnych słów Hendrixa i nadal zajmując się swoim zadaniem, powrócił do niego wzrokiem, dopiero gdy ponownie usłyszał jego głos. — Nie — odparł krótko, jakby w tej samej chwili chciał całkowicie urwać temat; bo przecież był zmęczony, nie tylko pracą przy samochodzie w pełnym słońcu, ale także wcześniejszą zmianą w restauracji, szkołą czy pomocą w obowiązkach domowych. Ale przecież nie mógł odpuścić. — O moją energię nie musisz się martwić. A jeśli sam już jej nie masz, to możesz usiąść i odpocząć — stwierdził i choć mogło zabrzmieć to całkiem miło, tak ton jego głosu nie należał do najprzyjemniejszych. — Nie mam czasu, żeby się zatrzymywać — dodał jeszcze, nie odnosząc się jednak wyłącznie do mycia samochodu, ale także do ogółu. — Chcesz jeszcze mi coś doradzić czy skończyłeś? — zapytał, na moment opierając dłonie na masce, dopiero teraz nieco dotkliwiej odczuwając ból mięśni i osłabienie; za co naprawdę chciał cisnąć w niego szmatką, bo przecież, dopóki chłopiec nie wspomniał o zmęczeniu, tak Sandey mógłby przyznać, że miał się naprawdę dobrze i że mógłby wyszorować jeszcze siedem takich samochodów bez robienia sobie przerw. — Wiesz, że gdybyś włożył w pracę tyle energii, co w dzielnie się ze mną swoimi złotymi myślami, to skoczylibyśmy w dziesięć minut? — rzucił jeszcze, na moment przykładając zimną dłoń do czoła, by wkrótce znów skupić się na swoim zadaniu; jakby przerwa naprawdę mogła go zabić.  
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
monia lisa
a
Awatar użytkownika
Ten kanał zawiera treści przeznaczone dla osób wrażliwych na sztukę. Będę tu prezentował moje rzeźby i inne rzeczy, które pobudzają moją wyobraźnię. Jak skończę szkołę, to założę swoją galerię sztuki. Będziecie płacić TYSIĄCE, żeby się ze mną spotkać!
18
180

