Biznesowa część nowej dzielnicy
a
Awatar użytkownika
Pogodna kelnerka z szerokim uśmiechem i wielkimi marzeniami. Ma rosyjskie korzenie, choć wychowała się w pobliskim Cape Coral. Po cichu wzdycha do Timura, ale o tym cśśś!
21
165

Post

Timur Batkhuyag
01.
W restauracji mijał dzień jak co dzień. Delikatnie fizyczne zmęczenie dawało się we znaki Irishy, która kończyła właśnie pierwszą zmianę w pracy. Spędziła tutaj prawie cały dzień, ale godziny minęły jej wyjątkowo szybko. Różnie bywa z zagospodarowaniem czasu w pracy, która jest tak mocno uzależniona od klientów. Są dni, w których nuda zamyka oczy w znużeniu, a zdarzają się dni jak dzisiejszy, kiedy nie wiadomo w co włożyć ręce. Zwala się na głowę mnóstwo obowiązków, nowi klienci zajmują następne stoliki, składają zamówienia, ktoś coś wylał, więc trzeba posprzątać, następna osoba ma pretensje, ze danie jest za zimne i należy potraktować ją z miłym uśmiechem, mimo że nóż w kieszeni się otwiera, bo słyszy się tylko obelgi pod swoim adresem, choć to kucharz zawalił. Praca kelnerki bywała trudna, a zarobki były skąpe, ale Irisha nie narzekała. Lubiła swoją pracę, nawet w dni jak dzisiejszy, gdy kończyła ją z samopoczuciem, jakby przebiegła maraton. Nogi ją bolały po zrobieniu przynajmniej kilku kilometrów na wysokich słupkach, gdy krążyła między stolikami, obsługiwała gości, doradzała miejsce, sprzątała i wykonywała dziesięć innych zajęć. Jej koleżanka ze zmiany dziś się obijała, ale Irisha nie narzekała, że koleżanka chowa się w pomieszczeniu pracowniczym. Narzekała na złe samopoczucie, a cóż, zdarza się i nic się na to nie poradzi. Trzeba w takiej sytuacji pomóc, nie dobijać. Była pewna, że gdy kiedyś role się odwrócą, koleżanka pomoże jej odciążając podczas pracy.
Narzekanie nie leżało w jej naturze, ale mimo wszystko Irisha nie żałowała, że czas jej pracy dobiegł dziś końca. Miała ochotę wrócić do swoich skromnych czterech ścian, wziąć odprężającą kąpiel i porządnie wypocząć. O niczym więcej nie marzyła! Zmieniła strój ze służbowej eleganckiej bluzeczki i spódnicy na lekką sukienkę, w której dziś przyszła do pracy i zmierzała do wyjścia, gdy ktoś przyciągnął jej uwagę. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna o azjatyckiej urodzie zwrócił jej uwagę nie pierwszy raz, bo w przeszłości widywała go w restauracji. Czasem zostawał tutaj, a często brał coś na wynos, a Irisha miała nieodparte wrażenie, że kojarzy tego człowieka, choć długo zastanawiała się, skąd. Rozjaśniło jej się w głowie dzięki spotkaniu z przyjaciółką, której udało się dostać do szkoły muzycznej. Opowiedziała jej wtedy o aktorze z Miami, który mieszkał w tych stronach i uczył ją do egzaminów wokalnych na studia, a Ira z czystej ciekawości sprawdziła, kto to jest. Zakochała się wtedy w pięknym głosie aktora musicalowego, którego zobaczyła kilka razy na żywo w Miami. Czasem zerkała na tego mężczyznę w pracy kojarząc jego twarz, ale gdy dziś stał przy barze i rozmawiał z jej koleżanką, która pakowała dla niego danie na wynos, usłyszała jego charakterystyczny głos i wreszcie zorientowała się, z kim ma do czynienia.
Poczuła idiotyczne poddenerwowanie. Przyjaciółka namawiała ją, żeby znalazła kogoś po szkole aktorskiej, kto będzie mógł jej pomóc w przygotowaniu się do egzaminu. Straszyła, że samodzielnie nigdy nie da rady, bo konkurencja jest za duża i teraz, kiedy Ira była nieprzygotowana na taką rozmowę, stanął przed nią idealny kandydat na owego nauczyciela. Była po pracy, a on zbierał się do wyjścia, więc nadarzyła się idealna okazja, żeby go zaczepić. Najlepsza, lepsza może się nigdy nie trafić. Ira ruszyła za nim do wyjścia, z niepokojem, ale bez długiego myślenia nad tym, co robi.
- Em, przepraszam! - zagadnęła uprzejmie. - Timur? Z Miami Broward Center? Dobrze kojarzę?
Ale to był głupi początek! Ale jakiś musiał być, nie?
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
ballantines#8431
a
Awatar użytkownika
Gubi samego siebie, wcielając się w kolejne teatralne role. Spełnia się w życiu zawodowym, a prywatnie dziwaczeje z samotności. Obecnie skupiony na pomaganiu młodszemu bratu.
27
184

