A w jaki sposób miała na to niby zareagować? Nie poukładało im się, nad czym próbowała przejść do porządku dziennego, ale to w żaden sposób nie umniejszało temu, co do niego czuła. Odrobinę tego żałowała, jeśli miała być całkowicie szczera, bo gdyby tylko odepchięcie go przychodziło jej z większą łatwością, nie musiałaby aż tak motać się ze swoimi pragnieniami i może już jakiś czas temu zdołałaby zamknąć ten rozdział? Teraz jednak, choć nie umiała jeszcze nazwać swoich uczuć tak precyzyjnie, jak zrobił to River, nie potrafiła postawić na nim kreski. Jej umysł raz po raz przypominał jej, jak ważny był dla niej blondyn i jak bardzo za nim tęskniła. Czuła się trochę jak mysz w pułapce, bo chociaż bardzo chciała się z tego uwolnić, nie była w stanie znaleźć żadnej luki, która by jej w tym pomogła.
Nie bez powodu dziwnie było jej go teraz obserwować. Choć nie zrobiła nic złego, wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, aby pożałowała swoich słów. Nie miała pojęcia dlaczego tak się działo - odmawiała mu przecież dlatego, że chciała zaangażować się w szczytny cel, zatem stawianie spotkania z nim na piedestale nie świadczyłoby o niej zbyt dobrze, ale i tak żałowała, że musiała powiedzieć mu nie. To głupie, prawda? Choć sam jeszcze niedawno sprawił jej ogromną przykrość, ona i tak nie chciała oglądać zawodu, malującego się na jego twarzy. Albo była na to za dobra, albo Caulfield naprawdę solidnie namieszał jej w głowie. - Następnym razem - przyznała, posyłając mu łagodny uśmiech. Z niejasnych powodów i tak odczuwała potrzebę podzielenia się z nim swoimi planami, wyjaśnienia mu tego, że wcale nie uciekała od spędzenia z nim czasu, a jedynie miała zobowiązania, które były na tyle ważne, że nie mogła z nich zrezygnować. Przez moment walczyła jednak ze sobą, po prostu przyglądając mu się i nerwowo zaciskając zęby na swojej dolnej wardze. - Przepraszam. Po prostu… - zawiesiła się na moment, raz jeszcze zerkając w kierunku wyjścia z sali. Jej znajomy nadal się tam nie pojawił, ale przecież czekało ją jeszcze przebranie się w coś, w czym wyglądać będzie chociaż odrobinę odświętnie. - To naprawdę ważne - dodała, przy okazji siląc się na pokraczny uśmiech. Czuła się idiotycznie, naprawdę. Choć wiedziała doskonale, że nie zrobiła niczego źle, wyrzuty sumienia i tak zdołały ją dopaść. Jeśli ona czuła się w ten sposób przez taką drobnostkę, nie chciała nawet myśleć co Caulfield musiał odczuwać, kiedy namieszał między nimi swoim kłamstwem.
a
mów mi/kontakt
m.
a
Mogła przyjąć to z obojętnością, nawet udawaną, byleby tylko nie zdradzić przed nim jak się z tym czuła. I to też byłoby dla niego jakimś sygnałem, więc wbrew pozorom jej reakcja wcale nie była taką oczywistością jak mogłoby się wydawać. Może szybciej niż on była w stanie pogodzić się z tym, że ich relacja może już nie wrócić na dawne tory? W końcu zranił ją i to dosyć poważnie, więc nie można było takiej możliwości wykluczyć. Jednak cieszył się, że wcale tak nie było, a ona wciąż nie potrafiła tak do końca postawić na nim kreski, bo to dawało mu nadzieję, której bardzo teraz potrzebował, żeby zawalczyć o nią. I nie mógł pozwolić, żeby drobne trudności, jakie na pewno napotka na swojej drodze, zniechęciły go do tego. Dlatego nie chciał, żeby odmowa sprzed chwili mocno na niego wpłynęła. Mimo to, trudno było mu ukryć rozczarowanie, które odczuł, gdy się z nią spotkał. Nie spodziewał się tego, że mógłby usłyszeć od niej nie, przez co teraz tak trudno było mu się z tym pogodzić. I chociaż nie chciał traktować tego personalnie, to też okazywało się być dla niego zbyt trudne, dlatego doszukiwał się w tej odmowie czegoś, czego wcale nie musiało tam być, a to jeszcze dodatkowo go przygnębiało. I nawet nie potrafił tego przed nią ukryć, dlatego mogła czytać z niego jak z otwartej książki.
