— Możliwe. Kobiety są różne. Faceci na ogół nie rozmawiają o takich sprawach, a jak już to jeden wieczór przy piwie i sprawa rozwiązana. — zaśmiał się cicho. Mężczyźni byli o wiele mniej skomplikowani niż kobiety, które czasem pewne sprawy przeżywały tygodniami albo i miesiącami, a u nich jeden wieczór załatwiał sprawę, jeśli w ogóle jakaś sytuacja robiła na nich wrażenie.
— No na pewno byłoby prościej, jakby wcześniej napisał list, że wkrótce się spotkacie. Chociaż może powinien wysłać gołębia, żeby było romantyczniej? — zażartował. Niestety nie da się przewidzieć kiedy i w jakich okolicznościach spotka się miłość swojego życia. Nie można się też na nią wiecznie zamykać, ale każdy po zerwaniu potrzebował czasu dla siebie, więc lepiej żeby ten książę nie zjawił się za wcześnie i nie przegapił okazji.
— Podejrzewam, że w moim wypadku też nie skończyłoby się na jednym zwierzaku, bo one tak jakby uzależniają. Kochasz je, ale chcesz dać miłość i dom kolejnym, które go nie mają. Ale musimy trochę ich zostawić dla innych ludzi, żeby nie byli smutni. Masz jednak czas i jak będziesz miała warunki według mnie nie ma na co czekać. — powiedział, kiwając głową. Zwierzęta był na tyle pocieszne, że pozwalały zapomnieć o problemach. Nawet jeśli zwierzak tylko siedział w pobliżu, dając czasem o sobie znać w pustym domu było jakoś inaczej. Nie myślało się tylko o swoich problemach, a o głodomorze, który czeka na swoją porcję jedzenia i pieszczot. Wracając d domu wiesz, że czeka tam ktoś kto Cię kocha, a nie puste ściany przypominające o bolesnych wspomnieniach. Jak nic można w takich warunkach dostać depresji.
— Obiecuję. — powiedział, uśmiechając się. Podejrzewał, że ogarnie to szybciej niż przez ten czas, ale miesiąc to chyba taki optymalny czas po którym zobaczy, czy da radę czy nie. Wiadomo przecież, że od razu nie wskoczy na taki poziom jak bliźniacy, ale zawsze w jakimś stopniu powoli będzie się do niego zbliżał. Już i tak miał sporo doświadczenia.
— Wiem co masz na myśli, ale więcej Ci nie powiem. Zdaję sobie sprawę jak działają babskie ploteczki przy winie, a takie coś powinno być jednak niespodzianką, nie uważasz? — może to planował, a może nie, ale wolał zachować to dla siebie. Im więcej osób wiedziałoby o jego planach, tym bardziej stresowałby się presją i spojrzeniami, które ludzie by mu rzucali, gdyby Mia jakimś cudem mu odmówiła. Bo mogła to zrobić, uważając, że na zaręczyny jest jeszcze za wcześnie. Ale był pewien, że Mia któregoś dnia zostanie jego żoną, zostając Panią Harrington. Tylko ją wyobrażał sobie w tej roli.
Rosalie Hepburn
a
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Była tancerka, która przez kontuzję straciła marzenia o wielkiej karierze, obecnie studentka weterynarii, która kocha zwierzęta i swoją nową pasję. Oprócz tego w jej sercu znalazło się miejsce dla dwóch uroczych kudłatych kulek oraz pewnego niezwykle przystojnego policjanta, przy którym to czuje się naprawdę bezpiecznie, co zrozumiała po tym jak została napadnięta. Niestety odkąd Carter wyjechał wraz ze szczeniakami to jej serce rozsypało się na milion kawałków. Wydawało jej się że poskładała z Chetem, ale ten jedynie pozbawił ją dziewictwa i złamał jej serce.
21
170
Billy Harrington
To chyba była kwestia "płci mózgu", bo to zwykle kobiety były tymi bardziej emocjonalnymi istotami, które wszystko przeżywały bardziej, a to też pewnie miało jakiś związek z tym, że kobiety więcej planowały wydarzeń i miały pewien ogląd jak to ma wyglądać to potem bardziej przeżywały wszelkie porażki, albo wręcz przeciwnie, wielokrotnie wracały do przyjemnych wspomnień. Mężczyźni bardziej byli pod tym względem spontaniczni, może dlatego później nie mieli w sobie takiej burzy emocji?
- A zawsze mi się wydawało, że wam wcale nie przychodzi z łatwością pogodzenie się z porażkami. - w końcu nieudany związek powinien się wliczać do życiowych porażek, a może to było tylko jej błędne myślenie? Może powinna raczej myśleć że nie udana jedna relacja może być jedynie wstępem do tej właściwej relacji? Chyba panna Hepburn powinna nieco zmienić swoje myślenie na pewne tematy dotyczące wszelako pojętej miłości i uczuć.
- Gołębia lepiej nie, nigdy bym sobie nie wybaczyła gdyby jakiś gołąb zginął poprzez atak jastrzębia czy innego drapieżnika tylko dlatego, bo leciał z listem miłosnym do mnie, zatem wybrałabym pod tym względem drogę tradycyjną, nie romantyczną. - zaśmiała się, choć żartowała połowicznie. Bo która księżniczka chciałaby by list od księcia do niej narażał czyjeś życie? Dla niej gołąb jak każde zwierzę, chciał żyć i nie należało go wykorzystywać do sobie tylko znanych celów. Wiedziała jedno, że na nią jeszcze przyjdzie czas i przeżyje pewnie tę piękną, prawdziwą miłość.
- Ja już mam wizję takiego domu, w jakim ja się wychowywałam, z dużą ilością zwierząt. To nauczyło mnie dużo empatii i pozwoliło znaleźć pracę, która będzie jednocześnie moją pracą. Jednak gdy jestem wolontariuszką w schronisku to doceniam każdego, kto przygarnie chociaż jedno ze zwierząt. Ta radość wymalowana na ich pyszczkach i wdzięczność bijąca z ich oczu jest nieopisana i bezcenna po prostu. - wiedziała doskonale o czym mówi, w końcu często była w schronisku i pomagała tam, badała zwierzęta, karmiła je i wyprowadzała na spacer, brała nawet udział w terapiach dla zwierząt, które póki co nie nadawały się do adopcji, ale widziała również tam postępy i wierzyła w to, że one również wkrótce znajdą swój szczęśliwy dom. I oj tak, zwierzak daje tyle radości, że aż człowiek niejednokrotnie łapie się na tym, że zerka na zegarek by czym szybciej skończyć pracę i jechać do domu, gdzie czeka nasz stęskniony zwierzak i za każdym razem jego radość jak wrócimy do domu jest bezcenna. Ponadto pomagają one ludziom samotnym nie popadać w depresję, dając im radość i często chęć do dalszego życia po przykładowej śmierci drugiej połówki, z którą to spędziło się połowę swego życia.
- Ach, rozumiem. Może powinnam dodać że możesz mi zaufać, będę milczała jak grób, ale lepiej powiem że jeżeli byś potrzebował palca oraz kobiecego gustu to wiesz gdzie mnie szukać. - uśmiechnęła się na jego słowa. A jednak rozważał oświadczyny! Nie powie jednak nic Mii, niech ma dziewczyna niespodziankę. Zaoferowała mu również swoją pomoc, bo tak się składało że miała takiej samej długości i szerokości palce co jej przyjaciółka, więc ewidentne mogła się zaoferować z pomocną dłonią i to dosłownie!
To chyba była kwestia "płci mózgu", bo to zwykle kobiety były tymi bardziej emocjonalnymi istotami, które wszystko przeżywały bardziej, a to też pewnie miało jakiś związek z tym, że kobiety więcej planowały wydarzeń i miały pewien ogląd jak to ma wyglądać to potem bardziej przeżywały wszelkie porażki, albo wręcz przeciwnie, wielokrotnie wracały do przyjemnych wspomnień. Mężczyźni bardziej byli pod tym względem spontaniczni, może dlatego później nie mieli w sobie takiej burzy emocji?
- A zawsze mi się wydawało, że wam wcale nie przychodzi z łatwością pogodzenie się z porażkami. - w końcu nieudany związek powinien się wliczać do życiowych porażek, a może to było tylko jej błędne myślenie? Może powinna raczej myśleć że nie udana jedna relacja może być jedynie wstępem do tej właściwej relacji? Chyba panna Hepburn powinna nieco zmienić swoje myślenie na pewne tematy dotyczące wszelako pojętej miłości i uczuć.