Post

#2

Dzień zapowiadał się zupełnie zwyczajnie... a w zasadzie nie dzień, lecz popołudnie i wieczór - choć dla Timura w dniach wolnych od prób w teatrze dzień rozpoczynał się na dobre, gdy słońce powoli miało się ku zachodowi lub kryło pod białą pianką chmur, pozwalając odetchnąć nadwrażliwym oczom. Stosunkowo niedawno, przynajmniej w porównaniu z przeciętnym człowiekiem, rozpoczął się okres aktywności w jego rytmie dobowym i zakończy się on z pewnością dużo później niż u innych - gdy w mieszkaniu Timura gasły ostatnie światła, budynki wokół od dawna już skąpane były w ponurej ciemności.
Ostatnio sporo w jego życiu się zmieniło. Od zaledwie tygodnia nie mieszkał już sam. Wolny pokój w jego apartamencie zajął młodszy brat, Timur natomiast starał się żyć względnie normalnie i dopuścić, by pojawienie się Erdena wywróciło jego życie do góry nogami. Brat wymagał opieki i pomocy. Trwał w mieszkaniu Timura, pogrążony w niezliczonych lękach, o zrujnowanej samoocenie i poczuciu własnej wartości, niewykluczone też, że dotknięty ponurym szponem depresji. Sam przylot do Stanów Zjednoczonych okazał się dla niego tak wielkim wyzwaniem, że potrzebował nafaszerować się proszkami uspokajającymi. Wciąż nie mógł oswoić się z mieszkaniem Timura, a on... cóż, miał wrażenie, że życie postanowiło zwalić mu pod nogi co najmniej kilka solidnych kłód, choć nie narzekał ani na obecność brata, ani na wyzwania, jaki stawiał przed nim jego stan. Cieszył się, że może mu pomóc, zająć się nim... zbliżyć po tych wszystkich latach rozłąki, które nie pozwoliły im wykształcić głębokiej braterskiej więzi. Dzięki obecności Erdena nie był już w tym "wielkim świecie" taki samotny, zdany tylko na siebie. Nie wracał już do pustych czterech ścian, które odpowiadały echem na zakrzyknięte od progu powitanie. Teraz witał się z nim bardzo realny głos, należący do człowieka z krwi i kości. Wystraszonego, wymagającego pomocy, ale prawdziwego.
Erden potrafił nieźle gotować, ale Timur, chcąc zachować choć skrawek beztroskiego samotniczego żywota, jaki prowadził jeszcze do niedawna, a zarazem pragnąc nie nadużywać uprzejmości młodszego braciszka, w godzinach popołudniowych swoim zwyczajem wychodził na miasto, by wybrać jedną z ulubionych restauracji i zamówić obiad. Kiedyś jadał często na mieście, teraz - planował wziąć na wynos danie z ulubionej wegańskiej restauracji, by mogli zjeść je obaj w domowym zaciszu. Sądził, że ten rodzaj kuchni rzadko gościł w sportowym jadłospisie brata, więc postanowił pokazać mu coś nowego. Światowego. Tak innego niż ich znajome mongolskie podwórko. Chciał, żeby brat pokochał ten wielki świat.
Nie musiał czekać długo, choć czas oczekiwania na przygotowanie obiadu nie dłużył mu się zbytnio, gdy zajął się przyjemną pogawędką z sympatyczną kelnerką, którą kojarzył już z widzenia. Kilka razy go obsługiwała, lubiła być obdarowywana szarmanckimi uśmiechami i zdawała się pochłaniać wszelkie subtelne komplementy - ot, kobieta! Dla Timura przywołanie na twarz uśmiechu i zarzucenie paroma miłymi słowami nie było żadną sztuką, a zdawało się poprawiać humor uroczej pracownicy, więc wdał się z nią w całkiem miły small talk. Niedługo później odebrał pudełko z zamówionymi dwoma porcjami spaghetti z batatów z ciecierzycą i pożegnawszy się uprzejmie, udał się do wyjścia z restauracji.
Nie wyszedł jednak tak szybko, jak planował. Zupełnie inny kobiecy głos wymówił jego imię tak wyraźnie, że nie ulegało wątpliwości - ktoś go rozpoznał. Z niemałym zaskoczeniem mężczyzna odwrócił się ku nieznajomej, by przekonać się, że kojarzył ją z widzenia. To była prześliczna kelnerka, na którą w przeszłości już zwrócił uwagę, lecz nigdy nie miał szczęścia zostać przez nią obsłużonym.
- Bardzo dobrze, miło mi - odrzekł, wydąwszy usta w uprzejmym uśmiechu, choć za jego maską wciąż czaiło się zaskoczenie. Pracował w teatrze, stosunkowo daleko stąd. W życiu by nie pomyślał, że spotka w Hope Vally kogoś, kto skojarzy go z teatralnych desek. A już na pewno nie kogoś tak młodego. Ośrodki kultury ściągały raczej poważniejszych odbiorców, a ta dziewczyna kojarzyła zarówno jego imię, jak i miejsce pracy. Ciekawe!

Irisha Nikolaeva
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
Zulasia#8796
a
Awatar użytkownika
Pogodna kelnerka z szerokim uśmiechem i wielkimi marzeniami. Ma rosyjskie korzenie, choć wychowała się w pobliskim Cape Coral. Po cichu wzdycha do Timura, ale o tym cśśś!
21
165

Post

Timur Batkhuyag

Ogólnie rzecz biorąc Irisha była śmiałą dziewczyną. Nie bała się ludzi. Przyzwyczaiła się do śmiałego kontaktu z przeróżnymi ludźmi, to był ważny element jej pracy. Do wegańskich restauracji przychodziły różne osoby, ale najczęściej byli to ludzie młodzi, którym nie brakowało pieniędzy na specyficzne jedzenie, często droższe od przeciętnego posiłku, który nie wykluczał mięsa i innych produktów pochodzenia zwierzęcego. Irisha przyzwyczaiła się do osób starszych i młodszych, ładnych i brzydkich. Młodych, pięknych i wystrojonych w markowe ciuchy nie brakowało w restauracji takiej jak ta. Z początku kontakt z tego typu osobami peszył młodziutką dziewczynę, ale to było w przeszłości. Teraz nie obawiała się podejść do nikogo i zaczepić. Tak jej się wydawało, gdyż skojarzenie ciemnowłosego mężczyzny z teatrem i wykonywaną przez niego profesją obudziło w Irishy lekką nieśmiałość, której się nie spodziewała. Wiedziała, że ma być może jedyną okazję, żeby zaczepić go i zapytać o korepetycje przed egzaminami do szkoły aktorskiej i nie może jej zaprzepaścić, ale to okazało się trudniejsze niż myślała. Zaczepiła go, mężczyzna zwrócił na nią uwagę i pod jego spojrzeniem dziewczyna poczuła się strasznie speszona. Chciała dobrze wypaść, żeby jej nie odmówił, nie zapamiętał źle, ale popatrzyła w jego ciemne oczy i poczuła, że ma pustkę w głowie. Powinna się teraz odezwać i zapytać czy nadal prowadzi zajęcia dla kandydatów na uczelnie artystyczne, a nie umaiła ubrać tego w słowa!
- Ja... ehm. - Dobry początek. Taki nie za inteligentny. Wzięła głęboki wdech, kiedy na szybko układała w głowie pytanie, które chciała mu zadać. - Widziałam pana w Miami na "Les Misérables", to był niesamowity musical! I na "Heathers"! Od dawna widywałam pana w restauracji i ciągle zastanawiałam się, skąd kojarzę pańską twarz i dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę... ale nieważne, plotę od rzeczy - zaśmiała się nerwowo przy ostatnich słowach i machnęła lekceważąco ręką na swoje poprzednie słowa. Miała wrażenie, że robi z siebie idiotkę. Za dużo entuzjazmu włożyła we wspominanie spektakli, w których go widziała, jeśli uzna ją za jakaś głupią fankę? - Nie chciałam zakłócać pańskiego spokoju. Moja koleżanka, Emily, przygotowywała się u pana do egzaminów do szkoły muzycznej. Przynajmniej tak mi mówiła! Ja w ubiegłym roku próbowałam dostać się do filmówki, ale nie przeszłam drugiego etapu, a bardzo mi zależy... Chciałabym spróbować w nadchodzącym roku akademickim i pomyślałam, że pomoc w przygotowaniach może mi się przydać... i wiem, że pan się tym zajmuje i...
I... i... i... zagmatwała się tak w koślawych wyjaśnieniach, że miała ochotę stąd uciec, ale wtedy by zrobiła z siebie jeszcze większą idiotkę, więc po prostu się zamknęła i czekała na reakcję. Miała wrażenie, że spali się ze wstydu. Nie bała się być spontaniczna, ale dzisiaj to jej w ogóle nie wyszło. Ta rozmowa miała dla niej dużą wagę, a aktor zrobił na niej większe wrażenie niż się mogła spodziewać. Za dużo stresu.
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
ballantines#8431
a
Awatar użytkownika
Gubi samego siebie, wcielając się w kolejne teatralne role. Spełnia się w życiu zawodowym, a prywatnie dziwaczeje z samotności. Obecnie skupiony na pomaganiu młodszemu bratu.
27
184

