Franky Goldman
To prawda, Sophie nie zauważała świata wokół niej, nie słyszała zatem wołającej ją ratowniczki. Całkowicie nie zważając zatem na słowa kobiety brnęła wgłąb wody, przecież tak bardzo chciała się ochłodzić w tej chwili. W pewnej chwili jednak miała wrażenie że ktoś ją woła, dlatego odwróciła się i pomachała wesoło do kobiety w stroju ratownika wodnego, w tej też chwili zrobiła krok do tyłu, zachwiała się i wpadła do wody, akurat na plecy. Poczuła jak spada w dół, jakby gdzieś pod nią była tak głęboka dziura w którą padała, a widziała jedynie światło odbijające się od wody. Wystraszyła się, chciała zawołać o pomoc, lecz gdy otworzyła usta to zachłysnęła się wodą. Nadal czuła że jej nogi robią się ociężałe, ręce także, cała czuła się tak ciężka, jakby jakiś ołów przywiązano do jej ciała. Wciąż widziała promienie słońca gdzieś wysoko, próbowała wyciągnąć ku nim dłoń, najpierw lewą, potem prawą, jednak żadną z nich nie mogła dosięgnąć światła, którego tak teraz pragnęła. Czuła zmęczenie mięśni, powieki również stawały się zmęczone, zaczęły opadać. Próbowała walczyć z tym uczuciem ociężałości, próbując poruszać rękami i nogami, ale te ruchy były takie trudne i powolne, aż zastanawiała się czy się nie poddać, ta ciemność była straszna, ale i również kojąca. Pozwoliła opaść jej powiekom i bezwładnie opadać na dno, nie wiedząc że ratunek już nadchodzi. Gdy już prawie dotknęła dna poczuła jakieś silne drgnięcie i to że jest ciągnięta w górę, ku światłu. Czy to oznaczało że umiera? Ale ona nie chciała umierać, była jeszcze na to zbyt młoda, jeszcze tyle przed nią, przecież miała zostać modelką dla największych agencji w Stanach i na całym świecie! Nie mogła tak poddać się ramionom śmierci, zaczęła zatem walczyć, wierzgać, rękoma dotykając czegoś co przypomina twarz, podduszając kostuchę, nawet nie będąc świadomą że przecież atakuje w tym momencie ratowniczkę, która próbowała przywrócić ją do świata żywych. Jednak sam w sobie alkohol, a może nawet i inne używki z dnia poprzedniego sprawiły, że Sophie była w swoim świecie. Jak to możliwe że chcąc się jedynie schłodzić można prawie umrzeć?
a
mów mi/kontakt
-
a
Praca Goldman polegała na tym, by pomagać tym, który znaleźli się w niebezpiecznej sytuacji w wodzie... co prawda większość z nich sama się o takie rzeczy prosiła, ale przecież nie mogła ratować tylko tych, którzy rzeczywiście sami się o to nie prosili. Nie mogła nikogo kategoryzować, chociaż musiała przyznać, ze wyławianie z wody kolejnej nawalonej osoby było dla niej naprawdę denerwujące. Przede wszystkim dlatego, ze tyle mówiło się o tym jak człowiek powinien zachowywać się nad wodą, a to i tak jaj grochem o ścianę, nikt nie słucha tego co się do niego mówi i o co się prosi. To było strasznie słabe, ale chyba nie mogła nic na to poradzić. Pogadanki, kampanie informacyjne, wszystko było bez sensu jeżeli ludzie nie wykazywali się jakąś wyobraźnią. Woda go żywioł, nad którym nie dało się zapanować, szczególnie jeżeli w grę wchodziła tak duża przestrzeń.
