Choć takie dolegliwości rzeczywiście nie prezentowały się jak coś przyjemnego, Cara nie śmiałaby ich potępiać. Nie, jeśli były elementem większego doświadczenia, a przecież właśnie tak można było określić obcowanie Presley ze specyfikami innej kultury. Czy brzmiały one zachęcająco? Ani trochę. Czy byłyby w stanie sprawić, że Langmore zniechęciłaby się do przekonania się o tym na własnej skórze? Również nie. Jak wspominałam, łaknęła ona wszelkiego rodzaju doświadczeń. Chciała poznać świat jak najlepiej, a ten niestety nie zawsze malował się w jasnych barwach i czasami wystarczyło po prostu odpowiednie nastawienie, aby i te ciemne zacząć postrzegać jako coś pięknego. - Brzmi uczciwie - przyznała, prędko dochodząc do wniosku, że inne części ciała mogły wydać się zbyt kłopotliwe. Może podejście takie nieco mijało się z jej chęcią doświadczania nowości, ale umówmy się, gdyby wykorzystała w tym celu choćby łokieć, wystarczyła chwila nieuwagi, aby źle wyliczyć wkładaną w to siłę, co skończyć mogłoby się poobijanymi żebrami Presley, a przecież dziś chodziło im przede wszystkim o zabawę, nie o wyrządzenie sobie wzajemnie krzywdy. - Nie mogłabym. Zodiakalne bliźnięta czerpią energię z żółci. Jeśli chciałabym celować w jeden kolor, wybrałabym właśnie żółć - i w tym wypadku Presley musiała uwierzyć jej na słowo. Poza miłością do różnych kultur, Cara ze sporą dozą sympatii spoglądała także na zagadnienia astrologiczne. Nigdy nie próbowała ich lekceważyć, będąc przekonaną o tym, że energia płynąca z gwiazd również potrafiła wpływać na ludzką duszę. I cóż, kiedy wypowiadała tę kwestię na głos, nagle dobrym pomysłem wydało jej się skąpanie Presley w żółci, skoro w ten sposób jej barwny charakter mógłby jeszcze wezbrać na sile, dzięki czemu samej Carze na pewno wydałaby się jeszcze bardziej interesująca, ale postanowiła uszanować jej życzenie, tym samym trzymając się pierwotnej wizji. - Aż płótnem - poprawiła ją, posyłając jej przy okazji wymowne spojrzenie. - Płótno to naprawdę ważny element. Bez niego żaden artysta nie byłby w stanie wyrzucić na wierzch tego, co w nim siedzi - zauważyła. Poza tym, warto wspomnieć, że rola Lansbury była dziś po stokroć ważniejsza. Przede wszystkim stanowiła bowiem naprawdę dobre towarzystwo, co dla Cary liczyło się najmocniej. - W porządku. Zamknij oczy - poleciła, podczas gdy sama delikatnie ujęła jej dłoń, aby w ten sposób wyprostować rękę, od której rozpoczęła tę powolną, kolorową wycieczkę, która rozciągnąć miała się na znaczną część jej ciała.
Presley Lansbury
a
mów mi/kontakt
m.
a
W ostatnim czasie nad Presley pojawiło się trochę ciemnych chmur, więc to dzisiejsze wyjście miało głównie pomóc jej. Nie czuła się najlepiej z tym w jaki sposób pokierowała własnym życiem. Chciała wierzyć w to, że te warsztaty naprawdę jej pomogą. Nie odkryje w sobie wielkiej artystki, ale może okaże się całkiem niezłym płótnem. Ostatecznie byłaby to jakaś forma sukcesu, którego bardzo potrzebowała. Nie mogła kolejnego dnia zakończyć w klubie z nieznajomym. To i tak w niczym nie pomagało a po wszystkim czuła się sto razy gorzej.
