Część turystyczna wyspy
a
Awatar użytkownika
<3
00
000

Post

Obrazek
The Best Coder of 2020 WŁADZA BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! SEX TELEFON - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" LILY OF THE VALLEY - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" TRUST ME, I'M A DOCTOR! - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" BARANEK SHAUN - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!"
mów mi/kontakt
administrator
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
36
167

Post

#2

Wymiana zastawki w sercu dla kardiochirurga była chlebem powszednim. Ten dość popularny zabieg, przewijający się w wielu podręcznikach do medycyny, któremu poświęcono masę artykułów, stanowił dla Jane liche wyzwanie. Biorąc pod uwagę fakt, że wałkowała ten temat od czasów stażu i samodzielnie wykonała takich operacji kilkanaście, czuła się podczas tego zabiegu niczym ryba w wodzie. Pamiętając jednak słowa swojego mentora, który przestrzegał ją przed zbytnią pewnością siebie, była gotowa na ewentualne komplikacje - wszakże każdy pacjent był inny. I choć każdorazowy zabieg miał przebiegać w podobnej lub wręcz identycznej procedurze, nie zawsze wszystko szło po myśli lekarza prowadzącego. Tak też było i tym razem - gdy staranne nacięcie uzewnętrzniło mięsień pacjenta, który z minuty na minutę coraz słabiej pompował krew, stojący wokół stołu lekarze mogli dostrzec, w jak słabej kondycji jest narząd starszego mężczyzny. Badania tego wcześniej nie wykazały, co było zresztą dość powszechnym zjawiskiem - po zebraniu wywiadu i postawieniu diagnozy, znało się zaledwie rąbek tajemnicy, którą skrywało ludzkie ciało. Dopiero po otworzeniu i ujrzeniu wszystkiego na własne oczy, można było przyznać z czym tak naprawdę ma się do czynienia. Jak można się domyślić, dzisiejszy pacjent doktor Adler zmarł. A ktoś mógłby powiedzieć - przecież robiła to setki razy.
Owszem.
Ale nie na jednym pacjencie.
A na różnych; indywidualnych jednostkach.
Nic więc dziwnego, że irytacja pojawiła się na twarzy pani doktor, gdy swoim niskim i chropowatym tonem oznajmiła godzinę zgonu. Chwilę później cisnęła też swój kolorowy czepek do odpowiedniego kosza, a drzwi od pomieszczenia, w którym lekarze myli się po zabiegu, uderzyły z impetem. Krótka rozmowa z żoną pacjenta i jego synem - to była prawdopodobnie najcięższa część. Tym bardziej, że wszem i wobec wiadomym było, że Jane Adler nie należy do osób, które raczą dobrym słowem i są do rany przyłóż. Mimo to, gdy zapraszała poszkodowanych na rozmowę do niewielkiej sali konferencyjnej, bił od niej profesjonalizm i rzeczowość. Zawsze oprócz słów wyrażających skruchę, wyjaśniała przyczynę zgonu i zapewniała - o czym była pewna - że nie można było zrobić nic więcej. A później po prostu wychodziła. Pozostawiała ludzi samych sobie ze smutkiem, uważając, że jest zbędna. W końcu jej praca w tym momencie zakończyła się, a pocieszycielka była z niej kiepska.