Po tym jak Cara powtórzyła jego słowa, blondyn pokiwał głową, wciąż uśmiechając się trochę sztucznie. I chwilę później, mimowolnie jego wzrok powędrował w stronę wyjścia z sali, podążając za spojrzeniem Langmore, które uciekło w tamtym kierunku kolejny raz, przez co poczuł się trochę tak, jakby faktycznie zajmował się czas, kiedy ona gdzieś się spieszyła i odliczała czas aż w końcu da jej spokój. - W porządku, Cara. Nie musisz mi się tłumaczyć - przyznał, ale dało się wyczuć, że choć starał się nie dać tego po sobie poznać, nadal czuł się nieswojo z tą sytuacją. - Pewnie się spieszysz, więc nie będę zajmować ci więcej czasu. Jeszcze się zgadamy - przyznał i zrobił krok w bok, żeby usunąć się jej z drogi i żeby mogła swobodnie pójść do wyjścia. Nie chciał czuć się jak przeszkoda, a takie właśnie odnosił wrażenie, dlatego pomimo tego, że chciałby dłużej z nią porozmawiać, dziś jednak wolał tę rozmowę zakończyć. Nie miał pojęcia jakie ważne plany miała, ale wiedział, że przeszkadza jej w realizacji ich, a tego nie chciał robić. Byłoby to nie w porządku z jego strony, dlatego nawet jeśli ta odmowa wciąż go gryzła, zamierzał jakoś się z nią pogodzić.
Po tym jak Cara powtórzyła jego słowa, blondyn pokiwał głową, wciąż uśmiechając się trochę sztucznie. I chwilę później, mimowolnie jego wzrok powędrował w stronę wyjścia z sali, podążając za spojrzeniem Langmore, które uciekło w tamtym kierunku kolejny raz, przez co poczuł się trochę tak, jakby faktycznie zajmował się czas, kiedy ona gdzieś się spieszyła i odliczała czas aż w końcu da jej spokój. - W porządku, Cara. Nie musisz mi się tłumaczyć - przyznał, ale dało się wyczuć, że choć starał się nie dać tego po sobie poznać, nadal czuł się nieswojo z tą sytuacją. - Pewnie się spieszysz, więc nie będę zajmować ci więcej czasu. Jeszcze się zgadamy - przyznał i zrobił krok w bok, żeby usunąć się jej z drogi i żeby mogła swobodnie pójść do wyjścia. Nie chciał czuć się jak przeszkoda, a takie właśnie odnosił wrażenie, dlatego pomimo tego, że chciałby dłużej z nią porozmawiać, dziś jednak wolał tę rozmowę zakończyć. Nie miał pojęcia jakie ważne plany miała, ale wiedział, że przeszkadza jej w realizacji ich, a tego nie chciał robić. Byłoby to nie w porządku z jego strony, dlatego nawet jeśli ta odmowa wciąż go gryzła, zamierzał jakoś się z nią pogodzić.
mów mi/kontakt
meh
a
Szkopuł w tym, że Cara wcale nie była dobrą aktorką. To znaczy była, kiedy w grę wchodziły głupoty i niepoważne podchodzenie do pewnych kwestii, ale kiedy mowa o uczuciach… pokerowa twarz zdecydowanie nie jest jej domeną. I właśnie dlatego nie panowała nad swoimi reakcjami prawie w ogóle. Dawała mu jasny i klarowny obraz tego, z czym sama się zmagała, ale nie była to rzecz, którą jakoś nadmiernie zaprzątałaby sobie głowę. Znajdowali się w trudnym położeniu, ale starali się wypracować coś sensownego, dlatego też nie widziała powodów, dla których miałaby się wzbraniać. Z drugiej jednak strony powinna chyba raz jeszcze to rozważyć, bo skoro uważała, że nie było dla nich już innego scenariusza niż koleżeństwo, powinna wyzbyć się wszystkiego, co świadczyć mogło, że czuła do niego coś więcej. To jednak nie było wcale takie proste, bo w ciągu ostatnich tygodni przywykła do myśli, że nie był dla niej tylko znajomym.
