#2
Hugo nawet dokładnie nie potrafił opisać kiedy zaczęła się jego przygoda z aparatem, ale dokładnie tak samo było z muzyką czy malowaniem. Wydawało mu się, że to wszystko po prostu od zawsze było w jego życiu, chociaż jeśli chodzi o fotografowanie to oczywiście ta pasja najbardziej rozwinęła się przy jego podróżach. Po powrocie do domu łapał się różnych drobniejszych zleceń. Wiadomo, za coś jednak musiał żyć, a dolary nie spadały mu z nieba. Zawsze jednak ostrzegał, że nie jest zawodowym, profesjonalnym fotografem, nie ma ekipy która mu pomaga i tych wszystkich innych rzeczy. Jego zdjęcia były naprawdę świetne, ale wszystkiego nauczył się sam nie w szkole czy na kursach, bo na takich nigdy nie był. Dzisiaj też był umówiony na sesje, dziewczyna odezwała się do niego w internecie, umówili wszystkie szczegóły. Cóż, nie był wielkim miłośnikiem takich zdjęć. Nie to, aby nie doceniał piękna kobiecego ciała czy nie podobały mu się kobiety w kostiumach czy bieliźnie, absolutnie nie. Wiedział po prostu iż można zrobić piękne zdjęcia bez rozbierania się, ale nie jemu oceniać. Stawił sie w umówionym miejscu i o umówionym czasie, jeśli chodziło o sesje to naprawdę niezbyt często zdarzały mu się spóźnienia, chociaż ogólnie zegarek nie był czymś, czego twardo się trzymał. Przywitał się ze swoją dzisiejszą modelką. Okej, była bardzo atrakcyjna, miała ładne ciało i widział to nawet w momencie, gdy była całkowicie ubrana, na zdjęciach powinna wyglądać świetnie, na pewno będzie, przecież widział parę jej fotek, wspominała, że jest modelką. Rozejrzał się po miejscu i tylko lekko skinął głową. No cóż … skoro tak wybrała sobie kobieta, niech tak będzie. Widząc jak wystawiła twarz do słońca i oceanu złapał szybko za aparat i pstrykną pierwsze zdjęcie. Według niego to był bardzo dobry kadr. Uśmiechnął się widząc jak siada na łóżku i zachęca go do tego, by się przysiadł. - Myślę, że powinniśmy zacząć sesje, światło jest świetne. - Odparł jej krótko jeszcze na chwilę zadzierając głowę do góry i rozglądając się po niebie. Kiedy się połozyla podszedł jednak do łóżka stając nad nią okrakiem i znów unosząc aparat wykonał zdjęcie, pochylił się poprawiając jej lekko włosy i kolejne. - Tylko pamiętaj to nie plan zdjęciowy w Hollywood. - Zaśmiał sie jeszcze. On pracował zupełnie inaczej, często łapał momenty, a nie ustawione pozycje.
Sophie Golighty
a
mów mi/kontakt
***
a
Hugo Villeda
Dlaczego odezwała się właśnie do tego fotografa? Bo jego zdjęcia miały w sobie to coś, czego nie widziała na zdjęciach innych fotografów. Golighty potrafiła zobaczyć, kto ma prawdziwy talent, a przy okazji zgodziłby się na sesję z nią, choć nie jest słynną modelką. Jeszcze, jak mniemała blondynka. Hugo zaś miał talent, co było widać na jego fotografiach, ponadto nie był drogi w usługach, po trzecie odpisał na jej wiadomość, a to było kluczem do sukcesu. Nie interesowało jej szczerze mówiąc to, czy jemu podobają się takowe sesje, wystarczy że ona widziała w nich swój urok i może gazety, do których wyśle swoją sesję także. Jak bardzo chciała pojawić się na okładkach magazynów modowych... Nawet nie zauważyła kiedy ten pstryknął jej pierwsze zdjęcie, ten dźwięk zaskoczył ją, jednak z uśmiechem i tymi iskierkami w oczach spojrzała na niego po zrobieniu fotki.