Widząc, że nieznajoma kobieta w ogóle nie reaguje na jej słowa, Goldman podeszła nieco bliżej obserwując całą sytuację. Jednak już po chwili nie miała najmniejszych wątpliwości, że za chwilę może dojsc do tragedii! Dlatego szybko wyskoczyła do wody, żeby podplynąć do kobiety, a gdy była bliżej spróbowała złapać dziewczynę w pasie, co nie było łatwe, bo kobieta mocno się wierzgała i Franky aż się nieco skrzywiła gdy oberwała prosto w twarz. - Przestań się tak rzucać - warknęła do niej, bo czasem nie można było być miłym człowiekiem, w takich warunkach potrzebna była stanowczość i to chyba tylko dzięki temu udało się Franky jakoś chwycić dziewczynę i wyciągnąć ją na brzeg. - Słyszy mnie Pani? - zapytała pochylając się nad nią I starając się jakoś ocenić stan zdrowia kobiety.
Sophie Golighty
Widząc, że nieznajoma kobieta w ogóle nie reaguje na jej słowa, Goldman podeszła nieco bliżej obserwując całą sytuację. Jednak już po chwili nie miała najmniejszych wątpliwości, że za chwilę może dojsc do tragedii! Dlatego szybko wyskoczyła do wody, żeby podplynąć do kobiety, a gdy była bliżej spróbowała złapać dziewczynę w pasie, co nie było łatwe, bo kobieta mocno się wierzgała i Franky aż się nieco skrzywiła gdy oberwała prosto w twarz. - Przestań się tak rzucać - warknęła do niej, bo czasem nie można było być miłym człowiekiem, w takich warunkach potrzebna była stanowczość i to chyba tylko dzięki temu udało się Franky jakoś chwycić dziewczynę i wyciągnąć ją na brzeg. - Słyszy mnie Pani? - zapytała pochylając się nad nią I starając się jakoś ocenić stan zdrowia kobiety.
Sophie Golighty
mów mi/kontakt
cyc
a
Franky Goldman
Kampanie informacyjne, kto by je oglądał? Przecież tam tylko pouczają, wszystkie akcje są ustawione, a grają tam przecież jedynie statyści. Poza tym w życiu wcale się tak nie zdarza... no właśnie w tym momencie Sophie przeżyła na własnej skórze to, co widziała ukradkiem w kampanii informacyjnej. I nie, w ogóle jej się to nie podobało, bo przecież komu podobałoby się topienie i umieranie? Chyba jakiemuś ponurakowi, masochiście i samobójcy, a na pewno nie młodej dziewczynie, która ma jeszcze całą karierę modelingu przed sobą i całe imprezowe życie. Na początku była pewna, że to coś, co próbowało złapać ją za pas to kostucha i że musi się bronić przed śmiercią, ale potem usłyszała jak ta kostucha na nią krzyczy i w odmętach wody zobaczyła anielską twarz... A anioły to chyba raczej ratują, aniżeli odbierają życie, nieprawdaż? Dlatego poddała się temu aniołowi i czuła chwilę potem, jak anioł ten niesie ją w górę, oby tylko nie do raju. Miała jeszcze wiele niezakończonych spraw na ziemi, a dokładniej w Hope Valley. Kilka chwil i ciężkich oddechów dalej, leżała już na piasku, czuła że jej niedobrze. Zaczęła kaszleć, a z każdym kaszlnięciem miała wrażenie, że chwyta coraz więcej powietrza do płuc i wyraźnie wraca jej świadomość. Świat jeszcze kręcił się dookoła, co sprawiało, że muliło ją w żołądku, stąd to skrzywienie na jej twarzy. Nie znosiła tego uczucia nigdy, nawet jako dziecko. Jednak gdy świat powoli stawał w miejscu, znów jej oczom ukazała się ta piękna istota, kobieta, która uratowała jej życie.
- Jesteś aniołem? - zapytała charczącym głosem i wyciągnęła dłonie, by dotknąć twarzy wybawicielki, tak jakby chciała sprawdzić, czy ta jest żywa, czy jest prawdziwa. Goldman była taka piękna, taka mokra i taka zimna po wyjściu z morskiej otchłani, że Sophie nie mogła się nadziwić temu, że spotkała tak cudowną istotę. Dlatego jej lewa dłoń dotykała policzka kobiety, jakby chciała zbadać każdy milimetr jej skóry, a prawa dłoń dotykała włosów kobiety.
