Faktycznie to zagranie nie należało do najmądrzejszych. Nie było co ukrywać, że Soriente zachował się jak totalny dupek i złość młodej Flatecher była jak najbardziej na miejscu. Powinna była go jeszcze zdzielić w twarz, chociaż ostatnie dwa ciosy jakie otrzymał na niewiele się zdały jak widać. Przeklinał sam siebie za to, że nie przyznał się w tych pieprzonych sms'ach do tego kim jest. Przecież to nie pierwsza taka sytuacja, w której kryjąc własną tożsamość pakuje się w tarapaty, ale widocznie Remi nie umiał wysnuwać należytych wniosków. Co więcej naprawdę chciał porozmawiać z Lisbeth, bo coś go do niej ciągnęło. Coś, czyli Margot. Lisa była jej najbliższa i chyba zwykła tęsknota za siostrą zmuszała go do tego, aby zaskarbić sobie sympatię młodej Fletcher. No i ten jej apatyczny stan w jakim ostatnio ją spotkał. Margot nie wybaczyłaby mu obojętności wobec Lisy, więc nie chciał zostawić tego problemu samemu sobie. Ale czy to go w jakikolwiek sposób tłumaczyło? Absolutnie nie. Dalej był dupkiem, który zasługiwał na każde jadowite słowo jakim obdarowywała go Lisbeth.
- Niczego nie oczekuję w zasadzie dziwię się, że jeszcze tutaj jesteś - odezwał się w końcu, a widząc do jakiego stanu doprowadził Lisę, nie mógł już dłużej mieć nadziei na cokolwiek. Jeszcze na początku wydawało mu się, że może jakoś uda się to wszystko przegryźć, albo zamienić w kiepski żart. Tylko, że nie wziął pod uwagę stanu Lisbeth. Sam się nią przejął, gdy wpadli na siebie kilka dni temu, a teraz dołożył jej kolejne problemy i powody do stresu. Terapeuta roku. - Gdy spotkałem ciebie na mieście wydawałaś mi się taka... Znam się trochę na ludziach i pomyślałem, że potrzebujesz z kimś porozmawiać. Nie wiem dlaczego uznałem, że to mogę być ja. Pewnie przez to, że byłaś najlepszą przyjaciółką Margot... - Te tłumaczenia były bez sensu. Cały ten pomysł ze spotkaniem to była katastrofa. Nieprzemyślana i totalnie popieprzona. - I nie myśl proszę, że myślałem o sobie. To na tobie mi zależało - Nadal nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Odetchnął powoli i potarł dłonią twarz. Wpieprzył się w okropną sytuację i nawet nie chciał myśleć, co powiedziałby Waldo, wiedząc o tym. - Przepraszam Lisbeth. To nie miało tak wyglądać. - Nie wiedział co jeszcze mógłby jej powiedzieć, a nawet jeśli miał ochotę się tłumaczyć to czuł iż jest to kompletnie bezcelowe. Lisbeth wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć, albo co gorsza rozpłakać się, a on był nieziemsko kiepski w pocieszaniu płaczących kobiet. - Chciałbym tylko, abyś zrozumiała, że nie miałem złych zamiarów - dodał jeszcze i pierwszy raz od dawna poczuł, że z chęcią by sobie zapalił, a trzeba przyznać, że rzadko kiedy decydował się na tak drastyczne środki, aby móc uspokoić nerwy.
Lisbeth Fletcher
a
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Cała drżała ze złości i szczerze wątpiła w to, aby Remi mógł teraz jakoś ją uspokoić. Od początku tego spotkania działał na nią, jak płachta na byka, więc mógłby już zauważyć, że najrozsądniej byłoby się nie odzywać. No, ale gdzie tam! Powinna już zauważyć, że ten mężczyzna zawsze wybiera najgorsze opcje. Normalnie by jej to nie interesowało, ale odkąd za punkt honoru wziął sobie mieszanie się w jej życie, ta sprawa przestała być już dla niej obojętna. Kiedy się odezwał, spojrzała na niego tak, że z miejsca powinien swoich słów pożałować. Ona też się dziwiła, że jeszcze tutaj była. Wcale nie chciała i skoro oboje już są świadomi tego, że nic tu po niej, to może najwyższy czas się wycofać. Szkoda tylko, że Soriente wykorzystał moment jej wahania na tłumaczenia, które jeszcze bardziej ją rozwścieczyły. Wspomnienie imienia Margot było jeszcze gorsze, nie powinien mieszać jej do tego, ale jednocześnie to jej jeszcze bardziej otworzyło oczy.
- Najwyraźniej wcale się na tych ludziach nie znasz! - wyrzuciła mu w twarz, bez cienia zawahania. Nie prosiła się o takie porady psychologiczne, byłaby wdzięczna, gdyby ich na niej nie stosował. - Nie mam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, a kiedy to się zmieni, zapewniam, że będziesz ostatnią osobą do której się zgłoszę! - była w tym wszystkim podła, ale tez nie potrafiła już inaczej reagować. Frustracja, wstyd, jakieś poczucie przegranej... to wszystko miało na nią zbyt duży wpływ. Nikt nigdy nie nauczył jej, jak sobie radzić w tej sytuacji, a złość przynajmniej pomagała zapanować nad rozpaczą, która tylko czekała, by ją zaatakować.
- Jak śmiesz mówić, że nie miałeś złych zamiarów?! Okłamałeś mnie i teraz mam ci wierzyć? - kompletnie nie rozumiała, co się dzieje w głowie tego człowieka, ale była już na granicy wytrzymałości. Po prostu wykonała kilka kroków w tył, marząc o tym, aby puścić się biegiem i biec tak długo, aż nie dotrze do swojego domku. Potem się skulić i płakać tak długo, aż nie braknie jej sił. Ale najpierw musiała się z nim rozprawić. - W ten sposób chcesz mnie ukarać?! - wysyczała więc przez zęby, ale najwyraźniej nie zapanowała nad sobą tak, jak chciała. Oczy zaszły jej łzami, jednak żadnej z nich nie pozwoliła spłynąć po twarzy. - Będziesz mnie teraz nękał, bo przeze mnie Margot umarła, tak?! - ryknęła, ale imię przyjaciółki sprawiło, że jej głos się załamał, nie mogła już wytrzymać. Kolejna kilka kroków w tył. - Nie zbliżaj się do mnie - i po tych słowach już na niego nie patrzyła. Nie przejmowała się tym, że nie ma na sobie butów do biegania, po prostu puściła się przed siebie, już nie panując nad łzami. Chciała być sama, chciała w spokoju tonąć w poczuciu winy, dobrze znała swoje grzechy, Remi nie musiał jej ich przypominać.
Remi Soriente
<zt x2>
- Najwyraźniej wcale się na tych ludziach nie znasz! - wyrzuciła mu w twarz, bez cienia zawahania. Nie prosiła się o takie porady psychologiczne, byłaby wdzięczna, gdyby ich na niej nie stosował. - Nie mam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, a kiedy to się zmieni, zapewniam, że będziesz ostatnią osobą do której się zgłoszę! - była w tym wszystkim podła, ale tez nie potrafiła już inaczej reagować. Frustracja, wstyd, jakieś poczucie przegranej... to wszystko miało na nią zbyt duży wpływ. Nikt nigdy nie nauczył jej, jak sobie radzić w tej sytuacji, a złość przynajmniej pomagała zapanować nad rozpaczą, która tylko czekała, by ją zaatakować.
