#9 Thanatos D. Maverick
To był jeden z nielicznych jej dni wolnych. Hailee rzadko brała wolne. Przeważnie pracowała prawie codziennie po kilka godzin. Nie to, że nie miała żadnego życia poza pracą. Miała, oczywiście, że miała! Tylko była z tych, dla których praca była bardzo ważna. Rodzice bardzo się o nią martwili, ale ona nie widziała problemu. Póki mogła nie chciała zwalniać. Chciała zdobywać doświadczenie uczyć się i pomagać innym. Od zawsze o tym marzyła. Miała dobre serce i chętnie to okazywała.
Dzisiaj była piękna pogoda, że aż żal było siedzieć w domu. Postanowiła kupić swoją ulubioną herbatę w bubble tea i iść na spacer. Włożyła do uszu słuchawki i puściła ulubiona playlistę. Nie sądziła, że spotka tutaj kogoś znajomego, zwłaszcza Thanatos, którego poznała na sierpniowym grillu u Grace i Josepha. Pomachała im już z daleka. Uśmiechnęła się widząc go z synem. Ostatnio mały Louis nie miał zbyt dobrego humory na zabawy. Gdy do niech podchodziła psy spojrzały a nią. Speszyła się i nawet nieco zwolniła kroku. Stanęła przed nim w pewnej odległości. Bała się. Psów oczywiście, nie Tytana.
- Cześć, Than - Uśmiechnęła się do mężczyzny, a potem spojrzała na jego syna. - I cześć, Louise. - Mały słysząc swoje imię uśmiechnął się. To był słodki widok. - Widzę, że wy też postanowiliście wybrać się dzisiaj na spacer. - Mówiąc to co chwilę zerkała na jego psy. Było duże, żeby nie powiedzieć Ogromne. - Than, nie pomyśl sobie o mnie źle, że stoję od Ciebie w pewnej odległości, ale trochę boję się psów. Nie tylko twoich, ale wszystkich... takich dużych. - Chciała być z nim szczera, żeby nie pomyślał sobie o niej coś złego. Przeniosła na niego spojrzenie u uśmiechnęła się przepraszająco.
a
mów mi/kontakt
Werson
a
Maverick do niedawna spędzał praktycznie większość swojego wolnego czasu w pracy, ponieważ był zdeterminowany i za wszelką cenę chciał być jednym z lepszych detektywów, ale nie było to spowodowane jego egoizmem, tylko chęcią łapania przestępców, którzy uchylają się przed tym co zrobili. Każdy kto pozbawia życie innego człowieka powinien iść siedzieć w specjalnych warunkach, tak samo jak robi krzywdę drugiemu człowiekowi. Hailee na pewno wiele razy spotkała się z czymś takim w szpitalu. Nie jest to miły widok, ale policjanci też są tylko ludźmi i nie mogą pracować na okrągło tak samo jak lekarze. Nie jest to jakaś obrona czy tłumaczenie, jednak stwierdzenie faktu, jednak kilka osób skutecznie może spowodować, że ludzie wyrabiają sobie zdanie o pewnych grupach społecznych. Wiele razy się z tym spotkał, więc po prostu to ignorował i robił swoje. Po co wdawać się w jakieś pyskówki, które niczego nie zmienią? Bez sensu.
- Mam dzisiaj wolne, więc wziąłem swoją grupę uderzeniową i wyszliśmy na miasto. - zaśmiał się Thanatos mówiąc o swoim synu i psach. - Nie musisz się ich bać. Wiem, że wyglądają na straszne potwory, ale to wielkie szczeniaki, prawda chłopcy? - i psy jak na komendę podeszli do swojego pana i zaczęły się łasić jak wielkie koty. - Jakiś pies zrobił ci kiedyś krzywdę? - zapytał z troską. Zawołał psy by podeszły do niego bliżej by blondynka się nie bała. - To jest Kevin, Bob i Stuart. - a psy słysząc swoje imię po prostu odniosły łapy chcąc by dziewczyna je chwyciła, ponieważ Thanatos tak ich nauczył. Zwierzaki są szkolone, ale są z natury łagodne i przyjazne, czyli takie, które mogą przebywać z dziećmi, ponieważ nie chciał się bać, że one go skrzywdzą.
Hailee Burkhart
- Mam dzisiaj wolne, więc wziąłem swoją grupę uderzeniową i wyszliśmy na miasto. - zaśmiał się Thanatos mówiąc o swoim synu i psach. - Nie musisz się ich bać. Wiem, że wyglądają na straszne potwory, ale to wielkie szczeniaki, prawda chłopcy? - i psy jak na komendę podeszli do swojego pana i zaczęły się łasić jak wielkie koty. - Jakiś pies zrobił ci kiedyś krzywdę? - zapytał z troską. Zawołał psy by podeszły do niego bliżej by blondynka się nie bała. - To jest Kevin, Bob i Stuart. - a psy słysząc swoje imię po prostu odniosły łapy chcąc by dziewczyna je chwyciła, ponieważ Thanatos tak ich nauczył. Zwierzaki są szkolone, ale są z natury łagodne i przyjazne, czyli takie, które mogą przebywać z dziećmi, ponieważ nie chciał się bać, że one go skrzywdzą.
Hailee Burkhart
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
Kiedyś praca w szpitalu dość mocno ją przerażała. Zwłaszcza kiedy opiekowała się pacjentami, którzy przyjechali prosto z wypadku. Kochała swoją pracę, ale te chwile były najgorsze. Często w takie dnie, wracała bardzo zmęczona. Fizycznie i psychicznie. Kiedyś odbywała nawet poważną rozmowę z rodzicami. Wiedziała, że się o namartwili i musiała zrobić wszystko, żeby ich uspokoić. Po pewnym czasie nauczyła się wyłączać emocje i nie reagować płaczem po takich sytuacjach. Domyślała się, że praca Thana nie była łatwa. Zwłaszcza dla kogoś kto pracuje w wydziale zabójstw. On również sporo się naoglądał i pewnie jeszcze nie jedno zobaczy. Mimo psów naprawdę cieszyła się, że ich tutaj spotkała. Uważała, że Thanatos był bardzo miły i sympatyczny, mimo iż rozmawiała z nim raptem tylko pół godziny.
- Dzisiaj jest idealna pogoda na spacery. - Posłała całej gromadce szeroki uśmiech. Nawet jakby padało, ona próbowałaby znaleźć w tym wszystkim jakiś pozytyw. Jeśli nie spacer, to może kocyk, gorąca herbata i dobra książka? Tak, to też brzmiało dobrze.