Obserwując tańczące iskierki ekscytacji w oczach Langmore, nie potrzebowała już chyba większych zapewnień. Musiała się tutaj dzisiaj pojawić, nawet jeśli to jej towarzyszka miała się bawić lepiej od niej. Była to w końcu szansa na rozmowę i jeszcze lepsze poznanie jej. Może i wiele decyzji w życiu Presley można by było kwestionować, ale co do Cary na pewno się nie myliła. - Taaak? Co jeszcze ciekawego możesz mi o tym powiedzieć? - uniosła brew do góry, bo w tym momencie była bardzo zaintrygowana jej astrologiczną wiedzą. Może w końcu dowiedziałaby się dlaczego jest jaka jest? Może cokolwiek z tego co się wydarzyło, nagle nabrałoby sensu? Jak wiadomo, tonący brzytwy się chwyta, więc gdyby mogła wszystkie swoje porażki zgonić na cokolwiek innego niż ona sama... to wiadomo, że chętnie by z tego skorzystała. Kiedy więc artystka podkreśliła jej ważną rolę w tym przedsięwzięciu, oczywiście kąciki ust drgnęły jej do góry. Fajnie było słyszeć, że jest się AŻ. - No dobrze. To ja będę najlepszym płótnem z jakim miałaś przyjemność pracować. - pokiwała głową, posyłając jej łobuzerski uśmiech chwilę potem. Niewiele musiała tu robić, jedynie czekać grzecznie na efekt końcowy. To Cara musiała się tu napracować. - Wyrzucaj z siebie co tam chcesz. - machnęła ręką, dając jej wolną rękę. Mogła jej zaufać. Skoro obiecała żółć zamiast koloru niebieskiego, mogła zamknąć oczy. Zaczęła się teraz zastanawiać czy miała w szafie jakieś żółte ciuchy, kiedy poczuła jak palce Langmore zaczynają rozprowadzać farbę na jej skórze. Poczuła przyjemny dreszcz na ciele i chyba nawet odrobinę się wyprostowała. Zaraz jednak nastąpiło rozluźnienie a ona z narastającą ekscytacją czekała na efekt końcowy. Kiedy się go doczekała, nie mogła ukryć podziwu. Na pewno nie tylko ona była zachwycona. Reszta uczestników także nie omieszkała pochwalić jej umiejętności. Presley ustawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale bawiła się przy tym wyśmienicie. A jeszcze lepiej bawiła się wtedy, gdy obie takie pomalowane musiały wracać do domu.
/zt
Cara Langmore
Obserwując tańczące iskierki ekscytacji w oczach Langmore, nie potrzebowała już chyba większych zapewnień. Musiała się tutaj dzisiaj pojawić, nawet jeśli to jej towarzyszka miała się bawić lepiej od niej. Była to w końcu szansa na rozmowę i jeszcze lepsze poznanie jej. Może i wiele decyzji w życiu Presley można by było kwestionować, ale co do Cary na pewno się nie myliła. - Taaak? Co jeszcze ciekawego możesz mi o tym powiedzieć? - uniosła brew do góry, bo w tym momencie była bardzo zaintrygowana jej astrologiczną wiedzą. Może w końcu dowiedziałaby się dlaczego jest jaka jest? Może cokolwiek z tego co się wydarzyło, nagle nabrałoby sensu? Jak wiadomo, tonący brzytwy się chwyta, więc gdyby mogła wszystkie swoje porażki zgonić na cokolwiek innego niż ona sama... to wiadomo, że chętnie by z tego skorzystała. Kiedy więc artystka podkreśliła jej ważną rolę w tym przedsięwzięciu, oczywiście kąciki ust drgnęły jej do góry. Fajnie było słyszeć, że jest się AŻ. - No dobrze. To ja będę najlepszym płótnem z jakim miałaś przyjemność pracować. - pokiwała głową, posyłając jej łobuzerski uśmiech chwilę potem. Niewiele musiała tu robić, jedynie czekać grzecznie na efekt końcowy. To Cara musiała się tu napracować. - Wyrzucaj z siebie co tam chcesz. - machnęła ręką, dając jej wolną rękę. Mogła jej zaufać. Skoro obiecała żółć zamiast koloru niebieskiego, mogła zamknąć oczy. Zaczęła się teraz zastanawiać czy miała w szafie jakieś żółte ciuchy, kiedy poczuła jak palce Langmore zaczynają rozprowadzać farbę na jej skórze. Poczuła przyjemny dreszcz na ciele i chyba nawet odrobinę się wyprostowała. Zaraz jednak nastąpiło rozluźnienie a ona z narastającą ekscytacją czekała na efekt końcowy. Kiedy się go doczekała, nie mogła ukryć podziwu. Na pewno nie tylko ona była zachwycona. Reszta uczestników także nie omieszkała pochwalić jej umiejętności. Presley ustawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale bawiła się przy tym wyśmienicie. A jeszcze lepiej bawiła się wtedy, gdy obie takie pomalowane musiały wracać do domu.