- Jak śmiesz mówić, że nie miałeś złych zamiarów?! Okłamałeś mnie i teraz mam ci wierzyć? - kompletnie nie rozumiała, co się dzieje w głowie tego człowieka, ale była już na granicy wytrzymałości. Po prostu wykonała kilka kroków w tył, marząc o tym, aby puścić się biegiem i biec tak długo, aż nie dotrze do swojego domku. Potem się skulić i płakać tak długo, aż nie braknie jej sił. Ale najpierw musiała się z nim rozprawić. - W ten sposób chcesz mnie ukarać?! - wysyczała więc przez zęby, ale najwyraźniej nie zapanowała nad sobą tak, jak chciała. Oczy zaszły jej łzami, jednak żadnej z nich nie pozwoliła spłynąć po twarzy. - Będziesz mnie teraz nękał, bo przeze mnie Margot umarła, tak?! - ryknęła, ale imię przyjaciółki sprawiło, że jej głos się załamał, nie mogła już wytrzymać. Kolejna kilka kroków w tył. - Nie zbliżaj się do mnie - i po tych słowach już na niego nie patrzyła. Nie przejmowała się tym, że nie ma na sobie butów do biegania, po prostu puściła się przed siebie, już nie panując nad łzami. Chciała być sama, chciała w spokoju tonąć w poczuciu winy, dobrze znała swoje grzechy, Remi nie musiał jej ich przypominać.
Remi Soriente
<zt x2>
mów mi/kontakt
Lilka
a
Sajko. Gejms. Hell.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
35
190
##
Kilka randek. Tyle zajęło mu zastanawianie się, gdzie to zmierza. Przez ostatnie półtora tygodnia nie kontaktowali się za bardzo. Najpierw miał sporo pacjentów, potem pozwolił sobie na wyjazd dość krótki i powiedział, że jak wróci to się odezwie, a potem zaczął myśleć co z ich relacją. Pierwsze spotkanie poszło zaskakująco dobrze, ale zarazem dziwnie. Poznali się na różnych płaszczyznach, dopasował twarz do głosu, ciało, do osoby, która mówiła mu o wielu rzeczach, nie zawsze w pełni kulturalnych i zgodnymi z normami katolickimi w szkole podstawowej, ale nie narzekał. Potem, zabrał ją do jakiegoś domu strachów, czy na inny diabelski młyn, by na kolejnej zdecydować się na trochę romantyczniejszą scenerię. I to na tyle. Lubił ją, podobała mu się, ale miał wrażenie, że odrobinę jest wycofana. Naciskać nie zamierzał, choć fizyczności by nie odmówił... jednak starał się myśleć, że przynajmniej zyska przyjaciółkę, jeśli nic z tego nie wyjdzie.
Umówili się na spacer, po pracy tak nawiasem, więc nawet nie mieli co przygotowywać się do tego nie wiadomo jak. Ot, randka na świeżym powietrzu bądź spotkanie znajomych, jak zwał, tak zwał. Czekał na nią na deptaku, w konkretniejszym miejscu, by mogli się znaleźć i zerkał co jakiś czas na telefon, przeklikując bóg wie co. Musiał zająć czymś dłonie. Miał dla niej prezent, pamiętając o jej marzeniach i umawiając się za pierwszym razem, że chwilę odczekają, chciał sprawić jej przyjemność. Tylko nie wiedział, czy go przyjmie. Bilety miał w lewej kieszeni, którą od caszu do czasu sprawdzał w obawie, że ktoś mu zawinie tak drogocenny skarb. Rozejrzał się, gdy wybiła godzina spotkania i uśmiechnął się pod nosem, widząc nadchodzącą Valerie. - No proszę, punktualnie - przywitał się z brunetką pocałunkiem w policzek, pozwalając sobie na taką samowolkę i zanim poszli gdziekolwiek postanowił zrzucić na nią bombę. Tu, teraz, natychmiast. - Dobra, mam coś dla Ciebie, ale obiecaj, że nie ześwirujesz - wycelował w nią palcem, sięgając do kieszeni spodni na tyłku.
Valerie Robertson
Kilka randek. Tyle zajęło mu zastanawianie się, gdzie to zmierza. Przez ostatnie półtora tygodnia nie kontaktowali się za bardzo. Najpierw miał sporo pacjentów, potem pozwolił sobie na wyjazd dość krótki i powiedział, że jak wróci to się odezwie, a potem zaczął myśleć co z ich relacją. Pierwsze spotkanie poszło zaskakująco dobrze, ale zarazem dziwnie. Poznali się na różnych płaszczyznach, dopasował twarz do głosu, ciało, do osoby, która mówiła mu o wielu rzeczach, nie zawsze w pełni kulturalnych i zgodnymi z normami katolickimi w szkole podstawowej, ale nie narzekał. Potem, zabrał ją do jakiegoś domu strachów, czy na inny diabelski młyn, by na kolejnej zdecydować się na trochę romantyczniejszą scenerię. I to na tyle. Lubił ją, podobała mu się, ale miał wrażenie, że odrobinę jest wycofana. Naciskać nie zamierzał, choć fizyczności by nie odmówił... jednak starał się myśleć, że przynajmniej zyska przyjaciółkę, jeśli nic z tego nie wyjdzie.
Umówili się na spacer, po pracy tak nawiasem, więc nawet nie mieli co przygotowywać się do tego nie wiadomo jak. Ot, randka na świeżym powietrzu bądź spotkanie znajomych, jak zwał, tak zwał. Czekał na nią na deptaku, w konkretniejszym miejscu, by mogli się znaleźć i zerkał co jakiś czas na telefon, przeklikując bóg wie co. Musiał zająć czymś dłonie. Miał dla niej prezent, pamiętając o jej marzeniach i umawiając się za pierwszym razem, że chwilę odczekają, chciał sprawić jej przyjemność. Tylko nie wiedział, czy go przyjmie. Bilety miał w lewej kieszeni, którą od caszu do czasu sprawdzał w obawie, że ktoś mu zawinie tak drogocenny skarb. Rozejrzał się, gdy wybiła godzina spotkania i uśmiechnął się pod nosem, widząc nadchodzącą Valerie. - No proszę, punktualnie - przywitał się z brunetką pocałunkiem w policzek, pozwalając sobie na taką samowolkę i zanim poszli gdziekolwiek postanowił zrzucić na nią bombę. Tu, teraz, natychmiast. - Dobra, mam coś dla Ciebie, ale obiecaj, że nie ześwirujesz - wycelował w nią palcem, sięgając do kieszeni spodni na tyłku.
Valerie Robertson
mów mi/kontakt
devil himself
a
Val urodziła się i wychowała w HV. Jest najmłodsza z trójki rodzeństwa. Od kiedy tylko pamięta żyła w cieniu 'idealnej' starszej siostry, przez co w pewnym momencie nabawiła się naprawdę konkretnych kompleksów. Niedługo po skończeniu studiów wyprowadziła się od rodziców i wynajęła malutki dom na wyspie, który utrzymuje głównie z pensji którą otrzymuje za pracę w sklepie Vintage. Jest biseksualna i od kilku lat żyje we friendzonie ze swoją najlepszą przyjaciółką Lacey. Poza tym lubi grać w gry na konsoli i lubi Hadesa, ale on jej nie chce i podkreśla to przy każdej okazji, zwłaszcza podczas rozmów na sb.
26
162
Kilka randek. Jak irracjonalnie i śmiesznie to nie brzmiało, Val na samym początku wcale nie sądziła że do tego dojdzie. Jasne, uważała Hadesa za człowieka niezwykle interesującego, a do tego atrakcyjnego i gdzieniegdzie nadającego na tych samych falach, jednak skrzyżowanie się ich dróg przypadało na taki moment w jej życiu, że niespecjalnie miała się za godnego towarzysza podczas ich sporadycznych schadzek. Cała sprawa z Lacey nadal nieco zbyt intensywnie zaprzątała jej myśli i to niestety wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, a jej własne samopoczucie zdawało się nagminnie o tym przekonywać. Niemniej, niemal z każdego wspólnego wyjścia z Pearsonem, zdawała się wyciągać kolejną cenną lekcję. Lekcję jasno mówiącą o tym, że nie było sensu się tym wszystkim aż tak mocno przejmować. Bo skoro chociaż na te kilka chwil potrafiła oderwać się myślami od przechodzącej próbę przyjaźni i po prostu cieszyła się wspólnie spędzanym czasem, to przecież nie było już dla niej rzeczy niemożliwych, prawda? Przynajmniej w jakimś stopniu.