- Gołębia lepiej nie, nigdy bym sobie nie wybaczyła gdyby jakiś gołąb zginął poprzez atak jastrzębia czy innego drapieżnika tylko dlatego, bo leciał z listem miłosnym do mnie, zatem wybrałabym pod tym względem drogę tradycyjną, nie romantyczną. - zaśmiała się, choć żartowała połowicznie. Bo która księżniczka chciałaby by list od księcia do niej narażał czyjeś życie? Dla niej gołąb jak każde zwierzę, chciał żyć i nie należało go wykorzystywać do sobie tylko znanych celów. Wiedziała jedno, że na nią jeszcze przyjdzie czas i przeżyje pewnie tę piękną, prawdziwą miłość.
- Ja już mam wizję takiego domu, w jakim ja się wychowywałam, z dużą ilością zwierząt. To nauczyło mnie dużo empatii i pozwoliło znaleźć pracę, która będzie jednocześnie moją pracą. Jednak gdy jestem wolontariuszką w schronisku to doceniam każdego, kto przygarnie chociaż jedno ze zwierząt. Ta radość wymalowana na ich pyszczkach i wdzięczność bijąca z ich oczu jest nieopisana i bezcenna po prostu. - wiedziała doskonale o czym mówi, w końcu często była w schronisku i pomagała tam, badała zwierzęta, karmiła je i wyprowadzała na spacer, brała nawet udział w terapiach dla zwierząt, które póki co nie nadawały się do adopcji, ale widziała również tam postępy i wierzyła w to, że one również wkrótce znajdą swój szczęśliwy dom. I oj tak, zwierzak daje tyle radości, że aż człowiek niejednokrotnie łapie się na tym, że zerka na zegarek by czym szybciej skończyć pracę i jechać do domu, gdzie czeka nasz stęskniony zwierzak i za każdym razem jego radość jak wrócimy do domu jest bezcenna. Ponadto pomagają one ludziom samotnym nie popadać w depresję, dając im radość i często chęć do dalszego życia po przykładowej śmierci drugiej połówki, z którą to spędziło się połowę swego życia.
- Ach, rozumiem. Może powinnam dodać że możesz mi zaufać, będę milczała jak grób, ale lepiej powiem że jeżeli byś potrzebował palca oraz kobiecego gustu to wiesz gdzie mnie szukać. - uśmiechnęła się na jego słowa. A jednak rozważał oświadczyny! Nie powie jednak nic Mii, niech ma dziewczyna niespodziankę. Zaoferowała mu również swoją pomoc, bo tak się składało że miała takiej samej długości i szerokości palce co jej przyjaciółka, więc ewidentne mogła się zaoferować z pomocną dłonią i to dosłownie!
mów mi/kontakt
-
a
— To chyba zależy od osoby. Niektórzy nie mogą pogodzić się z tym, że coś im nie poszło, a inni traktują to jako lekcje czy coś w tym rodzaju. Wiadomo, że nie zawsze jest tak jak chcemy i myślę, że nie ma sensu przeżywać czegoś tak bardzo. — odparł, wzruszając ramionami. Życie nie zawsze było kolorowe i było tak jak chcemy, dlatego nigdy nie nastawiał się, że zawsze wszystko pójdzie po jego myśli. Był przygotowany na porażkę w każdej kwestii. Zwłaszcza teraz, kiedy miał na głowie cały hotel i mnóstwo interesów, gdzie każda decyzja musiała być przemyślana po kilka razy. Spontaniczność była w porządku, ale nie tutaj. Gdyby sobie tak po prostu robił na co miał ochotę mógł stracić wszystko w ciągu sekundy, a tego nie chciał.
— Poczta też jest w porządku. A co gdyby to był posłaniec jak w średniowieczu? Na pewno byłoby to urocze, nie uważasz? — rzucił, uśmiechając się. Sam nie wpadł na to, żeby w tak romantyczny sposób przekazać coś Mii, ale myślał, że pewnie by jej się to spodobało. W sumie która kobieta nie byłaby zachwycona takim prezentem od swojego księcia? Miał nadzieję, że Rosalie spotka w swoim życiu kogoś takiego, kto zrobi dla niej wszystko. Zadba, żeby czuła się wyjątkowo, szykując dla niej tak niespotykane niespodzianki, których pozazdroszczą jej przyjaciółki.
— Domyślam się, że to naprawdę przyjemne uczucie przekazać komuś pod opiekę zwierzęta. Wiem, że schroniska robią co mogą dla nich, ale dopiero prawdziwy dom sprawia, że są szczęśliwsze. Sam czasem myślę czy nie zaadoptować jakiegoś kociaka czy psiaka, żeby Suzie miała towarzystwo kiedy mnie nie ma. Myślę, że byłaby dobrą starszą siostrą. — powiedział. Nie miał może już tyle czasu co kiedyś, ale chciałby dać kolejnemu czworonogowi dom. Dobrze, że teraz pracę miał praktycznie obok domu i nie miałby problemu z zaglądaniem do zwierzaków kilka razy dziennie. Poza tym znał swoją suczkę i wiedział, że dopilnowałaby, żeby nowy lokator zachowywał się przyzwoicie. Miał też okazję widzieć jak Suzie bawi się z Luną — kotką Mii — i nigdy nie narobili bałaganu pod ich nieobecność, więc idealnie. Musiał tylko mieć czas na odwiedzenie schroniska z pewną decyzją jakiego zwierzaka ma ochotę zabrać do domu. Najchętniej zabrałby ich mnóstwo, ale na zwierzyniec jeszcze przyjdzie czas.
— Postaram się o tym pamiętać. — zaśmiał się. W sumie jeśli kiedyś będzie rozglądał się za pierścionkiem przyda mu się osoba, która ma takie same palce jak jego ukochana, dzięki czemu uniknie faila już na starcie przy złym rozmiarze. Nie chciał, żeby Mia była smutna bo pierścionek nie pasuje i musi czekać na niego parę dni aż go dopasują. Teraz przynajmniej miał się do kogo odezwać w tej sprawie, ale pewnie jeszcze minie trochę czasu zanim zdecyduje się na ten krok.
Rosalie Hepburn
— Poczta też jest w porządku. A co gdyby to był posłaniec jak w średniowieczu? Na pewno byłoby to urocze, nie uważasz? — rzucił, uśmiechając się. Sam nie wpadł na to, żeby w tak romantyczny sposób przekazać coś Mii, ale myślał, że pewnie by jej się to spodobało. W sumie która kobieta nie byłaby zachwycona takim prezentem od swojego księcia? Miał nadzieję, że Rosalie spotka w swoim życiu kogoś takiego, kto zrobi dla niej wszystko. Zadba, żeby czuła się wyjątkowo, szykując dla niej tak niespotykane niespodzianki, których pozazdroszczą jej przyjaciółki.
— Domyślam się, że to naprawdę przyjemne uczucie przekazać komuś pod opiekę zwierzęta. Wiem, że schroniska robią co mogą dla nich, ale dopiero prawdziwy dom sprawia, że są szczęśliwsze. Sam czasem myślę czy nie zaadoptować jakiegoś kociaka czy psiaka, żeby Suzie miała towarzystwo kiedy mnie nie ma. Myślę, że byłaby dobrą starszą siostrą. — powiedział. Nie miał może już tyle czasu co kiedyś, ale chciałby dać kolejnemu czworonogowi dom. Dobrze, że teraz pracę miał praktycznie obok domu i nie miałby problemu z zaglądaniem do zwierzaków kilka razy dziennie. Poza tym znał swoją suczkę i wiedział, że dopilnowałaby, żeby nowy lokator zachowywał się przyzwoicie. Miał też okazję widzieć jak Suzie bawi się z Luną — kotką Mii — i nigdy nie narobili bałaganu pod ich nieobecność, więc idealnie. Musiał tylko mieć czas na odwiedzenie schroniska z pewną decyzją jakiego zwierzaka ma ochotę zabrać do domu. Najchętniej zabrałby ich mnóstwo, ale na zwierzyniec jeszcze przyjdzie czas.
— Postaram się o tym pamiętać. — zaśmiał się. W sumie jeśli kiedyś będzie rozglądał się za pierścionkiem przyda mu się osoba, która ma takie same palce jak jego ukochana, dzięki czemu uniknie faila już na starcie przy złym rozmiarze. Nie chciał, żeby Mia była smutna bo pierścionek nie pasuje i musi czekać na niego parę dni aż go dopasują. Teraz przynajmniej miał się do kogo odezwać w tej sprawie, ale pewnie jeszcze minie trochę czasu zanim zdecyduje się na ten krok.