- Nie spodziewałam się tej fotki, zaskoczyłeś mnie, nie jestem jeszcze przygotowana. - zaczęła się tłumaczyć, a delikatny rumieniec pojawił się na jej twarzy, jednak nie na długo. Ona była odważną, wyzwoloną kobietą, rzadko kiedy się wstydziła, zwłaszcza mężczyzn. Potem zajęła owe łóżko, niestety fotograf nie chciał zrelaksować się wraz z nią.
- Okej, to w takim razie zaczynajmy. - powiedziała, kładąc się na plecy, przymykając powieki i czując tę wewnętrzną radość, którą zawsze odczuwała podczas sesji zdjęciowych. Poczuła jego dłonie na swoich włosach, co wywoływało te iskierki w jej oczach, tym razem już otwartych i ten seksapil wydobywający się z jej ciała, jak i również twarzy. Gdy mężczyzna stał tak nad nią okrakiem, podniosła się, opierając się na dłoniach i spojrzała wyzywająco, tak by uwiecznił teraz jej twarz. Niech ten obraz pozostanie w jego głowie i na zdjęciu, które powinien sobie zachować. Bo w przyszłości na pewno wielu mężczyzn będzie go sobie wieszało gdzieś w ukryciu przed zazdrosnymi kobietami.
- Twoje zdjęcia są o niego lepsze niż te robione przez speców z Hollywood. - skomplementowała go jeszcze i znów zmieniła pozycję, rzucając w niebo pióra, które wyjęła z dziury w poduszce. Teraz była takim beztroskim aniołkiem, niewiniątkiem, gdzie ten seksapil z wcześniejszych dwóch zdjęć?
Dlaczego odezwała się właśnie do tego fotografa? Bo jego zdjęcia miały w sobie to coś, czego nie widziała na zdjęciach innych fotografów. Golighty potrafiła zobaczyć, kto ma prawdziwy talent, a przy okazji zgodziłby się na sesję z nią, choć nie jest słynną modelką. Jeszcze, jak mniemała blondynka. Hugo zaś miał talent, co było widać na jego fotografiach, ponadto nie był drogi w usługach, po trzecie odpisał na jej wiadomość, a to było kluczem do sukcesu. Nie interesowało jej szczerze mówiąc to, czy jemu podobają się takowe sesje, wystarczy że ona widziała w nich swój urok i może gazety, do których wyśle swoją sesję także. Jak bardzo chciała pojawić się na okładkach magazynów modowych... Nawet nie zauważyła kiedy ten pstryknął jej pierwsze zdjęcie, ten dźwięk zaskoczył ją, jednak z uśmiechem i tymi iskierkami w oczach spojrzała na niego po zrobieniu fotki.
- Nie spodziewałam się tej fotki, zaskoczyłeś mnie, nie jestem jeszcze przygotowana. - zaczęła się tłumaczyć, a delikatny rumieniec pojawił się na jej twarzy, jednak nie na długo. Ona była odważną, wyzwoloną kobietą, rzadko kiedy się wstydziła, zwłaszcza mężczyzn. Potem zajęła owe łóżko, niestety fotograf nie chciał zrelaksować się wraz z nią.
- Okej, to w takim razie zaczynajmy. - powiedziała, kładąc się na plecy, przymykając powieki i czując tę wewnętrzną radość, którą zawsze odczuwała podczas sesji zdjęciowych. Poczuła jego dłonie na swoich włosach, co wywoływało te iskierki w jej oczach, tym razem już otwartych i ten seksapil wydobywający się z jej ciała, jak i również twarzy. Gdy mężczyzna stał tak nad nią okrakiem, podniosła się, opierając się na dłoniach i spojrzała wyzywająco, tak by uwiecznił teraz jej twarz. Niech ten obraz pozostanie w jego głowie i na zdjęciu, które powinien sobie zachować. Bo w przyszłości na pewno wielu mężczyzn będzie go sobie wieszało gdzieś w ukryciu przed zazdrosnymi kobietami.
