Hope Creek InnHV P.D.Neighbourhood Art Center
a
Awatar użytkownika
Ma brać ślub, bo rzekomo jego była jest z nim w ciąży, ale chyba by musiał mieć super talent by zapładniać na odległość. Nadal tęskni za swoją miłością, która wyjechała.
28
183

Post

Tak działa dorosłość, niestety. Musimy ponosić konsekwencje tego co postanowiliśmy w przeszłości, tak jak oboje teraz to robią. Na początku Remy miał do niej żal, chociaż może nie do końca można to właśnie tak nazwać. Było mu cholernie smutno i brakowało mu jej, gdy wyjechała. Remy na początku spotykał się z dziewczyną, ale nie wyszło z tego nic dobrego i w tym momencie ponosi konsekwencje swojej błędnej decyzji, która wtedy nie wydawała mu się taka zła. W pewnych momentach nawet myślał, że kobieta ma coś z głową, jakaś choroba psychiczna się do niej przyczepiła, czy coś takiego. Nawet nie wiedział w jaki sposób człowiek może się nabawić takowej choroby psychicznej. Nie interesował się nigdy takimi zagadnieniami, bo go nie dotyczyły, ale może to się udzieliło i jego matce? Cholera wie, bo sam nie wiedział co się ostatnio dzieje z jego matka, ponieważ jej zachowanie się zmieniło o trzysta sześćdziesiąt stopni, na gorsze. Jenkins jej nie poznawał i to go bardzo martwiło.
- Jestem starszy, ale to nie oznacza, że mam problemy z pamięcią. - rzucił udając oburzenie, ale oczywiście żartował. Nie da się uniknąć powrotu do pewnych sytuacji z ich przeszłości. W końcu spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu co generuję sporą ilość wspomnień, czasem miłych, a czasem smutnych, ale nie da się ukryć, że nadal sporo ich łączy, mimo upływu lat. - Jak znajdę czas to pewnie pójdę je ściąć, bo wkurza mnie czasem, że trzeba je ogarniać. - skrzywił się jak mały chłopczyk, ale typowo dla siebie. Remington mimo upływu lat nadal miał w sobie coś z dzieciaka, ale bardziej było to takie słodkie niż wkurzające, bo nie ujawniało się to w każdej życiowej sytuacji. - Możliwe, że tak jest, ale nigdy nie miałem poczucia, że się dusze w Hope. - odparł wzruszając ramionami uśmiechając się przy tym lekko. Zdarza mu się wyjechać, ale to tylko na wakacje lub gdy musi coś załatwić. - Byłem z nią blisko, jednak wiele rzeczy się skomplikowało w ostatnim czasie i ona jest tego głównym winowajcą. - odpowiedział na pytanie dziewczyny zgodnie z prawdą.

Cora Harrington
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV That's a start ONE BIG FAMILY I AM NOT CRAZY MAN UP! For all mankind Wszystko pod kontrolą I killed Laura Palmer Noszę okulary Sam naprawiam swój samochód Zdałem prawko za pierwszym razem Wstaje z kurami
mów mi/kontakt
natka#4170
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
27
166

Post

Westchnęła cicho, mając nadzieję, że tego nie widział. Czemu tak trudno było zmierzyć się z przeszłością, która miała miejsce tak dawno? Przez kilka kolejnych lat, od ich ostatniego spotkania, nie łączyło ich zupełnie nic, więc zdawać by się mogło, że Cora już dawno wyleczyła swoje serce. A jednak teraz, kiedy mężczyzna stał przed nią namacalny, w całej swojej przystojnej okazałości, wszystko brutalnie wracało, wywołując w jej głowie prawdziwy mętlik. Jak miała go ogarnąć, skoro Remy tu był, patrzyła na niego? Jej wzrok, który tak usilnie starała się skupić na czymś innym, wracał do niego, przyciągany magiczną siłą.
-Jeszcze się przekonamy, Remy. Zobaczymy, jak wiele zdążyłeś zapomnieć - zaśmiała się cicho. Mieli tak wiele wspomnień, ale jak wiele wymazał ze swojej pamięci? Czy odtwarzał je w samotności tak, jak swego czasu robiła to Cora, nie do końca mogąc się pogodzić z myślą, że miała nie zobaczyć go już więcej? Na własne życzenie, a jednak bolało. Czy uśmiechał się mimowolnie, kiedy w jego głowie pojawiał się obraz dawnej przyjaciółki? A może tylko ona przywiązywała do tego tak wiele, podchodząc sentymentalnie? Niemal, jakby nie mogła odciąć się od przeszłości, chociaż chciała robić to za wszelką cenę.
-To dobrze. Wiesz… mieć takie miejsce, w którym czujesz się naprawdę dobrze - skomentowała, czując się jakoś dziwnie. Miała wrażenie, że wspomniane duszenie było nawiązaniem do jej wyjazdu. A może przesadnie myślała, wyolbrzymiając? Może nie to miał na myśli mężczyzna, kiedy odpowiadał na jej komentarz? Z tym, że ona nie panowała aktualnie nad tym, co działo się w jej głowie, przez co poczuła usilną potrzebę zakończenia tego spotkania. Miło było go zobaczyć, ale czuła się przytłoczona, wewnętrznie panikując.
-Może o tym też powinniście porozmawiać? Wyjaśnić sobie. Ostatecznie… szczerość potrafi zdziałać cuda - rzuciła. Szkoda, że kilka lat temu nie potrafiła się na nią zebrać. - Słuchaj Remy. Muszę już iść. Miło było cię zobaczyć i mam nadzieję… kto wie, może jeszcze na siebie wpadniemy - powiedziała, pośpiesznie do niego podchodząc i pod wpływem impulsu złożyła pocałunek na jego policzku.
Zdając sobie sprawę, czego się dopuściła, pospiesznie odeszła modląc się, by nie postanowił jej gonić.

zt. x2

Remington T. Jenkins
WŁADZA 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer Funny Bunny - za udział w evencie Chocolate Egg temat miesiąca - lipiec BOGATE CV ONE BIG FAMILY I AM NOT CRAZY devine I killed Laura Palmer CHUDERLAK WYSPORTOWANA UCZULENIOWIEC NIEPALĄCY Gotuję lepiej od Magdy Gessler Kocham zwierzęta
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Gdyby Blaze chciał zajmować się jakimś wrednym i niezrównoważonym stworzeniem, to kupiłby sobie kota. Pewnie przeklinałby go każdego dnia, próbując nauczyć go jakichś marnych sztuczek, później uznając, że zwierzak nie był taki zły. Armin był jednak gorszy niż jakikolwiek, niestabilny emocjonalnie kot. Jego ładna buźka była przecież zdradliwa, jeśli dzieciak burzył się jak mało kto, próbując postawić na swoim. I nawet jeśli od jego powrotu minęło już trochę czasu, a Hartwood zaczął przyzwyczajać się do jego towarzystwa, niekiedy zastanawiając się, czy sam mógłby nad nim zapanować, to tej nocy z pewnością nie chciał szlajać się po mieście, byle odstawić pijanego osiemnastolatka do domu. Nie był jego matką, bratem, czy nawet opiekunką i zaznaczył to podczas rozmowy z Natem, gdy przyjaciel niemal błagał go, żeby zajął się tą sprawą; bo sam miał coś ważniejszego na głowie. I choć odmówił mu trzy razy, to i tak zaciskał teraz palce na kierownicy, mając nadzieję, że Armin będzie mierzył się kolejnego dnia z kacem stulecia; żeby przynajmniej miał nauczkę. Bo jaki nastolatek upijał się w środku tygodnia, później wydzwaniając do swojego brata, żeby ten przetransportował go do domu? Głupi? Niedojrzały? Smutny? Blaze mógłby się nad tym zastanawiać, ostatecznie dochodząc do wniosku, że wcale go to nie interesowało; dlatego też w ogóle tego nie robił, skupiając się na drodze. Mając jedynie nadzieję, że Bennett nie zwymiotuje w jego samochodzie i że będzie z nim współpracował, dzięki czemu szybko odstawi go do łóżka, następnego dnia przypominając mu, że liczył na oddanie przysługi. Bo czy w życiu dostawało się cokolwiek za darmo? Parkując na jakiejś opustoszałej ulicy, dość szybko wyłapując sylwetkę chłopca, Blaze niechętnie wyszedł z samochodu, trzaskając drzwiami. Czemu nastolatkowie byli w tych czasach tak problematyczni? A do tego emocjonalni? Bo już z daleka Hartwood mógł dostrzec, w jak marnym stanie był teraz Armin; nie dość, że postanowił się upić, to wylewał jeszcze morze łez, jak dziecko, które właśnie dowiedziało się o śmierci swojego chomika. Podchodząc do studenta, prokurator od razu chwycił go za ramię, stanowczo stawiając go do pionu; obsługa nastolatków była ciężka, jednak to próba dogadania się z płaczącymi nastolatkami brzmiała jak prawdziwy koszmar. Szczególnie jeśli nie byli ze sobą na tyle blisko, by Blaze chciał angażować się w jego problemy. Bo przecież miał tylko odstawić go pod drzwi rodzinnego domu, zwracając uwagę na to, żeby dzieciak nie zabił się progu, budząc przy tym swoich rodziców.
