Stało się najgorsze. Zauważył ją. Chociaż nie, najgorsze miało dopiero nadejść. Patrzyła na swojego przyjaciela błagalnym wzorkiem. Znała Maxa, wiedziała, jaki jest i co może zrobić.
- Max, proszę , błagam, chodźmy już.... - Ale on już jej nie słuchał. Wstał z ławki, ale nie ruszył za nią. Poszedł w stronę Remiego. - Nie, nie, nie... - Ava powinna dostać medal za największego pecha na świecie. Najpierw choroba Maxa, której do tej pory nie potrafi przeboleć, potem chwila spokoju i spotkanie byłego seks- przyjaciela i teraz to... Niewiele myśląc ruszyła za Maxem ciągle go wołając.
- Max, proszę nie rob tego! - Było jednak za późno. Skrzywiła się słysząc dźwięk uderzenia pięścią w twarz Remiego. Fakt, Soriente zachował się jak kutas, ale nie chciała, żeby ktoś go bił. Zwłaszcza Max.
Wszystko działo się tak szybko, że nim do nich podbiegła Remi już zdążył zadać pierwszy cios. Wystraszyła się. On nie wiedział o chorobie Maxa. - Remi! - Wcisnęła się miedzy nich. Chwyciła swojego byłego przyjaciela za rękę, którą chciał ponownie uderzyć Cartera. Drugą ręką objęła go w pasie i zaczęła odpychać do tylu. - Remi błagam, błagam Cię, przestań... - Była przerażona. Uniosła głowę i poczekała, aż mężczyzna na nią spojrzy. - Proszę… - Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie miała prawa prosić go o cokolwiek, ale w tej chwili błagała go z całego serca.
Puściła go dopiero, wtedy gdy miała pewność, że odpuścił. Odwróciła się do Maxa i skrzywiła się, widząc, w jakim jest stanie. Wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek. Najpierw jedną dała Remiemu, a raczej siłą przycisnęła mu ją do nosa, bo czuła, ze sam nie poprosiłoby pomoc. Następnie podeszła do Cartera.
- Nic ci nie jest? - Zapytała, patrząc na niego z troską. O niego bała się najbardziej. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby stałoby mu się coś poważnego i musieli jechać na szpital.
- Proszę Was nie bijcie się. To nie jest tego warte. - Powinna powiedzieć, ze ona nie jest tego warta. Sprawa z Remim była zakończona. Nie było już o czym rozmawiać.
Remi Soriente Maximilian Carter
a
mów mi/kontakt
werson#8900
a
To prawda, że Max w stosunku do swoich bliskich jest bardzo troskliwy. Temu nikt ine może zzaprzeczyć, poniewaz dla niego rodzina i przyjaciela, a zwłaszcza przyjaciele, ponieważ mówi się, że to jest rodzina, która sobie sami wybieramy i to jest prawda. Co nie zmienia faktu, że Carter czasami szybciej robi niż myśli, ale w końcu jest tylko człowiekiem i zdarzy mu się popełnić jeden czy dwa błędy, no dobra, może więcej, jednak nie trzeba o tym mówić na głos, prawda? Starał się mieć władzę nad swoim życiem, co niestety mu nie wyszło, ponieważ mimo zdrowego trybu życia oraz odżywiania zachorował na to cholerstwo, więc nie ma co się nastawiać na pewne rzeczy, bo i tak z czasem wszystko zostanie zweryfikowane, jak w jego przypadku. Nigdy nie chciał Avie dać Avie tyle zmarwień swoja osobą, zawsze to on był tym, który się troszczy, taka jej własna prywatna tarcza na problemy o imieniu Maximilian. Znał ryzyko, gdy jego mama zachorowała. Lekarz powiedział im o tym, że któreś z nich, a może nawet wszyscy są w grupie ryzyka i co? Padło oczywiście na niego. Czasami zastanawiał się czy to jest jakaś kara za coś czego nie pamięta, ale trudno, nie podda się, bo on nie z tych, którzy przy pierwszych przeszkodach rzucają się pod pociąg.
Dawno się tak nie zdenerwował jak w tym momencie. Jak widać nawet chemioterapia nie osłabiła temperamentu Maxa, ale kiedy Ava wkroczyła między nich od razu ochłonął, tak jakby ktoś przełączył guzik wyłącz. Można o nim powiedzieć wiele, ale nigdy nie skrzywdzi kobiety. Pozwolił się odsunąć.
- To chyba ciebie popierdoliło skoro myślisz, że możesz w taki sposób ją traktować. - powiedział do faceta. Jak na razie nie czuł bólu, ale chyba to przez adrenalinę. - Nikt nie ma prawa w taki sposób z tobą postępować, rozumiesz? - tym razem spojrzał na Avę, a wyraz jego twarzy momentalnie złagodniał w taki sam sposób jak od lat.
Ava Doyles Remi Soriente
Dawno się tak nie zdenerwował jak w tym momencie. Jak widać nawet chemioterapia nie osłabiła temperamentu Maxa, ale kiedy Ava wkroczyła między nich od razu ochłonął, tak jakby ktoś przełączył guzik wyłącz. Można o nim powiedzieć wiele, ale nigdy nie skrzywdzi kobiety. Pozwolił się odsunąć.
- To chyba ciebie popierdoliło skoro myślisz, że możesz w taki sposób ją traktować. - powiedział do faceta. Jak na razie nie czuł bólu, ale chyba to przez adrenalinę. - Nikt nie ma prawa w taki sposób z tobą postępować, rozumiesz? - tym razem spojrzał na Avę, a wyraz jego twarzy momentalnie złagodniał w taki sam sposób jak od lat.
Ava Doyles Remi Soriente
mów mi/kontakt
natka#4170
a
Tego było już zdecydowanie za wiele. Najpierw upokorzyła go w Nobu, a teraz jej gach sprzedał mu prawy sierpowy prosto w twarz bez żadnego ostrzeżenia. Dawno nie czuł się tak wkurwiony, a trzeba przyznać, że Soriente należał raczej do ludzi pokojowo nastawionych. Nie znaczyło to jednak, że momencie w którym zostanie zaatakowany przyjmie cios z uprzejmością, a potem nadstawi drugi policzek. Wręcz przeciwnie. Miał ochotę zatłuc tego gnojka wyżywając się na nim za wszystko to co spotkało go w ostatnich dniach. Jednak stanowcza reakcja Avy dość szybko pozbawiła go tego zamiaru. Na nią też był wściekły, ale nigdy nie pozwoliłby sobie na skrzywdzenie kobiety. Nie w ten sposób. Pozwolił jej na to, aby go powstrzymała, ale dopiero po chwili opuścił rękę i spojrzał w jej oczy. Była przerażona, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia.
Syknął, gdy dłoń Doyles przyłożyła mu chusteczkę do nosa. Zabrał ją od niej, a zaraz potem wymierzył spojrzenie w pyszałkowatego bruneta przed sobą.