Jak więc stało się to, że późnym popołudniem znalazła się na Isla de Flores? Sama nie była pewna. Nie miała siły by wracać do schorowanej matki, która czekała na nią w domu, w towarzystwie opiekunki, którą Jane sowicie opłacała. Nie miała również siły, by tkwić na trzecim piętrze szpitala i wpatrywać się w ciało brata bliźniaka, które pogrążone zostało we śnie. Wiecznym śnie. Wyjątkowo Jane Adler potrzebowała czegoś innego; od zawsze stroniła w kontaktach z ludźmi, nie umiejąc utrzymać przy sobie nikogo na dłużej. To prawdopodobnie wieczna obojętność wymalowana na jej twarzy i chłód bijący zza lazurowych tęczówek. I w języku była powściągliwa, a gdy już się odzywała, to najczęściej nie było nic miłego. Całkowite przeciwieństwo jej brata. Bo choć z wyglądu byli identyczni, z charakteru byli ogniem i wodą.
Bar karaoke dla takiego introwertyka jakim jest Jane, wydał się kiepskim wyborem. Kobieta pożałowała, że się w nim znalazła, niemal od razu, gdy tylko z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki mężczyzny, który brzmiał, jakby słoń nadepnął mu na ucho. Z wyraźnym zniesmaczeniem na twarzy, blondynka przysiadła przy barze, gdzie niemal od razu została obsłużona.
Piwo — rzuciła krótko, jednak niemal od razu zatrzymała barmana ruchem dłoni, chcąc zmienić swoje zamówienie. — Szkocka — poprawiła się, narażając się tym samym na spojrzenie mężczyzny, które sugerowało, że zaraz zarzuci jej jakimś typowym dla barmana tekstem.
Ciężki dzień? — długo nie musiała czekać. O wiele młodszy od niej mężczyzna spoglądał na nią, szczerząc swoje idealne, białe zęby. Adler spojrzała na niego z dozą niepewności i wyrzutu, a wyraz jej twarzy dobitnie wskazywał, że nie jest typem klienta skorym do zwierzania się. Byleby jak najszybciej alkohol dostał się do krwiobiegu. Wtedy będzie szczęśliwa. A jeśli nie, to na pewno szczęśliwsza niż jest w tej chwili i bardzo pragnęła, by nikt znajomy nie zakłócił jej tej chwili. Chciała być sama, nawet jeśli siedzenie w tym barze oznaczało wysłuchiwanie jazgotu niespełnionych muzykantów lub pijanych ludzi, to i tak chciała być sama i raczyć się dobrym trunkiem. A potem pomoczyłaby stopy w chłodnej wodzie i odcisnęła parokrotnie swoje stopy na piasku. Tak dawno nie czuła na swojej skórze orzeźwiającej bryzy...
Pech chciał, że marzenia lekarki nie spełniły się. Zrozumiała to, gdy na horyzoncie pojawiła się znajoma twarz mężczyzny - kanciasta, opstrzona zarostem. Jane miała dobrą pamięć do twarzy i imion, choć się do tego nie przyznawała. Czasem wolała udawać, że nie wie z kim ma do czynienia, przez co mogła szybciej wymigać się od rozmowy. Tymczasem teraz czuła, że nadciągającego wieczoru nie spędzi w pojedynkę, a mimowolnie utknie w rozmowie, czy nawet wspólnej ciszy, z bratem dziewczyny, której jest mentorką i która - choć podziwia doktor Adler - z pewnością w głębi serca pomyślała raz, czy dwa, że z przyjemnością ukręciłaby jej łeb przy samej kości ogonowej.