Post

Niepewność dziewczyny, takiej zagubionej we własnych splotach słów, była tak uroczym widokiem, że Timur nie mógł powstrzymać kolejnego uśmiechu, który cisnął mu się na usta - tym razem szczerego, nie przywołanego na twarz z czystej uprzejmości. Irisha rozbawiła nieco młodego aktora, niemniej nie zamierzał jej wyśmiewać czy jakkolwiek inaczej dawać do zrozumienia, że nie potraktował jej poważnie. Bo wcale tak nie było! Rozumiał jej niepewność, jakąś dozę zawstydzenia, która wplotła się w miły rytm jej słów. Żaden był z niego sławny aktor filmowy czy inna gwiazda, ale zdążył już kilka razy spotkać się z nieśmiałością widza, najczęściej po spektaklach, gdy mieli chwilę na kontakt z publicznością. Nawet wtedy był on ograniczony, ale zdarzało się, że ktoś przemknął ku garderobom na backstage'u, chcąc pogratulować udanego występu. Ludzie przeróżnie reagowali, gdy stawali twarzą w twarz z odtwórcą ulubionej roli. Nie każdy miał w sobie dostatecznie dużo pewności siebie, by nie spalić się w ogniu zawstydzenia. Ona tymczasem złapała w swoim miejscu pracy, zupełnie niespodziewanie, osobę, którą kojarzyła z teatralnych desek. Sam nie wiedział, jak w takiej sytuacji by się zachował, choć zazwyczaj wcale nie brakowało mu śmiałości w kontaktach międzyludzkich.
- Miło mi, że mnie kojarzysz, naprawdę. Enjolras to jedna z najulubieńszych mi ról, więc bardzo się cieszę, że właśnie z niej mnie zapamiętałaś - odrzekł pogodnie, zabarwiając miękki baryton przyjemnym spokojem. W zasadzie mógł milczeć, zamiast wciskać się dziewczynie w słowo, ale chciał ją choć odrobinkę ośmielić, pomóc w wypowiedzeniu czegoś, do czego ewidentnie się w sobie zbierała.
Wysłuchawszy jej kolejnych słów, skinął automatycznie głową, gdy szybko wyciągnął z pamięci obraz dziewczyny, o której wspomniała urocza kelnerka. Tak, pamiętał Emily. Spędził z tą dziewczyną sporo czasu, długo pracując nad jej emisją głosu. Ucieszyła go informacja, że przeszła pomyślnie egzaminy, miał dzięki niej poczucie, że naprawdę potrafi pomóc młodym ludziom. Skoro przy okazji poleciła go innej osobie, która chciała dostać się na artystyczne studia - musiał być z niego całkiem niezły nauczyciel!
- I chcesz się ze mną umówić na lekcję, tak? - dodał, a w zasadzie zakończył za nią. Ta propozycja coś nie bardzo chciała jej się przecisnąć przez gardło, więc postanowił jej pomóc. W zasadzie teraz zrozumiał niepewność dziewczyny. Zaczepiła w przypadkowym miejscu aktora, którego kojarzyła z teatru, aby poprosić go o douczenie jej do egzaminów na studia - a to wszystko bardzo spontanicznie, bez przemyślenia, co dokładnie chce powiedzieć, bez sformułowania sobie w głowie choćby szkieletu swojej wypowiedzi. Miała prawo się zestresować. - Bardzo chętnie, dlaczego nie. Skoro przeszłaś pierwszy etap, to na pewno masz za sobą zadania ruchowe? Poczucie rytmu, taniec, sprawność fizyczna?
Na różnych uczelniach różnie to działało - niektóre dzieliły egzaminy na dwa, inne na trzy etapy, więc Timur nie miał pewności, co dokładnie miała za sobą Irisha, ale wiedział mniej-więcej, jak to funkcjonuje i co jest absolutną podstawą, która zawsze otwiera proces rekrutacji. Taniec, fikołki, wyraźna mowa to podstawa, przy której jest największy odsiew kandydatów - jeśli przebrnęła przez ten początek, była duża szansa, że jeśli trochę popracuje, osiągnie swój cel. Timur nie brałby się za uczenie osoby, która w ogóle nie rokuje. Nie chciał tracić swojego czasu ani cudzych pieniędzy.

Irisha Nikolaeva
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
Zulasia#8796
a
Awatar użytkownika
Pogodna kelnerka z szerokim uśmiechem i wielkimi marzeniami. Ma rosyjskie korzenie, choć wychowała się w pobliskim Cape Coral. Po cichu wzdycha do Timura, ale o tym cśśś!
21
165