- Jaki kurwa sposób? O czym ty pierdolisz? - Warknął w odwecie. - Nic jej kurwa nie zrobiłem, a jeśli już coś się stało to nie twój zasrany biznes, fiucie - dodał nadal będąc rozjuszonym .
Nie miał pojęcia co naopowiadała mu Ava, ale widocznie jej wersja wydarzeń musiała być urozmaicona o znacznie więcej szczegółów. Prawdopodobnie takich, o których on sam nie miał pojęcia. Mógł tylko podejrzewać, że Doyles zapałała do niego czymś więcej niż tylko pożądaniem i nadal nie umiała sobie poradzić z tym, że po prostu zniknął. Odkrycie prawdy o jego tożsamości pewnie tylko ją dobiło, bo sobie wkręciła, że nigdy nic więcej od niej nie chciał sądząc, że nie należy do jego świata. Kurwa typowe.
- Widzę, że ty także ukrywałaś to kim naprawdę jesteś - zwrócił się teraz w stronę Avy, która z taką troską zajmowała się swoim chłoptasiem. - Myślałem, że jakoś wyjaśnimy sobie wszystko, ale widzę, że ty obierasz zgoła inną taktykę. Co będzie następne? Przebijesz mi opony w aucie, czy naślesz kolejnego chuja, który będzie miał mi wpierdolić? - Nigdy nie odezwał się do niej w ten sposób. Nie pamiętał też, aby kiedykolwiek się sprzeczali, ale teraz był nabuzowany i wściekły. Wiedział, że za kilka chwil pożałuje swoich słów, ale w tamtym momencie kierowała nim czysta złość.
Ava Doyles Maximilian Carter
Syknął, gdy dłoń Doyles przyłożyła mu chusteczkę do nosa. Zabrał ją od niej, a zaraz potem wymierzył spojrzenie w pyszałkowatego bruneta przed sobą.
- Jaki kurwa sposób? O czym ty pierdolisz? - Warknął w odwecie. - Nic jej kurwa nie zrobiłem, a jeśli już coś się stało to nie twój zasrany biznes, fiucie - dodał nadal będąc rozjuszonym .
Nie miał pojęcia co naopowiadała mu Ava, ale widocznie jej wersja wydarzeń musiała być urozmaicona o znacznie więcej szczegółów. Prawdopodobnie takich, o których on sam nie miał pojęcia. Mógł tylko podejrzewać, że Doyles zapałała do niego czymś więcej niż tylko pożądaniem i nadal nie umiała sobie poradzić z tym, że po prostu zniknął. Odkrycie prawdy o jego tożsamości pewnie tylko ją dobiło, bo sobie wkręciła, że nigdy nic więcej od niej nie chciał sądząc, że nie należy do jego świata. Kurwa typowe.
- Widzę, że ty także ukrywałaś to kim naprawdę jesteś - zwrócił się teraz w stronę Avy, która z taką troską zajmowała się swoim chłoptasiem. - Myślałem, że jakoś wyjaśnimy sobie wszystko, ale widzę, że ty obierasz zgoła inną taktykę. Co będzie następne? Przebijesz mi opony w aucie, czy naślesz kolejnego chuja, który będzie miał mi wpierdolić? - Nigdy nie odezwał się do niej w ten sposób. Nie pamiętał też, aby kiedykolwiek się sprzeczali, ale teraz był nabuzowany i wściekły. Wiedział, że za kilka chwil pożałuje swoich słów, ale w tamtym momencie kierowała nim czysta złość.
Ava Doyles Maximilian Carter
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Trzeba zaznaczyć, że Carter nie jest wrogo do ludzi nastawiony. Praktycznie przez cały czas na jego twarzy gościł szeroki uśmiech zapraszający do rozmowy z nim i tak też było zanim pojawił się pan Soriente. Maxx nie atakuje ludzi z zaskoczenia, ale od razu połączył fakty, bo kolejną rzeczą jaką należy wiedzieć o nauczycielu to to, że jest naprawde intelignentym facetem, nie ma tylko ładnej buźki i mięśni jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Czasami ludzi stwarzać pozory udając na początku głupiutkiego przystojniaka, ale to tylko dla żartów, bo potem okazuje się, że ma więcej do powiedzenia niż to jakiej odżywki używa lub ile razy chodzi na siłownie. Ćwiczy, bo to widać na pierwszy rzut oka, ale też zdrowo się odżywia.
- Serio? Nawet nie pamiętasz jak ją potraktowałeś? - zapytał, jednak było to bardziej pytanie retoryczne, bo Max nie chciał otrzymać na nie odpowiedzi, bo jego zachowanie mówiło samo za siebie. Nikt nie miał prawa traktować jego najlepszej przyjaciółki, która jest dla niego jak siostra w taki sposób. Gotuje się w nim wszystko od razu, kiedy tylko sobie o tym pomyśli. Może nie reagował by w taki sposób, gdyby nie miał tyle na głowie. Co prawda to nie powinno być wymówką w atakowaniu drugiego człowieka, ale co tam. Teraz nie ma czasu na to by myśleć logicznie. - Poziom słownictwa jak u naastolatka. Brawo. - zakpił sobie. Max bardzo rzadko klął, bo nie widział w tym potrzeby. Dla niego było to dość dziecinny objaw cholera wie czego. - Było trzeba zachować się jak facet, a nie jak palant. - słowa Cartera nie były ostre, ani wypowiedziane jakimś chamskim tonem, nie. - Jak dla mnie jesteś zwykłym frajerem, który nie zasługuje na to by z nią rozmawiać. - dodał po czym zapytał Ave czy idzie z nim czy zostaje, gdy dziewczyna podjęła decyzję oboje udali się w sobie dobrze znanym kierunku. No to tyle z fajnego spaceru i na pewno Max będzie mieć limo, trudno. Ava jest i zawsze będzie tego warta.
zakończone x3
Ava Doyles Remi Soriente
- Serio? Nawet nie pamiętasz jak ją potraktowałeś? - zapytał, jednak było to bardziej pytanie retoryczne, bo Max nie chciał otrzymać na nie odpowiedzi, bo jego zachowanie mówiło samo za siebie. Nikt nie miał prawa traktować jego najlepszej przyjaciółki, która jest dla niego jak siostra w taki sposób. Gotuje się w nim wszystko od razu, kiedy tylko sobie o tym pomyśli. Może nie reagował by w taki sposób, gdyby nie miał tyle na głowie. Co prawda to nie powinno być wymówką w atakowaniu drugiego człowieka, ale co tam. Teraz nie ma czasu na to by myśleć logicznie. - Poziom słownictwa jak u naastolatka. Brawo. - zakpił sobie. Max bardzo rzadko klął, bo nie widział w tym potrzeby. Dla niego było to dość dziecinny objaw cholera wie czego. - Było trzeba zachować się jak facet, a nie jak palant. - słowa Cartera nie były ostre, ani wypowiedziane jakimś chamskim tonem, nie. - Jak dla mnie jesteś zwykłym frajerem, który nie zasługuje na to by z nią rozmawiać. - dodał po czym zapytał Ave czy idzie z nim czy zostaje, gdy dziewczyna podjęła decyzję oboje udali się w sobie dobrze znanym kierunku. No to tyle z fajnego spaceru i na pewno Max będzie mieć limo, trudno. Ava jest i zawsze będzie tego warta.
