Zachłysnął się, słysząc co jego brat odjebał. Co jak co, ale jak chce się obracać dwie panny jednocześnie nie robi się takich rzeczy. Nawet jak to nie było specjalnie! Poklepał się po piersi, łapiąc oddech. — Też nie byłbym zadowolony na twoim miejscu, wierz mi. Nie wiem co on miał wtedy w głowie, ale jak już mówiłem — jest debilem i ja nic na to nie mogę poradzić. Ale jestem pewien, że tego żałował. — co prawda nie mógł być pewien co siedzi w głowie jego brata, ale chyba miał w sobie chociaż odrobinę rozumu, żeby uznać tę sytuację za nieciekawą. Tym bardziej, że musiało mu zależeć na tej dziewczynie skoro tyle o niej gadał. Chociaż powinien mu wyjaśnić jakoś dosadnie, że jak mu na kimś zależy to nie idzie do łóżka z inną. Sam był zakochany w Mii na tyle, że nie wyobrażał sobie teraz pójścia do łóżka z inną.
Westchnął ciężko, widząc jej postawę. Nic nie wiedział o ich umowach czy kłótniach. Tylko tyle, że Asher za nią szalał. Chyba nawet nie był w stanie myśleć o tym, że miał się do niej nie zbliżać i Billy teraz psuł te plany.
Słysząc, że ta zgadza się mu pomóc i porozmawia z jego bratem odetchnął z ulgą. Tylko tego tak naprawdę potrzebował. — Dziękuję. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. — wyznał, posyłając jej delikatny uśmiech. Nie ważne czy uda jej się pomóc Asherowi czy nie — on będzie jej wdzięczny, że chociaż próbowała, skoro jego starania nie przynoszą efektów i jest nimi już trochę zmęczony. — Niezależnie od wyniku interwencji, ważnie że spróbujesz. Nie będę Ci już zawracał głowy skoro tak. — wstał z krzesła i wyciągnął z kieszeni portfel. Wyjął z niego kilka stówek i położył na stole, żeby zaraz podsunąć je w stronę Didi. — Uznajmy, że to napiwek za dobrze wykonaną robotę. Jakby ktoś pytał jestem bardzo zadowolony, a moje dłonie nigdy nie były tak miękkie jak teraz. — dodał, widząc jej zdziwioną minę i schował portfel do kieszeni na znak, że zwrotów nie przyjmuje. — Miło było Cię poznać. Mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś w lepszych okolicznościach. — pomachał jej jeszcze na pożegnanie i wyszedł.
// zt. x2
Delilah Lowell
a
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
W pracy ostatnio sporo się działo, przez co Lowell nie miał czasu na podstawowe czynności. Do ostatniej chwili odkładał zakupy i inne obowiązki, które musiał załatwić na mieście, bo nadgodziny dłużyły się, a on naprawdę nie chciał wracać do domu jeszcze później. Nie czekało tam co prawda na niego nic poza Teagan, z którą może i lubił spędzać wieczory, ale nie chciał też, aby zanadto się do tego przyzwyczaili. Wiedział przecież, że ich relacja niedługo dobiegnie końca i rozejdą się w swoje strony, więc nie chciał ryzykować, że później przyjdzie mu za tym zatęsknić. Kiedy więc dzisiejszego popołudnia skończył pracę trochę wcześniej, nie pojechał do domu od razu, chcąc nieco ten powrót odwlec. To jednak nie tak, że na siłę szukał sobie dodatkowych zajęć, bo jak już wspomniałam, trochę zaległości w podstawowych czynnościach jednak mu się nagromadziło, co dziś zdecydował się wykorzystać. Zaliczył już zakupy spożywcze, wizytę u zegarmistrza i wstąpił nawet do jakiegoś sklepu z dekoracjami halloweenowymi, ponieważ jedna z jego sióstr zaangażowała się bardzo w organizację tutejszej potańcówki i czegoś akurat im brakowało, a Gary był na tyle dobrym bratem, że nie miał serca jej odmówić. Ostatnim punktem na liście do odhaczenia była wizyta u fryzjera, którą też przekładał od dłuższego czasu. Włosy zdołały nieco mu podrosnąć, a to niestety przeszkadzało mu w pracy, dlatego chciał pozbyć się tej niesfornej grzywki i znów obciąć się na krótko, co w końcu zrobił.