Nathaniel Quincey
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! THE CHOSEN ONE BOGATE CV MEDYCYNA SKORPION PIĘKNY UMYSŁ
mów mi/kontakt
lisek
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
28
168

Post

Działo się sporo dziwnych, specyficznych i niespotykanych wcześniej w życiu Sybill rzeczy. Działo się tyle, że nie potrafiła nad tym nie myśleć i normalnie funkcjonować; obecnie wydarzenia odkładając na bok. Nigdy nie spodziewała się, że jedna wiadomość tak skutecznie wywróci jej świat do góry nogami. Nie sądziła, że na horyzoncie pojawi się taka dziwna, niespodziewana zmiana i że wreszcie zdarzy się coś … dobrego. Przynajmniej taką miała nadzieję. Chociaż nadal nie podjęła wystarczającego wysiłku, żeby zmierzyć się z okolicznościami i w odpowiedni sposób poznać swoją nową, nieznaną wcześniej siostrę, z wiedzą, że ktoś taki istnieje, było jej jakoś łatwiej; znacznie raźniej niż wcześniej. I cieszyła się. Wreszcie zdarzyło się coś, co obudziło w niej szczerą radość i było to uczucie na tyle nowe, że Sybill nie bardzo wiedziała, jak sobie z nim poradzić. Prawdopodobnie potrzebowała przede wszystkim porozmawiać z przyjaciółką; z kimś, kto ją zrozumie i w jakikolwiek sposób będzie potrafił doradzić. A chociaż wcześniej, niezbyt umiejętnie, na przygodę związaną z listem w butelce wybrała jej byłego męża, wiedziała, wiedziała, że Ally jest najodpowiedniejszą osobą do rozmów o życiu. Umówiła się z nią w pracy. Ostatnimi czasy, dziwnym trafem, w Canta Ahora planował zdecydowanie mniejszy ruch, więc była w stanie pozwolić sobie na małe odstępstwo i podczas sobotniej zmiany przedyskutować z przyjaciółką kilka spraw. A może nawet zaśpiewać piosenkę, gdyby przyszła jej taka ochota? No, może już bez takich szaleństw. Pracując na karaoke zdecydowanie zbyt długi czas, Fernsby miała nawet swój konkretny repertuar, który od czasu do czasu postanawiała przedstawić; ale nie była przekonana, czy nadaje się on na taką okazję. Sprawy ważne i ważniejsze, prawda?

ally willoughby
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! BOGATE CV WOMEN POWER OSIEROCONY/A RAK O SERCU Z KAMIENIA
mów mi/kontakt
ally willoughby
a

Post

Od kilku dni Ally zastanawiała się bardzo poważnie, czy gdyby przypadkiem i bez świadków wypchnęła Cama przez balkon, to czy ktoś by mógł ją posądzić o usiłowanie morderstwa. Była pewna, że jej mąż taki wypadek z kilkunastu metrów by przeżył - jak to powiadają, złego licho nie bierze - a istniała też jakaś minimalna szansa, że bolesne zderzenie uruchomi u niego szereg procesów myślowych i kto wie, może tym samym nawet sprawi, że przebywanie z nim pod jednym dachem przestanie być taką męką. Niestety - te wspaniałe, bojowe plany musiała na razie odłożyć, bo w klinice w ostatnich tygodniach mieli istny kocioł. Ally nie do końca rozumiała, skąd ten nagły ruch, ale nie zamierzała narzekać, w końcu z faktu, że zwiększyły się adopcje niechcianych zwierząt należało się tylko cieszyć. Serce jej się krajało, jak myślała o tych wszystkich porzuconych czworonogach, zamkniętych w ciasnych klatkach i marzących o lepszym losie. Gdyby tylko mogła, to wzięłaby je pod swój własny dach, no ale niestety, przez taki, a nie inny zawód nie mogła sobie pozwolić na zbyt pokaźne grono pupilów, bo zwyczajnie nie miałaby czasu, by się nimi zająć. Już samo znalezienie wolnej chwili dla przyjaciół było nie lada wyzwaniem, a co dopiero dla kilkunastu psów czy kotów! A jeśli już o dobrych, dawno niewidzianych znajomych mowa, to właśnie dzisiaj Willoughby umówiła się po pracy z Sybill. Nim jednak zjawiła się w umówionym miejscu, to jeszcze podskoczyła do domu, by się przebrać. Tam zaliczyła też sprzeczkę z Camem o niespuszczoną deskę klozetową, a nawet zdążyła nieład na głowie ogarnąć! I paradoksalnie pomimo tego natłoku wrażeń, dała radę stawić się punktualnie. - Cześć! Wszystko gra? - rzuciła na powitanie, pewnie przyjaciółkę ściskając i zaraz zajmując miejsce koło niej przy barze. Od razu zamówiła też drinka, no bo halo, po ciężkim dniu w pracy to jej się należało, prawda?