Rosalie Hepburn
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Była tancerka, która przez kontuzję straciła marzenia o wielkiej karierze, obecnie studentka weterynarii, która kocha zwierzęta i swoją nową pasję. Oprócz tego w jej sercu znalazło się miejsce dla dwóch uroczych kudłatych kulek oraz pewnego niezwykle przystojnego policjanta, przy którym to czuje się naprawdę bezpiecznie, co zrozumiała po tym jak została napadnięta. Niestety odkąd Carter wyjechał wraz ze szczeniakami to jej serce rozsypało się na milion kawałków. Wydawało jej się że poskładała z Chetem, ale ten jedynie pozbawił ją dziewictwa i złamał jej serce.
21
170
Billy Harrington
Słowa mężczyzny zabrzmiały bardzo mądrze, tym samym Rosalie upewniała się że Mia trafiła na naprawdę porządnego faceta. Tym samym Rose była już prawie pewna, że Mia będzie naprawdę szczęśliwa z Harringtonem.
- Nic dodać, nic ująć, wyjąłeś tym samym prawdziwą kwintensencję życia. - uznała, bo przecież to normalne że w życiu pojawiają się wzloty i upadki, ważne by po tych drugich móc się podnieść, a nie użalać się nad sobą i twierdzić, że życie nie ma najmniejszego sensu. Niektórzy jednak woleli inaczej, w sumie ich sprawa, ale Rosalie była tego typu osobą co by najchętniej naprawiała świat, dlatego chciała pomóc każdemu. Dobrze więc że miała też kogoś, kto pomoże jej w trudnych chwilach, taką osobą była właśnie między innymi Walker.
- O tak, posłaniec, który by przyjechał na koniu, to by było mega romantyczne. - aż się przez chwilę rozmarzyła i oparła brodę o swoją dłoń, przyłożywszy ją wcześniej do policzka. Jak ona by chciała by pewnego dnia pod okno podjechał posłaniec, który przyniósłby list zawiadamiający ją o tym, że jej luby właśnie nadjeżdża. To było taką piękną, a jednocześnie nierealną wizją.
- Przyznam szczerze że nie sądziłam iż jesteś takim romantykiem Billy. - dodała bo jednak nie spodziewała się po nim tego, wiedziała jednak że skoro jest romantykiem to oświadczyny Mii będą wręcz bajkowe i będą opowiadali o nich swoim dzieciom i następnie wnukom. Jak ona chciałaby spotkać kogoś równie romantycznego jak on i móc z kimś takim dzielić życie.
- Owszem, wiem wtedy że zwierzęta otrzymują kochający dom, czyli to czego potrzebują najbardziej i to mnie zawsze raduje. A jak Suzie reaguje zwykle na koty? Bo nie radziłabym adoptować kota osobie, która ma psa, a który to nie akceptuje zbytnio futrzastych kociaków. - widziała takie sytuacje gdy pies nie zaakceptował nowego kociego członka rodziny i ganiał go wszędzie, rozwalali tym samym mieszkanie właścicieli, którzy to ostatecznie decydowali się na oddanie jednego z nich do schroniska. Takich sytuacji należało unikać, zatem warto było znać swoje zwierzę pod kątem tego jak reaguje na pozostałych przedstawicieli swojego gatunku, a także gatunków innych. Ona sama może nawet pomóc przy wyborze nowego członka rodziny, w końcu znała rezydentów schroniska jak mało kto. Widać że rozpromieniła się na rozmowę o zwierzętach, przynajmniej nie myślała o swojej nieudanej zresztą relacji romantycznej. A temat pierścionka zostawili na potem, aż Billy będzie gotowy na oświadczyny.
Słowa mężczyzny zabrzmiały bardzo mądrze, tym samym Rosalie upewniała się że Mia trafiła na naprawdę porządnego faceta. Tym samym Rose była już prawie pewna, że Mia będzie naprawdę szczęśliwa z Harringtonem.
- Nic dodać, nic ująć, wyjąłeś tym samym prawdziwą kwintensencję życia. - uznała, bo przecież to normalne że w życiu pojawiają się wzloty i upadki, ważne by po tych drugich móc się podnieść, a nie użalać się nad sobą i twierdzić, że życie nie ma najmniejszego sensu. Niektórzy jednak woleli inaczej, w sumie ich sprawa, ale Rosalie była tego typu osobą co by najchętniej naprawiała świat, dlatego chciała pomóc każdemu. Dobrze więc że miała też kogoś, kto pomoże jej w trudnych chwilach, taką osobą była właśnie między innymi Walker.
- O tak, posłaniec, który by przyjechał na koniu, to by było mega romantyczne. - aż się przez chwilę rozmarzyła i oparła brodę o swoją dłoń, przyłożywszy ją wcześniej do policzka. Jak ona by chciała by pewnego dnia pod okno podjechał posłaniec, który przyniósłby list zawiadamiający ją o tym, że jej luby właśnie nadjeżdża. To było taką piękną, a jednocześnie nierealną wizją.
- Przyznam szczerze że nie sądziłam iż jesteś takim romantykiem Billy. - dodała bo jednak nie spodziewała się po nim tego, wiedziała jednak że skoro jest romantykiem to oświadczyny Mii będą wręcz bajkowe i będą opowiadali o nich swoim dzieciom i następnie wnukom. Jak ona chciałaby spotkać kogoś równie romantycznego jak on i móc z kimś takim dzielić życie.
- Owszem, wiem wtedy że zwierzęta otrzymują kochający dom, czyli to czego potrzebują najbardziej i to mnie zawsze raduje. A jak Suzie reaguje zwykle na koty? Bo nie radziłabym adoptować kota osobie, która ma psa, a który to nie akceptuje zbytnio futrzastych kociaków. - widziała takie sytuacje gdy pies nie zaakceptował nowego kociego członka rodziny i ganiał go wszędzie, rozwalali tym samym mieszkanie właścicieli, którzy to ostatecznie decydowali się na oddanie jednego z nich do schroniska. Takich sytuacji należało unikać, zatem warto było znać swoje zwierzę pod kątem tego jak reaguje na pozostałych przedstawicieli swojego gatunku, a także gatunków innych. Ona sama może nawet pomóc przy wyborze nowego członka rodziny, w końcu znała rezydentów schroniska jak mało kto. Widać że rozpromieniła się na rozmowę o zwierzętach, przynajmniej nie myślała o swojej nieudanej zresztą relacji romantycznej. A temat pierścionka zostawili na potem, aż Billy będzie gotowy na oświadczyny.
mów mi/kontakt
-
a
Skinął głową, upijając kolejny łyk kawy. Nie miał już nic więcej do dodania, skoro oboje zgadzali się z tym, że w życiu pojawiają się wzloty i upadki i z każdym trzeba sobie poradzić. Życie byłoby zbyt nudne, gdyby było idealne i miało się tylko to co się zamarzyło.
Uśmiechnął się, widząc jak Rosalie rozmarzyła się kiedy powiedział o posłańcu. Chyba każda kobieta zareaguje podobnie. Każda marzy o własnym księciu z bajki. Wiadomo, niektóre lubią łobuzów w skórzanej kurtce i na motorze, ale to też jakiś książę jakby nie patrzeć. Nie jest powiedziane, że musi być pięknie ubrany i na białym koniu. Niby mówi się o nim najczęściej, ale księciem może być każdy, byle dobrze traktował swoją księżniczkę.
— Sam nie wiedziałem, dopóki nie poznałem Mii. Miłość chyba jednak zmienia mężczyznę. — stwierdził. Wcześniej nie bawił się w żaden romantyzm. Nie musiał nawet zbytnio się starać, żeby zdobyć kobietę. Wszystkie łatwo mu ulegały i chętnie mu się oddawały ze świadomością, że to tylko jednorazowy numerek. Kilka może próbowało go przekonać na coś więcej, ale to Mia zdobyła jego serce i sprawiła, że postanowił się dla niej zmienić. TO był dowód, że była naprawdę wyjątkowa.