Po wizycie rozliczył się z fryzjerem, a później miał zamiar udać się prosto do auta i w końcu wrócić do domu. Zerkając w telefon pchnął drzwi wyjściowe, którymi omal nie przyłożył przechodzącej tamtędy dziewczynie. Całe szczęście, że zatrzymały się przed jej twarzą, bo gdyby przypadkiem zrobił jej krzywdę, ze wstydu zapadłby się pod ziemię. - Przepraszam - rzucił odruchowo, choć to też nie tak, że w ogóle nie było mu przykro. Naprawdę było mu głupio, co z całą pewnością widoczne było w wyrazie jego twarzy, choć ten zmienił się nieznacznie, kiedy przyjrzał się swojej niedoszłej ofierze, której posłał łagodny uśmiech, kiedy już ją rozpoznał.
Florrie Drayton
mów mi/kontakt
m.
a
potem
Florrie sama wybierała nie mieć czasu na nic poza pracą. W szpitalu zawsze coś się działo, zawsze było za mało ludzi, a ona mocno to wykorzystywała biorąc nadgodziny kiedy tylko jej się to udało. Osiągnęła ostatnio etap, w którym odsyłali ją do domu, bo liczba godzin na jej koncie dobiła do takiej, że ktoś mógłby mieć kłopoty, gdyby nie wysłał jej na kilka dni wolnego. Po rozwodzie Drayton była trochę, jak taki robot, który niezbyt uznaje sen, spotkania towarzyskie a obiad je na trzy razy. Ona nie wiedziała w tym nic złego. Może trochę uciekała, ale przecież robiła to z samych dobrych powodów. Przed wszystkim kochała swoją prace, do niczego się nie zmuszała a co ważniejsze ratowała ludzkie życia. Jak można znaleźć na to jakiś kontrargument? No nie można, dlatego właśnie tym zamykała wszystkie usta, chociaż czuła że jej rodzina wymyśli zaraz jakąś porządną odpowiedz i na to. Trochę się o nią martwili, w czym nie ma nic dziwnego, ale ona też się o nich martwiła. Szczególnie o ojca, który po śmierci mamy stał się zapalonym rybakiem, gdzie wcześniej nienawidził chociażby zapachu ryb. Dziwna sprawa, ale rozwiąże ją potem. Teraz był w zakupowym transie, który na szczęście skończył się tylko kilkoma pierdołami do łazienki i kuchni. Wszystko dzięki wizycie u fryzjera. Rano zdążyła się zapisać i radośnie wbiegała po schodkach gotowa pociągnąć drzwi, kiedy nagle życie stanęło jej przed oczami. Sama do końca nie była pewna co się stało. Flo należy do tych ludzi, którzy zawsze upadają na twarz, bo nie potrafią używać rąk a jeśli na chodniku jest jakaś nierówność to bardzie niż pewna jest to, że się o nią potkanie. Miała, więc dużo szczęścia, bo nie zrobiła żadnego uniku, aby przed tymi drzwiami uciec. Kiedy dotarło do niej co się wydarzyło a jej oczom ukazała się znajoma twarz uśmiechnęła się lekko - Byłam pewna, że się lubimy Lowell - rzuciła nadal w lekkim szoku, ale zdecydowanie bardziej rozbawiona całą sytuacją, niż zła. Najważniejsze, że skończyła bez żadnych obrażeń - Żałuje nagle każdego dobrego słowa jakie o Tobie powiedziałam - dorzuciła jeszcze.