- Kiedyś… jak byłam mała. - Zawstydzona i lekko wystraszona odpowiedziała na jego pytanie. Do tej pory pamięta psa, która naskoczył na nią, kiedy była malutka. Wyczuła w jego głosie troskę, za co uśmiechnęła się do niego delikatnie. To było miłe mimo iż w ogóle jej nie znal. Jej nastrój nieco się poprawił, kiedy Than wymienił imiona psów, a one… uniosły łapki. Wiedziała, czego one od niej chciały. Próbowała, naprawdę próbowała zmusić swoje sztywne nogi do ruchu, ale wrosły w ziemie. - Than… - Odezwała się przestraszonym głosem. Spojrzała na mężczyznę błagając go, żeby jej nie zmuszał. Cofnęła się dwa kroki w tył i odwróciła. Przymknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. To nie była jego wina, tylko jej. Nie potrafiła tego zrobić.
- Wybacz mi. - Powiedziała do niego odwracając się z powrotem w jego stronę. - Czy mogę z wami chwilę pospacerować?- Oczywiście stanie jak najdalej od jego psów, ale czuła, że to nie będzie takie łatwe, skoro są takie przyjazne do ludzi to na pewno do niej podejdą. Na samym myśl już miała drgawki, ale strach trzeba przezwyciężać, nie? Poza tym wiedziała, ze Thanatos nie pozwoli i jej skrzywdzić. Prawda?
Thanatos D. Maverick
- Dzisiaj jest idealna pogoda na spacery. - Posłała całej gromadce szeroki uśmiech. Nawet jakby padało, ona próbowałaby znaleźć w tym wszystkim jakiś pozytyw. Jeśli nie spacer, to może kocyk, gorąca herbata i dobra książka? Tak, to też brzmiało dobrze.
- Kiedyś… jak byłam mała. - Zawstydzona i lekko wystraszona odpowiedziała na jego pytanie. Do tej pory pamięta psa, która naskoczył na nią, kiedy była malutka. Wyczuła w jego głosie troskę, za co uśmiechnęła się do niego delikatnie. To było miłe mimo iż w ogóle jej nie znal. Jej nastrój nieco się poprawił, kiedy Than wymienił imiona psów, a one… uniosły łapki. Wiedziała, czego one od niej chciały. Próbowała, naprawdę próbowała zmusić swoje sztywne nogi do ruchu, ale wrosły w ziemie. - Than… - Odezwała się przestraszonym głosem. Spojrzała na mężczyznę błagając go, żeby jej nie zmuszał. Cofnęła się dwa kroki w tył i odwróciła. Przymknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. To nie była jego wina, tylko jej. Nie potrafiła tego zrobić.
- Wybacz mi. - Powiedziała do niego odwracając się z powrotem w jego stronę. - Czy mogę z wami chwilę pospacerować?- Oczywiście stanie jak najdalej od jego psów, ale czuła, że to nie będzie takie łatwe, skoro są takie przyjazne do ludzi to na pewno do niej podejdą. Na samym myśl już miała drgawki, ale strach trzeba przezwyciężać, nie? Poza tym wiedziała, ze Thanatos nie pozwoli i jej skrzywdzić. Prawda?
Thanatos D. Maverick
mów mi/kontakt
Werson
a
Oba zawody, które wykonują Thanatos i Hailee są bardzo skomplikowane i wymagają naprawdę silnego charakteru. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, bo Than wtedy by wyśmiał tego kogoś. Jako nastolatek brał udział w śledztwie i widział jak to wszystko wyglądało. Rodzice również bardzo go wspierali, raz nawet mama powiedziała, że pragnęła by jej syn zmienił swoje plany na życie zawodowe, ale gdy Maverick wytłumaczył jej swoje powody to zrozumiała, jednak zaznaczyła, że zawsze będzie się martwiła. Kochał ich za to, że dali mu tyle wsparcia, dzięki któremu szedł niczym czołg przez drogę i przez to jest teraz dobrym detektywem. Gdy został postrzelony mama martwiła się o niego i przyjechała do Miami by mu pomóc i oszalała ze szczęścia, gdy po raz pierwszy zobaczyła wnuka.
- To prawda, dlatego przygotowaliśmy się na dłuższą wyprawę. - mówiąc to pokazał jej torbę, którą przygotował. Nie chciał siedzieć w domu, wiedział też, że musi uważać by syn nie zmarzł za mocno. - O nie, przykro mi to słyszeć. - mówił prawdę i smutek w jego głosie był wyczuwalny. - Nie musisz się martwić, jeżeli nie pozwolę im do ciebie podejść to nie podejdą. - mówiąc to poklepał jednego z pasiaków po głowie na co ona jakby się uśmiechnął i po prostu wsadził swój wielki łeb w dłoń Thanatosa. - Jasne! Będzie nam bardzo miło! - zawołał z szerokim uśmiechem do blondynki. Polubił tę dziewczynę i fajnie będzie się lepiej poznać. - To może weźmiesz wózek z Lousiem, a ja pójdę w pewnej odległości z moimi mamutami? - zaproponował. Nie chciał by kobieta czuła dyskomfort podczas ich spaceru, a dla niego to żaden problem trzymać psy bliżej siebie. Są łagodnymi potworami, jednak swoimi gabarytami mogą przyprawić o dreszcz. Bob wsadził łeb do wózka, w którym siedział Lou i polizał go po policzku chcąc sprawdzić czy chłopiec jej bezpieczny. Gdy miał pewność wrócił do pana. Than nigdy nie bronił psom dostępu do dziecka, bo miał pewność, że w ich towarzystwie jest bezpieczny.
Hailee Burkhart
- To prawda, dlatego przygotowaliśmy się na dłuższą wyprawę. - mówiąc to pokazał jej torbę, którą przygotował. Nie chciał siedzieć w domu, wiedział też, że musi uważać by syn nie zmarzł za mocno. - O nie, przykro mi to słyszeć. - mówił prawdę i smutek w jego głosie był wyczuwalny. - Nie musisz się martwić, jeżeli nie pozwolę im do ciebie podejść to nie podejdą. - mówiąc to poklepał jednego z pasiaków po głowie na co ona jakby się uśmiechnął i po prostu wsadził swój wielki łeb w dłoń Thanatosa. - Jasne! Będzie nam bardzo miło! - zawołał z szerokim uśmiechem do blondynki. Polubił tę dziewczynę i fajnie będzie się lepiej poznać. - To może weźmiesz wózek z Lousiem, a ja pójdę w pewnej odległości z moimi mamutami? - zaproponował. Nie chciał by kobieta czuła dyskomfort podczas ich spaceru, a dla niego to żaden problem trzymać psy bliżej siebie. Są łagodnymi potworami, jednak swoimi gabarytami mogą przyprawić o dreszcz. Bob wsadził łeb do wózka, w którym siedział Lou i polizał go po policzku chcąc sprawdzić czy chłopiec jej bezpieczny. Gdy miał pewność wrócił do pana. Than nigdy nie bronił psom dostępu do dziecka, bo miał pewność, że w ich towarzystwie jest bezpieczny.
