Cóż, spadanie z deski było dość naturalną częścią surfowania. Nawet w zimniejsze miesiące, choć dla Fitza to określenie w odniesieniu do Florydy było śmieszne. Zima tutaj oznaczała 18-22 stopnie w ciągu dnia i 10-18 w nocy. Nijak miało się to do warunków, w których się wychował. W Irlandii takie temperatury odnotowywano na początku lata, a nie w środku zimy. A surfowali w znacznie niższych niż ta, których doświadczał obecnie, nosząc po prostu grubsze i zupełnie nieprzepuszczalne pianki. Mieszkał tu jednak wystarczająco długo by wiedzieć (chociaż wciąż go to zadziwiało), że dla kogoś kto urodził i wychował się tu siedemnaście stopni, które towarzyszyło temu późnemu popołudniu to była dość chłodna pogoda, przy której się ciepło ubierali. Miał więc nadzieję, że Winston odpowiednio się odział by nie szczękać potem zębami. Najwyżej pójdą do chatki O’Corrigana i dostanie herbatkę z wkładką.
– Spokojnie, myślę, że nie dostaniesz zawału – zażartował sobie z kumpla. Czasami lubił przywołać różnicę wieku, jaka ich dzieliła, ale zwykle jej nie dostrzegał. Nie był pewien czy to kwestia tego, że Carter był wciąż młody duchem, czy on sam był starszy mentalnie niż wskazywał na to jego rok urodzenia, ale koniec końców liczyło się to, że się dogadywali. – Wiem i po tylu latach wciąż mnie to dziwi – pokiwał głową w lekkiej zadumie. W gruncie rzeczy działało to obecnie na ich korzyść, skoro dzięki tej temperaturze byli praktycznie sami na plaży i nikogo nie spotkają na wodzie. Powinien się cieszyć w przewrażliwienia mieszkańców Florydy. – Mmm, może miasto da nam jakąś nagrodę – zażartował sobie i parsknął pod nosem. Miał tych młodzików gdzieś. Wpadało się do wody nieraz. Najważniejsze to było z niej w którymś momencie wyjść. A potem już zajęli się oboje surfowaniem i każdy z nich mierzył się z falami, z mniejszym lub większym powodzeniem. Choć dość często wychodził na wodę to za każdym razem było to dla niego wciąż niesamowitą zabawą i wyborną rozrywką. Niezależnie od pomyłek i pluśnięć do wody. Kiedy więc uznał, że ma już dość, miał dość szeroki uśmiech na ustach, który zwykle się nie pojawiał. Wylazł z wody i popatrzył na kumpla.
– Cieszę się, że Ci się spodobało i dam znać następnym razem jak będę chciał się wybrać – obiecał i rzucił deskę na suchy piasek, a sam zajął się ściąganiem z siebie pianki. Na chwilę wrócił do wody, by się obmyć z piasku, a potem owinął ręcznikiem i klapnął na deseczce. Z torby wyciągnął ich zwyczajowy alkohol i podał kumplowi butelkę. – Na rozgranie – zakomenderował. Przeczesał palcami włosy, żeby mu nie opadały na twarz, a potem pociągnął łyka alkoholu, który przyjemnie się rozszedł po jego wnętrznościach, rozgrzewając wszystko po drodze. – Dobrze Ci tam szło, nawet na tym zimnie – pochwalił Cartera.
winston carter
a
mów mi/kontakt
pandaa#5430