Zupełnie nie wiedziała jak powinna się teraz zachować. Nie była mu nic winna, a już z całą pewnością nie musiała rozliczać się przed nim ze swoich planów, ale i tak z jakichś niejasnych przyczyn czuła taką potrzebę. Rzecz w tym, że naprawdę nie chciała, aby myślał, że nie miała ochoty się z nim widywać. Może było tak jakiś czas temu, ale skoro zdecydowała się dać tej znajomości szansę, wcale nie próbowała jej teraz sabotować. Chciała grać z nim w otwarte karty i nie wodzić go za nos, dlatego też nie chciała, żeby uważał, że się wycofywała. - Ale… - zaczęła, chwilę później zawieszając się jednak. Ale co? Chciała mu się wytłumaczyć? Nie miało to przecież najmniejszego sensu, dlatego chwilę później westchnęła z rezygnacją. Omiotła jego twarz spojrzeniem, kątem oka dostrzegając, że w drzwiach pojawiła się osoba, której miała dziś towarzyszyć. Posłała więc mężczyźnie łagodny uśmiech, a później wróciła jeszcze spojrzeniem do Caulfielda. Choć rzeczywiście planowała odejść i zrobiła krok w stronę wyjścia, zatrzymała się jednak. - Mam nadzieję, że przyjdziesz jutro - odezwała się, spoglądając na niego wyczekująco, licząc oczywiście na potwierdzenie. I miała głęboką nadzieję, że je dostanie, bo w przeciwnym razie poczułaby się chyba jeszcze gorzej niż w chwili obecnej, a przecież już i tak nie było w porządku. Powinna chyba powoli zacząć przyzwyczajać się do myśli, że ich relacja w najbliższym czasie stanie się tylko jeszcze bardziej kłopotliwa.
Zupełnie nie wiedziała jak powinna się teraz zachować. Nie była mu nic winna, a już z całą pewnością nie musiała rozliczać się przed nim ze swoich planów, ale i tak z jakichś niejasnych przyczyn czuła taką potrzebę. Rzecz w tym, że naprawdę nie chciała, aby myślał, że nie miała ochoty się z nim widywać. Może było tak jakiś czas temu, ale skoro zdecydowała się dać tej znajomości szansę, wcale nie próbowała jej teraz sabotować. Chciała grać z nim w otwarte karty i nie wodzić go za nos, dlatego też nie chciała, żeby uważał, że się wycofywała. - Ale… - zaczęła, chwilę później zawieszając się jednak. Ale co? Chciała mu się wytłumaczyć? Nie miało to przecież najmniejszego sensu, dlatego chwilę później westchnęła z rezygnacją. Omiotła jego twarz spojrzeniem, kątem oka dostrzegając, że w drzwiach pojawiła się osoba, której miała dziś towarzyszyć. Posłała więc mężczyźnie łagodny uśmiech, a później wróciła jeszcze spojrzeniem do Caulfielda. Choć rzeczywiście planowała odejść i zrobiła krok w stronę wyjścia, zatrzymała się jednak. - Mam nadzieję, że przyjdziesz jutro - odezwała się, spoglądając na niego wyczekująco, licząc oczywiście na potwierdzenie. I miała głęboką nadzieję, że je dostanie, bo w przeciwnym razie poczułaby się chyba jeszcze gorzej niż w chwili obecnej, a przecież już i tak nie było w porządku. Powinna chyba powoli zacząć przyzwyczajać się do myśli, że ich relacja w najbliższym czasie stanie się tylko jeszcze bardziej kłopotliwa.
mów mi/kontakt
m.
a
To akurat dobrze, bo przybierając pokerowe twarze, mogliby tylko zaszkodzić swojej znajomości, a przecież tego żadne z nich nie chciało. Próbowali naprawić tę relację, a skoro to kłamstwo jej zaszkodziło, powinni być świadomi tego, że szczerość w tej chwili powinna być dla nich szczególnie istotna. I dla blondyna było. Nie chciał już niczego przed nią ukrywać, począwszy od jego przeszłości, a kończąc na uczuciach jakimi ją darzył. Dlatego cieszył się, że w końcu zdobył się na wyznanie ich. Może i czas nie był najlepszy, ale chciał, żeby Cara je znała i to nawet jeśli w przyszłości nie widziała ich jako kogoś więcej niż parę przyjaciół.