- Twoje zdjęcia są o niego lepsze niż te robione przez speców z Hollywood. - skomplementowała go jeszcze i znów zmieniła pozycję, rzucając w niebo pióra, które wyjęła z dziury w poduszce. Teraz była takim beztroskim aniołkiem, niewiniątkiem, gdzie ten seksapil z wcześniejszych dwóch zdjęć?
mów mi/kontakt
-
a
Nicholas od samego rana nie dawała jej spokoju. Cały czas powtarzał, że chce iść na plaże się pobawić. Obiecała mu to jednego dnia i musiała dotrzymać słowa. W Hope Valley było cudownie ciepło i słonecznie, nie to co w Seattle. Nicho już kilka razy jej powiedział, że bardziej mu się tutaj podoba niż w tym wielkim i okropnym mieście. Nie dziwiła mu się. Wychowała się w tym mieście i kochała je całym sercem. Nigdy nie czuła się tutaj źle, chociaż po tym jak wyjechała stąd na studia mogło się wydawać inaczej, ale nic z tych rzeczy! Po prostu chciała spróbować czegoś innego i z ogromną radością wracała tutaj jak tylko mogła. Przyjechała tutaj nawet z Jaredem, więc cieszyła się, że jej rodzina zdążyła go poznać. Nadal za nim tęskniła, ale trzeba żyć dalej, prawda? Co nie oznacza, że zapomni o tym człowieku. Do końca jej życie będzie miał miejsce w jej sercu i życiu, ponieważ jego spuścizna właśnie stoi przed nią robi minkę szczeniaczka i składa rączki pod bródką by wyprosić na mamie pójście na plaże i jak ona ma odmówić? No nie da się.
Pojechała jeszcze od sklepu by kupić trochę jedzenia i jakiś krem, którym wysmarowała drobne acz ruchliwe ciałko swojego pięciolatka. Oczywiście zabrała mu też zabawki by mógł sobie fajnie spędzić czas. Nie jest tego typu matką, że rzuca dziecku zabawki jak psu z tekstem „baw się” a sama siedzi i się opala. Nie. Ona kocha spędzać czas ze swoim synem. Usiadła z nim na piasku i kopała robią różne figurki z piasku, gdy z daleka zobaczyła tak dobrze znaną postać, która zbliżała się do niej. Na początku myślała, że się przewidziała. Gdy kobieta była niedaleko Gay wstała.
- Gina? - zapytała niepewnie, jednak na jej twarzy był delikatny uśmiech. Nigdy by się nie spodziewała, że spotka ja tutaj.
Gina Flanagan
mów mi/kontakt
Natalia
a
#6
Gina powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że jedyną rzeczą, jaka sprawiała, że cała ta sytuacja zdawała się nieco bardziej znośna było słońce i plaża. No i trochę też Marshall, ale on postawił sobie za cel honoru, żeby doprowadzać ją do szału na każdym kroku, więc jego towarzystwo równoważyło trochę... też jego towarzystwo. Całe szczęście, Walton miał łeb na karku i nie wywiózł jej na jakąś Alaskę, gdzie nie mogłaby nawet wyściubić nosa z domu, tylko właśnie na Florydę. Wakacyjny klimat nawet późną jesienią zdecydowanie jej odpowiadał i skoro na razie nie podjęła tu jeszcze żadnej pracy, a tylko pasożytowała na swoim najlepszym przyjacielu i czasem z nudów zwinęła komuś portfel, żeby mieć na jakieś wydatki, to mogła w pełni korzystać z ładnej pogody i nieco poopalać się na plaży.