Ava Doyles Remi Soriente
mów mi/kontakt
natka#4170
a
Nie brak mu uśmiechu i radości, a także talentu muzycznego. Dusi w sobie tajemnicę, o której nie chce rozmawiać. Przeżywa śmierć swojej matki. W nocy tuli do siebie pluszaki i zawsze śpi w różowej pościeli. Grunge i rock - to zdecydowanie jego klimaty... no może mimo tego zamiłowania do różu.
21
177
#2
Emilio Villeda
Z gitarą na plecach pokonywał kolejne kilometry na swojej deskorolce. Boki jego postrzępionej, szarawej kurtki jeansowej powiewały pod wpływem wiatru odsłaniając tym samym różową bluzę. Przymykał nieco oczy, ponieważ raziło go słońce. Oczywiście miał czapkę z daszkiem, jednakże służyła mu ona jako ozdoba. Daszek był wszakże skierowany ku tyłowi jego głowy. Wpatrywał się w dal. Ręce miał schowane w kieszeni ale całkiem łatwo było mu utrzymać równowagę. Na szczęście chodnik był w miarę prosty! Dodatkowo sprawę ułatwiał fakt, że raczej mało ludzi kręciło się teraz po mieście. Od czasu do czasu musiał kogoś wyminąć, ale ogółem poddawał się prędkości i co chwilę odpychał się nogą od ziemi, aby nie zwolnić. Nie wiedział tak naprawdę dokąd zmierza. Po prostu mknął przez miasto licząc na to, że nici losu poprowadzą go w jakieś ciekawe miejsce.
Spytacie się pewnie co robił w Hope Valley? Cóż, mieszkały tutaj jego siostry. Czasami się do nich wpraszał na noc. Zresztą lubił tą małą miejscowość. Jej okolice działały na niego inspirująco i zawsze po wizycie tutaj napisał jakiś świetny kawałek do szuflady. Tak naprawdę pracował nad całym albumem, ale ciężko mu to szło przez dodatkowe zlecenia. Korzystał mimo wszystko z każdej wolnej chwili, aby dać myślom odetchnąć.
W pewnym momencie dostrzegł tęczową ławeczkę. Zatrzymał się od razu, a na jego ustach od razu pojawił się najsłodszy i szeroki uśmiech na jaki tylko mógł się zdobyć. Nie czekając dłużej od razu podszedł do tej ławki i usiadł na niej uprzednio zdejmując z pleców gitarę. Założył nogę na nogę, tak aby wygodniej mu było grać, nastroił instrument i kilka razy szarpnął struny, aby być pewnym, że wydają odpowiedni dźwięk. Przymknął oczy próbując sobie przypomnieć jeden ze swoich kawałków. W końcu z wyimaginowanej playlisty wybrał jeden z nich. Do tego numeru nie wymyślił jeszcze nazwy. Nie przeszkadzało mu to jednak w grze. Po chwili dźwięki szarpanych nut, a także jego głos niosły się przez park i... cholernie dobrze mu to wychodziło. Ludzie przystawali, nawet na jeden krótki moment, aby nieco dłużej posłuchać tego, co śpiewał i grał Damien. Za chwilę jednak ruszali dalej. Chłopak jednak tego nie widział... w końcu grał z zamkniętymi oczami, aby jeszcze lepiej wczuć się w muzykę.
Emilio Villeda
Z gitarą na plecach pokonywał kolejne kilometry na swojej deskorolce. Boki jego postrzępionej, szarawej kurtki jeansowej powiewały pod wpływem wiatru odsłaniając tym samym różową bluzę. Przymykał nieco oczy, ponieważ raziło go słońce. Oczywiście miał czapkę z daszkiem, jednakże służyła mu ona jako ozdoba. Daszek był wszakże skierowany ku tyłowi jego głowy. Wpatrywał się w dal. Ręce miał schowane w kieszeni ale całkiem łatwo było mu utrzymać równowagę. Na szczęście chodnik był w miarę prosty! Dodatkowo sprawę ułatwiał fakt, że raczej mało ludzi kręciło się teraz po mieście. Od czasu do czasu musiał kogoś wyminąć, ale ogółem poddawał się prędkości i co chwilę odpychał się nogą od ziemi, aby nie zwolnić. Nie wiedział tak naprawdę dokąd zmierza. Po prostu mknął przez miasto licząc na to, że nici losu poprowadzą go w jakieś ciekawe miejsce.
Spytacie się pewnie co robił w Hope Valley? Cóż, mieszkały tutaj jego siostry. Czasami się do nich wpraszał na noc. Zresztą lubił tą małą miejscowość. Jej okolice działały na niego inspirująco i zawsze po wizycie tutaj napisał jakiś świetny kawałek do szuflady. Tak naprawdę pracował nad całym albumem, ale ciężko mu to szło przez dodatkowe zlecenia. Korzystał mimo wszystko z każdej wolnej chwili, aby dać myślom odetchnąć.
W pewnym momencie dostrzegł tęczową ławeczkę. Zatrzymał się od razu, a na jego ustach od razu pojawił się najsłodszy i szeroki uśmiech na jaki tylko mógł się zdobyć. Nie czekając dłużej od razu podszedł do tej ławki i usiadł na niej uprzednio zdejmując z pleców gitarę. Założył nogę na nogę, tak aby wygodniej mu było grać, nastroił instrument i kilka razy szarpnął struny, aby być pewnym, że wydają odpowiedni dźwięk. Przymknął oczy próbując sobie przypomnieć jeden ze swoich kawałków. W końcu z wyimaginowanej playlisty wybrał jeden z nich. Do tego numeru nie wymyślił jeszcze nazwy. Nie przeszkadzało mu to jednak w grze. Po chwili dźwięki szarpanych nut, a także jego głos niosły się przez park i... cholernie dobrze mu to wychodziło. Ludzie przystawali, nawet na jeden krótki moment, aby nieco dłużej posłuchać tego, co śpiewał i grał Damien. Za chwilę jednak ruszali dalej. Chłopak jednak tego nie widział... w końcu grał z zamkniętymi oczami, aby jeszcze lepiej wczuć się w muzykę.
mów mi/kontakt
Melvin#5210
a
Bywało tak, że Emilio wychodził na światło dzienne, zamiast przesypiać całe dnie. To absolutnie nie tak, że nagle zrobił się spokojniejszy; dalej prowadził nocne życie, dalej wpadał w kłopoty i handlował dragami, ale ostatnio w jego życiu wydarzyło się tyle rzeczy, że najzwyczajniej w świecie wziął sobie wolne.