Post

Sandey Hemingway

Hendrix nigdy nie chwalił się sukcesami, bo chciał, aby ludzie mu zazdrościli. Nigdy też nie mówił o tym głośno, aby ktoś poczuł się gorszy albo niedoceniony. Brakowało mu po prostu tego wyczucia, kiedy niektóre sprawy powinien zostawić tylko dla siebie. Nie wiedział, że rozmawiając o swoich osiągnięciach, może sprawić komuś przykrość albo niechcący wywołać jakieś negatywne uczucia, dlatego bezustannie to robił. Wszyscy przecież powtarzali, że dobrze się spisał i że są z niego dumni. Jego rodzice zawsze klepią go po ramieniu, sąsiedzi chwalą za niesamowite umiejętności, a nauczyciele chwalą się wyjątkowym uczniem; w takim otoczeniu, ciężko było dojść do tego, że niektórym niekoniecznie może to pasować. Hendrix naprawdę się zdziwił, widząc po raz pierwszy w młodszym chłopaku taką niechęć. A gdy kolejne spotkania wcale nie różniły się od poprzednich, zaczął się zastanawiać, czy zrobił coś złego — może uraził go w jakiś sposób albo zdenerwował? Im dłużej jednak nad tym myślał, tym bardziej czuł się zagubiony, bo nie przypominał sobie o żadnej sytuacji, w której mógł zachować się jakkolwiek niewłaściwie. A przynajmniej tak mu się wydawało. Zawsze mógł się go po prostu zapytać, racja? Porozmawiać jak na dorosłych ludzi przystało, bo jednak nie do końca podobało mu się to, że jego kolega z klasy ma do niego takie nastawienie. Dickens chciał żyć z innymi w zgodzie na tyle, na ile się dało. Wystarczyło mu, że w internecie ludzie nie szczędzili mu różnych komentarzy, bo nie każdy rozumiał sztukę, czy przekaz wszystkich tych jego filmików. W rzeczywistości wolał więc wieść spokojne życie, pozbawione głupich konfliktów i nieporozumień. Tylko że ilekroć zbierał się do tego, żeby zwyczajnie pogadać z Hemingwayem, ten za każdym razem, w pewnym sensie go odtrącał. Dlatego się poddał. Naturalnie nie miał ochoty szarpać się, ani męczyć z kimś, kto bez wątpienia nie ma ochoty na dogadanie się. W którymś momencie przestał się po prostu zastanawiać, mimo że gdzieś w głębi duszy nadal nie dawało mu to spokoju; chciał poznać powód. I tak jak zachowywanie spokoju przychodziło mu całkiem łatwo, tak w którymś momencie, zrobił się tym zwyczajnie zmęczony. Nie chciał, aby Sandey za dużo sobie przy nim pozwalał, jeszcze zachowując tę swoją niewinną twarz, jakby co złego, to nie on. Dlatego przyjął najbardziej dziecinną formę obrony i odwdzięczał mu się tym samym, kiedy tylko tracił cierpliwość.
— Nie musisz być złośliwy — powiedział, słysząc jego komentarz i ton głosu, który sprawił, że Hendrix spojrzał na niego spod byka. Nie tak wyobrażał sobie ten dzień, a na pewno nie planował się denerwować. Chciał jakoś pożytecznie spędzić czas, zadowolić mamę i inne osoby, które jednak chciałby, aby pobył z ludźmi. Szkoda, że nikt wcześniej nie przypomniał mu o tym, że nie każdy człowiek jest łatwy w obyciu. — Już ci to wyjaśniłem. Nie możesz wiedzieć, kiedy się staram, a kiedy nie — dodał, bez przerwy siląc się na łagodny ton, bo przecież nie chciał niechcący rozpętać tu jakiejś wojny. Żaden z nich chyba tego teraz nie potrzebował. — Wiesz, że to jest tylko mycie samochodu, tak? Świat nie zacznie płonąć, jeśli zostanie gdzieś plamka albo maska nie będzie się świecić — powiedział niechętnie. I to nie tak, że nie zależało mu na tym, aby porządnie odbębnić swoją robotę, bo Hendrix starał się robić wszystko dokładnie i dobrze. Po prostu odnosił wrażenie, że Sandey traktuje to całe wydarzenie jako sprawę życia i śmierci. Tak, jak rzeźbiarz starał się bezustannie podchodzić do wszystkiego pozytywnie, tak teraz zacisnął mocno palce na szmatce. Naprawdę miał tego dosyć. — Wcale się o ciebie nie martwię — odparł od razu. Tym razem w jego głosie było można bardziej wyczuć zdenerwowanie. Chciał jak każdy normalny człowiek nawiązać zwykłą rozmowę, aby praca nie przypominała tortury, ale Hemingway jak zwykle, musiał to wszystko obrócić i nadać temu negatywny dźwięk. — Przeżyję — burknął, spuszczając nieznacznie głowę, żeby nieco agresywniej wytrzeć klamkę. — Jasne, to oczywiste — rzucił, jakby całkowicie rozumiał, o czym mówił. Nie mógł jednak ukryć ironii w swoim głosie. Taki mu się przecież wydawał; Sandey chciał pędzić do przodu i robić absolutnie wszystko. Hendrix sam nie wiedział czemu tak bardzo go to denerwowało. Zupełnie tak, jakby miał problem z tym, że Drix się nie spieszył. — Zaraz ci całe życie ucieknie, skoro tak biegniesz. Chcesz szybko umrzeć? — zapytał beznamiętnie, zaraz odrzucając szmatkę do wiadra z wodą. Sam ostatecznie przysiadł na krawężniku, ponownie zatrzymując spojrzenie na młodszym chłopaku. — A potrzebujesz jakiejś rady? Mam ich całkiem sporo. Mogę ci na przykład podpowiedzieć, jak być milszym dla ludzi — odparł, opierając łokcie na swoich kolanach. Zaraz potarł palcami podbródek, powstrzymując przy tym ziewnięcie. — Wiesz, że to nie są wyścigi? — powtórzył za nim, jeszcze specjalnie i nieco złośliwie, naśladując ton jego głosu.
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
berry
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
17
175