Czemu ryczysz? — westchnął, mierząc jego sylwetkę wzrokiem; szukając potencjalnych szkód, na które Armin mógłby zwalić swój nagły kryzys. Pobił się z kimś? Ktoś go okradł? Nie spodziewał się jednak krótkiej i jasnej odpowiedzi, dlatego też pociągnął chłopca w stronę swojego samochodu, starając się jednak go asekurować. Nate pewnie nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że jego brat wywalił się na chodniku, bo Blaze ciągnął go za sobą jak szmacianą lalkę. A przecież Hartwood nie był na tyle obojętny, by pozwolić mu na rozwalenie sobie głowy; szczególnie jeśli to on musiałby zawieźć go wtedy do szpitala. — Wsiadaj — rzucił krótko, gdy otworzył mu drzwi, wpychając go na miejsce pasażera. I gdy sam obszedł auto, wchodząc do środka, znów na niego spojrzał, dramatycznie wzdychając. — Nie mogłeś pić w domu? Wiesz, ile popierdolonych ludzi mogłeś spotkać? I co wtedy? W takim stanie nie mógłbyś nawet uciec — pouczył go, otwierając schowek, żeby wyciągnąć z niego opakowanie chusteczek, które rzucił na kolana Bennetta. — Następnym razem będziesz wracał na nogach. Może dzięki temu otrzeźwiejesz — wymruczał, odpalając samochód. — Prześpisz się dziś w moim domu. Twoi rodzice nie byliby szczęśliwi, widząc cię w takim stanie — dodał, bo nawet jeśli był zirytowany, że to akurat on musiał zajmować się pijanym nastolatkiem, to Armin nadal był bratem jego przyjaciela. A więc Blaze robił to głównie dla Nate’a; a poza tym, karma ponoć wracała. Dlatego też Hartwood miał nadzieję, że ratowanie tyłka studenta przyniesie mu jakieś korzyści. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

Armin wiedział, że czas pędził jak szalony; przekonał się o tym na własnej skórze już wielokrotnie, ale nie podejrzewał, że pobyt w jego rodzinnym domu, minie tak błyskawicznie. Został zaledwie tydzień do końca jego „przerwy” na studiach; za równe siedem dni, powinien spakować się i wrócić do Mediolanu, jednocześnie na nowo uśmiechając się do swojego studenckiego życia w wielkim mieście. Powinien być szczęśliwy, że wraca do miejsca, w którym przez długi czas, czuł się przecież najlepiej. A zamiast tego drżał i tracił oddech, gdy tylko myślał, że nie ma wyjścia i że przez ostatnie czternaście dni, nie zrobił nic, co mogłoby poprawić jego sytuację. Nie mógł wrócić do szkoły; nie, gdy każdy traktował go jak osobę, która nie posiadała żadnych zahamować, jak dzieciaka, który dał się uwieść wykładowcy. Armin czuł się odkryty i przejrzany, jakby nie miał już szansy na normalne życie we Włoszech. Poza tym zwyczajnie go to bolało — był tylko zwykłym dzieciakiem, który ulokował swe uczucia w niewłaściwej osobie i teraz musiał za to odpowiadać. Co gorsza, Bennett naprawdę czuł się tak, jakby utknął w miejscu. Nie mógł wrócić do akademika, jednocześnie nie mogąc wyjawić całej prawdy swoim rodzicom. Jak zareagowaliby na te wszystkie wieści i jego wybryki? W jego domu rozpętałaby się prawdziwa burza albo przestaliby się do niego przyznawać, a tego naprawdę chciał uniknąć. I student naprawdę miał już dość tej presji i braku planu na nadchodzące tygodnie, dlatego zachował się tak bezmyślnie, umawiając się ze starymi znajomymi, by po prostu zapomnieć. Chciał się upić i to do tego stopnia, że jego myśli kompletnie by się rozmyły. Chciał zapomnieć o tym, co zrobił i o tym, co dopiero zrobić musi. Nie myślał więc o konsekwencjach, pijąc i złudnie bawiąc się, jakby był to jego ostatni dzień na Ziemi. Dopiero na koniec, wypadając na boczną ulicę, uderzyła w niego realizacja; żaden alkohol mu nie pomoże ani nie rozwiąże jego problemów. Dlatego napisał do Nate’a, robiąc przy tym sto błędów ortograficznych; wiedział, że sam nie dotrze do domu, a jeszcze nie chciał umierać. Niezależnie od tego, jak beznadziejna była jego sytuacja, przyszły projektant naprawdę wierzył w to, że w końcu uda mu się znaleźć jakieś rozwiązanie. Siadając więc pod zamkniętym sklepem, Armin zwinął się w kulkę, przyciągając kolana do klatki piersiowej i pociągnął nędznie nosem. Zaczął odczuwać brak przyjaciół i osób, z którymi mógłby się podzielić swoją tajemnicą; w rzeczywistości był bowiem całkowicie sam ze swoim sekretem i wszystkimi problemami. Dlatego też dość niekontrolowanie zaczął płakać; najpierw przez poczucie samotności, a potem beznadziejności, nagle wszystkiego żałując. Dość późno zorientował się, że od tego płaczu, zaczęły boleć go oczy, dlatego przetarł je dłońmi, próbując podnieść się z miejsca, co było nie lada wyczynem, dlatego też szybko sobie odpuścił. W obecnej sytuacji, naprawdę nie potrafił znaleźć dla siebie odpowiedniego pocieszenia.
Słysząc trzaśnięcie drzwiami, Armin podskoczył, nie mogąc zatrzymać łez, spływających po jego policzkach. I gdy zamiast Nate’a, zobaczył Blaze’a, rozpłakał się jeszcze bardziej; czy ktoś mógłby skopać go jeszcze bardziej? Czując mocny uchwyt na swoim ramieniu, Armin podniósł się do pionu, prawie opadając do tyłu od natłoku emocji i alkoholu. Jego pytanie sprawiło, że Bennett pociągnął nerwowo nosem, ale nie odpowiedział na jego pytanie. Jego myśli za mocno plątały się w jego głowie, by mógł mu jakoś logicznie na to odpowiedzieć. Idąc za starszym, student co chwilę potykał się o swoje nogi. Osiemnastolatek zajął miejsce, od razu pochylając głowę do przodu, by schować się przed prokuratorem jak najbardziej. Czuł się zbyt żałośnie, by na niego spojrzeć. Zaciskając palce na chusteczkach, Armin w końcu parsknął pod nosem; jakby już żadne słowa, nie potrafiły do niego dotrzeć.