Nic zatem dziwnego, że kiedy na horyzoncie pojawił się kolejny pomysł ze spędzeniem wspólnie popołudnia, ani trochę się nie wahała. Wręcz przeciwnie - przyjemne wibracje w okolicach żołądka jasno zdradzały, że na swój sposób nie mogła doczekać się kolejnej okazji do rozmowy, czy nawet wspólnego milczenia. Naginając więc nieco godziny swojej pracy, wypruła ze sklepu jak strzała, łapiąc pierwszy lepszy autobus w kierunku deptaka, na który - o dziwo dla niej samej - dotarła ostatecznie całkiem o czasie, dostrzegając bruneta już z daleka. Niemal instynktownie przybrała na twarz szeroki uśmiech, dając mu tym samym znak, że wcale nie żałowała tej kolejnej randki, czy jak tam wolałby to nazwać. - Dzisiaj wyjątkowo. Najwyżej przypłacę to odcięciem premii w tym miesiącu, ale może jakoś mi wybaczą. - oznajmiła wyjątkowo pozytywnie, witając się z nim kiedy tylko doczłapała w końcu na odpowiednią odległość. - Dla mnie? - zmarszczyła brwi. - Jeśli tylko nie chowasz po kieszeniach czegoś obrzydliwego, ruszającego się i łapiącego się pod jakąkolwiek z moich fobii, to może dam radę. - przyznała z nieznacznym wzruszeniem ramion, trochę mało udolnie przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, jakby chciała ukradkiem zobaczyć co kryje za plecami. Czy spodziewała się wycieczki? Chyba nie i to mimo tego, że był to temat z ich pierwszego spotkania. Prawdopodobnie nadal nie traktowała tej propozycji w pełni poważnie, uznając że była to jedynie jakaś luźno rzucona propozycja bez pokrycia.
Hades S. Pearson
mów mi/kontakt
hunny bunny
a
Sajko. Gejms. Hell.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
35
190
- Myślę, że jakoś dadzą sobie radę bez Ciebie plus nie pozbędą Cię premii. A jeśli, chętnie tą premię sam Ci zrekompensuje w jakiś wyjątkowy sposób - mrugnął do Valerie, śmiejąc się, choć dopiero po chwili zajarzył, jak to w ogóle mogło brzmieć. - Och i nic z tych rzeczy, panno Robertson! Już mówiłem, że nasz pierwszy, pełen namiętności seks będzie w momencie, gdy w końcu przekroczysz próg mojego mieszkania i podzielę się z Tobą moim padem - zaszczepiła w nim myśl o seksie podczas gry i cały czas o tym pamiętał. Przez ostatnie jednak randki starał się nie wspominać o zbliżeniach, nie chciał, by czuła się osaczona, nie chciał, by myślała, że spotyka się z nim tylko dla jednego, że muszą wylądować w łóżku, a on się nią znudzi. Chyba dowiódł jej, że nie kręciły go zagrywki z liceum i że myślał o niej poważnie. Nawet jeśli miewał momenty zawahania i cholernie nie wiedział do czego to prowadzi. Było to oczywiście spowodowane jej wycofaniem, rezerwą, może tym, że miała głowę w chmurach, a raczej przy swojej przyjaciółce. Lacey najwidoczniej znaczyła dla niej o wiele więcej niż chciała przyznać, a z tym maniak gier nie mógł konkurować.
- Naprawdę spotykałaś się z facetami, którzy robili takie świństwa? - Wywrócił oczami zrezygnowany. - Nie, to nie to, nie jesteśmy w podstawówce, bym wyrywał Cię na jaszczurki czy żaby w laboratorium - pokręcił głową z niedowierzaniem, ale no.. trochę się stresował, nie? Dlatego wyciągnął kopertę w której znajdował się bilet i wszystkie szczegóły ich pobytu. - To dla Ciebie. Rozmawialiśmy ostatnio o spełnianiu marzeń i mówiłem serio, chciałbym byś mogła je spełnić. Teraz to chyba najlepszy czas - wyciągnął dłoń w jej kierunku - no i gdybyś chciała, kupiłem sobie też taki wypad i mogę Ci towarzyszyć. Ale b ez presji, równie dobrze mogę oddać swoje miejsce komuś z Twoich bliskich, albo usunąć się z tej wycieczki. Nie chcę, byś poczuła się osaczona, czy coś - pierwszy raz chyba widziała Hadesa lekko zakłopotanego. Nie miał zazwyczaj takich problemów. Ze swoją pewnością siebie, którą aż emanował na każdym kroku nie było mowy o tym, by brał tutaj jakieś "nie" i "ale", a jednak dawał dziewczynie swobodę i wybór. Chciała go? Czy jednak nie? To było pytanie, które zadawał sobie od dłuższego czasu. Bo kim dla niej był? Czy stawał się tylko przyjacielem, kolegą od randek, niczym niezobowiązującym? Czy była szansa, że jednak nie tylko imponował jej charakterem i wiedzą. Od zawsze powtarzał, że przyciąganie seksualne jest ważne i bez tej chemii relacje nie mogą się zacieśniać. I chyba po raz pierwszy nie wiedział na czym stoi.
Valerie Robertson
- Naprawdę spotykałaś się z facetami, którzy robili takie świństwa? - Wywrócił oczami zrezygnowany. - Nie, to nie to, nie jesteśmy w podstawówce, bym wyrywał Cię na jaszczurki czy żaby w laboratorium - pokręcił głową z niedowierzaniem, ale no.. trochę się stresował, nie? Dlatego wyciągnął kopertę w której znajdował się bilet i wszystkie szczegóły ich pobytu. - To dla Ciebie. Rozmawialiśmy ostatnio o spełnianiu marzeń i mówiłem serio, chciałbym byś mogła je spełnić. Teraz to chyba najlepszy czas - wyciągnął dłoń w jej kierunku - no i gdybyś chciała, kupiłem sobie też taki wypad i mogę Ci towarzyszyć. Ale b ez presji, równie dobrze mogę oddać swoje miejsce komuś z Twoich bliskich, albo usunąć się z tej wycieczki. Nie chcę, byś poczuła się osaczona, czy coś - pierwszy raz chyba widziała Hadesa lekko zakłopotanego. Nie miał zazwyczaj takich problemów. Ze swoją pewnością siebie, którą aż emanował na każdym kroku nie było mowy o tym, by brał tutaj jakieś "nie" i "ale", a jednak dawał dziewczynie swobodę i wybór. Chciała go? Czy jednak nie? To było pytanie, które zadawał sobie od dłuższego czasu. Bo kim dla niej był? Czy stawał się tylko przyjacielem, kolegą od randek, niczym niezobowiązującym? Czy była szansa, że jednak nie tylko imponował jej charakterem i wiedzą. Od zawsze powtarzał, że przyciąganie seksualne jest ważne i bez tej chemii relacje nie mogą się zacieśniać. I chyba po raz pierwszy nie wiedział na czym stoi.
Valerie Robertson
mów mi/kontakt
devil himself
a
Val urodziła się i wychowała w HV. Jest najmłodsza z trójki rodzeństwa. Od kiedy tylko pamięta żyła w cieniu 'idealnej' starszej siostry, przez co w pewnym momencie nabawiła się naprawdę konkretnych kompleksów. Niedługo po skończeniu studiów wyprowadziła się od rodziców i wynajęła malutki dom na wyspie, który utrzymuje głównie z pensji którą otrzymuje za pracę w sklepie Vintage. Jest biseksualna i od kilku lat żyje we friendzonie ze swoją najlepszą przyjaciółką Lacey. Poza tym lubi grać w gry na konsoli i lubi Hadesa, ale on jej nie chce i podkreśla to przy każdej okazji, zwłaszcza podczas rozmów na sb.