— Myślę, że dogaduje się z Luną. Chce się z nią bawić, pilnuje, żeby krzywda jej się nie stała i pilnuje kiedy śpi. Luna może nie jest zachwycona, ale ona już taka jest. Nie warczą jednak na siebie i jest spokój jak się spotykają, dlatego myślę, że to dobry pomysł. — odparł. Z Suzie nigdy nie miał problemów, nawet zwierzaki spotykane na spacerze nie były dla niej problemem. Chętnie się z nimi bawiła. Ludzie mogli myśleć, że jest agresywna ze względu na rasę, ale tak naprawdę to spokojny i grzeczny pies. Nie mógł mieć pewności co do zwierzaka ze schroniska, ale tam jeśli trafiało się na agresywnego psa to tylko dlatego, że był źle traktowany przez poprzedniego właściciela. Najchętniej policzyłby się z każdym, kto nie dbał o swojego zwierzaka i potem oddawał go do schroniska, bo nie był taki jak powinien. Ciekawe jakby oni się czuli, gdyby rodzice traktowali ich jak nic nieznaczące śmieci, a potem oddawali do Domu Dziecka, bo są nieposłuszne. A wystarczyło trochę zadbać o zwierzaka, dawać mu jeść i bawić się z nim co jakiś czas. Czy to takie trudne?
Miał jeszcze o coś zapytać Rosalie, ale zauważył, że wypił całą kawę i zbliżała się powoli godzina na którą powinien wrócić do pracy. Dlatego grzecznie pożegnał się z Rosalie, dziękując jej za rozmowę i pomoc jeśli nadejdzie czas zaręczyn z Mią, a następnie wyszedł z kawiarni, kierując się na wyspę.
// zt. x2
Rosalie Hepburn
Dzięki za grę
Uśmiechnął się, widząc jak Rosalie rozmarzyła się kiedy powiedział o posłańcu. Chyba każda kobieta zareaguje podobnie. Każda marzy o własnym księciu z bajki. Wiadomo, niektóre lubią łobuzów w skórzanej kurtce i na motorze, ale to też jakiś książę jakby nie patrzeć. Nie jest powiedziane, że musi być pięknie ubrany i na białym koniu. Niby mówi się o nim najczęściej, ale księciem może być każdy, byle dobrze traktował swoją księżniczkę.
— Sam nie wiedziałem, dopóki nie poznałem Mii. Miłość chyba jednak zmienia mężczyznę. — stwierdził. Wcześniej nie bawił się w żaden romantyzm. Nie musiał nawet zbytnio się starać, żeby zdobyć kobietę. Wszystkie łatwo mu ulegały i chętnie mu się oddawały ze świadomością, że to tylko jednorazowy numerek. Kilka może próbowało go przekonać na coś więcej, ale to Mia zdobyła jego serce i sprawiła, że postanowił się dla niej zmienić. TO był dowód, że była naprawdę wyjątkowa.
— Myślę, że dogaduje się z Luną. Chce się z nią bawić, pilnuje, żeby krzywda jej się nie stała i pilnuje kiedy śpi. Luna może nie jest zachwycona, ale ona już taka jest. Nie warczą jednak na siebie i jest spokój jak się spotykają, dlatego myślę, że to dobry pomysł. — odparł. Z Suzie nigdy nie miał problemów, nawet zwierzaki spotykane na spacerze nie były dla niej problemem. Chętnie się z nimi bawiła. Ludzie mogli myśleć, że jest agresywna ze względu na rasę, ale tak naprawdę to spokojny i grzeczny pies. Nie mógł mieć pewności co do zwierzaka ze schroniska, ale tam jeśli trafiało się na agresywnego psa to tylko dlatego, że był źle traktowany przez poprzedniego właściciela. Najchętniej policzyłby się z każdym, kto nie dbał o swojego zwierzaka i potem oddawał go do schroniska, bo nie był taki jak powinien. Ciekawe jakby oni się czuli, gdyby rodzice traktowali ich jak nic nieznaczące śmieci, a potem oddawali do Domu Dziecka, bo są nieposłuszne. A wystarczyło trochę zadbać o zwierzaka, dawać mu jeść i bawić się z nim co jakiś czas. Czy to takie trudne?
Miał jeszcze o coś zapytać Rosalie, ale zauważył, że wypił całą kawę i zbliżała się powoli godzina na którą powinien wrócić do pracy. Dlatego grzecznie pożegnał się z Rosalie, dziękując jej za rozmowę i pomoc jeśli nadejdzie czas zaręczyn z Mią, a następnie wyszedł z kawiarni, kierując się na wyspę.
// zt. x2
Rosalie Hepburn
Dzięki za grę
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Tancerz, który po śmierci rodziców postanowił zrobić sobie przerwę i zamieszkać w Hope Valley ze swoim młodszym bratem. Nie mógł jednak wytrzymać bez tańca, więc zatrudnił się w miejscowej szkole tańca, której właścicielem okazał się być jego dawny przyjaciel, którego zdradził wybierając sławę zamiast przyjaźni.
25
171
#2 + Outfit
Pracował już jakiś czas w szkole tańca, ucząc nową grupę tego na czym znał się najlepiej. Może nie łapali kroków jakoś wybitnie szybko, ale to się jeszcze dopracuje jak dłużej z nimi posiedzi. On też na początku wolno się uczył, ale z czasem doszedł do wprawy i szybko uczył się choreografii, więc miał łatwiej.
Gorzej mu szło niestety z Deanem, który dalej unikał rozmowy z nim. Próbował go przekonywać na wiele sposobów i nawet propozycja wspólnego układu go nie przekonała, więc widywali się jedynie między zajęciami i tyle. Bolało go to, że jego dawny przyjaciel nie chce z nim rozmawiać, ale rozumiał. Zostawił go tak bez słowa, wybierając sławę zamiast przyjaźni. Zawsze uważał się za lojalnego człowieka, ale ten jeden raz zawalił sprawę. Próbował naprawić swój błąd, wyjaśnić czemu to zrobił i czemu wrócił, ale Dean mu tego nie ułatwiał. Ale jeśli będzie musiał powalić go na środku drogi, usiąść na nim i z nim porozmawiać to to zrobi, ale tylko w ostateczności.
Na szczęście nie musiał, bo okazja nadarzyła się szybciej niż myślał.
Dzisiaj akurat nie miał zajęć, więc po ogarnięciu kilku spraw postanowił napić się kawy. Znalazł najbliższą kawiarnię i zamówił swój ulubiony napój. Był trochę uzależniony, ale to normalne kiedy spędzie się mnóstwo czasu na sali tanecznej doskonaląc swoje ruchy. Czekając na zamówienie przeglądał telefon, by dowiedzieć się co się dzieje w jego grupie, która dalej intensywnie trenowała w Nowym Jorku. Dobrze, że zrozumieli co teraz czuł i dali mu czas na dojście do siebie, by mógł poukładać swoje sprawy i wrócić jak tylko poczuje się gotowy. Ale co jeśli to nigdy nie nastąpi? O tym wolał nie myśleć.
Po otrzymaniu kawy już chciał opuścić kawiarnię, ale jego oczy dojrzały tak znajomą mu twarz, że nie mógł odpuścić. W końcu miał idealną okazję do rozmowy z Deanem, który tak dobrze go unikał, a tu przecież nie mógł zrobić sceny. Chyba. Niewiele myśląc po prostu podszedł do stolika, który zajmował chłopak i usiadł obok, odbierając chłopakowi drogę ucieczki.
— No cześć. Cóż za zbieg okoliczności, że Cię tu znalazłem. — rzucił, uśmiechając się szeroko i poklepał chłopaka po ramieniu. — Jak Ci mija dzień? — zapytał, chcąc zacząć od jakiegoś luźniejszego tematu.
Dean Atherton
Pracował już jakiś czas w szkole tańca, ucząc nową grupę tego na czym znał się najlepiej. Może nie łapali kroków jakoś wybitnie szybko, ale to się jeszcze dopracuje jak dłużej z nimi posiedzi. On też na początku wolno się uczył, ale z czasem doszedł do wprawy i szybko uczył się choreografii, więc miał łatwiej.
Gorzej mu szło niestety z Deanem, który dalej unikał rozmowy z nim. Próbował go przekonywać na wiele sposobów i nawet propozycja wspólnego układu go nie przekonała, więc widywali się jedynie między zajęciami i tyle. Bolało go to, że jego dawny przyjaciel nie chce z nim rozmawiać, ale rozumiał. Zostawił go tak bez słowa, wybierając sławę zamiast przyjaźni. Zawsze uważał się za lojalnego człowieka, ale ten jeden raz zawalił sprawę. Próbował naprawić swój błąd, wyjaśnić czemu to zrobił i czemu wrócił, ale Dean mu tego nie ułatwiał. Ale jeśli będzie musiał powalić go na środku drogi, usiąść na nim i z nim porozmawiać to to zrobi, ale tylko w ostateczności.
