Hope Creek InnHV P.D.Neighbourhood Art Center
a
Awatar użytkownika
Dwukrotna rozwódka, terapeutka uzależnień, drobna dziewczyna o niespożytej energii. Szuka miłości, bo jak to mówią, do trzech razy sztuka.
30
170

Post

Esme była poirytowana. Wszystkim, co ostatnio jej się przytrafiało, tym pieprzonym listem, tym, że po raz drugi była rozwódką, a przypominam, że miała trzydzieści lat na karku. Nie tak planowała swoje życie, ba! Ona miała na nie świetny plan, ale los, ten sam, który skazał Freda na otrzymywanie bęcków od nieznajomych, skazał ja na wieczne rozwody i nieszczęście w miłości. W końcu wybuchła, a obiektem jej złości był niestety brat bliźniak jej byłego męża.
Podreptała za nim, stuk-stuk, tuż przed piekarnię, warcząc coś pod nosem i ściskając torebkę jeszcze mocniej, jakby w planie miała jeszcze jedno, trafniejsze uderzenie. A torba do lekkich nie należała; notatniki, telefon, kosmetyczna. Idealna broń do walki.
- Ja...Co?! - w końcu dotarły do niej słowa Freda, a ona otworzyła oczy tak szeroko, że w połączeniu z rozdziawioną twarzą, mogła uchodzić za bardzo marną podróbkę lalki. Oddychając szybko, wyraźnie zażenowana, zmrużyła powieki i opuściła ramiona, mniej waleczna i o wiele bardziej pokorna.
- Matko, Fred - jęknęła w końcu, łapiąc przegub machającej jej przed twarzą dłoni, by ją odsunąć. - Przepraszam! Naprawdę, nie chciałam. Znaczy chciałam, ale myślałam, że to Charles - tego akurat nie trudno było się domyślić. Zagryzła wargę, niezręcznie zgarniając kosmyk kręconych włosów. A wspominała, że jej były mąż, miłość jej życia miał brata bliźniaka? Kropka w kropkę jak on. Oczy, usta, nawet wzrost. Jakby gorzej już być nie mogło, ścisnęło ją w dołku i poczuła taki smutek, że aż sapnęła po raz kolejny, marszcząc równe brwi, co tego dnia uchodziło za jej minę numer jeden.
-Jakoś nie mogę się z nim złapać...Jeszcze raz przepraszam - zlustrowała go spojrzeniem zbitego psa. Ich relacje były zawsze neutralne, nigdy ani złe, ani bardzo dobre, nawet po rozwodzie. Zawsze dziwnie było jej na nich patrzeć w komplecie, ale nigdy nie zdarzyło jej się ich pomylić. Może jednak rozwód swoje zdziałał.
- Wszystko dobrze? - upewniła się. Jakoś nie w ząb było jej poszkodowanie niewinnej osoby. I jak teraz o tym myślała, to nawet Charlesa nie chciałaby tak urządzić.
Boże, jacy oni byli przystojni!
- Mogę Ci postawić bajgla na przeprosiny. Tylko...Może nie wspominaj o tym bratu, hm? - zasugerowała ostrożnie, przystępując z nogi na nogę. - Proszę? Strasznie głupio wyszło - w końcu umilkła, zerkając w stronę sklepu. Klienci zajęli się zakupami, mniej zainteresowani zaistniałą sytuacją. Ją za to już wcale nie skręcało z głodu, a jedynie z solidnej chęci zmycia się stąd i odgonienia buraka na twarzy.
fred hockley
mów mi/kontakt
Panacea#4568
fred hockley
a