26
162
- Nie będzie to zbyt oryginalne, ale jestem prawie pewna, że wychodząc z pracy przed zamknięciem wyrządziłam im tylko przysługę. - zmarszczyła nos, wcale nie odczytując jego słów jako coś niewłaściwego. Byli dorośli, znali się już trochę, więc krok po kroku coraz bardziej potrafiła odnaleźć się w tym co Hades miał na myśli, absolutnie nie łapiąc się ze zgorszeniem jakichkolwiek dwuznaczności. Przeciwnie, sama też próbowała niekiedy kilka ich wtrącić, co jednak nie zawsze wychodziło jej tak jak planowała. - Ahhh, czyli to jednak u Ciebie? A byłam prawie pewna, że rozmawialiśmy też o mojej kanapie, moim padzie i całej reszcie. - zmarszczyła nos, cmokając przekornie pod nosem. - No nic, będę musiała się w takim razie pozbyć wszystkiego co na tą okazję przygotowałam. - wzruszyła ramionami. W gruncie rzeczy nie przygotowywała chyba w związku z tym niczego, ale co jej szkodziło trochę nagiąć prawdę? Zwłaszcza, jeśli mogła tym namieszać mu jeszcze nieco mocniej w głowie. I fakt, w ostatnim czasie nie była może najlepszym kompanem do randkowania, bo sprawa z Lacey przez długi czas ciążyła jej na sercu, ale jedno musiała przyznać - Pearson zupełnie nieświadomie powoli pomagał jej się z tym wszystkim pozbierać. Przy nim jej myśli naprawdę rzadko biegły w kierunku przyjaciółki, skupiając całą uwagę Val tylko i wyłącznie na brunecie, jeszcze bardziej nakręcając ją na całą tą znajomość.
- Uwierz mi, że spotykałam się z o wiele gorszymi typami, niż Ci z manią wciskania mi obrzydliwych rzeczy do ręki. - uśmiechnęła się, tym razem jednak wcale nie naginając prawdy. Mimo dosyć młodego wieku, mogła niestety poszczycić się całkiem sporym gronem nieudanych relacji, które jedynie jeszcze bardziej uświadamiały jej, że spotkać kogoś normalnego w dzisiejszych czasach jest trudno. I to nawet jeśli ma się naprawdę małe oczekiwania! Co jednak do koperty, to kiedy ta znalazła się już w jej dłoni, posłała mężczyźnie lekko pytające spojrzenie. Czy było to bardzo naiwne, że do ostatniej chwili nie spodziewała się co znajdzie w środku? Być może, ale na swoją obronę miała tylko to, że jeszcze nigdy nikt nie dawał jej AŻ takich prezentów. - Hades... - zaczęła, nawet nie umiejąc w pierwszej chwili zebrać wszystkich myśli, które momentalnie rozbiegły się w jej głowie. - Przecież to musiało kosztować fortunę! - wypaliła w pierwszym lepszym odruchu, nawet nie zwracając uwagi, jak jej dłonie, jak i cała reszta ciała zaczyna lekko drżeć w emocjach. - Nawet nie wiem czy powinnam to przyjąć. Przecież...o jezu... - oderwała wzrok od koperty, spoglądając na niego z niemałym rozczuleniem. Nigdy nie miała się za osobę szalenie łatwą, czy przewidywalną, ale w tym jednym momencie miała wrażenie, że Hades zdobywał ją w całości. Nie tylko samym gestem, ale tym że naprawdę ją zaskakiwał. Z dnia na dzień, a niekiedy nawet z minuty na minutę. - Jesteś niemożliwy. - brak słów miał jednak jeden solidny plus, a mianowicie motywował dosyć konkretnie do innych przejawów wdzięczności, czy nawet i czułości. Dłoń Val momentalnie zatrzymała się na materiale jego koszulki, uniemożliwiając jej ściągnięcie jego twarz nieco niżej, tak aby stając na palcach mogła w końcu go pocałować. Delikatnie, w sam środek ust, ignorując jakiekolwiek formy protestu. - Mam nadzieję, że masz pojemne walizki. - zmarszczyła nos, odsuwając się odrobinę od jego twarzy. Chyba nie musiał już obawiać się o jakiekolwiek posądzanie o osaczenie.
Hades S. Pearson
- Uwierz mi, że spotykałam się z o wiele gorszymi typami, niż Ci z manią wciskania mi obrzydliwych rzeczy do ręki. - uśmiechnęła się, tym razem jednak wcale nie naginając prawdy. Mimo dosyć młodego wieku, mogła niestety poszczycić się całkiem sporym gronem nieudanych relacji, które jedynie jeszcze bardziej uświadamiały jej, że spotkać kogoś normalnego w dzisiejszych czasach jest trudno. I to nawet jeśli ma się naprawdę małe oczekiwania! Co jednak do koperty, to kiedy ta znalazła się już w jej dłoni, posłała mężczyźnie lekko pytające spojrzenie. Czy było to bardzo naiwne, że do ostatniej chwili nie spodziewała się co znajdzie w środku? Być może, ale na swoją obronę miała tylko to, że jeszcze nigdy nikt nie dawał jej AŻ takich prezentów. - Hades... - zaczęła, nawet nie umiejąc w pierwszej chwili zebrać wszystkich myśli, które momentalnie rozbiegły się w jej głowie. - Przecież to musiało kosztować fortunę! - wypaliła w pierwszym lepszym odruchu, nawet nie zwracając uwagi, jak jej dłonie, jak i cała reszta ciała zaczyna lekko drżeć w emocjach. - Nawet nie wiem czy powinnam to przyjąć. Przecież...o jezu... - oderwała wzrok od koperty, spoglądając na niego z niemałym rozczuleniem. Nigdy nie miała się za osobę szalenie łatwą, czy przewidywalną, ale w tym jednym momencie miała wrażenie, że Hades zdobywał ją w całości. Nie tylko samym gestem, ale tym że naprawdę ją zaskakiwał. Z dnia na dzień, a niekiedy nawet z minuty na minutę. - Jesteś niemożliwy. - brak słów miał jednak jeden solidny plus, a mianowicie motywował dosyć konkretnie do innych przejawów wdzięczności, czy nawet i czułości. Dłoń Val momentalnie zatrzymała się na materiale jego koszulki, uniemożliwiając jej ściągnięcie jego twarz nieco niżej, tak aby stając na palcach mogła w końcu go pocałować. Delikatnie, w sam środek ust, ignorując jakiekolwiek formy protestu. - Mam nadzieję, że masz pojemne walizki. - zmarszczyła nos, odsuwając się odrobinę od jego twarzy. Chyba nie musiał już obawiać się o jakiekolwiek posądzanie o osaczenie.