Na szczęście nie musiał, bo okazja nadarzyła się szybciej niż myślał.
Dzisiaj akurat nie miał zajęć, więc po ogarnięciu kilku spraw postanowił napić się kawy. Znalazł najbliższą kawiarnię i zamówił swój ulubiony napój. Był trochę uzależniony, ale to normalne kiedy spędzie się mnóstwo czasu na sali tanecznej doskonaląc swoje ruchy. Czekając na zamówienie przeglądał telefon, by dowiedzieć się co się dzieje w jego grupie, która dalej intensywnie trenowała w Nowym Jorku. Dobrze, że zrozumieli co teraz czuł i dali mu czas na dojście do siebie, by mógł poukładać swoje sprawy i wrócić jak tylko poczuje się gotowy. Ale co jeśli to nigdy nie nastąpi? O tym wolał nie myśleć.
Po otrzymaniu kawy już chciał opuścić kawiarnię, ale jego oczy dojrzały tak znajomą mu twarz, że nie mógł odpuścić. W końcu miał idealną okazję do rozmowy z Deanem, który tak dobrze go unikał, a tu przecież nie mógł zrobić sceny. Chyba. Niewiele myśląc po prostu podszedł do stolika, który zajmował chłopak i usiadł obok, odbierając chłopakowi drogę ucieczki.
— No cześć. Cóż za zbieg okoliczności, że Cię tu znalazłem. — rzucił, uśmiechając się szeroko i poklepał chłopaka po ramieniu. — Jak Ci mija dzień? — zapytał, chcąc zacząć od jakiegoś luźniejszego tematu.
Dean Atherton
a
outfit
Miał wrażenie, że w tych godzinach kawiarnia była wyjątkowo tłoczna, chociaż pozornie pierwsza fala klientów już dawno powinna się skończyć. To właśnie wcześnie rano, kiedy ledwie zaczynały się zmiany w pracy, ludzie najczęściej sięgali po boski napój, jakim była kawa. Efekt placebo, ale kto zakaże uważać, że jednak pomagał? Sam Dean codziennie wlewał w siebie niewielką porcję, starając się zyskać energię w raczej inny sposób.
Tego dnia, wiedząc, że wieczorem czekają go zajęcia ze sporą grupą, która dodatkowo przygotowywała się do zbliżającego się nieubłaganie konkursu, musiał porządnie się naładować, by jako nauczyciel i opiekun dać z siebie więcej, niż zazwyczaj.
Stanął w kolejce po kawę, w duchu trochę wykilnając tych wszystkich ludzi, że właśnie teraz, właśnie o tej mało popularnej godzinie, postanowili, podobnie jak on, udać się właśnie do tej kawiarni. Czy coś robiło mu na złość, czy po prostu irytował go fakt, że tracił tak wiele czasu, stojąc?
Kiedy ostatecznie dostał orzechowe latte, rozejrzał się, by zająć jakikolwiek stolik. O swoim ulubionym mógł zapomnieć; dorwanie go graniczyło z cudem.
Ostatecznie udało mu się przecisnąć pomiędzy ludźmi i usiąść gdzieś w kącie, gdzie najwidoczniej mało kto w ogóle chciał siadać. Lepiej dla niego, nikt nie będzie mu przeszkadzał.
Upił łyk napoju, skupiając się na własnych myślach. W głowie powtarzał kroki, które dzisiaj mieli ćwiczyć, irytując się każdorazowo, kiedy w umyśle pojawiała się morda Kima. Czy on musiał być wszędzie? Jego życie wyglądało idealnie bez niego, kiedy już uporał się z dziecięcą zdradą. Zabawne, że pomimo wieku to się gdzieś zakorzeniło i pomimo bycia dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem, Atherton nijak nie umiał spojrzeć na Nathana jak na zdrajcę. Nie potrzebował przy tym jego wyjaśnień wiedząc, że niewiele zmienią w stosunku do ich obecnej relacji. Zresztą i tak, kiedy tylko ciotka wróci z dłuższych wakacji, wymusi na niej, by pozbyła się tego chłopaka, biorąc na jego miejsce kogoś, kto nie będzie go wkurwiał samą swoją obecnością.
Niespodziewanie ktoś koło niego usiadł, a zaledwie kilka sekund później usłyszał głos, którego wcale słyszeć nie chciał.
-Dotknij mnie jeszcze raz, Kim, a ta kawa wyląduje na twojej mordzie. I ciesz się, że ostrzegam - powiedział chłodno, rzucając mu mało przyjemne spojrzenie. I tyle z miłego spędzenia samotnie czasu. Zawsze musiał się napatoczyć jakiś jełop. - Aż tak zdesperowany jesteś, że musisz mnie śledzić? Żałosne.
Nathan Kim
Miał wrażenie, że w tych godzinach kawiarnia była wyjątkowo tłoczna, chociaż pozornie pierwsza fala klientów już dawno powinna się skończyć. To właśnie wcześnie rano, kiedy ledwie zaczynały się zmiany w pracy, ludzie najczęściej sięgali po boski napój, jakim była kawa. Efekt placebo, ale kto zakaże uważać, że jednak pomagał? Sam Dean codziennie wlewał w siebie niewielką porcję, starając się zyskać energię w raczej inny sposób.
Tego dnia, wiedząc, że wieczorem czekają go zajęcia ze sporą grupą, która dodatkowo przygotowywała się do zbliżającego się nieubłaganie konkursu, musiał porządnie się naładować, by jako nauczyciel i opiekun dać z siebie więcej, niż zazwyczaj.
Stanął w kolejce po kawę, w duchu trochę wykilnając tych wszystkich ludzi, że właśnie teraz, właśnie o tej mało popularnej godzinie, postanowili, podobnie jak on, udać się właśnie do tej kawiarni. Czy coś robiło mu na złość, czy po prostu irytował go fakt, że tracił tak wiele czasu, stojąc?
Kiedy ostatecznie dostał orzechowe latte, rozejrzał się, by zająć jakikolwiek stolik. O swoim ulubionym mógł zapomnieć; dorwanie go graniczyło z cudem.
Ostatecznie udało mu się przecisnąć pomiędzy ludźmi i usiąść gdzieś w kącie, gdzie najwidoczniej mało kto w ogóle chciał siadać. Lepiej dla niego, nikt nie będzie mu przeszkadzał.
Upił łyk napoju, skupiając się na własnych myślach. W głowie powtarzał kroki, które dzisiaj mieli ćwiczyć, irytując się każdorazowo, kiedy w umyśle pojawiała się morda Kima. Czy on musiał być wszędzie? Jego życie wyglądało idealnie bez niego, kiedy już uporał się z dziecięcą zdradą. Zabawne, że pomimo wieku to się gdzieś zakorzeniło i pomimo bycia dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem, Atherton nijak nie umiał spojrzeć na Nathana jak na zdrajcę. Nie potrzebował przy tym jego wyjaśnień wiedząc, że niewiele zmienią w stosunku do ich obecnej relacji. Zresztą i tak, kiedy tylko ciotka wróci z dłuższych wakacji, wymusi na niej, by pozbyła się tego chłopaka, biorąc na jego miejsce kogoś, kto nie będzie go wkurwiał samą swoją obecnością.
Niespodziewanie ktoś koło niego usiadł, a zaledwie kilka sekund później usłyszał głos, którego wcale słyszeć nie chciał.
-Dotknij mnie jeszcze raz, Kim, a ta kawa wyląduje na twojej mordzie. I ciesz się, że ostrzegam - powiedział chłodno, rzucając mu mało przyjemne spojrzenie. I tyle z miłego spędzenia samotnie czasu. Zawsze musiał się napatoczyć jakiś jełop. - Aż tak zdesperowany jesteś, że musisz mnie śledzić? Żałosne.
Nathan Kim
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Tancerz, który po śmierci rodziców postanowił zrobić sobie przerwę i zamieszkać w Hope Valley ze swoim młodszym bratem. Nie mógł jednak wytrzymać bez tańca, więc zatrudnił się w miejscowej szkole tańca, której właścicielem okazał się być jego dawny przyjaciel, którego zdradził wybierając sławę zamiast przyjaźni.