— Trochę za późno na twoje rady — wymruczał zachrypniętym głosem, nawet na niego nie patrząc. — Nie prosiłem cię o pomoc, tylko Nate’a — dodał ostro, pociągając nosem; nie rozumiał, dlaczego miał do niego jakiś żal za to, że musiał go odebrać. — Nie chcę do ciebie jechać, bo będziesz dla mnie wredny, a ja mam, kurwa, dość wszystkiego już wystarczająco mocno — zawył, opuszczając się bardziej na fotelu i znowu zaczął płakać jak małe dziecko. — Nie chcę wracać do Mediolanu — wyjęczał, przyciskając chusteczkę do twarzy.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Blaze nie potrafił pocieszać płaczących ludzi. Po pierwsze, nie sądził, że powinien wtrącać się w problemy innych, jeśli oni sami nie potrafili sobie z nimi poradzić. Po drugie, co właściwie miałby zrobić? Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Poklepać rozpaczającą osobę po plecach, chcąc dodać jej trochę otuchy? Wszystko to wydawało mu się na tyle bezsensowne i sztuczne, by za każdym razem krzywił się z lekką niechęcią, nie zbliżając się do rozhisteryzowanych ludzi. Tyle że Armina nie mógłby zignorować; nawet jeśli bardzo by tego chciał. Dzieciak wyglądał, jakby miał za sobą ciężki dzień, a do tego zaczął ryczeć na jego widok jeszcze bardziej; co niekoniecznie poruszało sumienie prokuratora, ale sprawiło, że potarł skronie, zastanawiając się, czym sobie na to zasłużył. Dojście do sensownych wniosków było w tym momencie niemożliwe, dlatego też skupił swoją uwagę na nastolatku, myśląc o tym, czy istniał sposób, żeby go uspokoić. Bo przecież nie mógł odwieźć go do domu, jeśli Bennett zachowywał się, jakby Blaze terroryzował go już od paru dni, przez co nie przestawał płakać. Zabranie go do siebie było więc jedynym, na co wpadł, gdy doprowadził go do samochodu, co krok wzdychając. Czy Nate był taki sam w jego wieku? Hartwood nie potrafił jednak przypomnieć sobie choć jednej sytuacji, w której uznałby, że płynęła w nich ta sama krew; bo nie pamiętał, by jego przyjaciel zanosił się płaczem, jakby cały świat nagle runął mu na głowę. I może był to dość jasny znak, że Armin naprawdę się czymś przejmował? Zaciskając więc zęby, żeby nie palnąć nic nieodpowiedniego i przede wszystkim, żeby nie doprowadzić go do jeszcze gorszego stanu, prokurator dopiero po chwili przeniósł na niego wzrok. Bennett z pewnością wyglądał jak siedem nieszczęść, a do tego sprawiał wrażenie na tyle rozchwianego, że Blaze obawiał się odezwać w jego towarzystwie; żeby przypadkiem dzieciak się nie odwodnił, nieustannie płacząc. Dlatego spojrzał na niego dość pobłażliwie, biorąc głęboki wdech; jakby zamierzał wytłumaczyć mu coś banalnie prostego, starając się przy tym panować nad swoimi emocjami. Co było prawdziwym wyczynem, jeśli Hartwood zazwyczaj o to nie dbał; szczególnie gdy był zirytowany i zmęczony, dokładnie tak, jak tej nieszczęsnej nocy. 
Nigdy nie jest za późno na moje rady. Możesz wziąć sobie je do serca i następnym razem przypomnieć je sobie, jak będziesz chciał zrobić coś podobnego — mruknął, starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie. Nie zależało mu przecież na tym, żeby nastolatek czuł się przy nim źle; i nie chciał też się na nim wyżywać. Dlatego znów potarł skronie, jakby młodszy przyprawiał go o mocny ból głowy i dopiero wtedy odwrócił się w jego stronę, żeby zapiąć jego pas, przy okazji zerkając na jego twarz z bliska. — A Nate poprosił o pomoc mnie — stwierdził, jakby nie rozumiał, dlaczego Arminowi to nie odpowiadało; zawsze mógł wrócić do domu na nogach, a biorąc pod uwagę to, że ledwo się na nich trzymał, to powinien docenić to, co miał. Przynajmniej z takiego założenia wychodził Blaze. Powracając więc na swoje miejsce, starszy nie ruszył w stronę swojego domu, jeszcze przez chwilę trzymając dłonie na kierownicy. Czy nadszedł ten dzień, w którym to miał pojąć, jak należało obchodzić się z płaczącymi nastolatkami? — Nie będę wredny, w porządku? — rzucił po chwili namysłu, zwilżając wargi; wątpił jednak w to, że Bennett mu uwierzy. — Nie muszę nawet się odzywać, jeśli nie chcesz. Pojedziemy do mnie, ochłoniesz, wyśpisz się i wrócisz do domu — zasugerował, przedstawiając mu konkretny plan, którego zamierzał się trzymać; nawet jeśli Armin zacząłby protestować, wrzeszcząc na tyle głośno, by usłyszało go całe miasto. — Napiszę do Nate’a, żeby później do ciebie przyjechał, więc nie rycz — mruknął jeszcze, mając nadzieję, że przynajmniej to go przekona. Bo czy przy swoim bracie nie czułby się choć trochę pewniej? I gdy chciał wyjechać z ulicy, Armin powiedział coś, co nieco rozjaśniło całą sprawę. Bo najwyraźniej to Mediolan był powodem jego marnego samopoczucia. Zerkając ponownie w jego stronę, Blaze nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości; już wcześniej przypuszczał, że coś było na rzeczy. A teraz Bennett to potwierdził. — Mediolan naprawdę cię straumatyzował, co? — zapytał, nie podejrzewając jednak, co tak naprawdę było w tym problemem. — Nie musisz wracać. Jeśli nie radzisz sobie z nauką, to zrób sobie przerwę. Twoi rodzice pewnie by się ucieszyli, jeśli wróciłbyś na dłużej do domu — mruknął, sądząc, że histeria Armina sprowadzała się właśnie do tego; do trudności związanych z nauką. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Wymądrzanie się musi być fajne, jak ma się tak banalnie proste życie — rzucił cicho, pociągając nosem i pocierając, czerwone od płaczu, oczy. Armin nie wiedział do końca, o czym mówi; był pijany i rozhisteryzowany, więc jeszcze bardziej niż zwykle, gadał to, co ślina przyniosła mu na język. Może, gdyby nie zachowywał się w ten sposób, uznając, że cały świat, zwrócił się nagle przeciwko niemu, to byłby w stanie pomyśleć, że sukces Blaze’a nie przyszedł od tak. Nawet z kontaktami z jego rodziną, Hartwood musiał wykazać się inteligencją i pracowitością; w końcu rodzice nastolatka, nie przyjęliby pod swoje skrzydła, byle studenta. Może wszystko przemyślałby dwa razy, gdyby tylko był trzeźwy i gdyby nie czuł tak ogromnego zmęczenia; ostatecznie jednak, nie mógł tego zrobić. Był smutny i jednocześnie zdesperowany, by znaleźć jakieś rozwiązanie. Przede wszystkim, potrzebował też pocieszenia; zarówno słów wsparcia, pogłaskania po plecach, jak i miejsca, w którym choć na chwilę będzie mógł się schować. Gdzieś, co nie było zbyt mocno podobne do jego własnego pokoju. Wiedział też, że od nikogo tego nie dostanie; nie, jeśli przez całe życie każdego odrzucał, teraz nie wiedząc nawet, komu powiedzieć to, co leżało mu na sercu. Krzywiąc się nieznacznie, osiemnastolatek pozwolił mu, zapiąć jego pas i całkowicie ignorując jego obecność, przycisnął chusteczkę do twarzy, naprawdę chcąc się uspokoić.
Bennett przeniósł na niego spojrzeniem, wzruszając lekko ramionami; bo teraz naprawdę wszystko było mu obojętne. To znaczy… Nie tak do końca obojętne. Chciał po prostu wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne emocje, które ciągnęły go w dół od paru tygodni. Nie chciał czuć się znowu tak beznadziejnie samotny. Dlatego mimo początkowej niechęci, cieszył się, że był z nim Blaze. Wolał go niż obcą osobę, która chętnie wykorzystałaby jego osłabiony i płaczliwy stan. Czuł się przy nim bezpiecznie i może dlatego nie potrafił oderwać od niego wzroku, zaciskając mocno usta, by znowu nie wpaść w dziecięcą histerię. — Wolę, żebyś ze mną rozmawiał. Mam dość ciszy — wymruczał, nie potrafiąc nawet unieść swojego głosu, mówiąc tak cicho, jakby bał się, że usłyszy ich ktoś jeszcze. — Po prostu nie sprawiaj, że będę znowu ryczał — poprosił go ponuro, w końcu odrywając od niego przygnębione spojrzenie, by utkwić je w swoich dłoniach. — Już nie płaczę — burknął, szybko krzyżując ręce na klatce piersiowej, przez co już nieco bardziej przypominał siebie. Miał tylko nadzieję, że jego rodzice nie dowiedzą się, w jaki sposób spędzał ten wieczór. Będzie musiał wymyślić jutro jakieś logiczne wytłumaczenie, które ich przekona i w tym też wypadku, liczył na prokuratora.