Hades S. Pearson
mów mi/kontakt
hunny bunny
a
Sajko. Gejms. Hell.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
35
190
- Hm.. - zamyślił się na moment, uśmiechając się jednak do dziewczyny, co by nie pomyślała, że taki z niego gburek - myślałaś o tym, by zmienić pracę? Może niekoniecznie na gamerkę, choć na nią byś się nadawała pod wieloma względami - już o tym rozmawialiśmy - pozwolił sobie mrugnąć do Valerie - ale na coś, co lubisz robić, w czym byś się widziała. Mam wrażenie, że nie lubisz obecnej pracy i najchętniej byś się z niej urwała - nie zamierzał być tutaj samarytaninem i załatwiać jej roboty, chociażby u siebie (na dobrą sprawę, nie miałby nic przeciwko seksownej recepcjonistce, okej, ale widział ją w większej i lepszej roli), ale może to popchnie ją trochę do zmian? Wciąż była młoda, mogła zrobić dosłownie wszystko. - A nie może być u Ciebie i u mnie? - wywrócił oczami - nie żeby coś, nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy to powtarzali - o ile oczywiście obojgu by się podobało, tak? A coś mu mówiło, że nie miałby raczej problemu przy brunetce w żadnym wypadku. Ona też na zakonnicę mu nie wyglądała czy inną kłodę, skoro sama zaproponowała taką pozycję i nakręciła go tylko. - Nie będziesz musiała, mówię Ci... u mnie, u Ciebie, potem możemy też wykorzystać Twoje blaty i jeszcze raz wrócić do mnie - mruknął, zbliżając się do niej na moment, na krótki, dosłownie kilka sekund, by spojrzeć jej w oczy z góry, zgarnąć kosmyk włosów i owiać ciepłym oddechem szyję. Hades zdecydowanie nie mógł się tego doczekać, a poza tym, mówienie o seksie z nią na tyle wprost nawet go nie krępowało. A jeśli ją tak, cóż, uroczo się rumieniła, to na pewno.
- Oho, czy to jedna z tych rozmów, które powinien wysłuchać terapeuta? Nie wiem, czy jako Twój przyszły mąż powinienem... no wiesz, jeszcze bym potem musiał odsiedzieć za pobicie swoje - mruknął, pół żartem pół serio i właściwie to niech zgaduje, w której części żartował. Chciał jednak, by dzisiaj zapomniała o niefortunnych związkach, relacjach, o Lacey, która bądź co bądź była jego największą rywalką na mecie do serca Robertson. Jednak nie robił tego wszystkiego po to, by się dobrać do majtek uroczej gamerki, ale dlatego, że trochę już się znali, miał do niej słabość i przede wszystkim - spędzanie z nią czasu sam na sam mogło przynieść same korzyści. A przynajmniej zweryfikować, czy to, co się kiełkowało, miało w ogóle szanse. - Daj spokój, fortunę to kosztował mój dom - wywrócił oczami i zaśmiał się, drapiąc się nerwowo po karku - po prostu przyjmij, pojedź i baw się dobrze - no on by chciał z nią, ale nie zamierzał się narzucać. - Tak mi mów - i nie spodziewał się tego. Nie sądził, że ich usta się spotkają, ale gdy poczuł jej miękkie wargi na swoich nie powstrzymywał się. Przycisnął ją do siebie jedną dłonią, obejmując dziewczynę w pasie, a drugą przesunął od policzka przez szyję, aż we włosy. Pogłębił pocałunek machinalnie, ale czując jak się wycofuje, westchnął tylko, opierając o jej czoło swoje czoło. - Coś się znajdzie - kciukiem przejechał po jej policzku z szerszym uśmiechem.
Valerie Robertson
- Oho, czy to jedna z tych rozmów, które powinien wysłuchać terapeuta? Nie wiem, czy jako Twój przyszły mąż powinienem... no wiesz, jeszcze bym potem musiał odsiedzieć za pobicie swoje - mruknął, pół żartem pół serio i właściwie to niech zgaduje, w której części żartował. Chciał jednak, by dzisiaj zapomniała o niefortunnych związkach, relacjach, o Lacey, która bądź co bądź była jego największą rywalką na mecie do serca Robertson. Jednak nie robił tego wszystkiego po to, by się dobrać do majtek uroczej gamerki, ale dlatego, że trochę już się znali, miał do niej słabość i przede wszystkim - spędzanie z nią czasu sam na sam mogło przynieść same korzyści. A przynajmniej zweryfikować, czy to, co się kiełkowało, miało w ogóle szanse. - Daj spokój, fortunę to kosztował mój dom - wywrócił oczami i zaśmiał się, drapiąc się nerwowo po karku - po prostu przyjmij, pojedź i baw się dobrze - no on by chciał z nią, ale nie zamierzał się narzucać. - Tak mi mów - i nie spodziewał się tego. Nie sądził, że ich usta się spotkają, ale gdy poczuł jej miękkie wargi na swoich nie powstrzymywał się. Przycisnął ją do siebie jedną dłonią, obejmując dziewczynę w pasie, a drugą przesunął od policzka przez szyję, aż we włosy. Pogłębił pocałunek machinalnie, ale czując jak się wycofuje, westchnął tylko, opierając o jej czoło swoje czoło. - Coś się znajdzie - kciukiem przejechał po jej policzku z szerszym uśmiechem.
Valerie Robertson
mów mi/kontakt
devil himself
a
Val urodziła się i wychowała w HV. Jest najmłodsza z trójki rodzeństwa. Od kiedy tylko pamięta żyła w cieniu 'idealnej' starszej siostry, przez co w pewnym momencie nabawiła się naprawdę konkretnych kompleksów. Niedługo po skończeniu studiów wyprowadziła się od rodziców i wynajęła malutki dom na wyspie, który utrzymuje głównie z pensji którą otrzymuje za pracę w sklepie Vintage. Jest biseksualna i od kilku lat żyje we friendzonie ze swoją najlepszą przyjaciółką Lacey. Poza tym lubi grać w gry na konsoli i lubi Hadesa, ale on jej nie chce i podkreśla to przy każdej okazji, zwłaszcza podczas rozmów na sb.
26
162
Westchnęła z nieco przesadzoną ciężkością, co zdecydowanie zdradzał cień uśmiechu na jej twarzy. - No nie będę ukrywać, że to nie jest moja wymarzona praca. Złapałam ją z braku innej na horyzoncie, no i dlatego, że muszę się jakoś utrzymywać. - wzruszyła ramieniem. - I fakt, znalezienie pracy w której bym się odnalazła brzmi jak najlepsza rzecz na świecie, ale nie wiem czy nadaję się do czegoś poza standardową obsługą ludzi i udawaniem, że wszystko po mnie spływa. - przyznała. - I żeby nie było - to wcale nie jest fałszywa skromność. Po prostu nigdy nie robiłam niczego bardziej ambitnego, a to już znacząco mnie szufladkuje. - zwłaszcza, że jak na osobę powoli zbliżającą się do trzydziestki, naprawdę mało wiedziała o swoich własnych umiejętnościach, czy mocnych stronach. Przyzwyczajona do brania tego co daje jej los, już dawno zdawała się zatracić jakiś większy sens. - Proszę, proszę, aż tak na Ciebie to podziałało? - zacisnęła na moment usta, wcale nie odpierając jego wzroku, ani bliskości. Wręcz przeciwnie, nawet jeśli nie do końca to do siebie dopuszczała, jego ciepły oddech na jej skórze, czy sam fakt znajdowania się tak blisko, sprawiał że jej żołądek strzelał właśnie naprawdę przyjemne fikołki. Takie, których nie czuła już naprawdę bardzo długo. - Ale zobaczymy co da się zrobić. - skinęła głową, wcale nie mając nic przeciwko, żeby kiedyś rzeczywiście spełnić tą obietnicę seksu przy konsoli. Kto wie, może nawet szybciej niż myślała?
- Nieee. - zaśmiała się. - Aż tak źle nie było, żebym musiała o tym opowiadać na płatnych spotkaniach. Poza tym jako mój przyszły mąż chyba nawet nie powinieneś słuchać o takich rzeczach. Wiesz, jak to mówią...przeszłość to tylko przeszłość, a o wiele bardziej ważne jest to co dopiero będzie. - stwierdziła, w zasadzie już od dłuższego czasu starając się kierować właśnie tą myślą. Każde z nich miało przecież jakieś większe, czy mniejsze grzeszki na sumieniu, które należały już teraz do ich dawno odepchniętej od tyłka przeszłości. Jaki był sens to rozpamiętywać, kiedy o wiele ciekawsze rzeczy działy się właśnie teraz? Bez sensu. - Pojedźmy. - podkreśliła jeszcze po nim, zanim jej usta tak odważnie powędrowały do góry, skupiając całą swoją uwagę na jego. Nie czuła się źle z tym, że zdecydowała się w końcu przekroczyć ten mały, niewidzialny murek który między sobą trzymali. Okazja przecież była niebanalna, a do tego naprawdę i tak długo się przed tym powstrzymywała. - Zawsze tak obsypujesz prezentami swoje koleżanki z serwera, czy powinnam już teraz czuć sie wyjątkowa? - rzuciła jeszcze czysto zaczepnie, wcale nie mając zamiaru pograć mu teraz na nosie. Widziała że się starał i cóż, póki co wychodziło mu to nawet lepiej niż dobrze!