Hailee Burkhart
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
Hailee nigdy nie podjęłaby się pracy, której by nie lubiła. Zawsze starała się podejmować dobrze przemyślanie decyzje. Nigdy nie podjęła się czegoś, czego wcześniej dokładnie nie przemyślała. Jej życie było poukładane. Nie umiała być …. szalona. Już na studiach dała się poznać, jako spokojna i ułożona dziewczyna. Oczywiście zaliczyła kilka szalonych imprez i przeżyła kilka niezobowiązujących spotkań z mężczyznami, ale jednak to nie było ona. Oczywiście fajnie było zobaczyć, jak to jest, No, ale… wolała jednak swoje spokojnie i poukładane życie. A co do pracy, to uważała, że jeśli ktoś nie lubi swojej pracy, to nigdy nie włoży do niej całego serca i ta praca nie będzie sprawiała nam przyjemności.
- Widzę, że jesteś przygotowany na wszystko. - Uśmiechnęła się kiwając głową z aprobatą. Widać, że Than dość mocno przykładał się do roli ojca. Była pełna podziwu, że sam świetnie dawał sobie radę.
- Dzięki, Than. - Nawet nie wiedziała, jak bardzo odetchnęła teraz z ulgą.
- Przepraszam, że stawiam Cię w takiej sytuacji, ale nie umiem jeszcze przełamać mojego lęku. - Zrobiło jej się głupio, ale miała nadzieję, że jednak ten wielki facet zrozumie ją i tak się właśnie stało. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i od razu do nich podeszła. Zaśmiała się widząc jak pies polizał małego po twarzy.
- Co w ogóle słychać? Powiem szczerze, że było mi przykro, że musieliście wtedy wyjść z grilla. Joseph naprawę usmażył świetne steki. - Powiedziała pchając wózek z małym, a Thanatos szedł obok prowadząc psy. - Długo już znasz się z Grace i Josephem? - Ona sama Grace poznała niecały rok temu, a jej narzeczonego dość niedawno. - W ogóle macie jakiś cel podróży? Niedaleko jest plac zabaw, może Louis będzie chciał się pobawić.- Nie chciała się wtrącać, ale miała nadzieję, że jej pomysł przypadniu mu do gustu.
Thanatos D. Maverick
- Widzę, że jesteś przygotowany na wszystko. - Uśmiechnęła się kiwając głową z aprobatą. Widać, że Than dość mocno przykładał się do roli ojca. Była pełna podziwu, że sam świetnie dawał sobie radę.
- Dzięki, Than. - Nawet nie wiedziała, jak bardzo odetchnęła teraz z ulgą.
- Przepraszam, że stawiam Cię w takiej sytuacji, ale nie umiem jeszcze przełamać mojego lęku. - Zrobiło jej się głupio, ale miała nadzieję, że jednak ten wielki facet zrozumie ją i tak się właśnie stało. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i od razu do nich podeszła. Zaśmiała się widząc jak pies polizał małego po twarzy.
- Co w ogóle słychać? Powiem szczerze, że było mi przykro, że musieliście wtedy wyjść z grilla. Joseph naprawę usmażył świetne steki. - Powiedziała pchając wózek z małym, a Thanatos szedł obok prowadząc psy. - Długo już znasz się z Grace i Josephem? - Ona sama Grace poznała niecały rok temu, a jej narzeczonego dość niedawno. - W ogóle macie jakiś cel podróży? Niedaleko jest plac zabaw, może Louis będzie chciał się pobawić.- Nie chciała się wtrącać, ale miała nadzieję, że jej pomysł przypadniu mu do gustu.
Thanatos D. Maverick
mów mi/kontakt
Werson
a
Kiedyś Thanatos był zupełnie innym człowiekiem. Lubił się bawić, ale wszystko w granicach normy oczywiście. Nie szalał jakoś bardzo, ale był spontanicznym człowiekiem, jednak jego charakter uległ zmianie podczas jednego wieczoru, można nawet powiedzieć, że w jednej chwili. Potem skupił się na tym co sobie zaplanował. Nie odciął się od rodziny, ani nic z tych rzeczy, ponieważ ta wiedziała co się wydarzyło. Ale czy Thank tak naprawdę się zmienił? Chyba jednak nie, może lepiej uznać, że zmienił się sposób postrzegania pewnych rzeczy, ale nadal jest tym człowiekiem, który ma w sobie pokłady dziecka. Jego mama mu powtarza, że w pewnych kwestiach nadal jest dzieciakiem tylko urósł. Uwielbiał, gdy to mówiła, ponieważ dla niego jest to komplement. Oczywiście jest odpowiedzialnym człowiekiem, tego nie da się zaprzeczyć, ale ma w sobie pokłady optymizmu. Wielkiego jak on sam.
- Tak trzeba. - uśmiechnął się do niej. Thank to człowiek, który nie poddaje się, gdy w jego życiu robi się trudno, a samotne rodzicielstwo niewątpliwie takie jest, nie da się zaprzeczyć. - hej, nie masz za co przepraszać. Jest to zrozumiałe, że skoro przeżyłaś coś takiego to się boisz. Nie ma żadnego problemu. - naprawdę tak myślał. Nie miał zamiaru dziewczyny do niczego zmuszać, ponieważ to niczego dobrego nie przyniesie. Sama musi poczuć, że jest gotowa przezwyciężyć swój lęk. - Tak niestety wyszło. Nie chciałem psuć atmosfery, jak mały był marudny. - odparł popuszczając trochę smycz, ale pilnował by psy trzymały się na odpowiednią odległość. - W sumie to nic ciekawego się nie wydarzyło do naszego spotkania, a u ciebie? - zapytał zaciekawiony. - Znam Grace jeszcze z czasów szkolnych, więc już dobrych parę lat. - odpowiedział enigmatycznie, jednak zgodnie z prawdą. - idziemy przed siebie, więc równie dobrze możemy iść do tego parku. - uśmiechnął się do dziewczyny po raz kolejny.