Sybill Fernsby
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
28
168

Post

Szczęśliwym trafem Ally miała akurat czas, żeby się z nią spotkać. Sybill doskonale wiedziała, że ostatnimi czasy nie jest u niej zbyt kolorowo, więc niekoniecznie wymagała dużych pokładów uwagi. Ot spotykały się kiedy mogły. Tego dnia nie potrafiła jednak odpuścić – potrzebowała porozmawiać z kimś, kto chociaż spróbuję ją zrozumieć i cokolwiek doradzić. Z kimś, z kim dogadywała się wystarczająco dobrze, by przedyskutować problemy, o których nie wspominała zbyt często i zdecydowanie nie wspominała byle komu. Zazwyczaj była zamknięta w sobie; przyzwyczajona do samotnego przebywania i radzenia sobie bez pomocy z zewnątrz, nie przejmowała się specjalnie. Powoli jednak zaczęła zmieniać swój sposób bycia i nieco przestawiać się na inny tryb; a chociaż w dalszym ciągu nie była od nikogo zależna, lubiła mieć się do kogo odezwać przynajmniej od czasu do czasu. W przypadku większych, ważniejszych kwestii – czyli takich, jak odnalezienie siostry, o której istnieniu nie miała bladego pojęcia. Fernsby, nie mając tego dnia zbyt wiele do roboty, delikatnie przechylona nad barowym blatem, patrzyła w przestrzeń, a z rozmyśleń wybiło ją dopiero zarejestrowane kątem oka pojawienie się przyjaciółki. – Hej! W zasadzie tak, chyba tak – powiedziała, chociaż zabrzmiało to nieco nieswojo. Pospiesznie przygotowała drinka, a korzystając z okazji, że nikt nie patrzy, ona również nieco podreperowała swoją colę. Tak symbolicznie. – Co u ciebie? Wszystko w porządku? – zapytała, ze szczerą troską. Sybill nie tak dawno widziała się z Camem, ale nie miała w zwyczaju rozmawiać z nim na temat małżeńskiej relacji z Ally. Owszem, znali się już długo i nie chciała, żeby jakiekolwiek obecne wydarzenia w znaczącym stopniu wpłynęło na ich relację, ale jak można się domyślić, wchodziła tutaj w grę również damska solidarność.


ally willoughby
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! BOGATE CV WOMEN POWER OSIEROCONY/A RAK O SERCU Z KAMIENIA
mów mi/kontakt
ally willoughby
a

Post

Co jak co, ale Ally byłaby dużo bardziej nieszczęśliwa, gdyby nie miała się komu od czasu do czasu pożalić. Prawdopodobnie z braku laku zaczęłaby rozmawiać ze swoimi czworonożnymi pacjentami, choć tutaj adekwatniejszym określeniem byłoby prowadzenie monologu. To bankowo nie zostałoby dobrze odebrane przez potencjalnych klientów, bo umówmy się, weterynarz opowiadająca o swoich małżeńskich problemach kotu czy papudze to trochę jednak przypał. W ogóle nie były to sprawy, którymi chciała dzielić się ze światem, w końcu tak pozowali z Camem na idealną parę i gdyby zaczęła rozpowiadać na prawo i lewo, że jest zwyczajnie nieszczęśliwa w tym układzie, to mogłaby tym samym rozpocząć falę plotek. Ally doskonale wiedziała, jak to działało; nagle seniorki zaczęłyby posyłać jej wymowne spojrzenia i rzucać mądrościami o trudach wynikających z roli żony, a kto wie, może i jakiś naczelny plotkarz pokusiłby się o rozpuszczenie wieści, że powodem ich sporów jest ktoś trzeci? No nie, nie, tego Willoughby to zdecydowanie nie chciała, bo jednak jej cierpliwość od wielu tygodni wisiała na włosku i jakby ktoś jej zaczął takie kity wciskać, to prawdopodobnie dokonałaby samozapłonu. Ale znowu duszenie w sobie wszystkich trosk też nie było zdrowe, więc cieszyła się w duchu przeogromnie, że może na tym spotkaniu z Sybill wreszcie z siebie wyrzuci dręczące ją sprawy. Nie przewidziała jednak, iż jej przyjaciółkę również coś może męczyć, co od razu wyłapała, gdy tylko na nią spojrzała. - O nie, Fernsby, nie ze mną te numery - zaprotestowała od razu, odwracając się do niej całą sylwetką i mierząc ją lustrującym spojrzeniem. - Gadaj, już - ponagliła, ramiona przy tym krzyżując na klatce piersiowej i ani na moment nie spuszczając z przyjaciółki wszechwiedzącego wzroku. Całkowicie tym samym zignorowała zadane przez Sybill pytania, ale hej, zdecydowanie wolała w tej chwili rozmawiać o cudzych problemach niż o swoich, bo dzięki temu przynajmniej będzie miała okazję się na coś przydać, a być może nawet i pomóc.