Hades S. Pearson
- Nieee. - zaśmiała się. - Aż tak źle nie było, żebym musiała o tym opowiadać na płatnych spotkaniach. Poza tym jako mój przyszły mąż chyba nawet nie powinieneś słuchać o takich rzeczach. Wiesz, jak to mówią...przeszłość to tylko przeszłość, a o wiele bardziej ważne jest to co dopiero będzie. - stwierdziła, w zasadzie już od dłuższego czasu starając się kierować właśnie tą myślą. Każde z nich miało przecież jakieś większe, czy mniejsze grzeszki na sumieniu, które należały już teraz do ich dawno odepchniętej od tyłka przeszłości. Jaki był sens to rozpamiętywać, kiedy o wiele ciekawsze rzeczy działy się właśnie teraz? Bez sensu. - Pojedźmy. - podkreśliła jeszcze po nim, zanim jej usta tak odważnie powędrowały do góry, skupiając całą swoją uwagę na jego. Nie czuła się źle z tym, że zdecydowała się w końcu przekroczyć ten mały, niewidzialny murek który między sobą trzymali. Okazja przecież była niebanalna, a do tego naprawdę i tak długo się przed tym powstrzymywała. - Zawsze tak obsypujesz prezentami swoje koleżanki z serwera, czy powinnam już teraz czuć sie wyjątkowa? - rzuciła jeszcze czysto zaczepnie, wcale nie mając zamiaru pograć mu teraz na nosie. Widziała że się starał i cóż, póki co wychodziło mu to nawet lepiej niż dobrze!
Hades S. Pearson
mów mi/kontakt
hunny bunny
a
Sajko. Gejms. Hell.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
Urodzony w Miami, podczas studiów przeprowadził się do Hope Valley i od tego momentu tu zamieszkuje. Psychoterapeuta z własnym gabinetem, właściciel klubu i maniak gier wideo. Dość niekonwencjonalnie podchodzi do życia, swojej pracy, a już tym bardziej do kobiet, wyrywając miłośniczki gier na lateks i seriale z TLC.
35
190
- Może trzeba czegoś spróbować? - Spojrzał na nią spokojnie. - No wiesz, nowego. Nie przekonasz się, jeśli tego nie zrobisz. Testerka gier? Czemu nie, takie rzeczy teraz chyba są w modzie, a przecież lubisz to robić, jesteś w tym dobra i mogłabyś nie jednemu od razu skopać tyłek. Nie zaszkodzi Ci przecież spróbować w wolniejszym czasie czegoś poszukać. A ten sklep to i tak jestem zdziwiony, że żyje - wywrócił oczami, prychając pod nosem, bo naprawdę - czy ktoś tam w ogóle chodził? Zawsze go to zastanawiało, ale może dlatego, że byli w Hope Valley, a nie w Miami, to może więcej osób ubierało się vintage i przychodziło do Valerie po jakieś skarby. Nie wypowiadała się jednak o obecnej robocie w superlatywach, więc tak, to był tylko zarobek i jasne, trzeba było się z czegoś utrzymywać, więc całkiem logicznie podchodziła do tematu. - Cóż, można powiedzieć, że trochę celibat wprowadziłem w życie, nie miałbym nic przeciwko przerwaniu go z odpowiednią dziewczyną - wzruszył bezradnie ramionami, bo na dobrą sprawę zawsze był upfront jeśli chodzi o swoje pragnienia, życie i nie wstydził się tego mówić. Tak, miał na nią ochotę, ale przykryta była ona chęcią poznania całej panny Robertson, a nie tylko jędrności jej tyłka czy cycków. To w głównej mierze sprowadzało się do tego, że jednak nie myślał o niej, jak o jednorazowym numerku.
- To prawda, jest w tym coś - uśmiechnął się lekko. Był chyba za stary na to, by biec z nurtem, ale nie będzie jej wypytywał o przeszłość. Jeśli kiedyś sie mu zwierzy - zrobi to, bo mu ufa, a nie dlatego, że jest terapeutą. Przynajmniej takie miał wrażenie i nadzieje. - Mhm - wymruczał w jej usta i przesunął palcami po jej włosach. A raczej wplótł je w nie na moment, bawiąc się kosmykami, póki się od siebie nie oderwali. - Jesteś wyjątkowa - pocałował ją w czoło i zabrał za rękę. Randka w końcu dopiero się zaczęła. Zaliczyli dobry posiłek, potem owocowe lody na patyku i odprowadził ją, jak to zawsze miał w zwyczaju, by zadbać też o jej bezpieczeństwo. Nigdy nie wiadomo, co może spotkać drugiego człowieka, tak? A on jakoś nie chciał jej tracić przed ich wspólnymi wakacjami.
zt x2
Valerie Robertson
- To prawda, jest w tym coś - uśmiechnął się lekko. Był chyba za stary na to, by biec z nurtem, ale nie będzie jej wypytywał o przeszłość. Jeśli kiedyś sie mu zwierzy - zrobi to, bo mu ufa, a nie dlatego, że jest terapeutą. Przynajmniej takie miał wrażenie i nadzieje. - Mhm - wymruczał w jej usta i przesunął palcami po jej włosach. A raczej wplótł je w nie na moment, bawiąc się kosmykami, póki się od siebie nie oderwali. - Jesteś wyjątkowa - pocałował ją w czoło i zabrał za rękę. Randka w końcu dopiero się zaczęła. Zaliczyli dobry posiłek, potem owocowe lody na patyku i odprowadził ją, jak to zawsze miał w zwyczaju, by zadbać też o jej bezpieczeństwo. Nigdy nie wiadomo, co może spotkać drugiego człowieka, tak? A on jakoś nie chciał jej tracić przed ich wspólnymi wakacjami.
zt x2
Valerie Robertson
mów mi/kontakt
devil himself
a
#12
Corey Maverick
Życie w pośpiechu rządziło się swoimi prawami, między innymi tym, że z czasem nie zwracasz na innych uwagi, ciągle się spiesząc i tak jak było w tym wypadku, skończyło się to właśnie wyżej wspomnianym wypadkiem. Otóż to było tak, Noelle była w aptece by kupić kolejne środki nasenne bez recepty, potem w sklepie Olive by kupić ciasteczka dla Fifi, swojego jakże uroczego yorka, o którego ostatnio pokłóciła się z nową sąsiadką, a gdy już weszła do tamtego sklepu to tak się zagadała, zachwalając swojego wrednego szczura w psiej postaci, że nawet nie zauważyła iż niebawem spóźni się na rodzinne spotkanie, a ona nawet nie miała prezentu. O dziwo rodzice zaprosili ją na jakąś uroczystość, na którą wszyscy goście mają przynieść coś dla dzieci. Ma być charytatywnie. Zatem Covington niewiele myśląc zobaczyła na wystawie ogromnego białego misia i to jego kupiła, ledwo co ładując go do torby. Spieszyła się na parking i nie zauważyła, że przypadkiem trąciła ramieniem jakiegoś nieznanego jej mężczyznę, przez co rozerwała się jej torba z zakupami, a wszystkie owoce wysypały się na ulicę, ciasteczka dla psa również. Bo wspominałam że jeszcze kupiła sporo mandarynek dla dzieciaków?