Armin zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie podejrzewał, co właściwie wydarzyło się w Mediolanie. Nie dziwił się jego przypuszczeniom; o cóż innego mogło chodzić, jak nie o naukę? Dlatego właśnie, student przez dłuższą chwilę milczał, spoglądając na budynki za oknem, jakby te mogły nieco uspokoić jego myśli. Czując jak robi mu się dziwnie ciężko na klatce piersiowej, nastolatek przyłożył otwartą dłoń do miejsca, gdzie znajdowało się serce.
— Chciałbym, żeby moimi problemami były oceny, Blaze — powiedział półszeptem, przeczesując nieco nerwowo swoją grzywkę. Chciał mu o tym powiedzieć; nie dlatego, że mu ufał, bardziej dlatego, że czuł, że ukrywanie tego dłużej przed każdym człowiekiem, skończy się dla niego tragicznie. — Zatrzymaj się — poprosił go nagle, mając nadzieję, że prokurator spełni jego prośbę. Czując, że auto zatrzymało się, Armin odpiął pasy i odwrócił się w jego stronę, czując jak ze stresu, zawartość jego żołądka podchodzi mu do gardła. — Nie mogę wrócić do Włoch — rzucił, oddychając nieco ciężej; czuł się, jakby właśnie przyznawał się do jakiejś winy, za którą już niedługo, musiał ponieść konsekwencje. — Umawiałem się w tajemnicy ze swoim wykładowcą — wydusił, czując jak do jego oczu na nowo napływają łzy. — A potem cała uczelnia się dowiedziała. Wszyscy uczniowie, profesorowie i dyrektor — dodał szybko, gdy ponownie wyczuł jak jego policzki robią się mokre. — I on powiedział, że to była tylko zabawa i że to wszystko moja wina, bo nie zachowywałem się tak, jak powinienem — wyjęczał, znowu zanosząc się płaczem. — Nie mogę tam wrócić, Blaze, nie mogę, nie mogę — zaczął powtarzać panicznie, zaskakująco szybko tracąc oddech.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Nie wymądrzam się. Po prostu mówię, jak jest — mruknął dość niechętnie. Mógłby wściekać się na chłopca, skoro ten nie potrafił docenić jego pomocy; mógłby nawet powiedzieć mu, żeby wziął się w garść, bo płacz nie mógł w niczym mu pomóc. Zachowywanie się w ten sposób było przecież znacznie łatwiejsze, niż dawanie ludziom odrobiny wsparcia i współczucia. Tyle że Armin nie był kimś przypadkowym; był bratem jego przyjaciela, a do tego najmłodszym dzieckiem państwa Bennett. Blaze nie chciał więc nawet myśleć o tym, co stałoby się, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że postanowił na niego krzyknąć, chcąc przywrócić go do porządku; bo sam nie miał szczególnie dobrego dnia i potrzebował odpoczynku. Poza tym dzieciak wyglądał, jakby stało się coś poważnego. Hartwood postanowił więc zachować pewne komentarze dla siebie. I co więcej, byłby skłonny jechać z nim w ciszy, może z czasem podkręcając radio, byle zagłuszyć wycie nastolatka. Tyle że Armin był jak jedna, wielka niewiadoma; i nawet jeśli w pewnym momencie złościł się, traktując Blaze’a jak ostatnią osobę, którą chciałby zobaczyć tego dnia, to w następnym chciał z nim rozmawiać. Choć prokurator nie dziwił mu się szczególnie mocno; na jego miejscu pewnie też nie chciałby milczeć, jeszcze mocniej myśląc o wszystkim, co właściwie doprowadziło go do tak płaczliwego stanu. Byłoby to nie tylko niezręczne, ale też naprawdę dołujące. Co wyjaśniałoby, dlaczego prokurator kiwnął finalnie głową, znów gryząc się w język, by nie wypowiedzieć parę słów za dużo. — Chyba nie powiesz mi, że ryczałeś przeze mnie? — westchnął, marszcząc brwi; bo czy naprawdę dał mu ku temu powody. — Poza tym nie miałem takiego zamiaru. Boże, Armin, za kogo ty mnie masz — rzucił jeszcze, jakby co najmniej radość miało sprawiać mu doprowadzanie innych do łez. A przecież miał inne zainteresowania, które z pewnością nie obejmowały takich działań. Dlatego też znów skupił się na drodze, łagodnie bębniąc palcami w kierownicę; ciesząc się z chwil, w której to Bennett nie zanosił się płaczem. — Nie sądzę, że jesteś rozpieszczony — stwierdził nagle, przypominając sobie jedną z ich rozmów, którą odbyli, gdy tylko Armin wrócił z Mediolanu do rodzinnego domu. — Masz rację. Zapracowałeś na to, co masz — dodał, wciągając go w zupełnie nieprzemyślaną dyskusję; próbując odciągnąć go od tego, czymkolwiek zaprzątał sobie głowę. Robił to za każdym razem, gdy ktoś z jego bliskich chciał oderwać swoje myśli od problemów; głównie za starszym bratem chłopca, dlatego też miał szczerą nadzieję, że zadziała to także teraz. Byle Bennett mógł całkowicie się uspokoić i przespać nachodzącą noc, dopiero rano wracając do domu, by jakoś wytłumaczyć się rodzicom; choć Blaze podejrzewał, że tym razem to on będzie musiał zrobić to za chłopca, świecąc oczami przez jego ojcem. Zamilkł więc na chwilę, nie wiedząc, jak właściwie powinien poprowadzić rozmowę z młodszym, byle ten się nie zdenerwował; lub, co gorsze, znów się nie rozpłakał. A przecież nie mogło być to tak trudne, prawda? Więc gdy Armin znów zabrał głos, Hartwood miał nadzieję, że poruszy temat, dzięki któremu ich podróż przebiegnie jeszcze sprawniej; w nieco milszej atmosferze. Tyle że całkowicie się mylił.
Sądząc, że problemy chłopca sprowadzały się do ocen, Blaze nie spodziewał się, że Bennett zaprzeczy. I co więcej, poprosi go o zatrzymanie samochodu. Zjeżdżając na pobocze dość instynktownie, prokurator spojrzał na młodszego, zastanawiając się, czy ten znów zamierza wybuchnąć płaczem, czy tym razem zwieje z jego auta. To, co nastąpiło jednak po chwili, było naprawdę niespodziewane. Poza tym, że po policzkach Armina znów zaczęły spływać łzy, doszło do tego także wyjątkowo szczere wyznanie, przez które starszy rozszerzył ślepia, przyglądając mu się z niedowierzaniem. Bo przecież Bennett nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby wdać się w romans ze swoim wykładowcą. Nie wiedząc, jak powinien zareagować na te informacje; nie wiedząc nawet, dlaczego chłopiec przekazał je właśnie jemu, Blaze przyglądał mu się, dopóki nastolatek nie zaczął panikować. Odpychając wszystkie myśli i pytania na bok, prokurator wyszedł z samochodu, podchodząc do niego z drugiej strony, prędko otwierając drzwi, by wydostać go na zewnątrz, lekko go podtrzymując. — Oddychaj, Armin — zaczął, łagodnie poklepując go po plecach. — Bierz głębokie wdechy, jakbyś chciał zanurzyć się w wodzie — zalecił mu, opierając go o samochód, byle chłopiec nie zsunął się na ziemię. I mimowolnie zaczął myśleć o romansie nastolatka, gdy utkwił wzrok w jego twarzy; bo teraz cała ta historia zaczęła składać się w spójną całość. — Mówiłeś już o tym komuś? — zapytał, nie wypytując go o żadne szczegóły. Bo przecież był dorosły, a dramaty pokroju tego, który przedstawił mu Armin, nie powinny być źródłem jego rozrywki. — Rozmawiałeś z bratem? Albo z… — Kto rozmawiałby o tym z rodzicami? — Nieważne. Byłeś do czegoś zmuszany? — dodał, szybko orientując się jednak, że w tym stanie Bennett nie odpowie na większość z jego pytań i co więcej, pewnie nie będzie chciał tak intensywnie o tym myśleć. — Musisz się uspokoić. I wytrzeźwieć. Dopiero wtedy pomyślimy, co z tym zrobić, w porządku? — zapytał, nadal zachowując dość twardą postawę; bo ktoś musiał. Próbując zrozumieć, czego mógł potrzebować w tej chwili nastolatek, Hartwood chwycił jego policzki, unosząc nieznacznie jego głowę, by chłopiec całkowicie się na nim skupił. — Oddychaj razem ze mną — poinstruował go, samemu biorąc głębszy wdech, by pokazać mu, jak powinien to zrobić. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Nie rozumiem, co jest takiego złego w tym, że wyszedłem się napić ze swoimi znajomymi — powiedział cicho, a choć normalnie chłopiec chętnie zacząłby jakąś dziecinną przepychankę, tak teraz nie miał na to nawet najmniejszej siły. Mógł przecież zachowywać się znacznie gorzej; mógł ledwie trzymać się na nogach i robić aferę, jakich mało, a kierował się grzecznie za starszym, jedynie markotnie pociągając nosem. — Lepiej, żebym zdecydował się na pojechanie z jakąś losową osobą albo sam wsiadł za kierownicę? — zapytał, doskonale znając jego odpowiedź. Nie mógł jednak ukryć, że denerwowała go, nie dość, że cała ta sytuacja, to jeszcze energia, którą emanował prokurator; zupełnie tak, jakby Bennett zrobił coś strasznego i skrajnie nieodpowiedzialnego. A przecież w tym wieku, bezustannie popełniało się błędy i to właśnie na nich najlepiej się uczyło. Spoglądając na Hartwooda, Armin czasami zastanawiał, się czy on od początku był taki dojrzały i mądry; to niemożliwe, żeby od najmłodszych lat, wiedział, co jest dobre, a co nie. Nie był cholernym wyjątkiem.