Sybill Fernsby
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
jk rowling była kiedyś jej przyjaciółką, ale od kiedy ukradła imię jej córki dla sowy i wypisuje krzywdzące i żenujące rzeczy w social mediach, ellen udaje, że ma amnezję i jej nie pamięta
49
168

Post

[4]

Nie samą rodziną i pracą człowiek żyje - przynajmniej tak słyszała Ellen, a że miała uchodzić za tę mądrzejszą, dojrzalszą koleżankę Allison i Sybill, postanowiła zastosować się do tej zasady i wyjść z nimi na miasto. Teraz było jej łatwiej, bo okazało się, że Fred naprawdę dobrze radził sobie z ogarnianiem cyrku, zwanego domem Whitlowów. A to pozwalało Ellen na chwilę oddechu. Dlatego, gdy wróciła z pracy rozpoczęła przygotowania do babskiego wieczoru. I nawet z kreacją postanowiła zaszaleć. Może trochę za namową córek? W końcu też jej się coś od życia należało, mimo iż czas naznaczył jej twarz zmarszczkami i przyprószył czarne pasma szlachetną siwizną. Nadal jednak miała zgrabne nogi, pozbawione żylaków, które mogła pokazać światu, podobno. Pożegnała się z całą gromadką, życzyła Fredowi powodzenia i już po chwili wsiadała do - tak, dobrze czytacie - taksówki.
Kiedy wysiadła pod Canta Ahora zapłaciła kierowcy i ruszyła w poszukiwaniu dwóch młodych kobiet, których sympatię, jakimś cudem, zdobyła. Uśmiechnęła się delikatnie podchodząc do stolika. - Wybaczcie mi spóźnienie - usprawiedliwiła się, jak wypadało, a następnie rzuciła im badawcze spojrzenie, wnikliwego mędrca, za którego mogła się uważać. W mig wyczuła pismo nosem, zatem z cierpliwością czekała aż Sybill wyspowiada się Allison, bo widać tego wymagała pani Willoughby, wlepiając wyczekujący wzrok w brunetkę.

ally willoughby Sybill Fernsby
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum!
mów mi/kontakt
lenny
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
28
168

Post

Jak już wspomniałam, niekoniecznie potrafiła czy też lubiła się zwierzać – zbyt długo uchodziła za osobę zamkniętą w sobie i nie korzystającą z niczyjej pomocy, więc … pojawiło się tutaj pewne przyzwyczajenie. I przeświadczenie, że sama poradzi sobie najlepiej. Sybill wychowała się, nie mając na świecie nikogo, kto mógłby jej jakkolwiek pomóc; nigdy nie mogła liczyć na rodzinę, a zawieranie przyjaźni do pewnego wieku szło jej bardzo opornie. Dlatego też chociaż obecnie naprawdę się starała, zawsze potrzebowała nieco więcej czasu, żeby się otworzyć. – Jakiś czas temu wysprzątałam cały dom – zaczęła, biorąc do ręki swoją (turbo) colę i upijając z niej większy łyk – … i znalazłam akty urodzenia. Dwa – odparła, opanowanym, aczkolwiek nieco niepewnym tonem. W dalszym ciągu miała problem z oswojeniem się z tą myślą i przyznaniem do tego, że jej świat obecnie … cóż, wygląda całkiem inaczej, niżby się to mogło wydawać. I inaczej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Chociaż minęło już trochę czasy od kiedy odkopała stare papiery, początkowo nie wiedziała, jak komukolwiek o tym powiedzieć, więc wstrzymała się ze zwierzeniami. Potrzebowała chwili do namysłu. I pewnie dodałaby coś jeszcze, aczkolwiek pojawienie się Ellen chwilowo wybiło ją z rytmu. Szczerze powiedziawszy nawet nie wiedziała, że Ally się z nią umówiła, aczkolwiek było to całkiem logicznie – ostatecznie Sybill była na zmianie, wiec równie dobrze mogła cały wieczór polewać drinki. I chociaż jej to nie przeszkadzało, rzuciła przyjaciółce nieco karcące spojrzenie; prawdopodobnie głównie dlatego, że była akurat w trakcie wypowiedzi. Po chwili jednak przeniosła swoją uwagę na Ellen. – Czego się napijesz? – zapytała z marszu, nie zawracając sobie nawet głowy zastanawianiem się, czy koleżanka aby na pewno ma ochotę na alkohol.