Post

Timur Batkhuyag

Irisha miała sobie darować ładowanie się z buciorami do sztuki. Nie miała dużego doświadczenia. Można stwierdzić, że nie miała żadnego. Jej jedyną stycznością z nauką warsztatu aktorskiego było głupie kółko aktorskie dla nastolatków, co prawda prowadzone przez profesjonalnych aktorów, ale pół-amatorskie i na pewno nie dające za dużo wiedzy i umiejętności. Przekonała się o tym brutalnie, kiedy nie przeszła przez wymarzone egzaminy. W swoim mniemaniu odpadła na tak wczesnym etapie, że nie rokowała wcale, ale pocieszyło ją, kiedy rozmawiając z innymi osobami, które próbowały przebrnąć przez egzaminy dowiedziała się, iż niektórzy z nich próbowali drugi, trzeci, a jedna osoba nawet szósty raz! Upór popłacał, z tego, co mówili. Każde odrzucenie na poziomie egzaminów pomagało wyciągnąć odpowiednie wnioski, żeby spróbować za rok i poradzić sobie znacznie lepiej.
Ale Irisha nie chciała tracić kolejnych dwóch, trzech albo pięciu lat na próbowanie, żeby spełnić swoje marzenia. Nie znała sytuacji życiowej osób, które mogły sobie na to pozwolić, ale w swoim przypadku była zdania, że nie ma na to możliwości bytowych, finansowych. Pracowała jako kelnerka i nie narzekała ani na swoje obowiązki, ani na miejsce pracy, ani na zarobki. Lubiła to miejsce, a pensja jej wystarczała, żeby godnie żyć, ale nie mogła sobie wyobrazić pracy w takim miejscu przez nie wiadomo ile lat. Chciała czegoś więcej, a do tego były jej potrzebne studia. Jeśli nie wypali z aktorstwem, to coś zupełnie innego, bardziej przyziemnego. Nie wyobrażała sobie, że może próbować pięć razy, później zmienić plany, bo znów się nie uda i skończyć studia w okolicach trzydziestki. To za późno. Z tego powodu wolała zaufać komuś, kto się na tym zna, nie tracić lat na uczenie się metodą prób i błędów.
- "Vive la république! Jestem jednym z nich!" - zacytowała jeden z kluczowych fragmentów sztuki, który należał do postaci granej przez Timura i poczuła się trochę swobodniej, choć stres nadal przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Ale przynajmniej głos już jej nie drżał! Obawiała się tego, jak zostanie potraktowana przez aktora, w końcu mógł w takim miejscu świętego spokoju, a nie rozmów z entuzjastami teatru i musicali! Okazał się uprzejmy i przyjazny, więc Irisha nie czuła się już tak bardzo jak idiotka zaczepiając go w prywatnych okolicznościach. Bała się jeszcze jego reakcji na propozycję nauki. Mógł się nie zgodzić. Raz odpadła na egzaminach, więc mogła nie wyglądać na dobrą kandydatkę do szkoły aktorskiej. Mówiąc szczerze, po pierwszej porażce sama miała poważne wątpliwości, że się do tego nadaje. Pokiwała gorliwie głową. - Tak, testy ze sprawności i tańca przeszłam bez problemu - pospieszyła z wyjaśnieniami. - Drugi etap składał się z interpretacji prozy i wiersza. Tutaj nie dałam rady. Ale nikt mi nie powiedział, co zrobiłam nie tak, więc nawet nie wiem, co panu powiedzieć... - Wzruszyła ramionami. Spodziewała się, że komisja podczas egzaminów nie poświęca za dużo kandydatom i nie instruuje ich, co źle robią, więc nie była zaskoczona. Ale to utrudniało przygotowanie do ponownych egzaminów. Niby miała poprawić, jeśli nikt jej nie powiedział, gdzie sobie nie radzi? Zgadywać na ślepo może każdy. Timur spadł jej jak z nieba, o ile naprawdę zgodzi się jej pomóc. Wciąż brała poprawkę na to, że może po krótkiej rozmowie stwierdzić, że jednak podziękuje.
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
ballantines#8431
a
Awatar użytkownika
Gubi samego siebie, wcielając się w kolejne teatralne role. Spełnia się w życiu zawodowym, a prywatnie dziwaczeje z samotności. Obecnie skupiony na pomaganiu młodszemu bratu.
27
184

Post

Nie każdy mógł sobie pozwolić na próbowanie w nieskończoność, niemniej Timur doceniał tych, którzy chcieli zawalczyć o spełnienie swoich artystycznych marzeń i nie poddawali się po pierwszej nieudanej próbie. Aktorstwo było specyficznym zawodem, w którym ciężko przebić się przez pierwszy akademicki mur, ale później, gdy zdobędzie się wykształcenie - zawsze gdzieś znajdzie się pracę. Profesjonalizm i dyplom ukończenia szkoły teatralnej czy filmowej bardzo liczył się na wszelkich castingach, teatry zaś przyjmowały tylko i wyłącznie osoby o kierunkowym wykształceniu. Nie było szans na angaż w szanującym się teatrze, jeśli nie miało się w CV informacji o wyższej szkole aktorskiej. Czasem tylko zdarzały się takie sytuacje, ale były zwykle powiązane z niezbyt ambitnymi tworami, mającymi na celu zarobić twarzami występujących w nich celebrytów... Timur jednak unikał takich sztuk, zatrzymując się raczej na ukochanych musicalach i występach z ambitniejszym materiałem. Dobry papierek w środowisku aktorskim załatwiał wszystko.
Zaśmiał się pogodnie, choć trzeba przyznać, że cytat przytoczony przez dziewczynę przyjemnie połechtał jego aktorskie ego. Zapamiętała go ze sceny tak dobrze, że wypatrzyła w restauracji po wielu miesiącach od sztuki, zacytowała jedną z głównych kwestii odegranego przez Timura charakteru - zapadł je więc w pamięć doskonale, czy może być lepszy komplement dla aktora? Jej pierwsze słowa skwitował jedynie nutką ciepłego śmiechu, skupiając się przede wszystkim na poważniejszym temacie, który poruszyli. Kiwnął głową ze zrozumieniem na jej wyjaśnienia i w zasadzie - nie był zaskoczony. Komisji brakowało czasu, by pochylać się nad każdym odrzuconym kandydatem, nie skupiali się na nich, rzadko dawali rady na przyszłość. Zbyt wielu chętnych, za mało czasu - dlatego tak kluczowe bywało przygotowanie. Dalej przechodzili nie ci, którzy mieli największy talent, lecz ci, co najbardziej przyciągnęli uwagę profesorów zasiadających w komisji. To natomiast wiązało się ze spełnieniem ich oczekiwań związanych z podstawowymi zasadami interpretacji, dobrym głosem czy dykcją. Proste rzeczy, które łatwo wyćwiczyć w toku studiów i może sobie z tym poradzić każdy, niemniej na wstępie miewają kolosalne znaczenie. Podobnie jak sam dobór wiersza czy tekstu do zaprezentowania.
- Nie musisz mi więcej mówić, poradzimy sobie - odrzekł, nie znosząc z warg tego pogodnego uśmiechu, którym próbował dodać rozmówczyni nieco odwagi. Nie potrzebował wyjaśnień, co dokładnie mówiła komisja - o ile cokolwiek powiedziała! Wolał sam na pierwszym spotkaniu zobaczyć, co przedstawia sobą przyszły aktor, wychwycić błędy na żywo i powoli je korygować. Nie zawsze to, co w ciągu pięciominutowej prezentacji zauważyła komisja, pokrywało się z rzeczywistością, a i zdarzało się, że niedoszły student przekręcał ich słowa. - Możesz mi jeszcze powiedzieć, na którą uczelnię próbowałaś się dostać? Znajdę sobie ich wymagania, będzie mi łatwiej ci pomóc.
Zdawszy sobie sprawę, że rozmawiają, a nie poznał nawet jej imienia, pospiesznie przełożył opakowanie z dzisiejszym obiadem w lewą dłoń, by poprawić to towarzyskie niedopatrzenie.
- I darujmy sobie formalny ton. Tworzy niepotrzebny dystans, a to przeszkadza we wspólnej pracy. Timur. - Wyciągnął ku dziewczynie dłoń, by mogła ją swobodnie uścisnąć i poszerzył łagodny uśmiech.