25
171
Czy los mu sprzyjał, dając mu w końcu szansę na rozmowę z dawnym przyjacielem? Ten tyle razy go unikał, a teraz siedział sobie spokojnie w kawiarni i to akurat w takim miejscu, że trudno mu będzie uciec jak już Nathan go dopadnie. Nie obchodziło go to, że może mu zrobić awanturę i wyrzucą ich z kawiarni. Przynajmniej nie powie sobie, że nie spróbował jak już miał okazję do rozmowy. Dawno nie spotkał tak upartego człowieka jak Atherton, a sam przecież robił naprawdę wiele, żeby dołączyć do zespołu i się w nim utrzymać. Nie lubił jednak trzymać urazy, dając każdemu szansę na wyjaśnienia, więc czemu Dean nie mógł być taki sam jak on?
— Co ty taki delikatny, Dean? Dawno nikt Cię nie przytulał, co? — zachichotał, otwierając ramiona ale że nie chciał by kawa wylądowała na jego twarzy nie objął wyższego chłopaka. Chciał go tylko trochę podenerwować, skoro wyglądał wtedy tak uroczo. Jego spojrzenie pewnie mogłoby zabić, ale Nathan nic sobie z tego nie robił. — Nie śledzę Cię, słońce. Po prostu wpadłem na kawę i już miałem wyjść, ale zobaczyłem Ciebie, więc postanowiłem się dosiąść. Może teraz dasz mi chwilę i ze mną porozmawiasz? Krzywdy Ci przecież tym nie zrobię. — odparł, upijając łyk swojej mrożonej kawy. Mógłby już odpuścić i dać mu tych kilka minut na rozmowę. Na pewno nie wiedział, że jego rodzice zginęli w wypadku, skoro słowem się na ten temat nie odezwał. Nie chciał go brać na litość, ale może chociaż inaczej na niego spojrzy jak się dowie, że rodzice Nathana nie żyją. Ich rodziny były wtedy dość blisko. Często spotykali się w weekendy i wymieniali się jeśli chodziło o odbieranie chłopców z zajęć. Ale nagle wszystko się zmieniło, kiedy jego rodzice zmusili go do zrezygnowania z przyjaźni na rzecz sławy, która teraz go nie interesowała.
— To jak? Znajdziesz chwilę dla dawnego przyjaciela? Powymieniamy się ploteczkami, a potem rozejdziemy się do domów i dam Ci spokój. W porządku? — zapytał, zerkając na chłopaka mając nadzieję, że w końcu odpuści. Że zburzy ten mur obronny i w końcu pozwoli mu się zbliżyć. Nie tak jak kiedyś, ale wystarczająco blisko, żeby mogli w spokoju porozmawiać. Po wszystkim zrozumie jeśli nie będzie chciał się z nim kumplować. Nie będzie naciskał, ale póki co chciał żeby znał prawdę i tyle.
Dean Atherton
— Co ty taki delikatny, Dean? Dawno nikt Cię nie przytulał, co? — zachichotał, otwierając ramiona ale że nie chciał by kawa wylądowała na jego twarzy nie objął wyższego chłopaka. Chciał go tylko trochę podenerwować, skoro wyglądał wtedy tak uroczo. Jego spojrzenie pewnie mogłoby zabić, ale Nathan nic sobie z tego nie robił. — Nie śledzę Cię, słońce. Po prostu wpadłem na kawę i już miałem wyjść, ale zobaczyłem Ciebie, więc postanowiłem się dosiąść. Może teraz dasz mi chwilę i ze mną porozmawiasz? Krzywdy Ci przecież tym nie zrobię. — odparł, upijając łyk swojej mrożonej kawy. Mógłby już odpuścić i dać mu tych kilka minut na rozmowę. Na pewno nie wiedział, że jego rodzice zginęli w wypadku, skoro słowem się na ten temat nie odezwał. Nie chciał go brać na litość, ale może chociaż inaczej na niego spojrzy jak się dowie, że rodzice Nathana nie żyją. Ich rodziny były wtedy dość blisko. Często spotykali się w weekendy i wymieniali się jeśli chodziło o odbieranie chłopców z zajęć. Ale nagle wszystko się zmieniło, kiedy jego rodzice zmusili go do zrezygnowania z przyjaźni na rzecz sławy, która teraz go nie interesowała.
— To jak? Znajdziesz chwilę dla dawnego przyjaciela? Powymieniamy się ploteczkami, a potem rozejdziemy się do domów i dam Ci spokój. W porządku? — zapytał, zerkając na chłopaka mając nadzieję, że w końcu odpuści. Że zburzy ten mur obronny i w końcu pozwoli mu się zbliżyć. Nie tak jak kiedyś, ale wystarczająco blisko, żeby mogli w spokoju porozmawiać. Po wszystkim zrozumie jeśli nie będzie chciał się z nim kumplować. Nie będzie naciskał, ale póki co chciał żeby znał prawdę i tyle.
Dean Atherton
a
Dean od zawsze był typem człowieka, który nie potrzebował wokół siebie mnóstwa osób. Miał stałą grupkę, której się trzymał, a jakiekolwiek próby bliższej interakcji z większą grupą zwyczajnie go męczyły. Jasne, był nauczycielem, jasne miał styczność z wieloma osobami, ale równie wiele trzymał na dystans pozwalając zbliżyć się do siebie zaledwie nielicznej garstce.
Jego podejście zmieniło się jeszcze bardziej, a tym samym mur wokół niego stał się jeszcze większy, czyniąc go tym samym niemal nie do przebicia, kiedy jego dziewczyna postanowiła zdradzić go z jego najlepszym wtedy przyjacielem. Tamtego dnia, pamiętając to uczucie, którego tak nienawidził, postanowił, że każda, nawet najmniejsza zdrada, nie zostanie wybaczona. Tyczyło się to również Nathana, który poniekąd zapoczątkował serię wydarzeń, której Dean nie potrafił znieść. Miał wrażenie, że to właśnie ten chłopak sprawił, że w późniejszych latach kolejne to osoby z czasem pokazywały swoje mało przyjemne oblicze. Był prowodyrem, zdradził pierwszy. Jak miałby uzyskać za to wybaczenie? Zwłaszcza teraz, kiedy Atherton był nieprzystępny i skryty jeszcze bardziej.
-Wolałbym nie złapać niczego podejrzanego od kogoś takiego, jak ty. Chuj wie, z kim się szlajasz i co robisz - odpowiedział jedynie, nie siląc się nawet na przyjemny ton. Ten zarezerwowany był jedynie dla osób, które miały w jego życiu jakiekolwiek znaczenie. Kim zdecydowanie nie zaliczał się do tego grona, stając się poniekąd wrzodem na dupsku, który nie chciał odpuścić. Może powinien mu pokazać znacznie dobitniej, że daleko w poważaniu ma wszystko to, co związane było z chłopakiem? Informacje na temat jego przeszłości, jego wyjaśnienia, jakoś do szczęścia nie były mu potrzebne.
-Naprawdę nie dociera do ciebie to, że nie mam zamiaru słuchać twojego pierdolenia, co? Nie interesuje mnie, co chcesz mi powiedzieć. Nie możesz po prostu zniknąć? - wywrócił oczami, skupiając się na kawie. Może zamiast odpowiadać, powinien go ignorować, nie pokazując niczego? Irytacji, zmęczenia. Wtedy z pewnością by mu się znudziło. Szkoda, że Atherton był tak łatwy do prowokowania.
-Ode mnie nie usłyszysz niczego, Kim. Nie jesteś dla mnie nikim ważnym, więc nie mam żadnego obowiązku ci się spowiadać - odparł, zerkając na niego na chwilę.
Chłód w jego oczach nie znikał. Ba, znacznie się pogłębił do złudzenia przypominając zimną otchłań, w której człowiek mógł utonąć i zdecydowanie nie wynikałoby z tego nic dobrego.
Nathan Kim
Jego podejście zmieniło się jeszcze bardziej, a tym samym mur wokół niego stał się jeszcze większy, czyniąc go tym samym niemal nie do przebicia, kiedy jego dziewczyna postanowiła zdradzić go z jego najlepszym wtedy przyjacielem. Tamtego dnia, pamiętając to uczucie, którego tak nienawidził, postanowił, że każda, nawet najmniejsza zdrada, nie zostanie wybaczona. Tyczyło się to również Nathana, który poniekąd zapoczątkował serię wydarzeń, której Dean nie potrafił znieść. Miał wrażenie, że to właśnie ten chłopak sprawił, że w późniejszych latach kolejne to osoby z czasem pokazywały swoje mało przyjemne oblicze. Był prowodyrem, zdradził pierwszy. Jak miałby uzyskać za to wybaczenie? Zwłaszcza teraz, kiedy Atherton był nieprzystępny i skryty jeszcze bardziej.