Hailee Burkhart
- Tak trzeba. - uśmiechnął się do niej. Thank to człowiek, który nie poddaje się, gdy w jego życiu robi się trudno, a samotne rodzicielstwo niewątpliwie takie jest, nie da się zaprzeczyć. - hej, nie masz za co przepraszać. Jest to zrozumiałe, że skoro przeżyłaś coś takiego to się boisz. Nie ma żadnego problemu. - naprawdę tak myślał. Nie miał zamiaru dziewczyny do niczego zmuszać, ponieważ to niczego dobrego nie przyniesie. Sama musi poczuć, że jest gotowa przezwyciężyć swój lęk. - Tak niestety wyszło. Nie chciałem psuć atmosfery, jak mały był marudny. - odparł popuszczając trochę smycz, ale pilnował by psy trzymały się na odpowiednią odległość. - W sumie to nic ciekawego się nie wydarzyło do naszego spotkania, a u ciebie? - zapytał zaciekawiony. - Znam Grace jeszcze z czasów szkolnych, więc już dobrych parę lat. - odpowiedział enigmatycznie, jednak zgodnie z prawdą. - idziemy przed siebie, więc równie dobrze możemy iść do tego parku. - uśmiechnął się do dziewczyny po raz kolejny.
Hailee Burkhart
mów mi/kontakt
naethaia#4170
a
#1
Przecież wiesz, że muzyka to jedyne, co potrafisz. Niczego więcej nie potrzebujesz, weź się w garść i żyj pomyślał, wchodząc do parku, jednak kompletnie nie był do tego przekonany. Jego życie nigdy nie było normalne i z całą pewnością nie będzie. Boi się tego, co przyniesie jutro, mając za jedyny promyk szczęścia w swoim życiu pracę, muzykę która od zawsze była jego jedyną miłością i dzięki której można w chociaż najmniejszy sposób do niego dotrzeć, chociaż to też nie jest łatwą sztuką. Już dawno otoczył się murem nie do przebicia, uciekając, gdy tylko coś go przerażało, szukając ukojenia w dźwiękach gitary, coraz częściej zastanawiając się nad tym, kim tak naprawdę jest. Dlatego przyjechał do Hope, jakiś czas temu, jednak nadal nie znalazł w sobie jeszcze odwagi, by bardziej zgłębiać temat.
Dzisiaj był w wyjątkowo dobrym humorze, wychodząc z radia postanowił nie wracać do domu, a spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu. Muzyka jest wszędzie, w wietrze, szumie wody, odgłosach zwierząt, wystarczy po prostu umieć ją dostrzec w najprostszych rzeczach. Corey właśnie tak był. Ilekroć coś pisał, szukał inspiracji w otaczającym go świecie. Zawsze mając pod ręką coś do pisania i serwetki, z niczego potrafił stworzyć kolejną piosenkę która wyląduje na jego kanale.
Może i pogoda była niezachęcająca, jednak Maverick nie zwracał na to uwagi, idąc przed siebie, szukając najbardziej ustronnego miejsca, gdzie będzie mógł się zaszyć i w spokoju naskrobać kilka kolejnych wersów piosenki która od jakiegoś czasu tworzyła się w jego głowie. Lubił tutaj przychodzić, czuć świeże powietrze, wiatr rozwiewający mu włosy. Mimowolnie na jego twarzy zagościł nieśmiały uśmiech, gdy wymijając jakąś parę dotarł do ławeczki położonej najbardziej na uboczu. Rozejrzał się, czy przypadkiem nikogo nie ma w okolicy i usiadł, oddychając lekko. Wyjął z kieszeni nieodłączne serwetki i długopis, kompletnie tracąc zainteresowanie otoczeniem, zapisując kilka pierwszych słów, nawet nucąc coś pod nosem.
Michelle Heffernan
Przecież wiesz, że muzyka to jedyne, co potrafisz. Niczego więcej nie potrzebujesz, weź się w garść i żyj pomyślał, wchodząc do parku, jednak kompletnie nie był do tego przekonany. Jego życie nigdy nie było normalne i z całą pewnością nie będzie. Boi się tego, co przyniesie jutro, mając za jedyny promyk szczęścia w swoim życiu pracę, muzykę która od zawsze była jego jedyną miłością i dzięki której można w chociaż najmniejszy sposób do niego dotrzeć, chociaż to też nie jest łatwą sztuką. Już dawno otoczył się murem nie do przebicia, uciekając, gdy tylko coś go przerażało, szukając ukojenia w dźwiękach gitary, coraz częściej zastanawiając się nad tym, kim tak naprawdę jest. Dlatego przyjechał do Hope, jakiś czas temu, jednak nadal nie znalazł w sobie jeszcze odwagi, by bardziej zgłębiać temat.
Dzisiaj był w wyjątkowo dobrym humorze, wychodząc z radia postanowił nie wracać do domu, a spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu. Muzyka jest wszędzie, w wietrze, szumie wody, odgłosach zwierząt, wystarczy po prostu umieć ją dostrzec w najprostszych rzeczach. Corey właśnie tak był. Ilekroć coś pisał, szukał inspiracji w otaczającym go świecie. Zawsze mając pod ręką coś do pisania i serwetki, z niczego potrafił stworzyć kolejną piosenkę która wyląduje na jego kanale.
Może i pogoda była niezachęcająca, jednak Maverick nie zwracał na to uwagi, idąc przed siebie, szukając najbardziej ustronnego miejsca, gdzie będzie mógł się zaszyć i w spokoju naskrobać kilka kolejnych wersów piosenki która od jakiegoś czasu tworzyła się w jego głowie. Lubił tutaj przychodzić, czuć świeże powietrze, wiatr rozwiewający mu włosy. Mimowolnie na jego twarzy zagościł nieśmiały uśmiech, gdy wymijając jakąś parę dotarł do ławeczki położonej najbardziej na uboczu. Rozejrzał się, czy przypadkiem nikogo nie ma w okolicy i usiadł, oddychając lekko. Wyjął z kieszeni nieodłączne serwetki i długopis, kompletnie tracąc zainteresowanie otoczeniem, zapisując kilka pierwszych słów, nawet nucąc coś pod nosem.
Michelle Heffernan
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
a
Przyszła pani archeolog (o ile w przyszłym roku na studia ją przyjmą), która pracuje w hotelu jako pokojówka, co spełnieniem jej marzeń nie jest, ale jak wiadomo - jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma. Przy okazji stara się nie wracać myślami do szanownego pana, przez którego zawaliła ostatnią klasę liceum, ale niestety w minionych tygodniach spotyka go zbyt często.