Zawał brata, ponowne spotkanie z Gabrielem, masa niefortunnych przypadków, do których nie chciał wracać. Jego głowa potrzebowała odpoczynku, bo jeśli dalej tak pójdzie, wykorkuje przed Chavezem.
Zaciągnął się blantem, ruszając przez główną ulicę, raz za razem przeglądając wiadomości na telefonie. Hope4love, instagram, facebook. Wszystko pod najlepszą kontrolą. Kilka wiadomości od klientów, kilka od przelotnych romansów, dużo spamu i niczego konkretnego.
Zatrzymał się dopiero, gdy do jego uszu doszła muzyka; dźwięk gitary sprawił, że uniósł spojrzenie i zlustrował grającego niedaleko chłopaka, wpasowującego się w kolorową ławkę w sposób wręcz karykaturalny. Kątem oka dostrzegł, że inni również się zatrzymują; na krótką chwilę, kiwając z uznaniem głową lub podrygując kulawo. Villeda skrzywił się; każda reakcja przechodniów była niewystarczająca i lekceważąco obojętna. Chłopak miał talent, może nie taki jak jego siostra, ale z pewnością wpasowałby się w ich rodzinę z wyczuciem i zamiłowaniem do muzyki. Bo u Cyganów, śpiew i taniec zawsze mieli w krwi, pielęgnując to od urodzenia, z dziada pradziada.
Udzieliło mu się śpiewanie - dopalił blanta, wydmuchując chmarę dymu i niewiele myśląc, podchodząc do blondyna. Ciach, zgarnął z głowy jego czapkę i puścił mu oczko, gdy na niego zerknął. Żaden złodziej! Chciał pomóc. Więc do rytmu, bujając biodrami i machając do ludzi, wystawiał czapeczkę, zbierając co łaska, bo przecież wstyd, by chłopak grał za darmo.
Moneta za monetą, banknot za banknotem, charyzmatycznie zagadywał ludzi, nawet prosząc kilka kobiet do tańca, skoro muzyka grała, odczuwając dziwną przyjemność.
Nieznajomy przestał grać, a Emilio, oddychając ciężej, rzucił wypełnioną czapkę obok niego, opierając dłoń na biodrze i witając się z nim szerokim uśmiechem.
- Do usług, chłopaku. Niezła robota - pochwalił, padając obok niego na ławkę i wsuwając papierosa między wargi.
- Wisisz mi dobrego drinka.
Damien Halsworth
Zawał brata, ponowne spotkanie z Gabrielem, masa niefortunnych przypadków, do których nie chciał wracać. Jego głowa potrzebowała odpoczynku, bo jeśli dalej tak pójdzie, wykorkuje przed Chavezem.
Zaciągnął się blantem, ruszając przez główną ulicę, raz za razem przeglądając wiadomości na telefonie. Hope4love, instagram, facebook. Wszystko pod najlepszą kontrolą. Kilka wiadomości od klientów, kilka od przelotnych romansów, dużo spamu i niczego konkretnego.
Zatrzymał się dopiero, gdy do jego uszu doszła muzyka; dźwięk gitary sprawił, że uniósł spojrzenie i zlustrował grającego niedaleko chłopaka, wpasowującego się w kolorową ławkę w sposób wręcz karykaturalny. Kątem oka dostrzegł, że inni również się zatrzymują; na krótką chwilę, kiwając z uznaniem głową lub podrygując kulawo. Villeda skrzywił się; każda reakcja przechodniów była niewystarczająca i lekceważąco obojętna. Chłopak miał talent, może nie taki jak jego siostra, ale z pewnością wpasowałby się w ich rodzinę z wyczuciem i zamiłowaniem do muzyki. Bo u Cyganów, śpiew i taniec zawsze mieli w krwi, pielęgnując to od urodzenia, z dziada pradziada.
Udzieliło mu się śpiewanie - dopalił blanta, wydmuchując chmarę dymu i niewiele myśląc, podchodząc do blondyna. Ciach, zgarnął z głowy jego czapkę i puścił mu oczko, gdy na niego zerknął. Żaden złodziej! Chciał pomóc. Więc do rytmu, bujając biodrami i machając do ludzi, wystawiał czapeczkę, zbierając co łaska, bo przecież wstyd, by chłopak grał za darmo.
Moneta za monetą, banknot za banknotem, charyzmatycznie zagadywał ludzi, nawet prosząc kilka kobiet do tańca, skoro muzyka grała, odczuwając dziwną przyjemność.
Nieznajomy przestał grać, a Emilio, oddychając ciężej, rzucił wypełnioną czapkę obok niego, opierając dłoń na biodrze i witając się z nim szerokim uśmiechem.
- Do usług, chłopaku. Niezła robota - pochwalił, padając obok niego na ławkę i wsuwając papierosa między wargi.
- Wisisz mi dobrego drinka.
Damien Halsworth
mów mi/kontakt
Panacea#4568
a
Nie brak mu uśmiechu i radości, a także talentu muzycznego. Dusi w sobie tajemnicę, o której nie chce rozmawiać. Przeżywa śmierć swojej matki. W nocy tuli do siebie pluszaki i zawsze śpi w różowej pościeli. Grunge i rock - to zdecydowanie jego klimaty... no może mimo tego zamiłowania do różu.
21
177
Emilio Villeda
Z transu wyrwało dopiero go zabranie czapki. Nie przerywając grać otworzył oczy i spojrzał na chłopaka, który puścił do niego oko, a później zaczął nieco pobudzać publiczność i zbierać kasę. Damien nie grał teraz za kasę, chociaż nie ukrywał, że zastrzyk gotówki zawsze jest bardzo miłą odmianą. Zarabiał na tworzeniu muzyki w nieco inny sposób. Pewnie gdyby Emilio grał w komputerowe, możliwe, że usłyszałby niektóre utwory stworzone przez najmłodszego z Halsworthów. Nie mniej jego palce nadal szarpały struny gitary, a luźne granie zmieniło się niemalże w poważniejszy koncert, a już na pewno od momentu, kiedy Daminen zaczął się bardziej starać.
Niestety kawałek się powoli kończył. Dźwięk szarpniętej struny rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie ciszę przerywaną gdzieniegdzie ćwierkiem ptaków, rozmowami przechodniów czy zwykłym szumem liści poruszanych przez wiatr. Krótkie brawa i wszyscy rozeszli się w swoje strony. Został tylko nieznajomy mu chłopak, którego imienia nie znał. Od razu uśmiechnął się jednak do niego i poprawił blond grzywkę, która opadła mu na błękitne oczy.
- Oh, em... dziękuję - odparł tylko i nieco się zaczerwienił na policzkach, co śmiało mógł zgonić na chłodniejszą temperaturę o tej porze roku. Kiedy Emilio stwierdził, że Damien wisi mu drinka, chłopak jakby się zawiesił. Dosłownie, przez chwilę miał wzrok przypominający nieco pustkę. Jego mózg musiał przetrawić, że całkiem przystojny chłopak chce się napić drinka, którego miał mu kupić młody Halsworth. Na szczęście po chwili przypomniał sobie, że przecież ma obok siebie rozmówcę, który przecież widzi jego mimikę. Potrząsnął głową, jakby chciał się obudzić z tego dziwacznego transu.