Ostatnie tygodnie nie należały do najłatwiejszych; właściwie to student czuł się, jak w pułapce bez wyjścia. Nie miał nawet osoby, która mogłaby go uratować, zupełnie jakby każdym swoim wyborem, odpychał od siebie bliskich mu ludzi. Powrót do Hope Valley, początkowo miało przynieść mu ulgę i nieco rozjaśnić jego umysł, żeby później zadecydować, co właściwie powinien zrobić ze swoim problemem. Tylko, że będąc już w domu, Armin nie chciał wracać wspomnieniami do wszystkiego, co wydarzyło się we Włoszech; nie chciał przypominać sobie o tym, jak sielankowe wiódł życie, naiwnie wierząc, że wszystko się ułoży. Nie chciał pamiętać o tym, jak zaufał swojemu wykładowcy, wierząc, że uczucie, które ich połączyło, nie było czymś złym. A przede wszystkim nie chciał powracać wspomnieniami do dnia, w którym wszyscy się dowiedzieli, traktując go, jak chłopca, który każdy swój sukces, zawdzięczał swojemu romansowi, jak złą osobą, nie mającą żadnych granic. No i co najważniejsze, nie chciał pamiętać go, ani jego oczu, ani jego uśmiechu, ani jego słów, które sprawiały, że serce osiemnastolatka biło szybciej. I gdyby tylko mógł, z przyjemnością sprawiłby, że to wszystko zwyczajnie zniknęłoby z jego głowy. Hope Valley było przyjemne, jak pełny wdech po męczącym biegu; czas zleciał zbyt szybko i doprowadził nastolatka do tego momentu, kiedy strach zżerał go od środka, odbierając mu logiczne myślenie i jakiś dystans do całej tej sprawy. — Jasne, że nie ryczałem przez ciebie — odparł od razu, wywracając z niedowierzaniem oczami; nawet o nim nie myślał w ciągu kilku ostatnich dni, zwyczajnie mając ważniejsze rzeczy na głowie. — No co? Czasami robisz to niekontrolowanie. Ranisz ludzi. Nie wiesz? — wymruczał pod nosem, nie ukrywając swojego obrażonego tonu głosu. — Zdarza się, że mówisz coś… i chyba nie wiesz, że dla kogoś, to może nie być zbyt dobre. Zakładałem, że zwyczajnie cię to nie obchodzi, ale może po prostu nie umiesz nad tym zapanować — mruknął, nie odrywając wzroku do szyby; jeszcze przez chwilę nie myśląc o tym, co od rana, kłębiło się w jego umyśle. — Huh? — rzucił, słysząc jego słowa. Dopiero wtedy zerknął na niego przelotnie, nie do końca wiedząc, dlaczego dopiero teraz o tym wspomina. I tak, jak w normalnych okolicznościach, Armin z pewnością ucieszyłby się na jego słowa, tak teraz z trudem przełknął ślinę.
Bennett poczuł, jak część ciężaru spada z jego ramion. Kto by pomyślał, że to właśnie Blaze, będzie pierwszą osobą, która usłyszy o tym wszystkim? Co więcej, Armin nie czuł się, jakby zrobił coś złego. Bez względu na to, jak miało się to wszystko potoczyć, student choć przez kilka sekund czuł się lepiej. A przynajmniej do czasu, gdy znowu uderzyła go realizacja, a co za tym szło, strach i panika. Panika tak przejmująca, że oddychanie stało się zbyt trudne, a skupienie myśli w jednym punkcie, niemal niemożliwe. Z jednej strony cieszył się, że mu o tym powiedział, a z drugiej przerażała go świadomość, że ktoś już o tym wie. Gdy Hartwood wyszedł z auta, osiemnastolatek odwrócił się w stronę wyjścia, chcąc uciec. W las, w stronę plaży, gdziekolwiek, gdzie będzie mógł zniknąć i pozbyć się swoich problemów. Nie zdążył jednak zrobić nic głupiego; wyczuwając silny uścisk Blaze’a, Armin wypuścił z ust urwany, drżący oddech. Słowa starszego wydawały się dobiegać jak zza ściany, ale to tylko sprawiło, że student chciał się skupić na nich jeszcze bardziej. Chwycił więc w usta ogromny haust powietrza, ignorując toksyczne myśli w swojej głowie; wszyscy wiedzą, jesteś skończony. Dopiero po chwili, potrząsnął głową, tym samym dając mu jasną odpowiedź, że był pierwszą osobą, która się dowiedziała. Co gorsza, pytania Blaze’a wcale nie pomagały, dlatego Armin oparł ręce za swoimi plecami na jego samochodzie, chcąc się czegoś przytrzymać, jakby z wolna tracił grunt pod nogami. Nieco rozszalałym spojrzeniem, błądził po jego twarzy, jakby nawet Hartwood, wydawał mu się teraz zagrożeniem. Wyczuwając palce prokuratora na swoich policzkach, Armin uniósł nieznacznie łepetynę; spróbował więc zrobić to samo co on. Wziął głęboki wdech, dość nieświadomie przenosząc dłonie na jego kurtkę, by chwycić je mocno między palce. Patrząc na niego z mocno załzawionymi oczami, Bennett jęknął cicho. — P-proszę, nie mów o tym nikomu. Moi rodzice i Nate nie mogą się o tym d-dowiedzieć — wyjęczał, czując się tak, jakby mógł rozpaść się w każdym momencie. — Obiecaj mi. Obiecaj, że to zostanie między nami — wydusił, zaciskając na nim palce do tego stopnia, że jego dłonie aż dziwnie pobladły. Był zdesperowany.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Lepiej byłoby, jakbyś upił się w domu i nie pisał do swojego brata jakimś pijackim bełkotem — zauważył całkiem uczynnie; jakby znów chciał mieć rację, pokazując mu, że jego zachowanie nie było szczególnie odpowiedzialne. Bo co, gdyby zainteresował się nim ktoś, kto nie chciałby dobrodusznie odwieźć go do domu? A co jeśli jego rodzice dowiedzieliby się, że ich najmłodszy syn postanowił upić się na mieście, później siedząc na chodniku i rycząc? Nie byłoby to szczególnie trudne, jeśli Blaze odnosił wrażenie, że państwo Bennett znali każdego w Hope Valley. Dla niego było to więc problematyczne i nie rozumiał, dlaczego Armin próbował się wybronić, przedstawiając mu jeszcze gorsze scenariusze od tego, który właśnie się ziścił. — Masz osiemnaście lat. Muszę znowu ci przypominać, że nie możesz tu nawet legalnie pić? — mruknął jeszcze, bo przecież sam był poważnym człowiekiem; pracował w kancelarii jego rodziców i zamierzał zostać prokuratorem. Czuł więc potrzebę, by nieustannie go umoralniać; bo Armin nadal był dzieciakiem i podważał jego zdanie. Hartwood uważał to więc za całkiem normalne, nawet jeśli Bennett wyłącznie się przez to denerwował; ale chyba wolał widzieć go zirytowanego niż płaczącego. Gdy jednak przypomniał sobie, że powinien panować nad swoimi słowami, nie traktując go jak bachora, który nic nie wiedział o życiu, przelotnie na niego zerknął; mógł przynajmniej cieszyć się, że osiemnastolatek nie ryczał przez niego. Bo to z pewnością byłoby znacznie bardziej