- Dziękuję, jesteś moją wybawicielką. - dodała, myśląc nieco bardziej trzeźwo niż przed chwilą, tak jakby powoli docierał do niej świat rzeczywisty, nie halucynacja wywołana narkotykami, alkoholem i brakiem tlenu, którego nabawiła się tonąc.
Kampanie informacyjne, kto by je oglądał? Przecież tam tylko pouczają, wszystkie akcje są ustawione, a grają tam przecież jedynie statyści. Poza tym w życiu wcale się tak nie zdarza... no właśnie w tym momencie Sophie przeżyła na własnej skórze to, co widziała ukradkiem w kampanii informacyjnej. I nie, w ogóle jej się to nie podobało, bo przecież komu podobałoby się topienie i umieranie? Chyba jakiemuś ponurakowi, masochiście i samobójcy, a na pewno nie młodej dziewczynie, która ma jeszcze całą karierę modelingu przed sobą i całe imprezowe życie. Na początku była pewna, że to coś, co próbowało złapać ją za pas to kostucha i że musi się bronić przed śmiercią, ale potem usłyszała jak ta kostucha na nią krzyczy i w odmętach wody zobaczyła anielską twarz... A anioły to chyba raczej ratują, aniżeli odbierają życie, nieprawdaż? Dlatego poddała się temu aniołowi i czuła chwilę potem, jak anioł ten niesie ją w górę, oby tylko nie do raju. Miała jeszcze wiele niezakończonych spraw na ziemi, a dokładniej w Hope Valley. Kilka chwil i ciężkich oddechów dalej, leżała już na piasku, czuła że jej niedobrze. Zaczęła kaszleć, a z każdym kaszlnięciem miała wrażenie, że chwyta coraz więcej powietrza do płuc i wyraźnie wraca jej świadomość. Świat jeszcze kręcił się dookoła, co sprawiało, że muliło ją w żołądku, stąd to skrzywienie na jej twarzy. Nie znosiła tego uczucia nigdy, nawet jako dziecko. Jednak gdy świat powoli stawał w miejscu, znów jej oczom ukazała się ta piękna istota, kobieta, która uratowała jej życie.
- Jesteś aniołem? - zapytała charczącym głosem i wyciągnęła dłonie, by dotknąć twarzy wybawicielki, tak jakby chciała sprawdzić, czy ta jest żywa, czy jest prawdziwa. Goldman była taka piękna, taka mokra i taka zimna po wyjściu z morskiej otchłani, że Sophie nie mogła się nadziwić temu, że spotkała tak cudowną istotę. Dlatego jej lewa dłoń dotykała policzka kobiety, jakby chciała zbadać każdy milimetr jej skóry, a prawa dłoń dotykała włosów kobiety.
- Dziękuję, jesteś moją wybawicielką. - dodała, myśląc nieco bardziej trzeźwo niż przed chwilą, tak jakby powoli docierał do niej świat rzeczywisty, nie halucynacja wywołana narkotykami, alkoholem i brakiem tlenu, którego nabawiła się tonąc.
mów mi/kontakt
-
a
Gayleene miała teraz względny spokój i tego właśnie potrzebowała od ostatnich kilku lat. Gdy żyła w pędzie Szmaragdowego Miasta nawet nie zauważyła jak godziny zmieniały się w dni, a te z kolei w tygodnie i miesiące. Czuła się jak w letargu i potrzebowała czegoś by się z niego obudzić. Chciała się skupić na czymś innym niż na swojej karierze. Mogła spokojnie powiedzieć, że jej życie zawodowe w tamtym czasie był dobre. Tutaj, w Hope Valley ma swoim rodzinnym miasteczku ma sporo przyjaciół. Praktycznie każdy dzień jest wypełniony spotkaniami, nawet tymi przypadkowymi. Uwielbiała coś takiego, bo kobieta jest bardzo towarzyska i kocha przebywać w towarzystwie ludzi, nie ważne czy i zna dłuższy czas czy tez dopiero co poznaje. Nie ma czasu na smutne myśli, chociaż prawniczka nie jest tym rodzajem człowieka, który rozpacza i rozpamiętuje, ale jest tylko człowiekiem i czasem dopada ją gorszy okres, ale przez większość czasu jest szeroko uśmiechnięta i promienna dziewczyna, czyli taka jaka jest od zawsze, nie zmieniła się za bardzo.