/zt
Cara Langmore
mów mi/kontakt
too many questions
a
ubranie
Nie od dzisiaj było wiadomo, że Dejan miewał głupie pomysły, które dodatkowo można było zaliczyć do niebezpiecznych i zagrażających życiu innych. I chociaż do tej pory nikogo nie udało mu się zabić, tak zdecydowanie wiele osób zdążył uszkodzić w stopniu większym lub mniejszym.
Kiedy wyszedł z pracy, którą załatwił mu brat (wcale nie była przyjemna, a jego nowy szef jakoś dziwnie bacznie go obserwował, jakby zakładając, że Młody z miejsca coś przeskrobie) uznał, że pójdzie zwiedzać okolicę. Zapowiadało się, że zostanie tu znacznie dłużej, niż wcześniej zakładał. Niby nie miał jasno sprecyzowanego czasu pobytu w głowie, niemniej teraz, kiedy mieszkał z Markiem w domu jego sponsora, jak Parker miał w zwyczaju go nazywać, nie chciało mu się szukać niczego innego. Jeszcze nie. Co prawda brat wspominał kilka razy, że powinien pomyśleć o wynajęciu czegoś samemu, ale wiadomo, że wtedy chłopak miałby znacznie mniej pieniędzy, które mógłby wydać na swoje zachcianki. Zresztą nie zarabiał kokosów, a to, że Markowi udało się wskoczyć do łóżka kogoś dzianego nie znaczy, że ów dziany typ będzie sponsorował również Dejana.
Sięgnął po telefon i po napisaniu wiadomości do brata, że będzie trochę później niż normalnie (to znaczyło, że ten będzie musiał zająć się zwierzętami sam), skupił się na podziwianiu okolicy. A raczej szukaniu czegoś, co mogłoby sprawić, że poziom adrenaliny znacznie wzrośnie.
I znalazł. Uznał, że świetnie będzie wspiąć się na jedno z wysokich drzew, schować i kogoś wystarczyć. Ewentualnie poszukać gniazd, którym mógłby się bliżej przyjrzeć. Lub po prostu posiedzieć w wysokim punkcie i zobaczyć, czy z takiego punktu dostrzeże faktyczne piękno Hope Valley.
Znalezienie odpowiedniego drzewa zajęło mu więcej czasu, niż zakładał. Czemu większość musiała mieć gładkie pnie, co? Może człowiek miał dwie ręce, ale to nie znaczyło, że drzewo powinno mieć gałęzie.
Po kilku kolejnych minutach ostatecznie znalazł takie, które nadawało się na wspięcie. Ach, jak on tęsknił za podobnymi zabawami. Koniecznie będzie musiał pomyśleć o znalezieniu sobie kilku kolegów, z którymi mógłby się szlajać. Samemu to jednak nie to samo.
Wspiął się, siadając na gałęzi. Po drodze nie znalazł żadnego gniazda, widok też był raczej kiepski, więc zostało wystraszenie kogoś. Albo podglądanie w zależności, co będzie miał okazję oglądać.
Zaczęło mu się poważnie nudzić w oczekiwaniu na jakiegokolwiek spacerowicza, kiedy ostatecznie dostrzegł samotną postać idącą w kierunku drzewa, na którym siedział.
Idealnie.
Poprawił się na gałęzi, chcąc krzyknąć wyjątkowo straszne “BU”. Niestety, coś musiało pójść nie tak, co w jego przypadku nie było czymś szczególnym. Kiedy tylko poprawiał swoją pozycję, chcąc mieć lepsze możliwości, gałąź od tego ciągłego wiercenia się, zwyczajnie uległa złamaniu, posyłając Dejana na dół, ku ziemi.
Pech chciał (przynajmniej dla spacerowicza), że Parker wylądował właśnie na nim. Szczęście takie, że wysokość nie była zagrażająca życiu. Przynajmniej bezpośrednio.
-Ugh… - jęknął, kiedy przez jego ciało przeszła elektryzująca wiązka bólu. Nie jakoś szczególna, ale Parker w ogóle nie lubił jak go bolało cokolwiek. - Mógłbyś przytyć, byłbyś wygodniejszy - rzucił do chłopaka, na którym leżał.
Phineas Fenlator
Nie od dzisiaj było wiadomo, że Dejan miewał głupie pomysły, które dodatkowo można było zaliczyć do niebezpiecznych i zagrażających życiu innych. I chociaż do tej pory nikogo nie udało mu się zabić, tak zdecydowanie wiele osób zdążył uszkodzić w stopniu większym lub mniejszym.