-Wolałbym nie złapać niczego podejrzanego od kogoś takiego, jak ty. Chuj wie, z kim się szlajasz i co robisz - odpowiedział jedynie, nie siląc się nawet na przyjemny ton. Ten zarezerwowany był jedynie dla osób, które miały w jego życiu jakiekolwiek znaczenie. Kim zdecydowanie nie zaliczał się do tego grona, stając się poniekąd wrzodem na dupsku, który nie chciał odpuścić. Może powinien mu pokazać znacznie dobitniej, że daleko w poważaniu ma wszystko to, co związane było z chłopakiem? Informacje na temat jego przeszłości, jego wyjaśnienia, jakoś do szczęścia nie były mu potrzebne.
-Naprawdę nie dociera do ciebie to, że nie mam zamiaru słuchać twojego pierdolenia, co? Nie interesuje mnie, co chcesz mi powiedzieć. Nie możesz po prostu zniknąć? - wywrócił oczami, skupiając się na kawie. Może zamiast odpowiadać, powinien go ignorować, nie pokazując niczego? Irytacji, zmęczenia. Wtedy z pewnością by mu się znudziło. Szkoda, że Atherton był tak łatwy do prowokowania.
-Ode mnie nie usłyszysz niczego, Kim. Nie jesteś dla mnie nikim ważnym, więc nie mam żadnego obowiązku ci się spowiadać - odparł, zerkając na niego na chwilę.
Chłód w jego oczach nie znikał. Ba, znacznie się pogłębił do złudzenia przypominając zimną otchłań, w której człowiek mógł utonąć i zdecydowanie nie wynikałoby z tego nic dobrego.
Nathan Kim
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Tancerz, który po śmierci rodziców postanowił zrobić sobie przerwę i zamieszkać w Hope Valley ze swoim młodszym bratem. Nie mógł jednak wytrzymać bez tańca, więc zatrudnił się w miejscowej szkole tańca, której właścicielem okazał się być jego dawny przyjaciel, którego zdradził wybierając sławę zamiast przyjaźni.
25
171
— Dean, Dean, Dean… uparciuch z Ciebie. — westchnął, rozsiadając się wygodniej na siedzeniu. Popijał przez chwilę kawę, zerkając na swojego towarzysza, który nadal nie wyglądał na zadowolonego z jego towarzystwa. Czy mu się dziwił? Ani trochę. Miał do tego prawo i pewnie nawet zdziwiłby się, gdyby ten powitał go z otwartymi ramionami. Zachował się jak świnia, rezygnując z przyjaźni, która mogła być na całe życie. A co gdyby razem jakiś czas później zostali zauważeni i osiągnęliby więcej? Nie mógł tego przewidzieć. A tym bardziej jako dzieciak, który jeszcze nie wie czego chce i jak działa świat nie miał nic do powiedzenia i po prostu robił to co kazali mu rodzice, którzy podobno wiedzieli co będzie dla niego najlepsze. Mógł być teraz na nich zły, ale co by to zmieniło? I tak więcej ich nie zobaczy.
Zerknął jeszcze raz na chłopaka, zanim zdecydował się odezwać. Bo w końcu zależało mu na rozmowie, a on milczał jakby czekał na jakąś zachętę, ale ta nie nadchodziła.
— Moi rodzice zginęli w wypadku jakiś czas temu. — wyznał w końcu, a w jego oczach dało się zauważyć smutek. Tęsknił za nimi i nigdy nie myślał, że może ich zabraknąć w jego życiu. Został mu jedynie brat, który potrzebował teraz opieki. Gdyby nie on pewnie dalej siedziałby w Nowym Jorku, trenując i występując. — Nie oczekuję, że będziesz mi współczuł. Chcę po prostu, żebyś wiedział dlaczego tu jestem. — dodał, przegryzając nerwowo dolną wargę.
— To że znowu się spotykamy może być zrządzeniem losu. Nie miałem pojęcia, że tu mieszkasz, pracujesz i w ogóle. Wiem, że popełniłem błąd kiedy byłem dzieciakiem, ale może dlatego właśnie dostałem szansę, żeby go naprawić albo chociaż wyjaśnić. Wiem, że pewnie już nigdy nie będzie między nami tak jak kiedyś, ale może przestaniesz zabijać mnie wzrokiem, kiedy będziemy się mijać w szkole czy na mieście. — powiedział. Nie będą przyjaciółmi, biegającymi razem po mieście czy trzymającymi się za ręce. Nie będą nocować w swoich domach jak kiedyś czy rozmawiać przez telefon całą noc, zanim któryś z nich padnie ze zmęczenia. Ale mogą się tolerować, a przynajmniej Dean mógłby to robić, bo Nathan nie zamierzał strzelać fochów jak rozwydrzony nastolatek. Nie zmieni już tego co było, więc musiał pogodzić się z sytuacją, mogąc jedynie wytłumaczyć chłopakowi co takiego działo się w jego życiu przez ten czas i tyle. A za jakiś czas pewnie i tak znowu zniknie z jego życia, by wrócić do Nowego Jorku i tyle.
Dean Atherton
Zerknął jeszcze raz na chłopaka, zanim zdecydował się odezwać. Bo w końcu zależało mu na rozmowie, a on milczał jakby czekał na jakąś zachętę, ale ta nie nadchodziła.
— Moi rodzice zginęli w wypadku jakiś czas temu. — wyznał w końcu, a w jego oczach dało się zauważyć smutek. Tęsknił za nimi i nigdy nie myślał, że może ich zabraknąć w jego życiu. Został mu jedynie brat, który potrzebował teraz opieki. Gdyby nie on pewnie dalej siedziałby w Nowym Jorku, trenując i występując. — Nie oczekuję, że będziesz mi współczuł. Chcę po prostu, żebyś wiedział dlaczego tu jestem. — dodał, przegryzając nerwowo dolną wargę.
— To że znowu się spotykamy może być zrządzeniem losu. Nie miałem pojęcia, że tu mieszkasz, pracujesz i w ogóle. Wiem, że popełniłem błąd kiedy byłem dzieciakiem, ale może dlatego właśnie dostałem szansę, żeby go naprawić albo chociaż wyjaśnić. Wiem, że pewnie już nigdy nie będzie między nami tak jak kiedyś, ale może przestaniesz zabijać mnie wzrokiem, kiedy będziemy się mijać w szkole czy na mieście. — powiedział. Nie będą przyjaciółmi, biegającymi razem po mieście czy trzymającymi się za ręce. Nie będą nocować w swoich domach jak kiedyś czy rozmawiać przez telefon całą noc, zanim któryś z nich padnie ze zmęczenia. Ale mogą się tolerować, a przynajmniej Dean mógłby to robić, bo Nathan nie zamierzał strzelać fochów jak rozwydrzony nastolatek. Nie zmieni już tego co było, więc musiał pogodzić się z sytuacją, mogąc jedynie wytłumaczyć chłopakowi co takiego działo się w jego życiu przez ten czas i tyle. A za jakiś czas pewnie i tak znowu zniknie z jego życia, by wrócić do Nowego Jorku i tyle.
Dean Atherton
a
Nie rozumiał, jaki Kim miał w tym wszystkim cel. Aż tak bardzo podobało mu się denerwowanie innych, że postanowił pognębić Deana, który jasno dał mu do zrozumienia, że nie jest zainteresowany jego towarzystwem w żaden, nawet najmniejszy sposób? Może rozchodziło się o chore ambicje i udowodnienie, że jego obecność wywrze na Athertonie wrażenie? Jeśli w tym wszystkim liczył, że chłopak podejmie pojebaną grę, którą najwidoczniej ten drugi rozgrywał, był w błędzie. Chciał się go pozbyć jak najszybciej i wrócić do swojego życia, które prowadził zanim ten na nowo postanowił wpierdolić się w nie buciorami, gniotąc wszystko po drodze. Nie miał zamiaru go do siebie dopuszczać, czy to teraz, czy w przyszłości. Dawniej popełnił ten błąd i nie wyszedł na tym najlepiej. Dzisiaj z pewnością nie byłoby inaczej. Nie, kiedy wiedział, jakim człowiekiem okazał się być Nathan. Kiedyś niemal jego idol, teraz zwyczajny zdrajca.