- Hej, miło cię widzieć po takim czasie.- dodała z lekkim uśmiechem patrząc na dziewczynę. Nie, Gay w żaden sposób nie miała powiązania z takim świadkiem i na pewno nie została tutaj wysłana w celu zrobienie czegokolwiek Ginie. Spotkały się tutaj przez przypadek. - Tak, to mój syn Nicho. - chłopiec słysząc swoje imię pomachał kobiecie i wrócił do zabawy, więc nie musiała się obawiać, że do niej w jakiś sposób podejdzie. - Przyjechałam jakiś czas temu. - powiedziała po prostu. Fakt, nie spodziewała się Flanagan tutaj. Ostatni raz widziały się przecież w Seattle.
Gina Flanagan
- Hej, miło cię widzieć po takim czasie.- dodała z lekkim uśmiechem patrząc na dziewczynę. Nie, Gay w żaden sposób nie miała powiązania z takim świadkiem i na pewno nie została tutaj wysłana w celu zrobienie czegokolwiek Ginie. Spotkały się tutaj przez przypadek. - Tak, to mój syn Nicho. - chłopiec słysząc swoje imię pomachał kobiecie i wrócił do zabawy, więc nie musiała się obawiać, że do niej w jakiś sposób podejdzie. - Przyjechałam jakiś czas temu. - powiedziała po prostu. Fakt, nie spodziewała się Flanagan tutaj. Ostatni raz widziały się przecież w Seattle.
Gina Flanagan
mów mi/kontakt
Natalia
a
W przypadku Giny było dokładnie odwrotnie - być może jej życie nigdy nie było usłane różami, ale w Seattle miała całą swoją rodzinę oraz gang, za który była gotowa oddać życie. Owszem, nie raz i nie dwa próbowała się wyrwać z miasteczka, szukać szczęścia w świecie i może tak dla odmiany zacząć utrzymywać się z czegoś legalnego, ale i tak zawsze wracała do domu. Teraz nie miała takiej opcji. Seattle było dla niej absolutnie niedostępne, z rodziną nie mogła utrzymywać kontaktu, a gang mógłby zwrócić się przeciwko niej. W Hope Valley zaś, poza swoim najlepszym przyjacielem, którym uchronił ją przed marnym losem, nie miała absolutnie nic i nikogo. No, może poza dwoma kociętami, które uratowała ostatnio.
Mogła podejrzewać, że Gay nie jest w żaden sposób związana z gangiem, jednak mimo wszystko ciężko było jej opanować spięcie. Marshall chyba by ją zamknął w piwnicy (oczywiście zakładając, że dałby sobie z nią radę) gdyby wiedział, ile znajomych twarzy spotkała już w Hope Valley po tym, jak niczym zbiegowie w środku nocy uciekali ze Seattle na drugi koniec kraju. Jeśli mieli zacząć tutaj na nowo, to im mniej z przeszłości będzie ją tutaj prześladowało, tym lepiej. - Uroczy - skwitowała tonem, sugerującym, że wcale zachwycona nie jest i absolutnie nie ma ochoty zapoznawać się z tym urwisem bliżej, więc szczęśliwie dla niej chłopiec postanowił zostać na placu zabaw. Gayleene nie powinna sobie tego brać do siebie - każdy, kto choć przelotnie poznał Flanagan doskonale wiedział, że powiedzenie, że nie przepadała za dziećmi było tu mocnym eufemizmem. - Naprawdę? A na stałe czy na wakacje? - zapytała, starając się nie zabrzmieć zbyt wścibsko. Mimo wszystko, lepiej ustalić na czym się stoi.