ally willoughby Ellen Whitlow
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! BOGATE CV WOMEN POWER OSIEROCONY/A RAK O SERCU Z KAMIENIA
mów mi/kontakt
ally willoughby
a

Post

Widząc, że Sybill nieprzesadnie śpieszy się ze swoim wyznaniem, Ally westchnęła ciężko i sięgnęła po drinka, który w międzyczasie zdążył się już przed nią pojawić. Nie zamierzała dzisiaj za bardzo szaleć z alkoholem, bo była zmęczona po pracy, a doskonale zdawała sobie sprawę, iż wyczerpanie psychiczne i szereg mocnych trunków to zdecydowanie nie najlepsze połączenie. Dlatego też nieśpiesznie sączyła swoje mojito, przyglądając się jednocześnie, jak Fernsby zbiera się w sobie. Gdy przyjaciółka wreszcie zaczęła mówić, to Ally jeszcze na zachętę głową kilkakrotnie kiwnęła, żeby nie miała oporów przed wyłożeniem kawy na ławę, w końcu to nie było tak, że coś z tą informacją zamierzała zrobić. Mimochodem oczy jej się jak spodki zrobiły, kiedy zostały wspomniane dwa akty urodzenia. - Że co? - wydusiła z siebie, aż drink z wrażenia z powrotem na wypolerowany blat baru odstawiając. - Jak to w ogóle możliwe? - kontynuowała bombardowanie Sybill pytaniami, brwi unosząc niemal po czubek głowy i wpatrując się w nią z wyraźnym zmieszaniem. Oderwała od niej wzrok dopiero, gdy usłyszała dobrze znany sobie głos, który sprawił, że twarz Allison rozjaśniła się jak choinka bożonarodzeniowa i stwierdzenie, że nawet na widok własnego męża się tak nie cieszyła wcale kłamstwem nie będzie. Ktoś oczywiście mógłby tutaj kąśliwie wtrącić, że taka różnica wieku nie pozwalała na nawiązanie zbyt bliskiej relacji, aczkolwiek Willoughby nie zdawała się przejmować, iż Whitlow sto razy więcej od niej widziała i przeżyła, a nawet wręcz przeciwnie, właśnie przez wzgląd na te liczne doświadczenia życiowe bardzo Ellen szanowała, lubiła spędzać z nią czas, a także słuchać pomocnych rad, które zazwyczaj były strzałem w dziesiątkę. Biorąc pod uwagę tę świętą sympatię, nic sobie ze spojrzenia Fernsby nie zrobiła, a nieco się przesunęła, by zrobić miejsce nowo przybyłej. - Przyszłaś w samą porę, nie uwierzysz, czego dowiedziała się Sybill - rzuciła z podekscytowaniem, przenosząc wzrok na wspomnianą przyjaciółkę, oczywiście wcale tym sposobem nie wywierając presji, by jeszcze raz się ze swoim odkryciem podzieliła, hehe.