Kiedy wyszedł z pracy, którą załatwił mu brat (wcale nie była przyjemna, a jego nowy szef jakoś dziwnie bacznie go obserwował, jakby zakładając, że Młody z miejsca coś przeskrobie) uznał, że pójdzie zwiedzać okolicę. Zapowiadało się, że zostanie tu znacznie dłużej, niż wcześniej zakładał. Niby nie miał jasno sprecyzowanego czasu pobytu w głowie, niemniej teraz, kiedy mieszkał z Markiem w domu jego sponsora, jak Parker miał w zwyczaju go nazywać, nie chciało mu się szukać niczego innego. Jeszcze nie. Co prawda brat wspominał kilka razy, że powinien pomyśleć o wynajęciu czegoś samemu, ale wiadomo, że wtedy chłopak miałby znacznie mniej pieniędzy, które mógłby wydać na swoje zachcianki. Zresztą nie zarabiał kokosów, a to, że Markowi udało się wskoczyć do łóżka kogoś dzianego nie znaczy, że ów dziany typ będzie sponsorował również Dejana.
Sięgnął po telefon i po napisaniu wiadomości do brata, że będzie trochę później niż normalnie (to znaczyło, że ten będzie musiał zająć się zwierzętami sam), skupił się na podziwianiu okolicy. A raczej szukaniu czegoś, co mogłoby sprawić, że poziom adrenaliny znacznie wzrośnie.
I znalazł. Uznał, że świetnie będzie wspiąć się na jedno z wysokich drzew, schować i kogoś wystarczyć. Ewentualnie poszukać gniazd, którym mógłby się bliżej przyjrzeć. Lub po prostu posiedzieć w wysokim punkcie i zobaczyć, czy z takiego punktu dostrzeże faktyczne piękno Hope Valley.
Znalezienie odpowiedniego drzewa zajęło mu więcej czasu, niż zakładał. Czemu większość musiała mieć gładkie pnie, co? Może człowiek miał dwie ręce, ale to nie znaczyło, że drzewo powinno mieć gałęzie.
Po kilku kolejnych minutach ostatecznie znalazł takie, które nadawało się na wspięcie. Ach, jak on tęsknił za podobnymi zabawami. Koniecznie będzie musiał pomyśleć o znalezieniu sobie kilku kolegów, z którymi mógłby się szlajać. Samemu to jednak nie to samo.
Wspiął się, siadając na gałęzi. Po drodze nie znalazł żadnego gniazda, widok też był raczej kiepski, więc zostało wystraszenie kogoś. Albo podglądanie w zależności, co będzie miał okazję oglądać.
Zaczęło mu się poważnie nudzić w oczekiwaniu na jakiegokolwiek spacerowicza, kiedy ostatecznie dostrzegł samotną postać idącą w kierunku drzewa, na którym siedział.
Idealnie.
Poprawił się na gałęzi, chcąc krzyknąć wyjątkowo straszne “BU”. Niestety, coś musiało pójść nie tak, co w jego przypadku nie było czymś szczególnym. Kiedy tylko poprawiał swoją pozycję, chcąc mieć lepsze możliwości, gałąź od tego ciągłego wiercenia się, zwyczajnie uległa złamaniu, posyłając Dejana na dół, ku ziemi.
Pech chciał (przynajmniej dla spacerowicza), że Parker wylądował właśnie na nim. Szczęście takie, że wysokość nie była zagrażająca życiu. Przynajmniej bezpośrednio.
-Ugh… - jęknął, kiedy przez jego ciało przeszła elektryzująca wiązka bólu. Nie jakoś szczególna, ale Parker w ogóle nie lubił jak go bolało cokolwiek. - Mógłbyś przytyć, byłbyś wygodniejszy - rzucił do chłopaka, na którym leżał.
Phineas Fenlator
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Pinokio w żywej postaci, który oprócz kłamstw lubi także ludzi. Co ważniejsze dosyć często zmienia pracę, więc całkiem możliwe, że tydzień temu widziałeś go jako kasjera w sex-shopie, a wczoraj robił już u Ciebie na imprezie za kelnera, żeby dzisiaj bawić się z aligatorami, z rana jeszcze śmigając po uniwersyteckim korytarzu.