- A tak... oczywiście. Cóż, przynajmniej będę miał za co go kupić - zaśmiał się i zerknął na czapkę, która wypełniona była po brzegi banknotami oraz monetami. Chwycił za daszek i przyjrzał się zebranej kasie. Chyba stanowiliby z Emiliem całkiem niezły zespół. W końcu wyciągnął w jego stronę czapkę. - To co? Dzielimy się po połowie? - Spytał. Cóż, nie oddałby przecież wszystkiego. W końcu w zarobkach miał też swój udział.
Z transu wyrwało dopiero go zabranie czapki. Nie przerywając grać otworzył oczy i spojrzał na chłopaka, który puścił do niego oko, a później zaczął nieco pobudzać publiczność i zbierać kasę. Damien nie grał teraz za kasę, chociaż nie ukrywał, że zastrzyk gotówki zawsze jest bardzo miłą odmianą. Zarabiał na tworzeniu muzyki w nieco inny sposób. Pewnie gdyby Emilio grał w komputerowe, możliwe, że usłyszałby niektóre utwory stworzone przez najmłodszego z Halsworthów. Nie mniej jego palce nadal szarpały struny gitary, a luźne granie zmieniło się niemalże w poważniejszy koncert, a już na pewno od momentu, kiedy Daminen zaczął się bardziej starać.
Niestety kawałek się powoli kończył. Dźwięk szarpniętej struny rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie ciszę przerywaną gdzieniegdzie ćwierkiem ptaków, rozmowami przechodniów czy zwykłym szumem liści poruszanych przez wiatr. Krótkie brawa i wszyscy rozeszli się w swoje strony. Został tylko nieznajomy mu chłopak, którego imienia nie znał. Od razu uśmiechnął się jednak do niego i poprawił blond grzywkę, która opadła mu na błękitne oczy.
- Oh, em... dziękuję - odparł tylko i nieco się zaczerwienił na policzkach, co śmiało mógł zgonić na chłodniejszą temperaturę o tej porze roku. Kiedy Emilio stwierdził, że Damien wisi mu drinka, chłopak jakby się zawiesił. Dosłownie, przez chwilę miał wzrok przypominający nieco pustkę. Jego mózg musiał przetrawić, że całkiem przystojny chłopak chce się napić drinka, którego miał mu kupić młody Halsworth. Na szczęście po chwili przypomniał sobie, że przecież ma obok siebie rozmówcę, który przecież widzi jego mimikę. Potrząsnął głową, jakby chciał się obudzić z tego dziwacznego transu.
- A tak... oczywiście. Cóż, przynajmniej będę miał za co go kupić - zaśmiał się i zerknął na czapkę, która wypełniona była po brzegi banknotami oraz monetami. Chwycił za daszek i przyjrzał się zebranej kasie. Chyba stanowiliby z Emiliem całkiem niezły zespół. W końcu wyciągnął w jego stronę czapkę. - To co? Dzielimy się po połowie? - Spytał. Cóż, nie oddałby przecież wszystkiego. W końcu w zarobkach miał też swój udział.
mów mi/kontakt
Melvin#5210
a
Emilio przechylił lekko głowę, lustrując uważnie twarz chłopaka. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy doszukiwał się śladów życia w ładnych, młodych oczach. Villeda bywał zbyt bezpośredni, co dotyczyło również większości jego rodzeństwa. W krwi mieli nie tylko taniec, ale również ognisty, nieposkromiony temperament oraz zbudowani byli z jakiejś dziwnej bezwstydności.
W końcu chłopak zaskoczył, a brunet parsknął krótki, wesołym śmiechem, opierając leniwie dłoń na oparciu ławki, tuż za jego plecami.
- Emilio - przedstawił się i nieznacznie ukłonił. Znano go na mieście, głównie za sprawą rodziny, jak również cudownych dragów, które sprzedawał. Kręcił się po klubach, po ciemnych uliczkach, parkach i domówkach, nigdy nie było wiadomo, kiedy w drzwiach pojawi się burza czarnych, wiecznie roztrzepanych loków. Zerknął przelotem na wypełnioną czapkę i pokręcił głową.
- Nie potrzebuję Twoich pieniędzy, Dzieciaku - przyznał przyjacielsko, w dzieciaku wcale nie ukrywając kpiących nut. Był to zwrot, którego użył, bo najnormalniej w świecie nie znał jego imienia. A poza tym pierwszy rzut oka mówił mu, że chłopak był od niego młodszy.
- Są Twoje. Zarobiłeś. Dobrze się przy tym bawiłem, wystarczy - przyznał, odwracając spojrzenie, by na moment zatrzymać się na grupce mijających ich ludzi. Jego kurtka zaszeleściła, gdy ponownie sięgnął do kieszeni po papierosa, wsuwając go między wargi. Nie odpalił używki, jedynie bawiąc się nią w swobodny, zajmujący sposób.
- Więc grasz, śpiewasz, zabawiasz ludzi. Coś jeszcze robisz w swoim życiu? - zagadnął tak, jakby nie było to ich pierwsze spotkanie, a kolejne, przypadkowe i leniwe. Lubił poznawać nowych ludzi, kto wie, może kiedyś skorzysta z tej znajomości. W ten czy inny sposób. Emilio zawsze był w stanie wykorzystać nowe relacje, chociaż trudno było przewidzieć czy druga osoba wyjdzie na tym dobrze.
- Ach, i jeszcze jeździsz na desce. Więc? Powiesz mi jak masz na imię, czy będziesz dalej tak patrzył jak sroka w gnat? - ciemne spojrzenie na nowo odnalazło tęczówki chłopaka, a brew Villedy uniosła się pytająco.
Damien Halsworth
W końcu chłopak zaskoczył, a brunet parsknął krótki, wesołym śmiechem, opierając leniwie dłoń na oparciu ławki, tuż za jego plecami.
- Emilio - przedstawił się i nieznacznie ukłonił. Znano go na mieście, głównie za sprawą rodziny, jak również cudownych dragów, które sprzedawał. Kręcił się po klubach, po ciemnych uliczkach, parkach i domówkach, nigdy nie było wiadomo, kiedy w drzwiach pojawi się burza czarnych, wiecznie roztrzepanych loków. Zerknął przelotem na wypełnioną czapkę i pokręcił głową.
- Nie potrzebuję Twoich pieniędzy, Dzieciaku - przyznał przyjacielsko, w dzieciaku wcale nie ukrywając kpiących nut. Był to zwrot, którego użył, bo najnormalniej w świecie nie znał jego imienia. A poza tym pierwszy rzut oka mówił mu, że chłopak był od niego młodszy.