20
155
Brat ją nieco rozpuścił, a ona się w tym czasie zapuściła. Zdecydowanie za bardzo o nią dbał, gotując to, na co tylko miała ochotę czy też kupując wszystkie słodycze i przekąski o jakie prosiła. Zazwyczaj narzekała na bycie najmłodszym dzieckiem w rodzinie, jednak nie w tym wypadku. Chociaż dobrze, patrząc na dodatkowe pięć kilogramów na wadze oraz nieco więcej tłuszczyku w okolicach ud trochę narzekać chciała, mimo że to przecież nie wina starszego brata była, że zajadała smutki. On po prostu chciał ją jakoś pocieszyć po tym wszystkim, co w ostatnich miesiącach miało miejsce w jej życiu. Gdy teraz jednak pozostawił ją samą sobie, by zwiedzać wielki i piękny świat nie było już szans, żeby codziennie po pracy zajadać się dopiero co ugotowanym obiadem albo podjadać schowane w górnej półce chipsy (bo dziewczyna oczywiście zawsze zapominała je kupić). Stwierdziła zatem, że może być to też czas na nieco większe zmiany, które postanowiła zacząć od poprawienia swojej sylwetki, a dokładnie do wrócenia do stanu sprzed swojego pierwszego większego życiowego kryzysu. Zacząć miała od środy, czyli dnia akurat wolnego od pracy. Wygrzebała z szafy jakiś t-shirt oraz krótkie spodenki i narzuciła to na siebie. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, stwierdzając, że ubrania te kompletnie do siebie nie pasują, lecz machnęła na to ręką - przecież nie szła na wybieg, a pobiegać do parku. Związała jeszcze tylko włosy w wysoką kitkę, po czym ruszyła swój pierwszy w życiu jogging nie z przymusu! Spodziewała się, że z początku łatwo nie będzie, jednak zaskoczona była, gdy już po pięciuset metrach miała ochotę wykasłać swoje płuca, rzucając się przy tym pod koła najbliższego auta, bo w jej odczuciu jedynie śmierć byłaby w stanie dać jej odpoczynek, jakiego po tej chwili biegu potrzebowała. Przed samobójstwem uchronił ją jedynie fakt, że od jezdni była zbyt daleko, a dojście do niej wymagałoby zbędnego, a w jej odczuciu i wręcz nieskazanego ruchu. Doczłapała się jedynie do jedynej wolnej ławki, jaką miała w zasięgu wzroku i przysiadła na niej, od razu otwierając butelkę wody, którą miała ze sobą. ━━ No przecież to jakaś masakra ━━ westchnęła, opierając głowę o swoje własne ramię i znudzonym wzrokiem przemierzając park. Nie było w nim za dużo ludzi, ale to dobrze, nikt nie był w stanie zobaczyć jak też ta dwudziestolatka z trudem łapie oddech po przebiegnięciu pół kilometra. Kiedy tak nad tym rozmyślała, pomiędzy jedną a drugą alejką dostrzegła pewną personę. Najpierw myślała, że ma zwidy spowodowane tym zmęczeniem, lecz dłuższa chwila wpatrywania się w tę osobę utwierdziło ją w przekonaniu, że ma przed sobą samego Corey’a Maverick’a. Aż otworzyła szerzej oczy i nawet wstała z miejsca i prędko, nie myśląc za wiele, podjęła decyzję o podejściu do niego - przecież nie przy każdym bieganiu w parku spotyka się faceta, którego regularnie słucha się radiu i ogląda w Internecie, prawda. Dziewczyna wysiliła się nawet na bieg, coby ten jej nie zniknął z pola widzenia, to dopiero było poświęcenie. ━━ Hmm, przepraszam? ━━ zaczepiła, zatrzymując się przed mężczyzną. Chciała od razu powiedzieć coś jeszcze, jednak momentalnie złapała ją taka zadyszka, że potrzebowała chwili. Podparła się o swoje kolana na dosłownie parę sekund, a następnie wyprostowała się. ━━ Pan Corey Maverick, prawda? ━━ zapytała, coby się jeszcze upewnić.
Corey Maverick
a
Przebywał w tym mieście zaledwie kilka miesięcy, a już czuł się na tyle pewnie, że z dziecięcą ciekawością wyszukiwał miejsc, w których mógłby spokojnie spisywać kolejne teksty piosenek, szukać inspiracji do nowych filmików równomiernie wrzucanych do internetu. Po prawdzie nigdzie jeszcze nie poczuł się na tyle pewnie, by prawie ze stoickim spokojem wyjść z domu. Ostatnie lata to ciągłe podróże, po wydarzeniach z Dallas wiedział że musi coś zrobić ze swoim życiem, ale nadal mimo tego postanowienia czuł się jak dziecko we mgle, błądząc, popełniając błędy, a jednocześnie z uporem maniaka starając się odkryć swoje prawdziwe ja. Nie jest to łatwe, zwarzywszy na to, przez co musiał przejść, zanim tutaj dotarł, na swój sposób stara się wszystko sobie ułożyć. Szkoda jednak, że paniczny strach odbiera chęć życia.
Wziął głęboki wdech, czując świeże powietrze wlewające się do płuc. Zawsze, gdziekolwiek mieszkał starał się znaleźć miejsce, w którym może się zaszyć, zamknąć w swoim własnym świecie i po prostu skupić się na muzyce. Teraz żałował, że nie wziął ze sobą gitary, bo leżąca na kolanach serwetka była już zapisana drobnym, nieco koślawym pismem i czuł wewnętrzny przymus, by przetestować swoje wypociny posiłkując się delikatnymi dźwiękami instrumentu.
Był tak skupiony na swojej pracy, że nawet nie zauważył, że ma towarzystwo. Dopiero jakiś, ewidentnie kobiecy głos wyrwał go z zamyślenia. Błękitne oczy barwy letniego nieba spoczęły na młodej dziewczynie, dyszącej jakby przebiegła na raz sto kilometrów. Każdy normalny facet w jego wieku zapewne głupkowato by się wyszczerzył i rzucił jakimś niewybrednym żartem. Ale Corey nie jest normalny. We wpatrzonych w nią oczach pojawiło się pierwotne przerażenie, a sam mężczyzna wciągnął głęboko powietrze. Zapewne pomyślała sobie źle na jego temat, Maverick jednak zawsze reagował w taki sposób na płeć piękną, spinając się do granic możliwości. Momentalnie spuścił z niej spojrzenie, patrząc gdzieś ponad ramię dziewczyny, zaciskając dłonie na serwetce.