25
172
Z równie głupimi pomysłami wiele wspólnego miał Phineas. Lista rzeczy dziwnych, niemądrych, a czasami nielegalnych z dnia na dzień coraz bardziej się poszerzała. Chociaż jego życie towarzyskie, a szczególnie spotkania, w których czasie tworzyły się te najróżniejsze pomysły; w ciągu kilku tygodni bardzo mocno ucierpiało przez jego spotkania z wykładowcą. Wprawdzie i ich było niewiele, ale sam student poniekąd przez nie obawiał się spotkań z rówieśnikami. Przerażały go pytania, jakie mogłyby w jego stronę paść, jak i niepokoił się próbami wyciągnięcia z niego jakichś sekretnych informacji. A że Phineas nie miał najmocniejszej głowy, a sam alkohol był częstym dodatkiem do takich spotkań, to wiedział, że sam mógłby powiedzieć o kilka słów za dużo, gdyby tylko jego stan nie należał do najlepszych. Dlatego unikał wszystkiego i wszystkich. Dzisiaj też kończącą pracę, chciał zaszyć się w swoim mieszkaniu, z dala od ludzi. Co było smutne, bo jednak jego dusza była bardziej towarzyska, lubił przebywać wśród ludzi, więc może poprzez brak tego kontaktu z innymi, był aż tak przygnębiony? Idąc więc do domu, zaczął zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby po prostu z kimś wyjść. Chowając się w domu i unikając wszystkich, też dawał wiele powodów do myślenia oraz wiele pretekstów do rozmów, a co za tym idzie; szerzenia plotek, więc może lepiej byłoby nawet pozornie pokazać, że wszystko było dobrze? Z łatwością przecież zrzuciłby swoją nieobecność na pracę, czy studia. Dochodząc jednak do takich wniosków, poczuł ból, z niewiadomych przyczyn leżąc na ziemi wraz z chłopcem, który najwidoczniej z jakiejś wysokości musiał na niego spaść. – Vice-versa, wszystkie twoje kości mi się wbijają. – mruknął, przyglądając się Dejanowi. – Spadłeś z nieba, czy z drzewa? – dopytał, po chwili spoglądając na pobliskie drzewo, które jedną ze swoich gałęzi miało właśnie nad nimi. Co dziwne, nie był wkurzony na dwudziestoparolatka. W zasadzie to śmieszyła go cała ta sytuacją, którą po chwili postanowił nawet uznać za znak. – Chyba mi swoją drogą coś złamałeś. – powiedział, bez żadnego przejęcia, czując jedynie mocny ból w okolicach lewej dłoni, na której opieranie się też było bolesne. Opadł więc na chodnik, czekając na spokojnie aż chłopiec zdecyduje się z niego zejść, no chyba, że jego kościste ciało jednak nie było aż tak niewygodne, jak to przed chwilą nieznajomy powiedział. – Poczułeś w sobie dziecko? Czy po prostu jesteś Tarzanem i ten upadek to przypadek? – zaczął się rozgadywać, przyglądając się niebu, na które był skazany patrzeć.
Dejan Parker
Dejan Parker
mów mi/kontakt
naleśnik
a
Co tu wiele mówić, Dejan nigdy nie był mistrzem jeśli chodzi o zdrowy rozsądek. Miewał pomysły tak głupie, że ludzkość powinna się zastanawiać, jakim cudem w ogóle możliwe było wpadnięcie na coś podobnego i jak dana osoba była w stanie nadal żyć, kiedy narażała się każdego dnia. Masochizm, czy coś bardziej skomplikowanego?
Nawet teraz, kiedy wspinał się na to drzewo, niewiele myślał o jakichkolwiek konsekwencjach. A powinien, z całą pewnością ułatwiłby życie zarówno sobie, jak i osobom znajdującym się na około niego. Bo ileż to razy naraził kogoś przypadkiem, wciągając w wir mało pożądanych wydarzeń? Wystarczyło przytoczyć tutaj przykład Nero, chociaż w tej relacji to Parker cierpiał znacznie bardziej, doznając szkód zarówno fizycznych, materialnych jak i psychicznych.
Podobnie musiał cierpieć chłopak, na którego spadł. Całe szczęście, że w ogóle tam był, bo inaczej chłopak niechybnie złamałby sobie kark. A tak zapewne złamał komuś kości, co w ostatecznym rozrachunku i tak brzmiało lepiej, niż śmierć.