- Są Twoje. Zarobiłeś. Dobrze się przy tym bawiłem, wystarczy - przyznał, odwracając spojrzenie, by na moment zatrzymać się na grupce mijających ich ludzi. Jego kurtka zaszeleściła, gdy ponownie sięgnął do kieszeni po papierosa, wsuwając go między wargi. Nie odpalił używki, jedynie bawiąc się nią w swobodny, zajmujący sposób.
- Więc grasz, śpiewasz, zabawiasz ludzi. Coś jeszcze robisz w swoim życiu? - zagadnął tak, jakby nie było to ich pierwsze spotkanie, a kolejne, przypadkowe i leniwe. Lubił poznawać nowych ludzi, kto wie, może kiedyś skorzysta z tej znajomości. W ten czy inny sposób. Emilio zawsze był w stanie wykorzystać nowe relacje, chociaż trudno było przewidzieć czy druga osoba wyjdzie na tym dobrze.
- Ach, i jeszcze jeździsz na desce. Więc? Powiesz mi jak masz na imię, czy będziesz dalej tak patrzył jak sroka w gnat? - ciemne spojrzenie na nowo odnalazło tęczówki chłopaka, a brew Villedy uniosła się pytająco.
Damien Halsworth
mów mi/kontakt
Panacea#4568
a
Nie brak mu uśmiechu i radości, a także talentu muzycznego. Dusi w sobie tajemnicę, o której nie chce rozmawiać. Przeżywa śmierć swojej matki. W nocy tuli do siebie pluszaki i zawsze śpi w różowej pościeli. Grunge i rock - to zdecydowanie jego klimaty... no może mimo tego zamiłowania do różu.
21
177
Chociaż chłopak był dopiero na początku drogi odkrywania swojej seksualności, a także samoakceptacji, to jednak musiał przyznać, że jego rozmówca był przystojny. To dlatego nie mógł jasno myśleć i skupić się porządnie na rozmowie. Na szczęście potrafił się bardzo szybko pozbierać i nie stracić tak dużo w oczach Emilia po prostu się w niego wgapiając zanim przypomni sobie, że ma przecież po coś język. Słysząc odpowiedź Emilia, wyciągnął swój portfel i zaczął powoli segregować dopiero co zarobione pieniądze. Wbrew pozorom była to trudna czynność, kiedy miało się specjalnie wyznaczone miejsce na banknoty, a inne na bilon.
- Damien - przedstawił się, a kąciki jego ust zmarszczyły się nadając twarzy tego wesołego i przyjaznego wyrazu. Wydawałoby się, jakoby w jego źrenicach zajaśniała radosna nutka. Damien strasznie lubił poznawać nowe osoby, szczególnie kiedy były tak pozytywne jak jego rozmówca. A właśnie takie wrażenie wywołał w nim Emilio - był to przyjacielski mężczyzna, który chociaż starszy to jednak nie wyglądał wcale tak staro. W zasadzie póki co, młody Halsworth, dawał mu nieco ponad dwadzieścia pięć lat. Nawet nie domyślał się, że mógł się pomylić o kilka dość długich lat. Mimo wszystko póki co dobrze mu się z nim rozmawiało, niemalże jak z rówieśnikiem. Zazwyczaj ze starszymi się nie dogadywał, w końcu w sercu nadal był po prostu dużym dzieckiem.
- Co? To? - Wskazał na gitarę zaskoczony. - Nie, nie. To tylko tak chciałem sobie pograć. Zwykle nie gram za kasę ale lubię sobie pobrzdękać i coś zanucić na świeżym powietrzu. Na przykład na plaży, na ulicy czy w parku - odpowiedział. Szeroki uśmiech cały czas jaśniał na jego twarzy sprawiając, że prezentował się jeszcze młodziej i bardziej uroczo. Palcami przesuwał po gitarze, tak jakby ją głaskał. Lubił ten instrument, chociaż nie był jedynym na którym potrafił grać. Damien był multiinstrumentalistą, był obdarzony słuchem absolutnym, co bardziej wynikało z jego genetyki. Całkiem dobrze radził sobie z rozpoznawaniem dźwięków, doskonale słyszał najmniejsze błędy, a to dobrze wpłynęło na jego naukę muzyki.
- W zasadzie tworzę muzykę. Ten kawałek co grałem skomponowałem jakiś rok temu może - dodał. Skoro miał okazję, żeby się pochwalić to nie mógł z tego nie skorzystać!
- Damien - przedstawił się, a kąciki jego ust zmarszczyły się nadając twarzy tego wesołego i przyjaznego wyrazu. Wydawałoby się, jakoby w jego źrenicach zajaśniała radosna nutka. Damien strasznie lubił poznawać nowe osoby, szczególnie kiedy były tak pozytywne jak jego rozmówca. A właśnie takie wrażenie wywołał w nim Emilio - był to przyjacielski mężczyzna, który chociaż starszy to jednak nie wyglądał wcale tak staro. W zasadzie póki co, młody Halsworth, dawał mu nieco ponad dwadzieścia pięć lat. Nawet nie domyślał się, że mógł się pomylić o kilka dość długich lat. Mimo wszystko póki co dobrze mu się z nim rozmawiało, niemalże jak z rówieśnikiem. Zazwyczaj ze starszymi się nie dogadywał, w końcu w sercu nadal był po prostu dużym dzieckiem.
- Co? To? - Wskazał na gitarę zaskoczony. - Nie, nie. To tylko tak chciałem sobie pograć. Zwykle nie gram za kasę ale lubię sobie pobrzdękać i coś zanucić na świeżym powietrzu. Na przykład na plaży, na ulicy czy w parku - odpowiedział. Szeroki uśmiech cały czas jaśniał na jego twarzy sprawiając, że prezentował się jeszcze młodziej i bardziej uroczo. Palcami przesuwał po gitarze, tak jakby ją głaskał. Lubił ten instrument, chociaż nie był jedynym na którym potrafił grać. Damien był multiinstrumentalistą, był obdarzony słuchem absolutnym, co bardziej wynikało z jego genetyki. Całkiem dobrze radził sobie z rozpoznawaniem dźwięków, doskonale słyszał najmniejsze błędy, a to dobrze wpłynęło na jego naukę muzyki.
- W zasadzie tworzę muzykę. Ten kawałek co grałem skomponowałem jakiś rok temu może - dodał. Skoro miał okazję, żeby się pochwalić to nie mógł z tego nie skorzystać!
mów mi/kontakt
Melvin#5210
a
Emilio też zawsze był otwarty na nowe znajomości. Nie tylko przez mocno imprezowy charakter, ale też dlatego, że wychodził z założenia, że im więcej ludzi zna, tym będzie mu łatwiej w życiu. Nigdy też się nie ograniczał; nie patrzył na wiek, kolor skóry czy płeć. Czasami rozmawiało się dobrze, czasami gorzej, najczęściej jednak prowadzone small talki kończyły się chociażby wymienieniem numerów telefonu. Nie tyczyło się to jedynie jednonocnych przygód, które często uskuteczniał.