- Przepraszam, przepraszam, już to zbieram. - kucnęła na szpilkach, ale w swoim roztargnieniu nie wiedziała nawet, że torebkę ma również otwartą, więc i jej zawartość wysypała się przy schylaniu. Oczywiście misiek, który do niedawna był pod jej pachą też znalazł szczęśliwe miejsce na deptaku, a dokładniej na piasku obok niego. Blondynka sama już nie wiedziała od czego ma zacząć zbieranie rzeczy, a jedyne na co miała ochotę to aby kopnąć tego cholernego miśka bo to wszystko to była tylko i wyłącznie jego wina! Gdyby nie był taki ogromny to nie musiałaby tak lawirować pomiędzy ludźmi. Sęk w tym, że sama go właściwie wybrała, więc nie mogła obwiniać nikogo więcej, jak tylko siebie, mogła przecież wybrać jakąś małą zabawkę, czyż nie? Zaklęła coś cicho i niewyraźnie pod nosem, bo tych ludzi też nagle musiało być tak dużo, jakby świat nie mógł choć raz zadziałać na jej korzyść i sprawić by przez jeden dzień nie miała żadnych problemów.
Corey Maverick
Życie w pośpiechu rządziło się swoimi prawami, między innymi tym, że z czasem nie zwracasz na innych uwagi, ciągle się spiesząc i tak jak było w tym wypadku, skończyło się to właśnie wyżej wspomnianym wypadkiem. Otóż to było tak, Noelle była w aptece by kupić kolejne środki nasenne bez recepty, potem w sklepie Olive by kupić ciasteczka dla Fifi, swojego jakże uroczego yorka, o którego ostatnio pokłóciła się z nową sąsiadką, a gdy już weszła do tamtego sklepu to tak się zagadała, zachwalając swojego wrednego szczura w psiej postaci, że nawet nie zauważyła iż niebawem spóźni się na rodzinne spotkanie, a ona nawet nie miała prezentu. O dziwo rodzice zaprosili ją na jakąś uroczystość, na którą wszyscy goście mają przynieść coś dla dzieci. Ma być charytatywnie. Zatem Covington niewiele myśląc zobaczyła na wystawie ogromnego białego misia i to jego kupiła, ledwo co ładując go do torby. Spieszyła się na parking i nie zauważyła, że przypadkiem trąciła ramieniem jakiegoś nieznanego jej mężczyznę, przez co rozerwała się jej torba z zakupami, a wszystkie owoce wysypały się na ulicę, ciasteczka dla psa również. Bo wspominałam że jeszcze kupiła sporo mandarynek dla dzieciaków?
- Przepraszam, przepraszam, już to zbieram. - kucnęła na szpilkach, ale w swoim roztargnieniu nie wiedziała nawet, że torebkę ma również otwartą, więc i jej zawartość wysypała się przy schylaniu. Oczywiście misiek, który do niedawna był pod jej pachą też znalazł szczęśliwe miejsce na deptaku, a dokładniej na piasku obok niego. Blondynka sama już nie wiedziała od czego ma zacząć zbieranie rzeczy, a jedyne na co miała ochotę to aby kopnąć tego cholernego miśka bo to wszystko to była tylko i wyłącznie jego wina! Gdyby nie był taki ogromny to nie musiałaby tak lawirować pomiędzy ludźmi. Sęk w tym, że sama go właściwie wybrała, więc nie mogła obwiniać nikogo więcej, jak tylko siebie, mogła przecież wybrać jakąś małą zabawkę, czyż nie? Zaklęła coś cicho i niewyraźnie pod nosem, bo tych ludzi też nagle musiało być tak dużo, jakby świat nie mógł choć raz zadziałać na jej korzyść i sprawić by przez jeden dzień nie miała żadnych problemów.
mów mi/kontakt
-
a
#4
Spotkanie z przyjacielem nieco poprawiło mu nastrój, jednak jak się okazuje, jest to tylko chwilowe, złudne uczucie. Minie sporo czasu, nim odnajdzie się w tym mieście, nim w ogóle będzie w stanie jako tako funkcjonować. Westchnął ciężko. Najwyższa pora pomyśleć o jakiejś pomocy, te demony ciągną się za nim latami, przez co nie może czerpać z życia tyle, ile by chciał. Zerknął za zegarek. Jak zwykle wyszedł wcześniej, więc nie musiał się spieszyć, wybierając krótszą trasę do radia dojdzie grubo przed czasem. Uroki bycia punktualnym, mimo roztrzepania jakie ma każdy początkujący muzyk. Pogoda także jako tako dopisywała, dlatego zaopatrzony w kubek z kawą i ze słuchawkami na uszach ruszył dobrze sobie znaną trasą, mając nadzieję że dobry humor utrzyma się dzisiaj cały dzień.
Wiadomo jednak, że nie można mieć wszystkiego, prawda? Warto też wspomnieć, że gdy w grę wchodzi muzyka, Maverick bywa nieobecny, w błękitnych oczach czai się spokój, który szybko znika, jak wraca do rzeczywistości, tak jak w tym przypadku, gdy uderzenie w ramię nie dość, że wytrąciło go ze spokoju ducha, to jeszcze sprawiło że zakupiona kawa poszybowała na bok. Popatrzył na nią smutno, jednak w kolejnej sekundzie zorientował się, że przeszkodą, na jaką natrafił była... kobieta. Kompletnie mu nieznajoma blondynka, najwidoczniej dzisiaj tak samo jak on roztrzepana. Spokój w jego oczach bardzo szybko się ulotnił, zastąpił go strach, jak zawsze gdy w jego życiu pojawiała się jakakolwiek kobieta. Szybko spuścił z niej wzrok, w pierwszym odruchu chcąc najzwyczajniej w świecie odejść. Jednak posiada jako takie maniery, dlatego z ogromnym wahaniem pochylił się, pomagając jej zbierać rozsypane zakupy, nieumiejętnie jednak ukrywając drżenie rąk.
- Um... to chyba twoje. – mruknął, sięgając po dużego miśka, którego złapał dwoma rękoma, dziwiąc się, jaki jest miękki. W pewnym sensie był dużym dzieckiem, które cieszyło się z małych rzeczy i miało swój własny świat. Rzucił dłuższe spojrzenie na zabawkę, nim wyciągnął dłonie by oddać ją kobiecie. - Ładny. – dodał cicho, unikając jej spojrzenia, patrząc gdzieś w bok. Czyli nic specjalnego.
Noelle Covington
Spotkanie z przyjacielem nieco poprawiło mu nastrój, jednak jak się okazuje, jest to tylko chwilowe, złudne uczucie. Minie sporo czasu, nim odnajdzie się w tym mieście, nim w ogóle będzie w stanie jako tako funkcjonować. Westchnął ciężko. Najwyższa pora pomyśleć o jakiejś pomocy, te demony ciągną się za nim latami, przez co nie może czerpać z życia tyle, ile by chciał. Zerknął za zegarek. Jak zwykle wyszedł wcześniej, więc nie musiał się spieszyć, wybierając krótszą trasę do radia dojdzie grubo przed czasem. Uroki bycia punktualnym, mimo roztrzepania jakie ma każdy początkujący muzyk. Pogoda także jako tako dopisywała, dlatego zaopatrzony w kubek z kawą i ze słuchawkami na uszach ruszył dobrze sobie znaną trasą, mając nadzieję że dobry humor utrzyma się dzisiaj cały dzień.
