Każdego dnia z pewnego rodzaju niecierpliwością czekała na zakończenie swojej zmiany i szansę powrócenia do domu, w którym to czekała ciepła herbata i jeszcze cieplejszy koc, który kupiła w lumpeksie za jakieś śmieszne pieniądze. Choć klimat, w którym mieszkali nie dawał szans na marznięcie, to jednak problemy z krążeniem, które u Mallory występowały od zawsze sprawiały, że zimne dłonie i stopy były u niej normą. Non stop miała przy sobie podgrzewacz do rąk bądź termos z czymś ciepłym do picia i nie wstydziła się tego. Zamykając równo o siedemnastej sklep z uśmiechem na ustach do kasy ruszyła, aby podliczyć dzisiejszy utarg i zakończyć dzień ze świadomością, czy jakiegoś manka przypadkiem się nie dorobiła. Nie spodziewała się żadnych osób, które do środka miałyby chcieć się dostać, stąd też z pewną niepewnością ruszyła do drzwi gdy w te ktoś zapukał. Spoglądała na kobietę i wsłuchiwała się w jej słowa, zastanawiając się poniekąd czy powinna w ogóle się na to godzić. Serce miała zbyt dobre jednak i po kilku sekundach ciszy i rozważań, przekręciła klucz i otworzyła drzwi, dając nieznajomej wejść do środka. I gdy tylko to zrobiła, zamknęła drzwi i upewniła się, że nikt kolejny nie planuje szturmu na księgarnię. – Przepraszam, pierwszy raz od kiedy tutaj pracuje ktoś przychodzi po czasie. Ba, w ogóle nikt pod koniec dnia się nie pojawia, więc jestem w szoku. – Śmiechem zakończyła swoją wypowiedź, kierując się za ladę, przy której to zamknęła pospiesznie kieszeń kasy. Tak na wszelki wypadek. – Na jakie nazwisko były książki? – Program, w którym to wszystko było spisane na szczęście wciąż był włączony, dlatego też Mallory nacisnęła odpowiednią ikonkę na pasku i powróciła wzrokiem do kobiety, której to posłała promienny uśmiech.
Seraphine Morgan