Powiedzmy sobie szczerze, takich relacji po prostu się nie przeciąga.
Uśmiechnął się, obserwując jak chłopak chowa banknoty i się przedstawia. Ach, żeby on tak dbał o zarobione pieniądze, zamiast rozrzucać je gdzie popadnie. I wydawać, oczywiście, gdzie popadnie.
- Każdy ma jakieś hobby, prawda? - zauważył, skupiając ciemne spojrzenie na głaskanym instrumencie. Mogliby się dogadać, bo chociaż Villeda, w odróżnieniu od swojego rodzeństwa nie kochał żadnego, to potrafił na niektórych grać. Nie idealnie, jak jego siostra, ale całkiem poprawnie. Zdecydowanie bardziej wolał malować, ale i na to niekiedy nie miał czasu, zbyt pochłonięty kręcącym się melanżem. Priorytety.
- Och? Musisz poznać Ines. Dogadalibyście się. Moja siostra jest wokalistką. Gra na czymkolwiek, ale głównie w Jimmy's. Wybierz się tam kiedyś - zaproponował. Jego rodzina w główniej mierze składała się z osób, które nawiązują kontakty łatwo, prosto i szybko. Wystarczyło do nich podejść, zagadać, a reszta toczyła się swoim życiem. Damien wydawał mu się nieco za młody, by towarzyszyć Ines w piciu (nawet on czasami ma problem by jej dorównać), ale może pozwoli mu ze sobą wystąpić, skoro tak lubi sobie pograć.
- Powołaj się na mnie. Ines łatwo rozpoznać. Ciężko jej nie zauważyć - zmarszczył brwi, przywołując w pamięci rozwrzeszczaną, energiczną Cygankę o oryginalnym stylu i ciętym języku.
- Jesteś stąd? - zagaił. Przecież wypadało. Może znał kogoś z jego otoczenia, co potoczy dalej ich dyskusję. Jeśli nie, to i tak chętnie się dowie, co tu właściwie robi, ten młody przystojniaczek.
Damien Halsworth
Powiedzmy sobie szczerze, takich relacji po prostu się nie przeciąga.
Uśmiechnął się, obserwując jak chłopak chowa banknoty i się przedstawia. Ach, żeby on tak dbał o zarobione pieniądze, zamiast rozrzucać je gdzie popadnie. I wydawać, oczywiście, gdzie popadnie.
- Każdy ma jakieś hobby, prawda? - zauważył, skupiając ciemne spojrzenie na głaskanym instrumencie. Mogliby się dogadać, bo chociaż Villeda, w odróżnieniu od swojego rodzeństwa nie kochał żadnego, to potrafił na niektórych grać. Nie idealnie, jak jego siostra, ale całkiem poprawnie. Zdecydowanie bardziej wolał malować, ale i na to niekiedy nie miał czasu, zbyt pochłonięty kręcącym się melanżem. Priorytety.
- Och? Musisz poznać Ines. Dogadalibyście się. Moja siostra jest wokalistką. Gra na czymkolwiek, ale głównie w Jimmy's. Wybierz się tam kiedyś - zaproponował. Jego rodzina w główniej mierze składała się z osób, które nawiązują kontakty łatwo, prosto i szybko. Wystarczyło do nich podejść, zagadać, a reszta toczyła się swoim życiem. Damien wydawał mu się nieco za młody, by towarzyszyć Ines w piciu (nawet on czasami ma problem by jej dorównać), ale może pozwoli mu ze sobą wystąpić, skoro tak lubi sobie pograć.
- Powołaj się na mnie. Ines łatwo rozpoznać. Ciężko jej nie zauważyć - zmarszczył brwi, przywołując w pamięci rozwrzeszczaną, energiczną Cygankę o oryginalnym stylu i ciętym języku.
- Jesteś stąd? - zagaił. Przecież wypadało. Może znał kogoś z jego otoczenia, co potoczy dalej ich dyskusję. Jeśli nie, to i tak chętnie się dowie, co tu właściwie robi, ten młody przystojniaczek.
Damien Halsworth
mów mi/kontakt
Panacea#4568
a
Nie brak mu uśmiechu i radości, a także talentu muzycznego. Dusi w sobie tajemnicę, o której nie chce rozmawiać. Przeżywa śmierć swojej matki. W nocy tuli do siebie pluszaki i zawsze śpi w różowej pościeli. Grunge i rock - to zdecydowanie jego klimaty... no może mimo tego zamiłowania do różu.
21
177
Emilio Villeda
Co do znajomości to Damien był pod tym względem naprawdę dziwnym człowiekiem. Oczywiście uwielbiał poznawać nowych ludzi i zawierać nowe znajomości. Trudno jednak było się do niego zbliżyć i tak naprawdę bardzo bliskich przyjaciół mógł policzyć tylko na palcach jednej ręki, a to i tak nie wykorzystałby przy tym wszystkich palców. Miał swoje tajemnice, które skrywał za fasadą uśmiechu i głupiego humoru. Mało kto wiedział, że czasami zdarzało mu się płakać w poduszkę wieczorami, kiedy w głowie zebrało się za dużo myśli. Czasami pozwalał błądzić im po niebezpiecznych rejonach, które nieco go dobijały. To jednak czyniło go wrażliwym i dodawało mu doskonałego wyczucia przy tworzeniu muzyki. Wiele kawałków, które obecnie zdobiły twory, jakimi są gry wideo, powstało w chwilach załamania, spadku nastroju czy melancholii pojawiającej się zwykle zimowymi wieczorami.
Zdmuchnął z czoła kosmyk blond włosów, które zaczęły wpadać mu w oczy.
- A Ty jakie masz hobby tak w ogóle? Bo moje już znasz - spytał. Błękitne spojrzenie utkwił w rozmówcy starając się zachowywać najbardziej naturalnie, jak tylko potrafił co zwykle mu nie wychodziło, kiedy rozmawiał z przystojnymi chłopakami. Kiedy tylko Emilio wspomniał coś o swojej utalentowanej muzycznie siostrze, chłopakowi aż się oczy zaświeciły.
- O super! Na pewno się tam kiedyś wybiorę. Może nawet wezmę swoją gitarę i faktycznie coś gościnnie zagram - zaśmiał się. Raczej nie grywał jako tako koncertów. Oczywiście czasami coś zagrał w parku czy na ulicy ale tego zwykle nie można było nazwać mianem "koncertu". Gdyby miał wystąpić, planowo przed dużym tłumem ludzi, na pewno bardzo mu się denerwował. To nieco kolidowało z jego planami założenia swojego zespołu rockowego. Na razie czuł się bezpiecznie tworząc muzykę do gier, szczególnie kiedy robił to w zaciszu swojego studia, które bez wiedzy ojca, jakiś czas temu stworzył w garażu.
- Przyjechałem potruć trochę tyłek moim siostrom. Mieszkam z ojcem w Cape Coral ale bardzo często tutaj bywam - odparł. Przeczesał palcami włosy, które jednak zaczęły go nieco za bardzo denerwować, kiedy wpadały mu w oczy i usta. - A ty jesteś stąd?