Wiadomo jednak, że nie można mieć wszystkiego, prawda? Warto też wspomnieć, że gdy w grę wchodzi muzyka, Maverick bywa nieobecny, w błękitnych oczach czai się spokój, który szybko znika, jak wraca do rzeczywistości, tak jak w tym przypadku, gdy uderzenie w ramię nie dość, że wytrąciło go ze spokoju ducha, to jeszcze sprawiło że zakupiona kawa poszybowała na bok. Popatrzył na nią smutno, jednak w kolejnej sekundzie zorientował się, że przeszkodą, na jaką natrafił była... kobieta. Kompletnie mu nieznajoma blondynka, najwidoczniej dzisiaj tak samo jak on roztrzepana. Spokój w jego oczach bardzo szybko się ulotnił, zastąpił go strach, jak zawsze gdy w jego życiu pojawiała się jakakolwiek kobieta. Szybko spuścił z niej wzrok, w pierwszym odruchu chcąc najzwyczajniej w świecie odejść. Jednak posiada jako takie maniery, dlatego z ogromnym wahaniem pochylił się, pomagając jej zbierać rozsypane zakupy, nieumiejętnie jednak ukrywając drżenie rąk.
- Um... to chyba twoje. – mruknął, sięgając po dużego miśka, którego złapał dwoma rękoma, dziwiąc się, jaki jest miękki. W pewnym sensie był dużym dzieckiem, które cieszyło się z małych rzeczy i miało swój własny świat. Rzucił dłuższe spojrzenie na zabawkę, nim wyciągnął dłonie by oddać ją kobiecie. - Ładny. – dodał cicho, unikając jej spojrzenia, patrząc gdzieś w bok. Czyli nic specjalnego.
Noelle Covington
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
a
Corey Maverick
Jeżeli przez dłuższy czas bierze się środki nasenne to tak jak i inne lekarstwa, wpływają one na naszą psychikę, poniekąd ją zmieniając. Dlatego te spokojne osoby stają się bardziej nerwowe, a te znerwicowane obojętnymi, wręcz zaspanymi. Niektórzy też mają taki nagły przypływ energii i wszędzie ich pełno, więc każdy by pomyślał, że są na haju. Noelle była gdzieś pomiędzy nerwowością, a obojętnością w obecnym momencie jej życia, starała się to skrywać pod maską normalności, co nie do końca jej wychodziło. W końcu ostatnio wydarła się na sąsiadkę, która miała rację zwracając jej uwagę, a teraz jak nie ściągnęła buta i zaczęła obcasem bić tego ogromnego miśka! Wbijała mu nią niczym nóż prosto w serce, a ten wciąż patrzył na nią tymi guziczkowatymi oczkami i jeszcze się śmiał jej w twarz! Oczywiście to wszystko, ta scena grozy rozegrała się jedynie w jej głowie, bo mimo wszystko posiadała jeszcze jakiekolwiek resztki rozumu, by nie odgrywać sceny przy ludziach. Jeszcze by zadzwonili do psychiatryka, a blondynka nigdzie się nie wybierała. Tak więc zaklęła pod nosem i zaczęła zbierać swoje rzeczy, gdy ujrzała jakieś drżące ręce, które jej pomagały. Skierowała swój wzrok za nimi, by skupić go na ich właścicielu, jakimś blondynie.
- Wszystko w porządku? - zapytała, bo jednak nie na co dzień spotykasz kogoś, komu ręce tak drżą niczym ze strachu. Jednak Covington nie powiązała tego ze strachem tylko z tym, że albo mężczyzna jest alkoholikiem na odwyku, albo ma początki Parkinsona. Czy warto go w tym uświadamiać? Może lepiej nie wtrącać się do cudzego życia, bo to tylko oznacza nieprzyjemności? Owoce były całe w piasku, wszystkie produkty spożywcze w nim były, a więc nie nadawały się już do jedzenia i w jednej chwili miała ona ochotę się rozpłakać. Nie zrobiła jednak tego, wręcz pozbierała to, co mogła, podniosła się z dumą i otrzepała ciuchy z piasku, wtedy też mężczyzna skierował w jej stronę tego nieszczęsnego, również brudnego od piasku misia. Sama nie wiedziała czy bardziej ma ochotę cisnąć nim w ten piasek i przygnieść go butem, czy się rozpłakać.
- Tak, znaczy się nie. To prezent dla dzieci z domu dziecka. Ale brudnego nikt nie przyjmie teraz. - odebrała zatem tego dużego pluszaka i próbowała wytrzepać delikatnie dłonią z niego piasek, jednak wiadomo, tutaj by się przydało pranie. Spojrzała też na te porozrzucane owoce.
- Ma pan może jakąś reklamówkę? Nie chcę śmiecić nimi środowiska, a kosz jest dopiero przy tamtym zakręcie. - odparła chcąc być eko, bo jakby nie było, zawsze dbała o środowisko, a musiała je w czymś przenieść, więc najlepiej w torbie. Oby nie porwanej.
Jeżeli przez dłuższy czas bierze się środki nasenne to tak jak i inne lekarstwa, wpływają one na naszą psychikę, poniekąd ją zmieniając. Dlatego te spokojne osoby stają się bardziej nerwowe, a te znerwicowane obojętnymi, wręcz zaspanymi. Niektórzy też mają taki nagły przypływ energii i wszędzie ich pełno, więc każdy by pomyślał, że są na haju. Noelle była gdzieś pomiędzy nerwowością, a obojętnością w obecnym momencie jej życia, starała się to skrywać pod maską normalności, co nie do końca jej wychodziło. W końcu ostatnio wydarła się na sąsiadkę, która miała rację zwracając jej uwagę, a teraz jak nie ściągnęła buta i zaczęła obcasem bić tego ogromnego miśka! Wbijała mu nią niczym nóż prosto w serce, a ten wciąż patrzył na nią tymi guziczkowatymi oczkami i jeszcze się śmiał jej w twarz! Oczywiście to wszystko, ta scena grozy rozegrała się jedynie w jej głowie, bo mimo wszystko posiadała jeszcze jakiekolwiek resztki rozumu, by nie odgrywać sceny przy ludziach. Jeszcze by zadzwonili do psychiatryka, a blondynka nigdzie się nie wybierała. Tak więc zaklęła pod nosem i zaczęła zbierać swoje rzeczy, gdy ujrzała jakieś drżące ręce, które jej pomagały. Skierowała swój wzrok za nimi, by skupić go na ich właścicielu, jakimś blondynie.
- Wszystko w porządku? - zapytała, bo jednak nie na co dzień spotykasz kogoś, komu ręce tak drżą niczym ze strachu. Jednak Covington nie powiązała tego ze strachem tylko z tym, że albo mężczyzna jest alkoholikiem na odwyku, albo ma początki Parkinsona. Czy warto go w tym uświadamiać? Może lepiej nie wtrącać się do cudzego życia, bo to tylko oznacza nieprzyjemności? Owoce były całe w piasku, wszystkie produkty spożywcze w nim były, a więc nie nadawały się już do jedzenia i w jednej chwili miała ona ochotę się rozpłakać. Nie zrobiła jednak tego, wręcz pozbierała to, co mogła, podniosła się z dumą i otrzepała ciuchy z piasku, wtedy też mężczyzna skierował w jej stronę tego nieszczęsnego, również brudnego od piasku misia. Sama nie wiedziała czy bardziej ma ochotę cisnąć nim w ten piasek i przygnieść go butem, czy się rozpłakać.
- Tak, znaczy się nie. To prezent dla dzieci z domu dziecka. Ale brudnego nikt nie przyjmie teraz. - odebrała zatem tego dużego pluszaka i próbowała wytrzepać delikatnie dłonią z niego piasek, jednak wiadomo, tutaj by się przydało pranie. Spojrzała też na te porozrzucane owoce.
- Ma pan może jakąś reklamówkę? Nie chcę śmiecić nimi środowiska, a kosz jest dopiero przy tamtym zakręcie. - odparła chcąc być eko, bo jakby nie było, zawsze dbała o środowisko, a musiała je w czymś przenieść, więc najlepiej w torbie. Oby nie porwanej.
mów mi/kontakt
-