- Um… To znaczy tak. To ja. – mruknął cicho. Gdy zmuszano go do rozmów z kobietami, zawsze plątał się w swoich wypowiedział, kompletnie nie przypominał tego gościa z radia który godzinami może opowiadać o najlepszych kawałkach, bądź sprzedając newsy na temat koncertów wartych obejrzenia. Gdy dochodziło do konfrontacji z płcią przeciwną, zachowywał się jak wystraszone dziecko. Którym po prawdzie był.
Przełknął ślinę, starając się opanować wywijające dzikie harce serce i przycisnął się najmocniej jak to możliwe do oparcia ławki, by zwiększyć odległość, jaka dzieliła go od niecodziennej towarzyszki, rzucając jej nieco wystraszone spojrzenia. Chyba powinien podnieść się i odejść, zamknąć w swoim domu i już nigdy nie wychodzić. Jednak jakiś czas temu postanowił sobie, że odnajdzie prawdziwego siebie i ucieczka nie jest tym, co chciałby robić w życiu. Odetchnął więc głęboko, nadal mimo wszystko nie nawiązując z nią kontaktu wzrokowego, palce wręcz zaciskając na serwetce jakby chciał tym gestem dodać sobie otuchy, ale nijak mu nie wychodziło.
- Znamy się skądś? Wybacz, ale… um… nie przypominam sobie twojej twarzy. – pomińmy fakt, że prawie w ogóle się jej nie przyjrzał, miał jednak pewność, że nie mieli okazji się spotkać, on kobiet unika jak ognia piekielnego.
Michelle Heffernan
Wziął głęboki wdech, czując świeże powietrze wlewające się do płuc. Zawsze, gdziekolwiek mieszkał starał się znaleźć miejsce, w którym może się zaszyć, zamknąć w swoim własnym świecie i po prostu skupić się na muzyce. Teraz żałował, że nie wziął ze sobą gitary, bo leżąca na kolanach serwetka była już zapisana drobnym, nieco koślawym pismem i czuł wewnętrzny przymus, by przetestować swoje wypociny posiłkując się delikatnymi dźwiękami instrumentu.
Był tak skupiony na swojej pracy, że nawet nie zauważył, że ma towarzystwo. Dopiero jakiś, ewidentnie kobiecy głos wyrwał go z zamyślenia. Błękitne oczy barwy letniego nieba spoczęły na młodej dziewczynie, dyszącej jakby przebiegła na raz sto kilometrów. Każdy normalny facet w jego wieku zapewne głupkowato by się wyszczerzył i rzucił jakimś niewybrednym żartem. Ale Corey nie jest normalny. We wpatrzonych w nią oczach pojawiło się pierwotne przerażenie, a sam mężczyzna wciągnął głęboko powietrze. Zapewne pomyślała sobie źle na jego temat, Maverick jednak zawsze reagował w taki sposób na płeć piękną, spinając się do granic możliwości. Momentalnie spuścił z niej spojrzenie, patrząc gdzieś ponad ramię dziewczyny, zaciskając dłonie na serwetce.
- Um… To znaczy tak. To ja. – mruknął cicho. Gdy zmuszano go do rozmów z kobietami, zawsze plątał się w swoich wypowiedział, kompletnie nie przypominał tego gościa z radia który godzinami może opowiadać o najlepszych kawałkach, bądź sprzedając newsy na temat koncertów wartych obejrzenia. Gdy dochodziło do konfrontacji z płcią przeciwną, zachowywał się jak wystraszone dziecko. Którym po prawdzie był.
Przełknął ślinę, starając się opanować wywijające dzikie harce serce i przycisnął się najmocniej jak to możliwe do oparcia ławki, by zwiększyć odległość, jaka dzieliła go od niecodziennej towarzyszki, rzucając jej nieco wystraszone spojrzenia. Chyba powinien podnieść się i odejść, zamknąć w swoim domu i już nigdy nie wychodzić. Jednak jakiś czas temu postanowił sobie, że odnajdzie prawdziwego siebie i ucieczka nie jest tym, co chciałby robić w życiu. Odetchnął więc głęboko, nadal mimo wszystko nie nawiązując z nią kontaktu wzrokowego, palce wręcz zaciskając na serwetce jakby chciał tym gestem dodać sobie otuchy, ale nijak mu nie wychodziło.
- Znamy się skądś? Wybacz, ale… um… nie przypominam sobie twojej twarzy. – pomińmy fakt, że prawie w ogóle się jej nie przyjrzał, miał jednak pewność, że nie mieli okazji się spotkać, on kobiet unika jak ognia piekielnego.
Michelle Heffernan
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
a
Przyszła pani archeolog (o ile w przyszłym roku na studia ją przyjmą), która pracuje w hotelu jako pokojówka, co spełnieniem jej marzeń nie jest, ale jak wiadomo - jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma. Przy okazji stara się nie wracać myślami do szanownego pana, przez którego zawaliła ostatnią klasę liceum, ale niestety w minionych tygodniach spotyka go zbyt często.
20
155
Michelle w tym momencie wyglądała bardzo, ale to bardzo niekorzystnie i dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę oczywiście, jednak nic na to poradzić nie mogła. Przecież nie jej winą było to, że w trakcie biegu trochę włosy jej się rozczochrały, a na czole pojawiło się parę kropel potu – nie biegała od tak dawna, że w sumie była zaskoczona, że w tak łagodny sposób jej organizm zareagował na taką nagłą dawkę ruchu, wywołaną dostrzeżeniem znanej osobistości. Biorąc pod uwagę swój wygląd oraz lekkie problemy z oddychaniem, nad którym starała się pracować swoją drogą, nie dziwiło ją to z deka przerażone spojrzenie mężczyzny. Cóż, z jego perspektywy z pewnością jej zachowanie oraz prezencja do “normalnych” chyba nie należało. Michy liczyła jednak, że z twarzy radiowca prędko zniknie ta obawa, za którą w tej chwili było je nawet nieco wstyd. Naskoczyła tak na niego w środku parku i to jeszcze w takim stanie. Jakby jakiś facet zaczepił ją w ten sam sposób to z pewnością miałby już przechlapane, zatem Heffernan i tak była w zdecydowanie bardziej komfortowej sytuacji. Znaczy, tak jej się wydawało. Zawsze przecież istniała szansa, że mężczyzna dopiero po jakimś nieokreślonym czasie postanowi wyciągnąć konsekwencje z jej wybryków. ━━ O, czyli z moim wzrokiem nie jest tak źle jak mi się wydawało ━━ powiedziała z lekkim uśmiechem, coby trochę tę sytuację chyba niezręczną dla Mavericka rozluźnić. Nie miała pojęcia, czy takie teksty zadziałają, lecz miała nadzieję, że tak, bo jak to w końcu mówią: nadzieja umiera ostatnia, czyż nie?