Gary Lowell
Florrie sama wybierała nie mieć czasu na nic poza pracą. W szpitalu zawsze coś się działo, zawsze było za mało ludzi, a ona mocno to wykorzystywała biorąc nadgodziny kiedy tylko jej się to udało. Osiągnęła ostatnio etap, w którym odsyłali ją do domu, bo liczba godzin na jej koncie dobiła do takiej, że ktoś mógłby mieć kłopoty, gdyby nie wysłał jej na kilka dni wolnego. Po rozwodzie Drayton była trochę, jak taki robot, który niezbyt uznaje sen, spotkania towarzyskie a obiad je na trzy razy. Ona nie wiedziała w tym nic złego. Może trochę uciekała, ale przecież robiła to z samych dobrych powodów. Przed wszystkim kochała swoją prace, do niczego się nie zmuszała a co ważniejsze ratowała ludzkie życia. Jak można znaleźć na to jakiś kontrargument? No nie można, dlatego właśnie tym zamykała wszystkie usta, chociaż czuła że jej rodzina wymyśli zaraz jakąś porządną odpowiedz i na to. Trochę się o nią martwili, w czym nie ma nic dziwnego, ale ona też się o nich martwiła. Szczególnie o ojca, który po śmierci mamy stał się zapalonym rybakiem, gdzie wcześniej nienawidził chociażby zapachu ryb. Dziwna sprawa, ale rozwiąże ją potem. Teraz był w zakupowym transie, który na szczęście skończył się tylko kilkoma pierdołami do łazienki i kuchni. Wszystko dzięki wizycie u fryzjera. Rano zdążyła się zapisać i radośnie wbiegała po schodkach gotowa pociągnąć drzwi, kiedy nagle życie stanęło jej przed oczami. Sama do końca nie była pewna co się stało. Flo należy do tych ludzi, którzy zawsze upadają na twarz, bo nie potrafią używać rąk a jeśli na chodniku jest jakaś nierówność to bardzie niż pewna jest to, że się o nią potkanie. Miała, więc dużo szczęścia, bo nie zrobiła żadnego uniku, aby przed tymi drzwiami uciec. Kiedy dotarło do niej co się wydarzyło a jej oczom ukazała się znajoma twarz uśmiechnęła się lekko - Byłam pewna, że się lubimy Lowell - rzuciła nadal w lekkim szoku, ale zdecydowanie bardziej rozbawiona całą sytuacją, niż zła. Najważniejsze, że skończyła bez żadnych obrażeń - Żałuje nagle każdego dobrego słowa jakie o Tobie powiedziałam - dorzuciła jeszcze.
Gary Lowell
mów mi/kontakt
yang
a
Z reguły daleko było mu do jakiejś totalnej gapy, co wnosić można było nawet po jego zawodzie. Gdyby potykał się o własne nogi i obijał przy każdej możliwej okazji, prawdopodobnie byłby już stratny kilka palców, a jednak te nadal miały się całkiem dobrze. Nie był też jakoś szczególnie ślepy, zatem dzisiejsza wpadka była dla niego czymś niezrozumiałym. Z drugiej jednak strony, sam doskonale miał świadomość tego, co siedziało mu w głowie. Wiedział, że jego myśli oscylowały ostatnio wokół jednej kwestii i miał prawo być nieco rozproszonym, co chyba faktycznie miało miejsce, skoro nie zauważył tego, że ktoś zbliżał się właśnie do miejsca, z którego on wychodził. A nie było to przecież trudne zadanie, bo nie tylko same drzwi, ale też pewnie i cały budynek był oszklony, więc Lowell widoczność miał idealną. Szkoda zatem, że nie zrobił z niej pożytku, ale może nie było sensu nad rozlanym mlekiem płakać, skoro Florrie wcale w twarz nie dostała, on przeprosił ją niemal natychmiastowo, a ona, cóż, nie wyglądała wcale na szczególnie wściekłą. Kiedy więc usłyszał jej słowa, na jego twarzy momentalnie wymalował się uśmiech, co świadczyć mogło mniej więcej o tym, że jej reakcja pozwoliła mu się jednak poczuć dość swobodnie, dlatego też później odetchnął trochę jakby z ulgą. - Nie przesadzałbym z tą sympatią - rzucił z przekąsem, po czym mrugnął do niej. Zgrywał się, naturalnie i nie sądził, aby podkreślenie tego w jakiś szczególny sposób było konieczne. - Daj spokój, Florrie. Teraz będziesz mogła wspomnieć jeszcze o tym, że miałem okazję ci przyłożyć, ale nie zrobiłem tego - zauważył, po czym niewinnie się do niej uśmiechnął. Chwilę później obrócił się przez ramię i zerknął w stronę salonu fryzjerskiego, z którego sam właśnie wyszedł. - Planujesz jakieś zmiany? - zagaił, mając jednak cichą nadzieję, że mu tu Drayton jakąś fachową terminologią nie zacznie sypać jak z rękawa, bo wówczas i tak biedaczek nie załapie o co chodzi i zmuszony będzie tylko kiwać głową i przytakiwać.
Florrie Drayton
Florrie Drayton
mów mi/kontakt
m.