Wzdrygnęła się, kiedy za plecami usłyszała swoje imię. Kto mógł ją tu znać? Dopiero co uciekli tu z Marshallem, ale jak widać nawet w dziurze zabitej dechami na końcu świata nie można było czuć się bezpiecznie. Rozejrzała się wokoło i dostrzegła znajomą twarz - cóż, Gaylene nie miała żadnych powiązań z gangiem, może rzeczywiście nikt jej na nią nie nasłał? - Cześć, Gay - uśmiechnęła się do niej i zaraz zrobiła krok w tył. - Twoje? - wskazała ruchem głowy na umazanego piaskiem chłopca i miała tylko nadzieję, ze to wystarczy, by brunetka trzymała go z dala od niej. Flanagan nie znosiła dzieci, ok? - Nie spodziewałam się ciebie tutaj - i jeśli miałaby obstawiać, pewnie działało to w obie strony. Niemniej, po Flanagan można się było spodziewać naprawdę wszystkiego.
Gayleene Holloway
Gina powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że jedyną rzeczą, jaka sprawiała, że cała ta sytuacja zdawała się nieco bardziej znośna było słońce i plaża. No i trochę też Marshall, ale on postawił sobie za cel honoru, żeby doprowadzać ją do szału na każdym kroku, więc jego towarzystwo równoważyło trochę... też jego towarzystwo. Całe szczęście, Walton miał łeb na karku i nie wywiózł jej na jakąś Alaskę, gdzie nie mogłaby nawet wyściubić nosa z domu, tylko właśnie na Florydę. Wakacyjny klimat nawet późną jesienią zdecydowanie jej odpowiadał i skoro na razie nie podjęła tu jeszcze żadnej pracy, a tylko pasożytowała na swoim najlepszym przyjacielu i czasem z nudów zwinęła komuś portfel, żeby mieć na jakieś wydatki, to mogła w pełni korzystać z ładnej pogody i nieco poopalać się na plaży.
Wzdrygnęła się, kiedy za plecami usłyszała swoje imię. Kto mógł ją tu znać? Dopiero co uciekli tu z Marshallem, ale jak widać nawet w dziurze zabitej dechami na końcu świata nie można było czuć się bezpiecznie. Rozejrzała się wokoło i dostrzegła znajomą twarz - cóż, Gaylene nie miała żadnych powiązań z gangiem, może rzeczywiście nikt jej na nią nie nasłał? - Cześć, Gay - uśmiechnęła się do niej i zaraz zrobiła krok w tył. - Twoje? - wskazała ruchem głowy na umazanego piaskiem chłopca i miała tylko nadzieję, ze to wystarczy, by brunetka trzymała go z dala od niej. Flanagan nie znosiła dzieci, ok? - Nie spodziewałam się ciebie tutaj - i jeśli miałaby obstawiać, pewnie działało to w obie strony. Niemniej, po Flanagan można się było spodziewać naprawdę wszystkiego.
Gayleene Holloway
mów mi/kontakt
autor
a
Spacerował plażą z Vincentem u boku, podziwiając słońce, które chyliło się ku zachodowi nad wodą. Choć przez lata postrzegał miasteczko głównie w negatywnych barwach, temu widokowi nigdy nie miał nic do zarzucenia. Czasem nawet za nim tęsknił. Widywał wiele takich, które zaparły mu dech w piersi, ale ten wciąż pozostawał wyjątkowy. Miał tak wiele wspomnień związanych z tą plażą. Kończyły się one po liceum, kiedy to opuścił Hope Valley by wracać tu już jedynie od święta. Były wśród nich poranne przebieżki, popołudnia z rodziną, wieczory z dziewczynami i nocne imprezy. Z obecnej perspektywy wydawało mu się, że to wszystko miało miejsce w poprzednim życiu. Może i tak właśnie było? Albo zaczynał filozofować z nudów. Mała mieścina nie oferowała rozrywek, do których przywykł przez lata, a ociągał się z odnajdywaniem tych z przeszłości i odkrywaniem nowych. Niby miał pewne sprawy do załatwienia, ale wcale mu się do nich nie spieszyło odkąd przybył do miasteczka nieco dwa tygodnie temu. Jego nowy dom wciąż był w rozsypce, z pół otwartymi kartonami i niektórymi meblami wciąż przykrytymi ochronnymi płachtami. Może z uwagi na ten bałagan tak chętnie z niego uciekał?