problematyczne od samego Armina. — Interesujące — wymruczał dość cicho. — Teraz ty przedstawiasz mi jakieś analizy psychologiczne? — zapytał, znów przypominając sobie ich pierwsze spotkanie po powrocie chłopca; oraz to jak niepocieszony był, gdy Blaze próbował go rozszyfrować, chcąc wejść mu w głowę. — I tak, i nie — przyznał po chwili, odnosząc się do jego słów. Jeśli rozmowa mogła odciągnąć go od tego, co siedziało mu w głowie, to Hartwood mógł przynajmniej tyle dla niego zrobić. — Wiem, co mówię, Min. I wiem, kiedy innych to irytuje. Ludzie nie są tak skomplikowani, jak sądzisz — stwierdził dość obojętnie; bo przecież nie był ślepy, mógł więc zauważyć oczywiste reakcje pewnych osób, dostrzegając, co mogło być dla nich drażniące. — Ale masz rację. Raczej mnie to nie obchodzi, bo czemu mieliby obchodzić mnie wszyscy ludzie? Nawet ci, na których mi nie zależy? Mam zbyt dużo spraw na głowie, żeby się tym przejmować — wyjaśnił mu całkiem spokojnie; samemu nie dostrzegając w tym nic niewłaściwego. Nie zamierzał przecież skakać wokół wszystkich, przejmując się ich uczuciami; ci, którzy mogli liczyć na jego troskę i jakiekolwiek wsparcie wydawali się więc wyjątkowi. I była to mniejszość, z którą Blaze po prostu się liczył. Bennett, chcąc nie chcąc dołączył do niej dość automatycznie; jako brat jego przyjaciela nie mógł być przecież osobą, której prokurator zupełnie by nie szanował. Dlatego też znów na niego spojrzał, wzruszając lekko ramionami. — Pomyślałem, że powinieneś to usłyszeć — przyznał, bo w tym również nie widział nic nadzwyczajnego; jeśli mógł poprawić mu tym humor, sprawiając, że Armin przestałby się nad sobą użalać, to dlaczego miałby tego nie zrobić? Nie było to przecież kłamstwem, które wcisnąłby mu bez najmniejszych oporów, byle jakoś zamydlić mu oczy, dość obłudnie próbując mu pomóc. Bo w tej chwili jego intencje były całkiem szczere; chciał, żeby dzieciak się uspokoił. Nie potrzebował przecież rozhisteryzowanego nastolatka w swoim samochodzie, prawda? 
Teraz miał więc rozhisteryzowanego nastolatka na zewnątrz. I co gorsze, Blaze naprawdę odnosił wrażenie, że osiemnastolatek może zemdleć w każdej chwili. Widząc, jak bierze głębszy wdech, opierając dłonie na jego samochodzie, Hartwood nieznacznie się przybliżył, zastanawiając się, czy w którejś chwili będzie musiał go złapać. A tego wolałby jednak uniknąć. Dlatego skupił na nim wzrok, starając się spojrzeć na niego choć trochę łagodniej; żeby całkowicie nie ogarnęła go panika. Czy to, co wydarzyło się w Mediolanie, było aż tak traumatycznym przeżyciem? Prokurator nie potrafił o tym nie myśleć, więc dopiero gdy chłopiec zacisnął dłonie na jego kurtce, starszy nieznacznie drgnął. — Nikomu o tym nie powiem — rzucił od razu, nie myśląc o tym, czy jego słowa były szczere. W tym momencie nie obchodziły go żadne obietnice, które i tak nie miały dla niego wielkiego znaczenia; bo w tej chwili był skłonny powiedzieć mu wszystko, byle Bennett nie udusił się własnymi łzami. I Blaze nie mógłby powiedzieć, że stan chłopca był mu zupełnie obojętny; nie czuł jednak do niego wyjątkowego przywiązania. Dlatego sam potrafił zachować pełny spokój, chcąc do niego przemówić. — To będzie nasz sekret, jasne? Jeśli twoi rodzice albo Nate mają się dowiedzieć, to wyłącznie od ciebie — zaczął, przenosząc dłonie na jego ramiona; chcąc pokazać mu, że nie zamierzał się w to wtrącać bardziej, niż było to potrzebne. — Nie cofniesz czasu, więc oddychaj — dodał jeszcze, przyglądając się jego twarzy; chcąc określić, w jak rozchwianym stanie był Armin. I gdy uznał, że nastolatek ledwo trzymał się na nogach, najpewniej nieco uginając się pod natłokiem emocji, Hartwood zrobił kolejny krok w jego stronę, finalnie obejmując go dość zdecydowanie. Kto spodziewałby się, że ten wieczór będzie tak zaskakujący? Znów robiąc coś dla większego dobra; znów myśląc o tym, że było to zwyczajnie odpowiednie, starszy pogładził go po plecach. — Musisz się uspokoić, Armin. Możesz wypłakać się w moim domu, ale teraz potrzebuję, żebyś się skupił i przestał o tym myśleć — rzucił ciszej, bo teraz brakowało mu tylko ataku paniki na środku ulicy. 
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Moja mama zdenerwowała się już wystarczająco mocno, kiedy znalazła pod moim biurkiem, dwie butelki po winie — mruknął marudnie, jakby denerwowała go świadomość, że jego rodzice tak bardzo ścigali go za picie alkoholu. Musieli być niesamowicie naiwni, jeśli wierzyli, że we Włoszech, Armin kierował się amerykańskim prawem i odmawiał procentowych napojów. Nie pamiętał jeszcze sytuacji, w której komukolwiek by odmówił, mówiąc, że teoretycznie nadal jest nieletni. — Jakbym znowu upił się w domu, to dostałbym szlaban albo nie wiem… Nawet nie chcę o tym myśleć — burknął marudnie, tym samym tłumacząc mu swoje zachowanie. — Tak czy siak, byliby wściekli, więc wolałem skłamać i napić się na mieście. Chociaż ostatecznie i tak muszę wysłuchiwać kazania, więc wyszło na to samo — dodał, opuszczając łepetynę, żeby nie powtórzyć tego samego błędu i nie posłać kolejnego, rozgoryczonego spojrzenia prokuratorowi. Szczególnie, że w głębi duszy, był wdzięczny za to, że zdecydował się go odebrać. Mógł mieć przecież gdzieś jego nienajlepszą sytuację i powiedzieć, żeby to Nate zajął się swoim własnym bratem. A wtedy kto wie, co działoby się z Arminem, który utknąłby na jednej z tych ulic, o tej porze nocy? Dlatego mimo złości i dziecinnego oburzenia, Bennett po prostu zacisnął mocniej usta, nie komentując jego słów, wręcz je ignorując, by mimo wszystko poczuć się lepiej. Wiedział, że Blaze miał wiele racji i że nie powinien pić w takich miejscach; nie dość, że nie było to zgodne z prawem, to jeszcze problematyczne dla wielu osób z zewnątrz. Wzdychając ciężko, student pokiwał smętnie głową, jakby chciał mu w ten sposób przekazać, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę. I nawet będąc pijanym, potrafił zauważyć swoje błędy i za nie przeprosić. Nadal był tylko dzieciakiem, który uczył się funkcjonować w tym dorosłym świecie, w którym radzenie sobie z problemami, nie było najprostszym zadaniem.