Gayleene Holloway
Mogła podejrzewać, że Gay nie jest w żaden sposób związana z gangiem, jednak mimo wszystko ciężko było jej opanować spięcie. Marshall chyba by ją zamknął w piwnicy (oczywiście zakładając, że dałby sobie z nią radę) gdyby wiedział, ile znajomych twarzy spotkała już w Hope Valley po tym, jak niczym zbiegowie w środku nocy uciekali ze Seattle na drugi koniec kraju. Jeśli mieli zacząć tutaj na nowo, to im mniej z przeszłości będzie ją tutaj prześladowało, tym lepiej. - Uroczy - skwitowała tonem, sugerującym, że wcale zachwycona nie jest i absolutnie nie ma ochoty zapoznawać się z tym urwisem bliżej, więc szczęśliwie dla niej chłopiec postanowił zostać na placu zabaw. Gayleene nie powinna sobie tego brać do siebie - każdy, kto choć przelotnie poznał Flanagan doskonale wiedział, że powiedzenie, że nie przepadała za dziećmi było tu mocnym eufemizmem. - Naprawdę? A na stałe czy na wakacje? - zapytała, starając się nie zabrzmieć zbyt wścibsko. Mimo wszystko, lepiej ustalić na czym się stoi.
Gayleene Holloway
mów mi/kontakt
autor
a
Przypuszczam, że Gayleene nie miała pojęcia czym się zajmuje dziewczyna tak naprawdę. Pewnie, gdyby wiedziała to chciała by jej w jakiś sposób pomóc, ale oczywiście bez prawienia morałów, ponieważ to nie leży w jej naturze. Każdy jest kowalem swojego losu, jak się mówi. Jesteśmy dorośli i wiemy co dla nas dobre, no może nie zawsze, ale w większości przypadków. Gayleene chciała w końcu żyć pełnią życia. W Seattle miała wszystko – według niektórych standardów oczywiście. Miała dobrą pracę, pozycje, cudowne mieszkanie i cudowne dziecko. Tak, może i była szczęściarą i przez wiele lat jej to wystarczało, jednak ona czuła, że czegoś jej brakuje. Chyba był to pewnego rodzaju spokój i poczucie czegoś, czego sama nie potrafiła nazwać.
- Wróciłam tutaj na stałe. - uśmiechnęła się lekko do Giny po czym rozejrzała się za swoim synem. Gay nie jest człowiekiem, który zrobił by coś takiego. Nie wydała by swojej przyjaciółki w żaden sposób, pewnie jest to sprzeczne z tym czym się zajmuje, ale woli mieć odebrane prawa do wykonywania zawodu niż być zdrajcą. Zniszczone zaufanie jest nie do odbudowania. Sama to wie, ponieważ została w taki sposób zdradzona przez bardzo bliską osobą. Brak zaufania też nie jest fajny. - usiądziesz ze mną chwilę i napijemy się lemoniady? - zapytała po czym głową wskazała na podróżna lodówkę, którą miała ze sobą. Miała w niej schłodzony napój składający się z wody, cytryny, limonki i mięty. Dodała tez trochę miodu by złagodzić smak cytrusów. - Na długo zostajesz? - zapytała nie wścibsko, ale była po prostu ciekawa co u niej słychać.