Post

Cóż, gdyby Fred niespodziewanie znalazł się na miejscu Esme i przypadkiem spotkał siostrę bliźniaczkę swojej zmarłej żony, to by zareagował podobnie. To znaczy - nie, nie zacząłby jej okładać torebką, bo raz, że takie dodatki to mu jakoś za bardzo nie odpowiadały, a dwa, że nie był z niego jakiś chory zwyrol, co podnosi rękę na kobiety. Niemniej jednak, też zadziałby impulsywnie i prawdopodobnie tym samym narobił więcej szkody niż pożytku. Może to i dobrze, że Grace była jedna, bo jakby miał jej klona widywać na mieście, choćby w głupim spożywczym, to pewnie szybko odwinąłby się z tego świata.
Tak w ogóle to trzeba przyznać, iż z Hockleya to był bardzo odważny - albo głupi, zależy jak spojrzeć - gość, ponieważ wychodząc na zewnątrz, ani razu nie zerknął przez ramię, czy była żona jego brata nie ma morderczych iskier w oczach i czy aby przypadkiem nie planuje popchnąć go pod pierwszy nadjeżdżający samochód. Odwrócił się do niej dopiero, gdy nie stali już naprzeciw szyby sklepu, bo Ci klienci to dzisiaj wyjątkowo wścibscy byli i pewnie z zapartym tchem czekali na dalszy rozwój wydarzeń, jakby co najmniej szykowało się jakieś MMA. - No tak, ja Fred, nie Charles - powtórzył, wskazując na siebie palcem, co zabrzmiało łudząco podobnie do kwestii Ty Jane, ja Tarzan. Widząc to jej ogromne zdziwienie, mimochodem kąciki ust mu zadrżały w powstrzymywanym uśmiechu. - Uwierz, domyśliłem się - skwitował z nutą ironii, no bo jednak nie dało się nie zgadnąć po tym wściekłym wyrazie twarzy i całkiem niezłym zamachnięciu się torebką, że brała go za kogoś, kto powinien się teraz cieszyć, iż to na nim się ta fala złości nie skumulowała. - Esme - przerwał jej ten niekończący się ciąg przeprosin, kładąc jej dłoń na ramieniu, co było może nieco ryzykownym posunięciem, ale Hockley najwyraźniej stwierdził, że może jeden cios wystarczył i drugi raz nie zarobi. - Spokojnie! Nic mi nie jest i chyba powinienem komuś podziękować, że to tylko torebka, a nie gaz pieprzowy, bo pewnie byłoby gorzej - rzucił dla rozluźnienia atmosfery, tym razem już się faktycznie do niej uśmiechając i zabierając rękę, co by jednak dłużej losu nie kusić. - Ach, to tak jak ja. Może gdzieś wyjechał albo zaszył się w domu i chleje, co jest w sumie bardzo prawdopodobne - skomentował uszczypliwie i wzruszył ramionami, bo choć bardzo solidarny był ze swoim bliźniakiem, to też ostatnimi czasy był na niego cięty za to nieodzywanie się. - Esme, czy mam się rozebrać i Ci pokazać ramię, żebyś uwierzyła, że nic mi nie jest? - zadał pytanie, no ewidentnie rozbawiony, że aż do tego stopnia się przejęła jego stanem; tak, ręka go nieco poobolewała, bo jednak kobiece szmery bajery znajdujące się w torebce przyjemne w dotyku nie były, ale wciąż - od tego się nie umierało! - Takiej propozycji się nie odrzuca, ale pozwól, że ja postawię go też Tobie, tak będziemy kwita - zapewnił poważnie, nawet rękę w jej stronę wyciągając, by to odpowiednio przypieczętowali. - Myślisz, że jakbym mu powiedział, to nie chciałby się z Tobą spotkać z obawy, że i on dostanie w łeb? - spytał żartobliwie, bo poważnie, choć z Esme nigdy nie mogli nazwać się jakąś parą wybitnych przyjaciół, to jednak cała ta sytuacja go potwornie rozbawiła, stąd też jego brak powagi i dość pogodne nastawienie do tej sprawy, a także to odwlekanie odpowiedzi - taka mała zemsta za ten napad z torebką!