Irisha Nikolaeva
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
Zulasia#8796
a
Awatar użytkownika
Pogodna kelnerka z szerokim uśmiechem i wielkimi marzeniami. Ma rosyjskie korzenie, choć wychowała się w pobliskim Cape Coral. Po cichu wzdycha do Timura, ale o tym cśśś!
21
165

Post

Timur Batkhuyag

Jasne, że zapadł jej w pamięć. Irisha pamiętała dobrze jego głos. Był męski, przyjemny i miał w sobie coś zmysłowego. Miał prawo podobać się kobiecie. Wpadł jej w ucho w trakcie pierwszej sztuki z jego udziałem, którą widziała, ale nie tylko głos aktora przykuł jej uwagę. Timur jej się spodobał, tak po prostu był cholernie przystojny i charyzmatyczny, zrobił wrażenie na młodej kelnerce wtedy, na scenie, a dzisiaj je pogłębił, gdy pierwszy raz mieli ze sobą kontakt twarzą w twarz. Pewnie wyglądała na mocno nieśmiałą, ale zwykle dużo lepiej radziła sobie podczas rozmowy z obcymi ludźmi. Czując na sobie wzrok Timura i patrząc na niego coś nie umiała się wyluzować jak przy innych osobach.
- Próbowałam dostać się na New York Film Academy South Beach’s ze względu na położenie, ta uczelnia jest dość blisko. Ale wolałabym szkołę teatralną od filmówki, więc nie wiem czy to dla mnie najlepszy wybór - przyznała, zdając sobie sprawę, że tylko bardziej komplikuje sprawę. Akademia filmowa nie była dobrze przemyślanym wyborem. Irisha szukała dobrej uczelni, którą da się znaleźć w okolicy rodzinnych stron, ale prawda była taka, że nic jej przy Cape Coral nie trzymało. Mogła wyjechać na studia do innego stanu i niczego nie żałować. Poza znajomymi nic tutaj nie miała, odkąd jej rodzina się rozpadła. Przed przyszłymi egzaminami planowała poważniej zastanowić się nad wyborem uczelni, a teraz pożałowała, że nie wzięła się za to wcześniej. Timur potrzebował pewnie jasnych wyjaśnień, czego Irisha właściwie chce, na jaką uczelnię chce się dostać i co planuje robić po studiach, żeby wiedzieć co jej doradzić i czego ją nauczyć, a ona zaczepiła go, żeby przyznać się, że właściwie to prawie nic nie wie! Przynajmniej nie zbłaźniła się do końca, bo chociaż wiedziała, co chce robić po studiach i miała już pierwsze doświadczenia z egzaminami na studia aktorskie. Najgorzej by było, gdyby podeszła do niego z chęcią zatrudnienia go do korepetycji i w toku rozmowy okazała się ignorantką, która nic nie umie powiedzieć na temat swoich planów i marzeń poza tym, że "no, chciałabym w filmach grać", a takie osoby Irisha spotkała choćby podczas egzaminów w ubiegłym roku. Przychodzili na przesłuchania i nie wiedzieli w ogóle, na czym będzie to polegać. Niektórzy byli nawet bardzo zaskoczeni, że egzaminy mają potrwać kilka dni i składać się z więcej niż jednego etapu, a na pytanie o przygotowane utwory robili wielkie oczy. Irisha nie była aż taka głupia! Trochę nieśmiało uścisnęła dłoń Timura. Dreszczyk, który poczuła dotykając jego dłoni, był strasznie przyjemny, ale zaskakujący. - Irisha Nikolaeva. - Uśmiechnęła się. Odpowiedzi mężczyzny traktowała jako zgodę na wspólne lekcje, ale jeszcze czekała na szczegóły. Cofnęła rękę i spuściła wzrok, niby przypadkiem wykazując zainteresowanie pudełkiem, które Timur miał w ręku. Uśmiechał się i to było miłe, ale wpędzał ją tym w zawstydzenie.
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
ballantines#8431
a
Awatar użytkownika
Gubi samego siebie, wcielając się w kolejne teatralne role. Spełnia się w życiu zawodowym, a prywatnie dziwaczeje z samotności. Obecnie skupiony na pomaganiu młodszemu bratu.
27
184

Post

Owszem, sprawiła wrażenie nieśmiałej, niemniej Timur zrzucił to na karby konieczności podjęcia dość ważnej, a zarazem dla przyszłego studenta niezręcznej rozmowy, co zapewne dodatkowo utrudniał dziewczynie fakt, iż kojarzyła swojego rozmówcę z teatralnych sztuk. To wcale nie takie proste, kiedy widzi się przed sobą osobę znaną ze sceny, z kinowego ekranu czy telewizyjnego celebrytę. Timurowi do wszelkiej maści celebrytów było daleko - ot, działał sobie po cichutku w Miami i nie wychylał się zbyt często do kinowych produkcji, ceniąc sobie swoją teatralną stabilizację i artystyczny powiew szumiący na deskach sceny. Niemniej został przez Irishę rozpoznany, a to utrudniało kontakt. Sam przekonał się o tym nie raz i nie dwa, gdy podczas studiów czy początków aktorskiej kariery spotykał wykładowców lub bardziej doświadczonych od siebie aktorów, których kojarzył jeszcze z czasów, kiedy marzył o staniu się częścią tej sztuki, siedząc wśród podobnych sobie na widowni. Na pewno nie przyszło mu do głowy, że Irisha mogła wstydzić się go z powodu zauroczenia! Nie czytał w myślach, zresztą... mimo artystycznych cech jego wrażliwość była typowo "męska", daleka do intuicyjnego wyczuwania emocji, ułomna podczas czytania w myślach czy odbierania subtelnych kobiecych sygnałów. Ot, mężczyzna jakich wielu, któremu trzeba powiedzieć prosto i wyraźnie, żeby zauważył drobne babskie niuanse. Powoli uczył się ich, zgłębiając sztukę rozumienia płci pięknej, ale daleko mu było do specjalisty - jak zapewne większości jego rówieśników.
Fakt jej nieśmiałości jednak zauważył i dopisał go sobie do listy cech, nad którymi powinni popracować, jeżeli Irisha chce na poważnie dostać się na studia aktorskie. Ten zawód wymagał niestety pewności siebie, ale tę można wypracować. Jak na razie nie zauważył w dziewczynie niczego, co mógłby uznać za cechę niepożądaną w jego zawodzie. Była prześliczna, co wśród aktorek jest bardzo w cenie, miała w sobie jakieś śladowe ilości odwagi, skoro do niego zagadała, umiała płynnie i gładko wypowiadać się mimo zauważalnego stresu. Nic go nie zniechęciło, niczego na pierwszy rzut oka nie uznawał w niej za eliminujące. Przecież każdy diamencik potrzebuje lekkiego szlifu, zanim stanie się ozdobą, prawda?
- В том, что Россия течет по вашим жилам? - zapytał pogodnie, usłyszawszy imię i nazwisko dziewczyny. Brzmiały bardzo po rosyjsku. Nic nie powinno go dziwić na ziemiach zdominowanych przez wszelakie mniejszości narodowe, prawda? Nie powinien zakładać, iż jego rozmówczyni nie łączy z ojczyzną Puszkina jedynie nazwisko oraz jacyś dalecy przodkowie, ale zaryzykował i w tym jednym pytaniu przeszedł płynnie na język rosyjski. Pozwolił sobie smagnąć jej twarz uważnym wzrokiem, po czym dodał. - Właściwie mogłem się domyślić. Rosyjskie geny malują na twarzy szczególną urodę.
I wcale nie przesadzał w tej ocenie! Kobiety z tej części świata, choć często stanowiły istną mieszankę przeróżnych genów, miały pewne charakterystyczne cechy wyglądu, od łuków brwiowych po zgrabny rys szczęki i... były piękne. Często uroda wyróżniała je na tle zwyczajniejszych przedstawicielek innych narodów.
Wysoka temperatura spakowanej potrawy zaczynała przebijać się przez dno pudełka i parzyć delikatnie w skórę, więc Timur przełożył je w drugą dłoń, uznając, że najwyższa pora wrócić do domu. Jeśli miał z Irishą pracować - mogli domówić wszelkie szczegóły później, więc nic nie tracili, zresztą - nie da się ustalić planu na kolejne spotkania w drzwiach do restauracji, podczas bardzo spontanicznej rozmowy.
- Tak czy inaczej, przejrzę ich wymagania. To może się przydać, skoro raz już u nich próbowałaś. Później zastanowimy się nad najlepszym wyborem dla ciebie, ale to chyba nie jest najlepszy moment na dogadywanie szczegółów... to pudło zaraz wypali mi dziurę w ręce - zaśmiał się, wolną dłonią sięgając do kieszeni, by wyciągnąć telefon. Podyktował dziewczynie swój numer telefonu, a następnie oddalił się, brnąc do swojego mieszkania przez popołudniowy upał.