Heffernan poprawiła szybkim gestem ręki swoje włosy. Niesforne kosmyki, które powylatywały z jej niestarannie ułożonej fryzury pozakładała za uszy, by nie wpadały jej do ust w trakcie rozmowy z mężczyzną, a przy okazji, by jednak swoją urodę jakkolwiek poprawić. Sama czuła się niedobrze, wyglądając źle, mimo że ostatnimi czasy, a dokładniej to nawet miesiącami na co dzień prezentowała się w podobny sposób z oczywistych (a przynajmniej oczywistych dla niej) powodów. ━━ Znamy, znamy ━━ zapewniła z entuzjazmem, chociaż prędko uświadomiła sobie, że przecież znajomość ta była jedynie jednostronna. ━━ Znaczy, ja znam. Z audycji ━━ dodała, by sytuację mu nieco nakreślić. ━━ Nawet nie wiesz, jak umilają mi one dzień. Nie wspominając już nawet o tym, że przyjemniej się przy nich pracuje. ━━ No dobrze, tę informacje mogła raczej zachować dla siebie. Nie powinna rozpowiadać na lewo i prawo, jak to w godzinach pracy zasłuchuje się w audycje w radiu, zamiast skupić na tym, na czy powinna. Raczej mało prawdopodobne było to, że szef lub jakiś “życzliwy” współpracownik usłyszy to w parku, jednak nic nigdy nie było pewne - o tym Michy przekonała się, gdy starszy brat z dnia na dzień postanowił polecieć szukać siebie w daleki świat. Oddech już się jej nieco uspokoił, a z policzków zeszła już praktycznie cała czerwień, która przed chwilą się na nie wylała, niemniej jednak, Michelle wciąż czuła pewnego rodzaju słabość, która przekonała ją do zajęcia miejsca tuż obok mężczyzny. ━━ Tylko na chwilę ━━ westchnęła, podpierając się łokciami o swoje kolana. ━━ Mam nadzieję, że to żaden problem.
Corey Maverick
Heffernan poprawiła szybkim gestem ręki swoje włosy. Niesforne kosmyki, które powylatywały z jej niestarannie ułożonej fryzury pozakładała za uszy, by nie wpadały jej do ust w trakcie rozmowy z mężczyzną, a przy okazji, by jednak swoją urodę jakkolwiek poprawić. Sama czuła się niedobrze, wyglądając źle, mimo że ostatnimi czasy, a dokładniej to nawet miesiącami na co dzień prezentowała się w podobny sposób z oczywistych (a przynajmniej oczywistych dla niej) powodów. ━━ Znamy, znamy ━━ zapewniła z entuzjazmem, chociaż prędko uświadomiła sobie, że przecież znajomość ta była jedynie jednostronna. ━━ Znaczy, ja znam. Z audycji ━━ dodała, by sytuację mu nieco nakreślić. ━━ Nawet nie wiesz, jak umilają mi one dzień. Nie wspominając już nawet o tym, że przyjemniej się przy nich pracuje. ━━ No dobrze, tę informacje mogła raczej zachować dla siebie. Nie powinna rozpowiadać na lewo i prawo, jak to w godzinach pracy zasłuchuje się w audycje w radiu, zamiast skupić na tym, na czy powinna. Raczej mało prawdopodobne było to, że szef lub jakiś “życzliwy” współpracownik usłyszy to w parku, jednak nic nigdy nie było pewne - o tym Michy przekonała się, gdy starszy brat z dnia na dzień postanowił polecieć szukać siebie w daleki świat. Oddech już się jej nieco uspokoił, a z policzków zeszła już praktycznie cała czerwień, która przed chwilą się na nie wylała, niemniej jednak, Michelle wciąż czuła pewnego rodzaju słabość, która przekonała ją do zajęcia miejsca tuż obok mężczyzny. ━━ Tylko na chwilę ━━ westchnęła, podpierając się łokciami o swoje kolana. ━━ Mam nadzieję, że to żaden problem.
Corey Maverick
a
Może gdyby był inny, doceniłby jej urodę i walory jakie prezentowała. Jednak Maverick nie należy do typowych facetów, nic nie wiedząc o kobietach, o ich zachowaniach i rekcjach na określone sytuacje, unikając konwersacji z nimi czy przebywania w jednym pomieszeniu, ba, nawet na otwartej przestrzeni. Oczywiście, w jego blond głowie wiele razy rodziła się myśl że to nie jest rozwiązanie, jednak ilekroć stawał twarzą w twarz z przedstawicielką płci pięknej, po prostu nie wiedział jak się zachować, dojmujący strach przejmował nad nim kontrolę, nic więc dziwnego że wiele razy słyszał szeptane po kątach „dziwak” i „odmieniec”. Nie robił sobie nic z tego, uciekając w świat muzyki, w to, co sprawiało mu największą przyjemność, pogłębiając jednak problem który trwał już niezliczone lata i nijak nie miał zamiaru go opuścić. Zerkał na nią szybkim spojrzeniem, nie wytrzymując kontaktu wzrokowego, zajmując ręce miętoszeniem skrawka swojej kurtki.
- Dobry wzrok to podstawa. – skomentował głupio, nie zdając sobie sprawy, że brzmi to idiotycznie, już i tak sprawiał dziwne wrażenie zachowując się jak wystraszone dziecko w starciu z ogromną i straszną bestią. Był w niemałym szoku, że ktokolwiek go rozpoznał, nie jest nikim znaczącym, żadną gwiazdą, po prostu facetem zakochanym na zabój w tym co robił, czującym że to jest to, na czym chce się skupić.
- Miło słyszeć, że ktoś mnie słucha. – starał się prowadzić jakoś tą rozmowę, ale nadal czuł się źle, widać to było po napiętym do granic możliwości ciele. Przypomniał sobie o oddychaniu i w myślach policzył do dziesięciu. To czasami go uspokajało, chociaż na chwilę pozwalało mu zachowywać się względnie normalnie, w tym momencie także pomogło, bo kąciki ust Mavericka wykrzywił uśmiech wdzięczności. Pochwalenie pracy, jaką wykonujesz z sercem i zaangażowaniem to przecież najlepszy komplement na świecie.