Gina Flanagan
- Wróciłam tutaj na stałe. - uśmiechnęła się lekko do Giny po czym rozejrzała się za swoim synem. Gay nie jest człowiekiem, który zrobił by coś takiego. Nie wydała by swojej przyjaciółki w żaden sposób, pewnie jest to sprzeczne z tym czym się zajmuje, ale woli mieć odebrane prawa do wykonywania zawodu niż być zdrajcą. Zniszczone zaufanie jest nie do odbudowania. Sama to wie, ponieważ została w taki sposób zdradzona przez bardzo bliską osobą. Brak zaufania też nie jest fajny. - usiądziesz ze mną chwilę i napijemy się lemoniady? - zapytała po czym głową wskazała na podróżna lodówkę, którą miała ze sobą. Miała w niej schłodzony napój składający się z wody, cytryny, limonki i mięty. Dodała tez trochę miodu by złagodzić smak cytrusów. - Na długo zostajesz? - zapytała nie wścibsko, ale była po prostu ciekawa co u niej słychać.
Gina Flanagan
mów mi/kontakt
Natalia
a
Gina nigdy nie potrzebowała pomocy, a nawet gdyby Gayleene zdecydowała się jej udzielić, prędzej sama dostałaby rykoszetem, niż wprowadziła jakiekolwiek "pozytywne" zmiany w życiu drugiej dziewczyny. Flanagan urodziła się i wychowywała wśród członków gangu - podczas gdy inni rodzice uczyli swoje dzieci, aby nie zabierać koleżankom i kolegom zabawek w piaskownicy, ją uczono jak najlepiej podprowadzić komuś portfel z kieszeni i prawidłowo się obronić. Tak, choć na pierwszy rzut oka mogła się wydawać raczej wątła i bezbronna, doskonale potrafiła o siebie zadbać. Z drugiej strony, nigdy nawet nie marzyła o takim życiu jakie prowadziła Gayleene - dobra praca, piękne mieszkanie, dziecko i facet. Chyba nie umiałaby się nawet w takim świecie odnaleźć. Wystarczyło tylko popatrzeć, jak teraz ciężko przychodziła jej adaptacja do nowych warunków - zamiast stać się uczciwą kobietą, wciąż wolała kraść i oszukiwać. Bo tak było jej po prostu łatwiej.
- Zdecydowanie lepsze miejsce do wychowania kaszo... dziecka. Dziecka - poprawiła się, bo choć zwykle nie dbała o to, co sobie ludzie pomyślą, to Gay okazała się jedną z niewielu znajomych jej twarzy w Hope Valley i głupio byłoby ją odstraszyć już na wstępie. Mogła jeszcze dodać, że małe miasteczko na Florydzie było nie tyle lepsze, co na pewno bezpieczniejsze od Seattle. - Em, jasne, pewnie. Nie masz tam przypadkiem czegoś mocniejszego do tej lemoniady? - zapytała z nadzieją, bo zbliżało się południe, więc dla Flanagan była to idealna pora, aby rozpocząć picie. - Jeszcze tego tak w sumie nie ustaliłam... na razie z przyjacielem wynajęliśmy tu dom, on ma pracę w Miami, a ja się za czymś rozglądam. Zobaczymy jak pójdzie - wzruszyła ramionami, gdyż szukanie roboty zdecydowanie nie było teraz jej priorytetem.
Gayleene Patterson
- Zdecydowanie lepsze miejsce do wychowania kaszo... dziecka. Dziecka - poprawiła się, bo choć zwykle nie dbała o to, co sobie ludzie pomyślą, to Gay okazała się jedną z niewielu znajomych jej twarzy w Hope Valley i głupio byłoby ją odstraszyć już na wstępie. Mogła jeszcze dodać, że małe miasteczko na Florydzie było nie tyle lepsze, co na pewno bezpieczniejsze od Seattle. - Em, jasne, pewnie. Nie masz tam przypadkiem czegoś mocniejszego do tej lemoniady? - zapytała z nadzieją, bo zbliżało się południe, więc dla Flanagan była to idealna pora, aby rozpocząć picie. - Jeszcze tego tak w sumie nie ustaliłam... na razie z przyjacielem wynajęliśmy tu dom, on ma pracę w Miami, a ja się za czymś rozglądam. Zobaczymy jak pójdzie - wzruszyła ramionami, gdyż szukanie roboty zdecydowanie nie było teraz jej priorytetem.
Gayleene Patterson
mów mi/kontakt
autor