W tym była metoda. Oboje nie mieli czasu na to, by się osiąść w jednym miejscu. Ona studiowała w Miami, jeździła po konkursach do różnych stanów, a on miał przecież trasę koncertową. Grał, wracał, ona wracała, spotykali się i przeżywali najlepsze chwile swojego życia. Była w nim zakochana, to mogła przyznać, choć bardzo nie chciała kategoryzować ich relacji i uczuć, ale gdy straciła go, gdy odsunął ją od siebie na dobre - poczuła ból, jakiego przy żadnym rozstaniu z nim nie czuła. Może ich ostatnie nie było najlepsze, może faktycznie wiele rzeczy nie mogli minąć, naprawić, zmienić, ale sądziła, że jeśli oboje naprawdę coś do siebie czują, powinni w to pójść. Powinni próbować, przynajmniej by na moment zapomnieć o bólu, bo Villeda nie sądziła, by George nagle o nich zapomniał. Każdy z nich przeżywał to na swój sposób, ale gdy tliła się w niej nadzieja na to, że jeszcze będą mieli okazję na jeden pocałunek, splecione dłonie, noc w swoich ramionach, choćby mieli oglądać tylko gwiazdy, a rzeczywistość kopała w twarz - nie było łatwo. Jej nie było.
- Mhhm - zerknęła do pudełka, które ze sobą przyniósł i westchnęła cicho, spoglądając na te kilka rzeczy - pewnie tak było - nic dziwnego, skoro każdą wolną chwilę w Hope spędzała z nim na ranczo.Uwielbiała to miejsce, było bardzo wyzwolone, miała tam jego, mogli robić wszystko i nikt ich nie obserwował, nie oceniał, nie zadawał głupich pytań. Była to bezpieczna przystań, zupełnie jak brunet dla niej. - Pamiętam jak je kupiłeś - wzięła do ręki niewielki flakon, pozwalając sobie na chwilę wspomnień - myślałeś, że zapach trawy i cytryny to jakiś hit lata.. okropnie śmierdziała - zaśmiała się cicho, poprawiając okulary na nosie i odkładając perfumy do pudełka. Oboje dusili się potem tym zapachem i próbowali ją domyć przez następne pół godziny, ale zapach i tak nie schodził. Był uparty, zupełnie jak oni, gdy wracali do siebie, by jakoś to poukładać. Co się zmieniło? - A o co? Mówisz, że potrzebujesz czasu, za dwa dni piszesz, że chcesz mi oddać moje rzeczy. Pozbywasz się wszystkiego, co będzie dalej? Wspomnienia? Udasz na ulicy, że nic nas nie łączyło? Że nic do siebie nie czujemy? - Mruknęła i gdyby widział, to na pewno dostrzegłby jak wywraca oczami zirytowana. To były taki znaki, których żadna osoba nie chciała mieć, bo ewidentnie chciał się pozbyć brunetki; nie myśleć o niej, nie mieć z nią nic wspólnego, a jednocześnie gadał bzdury o czasie i o tym, że wcale nie było tak, jak to widziała. Ona czuła inaczej.
Komplikacje. Zawsze były. Ich relacja nigdy nie była idealna, ale to tworzyło ją prawdziwą i wyjątkową, nie urwaną z książki o księżniczkach disneya. - A co Cię nagle to interesuje, hm? - Odsunęła się od niego i wstała, zostawiając wszystko na ławce. Podeszła do stawu, obejmując ramiona dłońmi. On nie patrzył na nią, ona nie zamierzała z nim rozmawiać o swoich problemach. Nie było dobrze. Nie czuła się dobrze. I jedyne lekarstwo na to wszystko właśnie ją odtrącało, bo co? Bo była jakaś tam laska? Przyjaciółka? To nie miłość. To nie uczucia, które oni mieli tylko zwyczajna troska. Gdyby tylko wiedziała zapewne wybiłaby mu raz na zawsze z głowy tak durne pomysły, bo to nie mogło się udać. Dobrze wiedział, że przyjaźń nie może być mieszana z niczym innym, na końcu tylko traci się tą drugą osobę, choć najwyraźniej George był w tym całkiem dobry.
George Hockley
a
mów mi/kontakt
inner itachi