01.
W restauracji mijał dzień jak co dzień. Delikatnie fizyczne zmęczenie dawało się we znaki Irishy, która kończyła właśnie pierwszą zmianę w pracy. Spędziła tutaj prawie cały dzień, ale godziny minęły jej wyjątkowo szybko. Różnie bywa z zagospodarowaniem czasu w pracy, która jest tak mocno uzależniona od klientów. Są dni, w których nuda zamyka oczy w znużeniu, a zdarzają się dni jak dzisiejszy, kiedy nie wiadomo w co włożyć ręce. Zwala się na głowę mnóstwo obowiązków, nowi klienci zajmują następne stoliki, składają zamówienia, ktoś coś wylał, więc trzeba posprzątać, następna osoba ma pretensje, ze danie jest za zimne i należy potraktować ją z miłym uśmiechem, mimo że nóż w kieszeni się otwiera, bo słyszy się tylko obelgi pod swoim adresem, choć to kucharz zawalił. Praca kelnerki bywała trudna, a zarobki były skąpe, ale Irisha nie narzekała. Lubiła swoją pracę, nawet w dni jak dzisiejszy, gdy kończyła ją z samopoczuciem, jakby przebiegła maraton. Nogi ją bolały po zrobieniu przynajmniej kilku kilometrów na wysokich słupkach, gdy krążyła między stolikami, obsługiwała gości, doradzała miejsce, sprzątała i wykonywała dziesięć innych zajęć. Jej koleżanka ze zmiany dziś się obijała, ale Irisha nie narzekała, że koleżanka chowa się w pomieszczeniu pracowniczym. Narzekała na złe samopoczucie, a cóż, zdarza się i nic się na to nie poradzi. Trzeba w takiej sytuacji pomóc, nie dobijać. Była pewna, że gdy kiedyś role się odwrócą, koleżanka pomoże jej odciążając podczas pracy.Narzekanie nie leżało w jej naturze, ale mimo wszystko Irisha nie żałowała, że czas jej pracy dobiegł dziś końca. Miała ochotę wrócić do swoich skromnych czterech ścian, wziąć odprężającą kąpiel i porządnie wypocząć. O niczym więcej nie marzyła! Zmieniła strój ze służbowej eleganckiej bluzeczki i spódnicy na lekką sukienkę, w której dziś przyszła do pracy i zmierzała do wyjścia, gdy ktoś przyciągnął jej uwagę. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna o azjatyckiej urodzie zwrócił jej uwagę nie pierwszy raz, bo w przeszłości widywała go w restauracji. Czasem zostawał tutaj, a często brał coś na wynos, a Irisha miała nieodparte wrażenie, że kojarzy tego człowieka, choć długo zastanawiała się, skąd. Rozjaśniło jej się w głowie dzięki spotkaniu z przyjaciółką, której udało się dostać do szkoły muzycznej. Opowiedziała jej wtedy o aktorze z Miami, który mieszkał w tych stronach i uczył ją do egzaminów wokalnych na studia, a Ira z czystej ciekawości sprawdziła, kto to jest. Zakochała się wtedy w pięknym głosie aktora musicalowego, którego zobaczyła kilka razy na żywo w Miami. Czasem zerkała na tego mężczyznę w pracy kojarząc jego twarz, ale gdy dziś stał przy barze i rozmawiał z jej koleżanką, która pakowała dla niego danie na wynos, usłyszała jego charakterystyczny głos i wreszcie zorientowała się, z kim ma do czynienia.
Poczuła idiotyczne poddenerwowanie. Przyjaciółka namawiała ją, żeby znalazła kogoś po szkole aktorskiej, kto będzie mógł jej pomóc w przygotowaniu się do egzaminu. Straszyła, że samodzielnie nigdy nie da rady, bo konkurencja jest za duża i teraz, kiedy Ira była nieprzygotowana na taką rozmowę, stanął przed nią idealny kandydat na owego nauczyciela. Była po pracy, a on zbierał się do wyjścia, więc nadarzyła się idealna okazja, żeby go zaczepić. Najlepsza, lepsza może się nigdy nie trafić. Ira ruszyła za nim do wyjścia, z niepokojem, ale bez długiego myślenia nad tym, co robi.
- Em, przepraszam! - zagadnęła uprzejmie. - Timur? Z Miami Broward Center? Dobrze kojarzę?
Ale to był głupi początek! Ale jakiś musiał być, nie?