Znowu jednak się spiął, gdy dziewczyna postanowiła usiąść obok niego, odruchowo odsunął się nieco, aby przypadkiem nie doszło do niechcianego przez niego, nawet przypadkowego kontaktu fizycznego. Posłał jej przepraszający uśmiech, ale przekręcił głowę w jej stronę, co jakiś czas łapiąc jej spojrzenie, ale w gruncie rzeczy unikając go jak diabeł święconej wody.
- Um… żaden problem, przecież to miejsce publiczne. – podrapał się w nerwowym geście po karku. Nie wygodni jej, nie jest to jego ławka, ale dziko szalejące serce podpowiadało najróżniejsze scenariusze tego spotkania. Odetchnął głęboko, starając się je uspokoić. – Podczas pracy słuchasz moich audycji? – nie chciał wyjść na gbura.
Michelle Heffernan
- Dobry wzrok to podstawa. – skomentował głupio, nie zdając sobie sprawy, że brzmi to idiotycznie, już i tak sprawiał dziwne wrażenie zachowując się jak wystraszone dziecko w starciu z ogromną i straszną bestią. Był w niemałym szoku, że ktokolwiek go rozpoznał, nie jest nikim znaczącym, żadną gwiazdą, po prostu facetem zakochanym na zabój w tym co robił, czującym że to jest to, na czym chce się skupić.
- Miło słyszeć, że ktoś mnie słucha. – starał się prowadzić jakoś tą rozmowę, ale nadal czuł się źle, widać to było po napiętym do granic możliwości ciele. Przypomniał sobie o oddychaniu i w myślach policzył do dziesięciu. To czasami go uspokajało, chociaż na chwilę pozwalało mu zachowywać się względnie normalnie, w tym momencie także pomogło, bo kąciki ust Mavericka wykrzywił uśmiech wdzięczności. Pochwalenie pracy, jaką wykonujesz z sercem i zaangażowaniem to przecież najlepszy komplement na świecie.
Znowu jednak się spiął, gdy dziewczyna postanowiła usiąść obok niego, odruchowo odsunął się nieco, aby przypadkiem nie doszło do niechcianego przez niego, nawet przypadkowego kontaktu fizycznego. Posłał jej przepraszający uśmiech, ale przekręcił głowę w jej stronę, co jakiś czas łapiąc jej spojrzenie, ale w gruncie rzeczy unikając go jak diabeł święconej wody.
- Um… żaden problem, przecież to miejsce publiczne. – podrapał się w nerwowym geście po karku. Nie wygodni jej, nie jest to jego ławka, ale dziko szalejące serce podpowiadało najróżniejsze scenariusze tego spotkania. Odetchnął głęboko, starając się je uspokoić. – Podczas pracy słuchasz moich audycji? – nie chciał wyjść na gbura.
Michelle Heffernan
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
a
Spacer to chyba najlepszy sport na świcie. Można zabrać wszystkie zwierzaki, no i jeszcze synka na świeże powietrze. Akurat psy się pilnowały nas, dzięki czemu nie musiałam się martwić że któreś zaraz mi ucieknie. Ethan co jakiś czas latał z psami, krzycząc coś na całe gardło, jednak nie za bardzo na to zawracałam uwagi, jedynie patrzyłam, aby w jednym kawałku przeszedł całą trasę, nawet jeśli skacze i jest wielka szansa, że coś sobie jednak zrobi. Na uspokojenie, chociaż cukier nie pomaga w tym kupiłam mu Loda, Mogłam dzięki temu posiedzieć spokojnie na ławce, a on zjadł to co miał.
Kiedy wracaliśmy z placu zabaw, tym razem miałam w planie trochę dłużej posiedzieć w parku. Psy były zadowolone, ja z resztą też. Pozwoliłam aby Ethan szalał z psami, a ja przyglądałam się temu co działo się wokół mnie, rodziny też poszły na spacer z swoim psiakami. Cóż nie dziwne, skoro taka pogoda jest i takie możliwość, to po co siedzieć w domu? No właśnie, kiedy zauważyłam że psy i mój maluch dość dziwni się zachowują, podeszłam do tego małego zgromadzenia. Nie spodobał mi się on zbytnio. Nie chciałam też nic mówić, za nim czegoś nie zobaczę. Ale widok sam w sobie nie był jakiś za ciekawy. Aby nie niszczyć im zabawy, podeszłam do nich cicho. Kiedy zobaczyłam te dziwne cukierki oraz psy, które dziwnie się zachowywały. Zabrałam z tego miejsca Ethana, a kiedy upewniłam się że nic nie zjadł. Byłam trochę bardziej spokojna, ale nie na tyle żeby bo tak zostawić. Były tutaj różne rodziny, więc trzeba zadzwonić po policję. I tak zrobiłam, zgłosiłam owe cukiereczki, które dla mnie były dziwne i teraz tak czekałam na jakiegoś policjanta.
Kian Coleman
Kiedy wracaliśmy z placu zabaw, tym razem miałam w planie trochę dłużej posiedzieć w parku. Psy były zadowolone, ja z resztą też. Pozwoliłam aby Ethan szalał z psami, a ja przyglądałam się temu co działo się wokół mnie, rodziny też poszły na spacer z swoim psiakami. Cóż nie dziwne, skoro taka pogoda jest i takie możliwość, to po co siedzieć w domu? No właśnie, kiedy zauważyłam że psy i mój maluch dość dziwni się zachowują, podeszłam do tego małego zgromadzenia. Nie spodobał mi się on zbytnio. Nie chciałam też nic mówić, za nim czegoś nie zobaczę. Ale widok sam w sobie nie był jakiś za ciekawy. Aby nie niszczyć im zabawy, podeszłam do nich cicho. Kiedy zobaczyłam te dziwne cukierki oraz psy, które dziwnie się zachowywały. Zabrałam z tego miejsca Ethana, a kiedy upewniłam się że nic nie zjadł. Byłam trochę bardziej spokojna, ale nie na tyle żeby bo tak zostawić. Były tutaj różne rodziny, więc trzeba zadzwonić po policję. I tak zrobiłam, zgłosiłam owe cukiereczki, które dla mnie były dziwne i teraz tak czekałam na jakiegoś policjanta.
Kian Coleman
mów mi/kontakt
leniwa klucha