zt

Irisha Nikolaeva
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum!
mów mi/kontakt
Zulasia#8796
a
Awatar użytkownika
You're driving me crazy but I like you. Not like I'm feeling this for the first time.
21
178

Post

Goku Woodward

Jules lubił Hope Valley, w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy zwykle starali się stąd uciec, nie widząc tu dla siebie żadnej przyszłości. Chłopiec poniekąd potrafił to zrozumieć. Małe miasteczka mogły być nieco przytłaczające, jeśli ktoś potrzebował od życia więcej energii i tysiąca nowych możliwości. Niezależnie od tego, jak dobre wydawało mu się być to miejsce, nie dla każdego było przeznaczone, tak jak jemu. Wiedział, jakie to uczucie; dusić się w mieście, które powinno nazywać się swoim domem. To dlatego w każde wakacje przyjeżdżał do dziadków, to tutaj czując się najlepiej; mając bliskie grono osób, którym ufał i zdobywając nowe doświadczenie, cenniejsze niż cokolwiek innego. To tutaj odpoczywał, łapał energię i czuł się, jak w swoim miejscu na Ziemi. Tak jak nie potrafił nazwać Cape Coral czymś godnym pożałowania i złym, tak Hope Valley, traktował jako swój azyl — o wiele przyjemniej mu się tu pracowało i żyło. Nie musiał się niczym martwić i mógł zapomnieć o wszystkim, co przydarzyło mu się w mieście. Doceniał więc to, że jego dziadkowie tak chętnie go przyjęli, gdy zapytał ich, czy mógłby się do nich przenieść na pewien czas; tak, żeby poukładać swoje myśli i zacząć dorosłe życie, zanim zdecyduje się na coś konkretniejszego. W końcu w Cape Coral, każdy czegoś od niego oczekiwał. Jego rodzice mieli na niego wielkie plany i oczekiwania; studia, kariera, może nawet rodzina? Jego dziewczyna też liczyła na więcej, na wspólne mieszkanie, na ułożenie sobie razem życia, choć według niego, było to zdecydowanie za prędko. Jego dziadkowie byli inni — z niczym się nie spieszyli i dawali mu wolną wolę, czego teraz desperacko potrzebował.
Rider zsunął słuchawki na szyję, zapominając o tym, że muzyka nadal w nich grała; nieco przytłumiona melodia, nie zmusiła go jednak do tego, żeby wyłączył telefon. Zamiast tego, uniósł nieznacznie łepetynę, żeby w całym tym półmroku, zerknąć na szyld jego byłej pracy. Dwa lata temu, przepracował tu cały sezon; nie pamiętał, czy kiedykolwiek wcześniej zżył się z jakimś miejscem aż do tego stopnia. Podrzucając klucze do lokalu w dłoni, Jules wskoczył po paru stopniach na górę. Nie przyszedł tu bez powodu. Nie planował spotkać się ze swoim szefem ani nawet zobaczyć, jak wiele zmieniło się podczas jego nieobecności. Pojawił się tutaj z jednego powodu, który przyciągnął jego wzrok, jak tylko zajrzał przez okno do środka. Uśmiechając się do siebie dość leniwie, wszedł po cichu do środka; gdyby choć trochę myślał, to zastanowiłby się dwa razy, czy jego obecność tutaj była w ogóle mile widziana. Wydawało mu się jednak, że skoro ich ostatnie spotkanie, nie zakończyło się najgorzej, to dlaczego miałby ukrywać przed nim fakt, że znowu tu wrócił? Przez chwilę pokręcił się po restauracji, zanim stanął za plecami młodszego chłopca, spoglądając przez jego ramię na otwarte menu.
— Boo! — rzucił mu do ucha, zanim parsknął z niedowierzaniem. — Boże, nadal mają tę niedobrą wegańską lazanię? To był ten moment, gdy zdałem sobie sprawę, że chyba jednak lubię mięso — zaśmiał się, wskazując palcem na wybraną przez siebie pozycję. Zaraz jednak powrócił spojrzeniem do Goku, posyłając mu drobny uśmiech; zupełnie tak, jakby od ich spotkania, minęło zaledwie parę tygodni, a nie całe dwa lata. — Cześć, Goku. Urosłeś — rzucił złośliwie, mierząc jego sylwetkę połyskującym spojrzeniem. Być może naprawdę chcąc dowiedzieć się, co się u niego zmieniło.
mów mi/kontakt
ania
a
Awatar użytkownika
We watched the sun go down as we were walking
I'd spend the rest of my life just standing here talking
You would explain the current, as I just smile
19
170