A on nie chciał, żeby czuła się tak, jakby musiała się z czegokolwiek przed nim rozliczać. Jeśli chciała, mogła opowiedzieć mu o swoich planach, ale do niczego nie była przymuszana. On mógł przyjąć jej odmowę z niezadowoleniem, ale to było akurat jego problemem, nie jej. Musiał przyzwyczaić się do tego, że nie odgrywał już głównej roli w jej życiu, co nie będzie dla niego łatwe, ale może z biegiem czasu przywyknie do tego. Kiedy usłyszał jak wyrwało jej się to ale, blondyn ściągnął ku sobie brwi i przechylił głowę lekko w bok, spoglądając na jej twarz. Niestety nie doczekał się rozwinięcia tej myśli, zamiast tego spojrzenie Cary znów uciekło, a on odruchowo spojrzał w tym samym kierunku, dostrzegając w drzwiach mężczyznę, który wcześniej mignął mu na zajęciach. Kątem oka zwrócił też uwagę na uśmiech, który pojawił się na twarzy Langmore. - Hm? - mruknął zdezorientowany, dopiero teraz na nowo skupiając uwagę na kobiecie. - Oczywiście - odparł w końcu i tym razem uśmiechnął się do niej szczerze. Później odprowadził ją wzrokiem do wyjścia i jego uwadze nie umknęło to, że najwyraźniej to z tamtym mężczyzną była umówiona i to przez niego nie udało mu się wyciągnąć jej na spacer. Kiedy to do niego dotarło, poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku, łatwo identyfikując to jako uczucie zazdrości. Nawet nie próbował się okłamywać. Złościło go to, że już jakiś inny facet wkradał się do jej życia, ale tych pretensji wcale nie kierował do Cary. Nie, ta złość w pełni skupiła się na mężczyźnie, którego nawet nie znał. Na nim oraz na sobie samym, bo przecież to siebie mógł winić za obecną sytuację, prawda? Ale nie zamierzał się poddać. Nie, chciał zawalczyć i właśnie zyskał dodatkową motywację, żeby spiąć się. Wiedział też już, że nie może czuć się zbyt pewnie, bo jego pozycja wcale nie była tak niezachwiana jak mogło mu się wydawać.
A on nie chciał, żeby czuła się tak, jakby musiała się z czegokolwiek przed nim rozliczać. Jeśli chciała, mogła opowiedzieć mu o swoich planach, ale do niczego nie była przymuszana. On mógł przyjąć jej odmowę z niezadowoleniem, ale to było akurat jego problemem, nie jej. Musiał przyzwyczaić się do tego, że nie odgrywał już głównej roli w jej życiu, co nie będzie dla niego łatwe, ale może z biegiem czasu przywyknie do tego. Kiedy usłyszał jak wyrwało jej się to ale, blondyn ściągnął ku sobie brwi i przechylił głowę lekko w bok, spoglądając na jej twarz. Niestety nie doczekał się rozwinięcia tej myśli, zamiast tego spojrzenie Cary znów uciekło, a on odruchowo spojrzał w tym samym kierunku, dostrzegając w drzwiach mężczyznę, który wcześniej mignął mu na zajęciach. Kątem oka zwrócił też uwagę na uśmiech, który pojawił się na twarzy Langmore. - Hm? - mruknął zdezorientowany, dopiero teraz na nowo skupiając uwagę na kobiecie. - Oczywiście - odparł w końcu i tym razem uśmiechnął się do niej szczerze. Później odprowadził ją wzrokiem do wyjścia i jego uwadze nie umknęło to, że najwyraźniej to z tamtym mężczyzną była umówiona i to przez niego nie udało mu się wyciągnąć jej na spacer. Kiedy to do niego dotarło, poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku, łatwo identyfikując to jako uczucie zazdrości. Nawet nie próbował się okłamywać. Złościło go to, że już jakiś inny facet wkradał się do jej życia, ale tych pretensji wcale nie kierował do Cary. Nie, ta złość w pełni skupiła się na mężczyźnie, którego nawet nie znał. Na nim oraz na sobie samym, bo przecież to siebie mógł winić za obecną sytuację, prawda? Ale nie zamierzał się poddać. Nie, chciał zawalczyć i właśnie zyskał dodatkową motywację, żeby spiąć się. Wiedział też już, że nie może czuć się zbyt pewnie, bo jego pozycja wcale nie była tak niezachwiana jak mogło mu się wydawać.