— To tylko spostrzeżenia. Próbuję cię zrozumieć — wymamrotał, wzruszając lekko ramionami; teraz, gdy był starszy i trochę więcej ogarniał, to chciał mieć z nim dobrą relację. Nie wychodziło mu to najlepiej, bo wydawali się należeć do dwóch, całkiem odmiennych światów, ale starał się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie był już dzieckiem, które kręciło się pod nogami starszego brata, więc liczył na to, że podobnie jak państwo Bennett czy sam Nate, nawiąże z przyszłym prokuratorem, jakąś bardziej dojrzałą relację. Będzie musiał tylko ignorować te momenty, gdy tak skutecznie doprowadzał go do szału swoją postawą, ale to też dało się jakoś przepracować. — Więc niektóre rzeczy mówisz specjalnie, żeby kogoś zirytować? To niefajne — mruknął po chwili namysłu. Bo właśnie w ten sposób odebrał jego słowa i to właśnie tak, potrafił je przełożyć na swoje życie. — No… Ja tak nie potrafię. Lubię ludzi. Zależy ma na nich do pewnego stopnia — powiedział spokojnie, dość tępo wpatrując się w szybę. Próbował skupić się na ich rozmowie, żeby nie wpaść w jakiś kryzys, który po raz kolejny wpędziłby go w dołek, czego w sumie ostatecznie nawet nie uniknął. — Nie boisz się, że będąc na wszystko tak obojętnym, kiedyś zostaniesz całkiem sam? — zapytał nagle, powracając do nim spojrzeniem. Sam miał wiele obaw, więc zastanawiał się, czy istniało coś, co jednak trzymało w napięciu Hartwooda albo zajmowało jego myśli od czasu do czasu. Pocierając nerwowo nadgarstek, Armin skinął nieznacznie głową; było to miłe, choć nie pomogło tak bardzo, jak mogłoby. Mimo wszystko, doceniał jego starania.
Nie mógł uniknąć histerii ani tym bardziej paniki, która z każdą chwilą, zaczynała kontrolować jego życiem coraz bardziej i bardziej. Wracając wspomnieniami do czasów w Mediolanie i do tego, co wydarzyło się po tych newsach, Armin zaczynał się dusić. Czuł się wówczas, jakby wszyscy się od niego odwrócili. I co gorsza, czuł się wykorzystany. Dlatego nie potrafił wyrzucić tego obrazu z głowy, nawet jeśli cholernie mocno tego pragnął. Wizja, że i tutaj, jego ukochani, mogliby go zostawić, była do tego stopnia przerażająca, że musiał mieć pewność, że ten sekret nie wyjdzie na światło dzienne. Bo przecież Bennett nie podejrzewał, że pierwszą osobą, której się z tego zwierzy, będzie właśnie Blaze. Słysząc jego zapewnienie, uścisk Armina na jego kurtce nieznacznie zelżał; patrzył na jego twarz, czując jak panika z wolna z niego ustępuje. Biorąc nieco głębszy wdech, osiemnastolatek zadrżał. Zauważając, że starszy zrobił w jego stronę krok, Armin nawet nie drgnął, dopiero rozszerzając z zaskoczeniem oczy, gdy prokurator go objął. Wpatrując się dość pusto w przestrzeń za jego plecami, chłopiec zagryzł dolną wargę, żeby powstrzymać się przed kolejną falą płaczu. — W porządku — mruknął nieco zachrypniętym głosem, unosząc jedną z dłoni, jakby chciał się do niego przytulić. Bał się, więc opuścił ją, zamiast tego obracając głowę, by oprzeć policzek na jego ramieniu. — Strasznie się boję, Blaze — wymamrotał, nerwowo pociągając nosem.
mów mi/kontakt
armino
a
Awatar użytkownika
I only call you when it's half-past five,
the only time that I'll be by your side.
I only love it when you touch me, not feel me.
28
180

Post

Armin Bennett

Twoja mama się martwi. Jesteś jej oczkiem w głowie — westchnął, bo sam też wiele o tym wiedział. Był jedynym dzieckiem swoich rodziców, a więc tym, którego stawiali ponad wszystko, chcąc ułożyć mu drogę z płatków róż na sam szczyt jakiejś wielkiej kariery. Wiedział więc, jak przewrażliwiona potrafiła być niekiedy jego rodzicielka i jak sam musiał ukrywać się z pewnymi rzeczami, gdy kończył liceum; z popijaniem alkoholu na marnych domówkach i duszeniem się dymem, gdy koledzy wciskali mu papierosy w dłonie. Dlatego spojrzał dość przelotnie na młodszego chłopca, bo przecież Armin nie był już dzieciakiem, któremu wszyscy mogliby prawić morały. — Jeśli nie chcesz sprawiać nikomu problemów, to następnym razem zadzwoń do Nate’a. W ostateczności do mnie. Mam duży dom, więc jeśli będziesz chciał się upić, to może znajdzie się tam dla ciebie miejsce. O ile nie zostawisz po sobie syfu — stwierdził po chwili, dość obojętnie wzruszając ramionami. Blaze bywał przecież w domu Bennettów częściej niż u siebie; czasem mogło wydawać się nawet, że postanowił tam zamieszkać. Starał się więc odwdzięczać, jeśli był z nimi blisko. Gdy Nate chciał zatrzymać się w jakimś innym miejscu niż w rezydencji swoich rodziców, to Hartwood proponował mu pokoje gościnne w swoim lokum. Mógł więc zrobić to samo dla młodszego z Bennettów; bo odpowiadałoby mu to znacznie bardziej niż włóczenie się nocą po Hope Valley, w poszukiwaniu zbuntowanego dzieciaka. Szczególnie jeśli sam nie był zbyt przywiązany do swojego domu i nie traktował go jak miejsca, do którego nikt nie powinien się zbliżać. Równie dobrze mógłby udostępnić je bezdomnym albo wszystkim znajomym Armina; i nadal nie widziałby w tym nic szczególnego. 
To nowość. Ale całkiem dobrze ci idzie — przyznał, bo przecież Blaze nie sądził, by był szczególnie skomplikowanym człowiekiem. Miał swoje zasady, ale nie był wyjątkowo tajemniczy; właściwie bywał dość bezpośredni i rzadko kiedy ukrywał swoje zamiary. Sądził więc, że Bennett mógł doskonale go zrozumieć; wystarczyło tylko, by spędził z nim jeszcze więcej czasu, zauważając, w jaki sposób działał prokurator. Dziwiło go jedynie to, że chłopiec chciał to zrobić. — Mówię to, co chcę. Nie patrzę na to, czy kogoś to obrazi, czy zirytuje. Dlaczego miałbym milczeć, jeśli nie mam na to ochoty? — zapytał retorycznie, znów wzruszając lekko ramionami, dopiero później parskając cicho pod nosem. Bo Armin był wyjątkowo niewinny. — Kłamiesz. Nie możesz lubić wszystkich ludzi — zauważył nieco uszczypliwie, choć rozumiał chłopca; a raczej wydawało mu się, że był w stanie to zrobić. Bo nastolatek nie wyglądał jak osoba, która mogłaby świadomie kogoś skrzywdzić. Co jednak całkiem go dziwiło; bo przecież nie wydawało mu się, że w tych czasach ktoś jeszcze mógłby myśleć o innych tak, jak robił to student. To jednak jego kolejne pytanie sprawiło, że Hartwood uśmiechnął się nieco szerzej; i chętnie zawiesiłby na nim spojrzenie, gdyby tylko nie musiał wpatrywać się w drogę. — Nie boję się. Bałbym się, gdybym uzależniał swoje szczęście od innych, cały czas na nich polegając. Bo co, gdyby wszyscy się ode mnie odwrócili? Wtedy naprawdę zostałbym sam — zauważył, nie ukrywając nawet tego, jak obojętni byli dla niego inni ludzie. Wolał skupiać się na sobie; i nie czuł się szczególnie samotnie. Ufał samemu sobie bardziej niż innym, dzięki temu nie obawiając się samotności. Choć w tym wypadku też mógłby powiedzieć, że pojmował jego rozumowanie. Bo gdy sam był młodszy, to chętnie otaczał się ludźmi, dopiero z czasem orientując się, że nie potrzebował dziesiątek znajomych, a jedynie garstki zaufanych osób. Nie nazwałby więc tego obojętnością, a stabilnością, dzięki której nie bał się swojej przyszłości. 