Cisza, która na chwilę zapadła, była dla tancerza wyjątkowo kojąca. Niestety, nie trwała długo, ale tu nie spodziewał się niczego innego - Kim miał umiejętność niszczenia wszystkiego.
Mięśnie twarzy nieznacznie mu drgnęły, kiedy usłyszał o jego rodzicach. Jak to możliwe, że spotkała ich podobna historia? Czy to był jakiś chory żart, czy może głupia zagrywka?
Nie odzywał się w czasie, w którym ten do niego mówił. Prawdę powiedziawszy nadal nie miał najmniejszej ochoty na prowadzenie jakiejkolwiek konwersacji, do której był nachalnie zmuszony.
-Urzekła mnie twoja historia - rzucił beznamiętnie, starając się, by ton jego głos brzmiał wyjątkowo neutralnie. Nie miał zamiaru się angażować, ostatnio nie wróżyło to niczego dobrego. - Jeśli myślisz, że to cokolwiek zmieni, rozczaruję cię, przekreśliłeś swoją szansę kilkanaście lat temu - dodał, tak gwoli wyjaśnienia.
Uparcie na niego nie patrzył, obierając zupełnie inny kierunek. Nie chciał słuchać o jego przeszłości i nie chciał, by teraźniejszość rozmówcy mieszała się z jego własną.
-To przypadek. Ewentualnie twój chory stalking, nazwij jak chcesz. Zawsze możemy udawać, że się nie znamy. Ostatecznie przecież na tym ci wtedy zależało, nie? - rzucił, odchylając się lekko do tyłu, czując za plecami opór w postaci ściany.
Nathan Kim
Cisza, która na chwilę zapadła, była dla tancerza wyjątkowo kojąca. Niestety, nie trwała długo, ale tu nie spodziewał się niczego innego - Kim miał umiejętność niszczenia wszystkiego.
Mięśnie twarzy nieznacznie mu drgnęły, kiedy usłyszał o jego rodzicach. Jak to możliwe, że spotkała ich podobna historia? Czy to był jakiś chory żart, czy może głupia zagrywka?
Nie odzywał się w czasie, w którym ten do niego mówił. Prawdę powiedziawszy nadal nie miał najmniejszej ochoty na prowadzenie jakiejkolwiek konwersacji, do której był nachalnie zmuszony.
-Urzekła mnie twoja historia - rzucił beznamiętnie, starając się, by ton jego głos brzmiał wyjątkowo neutralnie. Nie miał zamiaru się angażować, ostatnio nie wróżyło to niczego dobrego. - Jeśli myślisz, że to cokolwiek zmieni, rozczaruję cię, przekreśliłeś swoją szansę kilkanaście lat temu - dodał, tak gwoli wyjaśnienia.
Uparcie na niego nie patrzył, obierając zupełnie inny kierunek. Nie chciał słuchać o jego przeszłości i nie chciał, by teraźniejszość rozmówcy mieszała się z jego własną.
-To przypadek. Ewentualnie twój chory stalking, nazwij jak chcesz. Zawsze możemy udawać, że się nie znamy. Ostatecznie przecież na tym ci wtedy zależało, nie? - rzucił, odchylając się lekko do tyłu, czując za plecami opór w postaci ściany.
Nathan Kim
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Tancerz, który po śmierci rodziców postanowił zrobić sobie przerwę i zamieszkać w Hope Valley ze swoim młodszym bratem. Nie mógł jednak wytrzymać bez tańca, więc zatrudnił się w miejscowej szkole tańca, której właścicielem okazał się być jego dawny przyjaciel, którego zdradził wybierając sławę zamiast przyjaźni.
25
171
Nie oczekiwał, że ten go przytuli albo chociaż poklepie pocieszająco po plecach. Nie oczekiwał niczego tak naprawdę. Dean po prostu przyjął do wiadomości to, że rodzice Nathana zginęli i tyle. Ale przynajmniej wiedział. Chociaż chyba powinno być mu przykro, że w żaden sposób nie zareagował na wiadomość o kiedyś bliskich mu osobach.
— Dean… i do tego właśnie zmierzam. — westchnął, zerkając na chłopaka. Czy zrozumie go? Nathan przecież nie chciał go wtedy zostawić. Ale jaki miał wtedy wybór? Miał robić co mu kazali, bo był za młody by decydować o sobie.
— Ja wtedy chciałem tańczyć z Tobą. I tylko z Tobą, bo świetnie nam razem szło. Nie chciałem iść bez Ciebie, ale rodzice mi kazali. Chcieli żebym był sławny skoro mam szansę i nie chcieli słyszeć o tym, że mogę się nie zgodzić. Byłem dzieckiem. Nie wiedziałem co mam robić, a oni przekonywali mnie, że tak będzie najlepiej. Co innego mogłem zrobić? — zapytał, stukając palcami o blat. — Nawet nie dali mi z Tobą porozmawiać. Po prostu mnie zabrali i po rozmowie z tamtymi od razu pojechaliśmy do domu i kazali mi się pakować. Gdybym mógł cofnąć czas na pewno zawalczyłbym o Ciebie, że idziemy razem albo wcale. Tak mi przykro, Dean. Naprawdę. — skończył, spuszczając wzrok. Co więcej miał powiedzieć? Czy to, że przepłakał całą drogę do Nowego Jorku i kilka kolejnych nocy miałby coś zmienić? Jego dawny przyjaciel czuł do niego jedynie nienawiść i pewnie niewiele się teraz zmieni. Ale Nathan przynajmniej będzie miał czyste sumienie, że spróbował mu wyjaśnić jak było naprawdę. Wcześniej nie miał okazji, a jego rodzice również jakoś się nie kwapili do rozmowy z rodzicami Deana dlaczego tak nagle dwójka przyjaciół została rozdzielona. To przez nich Nathan wyszedł na spragnionego sławy gnojka, który przez długi czas czuł się samotny bez najlepszego przyjaciela, który doskonale potrafił odczytywać ruchy chłopaka i to dlatego tak dobrze im się razem tańczyło. Nikt nie był w stanie zastąpić Athertona i powtórzyć tego co mieli, więc pewnie dlatego tak bardzo nie lubił dostawać duetów, bo nie czuł tego samego co wtedy.
Dean Atherton
— Dean… i do tego właśnie zmierzam. — westchnął, zerkając na chłopaka. Czy zrozumie go? Nathan przecież nie chciał go wtedy zostawić. Ale jaki miał wtedy wybór? Miał robić co mu kazali, bo był za młody by decydować o sobie.
— Ja wtedy chciałem tańczyć z Tobą. I tylko z Tobą, bo świetnie nam razem szło. Nie chciałem iść bez Ciebie, ale rodzice mi kazali. Chcieli żebym był sławny skoro mam szansę i nie chcieli słyszeć o tym, że mogę się nie zgodzić. Byłem dzieckiem. Nie wiedziałem co mam robić, a oni przekonywali mnie, że tak będzie najlepiej. Co innego mogłem zrobić? — zapytał, stukając palcami o blat. — Nawet nie dali mi z Tobą porozmawiać. Po prostu mnie zabrali i po rozmowie z tamtymi od razu pojechaliśmy do domu i kazali mi się pakować. Gdybym mógł cofnąć czas na pewno zawalczyłbym o Ciebie, że idziemy razem albo wcale. Tak mi przykro, Dean. Naprawdę. — skończył, spuszczając wzrok. Co więcej miał powiedzieć? Czy to, że przepłakał całą drogę do Nowego Jorku i kilka kolejnych nocy miałby coś zmienić? Jego dawny przyjaciel czuł do niego jedynie nienawiść i pewnie niewiele się teraz zmieni. Ale Nathan przynajmniej będzie miał czyste sumienie, że spróbował mu wyjaśnić jak było naprawdę. Wcześniej nie miał okazji, a jego rodzice również jakoś się nie kwapili do rozmowy z rodzicami Deana dlaczego tak nagle dwójka przyjaciół została rozdzielona. To przez nich Nathan wyszedł na spragnionego sławy gnojka, który przez długi czas czuł się samotny bez najlepszego przyjaciela, który doskonale potrafił odczytywać ruchy chłopaka i to dlatego tak dobrze im się razem tańczyło. Nikt nie był w stanie zastąpić Athertona i powtórzyć tego co mieli, więc pewnie dlatego tak bardzo nie lubił dostawać duetów, bo nie czuł tego samego co wtedy.
Dean Atherton