Zatrzymał się w barze na plaży i kupił sobie podwójne mojito, z którym postanowił przysiąść na plażowych łóżkach pod daszkami. Vincent z chęcią przyjął przerwę i wskoczył na najbliższe. Jemu się aż tak nie spieszyło i zanim usiadł, zdążył zauważyć znajomą postać na siedzisku obok. Wydawała mu się dziwnie znajoma, pamiętał jej piękną twarz, choć nie do końca potrafił ją umiejscowić. Dlatego też przyglądał jej się przez czas, który śmiało można było określić jako znacznie dłuższy niż przelotne zerknięcie. W końcu udało mu się odnaleźć odpowiednie wspomnienie z otchłani pamięci. Nic dziwnego, że tak długo mu to zajęło, skoro przy jedynej okazji, przy której ją widział miała na sobie suknię ślubną. Uśmiechnął się do niej lekko i przysiadł po tej stronie łóżka, która znajdowała się bliżej niej.
– Przepraszam za to gapienie się, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd Cię kojarzę – zaczął miło, bo nie chciał urazić żony swojego kumpla. Informacja o ich rozwodzie do niego nie dotarła, a może i dotarła, ale on był wówczas zbyt pijany czy naćpany by ją do siebie przyjąć. – Jak się masz? I Kevin, rzecz jasna – zapytał ją i napił się ze swojego plastikowego kubka, zupełnie nieświadom gafy, jaką popełnia.
Florrie Drayton
a
Florrie jak na podręcznikową pracoholiczkę rzadko kiedy miała wolne, jednak ostatnio każdy taki moment spędzała na plaży. Oczywiście nosiła to określenie z dumą, bo wcale nie widziała w tym czegoś złego. W końcu miłość do pracy jaką się wykonuje to coś czym należało się chwalić, a nie wypierać. Niewiele ludzi ma takie szczęście jak ona. Co prawda ma to swoje minusy, które jej ojciec potrafiłby wymienić w środku nocy wybudzony z głębokiego snu, ale z jego opinią w tej kwestii już nic nie poradzi. Ale ostatnio zaczęła więcej czasu spędzać poza szpitalem, to trzeba jej przyznać. Nie chciała już uciekać w pracę, co trochę robiła od czasu rozstania z byłym mężem. Szpital był jej azylem, miejscem w którym nie myślała o tym jak potoczyło się jej życie i czy w ogóle jej się to podoba. Tam nie miało to żadnego znaczenia, a teraz po prostu pogodziła się z tym, że w wieku trzydziestu lat została bezdzietną rozwódką i dostrzegła w tym plusy. Kiedyś można było ją tu spotkać o wiele częściej, ale na przestrzeni lat zapomniała trochę jak wielką przyjemność sprawiało jej słuchanie szumu fal, piasek pod stopami czy właśnie te pięknie zachody słońca. Czas sobie przypomnieć.
Najpierw wybrała się na spacer, który zakończył się właśnie przy barze. Ostatnio czytała gdzieś, że mojiito powinno pić o wiele dłużej, niż zazwyczaj robią to ludzie, bo dopiero z czasem nabiera odpowiedniego smaku, więc postanowiła to sprawdzić. Czemu nie? Ze szklanką w dłoni zajęła jeden z wolnych leżaków wykorzystując chwilę, żeby spojrzeć na telefon. Nie była od niego uzależniona, ale zawsze miała go pod ręką. Szczególnie od śmierci matki. Chętnie przyjęła rolę oparcia dla całej rodziny, więc codziennie starała się być z nimi w kontakcie. Czasem tylko po to, żeby sprawdzić co u nich czy życzyć miłego dnia. Właśnie przez to nie zauważyła nawet że ktoś jej się przygląda. Szczególnie, że jej wzrok przykuł najpierw Vincent, na wiadok którego na twarzy Flo od razu pojawił się uśmiech. Dopiero, kiedy usłyszała jego głos podniosła wzrok. Chwilę zajęło jej powiązanie twarzy z imieniem, bo jednak gości ze swojego wesela pamiętała wszystkich.