Post

Hendrix Dickens

Gdy Hendrix mówił o swoich sukcesach, Sandey odczuwał głównie irytację. Być może zazdrościł mu samych osiągnięć albo tego, że wszyscy wokół byli z niego dumni. I choć nie znał chłopca wyjątkowo dobrze, a to tego nie siedział w jego głowie, tak nadal zakładał, że jego droga do wszelkich sukcesów musiała być cholernie prosta. Jakby Dickens nie musiał wysilać się, by cokolwiek mu się udało; i może to dziwne wrażenie napędzało jego odwieczne wspominanie swoich dokonań? W końcu Sandey nie był osobą, która odgórnie wyrabiała sobie opinie na temat innych osób. Zazwyczaj starał się dobrze kogoś poznać, skupiając się głównie na cechach charakteru i sekretach, które ludzie dość beznadziejnie ukrywali, by dopiero po tym zadecydować kogo polubi, a kogo znienawidzi. Tyle że w przypadku Hendrixa było zupełnie inaczej; bo on, w przeciwieństwie do innych, zaczął drażnić go już na początku ich znajomości. Dlatego też Hemingway nie ukrywał swojej niechęci, gdy na niego spoglądał, coraz częściej zauważając, że nie była to jedynie jakaś zwymyślania nienawiść; bo mimo wszystko, jego awersja brała się od tego nieprzyjemnego poczucia, że był od niego gorszy. Bo sam, mimo pracy, którą we wszystko wkładał, nie osiągał tak wielkich sukcesów, jakby chciał. A jego jedynym wsparciem i osobami, które czasem doceniały jego starania byli wyłącznie jego dziadkowie. Więc może mu zazdrościł i może traktował go jak osobę, którą powinien jakkolwiek dogonić, by móc któregoś dnia pochwalić się swoimi osiągnięciami równie chętnie co Hendrix. I podczas gdy za każdym razem obserwował go z boku, nie dostrzegał nawet, że w gruncie rzeczy oboje byli tylko nastolatkami i że zarówno jednemu, jak i drugiemu zależało na tym, żeby po prostu coś osiągnąć. Sandey bywał więc złośliwy; szczególnie gdy zostawali sami, a on mógł być sobą, mówiąc to, co chciał, a nie to, co chcieli usłyszeć inni. Mimo to rozszerzył jednak oczy, robiąc teraz to, co wychodziło mu najlepiej; grając. Bo przecież aktorem był wyśmienitym, co wyjaśniałoby, dlaczego tak dobrze czuł się w kółku teatralnym, niezmiennie od lat interesując się aktorstwem. Wzdychając więc jeszcze nieco dramatycznie, pokręcił przecząco głową. 
Nie jestem złośliwy. Jestem po prostu ciekaw, czy zawsze tak się starasz, czy jednak czasem wkładasz trochę serca w to, co robisz — rzucił wyjątkowo kulturalnie; i choć ton jego głosu diametralnie się zmienił, jeśli nagle odezwał się dość spokojnie, tak wydźwięk jego wypowiedzi pozostał wyjątkowo nieprzyjemny i drwiący. Jakby jednak nie potrafił uwierzyć w to, że Hendrix potrafił w cokolwiek się zaangażować. A przecież Dickens miał rację, bo chłopiec nie mógł stwierdzić, czy Drix się starał, czy podchodził do swojej pracy zupełnie obojętnie. Wolał jednak zakładać najgorsze, już z góry przyjmując, że starszy działał niedokładnie. — Może lubię się angażować? I może nie chcę, żeby została tu jakakolwiek plamka, co? — odparł, rzeczywiście traktując całe to przedsięwzięcie jako sprawę życia i śmierci. Jak zwykle podchodząc do mało istotnych zadań z przesadnym zaangażowaniem, które tylko wzbudzało w nim większą irytację; bo nic i nikt nie spełniał jego wygórowanych oczekiwań. — Ja się za to martwię. Nie o ciebie, ale o świat, który jednak może zapłonąć, jeśli maska nie będzie lśnić — stwierdził, bo chciał wykonać swoją pracę perfekcyjnie, tego samego oczekując od drugiego chłopca. Więc gdy Hendrix nie zrezygnował ze swojego zadania, żeby rzeczywiście odpocząć, Sandey chętnie powrócił spojrzeniem do samochodu, przez moment skupiając się na polerowaniu lakieru. Choć gdy tylko wyłapał ironię w jego głosie, przez jego głowę znów przeleciało kilka myśli, które wręcz nakazywały mu rzucić w niego ścierką; powstrzymując się przed tym z kilku powodów (bo przecież dbał o swoją opinię publiczną), ponownie na niego spojrzał. I przyglądał mu się, dopóki Dickens nie zadał mu pytania, przez które Hemingway przymknął oczy, unosząc twarz w stronę nieba, żeby głośno odetchnąć. — Chcę umrzeć ze świadomością, że nie zmarnowałem żadnej okazji i że robiłem wszystko tak, jak trzeba — odpowiedział twardo, dopiero wtedy opuszczając głowę, zauważając też, że Dickens przysiadł na krawężniku. — Jasne, możesz mi doradzić i powiedzieć, jak powinienem pozbyć się pewnej denerwującej osoby — rzucił z wyjątkowo fałszywym uśmiechem na ustach. — Poza tym, jestem miły. Nie zauważyłeś? — zapytał dość retorycznie, bo wiedział, że w tym przypadku Hendrix widział więcej niż inni; i zdawał sobie sprawę z tego, jak fałszywa bywała ta otoczka, którą Hemingway wokół siebie stworzył. Otwierając ponownie usta, by znów mu odpowiedzieć, Sandey lekko się skrzywił, dostrzegając, ze reszta dzieciaków zajmująca się myciem innych samochodów, znacznie bardziej angażowała się we wzajemne lanie się wodą. Dlatego też ponownie westchnął, odrzucając szmatkę na bok, żeby oprzeć dłonie na masce, na moment się zatrzymując. — Wiesz, że mam ochotę utopić cię w tym wiaderku, które obok ciebie stoi? — odparł, gdy tylko usłyszał, że chłopiec zaczął naśladować ton jego głosu. — Więc może to ja powinienem zapytać cię, czy chcesz szybko umrzeć? — rzucił jeszcze, nieznacznie przechylając głowę do boku, jakby naprawdę go to ciekawiło. 
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
monia lisa
ODPOWIEDZ