Sybill Fernsby Ellen Whitlow
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Zapracowana studentka komunikacji wizerunkowej, która wieczorami rozlewa drinki. W wolnych chwilach prowadzi bloga o modzie. Związki nie są jej mocną stroną, dlatego zasypia sama.
23
163

Post

[ 2 ]

Po kolejnym długim i niezwykle nużącym dniu w pracy, Rosie postanowiła spędzić trochę czasu w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki. Napisała do Flory i zaproponowała jej, żeby wieczorem wspólnie wyruszyły na podbój miasteczka. Na całe szczęście brunetka nie miała nic przeciwko i ochoczo przyjęła jej propozycję. Rosie miała za sobą kilka intensywnych tygodni. Najpierw walczyła z egzaminami, a potem rzuciła się w wir pracy, aby trochę się odkuć. Rudowłosa praktycznie całe dni spędzała za barem, ale nie narzekała nawet pomimo ogromnego zmęczenia. Był środek sezonu, dlatego w okolicy przewijała się masa ciekawych ludzi. Dodatkowo turyści często zostawiali hojne napiwki, co było chyba największą zaletą pracy w branży gastronomicznej.
Przez to, że Rosie miała dziś popołudniową zmianę, dziewczyny umówiły się na mieście. Swoją zabawę miały rozpocząć w barze, który znajdował się w stosunkowo niewielkiej odległości od ich domu. Po pracy Rosie wybrała się jeszcze na krótką przechadzkę po plaży. Chciała zażyć trochę świeżego powietrza, ale ostatecznie zupełnie niespodziewanie natknęła się na swoją byłą dziewczynę. Prawdę mówiąc, Rosie nie wiedziała nawet, że Franky była w mieście. Trochę się zdziwiła, ale na szczęście zdążyła uciec nim dziewczyna dostrzegła jej obecność.Szczerze mówiąc, odetchnęła z ulgą. Wciąż nie była gotowa na to spotkanie. Ich rozstanie było trudne i nastąpiło w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Rose wiedziała, że nawaliła, ale usiłowała odciąć się od przeszłości. W drodze do baru trochę sobie myślała. Kiedy ujrzała Florę, uśmiechnęła się i pomachała w jej stronę.
— Hej! Jak my dawno się nie widziałyśmy — zażartowała, cichutko przy tym chichocząc. Uściskała ją na powitanie, a później wspólnie z Florą ruszyła w stronę wejścia do baru. — Jak Ci minął dzień? — spytała. — Ja zdecydowanie muszę się dziś napić — oznajmiła z ciężkim westchnieniem. Flora z pewnością od razu zauważyła, że coś nie gra, w końcu znała Rosie na wylot.

Flora Hockley
BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? WOMEN POWER WHEN WE WERE YOUNG TUBYLEC SINGIEL STUDENT
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
Once you choose Hope, everything is possible.
25
156

Post

#4

Flora długo wyczekiwała dnia, w którym wszystko będzie układać się po jej myśli. Jak na razie niestety nic na to nie wskazywało co mocno ją denerwowało! Chyba wszechświat jej po prostu mocni nie lubił, że traktował ją w ten sposób! Zawsze musiała się mocno narobić, a jeszcze oczywiście znalazło się coś, co musiało tę jej pracę mocno utrudnić. Dzisiejszego dnia był to odpływ poprowadzony nie z tej strony co potrzeba, przez co musieli kuć całą ścianę i praca na budowie się jeszcze bardziej wydłużyła. Hockley lubiła się trzymać terminu oddawania projektów, ale cóż... wypadały czasem sytuacje, których nie była w stanie przewidzieć. Taka już specyfika tej pracy, co u Florki często powodowały wielkie ataki stresu, a nawet paniki, że po prostu się z czymś nie wyrobi w terminie.
Całe szczęście bywały takie momenty, w których mogła sobie trochę wyczillować. To właśnie był jeden z nich dlatego w dość dobrym nastroju kierowała się w stronę umówionego miejsca na spotkanie z dziewczyną, z którą się przecież już TYLE CZASU nie widziała, normalnie aż 8 godzin, a to już dużo! Flora bardzo się cieszyła, że może mieszkać z kimś kogo zna i uwielbia, bo przecież ważne było to żeby w wolnych chwilach mieć z kim porozmawiać i komu popłakać w rękaw. No, a jakby na to nie patrzeć to Flora często pakowała się w relacje, po których wylewała hektolitry łez. - Nooo stara... powiem Ci, że włosy Ci urosły i chyba zdążyłaś trochę przytyć w bioderkach przez ten czas - zażartowała sobie uśmiechając się szeroko do przyjaciółki i dała jej małego kuksańca w bok. - Chujowo... zjebali z rurami i trzeba było kuć ścianę, przez co prawdopodobnie nie wyrobimy się na czas i to ja będę musiała się tłumaczyć inwestorom - wywróciła oczami, bo to było naprawdę bardzo niefajne. - Ooo, a co się stało? - zapytała przyglądając się jej dociekliwie, a jak na nią spojrzała to już widziała, że coś jest nie tak. - Okej, siadamy i musisz mi o wszystkim opowiedzieć - mruknęła, gdy już weszły do środka i skierowały się w stronę wolnych siedzeń.