Czego pewnie nie mógłby powiedzieć sam Armin, jeśli ogarnęła go tak wielka panika. Blaze chciał więc zapanować nad sytuacją, próbując go uspokoić. Nie myślał o tym, by postawić się na jego miejscu, chcąc zrozumieć wszystkie jego obawy; nie sądził nawet, by był do tego zdolny. Dlatego wkrótce objął młodszego chłopca, mając jedynie nadzieję, że to jakkolwiek go uspokoi. Poczuł więc, jak Armin układa policzek na jego ramieniu, co sprawiło, że jeszcze przez chwilę tkwił w miejscu, dając mu czas na zebranie swoich myśli. — Jasne, że się boisz. To normalne — przyznał. — Znam twoich rodziców i brata, Armin. Wiem, że te wieści mogłyby być dla nich odrobinę szokujące, ale to nadal twoja rodzina i nigdy nie pozwoliliby na to, żeby stała ci się krzywda i żebyś czuł się w ten sposób — dodał po chwili, dzieląc się z nim swoimi spostrzeżeniami. — W którymś momencie będziesz musiał im powiedzieć — zauważył, odsuwając się od chłopca, by spojrzeć na jego zapłakaną twarz, wierzchem dłoni wycierając jego policzki. — I nie będziesz mógł nic poradzić na to, jak zareagują. Takie jest życie — stwierdził spokojnie, dopiero wtedy odrywając dłoń od jego skóry. — Nie zmienisz tego, co się wydarzyło — przypomniał mu, otwierając drzwi po jego stronie. — Możesz jedynie skupić się na przyszłości, ale dziś na niczym się nie skupiaj. Przyda ci się sen i sporo wody — rzucił, czekając, aż dzieciak ochłonie i wejdzie do samochodu, byle mógł zabrać go do domu, odstawiając go do jednej z wolnych sypialni. Wątpił przecież, by w tej sytuacji mógł zrobić więcej.
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You take me places that tear up my reputation, manipulate my decisions. Baby, there's nothing holdin' me back.
18
178

Post

Blaze Hartwood

— Nienawidzę, kiedy mówisz do mnie, jak do dziecka — powiedział, czując się nagle, jakby miał z dziesięć lat. Mimo wszystko, bycie oczkiem w głowie mamy, było trochę głupie, kiedy miało się już osiemnastkę na karku i chciało się być traktowanym, jak dorosły. Dlatego też, słuchanie takich rzeczy, szczególnie w tym stanie, nie wpływało na niego za dobrze. Czuł się przez to mniejszy; jakby Blaze był jednak Natem, który zwracał mu uwagę i ostrzegał przed możliwym kazaniem ze strony rodziców. A z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, Armin nie chciał traktować go jak brata. Wydawało mu się to zbyt dziwne i jakieś niekomfortowe, żeby próbować wprowadzić w to życie. Poza tym nie wierzył, żeby Hartwood był zainteresowany taką relacją. Wyglądał raczej na osobę, która mogłaby się go pozbyć ze swojego życia, przy najbliższej okazji, gdyby tylko okazał się męczący. — Dobrze, już dobrze. Następnym razem nie będę pił na mieście — burknął pod nosem, zamiast na starszego, wyglądając przez okno. Jeszcze do tego pijackiego, roztrzęsionego stanu, brakowało mu tylko wyrzutów sumienia za jeden, jedyny wybryk w Hope Valley. — Oczywiście, że nie zostawię syfu. Za kogo ty mnie masz? — mruknął, nie ukrywając swojego niewielkiego rozdrażnienia, przywołując przy tym słowa, które sam użył w jego kierunku. Chociaż Bennett szczerze wątpił, że przez następne kilka lub kilkanaście dni, sięgnie znowu po tak dużą ilość alkoholu. Miał serdecznie dość tego stanu, który nawet nie poprawiał mu samopoczucia tak, jak powinien. A choć nastolatek nie ukrywał swojego zirytowania, tak doceniał propozycję Blaze’a; upijanie się w jego domu, rzeczywiście mogło okazać się bardziej rozważną i mniej problematyczną opcją.
Słysząc, że całkiem dobrze mu idzie, Armin na nowo ulokował swoje spojrzenie w prokuratorze. Wiedział, że prawdopodobnie, gdyby nie ich wieczne rozjazdy, to może nauczyliby się swojego funkcjonowania już dawno temu. A przez to, że jednak się nie widywali, osiemnastolatek czuł się tak, jakby dopiero go poznawał, jakby wcale nie był częścią ich rodziny od bardzo dawna. Dlatego też, zależało mu na tym, żeby zrozumieć jego podejście do życia i cały ten charakter, który i tak w odczuciu studenta, wydawał się dość skomplikowany i niezrozumiały. — To trochę brutalne — stwierdził, przecierając opuchnięte od płaczu oczy. — Niektórzy nie są gotowi na szczerość. Ale to pewnie cię nie interesuje? — mruknął, próbując zgadnąć jego możliwą odpowiedź. — Wcale nie kłamię — oburzył się, niemal jak na zawołanie. — Może nie będę blisko z każdym człowiekiem na tej planecie, ale z nikim nie zaczynam od złego nastawienia — powiedział, próbując jakkolwiek się wybronić. — Nawet ciebie lubię, choć nie uważam, żebyśmy dobrze zaczęli — dodał po chwili, korzystając z okazji, że Blaze nie mógł na niego spojrzeć i sam zerknął w jego kierunku. Przez krótką chwilą, po prostu przyglądał się jego profilowi, zastanawiając się, czy Hartwood stał się taki z wiekiem, dojrzewając do tego, by myśleć o wszystkim w ten sposób czy był taki od zawsze. — Jak możesz uszczęśliwiać samego siebie, Blaze? To nigdy nie będzie długotrwałe. Poza tym uważam, że to strasznie smutne — mruknął, pociągając nosem; sam mierzył się z samotnością od wyjazdu z Włoch. Niby miał towarzystwo, na które nie mógł narzekać, ale nikt nie był mu na tyle bliski, by Armin mógł czuć taki wewnętrzny spokój. Dlatego tak bardzo mu się dziwił. — Jak tak mówisz, to zaczynam się zastanawiać, czy Nate ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie — mlasnął, znowu odwracając od niego spojrzenie. Choć w tej chwili, relacja prokuratora z jego starszym bratem, nieszczególnie go interesowała. Teraz był zapatrzony głównie w siebie i nie widział w tym nic złego.
Wysłuchując jego słów w ciszy, Armin co chwila pociągał nosem, z trudem kontrolując się, by nie zalała go kolejna fala strachu i paniki. Bo Bennett naprawdę chciał wierzyć w jego słowa; chciał być pewien, że jego rodzice się go nie wyrzekną, wstydząc się tego, co wydarzyło się w Mediolanie. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, jak czułby się, gdyby Nate stwierdził, że to okropne albo jak wszystko mogłoby się potoczyć, gdyby nie przyjęli tego tak dobrze, jak podpowiadał mu Blaze. Bo przecież nadal byli rodziną, prawda? — Pewnie masz rację — mruknął w końcu, nieznacznie się od niego odsuwając. Kręciło mu się w głowie od tych wszystkich emocji i stanu, w którym znalazł go starszy. Spoglądając na niego ze załzawionymi oczami, Armin z wolna wypuścił powietrze ust, pozwalając mu na to, by wytarł jego policzki. — Wiem, ale jeszcze nie jestem gotowy — wymamrotał, opuszczając głowę, jakby cholernie się tego wstydził. Wzdychając więc ciężko, Bennett na nowo wsiadł do samochodu. Wiedział, że chłopak miał rację. Dlatego też zapiął pasy, opierając łepetynę na zagłówku; bo kompletnie już stracił siły. I czekając tak, aż prokurator do niego dołączy, student myślał o tym, jak śmieszne to było. — Może powinienem był posłuchać moich rodziców i zająć się czymś innym niż modą — rzucił, gdy tylko Blaze wsiadł do samochodu. — Wtedy nie wyjeżdżałbym z miasta i nie musiał się teraz z tym mierzyć — dodał ponuro, odwracając głowę w drugą stronę.
mów mi/kontakt
armino
ODPOWIEDZ