- To kwestia innego ubioru czy aż tak się postarzałam? - zapytała, ale oczywiście bez wyrzutu na co wskazywało uśmiech na twarzy i żartobliwy ton. Nie miała mu tego za złe, widzieli się raz i to dobrych kilka lat temu, więc bardziej by ją zdziwiło jakby poznał ją od razu - Dobrze, dzięki - odpowiedziała, ale na wzmiankę o Kevinie trochę się spięła zgarniając kosmyk włosów za ucho - Kevina musisz zapytać sam - dodała - Rozstaliśmy się jakiś czas temu - wyjaśniła, po czym wzięła dość sporego łyka drinka. To nie tak, że nie umiała o tym mówić. Ich związek umarł śmiercią naturalną, bez złamanego serca, ale nadal bolał ją trochę fakt, że z internetu dowiedziała się o zdradzie i wymarzonym potomku byłego męża - A co u Ciebie? Co Cię sprowadza do Hope? - zapytała licząc trochę na płynną zmianę tematu.
irving hawthorne
mów mi/kontakt
yang
a
Stanowiła pod tym względem (i zapewne wieloma innymi) zupełnie przeciwieństwo Hawthorne’a, którego nigdy nie można było określić mianem „pracoholika”. Nawet kiedy usilnie starał się zaoszczędzić pieniądze na wyjazd z tej dziury, znajdował sobie zajęcia, które sprawiały mu przyjemność i nie wymagały zbyt wielkich nakładów pracy. Co prawda wybrał sobie dość ambitny kierunek studiów, ale nie łączyło się to wcale z zamiarem oddania się swojemu zawodowi w całości po ich ukończeniu. Zdecydowanie za bardzo cenił sobie wyciąganie jak najwięcej przyjemności z życia. Co z resztą doskonale było widać w sposobie, w jaki korzystał z zyskanej sławy. Przyszło mu słono zapłacić za swoje hedonistyczne zapędy i lata beztroski. Oto więc znalazł się tutaj, w ramach swoistej pokuty za grzechy i nudził się cholernie, co powoli zbliżało go znów do skłonności, z których miał się wyleczyć, wracając do miasteczka. Ironiczne.
Nie zdziwił się wcale, że więcej uwagi poświęciła Vincentowi niż jemu. Tak to już działało, kiedy miało się u boku wielkiego i pięknego psa. Niestety, nic nie zapowiadało, że jego towarzysz miał zamiar się ruszać z zajętego miejsca. Wręcz przeciwnie, rozwalił się na materacu jeszcze bardziej i zamknął oczy. Przynajmniej dzięki temu Irving mógł zobaczy jak na twarzy kobiety pojawia się uśmiech i przyglądać się jej niezauważony. A był to bardzo piękny widok. Drugi raz pożałował, że poznał ją dopiero w dniu ślubu z jego kumplem. Może nie była to zbyt poprawna myśl, ale ciężko było mieć inne, kiedy się na nią patrzyło. Uśmiechnął się lekko na jej pytanie i upił łyka swojego napoju.