Rosie McAllister
DRAMA QUEEN ZŁOTA RĄCZKA ŻARŁOK
mów mi/kontakt
autor
a
Awatar użytkownika
do Hope Valley powróciła po trzech latach wraz ze swoim szefem, z którym mieszka na ranczu, gdzie zajmuje się końmi i uczy jeździectwa
27
163

Post

5.

Może i Hope Valley nie ma do zaoferowania tyle klubów i barów, co Miami, ale zawsze coś się znajdzie, przynajmniej z takiego założenia Josie wychodzi. Zresztą i tak uważa, że nie liczy się miejsce, a towarzystwo, z jakim się bawisz. Na towarzystwo Javiera zaś zdecydowanie narzekać nie może. W innym wypadku już dawno wróciłaby do domu, a tymczasem mija już trzecia godzina, odkąd wyszli na miasto, i wciąż świetnie się bawi. Widać to zresztą po jej zachowaniu — szeroki uśmiech, roziskrzone od alkoholu spojrzenie i ta nadzwyczajna ilość energii, która sprawia, że nie potrafi usiedzieć na miejscu. Dlatego kiedy już schodzą z parkietu w jednym z miejscowych klubów, nie ma zamiaru siadać przy stoliku i zamulać, o nie! Dlatego bez pytania chwyta Javiera za ramię i ciągnie go do wyjścia, nie zważając na to, czy jest z tego faktu zadowolony, czy nie. Musi za nią nadążyć, nie ma innej opcji! Najwyżej następnym razem dwa razy zastanowi się, gdy Josie zaproponuje mu wyjście na miasto.
Chodźmy do Jimmy’s! O tej porze często występuje ktoś fajny! — rzuca z zadowoleniem i ciągnie go w kierunku baru z występami na żywo, ale parę sekund później zatrzymuje się na środku chodnika. — Albo wiem! Chodźmy do Divertido! Tam robią dobre drinki! — stwierdza i rusza w zupełnie innym niż przed chwilą kierunku, aby zaraz znowu zatrzymać się w połowie kroku. — Nie, nie, nie! Wieeeeem — mówi przeciągle, z niemal diabelskimi iskierkami w oczach i spogląda na Javiera z szerokim uśmiechem na twarzy. — Idziemy śpiewać! Canta Ahora wciąż powinna być otwarta — zarządza i teraz już zdecydowanie ciągnie mężczyzna w kierunku baru z karaoke. Oczywiście na trzeźwo w życiu nie rzuciłaby takim pomysłem, ale najwidoczniej procenty zdążyły już przyćmić zdrowy rozsądek i przejąć nad nim władzę. Nazajutrz pewnie będzie żałować, kląć na swoją głupotę i błagać w duchu, aby nikt nie nagrał tego, jak się wygłupiała na scenie, bo co do tego nie ma wątpliwości. Talentu do śpiewania nie ma za grosz, a co dopiero po pijaku! Ale tu o dobrą zabawę chodzi, tak? Tak! I ma nadzieję, że Javier podziela ten jej entuzjazm.

javier cervantes
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? SINGIEL WE'RE NOT IN KANSAS ANYMORE - OUTLANDERS JESTEM NIEWIERZĄCY/A WIELBICIEL SUSHI zmarzluch
mów mi/kontakt
nonsens
ODPOWIEDZ