-Już nie przesadzaj, aż tak kościsty nie jestem. Zresztą gdybym był cięższy, pewnie posłałbym cię do szpitala - odpowiedział od razu, bo poczuł się zaatakowany. Co z tego, że chwilę wcześniej sam to zrobił, na dodatek odpowiadając za ten cały burdel. Był jednak jaki był i jakoś nie kwapił się, by jawnie przyznać się do błędu. Ostatecznie nie jego wina, że to drzewo było takie słabe! Powinni je w takim razie ściąć, skoro stwarzało zagrożenie.
-Czy ty właśnie próbujesz mnie poderwać? Bo jeśli tak, to raczej słaby tekst - skrzywił się. Na litość wszystkiego, czy ludzie postanowili wystawić jego gej radar na próbę? Wystarczyło, że jakakolwiek bliskość sprawiała, że trochę się speszył, a tu jeszcze podobne teksty! Jasne, ten chłopak i tak był lepszy, niż Nero, ale still.
-Nie stać mnie na odszkodowanie, jeśli to próbujesz zasugerować. Mogę co najwyżej porobić za twoją pielęgniarkę. Brzmi korzystnie, co? - skomentował, siadając na nim. Marna próba podniesienia się, bo niestety nadal go bolało. Chyba mimo wszystko pewne części ciała sobie obił. - Szkoda, że nie miałeś materaca - westchnął, jakby to była wina nieznajomego, że nie obeszło się bez szkód.
-A nie, wiesz, raczej postanowiłem się przyczaić na pierwszą lepszą osobę i zrzucić na nią swoje cielsko. Gdzieś czytałem, że najlepszy sposób na podryw, to danie o sobie znać targetowi. Mniemam, że wystarczająco odczułeś, że istnieję - powiedział i przeturlał się tak, że wylądował obok chłopaka. Wstanie wydawało się serio skomplikowane. - Fajne niebo, nie?
Phineas Fenlator
Nawet teraz, kiedy wspinał się na to drzewo, niewiele myślał o jakichkolwiek konsekwencjach. A powinien, z całą pewnością ułatwiłby życie zarówno sobie, jak i osobom znajdującym się na około niego. Bo ileż to razy naraził kogoś przypadkiem, wciągając w wir mało pożądanych wydarzeń? Wystarczyło przytoczyć tutaj przykład Nero, chociaż w tej relacji to Parker cierpiał znacznie bardziej, doznając szkód zarówno fizycznych, materialnych jak i psychicznych.
Podobnie musiał cierpieć chłopak, na którego spadł. Całe szczęście, że w ogóle tam był, bo inaczej chłopak niechybnie złamałby sobie kark. A tak zapewne złamał komuś kości, co w ostatecznym rozrachunku i tak brzmiało lepiej, niż śmierć.
-Już nie przesadzaj, aż tak kościsty nie jestem. Zresztą gdybym był cięższy, pewnie posłałbym cię do szpitala - odpowiedział od razu, bo poczuł się zaatakowany. Co z tego, że chwilę wcześniej sam to zrobił, na dodatek odpowiadając za ten cały burdel. Był jednak jaki był i jakoś nie kwapił się, by jawnie przyznać się do błędu. Ostatecznie nie jego wina, że to drzewo było takie słabe! Powinni je w takim razie ściąć, skoro stwarzało zagrożenie.
-Czy ty właśnie próbujesz mnie poderwać? Bo jeśli tak, to raczej słaby tekst - skrzywił się. Na litość wszystkiego, czy ludzie postanowili wystawić jego gej radar na próbę? Wystarczyło, że jakakolwiek bliskość sprawiała, że trochę się speszył, a tu jeszcze podobne teksty! Jasne, ten chłopak i tak był lepszy, niż Nero, ale still.
-Nie stać mnie na odszkodowanie, jeśli to próbujesz zasugerować. Mogę co najwyżej porobić za twoją pielęgniarkę. Brzmi korzystnie, co? - skomentował, siadając na nim. Marna próba podniesienia się, bo niestety nadal go bolało. Chyba mimo wszystko pewne części ciała sobie obił. - Szkoda, że nie miałeś materaca - westchnął, jakby to była wina nieznajomego, że nie obeszło się bez szkód.
-A nie, wiesz, raczej postanowiłem się przyczaić na pierwszą lepszą osobę i zrzucić na nią swoje cielsko. Gdzieś czytałem, że najlepszy sposób na podryw, to danie o sobie znać targetowi. Mniemam, że wystarczająco odczułeś, że istnieję - powiedział i przeturlał się tak, że wylądował obok chłopaka. Wstanie wydawało się serio skomplikowane. - Fajne niebo, nie?
Phineas Fenlator
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085