Esme Hockley
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
33
198

Post

— 1
Trzeba przyznać, że jego sytuacja związkowa pogarszała się coraz bardziej i bardziej, do tego stopnia, że na ten moment nie bardzo chciał nawet wracać do domu po pracy, dużo bardziej preferował szwendanie się po mieście i przeciąganie w czasie momentu, w którym powinien przekroczyć próg domu i udać po raz kolejny, że wszystko jest okej. Bo nie było okej od naprawdę długiego czasu i chyba tylko ślepiec by tego nie zauważył. A trzeba zaznaczyć, że Wes ani trochę ślepy nie był. Zaraz po zakończeniu swojej służby kręcił się więc po Hope Valley bez żadnego większego celu, próbując w pamięci odtworzyć grafik, jaki w pracy miała na ten moment przygotowana jego luba, lecz nie był w stanie wpaść na to, czy był to moment, kiedy już wracała, czy jeszcze miał zastać ciszę i szansę położenia się w łóżku do snu póki nie miała okazji go z niego wygnać. Nim jednak miał dotrzeć pod swoje drzwi, najpierw zawitał do piekarni, w której zamierzał kupić sobie jakieś świeże pieczywo na kolacje, podejrzewając, że nie znajdzie w chlebaku nic, co mogłoby się nadawać do jakiegokolwiek spożycia. Dlatego też przekroczył całkiem sprawnie próg sklepu i powędrował do lady, przy której poza bułkami poprosił też o rogala, którego planował zjeść po drodze. Bardzo szybko za to zapłacił, nie chcąc przedłużać i nie zauważył, że zamiast schować portfel do kieszeni to położył go na półeczce po jego stronie lady, na której wcześniej postawił reklamówkę z zakupami. Nieświadomy zgubienia swojej własności wyszedł ze sklepu i powoli zaczął kierować się w swoją stronę, spowolniony jednak faktem dobierania się do rogala, w którego bardzo głodny wgryzł się, ciesząc z pierwszego jedzenia, na jakie sobie pozwolił od kilku godzin. Czy było to zdrowe? Ani trochę. Czy sprawiało to, że jakkolwiek planował się poprawić? Również ani trochę. Był typowym facetem, tak długo, jak nic złego w jego życiu się nie działo, to wierzył, że jest stuprocentowo zdrowy, a jego tryb życia nie ma żadnej, nawet najmniejszej wady.

Romily Porterfield
BOGATE CV Wychowała mnie matka MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU EMERGENCY SERVICES
mów mi/kontakt
run forest#8737
a
Awatar użytkownika
I wish I wasn’t such a dreamer. I’ve ruined this life for myself.
29
160

Post

2.
Chociaż obsługa recepcji w okolicznym spa nie była niczym ambitnym i nie powinna kosztować jej wiele energii, po zakończeniu zmiany tego dnia Romily była naprawdę zmęczona. Czasami zdarzały się dni, gdy z pracy wychodziła całkiem odprężona i tylko lekki ból pleców przypominał jej o tym, że ostatnie osiem godzin spędziła siedząc za ladą i obsługując gości, a czasami... wraz z wyjściem do domu, powietrze uchodziło z niej niczym z przebitego balonika i nie marzyła o niczym innym, jak tylko by wrócić do siebie i zagrzebać się w pościeli, nie wychodząc z łóżka najlepiej do rana. To był jeden z tych dni i gdyby nie fakt, ze zbliżał się weekend, a jej lodówka i szafki w kuchni po całym tygodniu świeciły pustkami, Romy nie podjęłaby się wyjścia na zakupy. Wiedziała jednak, że będzie bardzo mocno żałować, jeśli sobie odpuści, bo głód miał przyjść do niej prędko, najpewniej niewiele po przekroczeniu przez nią progu domu. Weszła zatem do pierwszego sklepu, który minęła po drodze, złapała za wózek i rozpoczęła podróż między alejkami pełnymi jedzenia, które na ogół tylko oglądała, nie wrzucając nic do koszyka. Dopiero przy lodówkach z nabiałem wybrała kilka produktów, podobnie jak na dziale z pieczywem. To wciąż jednak nie było nic, co mogłaby zjeść na obiad, więc nim udała się do kasy, odwiedziła jeszcze alejkę przeznaczoną na mrożonki, ale nie znalazła nic ciekawego. A więc dzisiaj zamawiamy, pomyślała albo powiedziała cicho, kierując swoje kroki do kasy. Gdy wykładała pierwsze produkty, mężczyzna przed nią wciąż płacił. Wtedy jeszcze Porterfield nie dostrzegła, że zostawił przy kasie swój portfel, zbyt zajęta wypakowywaniem licznych jogurtów i ustawianiem je w plus minus zorganizowany sposób na taśmie. Nie lubiła być niedokładna, dlatego to, jak i spakowanie się zajęły jej trochę czasu. Zgubę mężczyzny dostrzegła dopiero odbierając własny paragon i momentalnie zdecydowała się zabrać ze sobą portfel i odnaleźć właściciela. Kiedy wyszła ze sklepu, nieznajomy wciąż znajdował się w zasięgu jej wzroku, chociaż faktycznie kilkadziesiąt metrów od niej. - Przepraszam? Proszę zaczekać! - zawołała, przyspieszając kroku, chociaż pęd z ciężką torbą pełną zakupów do prostych nie należał, zwłaszcza, gdy ze zmęczenia praktycznie zamykały się jej oczy. Była jednak zdeterminowana, by oddać mu zgubę.