Post

Wyprowadzka to naturalny etap rozwoju, który zwykle bywa trudnym momentem dla całej rodziny. W swoim przypadku Goku miał wrażenie, że choć rodzice za nim tęsknili, tak jak jednocześnie byli mu wdzięczni, że tak szybko podjął, tak poważną decyzję, jaką było zaznajomienie się z wczesną dorosłością. Ułatwił im wychowanie reszty rodzeństwa oraz nieco poprawił sytuację finansową, bo podział niewielkich zarobków, nie musiał być już dzielony na taką ilość dzieci. Sam też nabrał wiatru w żagle. Hope Valley mu służyło i po trzech latach mieszkania w nim ani razu nie zastanawiał się nad zmianą miejsca, przynajmniej jeszcze. Dopóki jego kłamstwa były bezpieczne, a wszyscy dookoła myśleli, że był tym, za kogo się podawał, tak nie widział powodu, aby prysnąć i zaszyć się gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie zapewne znowu opowiadałby o sobie i swojej przeszłości w nieco cieplejszych barwach. Sporo bowiem faktów przekręcał, nie chcąc nadziać się na spojrzenia, które tak doskonale pamiętał z dzieciństwa.
Sote – było jego pierwszym miejscem pracy; zdążył już więc przywiązać się do niego, nie wyobrażając sobie, jak na razie zmiany. W restauracji czuł się komfortowo, szczególnie że współpracownicy oraz szefostwo postrzegali go jako kogoś wartościowego – a tego chyba od zawsze desperacko poszukiwał. Ze wszystkich okresów, najlepiej wspominał te sezonowe miesiące, bo choć pracy było tak dużo, że czasami ledwie zaczynając zmianę, nie wiedział, w co powinien włożyć ręce, tak klimat, jaki dawała ta praca w wakacje, był urzekający. Równie czarujący był także Jules, którego poznał właśnie przy rekrutacji nowych pracowników na okres letni. Wakacje w dwa tysiące dwudziestym pierwszym były cudowne, a pamięć o nich bardzo mocno zakorzeniła się w jego głowie. Jeszcze bardziej do nich wracał myślami, kiedy Ridera zabrakło przy kolejnych sezonach, a przy wyjściach z ekipą, zaczynało mu go brakować. Nie miał powodu, aby źle go wspominać. Spędzili ze sobą naprawdę przyjemny okres, a ostatnia rozmowa, choć zamykała ich głębszą relację, tak w gruncie rzeczy była dojrzała i pozbawiona negatywnych emocji.
Okres przedświąteczny również nie należał do najłatwiejszych; to wtedy następowały kolejne zmiany; rozszerzenie karty o wszystkie te rozgrzewające napoje oraz dania, które odzwierciedlały ten gwiazdkowy klimat. Klientów wówczas również nabywało więcej, choć jako restauracja wegańska, nie mogli narzekać na brak gości. Tego wieczora miał zmianę zamykającą; jako jedyny także został przypisany na wypakowywanie późnych dostaw. Szef niby zapewniał, że ktoś pomoże mu w tym wszystkim, ale kiedy tylko zamknął lokal, a kogokolwiek ze współpracowników zabrakło; zrozumiał, że miało to jedynie nie zniechęcić go do wycofania się. Łapiąc najpierw w dłonie nową kartę, których egzemplarze walały się po barze, gdzie wszyscy próbowali zaznajomić się z nowymi daniami, wertował kartki, krzywiąc się, kiedy wciąż zauważył pozycję, jaką była wegańska lazania, wzbogacona jeszcze o jakieś korzenne dodatki. Tak bardzo skupił się na ocenianiu nowych dań, że realnie podskoczył do góry, łapiąc się za serce, gdy usłyszał za sobą czyjś głos. Od razu odwrócił się w stronę osoby, robiąc kilka bezpiecznych kroków do tyłu. Poprzestał, gdy zobaczył twarz Julesa. Niemal automatycznie rozpromienił się, czując, jak przyjemne ciepło rozpływa się po jego ciele. – Prawda? Mogliby sobie już ją darować; jeszcze jakiś sos na bazie korzennych warzyw i przypraw, paskudztwo. – skomentował, podobnie, jak starszy, mając wrażenie, że wcale tak długo się nie widzieli. – Aż centymetr, cóż za spostrzegawczość. – zaśmiał się, przyglądając się jego buzi. – Cześć, Jules. Wróciłeś. – mruknął, mając wrażenie, że w jego głowie zaczęły odtwarzać się wszystkie te wspomnienia z Riderem w roli głównej, niczym film, który uwielbiał oglądać.

Jules Rider
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
You're driving me crazy but I like you. Not like I'm feeling this for the first time.
21
178

Post

Goku Woodward

Jules nie był zbyt mocno związany ani ze swoim domem, ani z rodzinnym miastem; jego wyprowadzka nie była więc dla jego rodziców dramatem z piekła rodem. Co prawda, nie była im kompletnie obojętna, bo nie rozumieli jego powodów, ale mając świadomość, że młody Rider nie był problematycznym dzieckiem i że zamieszka u swoich dziadków, nie sprzeciwiali się zbyt długo. Poza tym Jul był już dorosły i nie mogli wpływać na jego decyzje, bez względu na to, jak bardzo mogliby tego chcieć. Na ten moment, chłopak skupiał się na tym, żeby na nowo zaaklimatyzować się w miasteczku; mimo wszystko, zwykle bywał tutaj w okresie letnim, a więc Hope Valley, różniło się od tego, co zapamiętał. Poza tym teraz to nie była kwestia dwóch lub też trzech miesięcy; musiał nauczyć się tu żyć, jak przeciętny mieszkaniec i przede wszystkim znaleźć jakąś pracę. Pierwszym krokiem, który byłby pomocny w zadomowieniu się, byli właśnie znajomi — czy kogoś więc dziwiło to, że Jules w pierwszej kolejności pomyślał o Goku? Dwa lata temu łączyło ich dość zżyta relacja, zakończona dość długą i głęboką rozmową o nieco zmieniających się uczuciach. Wydawało mu się, że po takim czasie, mogli bez problemu, na nowo się zgadać.
Rider lubił pracować w gastronomii; łatwo się w tym odnajdywał i nie narzekał na napiwki. W wakacje miało to typowy dla siebie klimat, który wprost uwielbiał. Zmiany, które prowadził z Goku; ich sprawna współpraca i rozbrajająca atmosfera, sprawiły, że czas leciał błyskawicznie. A najbardziej w tym wszystkim, Jul lubił ich spotkania po robocie; gdy zamykali restaurację i szli na plażę, żeby poleżeć i popatrzeć w gwiazdy. Rider nie myślał wtedy o żadnych zmartwieniach i obowiązkach, zwyczajnie odpoczywając i ciesząc się obecnością młodszego. Ta z kolei, zawsze działała na niego relaksująco i orzeźwiająco jednocześnie. Zawsze czuł się przy nim bezpiecznie i wiedział, że nie musi zbyt wiele mówić; Goku pozwalał mu na to, żeby jego myśli uciekały w inną stronę, a ten mu wiecznie przy tym towarzyszył. Teraz Jules myślał o zatrudnieniu się i w jakimś barze, i u mechanika, który był znajomym jego dziadków. Chciał spróbować różnych rzeczy, tak jak planował to od początku.
Jul uśmiechnął się słodko, gdy Woodward podskoczył, łapiąc się za serce. Sam dwudziestolatek uniósł niewinnie ręce w geście obronnym, jakby nie planował go przestraszyć. Zaraz jednak zaśmiał się dość swobodnie, nie potrafiąc oderwać od niego zaciekawionego spojrzenia; kusiło go, by zadać mu naprawdę wiele pytań. Wydawało mu się, że Goku nie zmienił się nic, a jednocześnie wyglądał kompletnie inaczej; z pewnością wydawał się doroślejszy, co miałoby sporo sensu, skoro od ich ostatniego spotkania minęło już dwa lata. — Nie rozumiem, dlaczego po prostu nie wprowadzą typowo świątecznych wegańskich dań. To tak, jakbyś stwierdził, że chcesz zrobić bożonarodzeniową wersję pizzy — mlasnął, nadal zerkając na menu; wciąż czując się przy nim komfortowo, co było nie lada wyczynem. Zaraz jednak powrócił do niego spojrzeniem, po raz kolejny posyłając mu drobny uśmiech.
— Jak wyjeżdżałem, miałeś siedemnaście lat, byłeś odrobinę niższy i miałeś trochę dłuższe włosy — rzucił, doskonale pamiętając wszystkie te detale. — Oczywiście, że zauważę takie zmiany — dodał wesoło, zanim przysiadł na stole, machając delikatnie nogami i wpatrując się w młodszego z uwagą. — Mówiłem, że zawsze wracam, jak mi na czymś zależy — odparł od razu, cytując swoje słowa z ostatniego spotkania. — A więc jestem i jak na razie nigdzie się nie wybieram — zapowiedział, będąc ciekawym jego reakcji. — Szef stwierdził, że jak ci pomogę z zamknięciem, to dostaniesz jutro wolne przedpołudnie, więc jeśli nie masz żadnych planów na ten wieczór… — zaczął, znowu się uśmiechając. — To może pójdziesz ze mną na spacer? No wiesz, muszę zobaczyć, co się zmieniło — dodał niewinnie, licząc na to, że nic nie powstrzyma Goku przed tym, żeby do niego dołączyć.
mów mi/kontakt
ania
a
Awatar użytkownika
We watched the sun go down as we were walking
I'd spend the rest of my life just standing here talking
You would explain the current, as I just smile
19
170