mów mi/kontakt
meh
a
Ciężko powiedzieć dokąd zaprowadzić miało ich jego wyznanie, ponieważ początkowo Cara była na niego za nie wściekła. Uważała, że nie chciała tego słuchać - nie chciała znać jego uczuć, ponieważ nie chciała po raz kolejny dać się zwieść. Gdyby tego było mało, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że miały wywrzeć na niej one ogromne wrażenie, tym samym budząc w niej kolejną dozę wyrzutów sumienia. Niby to nie ona była tą, która stanęła tym uczuciom na drodze, ponieważ River zrobiła to pierwszy, kiedy zdecydował się nie mówić jej prawdy, ale w tamtym momencie miała wrażenie, że to ona odbiera im szansę na coś więcej. I może po części też tak było, ale swoimi słowami blondyn znacznie jej to utrudnił. Odpychanie go nagle stało się znacznie trudniejsze, ponieważ w jej uszach raz po raz pobrzmiewał dźwięk wypowiedzianych wtedy przez niego słów. Co gorsza, jakaś jej część naprawdę się z nich cieszyła, a przynajmniej tak było początkowo. To uczucie minęło jednak, kiedy Langmore zdała sobie sprawę z tego, że obecnie niczego to w ich sytuacji nie zmieniało, a możliwe nawet, że jeszcze ją pogarszało.
Gdy dostała od niego odpowiedź, raz jeszcze uśmiechnęła się do niego. Żałowała, że musi teraz odejść i żałowała też trochę, że to nie on był tym, który miał jej dzisiaj towarzyszyć. Choć polubiła mężczyznę, z którym dziś wychodziła, jej sympatia względem niego nijak miała się do tego, co Cara odczuwała względem Caulfielda. Pokusić można się chyba nawet o stwierdzenie, że w porównaniu do niego, tamten facet był jej całkowicie obojętny. Nieco inaczej było jednak z rodziną, której mieli dziś pomóc i którą Langmore zdecydowała się postawić na piedestale. To właśnie z myślą o nich odmówiła blondynowi, decydując się na to, aby ten wieczór spędzić jednak osobno. Ostatecznie ruszyła więc w kierunku wyjścia, ale kiedy dobrnęła do drzwi, obróciła się jeszcze przez ramię, chcąc choć na moment pochwycić jeszcze jego wzrok. Nie potrwało to jednak długo, a ona zniknęła w końcu za drzwiami, w trakcie reszty wieczora starając się już zbyt wiele o nim nie myśleć.
zt.
Gdy dostała od niego odpowiedź, raz jeszcze uśmiechnęła się do niego. Żałowała, że musi teraz odejść i żałowała też trochę, że to nie on był tym, który miał jej dzisiaj towarzyszyć. Choć polubiła mężczyznę, z którym dziś wychodziła, jej sympatia względem niego nijak miała się do tego, co Cara odczuwała względem Caulfielda. Pokusić można się chyba nawet o stwierdzenie, że w porównaniu do niego, tamten facet był jej całkowicie obojętny. Nieco inaczej było jednak z rodziną, której mieli dziś pomóc i którą Langmore zdecydowała się postawić na piedestale. To właśnie z myślą o nich odmówiła blondynowi, decydując się na to, aby ten wieczór spędzić jednak osobno. Ostatecznie ruszyła więc w kierunku wyjścia, ale kiedy dobrnęła do drzwi, obróciła się jeszcze przez ramię, chcąc choć na moment pochwycić jeszcze jego wzrok. Nie potrwało to jednak długo, a ona zniknęła w końcu za drzwiami, w trakcie reszty wieczora starając się już zbyt wiele o nim nie myśleć.
mów mi/kontakt
m.