Wesley Harwood
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV LGBT+ Boję się tłumów Codziennie potrzebuję solidnego śniadania
mów mi/kontakt
in summary: fuck
a
Awatar użytkownika
pisarz i dziennikarz, który nie lubi nikogo poza swoją butelką...
26
184

Post

#1

Dziwnie było znowu być w tej okoloicy, w tym miejscu, w tym miasteczku. Connor miał wrażenie, że naprawdę niewiele się zmieniło przez te wszystkie lata, a jednocześnie… wydawało się całkiem inne, obce. Ludzie, których znał kiedyś, teraz byli zupełnie innymi osobami. Meli rodziny, pracę, swoje plany i skomplikowane perypetie. Kilka osób z jego szkoły już nie żyło, z różnych powodów. I mało kogo tak naprawdę poznawał, kiedy na siebie wpadali gdzieś na mieście. Nie przepadał za tymi spotkaniami. Miał wrażenie, że ci wszyscy ludzie chcą rozmawiać z zupełnie innym człowiekiem. Kimś, kim on już dawno nie był. I sam siebie czasem nie poznawał, ale to nie było coś, o czym chciał jakoś specjalnie myśleć. Wolał zamiast tego po prostu się napić alkoholu i zapomnieć, że w ogóle jakaś taka wątpliwość, jakieś takie dziwne pytania się w jego głowie pojawiały. Czyż to nie jest o wiele lepsze? Ignorowanie tego, co akurat nie było wygodne? Tak, też tak sądził. Tyle, że nie zawsze można pić, czasami trzeba sobie zrobić przerwę i na przykład wybrać się po jakieś jedzenie. Connor nie spędzał zbyt wiele czasu na gotowaniu, nigdy nie był w tym zbyt dobry, w domu mieli gosposie, a potem nie przykładał zbyt wielkiej wagi do tego, żeby nauczyć się robić coś sensownego. I szczerze mówiąc nie wiedział po co. Bo jasne, jedzenie było dobre, smaczne i w ogóle, ale ten cały proces po prostu wydawał się jak... zbyt wiele pracy, której on nie chciał robić. Może to lenistwo, może bycie rozpuszczonym dzieciakiem, nie zastanawiał się nad tym. Ale przez takie chwile potem musiał spędzać chwile właśnie tak jak w tym momencie, stojąc w długiej kolejce, czekając aż jakaś baba z przodu wybierze które pączki chce zjeść, co najwyraźniej było zbyt dużym wyzwaniem na dziś. Dlatego stał z założonymi rękami i westchnął ciężko - ja pierdole - i podsumował, nie zwracając uwagi na to, czy kogoś stojącego przed nim w kolejce to nie urazi, że sobie tak przeklina.
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! For all mankind PISARZ Mam ciężką nogę Gram na gitarze
mów mi/kontakt
ODPOWIEDZ