Post

Przez niemalże cały okres dorastania brakowało mu prawdziwego przyjaciela; nie wspominając już nawet o innych głębszych relacjach, na które najwidoczniej przez swój status nie zasługiwał. Dopiero w Hope Valley odnajdywał i budował pierwsze prawdziwe znajomości. Jules więc nie tylko był jedną z jego pierwszych przyjaznych dusz; ale był także jego pierwszą sympatią. Trwało to wprawdzie krótko, bo zaledwie kilka miesięcy, ale wciąż podbudowywało go to. Choć przez chwilę mógł mieć kogoś tak blisko. Próbował nie angażować się zbytnio w tę relację, bo wiedział, że po wakacjach chłopak wróci do siebie oraz do swojej dziewczyny. Oczywiście nie wyszło mu to tak, jak planował, bo włożył w to dużo serca, ale, czy to dziwne, skoro przebywając z nim, wreszcie nabierał kolorów? Pożegnanie było ciężkie, ale przygotowywał się do niego już wcześniej, aby w tej finalnej rozmowie, nie pokazać aż za bardzo swojego smutku. Wytłumaczyli sobie chyba wszystko podczas tej ostatniej kilkugodzinnej dyskusji. Myślał więc, że nie będzie aż tak bardzo tęsknił za jego obecnością, ale chyba było to niemożliwe. Dlatego tęsknił kilka tygodni po jego wyjeździe; tęsknił w innych sezonach, kiedy Ridera brakowało oraz w różnych randomowych momentach, gdy przesiadywał na plaży, nie mając żadnej towarzyszącej mu obok osoby. Widząc go dzisiaj, po prostu ucieszył się. Nie wiedział wprawdzie, na jak długo tym razem starszy planował tutaj siedzieć, ale niezależnie od czasu, był szczęśliwy, że choć na chwilę znowu go widział. Nie tylko Julesa kusiło na zadanie kilku pytań, Goku w głowie miał ich masę, ale wierzył, że na wszystkie dostanie w odpowiednim czasie odpowiedź. – Chcemy, aby każdy klient znalazł coś dla siebie i był w pełni zadowolony. – przedrzeźniał słowa szefa, również przesyłając w jego stronę delikatny uśmiech, spuszczając zaraz jednak wzrok, jakby nieco wstydził się, gdy ich kontakt wzrokowy trwał dłużej. Kiedy Jules zaczął go opisywać sprzed dwóch lat, uśmiechnął się szerzej, znowu czując przyjemne ciepło. Aż ciekawiło go, co jeszcze Rider zapamiętał, a w czym teraz widział zmianę. - Nie sądziłem, że aż tak mogę komuś zapaść w pamięć; zapamiętałeś każdy detal związany ze mną? – mruknął pytająco, z zainteresowaniem zerkając w jego stronę. Kolejne słowa spowodowały, że na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Pamiętał chyba każdą część ich rozmowy, a to zapewnienie, zapamiętał chyba najbardziej, dlatego tak bardzo czekał na okres wakacyjny, licząc, że to właśnie wtedy starszy do niego wróci. – Czekaj, zostajesz tu? – spytał niepewnie z wyczuwalną ekscytacją, bo najpierw naprawdę ucieszył się; widząc już nawet, jak spędzają ze sobą masę czasu. Zaraz potem, zaczął się jednak obawiać, że wraz z jego, jak mniemał wyprowadzką, do Hope Valley zawitała także jego dziewczyna. I dobrze, że sobie o niej w tym momencie przypomniał; mógł bowiem nieco się otrząsnąć i przypomnieć sobie, że nie był jego. – Czyli to ty jesteś moim ochotnikiem. Przez chwilę już myślałem, że szef żartował sobie z tej pomocy, którą niby mi zapewnił. – mruknął, automatycznie kiwając głową na tak, gdy usłyszał jego propozycję. – Chętnie oprowadzę cię po mieście; wprawdzie nie zmieniło się ono jakoś wielce, ale mam kilka rzeczy, które cię zaskoczą. – zapewnił, odkładając na ladę kartę, nagle podchodząc do Ridera, aby niespodziewanie się do niego przytulić. Dokładnie tak, jakby dopiero teraz się z nim witał. – Dobrze cię widzieć, Jules. – szepnął, jeszcze przez parę sekund wtulając się w niego. – Mamy sporo pracy, ale mam dobrą wiadomość bar jest niemal w pełni wysprzątany. – uprzedził, odsuwając się od niego, aby zaraz jak gdyby nigdy nic zabrać się za wypakowywanie pierwszych kartonów, bo stwierdził, że lepiej będzie najpierw zająć się dostawami, a dopiero później sprzątaniem stolików, odkurzaniem i myciem podłóg. Najpierw jednak stanął przed tabletem, aby puścić im w tle dość spersonalizowaną muzykę.

Jules Rider
mów mi/kontakt
autor
ODPOWIEDZ