Co do znajomości to Damien był pod tym względem naprawdę dziwnym człowiekiem. Oczywiście uwielbiał poznawać nowych ludzi i zawierać nowe znajomości. Trudno jednak było się do niego zbliżyć i tak naprawdę bardzo bliskich przyjaciół mógł policzyć tylko na palcach jednej ręki, a to i tak nie wykorzystałby przy tym wszystkich palców. Miał swoje tajemnice, które skrywał za fasadą uśmiechu i głupiego humoru. Mało kto wiedział, że czasami zdarzało mu się płakać w poduszkę wieczorami, kiedy w głowie zebrało się za dużo myśli. Czasami pozwalał błądzić im po niebezpiecznych rejonach, które nieco go dobijały. To jednak czyniło go wrażliwym i dodawało mu doskonałego wyczucia przy tworzeniu muzyki. Wiele kawałków, które obecnie zdobiły twory, jakimi są gry wideo, powstało w chwilach załamania, spadku nastroju czy melancholii pojawiającej się zwykle zimowymi wieczorami.
Zdmuchnął z czoła kosmyk blond włosów, które zaczęły wpadać mu w oczy.
- A Ty jakie masz hobby tak w ogóle? Bo moje już znasz - spytał. Błękitne spojrzenie utkwił w rozmówcy starając się zachowywać najbardziej naturalnie, jak tylko potrafił co zwykle mu nie wychodziło, kiedy rozmawiał z przystojnymi chłopakami. Kiedy tylko Emilio wspomniał coś o swojej utalentowanej muzycznie siostrze, chłopakowi aż się oczy zaświeciły.
- O super! Na pewno się tam kiedyś wybiorę. Może nawet wezmę swoją gitarę i faktycznie coś gościnnie zagram - zaśmiał się. Raczej nie grywał jako tako koncertów. Oczywiście czasami coś zagrał w parku czy na ulicy ale tego zwykle nie można było nazwać mianem "koncertu". Gdyby miał wystąpić, planowo przed dużym tłumem ludzi, na pewno bardzo mu się denerwował. To nieco kolidowało z jego planami założenia swojego zespołu rockowego. Na razie czuł się bezpiecznie tworząc muzykę do gier, szczególnie kiedy robił to w zaciszu swojego studia, które bez wiedzy ojca, jakiś czas temu stworzył w garażu.
- Przyjechałem potruć trochę tyłek moim siostrom. Mieszkam z ojcem w Cape Coral ale bardzo często tutaj bywam - odparł. Przeczesał palcami włosy, które jednak zaczęły go nieco za bardzo denerwować, kiedy wpadały mu w oczy i usta. - A ty jesteś stąd?
mów mi/kontakt
Melvin#5210
a
Emilio miał wiele pasji, chociaż główną z nich było najpewniej ćpanie i imprezowanie. Kochał malować, chociaż o tym wiedzieli nieliczni, a on sam jakoś niespecjalnie wychodził z inicjatywą, by przekazać tę informację światu.
Było wiele rzeczy, które lubił, jak muzykę, taniec, przypadkowe rozmowy z nieznajomymi ludźmi. Jak teraz, prawda?
Uśmiechnął się, dostrzegając uważnie spojrzenie blondyna. Przystojny, uroczy, na jego gust odrobinę za młody, ale kto wie, co przyniesie przyszłość?
Emilio nie bywał wybredny, no, może do pewnego czasu. Ostatnio w kudłatej głowie wiele mu się pozmieniało, a jeszcze więcej myśli kołatało mu się pomiędzy uszami.
Oblizał bezwiednie wargi, zaciągając się papierosem.
- Lubię wiele rzeczy - przyznał, wzruszając leniwie ramieniem. - Nie lubię się ograniczać. Ale zdecydowanie jedną z moich pasji jest spotykanie rozkosznych młodziaków - puścił mu nawet oczko na ten drobny żart, leniwie trącając jego kark palcami opartej niedaleko dłoni.
- Tutaj się urodziłem i pewnie tutaj umrę - odpowiedział, wysłuchując uprzednio słów Damiena o jego miejscu zamieszkania. Zaśmiał się cicho i machnął ręką, by nakreślić ogrom własnej rodziny na tym małym kawałku Hope Valley.
- Jest nas od groma. Mam sporo rodzeństwa, większość z nich mieszka tutaj. Jesteśmy jak mrówki, wszędzie nas pełno i ciężko nas rozpędzić - powiedział, przymykając powieki i odchylając głowę, by wypuścić spomiędzy warg chmurę dymu. Jak się nad tym zastanawiał, nigdy nie podróżował daleko. Nie było mu to na rękę; tutaj prowadził biznes, miał znajomych, cały jego wszechświat kręcił się w koło Hope i okolic. Ale może nie byłoby to zły pomysł, gdyby zrobił sobie przerwę na jakiś weekend?
- Zagrasz mi coś jeszcze?
Damien Halsworth
Było wiele rzeczy, które lubił, jak muzykę, taniec, przypadkowe rozmowy z nieznajomymi ludźmi. Jak teraz, prawda?
Uśmiechnął się, dostrzegając uważnie spojrzenie blondyna. Przystojny, uroczy, na jego gust odrobinę za młody, ale kto wie, co przyniesie przyszłość?
Emilio nie bywał wybredny, no, może do pewnego czasu. Ostatnio w kudłatej głowie wiele mu się pozmieniało, a jeszcze więcej myśli kołatało mu się pomiędzy uszami.
Oblizał bezwiednie wargi, zaciągając się papierosem.
- Lubię wiele rzeczy - przyznał, wzruszając leniwie ramieniem. - Nie lubię się ograniczać. Ale zdecydowanie jedną z moich pasji jest spotykanie rozkosznych młodziaków - puścił mu nawet oczko na ten drobny żart, leniwie trącając jego kark palcami opartej niedaleko dłoni.
- Tutaj się urodziłem i pewnie tutaj umrę - odpowiedział, wysłuchując uprzednio słów Damiena o jego miejscu zamieszkania. Zaśmiał się cicho i machnął ręką, by nakreślić ogrom własnej rodziny na tym małym kawałku Hope Valley.
- Jest nas od groma. Mam sporo rodzeństwa, większość z nich mieszka tutaj. Jesteśmy jak mrówki, wszędzie nas pełno i ciężko nas rozpędzić - powiedział, przymykając powieki i odchylając głowę, by wypuścić spomiędzy warg chmurę dymu. Jak się nad tym zastanawiał, nigdy nie podróżował daleko. Nie było mu to na rękę; tutaj prowadził biznes, miał znajomych, cały jego wszechświat kręcił się w koło Hope i okolic. Ale może nie byłoby to zły pomysł, gdyby zrobił sobie przerwę na jakiś weekend?
- Zagrasz mi coś jeszcze?
Damien Halsworth
mów mi/kontakt
Panacea#4568