– Zdecydowanie kwestia ubioru – odpowiedział jej, ale jeszcze na wszelki wypadek zerknął w dół, jakby potrzebował się upewnić. Niełatwo było zapomnieć twarz taką jak jej, natomiast z imieniem miał pewien problem. Liczył na to, że z czasem pojawi się ono w jego głowie, tak samo jak przypomnienie sobie skąd ją kojarzył albo że wyjdzie jakoś naturalnie w trakcie rozmowy. Chociaż zdarzyło mu się spędzać całe poranki z kobietami, których imion nie pamiętał, więc był pewien, że jakby żadna z tych rzeczy nie miała się stać to też sobie jakoś poradzi. Dość szybko uświadomił sobie natomiast, że coś było nie tak z pytaniem, które zadał. Bez trudu odgadł co konkretnie nim zdążyła mu to powiedzieć. Gdyby nie żył to jej reakcja byłaby zupełnie inna, a poza tym, takiej wieści raczej by nie przeoczył ani nie wyleciałaby mu z głowy, nawet po pijaku. Skrzywił się nieznacznie, współczująco nawet. – W takim razie nie było pytania – zreflektował się, wyraźnie widząc, że nie chciała drążyć tematu. Sam też nie widział powodu. Może jak wpadnie na kumpla to go wypyta o szczegóły nad jakimś kieliszkiem. Albo kilkoma. – Relaks i odpoczynek – stwierdził krótko i popił sobie spokojnie nim kontynuował. – Chciałem pooglądać piękne zachody słońca – dodał, przenosząc wzrok z jej twarzy na horyzont i niknące wśród fal promienie słońca. Długo jednak przy nich nie pozostał, bo ona była jednak zdecydowanie bardziej interesującym widokiem obecnie.
Florrie Drayton
Nie zdziwił się wcale, że więcej uwagi poświęciła Vincentowi niż jemu. Tak to już działało, kiedy miało się u boku wielkiego i pięknego psa. Niestety, nic nie zapowiadało, że jego towarzysz miał zamiar się ruszać z zajętego miejsca. Wręcz przeciwnie, rozwalił się na materacu jeszcze bardziej i zamknął oczy. Przynajmniej dzięki temu Irving mógł zobaczy jak na twarzy kobiety pojawia się uśmiech i przyglądać się jej niezauważony. A był to bardzo piękny widok. Drugi raz pożałował, że poznał ją dopiero w dniu ślubu z jego kumplem. Może nie była to zbyt poprawna myśl, ale ciężko było mieć inne, kiedy się na nią patrzyło. Uśmiechnął się lekko na jej pytanie i upił łyka swojego napoju.
– Zdecydowanie kwestia ubioru – odpowiedział jej, ale jeszcze na wszelki wypadek zerknął w dół, jakby potrzebował się upewnić. Niełatwo było zapomnieć twarz taką jak jej, natomiast z imieniem miał pewien problem. Liczył na to, że z czasem pojawi się ono w jego głowie, tak samo jak przypomnienie sobie skąd ją kojarzył albo że wyjdzie jakoś naturalnie w trakcie rozmowy. Chociaż zdarzyło mu się spędzać całe poranki z kobietami, których imion nie pamiętał, więc był pewien, że jakby żadna z tych rzeczy nie miała się stać to też sobie jakoś poradzi. Dość szybko uświadomił sobie natomiast, że coś było nie tak z pytaniem, które zadał. Bez trudu odgadł co konkretnie nim zdążyła mu to powiedzieć. Gdyby nie żył to jej reakcja byłaby zupełnie inna, a poza tym, takiej wieści raczej by nie przeoczył ani nie wyleciałaby mu z głowy, nawet po pijaku. Skrzywił się nieznacznie, współczująco nawet. – W takim razie nie było pytania – zreflektował się, wyraźnie widząc, że nie chciała drążyć tematu. Sam też nie widział powodu. Może jak wpadnie na kumpla to go wypyta o szczegóły nad jakimś kieliszkiem. Albo kilkoma. – Relaks i odpoczynek – stwierdził krótko i popił sobie spokojnie nim kontynuował. – Chciałem pooglądać piękne zachody słońca – dodał, przenosząc wzrok z jej twarzy na horyzont i niknące wśród fal promienie słońca. Długo jednak przy nich nie pozostał, bo ona była jednak zdecydowanie bardziej interesującym widokiem obecnie.
Florrie Drayton